Basiula

Profil użytkownika: Basiula

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 8 lata temu
19
Przeczytanych
książek
37
Książek
w biblioteczce
15
Opinii
47
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| Nie dodano
Wielka miłośniczka książek - w tym nie tylko ich czytania, ale także pisania!

Opinie


Na półkach: ,

RECENZJA Z zakochana-w-czytaniu.blog.pl

Ostatnio postanowiłam przeczytać Szklany Tron, bo usłyszałam na jego temat naprawdę sporo pochwał i świetnych opinii. A tajemniczy tytuł i zastanawiająca okładka sprawiły, że jeszcze bardziej miałam ochotę sięgnąć po tę książkę. Więc nie czekałam długo - zaopatrzyłam się w powieść autorstwa Sarah J. Mass i rozpoczęłam czytanie.

Nie dosyć, że złożona historia powieści toczy się w czasach zupełnie innych niż nasze, to jeszcze w kompletnie innym świecie. Przenosimy się do średniowiecznej krainy Adarlanu, gdzie rządzą królowie, a na świecie istnieje magia, choć została ona surowo zakazana przez nieugiętego władcę. Pragnął od podbić całą Erileę i podporządkować sobie wszystkich zamieszkujących ją ludzi - jednak to wcale nie od króla rozpoczęła się ta historia.

Już po pierwszych stronach książki poznajemy siedemnastoletnią dziewczynę, Celeanę Sardothien, która została skazana na brutalną, niewolniczą pracę w kopalni soli w Endovier. Nie znalazła się tam przypadkiem - wcześniej była jedną z najniebezpieczniejszych zabójczyń całej krainy, której samo imię budziło wszechogarniający lęk. Dostawała jedynie najlepsze zlecenia i mogła zażądać ze nie dowolnej sumy pieniędzy, a jej ponura sława ciągnęła się przez całą Erileę. Pewnego razu popełniła jednak ogromy błąd i dała się złapać - właśnie wtedy została skazana na dożywocie pracowania w przeklętym więzieniu, jakim było Endovier.

Kiedy można było pomyśleć, że Celeana nie ma najmniejszych szans na ratunek, wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Przybył się z nią spotkać sam następca tronu, książę Dorian! Szybko okazało się, że władca, czyli jego ojciec, planował zorganizować turniej o tytuł królewskiego Obrońcy. Wielu wysoko urodzonych mogło wystawić swoich kandydatów - często wybierali ich spośród złodziei czy przestępców, bo mieli oni rywalizować w brutalnych zawodach. Zwycięzcę planowali mianować królewskim Obrońcą, a przegranych odesłać z powrotem tam, skąd przybyli.

Celeana nie chciała służyć znienawidzonemu królowi, który podbił także jej ojczyznę, lecz nie miała zbyt wielkiego wyboru. Mogła spróbować zwyciężyć w turnieju albo zostać w przerażającym Endovier, gdzie zapewne czekała ją nieuchronna śmierć. Nie zastanawiała się długo, szczególnie że książę wydał jej się przyjazny i zupełnie inny niż jego ojciec. Nigdy by się do tego nie przyznała, ale polubiła go od razu.

Od samego początku czytania poznałam nieugięty charakter Celeany, zdaje się, typowy dla bezwzględnej zabójczyni. Polubiłam ją bardzo, była bezwstydna i ironiczna... nawet rozmawiając z księciem nie okazywała żadnego zażenowania czy strachu. Można by pomyśleć, że była po prostu bezczelna, bo mówiła to, co tylko ślina jej na język przyniosła. O dziwo, wcale nie uraziło to księcia Doriana, był raczej rozbawiony jej śmiałością. Za to dziewczyna niesamowicie irytowała Chaola, kapitana Gwardii królewskiej, który z początku wydawał się wobec niej bardzo wrogo nastawiony. Był też ciągle czujny i podejrzliwy - w końcu mieli do czynienia ze śmiercionośną zabójczynią, osłabioną przez pracę w kopalni, ale zawsze zabójczynią.

