Oficjalne recenzje użytkownika

Więcej recenzji
Okładka książki Kraków na starych widokówkach Krzysztof Jakubowski
Ocena 8,3
Recenzja Ubi sunt?!

Krzysztof Jakubowski zabiera swoich czytelników w podróż niezwykłą i zupełnie niepowtarzalną. Spacer po ulicach i placach Krakowa sprzed wieku w towarzystwie autora „Krakowa na starych widokówkach” to wędrówka przepełniona niespodziankami i dawką historii miasta w skondensowanej,...

Okładka książki Gudrun i inne historie (nie tylko historyczne) Marcin Adamowicz
Ocena 6,4
Recenzja Bez wzruszeń

Chcę to zaznaczyć na samym początku: lubię opowiadania. I jeszcze jedna rzecz: cenie odwagę debiutantów.
Po tych dwóch uwagach lżej mi napisać wszystko to, co widnieje poniżej.

„Gudrun...” to debiutancki zbiór opowiadań Marcina Adamowicza, „krakowianina rodem zza Buga”, jak sam o sobie...

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Moja opinia trochę się wahała miedzy "bardzo dobra" i "rewelacyjna", w końcu zdecydowałem się na to drugie.

Opowieść Nance'go jest nieco nierówna, autor ma kłopoty z dozowaniem napięcia, jednak wszystko rekompensuje nad wyraz precyzyjnie skonstruowana intryga. Nie chcę powiedzieć zbyt wiele, niech więc wystarczy to, że dopiero ostatnie kilkadziesiąt stron przybliża zagadkę w całości, wczesniejsze partie książki zaś to karuzela startów i lądowań samolotu. Cieszę się, że autor skupił się na jednostkach biorących udział w akcji a nie na tłumie uwięzonych w samolocie pasażerów, to dodaje prawdopodobieństwa powieści.

Polecam zdecydowanie. Nie odstraszyła mnie od latania. Należy wierzyć swojemu kapitanowi.

Moja opinia trochę się wahała miedzy "bardzo dobra" i "rewelacyjna", w końcu zdecydowałem się na to drugie.

Opowieść Nance'go jest nieco nierówna, autor ma kłopoty z dozowaniem napięcia, jednak wszystko rekompensuje nad wyraz precyzyjnie skonstruowana intryga. Nie chcę powiedzieć zbyt wiele, niech więc wystarczy to, że dopiero ostatnie kilkadziesiąt stron przybliża zagadkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Liczącą niespełna 200 stron książkę Mariusza Zielke przeczytać można bardzo szybko. Nie stawia wielkiego oporu w lekturze, nie stanowi jednak również, niestety, wyzwania czytelniczego. Cztery niedługie opowiadania realizują w pełni zapowiedź z okładki: traktują „o miłości i zbrodni”, pojawiają się w nich „kobiety, obsesje, tajemnice”. Cóż z tego jednak, skoro autor wpisuje je w schematycznie potraktowane ciągi wydarzeń, skoro nie ma ambicji opowiedzenia czytelnikowi czegoś ponad mało atrakcyjne fabuły.

