rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Siatkarskich autobiografii na rynku nie ma zbyt wiele, i dotyczą w szczególności polskich zawodników takich jak Paweł Zagumny czy Marcin Prus, dlatego też trudno było się spodziewać, że doczekamy się książki opisującą życiorys siatkarza z zagranicy. Szlaki jednak przeciera wydawnictwo SQN, które postanowiło wydać autobiografię Gilberto Amauri de Godoy Filho, czyli popularnego Giby.

Przyznaję, że wyczekiwałem na tę książkę, jeszcze gdy zobaczyłem ją w oryginale udało mi się zerknąć kilka fragmentów. Teraz przeczytałem ją od deski do deski. I nie zawiodłem się, ale… od początku.

„Giba w punkt” czyta się przyjemnie. Pierwsze rozdziały wciągają niemiłosiernie, bo w opisie lat z dzieciństwa najwięcej się dzieje i wydaje się, że są to fakty nieznane szerszej publiczności. Chociaż książka zaczyna się od wspomnień z dopingowej wpadki Giby z 2002 roku, kiedy to uległ pokusie i zapalił marihuanę. Oczywiście nie mogło zabraknąć opisu wydarzeń z choroby, z którą zmagał się siatkarz. Giba wraca pamięcią do tego przykrego zdarzenia, które było bodźcem do obrania takiej ścieżki życiowej. Bez wątpienia Giba w dzieciństwie miał pod górkę, choć często sam był temu winien, jak wtedy, gdy z drzewa spadł na ostre zakończenie bramy, która mogła przebić mu szyję! Na szczęście skończyło się na 150 szwach na lewej ręce. Inna historia... I ponownie Giba uszedł z życiem. Tym razem w wypadku samochodowym, w miejscu, w którym wcześniej nikt nie przeżył. Jemu się udało. Momentami lektura przybiera fabułę filmu „Oszukać przeznaczenie”.

Kolejne rozdziały książki są już mniej przerażające. A wiele miejsca poświęcono siatkówce. Dyscyplinie dla której Giba został stworzony, choć niewiele brakowało a moglibyśmy go nie oglądać na parkietach. Dlaczego? Nie dlatego, że oszukał przeznaczenie, ale z powodu niskiego wzrostu, a także małej popularności volleya i rodzinnym przekonaniom, aby młody Giba został piłkarzem, jak ojciec. Każdy ten powód został szczegółowo opisany, a dzięki temu ukazuje się nam obraz człowieka zdeterminowanego i wiedzącego, co chce w życiu osiągnąć.

Giba przedstawia także losy złotej drużyny Bernardo Rezende. Opowiada o funkcjonowaniu grupy, o swojej zmieniającej się roli w zespole. Nie zabrakło też kulis rozstania i powrotu do kadry jednego z najlepszych rozgrywających na świecie Ricardo Garci. Brazylijczyk prostuje pewne fakty i wyjaśnia wątpliwości, które docierały do mediów, jak choćby te mówiące o tym, że słynny rozgrywający pożegnał się z reprezentacją, bo nie chciał podzielić się nagrodą z kolegami.

„Giba w punkt” prezentuje także życie prywatne mistrza olimpijskiego z Aten. A te naprawdę było/jest owocne. Giba wspomina o swoich miłosnych perypetiach, małżeństwach i dzieciach. Ukazuje również, jak stabilność uczuciowa wpływa na jego zachowania na parkiecie.

W autobiografii Giby siatkówki jest sporo, nie mogło być zresztą inaczej. Choć odniosłem wrażenie, że została potraktowana pobieżnie, w szczególności jeśli chodzi o wszystkie złote momenty generacji chłopców Rezende. O ile, w początkowych rozdziałach roi się od detali i faktów, w dalszej następuje prześlizgiwanie się po temacie. Czyżby nic godnego uwagi nie działo się w szatni najlepszej drużyny pierwszego dziesięciolecia XXI wieku? Mam co do tego wątpliwości, tak jak do konieczności zamieszczania fragmentu dotyczącego kontuzji złamania penisa...

,,Giba w punkt” jest lekturą obowiązkową dla fana siatkówki, czy pozostali sięgną po książkę z rozrzewnieniem? Nie wiem, o ile siatkarscy kibice powinni być uradowani poznaniem historii jednego z najlepszych siatkarzy świata, o tyle dla przeciętnego Kowalskiego opowieść o Gibie może nie w pełni oddawać to jakim człowiekiem i siatkarzem zapamiętano go na boiskach całego świata. Bo jak dla mnie ilość piłek przyjętych w punkt przez Gibę podczas meczów powinna odzwierciedlać się wysoką jakością słowa pisanego jego własnej biografii.

Fragmenty z autobiografii:

„Najczęściej bawiliśmy się w chowanego na tyłach naszego budynku.(…) „Może spróbujemy na drzewach”. To był mój pomysł. Zresztą genialny. Kiedy wspiąłem się pierwszy raz, złamała się gałąź. Znajdująca się pode mną krata bramy jednego z domów miała ostre zakończenia w kształcie lancy, a podczas upadku jedna z nich mogła przebić mi szyję. Mogłem umrzeć. Pomyślałem szybko i wyciągnąłem przed siebie lewą rękę. Skoczyłem”.

