-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać1
-
Artykuły10 gorących książkowych premier tego tygodnia. Co warto przeczytać?LubimyCzytać3
-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
Biblioteczka
2021-07-16
2021-02-22
2019-11-04
2018-10-26
2017-12-31
2016-12-18
2016-08-03
2015-09-19
2015-09-11
Moja ukochana autorka powraca na bloga! Tym razem postanowiłam wziąć się za bary z "Pułapką uczuć", którą zamówiłam już jakiś czas temu. I teraz pojawia się pytanie: kiedy ostatnia część pojawi się w Polsce?!
Znowu mamy do czynienia z niewinnym początkiem. Dziewczyna przeprowadza się na drugi koniec Stanów razem z matką i bratem. Pierwszego dnia poznaje swojego zabójczo przystojnego sąsiada Willa i jego brata Cauldera. Prosta historia i wielkie Love Story? Nie tym razem. Colleen Hoover jest przecież mistrzynią komplikowania życia swoim bohaterom. Wszystko wychodzi na jaw, kiedy Layken przekracza próg swojego nowego liceum...
Jeśli już o szkole mowa. Na pierwszej lekcji główna bohaterka poznaje szaloną i jedyną w swoim rodzaju Eddie. Co to jest za dziewczyna! Mimo wielu problemów w swoim życiu każdego dnia się uśmiecha. Zamiast użalać się nad swoim losem, pociesza zagubioną Layken. Zaimponowała mi. Taka przyjaciółka to prawdziwy skarb. Kiedy opowiedziała swoją historię po prostu nie mogłam uwierzyć, że coś takiego strasznego przydarzyło się tak dobrej osobie. Świat na prawdę jest niesprawiedliwy.
Sama główna bohaterka wydawała mi się... hmm... normalna? Nie irytowała mnie, nie wyróżniała się z tłumu, miała problemy jak każda nastolatka. Chyba po prostu wydawała mi się bardzo podobna do mnie, dlatego od razu ją polubiłam. Razem z nią współczułam, kochała, nienawidziła... byłyśmy jednością. Takie cuda z czytelnikiem potrafi zrobić tylko Hoover.
Co do Willa, do tej pory nie wiem dokładnie co mam o nim myśleć. Jego przeszłość zwaliła mnie z nóg, ale z drugiej strony, to, że ukrywał przed Layken czym się zajmuję nie było wobec niej, wobec NICH fair. Mimo młodego wieku zajmował się dziewięcioletnim bratem, pracował i znajdował czas dla siebie. Takie zachowanie zasługuje na pełny szacunek. Kiedy wyobraziłam sobie, że jestem na jego miejscu... to na pewno nie wyglądałoby tak pięknie.
Ważną postacią w tej powieści byłą również Julia, matka Layken. Hoover pokazała ją jako mentora, opiekuna wskazującego odpowiednią drogę młodym. Bez niej Layken i Will na pewno by się pogubili.
Miły zaskoczeniem okazały się wiersze pisane przez bohaterów. Żadne opisy ani dialogi nie pozwoliły poznać mi ich tak, jak poznałam dzięki wierszom. Ciche wyznanie miłości, żal po śmierci bliskich, gniew po rozstaniu... nie miałam pojęcia, że zwykły wiersz może tak oddać uczucia. Zaczęłam się nawet zastanawiać nad napisaniem swojego - o tej powieści i przeżyciach z nią związanych rzecz jasna.
Nie spodziewałam się również, że "Pułapka uczuć" to wyciskacz łez! Dwa razy popłakałam się przy jej lekturze. Pierwszy raz, kiedy Eddie obchodziła swoje osiemnaste urodziny. List od jej ojca i te wszystkie baloniki rozłożyły mnie na łopatki. Chciałam dowiedzieć się co było dalej, ale nic nie widziałam przez zbierające się łzy. Drugi raz płakałam kiedy Layken czytała list od swojej mamy (chyba nigdy już nie przeczytam żadnego listu). Na szczęście był to już epilog, więc spokojnie odłożyłam książkę, schowałam twarz w poduszce i zaczęłam płakać.