Najciekawszym opowiadaniem jest zdecydowanie tytułowa "Wyspa..." przede wszystkim dlatego, że zawiera (choć w niewielkiej ilości) to, czego pozostałym historiom brakuje: ma zaczątki rozsądnie budowanego nastroju, tajemnicę, której szczegółów czytelnik nie pozna, bohaterów, którym zdarza się unikać banalnych sformułowań. Jednak i w tym tekście Zielke popełnia szereg pomyłek czy niedociągnięć. Sam sobie nie daje szansy na zbudowanie nastroju opowiadania, pędząc z fabułą do jak najszybszego finału. Odbiera jakikolwiek koloryt natrętnie powracającym scenom erotycznym (w opowiadaniu „Dyktator i diva” pojawia się np. sformułowanie "[kochanki władcy] wtórowały mu tak ochoczo, że sto kilometrów dalej marynarze statku Wezuwiusz II stłoczyli się przerażeni w kantynie, myśląc, że to zawodzenie syren wzywa ich z odmętów oceanu"). W ogóle kreowane na siłę poetyckie obrazy erotyczne są w całym tomie albo banalne i konwencjonalne, albo niezamierzenie śmieszne. Korzystając z frazesów rodem z tanich romansideł Zielke próbuje skupić uwagę czytelnika i swoją na niuansach psychologii kobiety czyni to jednak w sposób tak powierzchowny, że nie sposób uwierzyć w którąkolwiek z jego bohaterek. Konsekwencją takiego pisania jest zdawkowe, pobieżne, lekceważące wręcz naszkicowanie portretu mężczyzny.
W ogóle "pobieżny szkic" wydaje się być określeniem idealnie pasującym do wszystkich tych tekstów. Wyglądają one jak zarysy struktur fabularnych, koncepcje do pełniejszego rozwinięcia, nienasycone barwą czy głębią projekty zaledwie testujące spójność pomysłu literackiego. Określenia można mnożyć, jednak sprowadzają się one do jednego: należy mieć wątpliwości, czy ten zbiór w obecnym kształcie powinien ujrzeć światło dzienne, czy aby twórca nie pospieszył się z drukiem. Tym, co mnie szczególnie niepokoi w tym kontekście są umieszczone pod koniec każdego z opowiadań daty oznaczające każdorazowo, jak należy się domyślać, czas ukończenia pracy pisarskiej. Trzy pierwsze głoszą "wrzesień 2011", ostatnia - "październik 2011". To wskazuje na szalony pośpiech pracy - jak wiadomo zaś przy robocie pisarskiej bez cyzelowania, naczytywania i wielokrotnego powracania do tekstu trudno o dzieło atrakcyjne dla czytelnika.

Jeśli Mariusz Zielke zdecyduje się powrócić do tekstów swych opowiadań i poświęcając im czas rozwinąć je w pełne historie, ja również chętnie do nich powrócę. W tej postaci "Wyspa..." zadowolić może chyba tylko autora, choć i tu należy mieć wątpliwości.

Liczącą niespełna 200 stron książkę Mariusza Zielke przeczytać można bardzo szybko. Nie stawia wielkiego oporu w lekturze, nie stanowi jednak również, niestety, wyzwania czytelniczego. Cztery niedługie opowiadania realizują w pełni zapowiedź z okładki: traktują „o miłości i zbrodni”, pojawiają się w nich „kobiety, obsesje, tajemnice”. Cóż z tego jednak, skoro autor wpisuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najsłabszy tom całej sagi, z wciniętym na siłę motywem tytułowym (sic!), rozczarowuje dość szybko - ale i tak czytamy, żeby dowiedzieć się, co dalej ;)
Męcząca stała się tutaj fabuła, chaotyczna, rozciągnięta i poszarpana, jakby autorka pisała ją niesystematycznie, jakby nie wystarczyło jej czasu by uporządkować myśli i usystematyzować całość powieści.

Najsłabszy tom całej sagi, z wciniętym na siłę motywem tytułowym (sic!), rozczarowuje dość szybko - ale i tak czytamy, żeby dowiedzieć się, co dalej ;)
Męcząca stała się tutaj fabuła, chaotyczna, rozciągnięta i poszarpana, jakby autorka pisała ją niesystematycznie, jakby nie wystarczyło jej czasu by uporządkować myśli i usystematyzować całość powieści.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Syriusz, Lupin, dementorzy, latający samochów i wierzba bijąca - to mądrze wkomponowane w całość zalety tego tomu przygód uczniów Hogwartu.

Syriusz, Lupin, dementorzy, latający samochów i wierzba bijąca - to mądrze wkomponowane w całość zalety tego tomu przygód uczniów Hogwartu.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Waham się między "przeciętna" i "dobra". Trudno mi uwierzyć w rozwiązanie finałowych zagadek, układanych przez wykwalifikowanych profesorów, którego to rozwiązania dokonuje grupa niedorostków, z której zaledwie 1/3 uważała na lekcjach.
Tu szczególnie (choć w perspektywie ogólnej - również w całej sadze) widać, jak utylitarne są scenariusze powieści JKR. Potrzebujemy w finale partii szachów - zatem któryś z bohhaterów musi w nie porać przed decydującym momentem. Niezbędna jest niebezpieczna roślina/dziwne zwierzę/nietypowa umiejętność, zatem musi się pojawic wcześniej, by póxniej zostać użyta. Prawie nie ma w HP, niestety, miejsca na "elementy zbędne", jedynie barokowo ozdabiające powieść, takie, które niekoniecznie MUSZĄ się pojawić w kontynuacjach. Tylko to, czego użyjemy później, omawiamy wcześniej. W późniejszych tomach ta tendencja maleje, jednak wciąż jest obecna - i wciąż jest tak samo nieznośna, a szkoda.