W końcu Celeana zdecydowała się przystanąć na propozycję przystojnego księcia. Wraz z jego orszakiem wyruszyła do stolicy, Riftholdu, aby zmierzyć się tam z innymi kandydatami i wziąć udział w różnorodnych Próbach. Pod koniec każdej z nich, wyłaniano najsłabszego zawodnika i kazano mu wracać do domu. Dla zabójczyni powrót oznaczał śmierć, więc tym usilniej skupiała się na wygranej.

Gdy tylko Celeana odzyskała siły, szybko się okazało, że dziewczyna była naprawdę dobrze wyszkolona. Bez trudu dorównywała innym, choć jej konkurentami byli przeważnie silni i rośli mężczyźni. Także jej kontakty z Dorianem i Chaolem powoli się ocieplały - obaj poczuli do dziewczyny dziwną sympatię.

Jednak prawdziwe kłopoty zaczęły się dopiero wtedy, gdy jakiś nieznany złoczyńca po kolei mordował kandydatów do tytułu Obrońcy. Chaol głowił się nad tym dniami i nocami, ale wciąż nie mógł odnaleźć sprawcy. Tymczasem zawodników ubywało...
Co na to Celeana? Czy udało jej się wygrać turniej? I co ważniejsze - czy zdołała odnaleźć mordercę, zanim sama stała się jego celem?

Książka jest naprawdę ciekawa i z pewnością zawdzięcza to niezłomnej postaci Celeany, o której wcześniej już wspominałam. Dziewczyna nie znała takich słów jak ,,poddawać się'' i była gotowa zmierzyć się z każdym wyzwaniem, byle tylko odzyskać wolność. Cały wątek zabójczyni wydawał się dobrze obmyślony - z początku każda myśl Celeany doskonale dawała do zrozumienia, kim tak naprawdę jest. Dziewczyna przyglądała się komuś niewinnie, tymczasem w głowie układała plan, jak bez trudu mogłaby powalić go na ziemię lub poderżnąć mu gardło. Instynkt zabójczyni pozostał w niej mimo ciężkiego roku w Endovier, więc Chaol obstawił ją takim gronem strażników, że nawet mucha nie mogłaby bokiem się przecisnąć.

Książka wciągnęła mnie, chociaż czytałam ją raczej długo. Byli tam dobrzy bohaterowie, ale także ci źli, których znienawidziłam od samego początku. Jedyne co mi się nie podobało, to Próby - chyba tylko dwie były dokładnie opisane, o reszcie autorka zaledwie wspomniała. Trochę szkoda, bo Sarah mogła naprawdę ciekawie przedstawić zmagania przeciwników i nietypowe zdolności naszej zabójczyni.
Podobało mi się za to wplecenie w całą historię odrobiny magii. Sama nie wiem czy to dobrze, że zakazano jej praktykowania w Erileii - jak podczas czytania się przekonałam, mogła wyrządzić wiele dobrego, ale równie sporo zła.

A teraz kilka cytatów z książki!