Kiedy już przetrawiłam te wszystkie emocje, siadłam przed laptopem i zaczęłam pisać recenzje - zajęło mi to dwa dni. "Pułapka uczuć" to czwarta książka Colleen Hoover, którą przeczytała. Poszperałam w necie i okazało się, że jest to pierwsza wydana przez nią książka, co dało się zauważyć podczas czytania. "Pułapka..." jest ciut gorsza od "Hopeless", "Losing Hope" czy "Maybe Someday". Na "Nieprzekraczalną granicę" będę musiała jeszcze trochę poczekać (zebrało mi się kilka książek na konkurs z polskiego, więc może być nawet krucho z recenzjami na blogu).
zaczarowana-me.blogspot.com
Moja ukochana autorka powraca na bloga! Tym razem postanowiłam wziąć się za bary z "Pułapką uczuć", którą zamówiłam już jakiś czas temu. I teraz pojawia się pytanie: kiedy ostatnia część pojawi się w Polsce?!
Znowu mamy do czynienia z niewinnym początkiem. Dziewczyna przeprowadza się na drugi koniec Stanów razem z matką i bratem. Pierwszego dnia poznaje swojego zabójczo...
2015-07-18
"Hopeless" i "Losing Hope" Colleen Hoover przeczytała z zapartym tchem. Nie mogłam więc przepuścić takiej okazji i nie przeczytać "Maybe Someday".
Po pani Hoover spodziewałam się mocnych charakterów głównych bohaterów i w miarę zwartej akcji. Jeżeli mam być szczera, moje przypuszczenia były prawdziwe, ale tylko w połowie.
Znajomość Sydney i Ridg'a diametralnie różniła się od znajomości bohaterów "Hopeless". I Syd i Ridg byli od lat w związkach i żadnemu z nich nie śniło się z nich rezygnować.I bardzo słusznie. Pokazali wtedy swoją lojalność, a nie tak jak większość bohaterów w ich przypadku, rzucili się w ramiona zapominając o swojej drugiej połówce. Ale wracając do ich znajomości... Jak już wiecie (lub nie) z opisu, Ridge gra na gitarze. Codziennie wieczorem wychodzi na balkon i ćwiczy swoje kawałki. Po drugiej stronie dziedzińca znajduje się mieszkanie Syd i Tori, jej najbliższej przyjaciółki. Dziewczyna lubi słuchać gry Ridg'a. Ułożyła nawet kilka tekstów. Jej życie wygląda jak jedna wielka sielanka. Sprawy trochę się pokomplikowały, kiedy chłopak Sydney, Hunter, zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką. Swoją drogą, to z tej Tori niezłe ziółko, ale to już doczytajcie sami.
W każdym razie, zrobiło mi się żal Syd. W kilka minut została singielką bez mieszkania i bez możliwości powrotu do rodzinnego domu. Pomocną dłoń wyciągną do niej Ridge. Od początku uważałam go za normalnego faceta, ale kiedy wyznał Sydney swoją tajemnicę szczena opadła mi aż do podłogi. Kiedy już się pozbierałam, zaczął opowiadać Syd o swoim dzieciństwie i związku, i znowu otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia.
Teraz trochę o związku Ridg'a. Maggie to przesłodka dziewczyna z ambicjami. Moim zdaniem pasowali do siebie wprost idealnie! Borykali się nawet z tym samym problemem, co chyba zbliżało ich do siebie jeszcze bardziej. Byli ze sobą od pięciu lat i znali się jak dwa łyse konie. Nie podawali się mimo wielu przeciwności i to chyba za to cenię ich najbardziej.
W czasie kiedy współpraca Ridg'a i Sydney kwitła, coraz częściej w mojej głowie pojawiała się myśl "A może by tak... nie, nie, nie, przecież Ridge ma dziewczynę". Jednak los bywa przewrotny i po pewnym czasie tych dwoje zaczęło czuć coś do siebie. To, co w tej chwili zrobił Ridge było bardzo odpowiedzialne i spodobało mi się jego podejście. Wiedział, że Maggie go kocha i nie może jej skrzywdzić, dlatego nie przekroczył granicy.
Późniejsza akcja potoczyła się tak szybko, że czasem się gubiłam. Taka trochę nieoczekiwana podróż w czasie. Autorka skupiła się na jednym dniu, po czym przeskoczyła do następnego tygodnia. Dla jednych jest to minus, ale dla mnie ogromny plus. Dzięki temu książka nie ciągnęła się w nieskończoność i nie była nudna.
Co do zakończenia, to w pewnych momentach bardzo mnie rozbawiło (zwłaszcza krótki monolog brata Ridg'a skierowany do Syd w ostatnim rozdziale. Po prostu nie mogłam wytrzymać i, nie zważając na późną godzinę, roześmiałam się w głos), ale przede wszystkim mocno mnie rozczuliło. Sposób, w jaki Ridge utożsamia się z muzyką i jak ją odczuwa... zapewniam was, że jeszcze w żadnej książce nie opisano tego tak pięknie i dobitnie jednocześnie. Zaczęłam się nawet zastanawiać, jak poradziłabym sobie, gdybym była podobna do Ridg'a, i doszłam do wniosku, że chyba nie dałabym rady. Historia Sydney i Ridg'a rozwleczona jest chyba na co najmniej pół roku, ale nie przeszkadza to zbytnio w połapaniu się w fabule.