Waham się między "przeciętna" i "dobra". Trudno mi uwierzyć w rozwiązanie finałowych zagadek, układanych przez wykwalifikowanych profesorów, którego to rozwiązania dokonuje grupa niedorostków, z której zaledwie 1/3 uważała na lekcjach.
Tu szczególnie (choć w perspektywie ogólnej - również w całej sadze) widać, jak utylitarne są scenariusze powieści JKR. Potrzebujemy w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno dobrze zakończyć tak kochany cykl, podomykać losy tak wielbionych bohaterów. Rowling się starała - i to widać. Jestem przekonany, że przed napisaniem VII tomu przebrnęła raz jeszcze przez wszystkie poprzednie. Całość jednak broni się zaledwie kilkoma wzruszającymi scenami, kilkoma błyskotliwymi dialogami - poza tym pozostaje poczucie rozczarowania i - pardon - "niedopchnięcia".

Trudno dobrze zakończyć tak kochany cykl, podomykać losy tak wielbionych bohaterów. Rowling się starała - i to widać. Jestem przekonany, że przed napisaniem VII tomu przebrnęła raz jeszcze przez wszystkie poprzednie. Całość jednak broni się zaledwie kilkoma wzruszającymi scenami, kilkoma błyskotliwymi dialogami - poza tym pozostaje poczucie rozczarowania i - pardon -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeden z ciekawszych tomów sagi, pewnie ze wzgledu na mnogość bohaterów (tym razem z trzech różnych szkoł magicznych) i wprowadzenie nowych elementów świata czarodziejów. Jednak i tu pojawia się natrętna uzytkowość każdego elementu, szczególnie lubiany przez autorkę mechanizm wprowadzania elementu tylko po to, by w póxniejszej akcji koniecznie go użyć.

Jeden z ciekawszych tomów sagi, pewnie ze wzgledu na mnogość bohaterów (tym razem z trzech różnych szkoł magicznych) i wprowadzenie nowych elementów świata czarodziejów. Jednak i tu pojawia się natrętna uzytkowość każdego elementu, szczególnie lubiany przez autorkę mechanizm wprowadzania elementu tylko po to, by w póxniejszej akcji koniecznie go użyć.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Męczy mnie tendencyjność tej i kolejnych w serii powieści o "chłopcu, który przeżył", za to uwielbiam "smaczki" zawarte w powieści, drobiazgi budujące atmosferę świata nie_mugoli.

Męczy mnie tendencyjność tej i kolejnych w serii powieści o "chłopcu, który przeżył", za to uwielbiam "smaczki" zawarte w powieści, drobiazgi budujące atmosferę świata nie_mugoli.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Drogi Herkulesie P., gdybym cię wsparł w tej dedukcji, ksiązka byłaby o kilkadziesiąt stron krótsza (innymi słowy: zagadka nie jest taka trudna, zaś od pewnego momentu dla HP powinna być wręcz banalna).

Drogi Herkulesie P., gdybym cię wsparł w tej dedukcji, ksiązka byłaby o kilkadziesiąt stron krótsza (innymi słowy: zagadka nie jest taka trudna, zaś od pewnego momentu dla HP powinna być wręcz banalna).

Pokaż mimo to


Na półkach:

W życiu by się człowiek nie domyślił :) Uwielbiam być zwodzony przez Agathę Christie. Zac panna Marple - cóż, gdyby nie rożnica wieku i rzeczywistości, mogłaby zostać moją żoną!

W życiu by się człowiek nie domyślił :) Uwielbiam być zwodzony przez Agathę Christie. Zac panna Marple - cóż, gdyby nie rożnica wieku i rzeczywistości, mogłaby zostać moją żoną!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Agatha Christie w duecie z najwspanialszym bufonem świata - Herculesem P., zapewniają rozrywkę na moim ulubionym poziomie :)
A kto wymyślił "lepszy" od oryginalnego tytuł - ?