,, - Coś we mnie pękło i tyle - wyjaśniła. (Celeana)
- Tylko tyle masz do powiedzenia? - spytał kapitan Westfall (Chaol) i spojrzał na młodego księcia. - Zabiła nadzorcę i dwudziestu trzech strażników, zanim w końcu ją złapano. Od muru dzielił ją dosłownie żabi skok. Strażnikom udało się ją ogłuszyć w ostatniej chwili.
- No i? - dopytywał Dorian.
- No i? - zasyczała Celeana. - Wiecie, panie, jak daleko znajduje się mur od kopalni? (...) Z mojego szybu to sto dziesięć metrów. Poważnie. Poprosiłam, aby to zmierzono.
- No i? - powtórzył Dorian.
- Kapitanie Westfall, jaki dystans udaje się przebiec niewolnikom, gdy próbują uciec z kopalni? (Celeana)
- Około metra - mruknął mężczyzna. - Strażnicy zazwyczaj zabijają uciekiniera, gdy ten przebiegnie zaledwie metr.''
,, Król Adarlanu wyjął spod prawa zarówno magię, jak i Fae oraz ich podwładnych. Wszelkie ślady po tych stworzeniach zatarto tak sumiennie, że nawet ci, w których żyłach wciąż płynęła magia, nie wierzyli już w jej istnienie.''
,, Miecz zabrzęczał, gdy Celeana wyciągnęła go ze stojaka. Miał szlachetne ostrze - mocne, gładkie i lekkie. Tak więc nie mogła korzystać z noża do smarowania chleba, a pozwalają jej bawić się czymś takim?"
,, - Wybierz coś innego. Może nasz trening stanie się ciekawszy. Mam nadzieję, że się wreszcie zmęczę. (Chaol)
- Obedrę cię żywcem ze skóry i wycisnę ci gałki oczne! - mruknęła Celeana, podnosząc rapier. - To cię na pewno zmęczy.
- No, wreszcie wykazujesz ducha walki.'' (Chaol)
,, - Nazywam się Celeana Sardothien - szepnęła. - Choć moje imię właściwie nie ma znaczenia. Możesz mnie nazywać Celeaną, Lillian albo suką, a ja i tak cię pokonam.'' (Celeana do Groba)
Szklany tron zaimponował mi jeszcze inną ważną cechą. Autorka wykreowała w nim swój świat, jakby za pstryknięciem palców - raz, dwa i wszystko było gotowe. W książce nie potrzeba było dłuższych wstępów ani tłumaczeń, od razu rozwinęła się akcja, a wszystko o niezwykłym świecie Erileii dowiedziałam się w trakcie czytania. Każdy szczegół historii krainy był dokładnie dopracowany i łączący się w logiczną całość. Widać, że Sarah nie napisała tej powieści od tak, tylko od dawna, gdzieś głęboko, miała już na nią pomysł.

Szklany tron polecam wszystkim fanom fantastyki i wartkiej akcji - z pewnością przypadnie Wam do gustu!

PS Tak na marginesie, gdybym miała wybierać, stanowczo jestem za Chaolem. Książęta wyszli już z mody, a zimny kapitan Gwardii jest po prostu genialny!

RECENZJA Z zakochana-w-czytaniu.blog.pl

Ostatnio postanowiłam przeczytać Szklany Tron, bo usłyszałam na jego temat naprawdę sporo pochwał i świetnych opinii. A tajemniczy tytuł i zastanawiająca okładka sprawiły, że jeszcze bardziej miałam ochotę sięgnąć po tę książkę. Więc nie czekałam długo - zaopatrzyłam się w powieść autorstwa Sarah J. Mass i rozpoczęłam czytanie.

Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

RECENZJA POCHODZI Z BLOGA zakochana-w-czytaniu.blog.pl

Ostatnio nareszcie znalazłam trochę czasu, żeby sięgnąć po Losing hope Colleen Hoover. Szczerze mówiąc, miałam ogromną ochotę ją przeczytać, od kiedy tylko skończyłam Hopeless.
Pierwsza część tej opowieści zawładnęła mną całkowicie. Historia doskonała w każdym calu, niesamowita, poruszająca, chwytająca za serce i siedząca w głowie tak długo, że miałam jej już serdecznie dość. Przez moment, bo zaraz potem uświadamiałam sobie ponownie, jak bardzo ją uwielbiam.
Na wieść o tym, że już mam i mogę przeczytać drugą część Hopeless, niemal skakałam z radości. Trochę zwlekałam z jej kupieniem, kiedy dowiedziałam się, że książka opowiada tę samą historię co tom pierwszy, tylko z punktu widzenia Holdera. Gdybyście dobrze mnie znali, całkowicie rozumielibyście moje zawahanie. Nie lubię powtarzających się historii! Przeczytałam tę książkę już raz, czemu miałabym znowu wałkować to samo? Czemu kupować drugą, niemal taką samą książkę?
.............
Bo to przecież Losing hope. Bo są tam Sky i Dean Holder!
W tym przypadku, bezdyskusyjnie musiałam zrobić wyjątek. Ciągnęło mnie do tej książki niemożliwie i byłam po prostu przekonana, że będzie świetna. Przy okazji, mogłam być też pewna, że Colleen Hoover pod żadnym pozorem mnie nie zawiedzie. Jej książki są... nieziemskie, to chyba odpowiednie określenie. Wciągają bez reszty i na długo nie dają o sobie zapomnieć. Od pierwszych stron pokochałam jej styl, lekki język, przemyślane dialogi i niesamowicie zabawne sytuacje. Już Holder, sam w sobie, był taką jedną wielką zabawną sytuacją.