Gdybym miała określić "Maybe Someday" jednym słowem, to wybrałabym "zaskoczenie". Z rozdziału na rozdział autorka potrafiła mnie coraz bardziej zadziwić i jestem jej za to bardzo wdzięczna. Nie potrafiłam odłożyć tej książki choćby na moment, żeby o niej nie myśleć. Po prostu się nie da! Moja ocena, tak jak w przypadku poprzednich dzieł pani Hoover, będzie wysoka. Polecam "Maybe Someday" wszystkim, którzy chociaż na moment chcą oderwać się od szarej rzeczywistości i zatopić się w czystych dźwiękach tego świata. A może to właśnie cisza okaże się dla Was lepszym przyjacielem...
http://zaczarowana-me.blogspot.com
"Hopeless" i "Losing Hope" Colleen Hoover przeczytała z zapartym tchem. Nie mogłam więc przepuścić takiej okazji i nie przeczytać "Maybe Someday".
Po pani Hoover spodziewałam się mocnych charakterów głównych bohaterów i w miarę zwartej akcji. Jeżeli mam być szczera, moje przypuszczenia były prawdziwe, ale tylko w połowie.
Znajomość Sydney i Ridg'a diametralnie różniła...
2015-07-15
Jak już wspominałam ostatnio, "Hopeless" po prostu roztrzaskało mnie na miliony drobnych kawałów. Jeszcze tego samego dnia sięgnęłam więc po "Losing hope" (chyba tylko i wyłącznie po to, żeby moje "miliony kawałków" przerodziło się w "miliardy kawałków", ale wtedy nie byłam jeszcze tego świadoma).
Na początku myślałam, że "Losing.." będzie bardzo podobne do "Hopeless". Przecież to ta sama historia, tylko opowiedziana z punktu widzenia Holdera. Jednak już w pierwszym rozdziale dotarło do mnie, że pomyliłam się o całe lata świetlne. Cała opowieść zaczyna się rok wcześniej niż "Hopeless" i na początku koncentruje się na Less, siostrze Holdera. Na światło dzienne wypływają delikatnie tylko dotknięte poprzednio wątki. Ból i rozpacz całej rodziny chłopaka, jego stosunki z rodzicami i znajomymi. Trochę podniosło mnie to na duchu. "A może jednak nie będzie tak nudno, jak zakładałam", pomyślałam kończąc czytać uwaga, uwaga... pierwszy rozdział.
Teraz mogłabym rozpisywać się, jak to pokochałam tą książkę i bohaterów. Nie zrobię tego, ponieważ chciałabym zostać jak najbardziej obiektywna. Mam nadzieję, że mi się to uda. A więc, zacznijmy od pozytywów. Na pewno niepowtarzalny styl autorki, o którym wspominałam ostatnio. Opowieść o losach Sky i Holdera ani na chwilę nie pozwalała nudzić się czytelnikowi, co zalicza się na ogromny plus i dowodzi talentu Hoover. Nie mogę również pominąć kilku ciekawych scen, takich jak spotkania Holdera z Breckin'em, nieopisanych w poprzedniej części. Bardzo przypadło mi do gustu zakończenie, ale to rozwinę za chwilę.
Obiektywizm polega na tym, że potrafimy wskazać czyjeś wady i zalety, nie sugerując się naszą sympatią lub jej brakiem. Chcąc, nie chcąc, przyszedł teraz czas na wady "Losing hope". Ten akapit raczej nie będzie długi, ponieważ tak na prawdę w oczy rzuciły mi się tylko dwie nieprzychylne cechy. Pierwszą z nich są powtórzenia zastosowane przez autorkę. Jeżeli w "Hopeless" Sky pomyślała, że Holder jest zdenerwowany, to w "Losing hope" Holder na prawdę był zdenerwowany, i na odwrót. Jeżeli w "Losing hope" Holder domyślała się jak czuje się Sky, to w "Hopeless" dziewczyna faktycznie się tak czuje. Można podpiąć to pod świetną znajomość obojga bohaterów, ale mnie po prostu to denerwowało. Drugim (i jednocześnie ostatnim) minusem jest okładka. Przy "Hopeless" byłam zachwycona, ale przy "Losing hope" już nie bardzo... Nie mam pojęcia czemu kojarzy mi się ona ze szpitalem. To pewnie przez to nieskazitelnie białe tło.