Agatha Christie w duecie z najwspanialszym bufonem świata - Herculesem P., zapewniają rozrywkę na moim ulubionym poziomie :)
A kto wymyślił "lepszy" od oryginalnego tytuł - ?

Pokaż mimo to


Na półkach:

Eliot zapewnia wspaniały dyskomfort mojemu poczuciu pewności siebie.

Eliot zapewnia wspaniały dyskomfort mojemu poczuciu pewności siebie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzetelna faktografia i drobiazgowa dokumentacja dodają ciężaru tej książce, odejmują jej, niestety, polot. Zamiast pozycji popularnonaukowej czytelnik konfrontuje się z hybrydą książki popularnej i naukowej o nieuważnie zbalansownych proporcjach.

Rzetelna faktografia i drobiazgowa dokumentacja dodają ciężaru tej książce, odejmują jej, niestety, polot. Zamiast pozycji popularnonaukowej czytelnik konfrontuje się z hybrydą książki popularnej i naukowej o nieuważnie zbalansownych proporcjach.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak, tak, tak, trzeba przeczytać, zachwycić się i uczynić "grrrówno" najpopularniejszym polskim wulgaryzmem!

Tak, tak, tak, trzeba przeczytać, zachwycić się i uczynić "grrrówno" najpopularniejszym polskim wulgaryzmem!

Pokaż mimo to


Na półkach:

To dobra, ale nie bardzo dobra książka. Oprócz rzetelnego pióra i uczciwej pracy, którą twórca zadedykowal książce, niewiele można powiedzieć o niej: nie porywa, nie odkrywa/interpretuje od nowa twórczości czy jej kontekstu biograficznego. Informatorium.

To dobra, ale nie bardzo dobra książka. Oprócz rzetelnego pióra i uczciwej pracy, którą twórca zadedykowal książce, niewiele można powiedzieć o niej: nie porywa, nie odkrywa/interpretuje od nowa twórczości czy jej kontekstu biograficznego. Informatorium.

Pokaż mimo to

Okładka książki Bajeczka na twoją modłę Edward Lutczyn, Raymond Queneau
Ocena 8,3
Bajeczka na tw... Edward Lutczyn, Ray...

Na półkach: , ,

Aaa, zapomniałem już, że to istnieje! Wspniałość!!!!!

Aaa, zapomniałem już, że to istnieje! Wspniałość!!!!!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytanie tej książki jest stratą czasu.

Wątki się ze sobą ledwo kleją. Bohaterowie sa papierowi i wymysleni jedynie po to, by przypisac im funkcje (zdrajca, greszna żona, dobry bohater, pomocnik głównego bohatera itp.). Zaś już połączenie w jednym tekście epidemii, wyścigu do Białego Domu i snuff-porn-movies należy chyba traktować jako rodzaj żartu.

Musiałem się upewniać, że to Masterton.

Ktoś (Rosjanie? kosmici? Opus Dei?) ukradł Grahama M. i go nam podmienił! A zastępca nie umie wszystkiego tego, co oryginał. I już nie doczekamy się dzieła na miarę "Głodu".

Na marginesie: autor ma słabość do "podkręcania" istotnych momentów książki poprzez mnożenie towarzyszących im detali. Dowiadujemy się nagle, jak w czyichś włosach załamuje się światło, jak zagina się sukienka itp., podczas gdy wcześniej mogliśmy co najwyżej dowiedzieć się, jak dana postać ma na imię. Innymi słowy: to, co jest bardzo cenne u S. kinga, nasycanie całej struktury powieści apetycznymi drobiazgami, które wzmagają poczucie prawdopodobieństwa, u Mastertona powoduje, że myślimy sobie: "ocho, zaraz ktoś ważny coś istotnego powie albo zrobi".

Straciłem serce do GM.

Czytanie tej książki jest stratą czasu.