Historia Losing hope opowiadała o trudnym okresie w życiu Holdera, kiedy opuściły go osoby, na których najbardziej mu zależało. Co mnie ucieszyło, opowieść zaczęła się jakiś czas przed poznaniem przez chłopaka Sky, co dało nam doskonały obraz jego przeżyć i uczuć, a także nareszcie zaczęliśmy rozumieć wszystkie jego reakcje i zachowania z Hopeless. Po prostu, zagłębiliśmy się w jego przeszłość. To niesamowite, bo po przeczytaniu pierwszej części uważałam, że dobrze znam Holdera - nic z tych rzeczy. To człowiek zagadka. Wielu rzeczy dowiadujemy się dopiero po przeczytaniu Losing hope.

Muszę też dodać, że obie książki idealnie do siebie pasują. Colleen Hoover tak świetnie zgrała w czasie te dwie powieści, że wszystkie wydarzenia złożyły się w jedną spójną całość. Jakby nic, co pisała wcześniej, nie było przypadkowe, tylko miało doskonale dopasować się do LH. I muszę przyznać, wyszło jej to bardzo zgrabnie i prawdopodobnie.

Holder, czyli główny bohater, wydał mi się też postacią idealnie opracowaną przez autorkę (to właśnie tego brakowało mi przy Tobiasie z Wiernej!). Miał niepowtarzalny charakter, niebanalne poczucie humoru, odwagę i pomysł na dalsze życie, choć przecież tak boleśnie go ono doświadczyło. Tej postaci po prostu nie dało się nie polubić. Bo w końcu to był Holder - dobry, chociaż nie myślcie sobie, wcale nie idealny. Colleen Hoover doskonale wiedziała, że tworzenie perfekcyjnych bohaterów kompletnie mija się z celem i czytanie o nich, wcale nikogo nie ciekawi.

Więc jeśli chodzi o postaci - Holder był genialny, za to dużo mniej niż w pierwszej części, spodobała mi się Sky. Chłopaka było sporo, w końcu to wokół niego kręciła się cała akcja historii, za to Sky ginęła gdzieś pomiędzy stronami. Przynajmniej takie miałam wrażenie. W Hopeless była niezależną i silną dziewczyną, która nie pozwalała, żeby coś szło nie po jej myśli. Czytając tą opowieść z punktu widzenia Holdera, wydawało się, jakby już nie miała tyle odwagi i wiary w siebie co wcześniej. Miałam wrażenie, że jest odrobinę... bierna, jeśli chciałabym porównać do poprzedniej części. Żałowałam, bo autorka w LH, pokazała tylko nieśmiałą i zagubioną naturę Sky. To chyba jednak jedyny z punktów, które mi się nie podobały.

Wszyscy, w opiniach i recenzjach na blogach, potwierdzają jednogłośnie - LH jest doskonałym dopełnieniem Hopeless. I ja muszę się do tego chóru przyłączyć. Dowiadujemy się więcej o przyszłości Holdera, a także o Danielu (jego przyjacielu, o którym nie ma najmniejszej wzmianki w części pierwszej). Ku mojej uciesze, rozwinięty jest też wątek Breckina czy nawet Greysona. Jak widzicie, ta część wnosi sporo do całej historii i polecam ją wszystkim fanom Hopeless, bez wyjątku!