Podsumowując, opowieść o losach Sky i Holdera po prostu mnie urzekła. W szkole usłyszałam od jednej dziewczyny, że nie chce czytać "Losing hope", ponieważ zna już tą historię i czytanie jej po raz drugi nie będzie miało większego sensu, bo zna ją już doskonale. Jest to bardzo myle stwierdzenie. Osoby, które przeczytały "Hopeless", a nie czytały "Losing hope" nie znają całej prawdy, a tylko połowę. W komentarzach pod recenzją "Hopeless" przeczytałam również, że niektórzy nie przeczytali tej książki ze względu na drugą część, która jest dużo gorsza. Nie macie się o co martwić. Druga część jest jeszcze lepsza od poprzedniej (no i koniec mojego obiektywizmu...). Bez żadnych wyrzutów mogę polecić ją wszystkim, którzy dorośli do tak poważnego tematu.
W "Hopeless" po prostu się zakochałam, "Losing hope" po prostu pokochałam.
zaczarowana-me.blogspot.com
Jak już wspominałam ostatnio, "Hopeless" po prostu roztrzaskało mnie na miliony drobnych kawałów. Jeszcze tego samego dnia sięgnęłam więc po "Losing hope" (chyba tylko i wyłącznie po to, żeby moje "miliony kawałków" przerodziło się w "miliardy kawałków", ale wtedy nie byłam jeszcze tego świadoma).
Na początku myślałam, że "Losing.." będzie bardzo podobne do...
2015-07-12
Zanim wzięłam się za tą książkę, nie do końca wiedziałam w co się pakuję. Myślałam, że będzie to kolejna dobra książka, o której zapomnę po kilku rozdziałach następnej. Jakże ja byłam głupia...
Wszystko zaczęło się niewinnie. Młoda dziewczyna zakochuje się od pierwszego wejrzenia w przystojnym chłopaku - norma. Ale później Hoover postanowiła wyrwać czytelnika z monotonii. Do akcji włączają się sekrety chłopaka i zapomniane przez Sky dzieciństwo. To wszystko przyozdobione zostało burzliwym wątkiem miłosnym i wyszła mieszanka wybuchowa! Moje serce roztrzaskało się na kawałki i posklejało tyle razy, że już dawno przestałam liczyć.
Prawdę mówiąc nie wiem nawet jak napisać tą recenzję. "Hopeless" wywołała u mnie zbyt silne emocje, żeby można było zamknąć je w zdaniach. To trzeba poczuć samemu. Kilka razy przyłapałam się na tym, że przeżywałam wszystko tak, jakby to przydarzyło się mnie. Musiałam przestać na chwilę czytać i powtarzałam w kółko: "Uspokój się, przecież to się nie dzieje na prawdę".
Przede wszystkim spodobał mi się charakterystyczny styl pisania autorki. Rozdziały dzięki dacie i godzinie przypominały trochę pamiętnik głównej bohaterki. Okładka, w której po prostu się zakochałam, pomogła mi w wyobrażeniu sobie Sky i tatuażu Deana. Zauroczyła mnie również wizja młodych ludzi, którzy zwalczali swój smutek i żal miłością.
Jeśli jeszcze raz ktoś dorosły powie przy mnie, że nastolatkowie nie mają żadnych poważnych problemów, podetknę mu tę książkę pod nos i zmuszę do przeczytania jej od deski do deski. Wiele historii, które czytałam wcześniej skupiały się tylko na miłości między dwojgiem ludzi z domieszką fantastyki. "Hopeless" diametralnie się od nich różni. Dotyka poważnych tematów i zmusza czytelnika do zastanowienia się nad swoim życiem. Po skończeniu tej powieści zaczęłam dziękować Bogu za to, że mam kochającą rodzinę, że nigdy nie musiałam bać się swojego taty, czy zastanawiać jak wyglądała moja mama.
Przed zakończeniem roku szkolnego usłyszałam od mojej koleżanki, że "po prostu muszę przeczytać tą książkę". I miała rację. Teraz, każdemu kto się jeszcze waha, mogę z czystym sercem powiedzieć, że "po prostu musi przeczytać tę książkę". Jestem cholernie szczęśliwa, że posiadam "Hopeless", "Losing Hope" i "Maybe Someday" w swojej biblioteczce domowej. Colleen Hoover jest genialną autorką i z chęcią zapoznam się z pozostałymi jej dziełami.
http://zaczarowana-me.blogspot.com/
Zanim wzięłam się za tą książkę, nie do końca wiedziałam w co się pakuję. Myślałam, że będzie to kolejna dobra książka, o której zapomnę po kilku rozdziałach następnej. Jakże ja byłam głupia...