Wątki się ze sobą ledwo kleją. Bohaterowie sa papierowi i wymysleni jedynie po to, by przypisac im funkcje (zdrajca, greszna żona, dobry bohater, pomocnik głównego bohatera itp.). Zaś już połączenie w jednym tekście epidemii, wyścigu do Białego Domu i snuff-porn-movies należy chyba traktować jako rodzaj żartu.

Musiałem się upewniać,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To niewielka objętościowo i pod wieloma wzgledami zaskakująca powiastka. Sam nie wiem, czy mnie jakos uwiodła czy pozostawiła obojetnym. Na przykład kwestie "tunelu" i "światła" sa ponoć wytłumaczalne naukowo (zwężanie źrenicy w momencie śmierci, nietypowe reakcje chemiczne), tu jednak poajwiają sie w nieoczekiwanym kontekście. Nie wiem.

BTW: frazy typu "Pan X., ktory już dwukrotnie umarł..." - bezcenne!

To niewielka objętościowo i pod wieloma wzgledami zaskakująca powiastka. Sam nie wiem, czy mnie jakos uwiodła czy pozostawiła obojetnym. Na przykład kwestie "tunelu" i "światła" sa ponoć wytłumaczalne naukowo (zwężanie źrenicy w momencie śmierci, nietypowe reakcje chemiczne), tu jednak poajwiają sie w nieoczekiwanym kontekście. Nie wiem.

BTW: frazy typu "Pan X., ktory już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ech, Michaś(ka), zaginął ci wątek kryminalny. Czy tak miało być?

Streszczać akcji nie będę, wielu przede mną to zrobiło.

Język Witkowskiego jest boski. To główny bohater powieści, wydziera "główność" narratorowi i nie daje się poniewierać po jakichś tam kategoriach stylistycznych czy innych. Wyrasta, konsekwentnie, na protagonistę utworów Witkowskiego, pewnie inaczej już nie będzie, w każdym razie nie w najbliższym czasie.

Mam do tego języka słabość, nie ukrywam (bo i po co?!). Jednak i tu, podobnie jak w poprzednich powieściach, język wziął górę nad konwencją powieściową. Skoro zapowiada mi się kryminał - kryminału oczekuję. A w "Drwalu" wątku kryminalnego niewiele. Rzeczywiście tu forma przerosła treść - i jakkolwiek by tej formy nie nicować, nie wywracać, nie lubić czy wręcz nie kochać, trudno powiedzieć z czystym sumieniem, że się sprawdza i wpisuje w konwencję kryminału przybraną przez autora. Nie sprawdza się do końca, nie wpisuje się zupełnie.
Język i przybrana konwencja wzajemnie ze sobą konkurują. Trudno wyodrębnić wątek kryminalny spod nawału błyskotliwych zdań Witkowskiego. W zasadzie wystarczy przeczytać "Drwala" tylko po to, żeby porozkoszowac się "lujem", Jadwigą Parszywą i kilkoma innymi powieściowymi precjozami, których tu nie wymienię, żeby nie odbierać przyjemności czytaczom. Cała reszta, fabuła powieści, liczy się mniej. Kryminał przegrywa w tych zawodach. Dość powiedzieć, że dopiero po stu pięćdziesięciu stronach z okładem (na 440 stron w sumie) rozpoczyna się zasadniczy wątek kryminalny książki. Cokolwiek za późno.

Oczywiście, wszystko będzie wybaczone. Dla mnie język, główny bohater powieści, 'takes it all' i nie ma innego zwycięzcy w tych szrankach. Czy jednak o to chodziło w autoironicznej, antyrefleksyjnej powieści? Wydaje się, że nie. Czytam ją zatem wbrew intencjom autora - i wyjątkowo dobrze mi z tym.

Ech, Michaś(ka), zaginął ci wątek kryminalny. Czy tak miało być?

Streszczać akcji nie będę, wielu przede mną to zrobiło.

Język Witkowskiego jest boski. To główny bohater powieści, wydziera "główność" narratorowi i nie daje się poniewierać po jakichś tam kategoriach stylistycznych czy innych. Wyrasta, konsekwentnie, na protagonistę utworów Witkowskiego, pewnie inaczej już...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ach, ach, ach (no bo co tu napisać więcej...?).

Ach, ach, ach (no bo co tu napisać więcej...?).

Pokaż mimo to