Stwierdziłam, że nie będę już dokładniej zagłębiać się w fabułę LH - przez to wszystko przebrnęłam już przy Hopeless. No więc, tylko pokrótce!
Holder był zdruzgotany stratą jednej z najbliższych mu osób, kiedy spotkał dziewczynę, która łudząco przypominała mu przyjaciółkę z najmłodszych lat. Nie widział jej od wieków i szczerze mówiąc nie wierzył, że jeszcze kiedykolwiek uda mu się ją spotkać. Odpychał od siebie myśl, że to mogłaby być właśnie ta dziewczyna - ich przeszłość była na tyle traumatyczna, że nikomu by takiej nie życzył. Jednak ciekawość i sympatia do Sky okazały się silniejsze - musiał poznać ją lepiej. Czasami się kłócili, czasami żartowali i powoli stawali się sobie coraz bliżsi. Gdy już mogłoby się zdawać, że nic nie stanie na drodze ich miłości, wszystko momentalni się zmieniło.
Holder odkrył, kim tak naprawdę jest Sky i co to dla nich oznacza... Nigdy nie zamierzał jednak zostawić jej samej, nie po tym, jak już raz ją opuścił...

Jak widzicie, naprawdę ciekawie. Jeśli jednak jesteście z tych, co tak jak do niedawna ja, zastanawiali się, czy warto kupić tę książkę dla przeczytania pozornie tej samej historii - uspokoję Was. Colleen Hoover nie powtórzyła dokładnie wszystkiego, co wydarzyło się w Hopeless. Niektóre momenty wycięła i zastąpiła je innymi, chociażby z życia prywatnego Holdera, co sprawdziło się doskonale. Podejrzewam, że chyba wszystkie czytelniczki zagłębiają się w tych książkach głównie ze względu na niego - wcale mnie to nie dziwi, ja sama do nich należę. Autorka dokładnie wiedziała, jak zagrać na naszych emocjach - przecież im więcej Holdera, tym lepiej. Jedyne, co nie przypadło mi do gustu to, jak wiecie, Sky. Gdyby Hoover dopracowała także tą postać, książka byłaby prawdopodobnie najlepszą z najlepszych.

Jednak jeśli miałabym ocenić - Hopeless spodobało mi się bardziej niż Losing hope. Ale jako prawdziwa fanka, po prostu musiałam zaopatrzyć się w je obie. Żeby wiedzieć wszystko i mieć pełny obraz tej niesamowitej historii.

A teraz trochę cytatów!

,,Jeśli natknę się w poniedziałek na Graysona, urwę mu jaja i wyślę ci pocztą. Dasz mi swój nowy adres?'' (Holder)
,,- Chyba już mi się nie podobasz tak jak kiedyś. (Sky)
(...)
- Nie podobam ci się tak jak kiedyś? - pytam, patrząc jej prosto w oczy. - Ale wiesz, że to może oznaczać, że podobam ci się bardziej niż kiedyś?'' (Holder)
,,Gdy miałem szesnaście lat, podsłuchałem rozmowę Les z koleżanką. Wybierały się na podwójną randkę i koleżanka wyjaśniała mojej siostrze zasady doboru właściwego stroju. Powiedziała, że jeśli Les chce się tylko całować, powinna włożyć dżinsy. Dzięki temu chłopak nie włoży ręki tam, gdzie nie powinien. Jeśli natomiast Les planuje pójść dalej, odpowiedniejszym strojem będzie sukienka albo spódniczka, zapewniająca, jak to ujęła, ,,swobodny dostęp''. Pamiętam, jak czekałem w korytarzy, żeby się przekonać, co wybrała Les. Kiedy zeszła po schodach w spódniczce, zaprowadziłem ją z powrotem do jej pokoju i zmusiłem do zmiany stroju na dżinsy.'' (Holder)
,, Ale spoko, i tak zamierzam ją prześcignąć, gdy tylko się tak zjawię. Uknułem szatański plan. Za każdym razem, kiedy przyłapię ją na nauce, szepnę jej coś seksownego do ucha albo uśmiechnę się, pokazując dołeczki w policzkach. Wytrącę ją tym z równowagi i odwrócę jej uwagę od nauki, dzięki czemu zawali egzaminy, a je nie
i zwycięstwo będzie moje!
Albo pozwolę jej wygrać. Lubię czasami dawać jej wygrać.
Strasznie za nią tęsknię, ale dopiero za miesiąc zamieszkamy razem w jednym mieście.
Bez rodziców.
Bez godziny policyjnej.
I jeśli będzie to ode mnie zależało, w jej szafie będą wisiały same sukienki.
Cholera. Kiedy tak się teraz nad tym zastanawiam, to oboje możemy zawalić egzaminy.'' (Holder)
Długo nie mogłam się zdecydować , zanim wystawiłam ocenę tej książce. Nie wiedziałam - dać 7/10 czy 8/10? Ostatecznie postanowiłam wybrać tę wyższą, bo zakończenie powieści było naprawdę wspaniałe i idealnie podsumowywało oba tomy.
I jak się dowiedziałam, na całe szczęście, to nie koniec mojej przygody ze Sky i Holderem. Jest o nich też sporo wzmianek w kolejnej książce Hoover, Szukając Kopciuszka. Recenzja na blogu już niedługo, a LH serdecznie Wam wszystkim polecam!