Wszystko zaczęło się niewinnie. Młoda dziewczyna zakochuje się od pierwszego wejrzenia w przystojnym chłopaku - norma. Ale później Hoover postanowiła wyrwać czytelnika z monotonii....
Ile emocji wywołała u mnie "Pułapka uczuć" już wiecie i nie zamierzam katować Was tym jeszcze raz (znajcie moje dobre serce). Na początek powiem tylko, że kiedy skończyłam "Pułapkę..." pomyślałam "Zaraz, zaraz. Przecież to jest SKOŃCZONA historia. Co Hoover chce Nam pokazać w następnej części?" Takie obawy nękały mnie przez dwa-trzy pierwsze rozdziały.
Najważniejsza informacja? "Nieprzekraczalna granica" pisana jest oczami Will'a! Czemu tak bardzo mnie to ucieszyło? Otóż zawsze ciągnęło mnie do męskich charakterów, a zwłaszcza do takich przystojnych. Sam opis dostarczył mi kilku bardzo smutnych wiadomości, no bo niby kto marzy o rozstaniu ulubionych bohaterów? Miałam tylko nadzieję, że i tym razem Colleen Hoover zapanuje nad wszystkim i na końcu doczekam się Happy End'u.
Tym razem Layken nie była już moim odbiciem... nie doszukałam się żadnej cechy, która nas łączy. Znalazłam za to powód, aby na chwilę ją znienawidzić. Tak, dobrze przeczytaliście, ZNIENAWIDZIĆ. A za co? Głównie za jej wątpliwości co do Will'a. Gdybym miała takiego chłopaka siedziałabym cicho i dziękowała za niego każdego dnia, a ona popada w paranoję i każe mu się bujać. Trochę nie halo, co nie?
W tym momencie zaczęłam strasznie współczuć Will'owi. No bo co on takiego zrobił, żeby zasłużyć na takie traktowanie. Fakt, zatajenie odnowionej znajomości z pewną osobą na pewno nie pomogło, ale też nie powinno być aż tak źle odebrane przez Layken. Mieli wspólne życie, razem wychowywali dzieci, troszczyli się o siebie nawzajem. Po co psuć tak udany związek? Zaimponowała mi nieustępliwość Will'a. Nie poddawał się mimo kaprysów Layken.
Kel i Caudler dalej pozostali na mojej liście Top bohaterów dziecięcych. Oboje mają po jedenaście lat, stracili rodziców, zajmuje się nimi starsze rodzeństwo, a oni nadal potrafią cieszyć się życiem. Nie wiem, czy potrafiłabym tak na ich miejscu. Do tego ich szalona koleżanka Kiersten. Czy zastanawialiście się kiedyś nad znaczeniem słowa "motylkować"? Jeśli nie, to znaleźliście właśnie kolejny powód, aby sięgnąć po tę książkę.
Zakończenie jakoś mnie nie porwało. Po Hoover spodziewałam się na prawdę dużo więcej, niż dostałam. Nie płakałam, nie krzyczałam, nawet uśmiechałam się dużo mniej! Została mi do przeczytania ostatnia część tej serii, ale jak na razie nie zapowiada się, żeby szybko wydali ją w Polsce. Jakoś bardzo mnie to nie smuci, końcówka i pierwszego i drugiego tomu stanowi dość dobre zakończenie. Znowu pojawił się u mnie strach, co mnie czeka. Mam nadzieję, że tym razem Hoover podoła zadaniu. "Nieprzekraczalna granica" nie dogoniła niestety swojej poprzedniczki i okazała się trochę gorsza od niej. mniejsze znaczenie odgrywały już wiersze, które stanowiły podstawowy element "Pułapki...". Relacje zrobiły się bardziej zagmatwane (no bo w końcu Hoover to mistrzyni komplikowania prostych sytuacji).
zaczarowana-me.blogspot.com
Ile emocji wywołała u mnie "Pułapka uczuć" już wiecie i nie zamierzam katować Was tym jeszcze raz (znajcie moje dobre serce). Na początek powiem tylko, że kiedy skończyłam "Pułapkę..." pomyślałam "Zaraz, zaraz. Przecież to jest SKOŃCZONA historia. Co Hoover chce Nam pokazać w następnej części?" Takie obawy nękały mnie przez dwa-trzy pierwsze rozdziały.
więcej Pokaż mimo toNajważniejsza...