RECENZJA POCHODZI Z BLOGA zakochana-w-czytaniu.blog.pl

Ostatnio nareszcie znalazłam trochę czasu, żeby sięgnąć po Losing hope Colleen Hoover. Szczerze mówiąc, miałam ogromną ochotę ją przeczytać, od kiedy tylko skończyłam Hopeless.
Pierwsza część tej opowieści zawładnęła mną całkowicie. Historia doskonała w każdym calu, niesamowita, poruszająca, chwytająca za serce i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

RECENZJA Z BLOGA zakochana-w-czytaniu.blog.pl

Bóg nigdy nie mruga to książka, która trafiła w moje ręce zupełnym przypadkiem. Byłam z mamą na zakupach i oczywiście nie było mowy, żebyśmy przy okazji nie wstąpiły do Empiku. Gdy jednak ja rozglądałam się wśród półek w poszukiwaniu jakiś ciekawych młodzieżówek, moja mama od razu chwyciła za tę książkę. Przypomniałam sobie, jak niezliczoną ilość razy przechodziłam obok niej w księgarniach, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi, chociaż przecież ciągle tkwiła na półce z bestsellerami. Powiedziałam mamie, że trochę słyszałam o tej książce, bo rzeczywiście, natrafiłam na mnóstwo pozytywnych opinii i recenzji, ale żadna z nich jakoś nie uderzyła mnie na tyle, żeby kiedyś kupić tę powieść. Mama odpowiedziała, że jest jeszcze druga część, czyli Jesteś cudem i zaproponowała, że kupi obie - jedną dla niej, drugą dla mnie. To książki, więc oczywiście, że chciałam! W efekcie i tak obie wylądowały na mojej półce i wprost nie mogłam się doczekać, żeby w końcu po nie sięgnąć.

Po pierwsze, zakochałam się w okładce tej książki. Na pierwszy rzut oka może się wydawać prosta i zwyczajna, ale tak naprawdę, jest po prostu niesamowita. Całą drogę do domu trzymałam ją w rękach i jak głupia, gapiłam się na okładkę. Chyba tylko ci, którzy tak jak ja, bezgranicznie kochają książki, wiedzą, jakie to uczucie. A okładka rzeczywiście, może nie jest jakaś nadzwyczajna, ale z pewnością utwierdza w przekonaniu, że książka kryje w sobie fantastyczną treść. Jak się zresztą szybko przekonałam!

Bóg nigdy nie mruga to powieść napisana w typie poradnika. Jestem raczej słabo zorientowana w tym gatunku - nie czytam albo prawie wcale nie czytam poradników. To dopiero pierwszy taki, który wszedł w moje posiadanie i cieszyłam się z niego bardzo.

Ta książka to zbiór 50 lekcji, z których każda ma jakiś ciekawy i ważny do przemyślenia temat. Autorka opisuje w nich autentyczne historie, czasem swoje własne albo swojej rodziny czy przyjaciół. Regina Brett zna mnóstwo niesamowitych powieści lub wierszy i pochodzących z nich cytatów, które przywołuje w swojej książce (trafiłam tam nawet na fragmenty Harry'ego Pottera!). Zasób wiedzy tej pisarki zdaje mi się nieograniczony - wie tyle, o tylu sprawach, że to po prostu w głowie się nie myśli. Podczas czytania zdawało mi się, że Regina już dawno rozgryzła wszystkie zagadki i tajemnice życia, do których ja, przez moje nieliczne piętnaście lat, ledwo zdążyłam zajrzeć. Co najlepsze, postanowiła teraz z nami podzielić się tymi prawdami i umiejętnościami, które po kolei wypisała w swoich lekcjach. Trafiło do mnie to, że wszystkie historie opowiedziane w książce były prawdziwe. Niektóre z nich były piękne, nieprawdopodobne albo wprost przeciwnie - wzruszająco smutne. Muszę się przyznać, że zdarzało mi się płakać przy tej książce, jednak zawsze z uśmiechem na ustach.

Zdaje mi się, że Regina Brett od samego początku była przygotowywana przez życie do pisania felietonów. Tyle przykrych sytuacji ją doświadczyło, tyle przetrwała... bardzo trudne dzieciństwo, ciąża w wieku dwudziestu-jeden lat i rak piersi w wieku czterdziestu-jeden. A szczerze mówiąc, to był dopiero początek! Można by pomyśleć, że wszystko, co tylko złego mogło jej się przytrafić, przytrafiło się. Autorka nauczyła się jednak z tym żyć, prawdziwie walczyć i nie czuć lęku. Wychowała swoją cudowną córkę, pokonała raka i wyrzuciła ze swojego życia wszystko co złe. Dokonanie tego, zajęło jej ponad czterdzieści lat. Teraz chce nam zdradzić wskazówki, żebyśmy sami poradzili sobie z tym jak najprędzej.

Książka jest absolutnie niezwykła i wyjątkowa. Ja, na miejscu Reginy, chyba nigdy nie odważyłabym się podzielić swoimi zawstydzającymi i traumatycznymi przeżyciami z milionami fanów. Ona jednak postanowiła to zrobić, żeby nam wszystkim pomóc. ,,50 lekcji na trudniejsze chwile w życiu'', tak właśnie głosi podtytuł. I rzeczywiście, jestem pewna, że gdy tylko na mojej drodze pojawi się jakiś problem albo zwątpię w sens swojego istnienia, z powrotem sięgnę po tę książkę. Bo Regina Brett przedstawia życie jako ogromny cud i największy dar od Boga.

No właśnie, od Boga. Autorka książki, niemal przez cały czas nawiązuje do naszego Stwórcy - jego zrozumienia i bezgranicznej miłości, a także wszystkiego, czym nas obdarza. Sądzę, że niektórym ,,wierzącym mniej'' może wydać się to odrobinę niekomfortowe, chociaż nie powinien ich dziwić ogrom Boga w tej książce (w końcu sięgnęli po BÓG nigdy nie mruga). Mnie osobiście takie nawiązania zupełnie nie przeszkadzały - wręcz przeciwnie, byłam nimi zachwycona. Bóg to ktoś, kto od zawsze w jakiś sposób istniał w moim życiu, ale zawsze ciężko mi było znaleźć dla niego czas i odpowiednią ilość zaangażowania. Ta powieść była z pewnością jedną z motywacji, do zmienienia czegoś w sobie i swoim postępowaniu.

A teraz kilka cytatów z tej książki! Bardzo starałam się je ograniczyć, ale wszystkie wydały mi się wyjątkowe i ważne, w dodatku każdy z nich coś dla mnie znaczy. Więc jest ich całkiem sporo, uwaga!

,,Wszystko może się zmienić, zanim zdążysz mrugnąć. Ale nie martw się, Bóg nigdy nie mruga." (niesamowicie prawdziwe i oddające wielkość Boga, że to tak ujmę; kiedyś oglądałam nagranie, w którym naprawdę bardzo wierząca kobieta opowiadała o swojej relacji ze Stwórcą - żartobliwie ostrzegała ludzi, żeby z nią nie zadzierali, bo jej Ojciec rządzi całym światem - od razu skojarzyło mi się to z tym cytatem, Bóg jest po prostu wszechmogący)
,,Pisarzem jest ten, kto pisze. Jeśli chcesz być pisarzem, pisz." (niesamowicie pasuje do mnie, chociaż to chyba tyczy się wszystkiego - chcesz być malarzem, maluj, chcesz być piosenkarzem, śpiewaj)
,,Nie bądź wolnym słuchaczem życia. Uczestnicz w nim aktywnie i wykorzystuj w pełni każdy moment."
,,Zawsze mnie smuci, kiedy ludzie spodziewają się po innych tego, co najgorsze, zamiast tego, co najlepsze. Czasem nie doceniamy młodzieży." (pewnie przypadło mi do gustu właśnie dlatego, że sama należę do młodzieży; często traktuje się nas jako po prostu głupszych i niedojrzałych, nawet gdy jesteśmy już prawie dorośli!)
,, W rzeczywistości, nikt nie ma kiepskiego życia. Ani nawet kiepskiego dnia. Co najwyżej kiepski moment.''
,, Nie staraj się iść w ślady innych. Świat nie potrzebuje kolejnej Matki Teresy, Gandhiego, Martina Luthera Kinga, Michaela Jordana, Mayi Angelou ani Billa Gatesa. Świat chce, żebyś był sobą.''
,, Starzy ludzie i dzieci wiedzą, jak żyć. Ci, którzy stoją na początku i na końcu drogi, bawią się najlepiej. Mają w nosie, co myślą inni. Są albo za młodzi, żeby wiedzieć, że powinni się tym przejmować, albo za starzy, żeby ich to obchodziło.''
,, Życie to nie żadne przedstawienie, konkurs popularności ani rywalizacja o coraz większą władze, bogactwo, sławę, nagrody, tytuły czy stopnie naukowe. W końcu, czy w ostatecznym rozrachunku te rzeczy mają jakiekolwiek znaczenie?''
,, Życie to pasmo problemów: albo akurat przeżywasz kłopoty, albo z nich wychodzisz, albo przygotowujesz się na kolejne. Dzieje się tak dlatego, że Boga bardziej interesuje twój charakter niż twoja wygoda. Bóg woli prowadzić cię do świętości niż do szczęścia.'' (chyba mój ulubiony!)
I to by było na tyle, jeśli chodzi o cytaty. Przyznacie, że dobre, prawda? Zapewniam Was, cała książka jest dobra i oprócz spędzenia z nią miłego czasu, można się też sporo nauczyć. O sobie, o życiu, o szczęściu i wielu innych rzeczach, o których myślisz że wiesz, ale tak naprawdę nie masz zielonego pojęcia, zanim nie przeczytasz. Gorąco polecam wszystkim!

RECENZJA Z BLOGA zakochana-w-czytaniu.blog.pl

Bóg nigdy nie mruga to książka, która trafiła w moje ręce zupełnym przypadkiem. Byłam z mamą na zakupach i oczywiście nie było mowy, żebyśmy przy okazji nie wstąpiły do Empiku. Gdy jednak ja rozglądałam się wśród półek w poszukiwaniu jakiś ciekawych młodzieżówek, moja mama od razu chwyciła za tę książkę. Przypomniałam sobie,...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Basiula

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [10]

John Green
Ocena książek:
7,2 / 10
14 książek
0 cykli
3680 fanów
Remigiusz Mróz
Ocena książek:
7,1 / 10
68 książek
14 cykli
6463 fanów
Becca Fitzpatrick
Ocena książek:
7,4 / 10
8 książek
1 cykl
2274 fanów

Ulubione

J.K. Rowling Harry Potter i Insygnia Śmierci Zobacz więcej
Becca Fitzpatrick Crescendo Zobacz więcej
John Green Gwiazd naszych wina Zobacz więcej
Becca Fitzpatrick Szeptem Zobacz więcej
Colleen Hoover Hopeless Zobacz więcej
Becca Fitzpatrick Szeptem Zobacz więcej
John Green Szukając Alaski Zobacz więcej
John Green Gwiazd naszych wina Zobacz więcej
Becca Fitzpatrick Crescendo Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
19
książek
Średnio w roku
przeczytane
2
książki
Opinie były
pomocne
47
razy
W sumie
wystawione
19
ocen ze średnią 7,3

Spędzone
na czytaniu
106
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
2
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]