„W autobusie zapanował harmider. Krzyki i ogromne zamieszanie. Nagle rozegrała się zabawna scena: my, mistrzowie świata, awanturujemy się, a w autobusie obok Polacy, wicemistrzowie, otwierają szampana. Dostrzegli, co się u nas działo. Otworzyli okna i podali nam trzy butelki. „Przestańcie się kłócić i świętujcie”. Nic lepszego nie mogliśmy zrobić. Jedni wrócili do Europy, drudzy polecieli bezpośrednio do Europy. Zakończyliśmy rok jako mistrzowie, ale być może już przewidywaliśmy, co nas czeka – spięcie”.

Moja ocena 4/5

Siatkarskich autobiografii na rynku nie ma zbyt wiele, i dotyczą w szczególności polskich zawodników takich jak Paweł Zagumny czy Marcin Prus, dlatego też trudno było się spodziewać, że doczekamy się książki opisującą życiorys siatkarza z zagranicy. Szlaki jednak przeciera wydawnictwo SQN, które postanowiło wydać autobiografię Gilberto Amauri de Godoy Filho, czyli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Piłkarz z blizną. Franck Ribery jest rozpoznawalnym sportowcem. Ze względu na charakterystyczną bliznę na twarzy nie jest on tak rozchwytany przez marketingowców jak chociażby Cristiano Ronaldo czy Robert Lewandowski. Francuskiego zawodnika bardzo rzadko ujrzymy w różnego rodzaju akcjach reklamowych. Z pewnością jednak Ribery jest piłkarzem, którego w równym rzędzie można postawić obok takich piłkarskich tuzów jak wspomniany Portugalczyk czy Lionel Messi.

Dla Ribery’ego piłkarza nożna jest najważniejsza. O tym jaką drogę musiał przejść z betonowego podwórka prowincjonalnego miasteczka na najsławniejsze stadiony świata czytelnicy dowiedzą się z biografii „Piłkarz z blizną” autorstwa Alexisa Menuge wydanej przez Wydawnictwo SQN.

Czytelnik bardzo szybko poznaje historię blizny Ribery’ego. Zawodnik mając zaledwie 2 lata, omal nie zginął w wypadku samochodowym. Francuz opisuje to zdarzenie w ten sposób: ,,zderzyliśmy się, a ja poleciałem z tylnego siedzenia wprost na przednią szybę. Przeżyłem, ale na twarzy musieli mi założyć chyba ze 100 szwów”. I tak po wypadku piłkarzowi zostały rozległe blizny na czole i prawym policzku. Ten przerażający incydent naznaczył los głównego bohatera, który twierdzi, że bez tej blizny byłby zwykłym chłopakiem. Oszpecona twarz sprawiła, że stał się silniejszy i odporniejszy na krytykę już od najmłodszy lat. Bardzo często musiał znosić obelgi, brutalne wyzwiska czy wytykanie palcami ze strony innych osób. To ukształtowało jego charakter, uodpornił się na krytykę, walczył i kroczył do przodu.

Życie nie oszczędzało Francka, wypadek to jedno, ale również jego piłkarska ścieżka nie układała się po myśli. Gdy miał 20 lat pozostał bez środków do życia. Nie chciał go żaden klub. Zmuszony był szukać pracy, aby utrzymać rodzinę wiercił dziury w ziemi obsługując młot pneumatyczny. Piłka to jednak było to, co kręciło Ribery’ego ponad wszystko. Za 250 euro miesięcznie grał w drugoligowym Stade Brestois. Dobre występy sprawiły, że trafił do FC Metz, potem był turecki Galatasaray Stambuł. Z książki dowiadujemy się, że przygoda w Turcji piłkarsko okazało się mało udana i przede wszystkim krótka, niemniej odcisnęło piętno na życie, piłkarza zmieniając jego percepcję wiary, co poskutkowało przejściem na islam. Prawdziwa eksplozja talentu nastąpiła w Olympique Marsylia. W Marsylii Ribéry pokazał swoje wielkie możliwości i uaktywnił drzemiący w nim potencjał. Nie uszło to uwadze największych klubów świata takich jak FC Barcelona, Real Madryt, Manchester United czy Bayern Monachium. Ostatecznie przeszedł do Monachium, w którym występuję do dziś. Jest legendą bawarskiego klubu, a niemieccy kibice szanują i uwielbiają Francuza stojąc za nim murem w najtrudniejszych momentach, doceniając zawodnika bardziej niż rodzimi fani.

W biografii Ribery’ego historia klubowa przeplata się z występami w barwach reprezentacji. Z kadrą jednak nie odnosił znaczących sukcesów (wicemistrzostwo świata w 2006 roku), a umiejętności piłkarza nigdy nie mogły wkomponować się w wyniki osiągane w barwach Trójkolorowych. Autor biografii nie pomija wydarzeń trudnych dla francuskiej piłki, w których Ribery brał udział. Opowieść dotyczy się nieudanych mistrzostw świata z 2010 roku, dzięki Menuge poznajmy kolejny głos w sprawie konfliktu we francuskiej ekipie.

Z pewnością twórca biografii mimo znajomości z piłkarzem stara się zachować obiektywizm i nie koloryzuje opowieści. Przedstawia ciemniejszą stronę Francuza. „Piłkarz z blizną” to nie tylko laurka na cześć Ribery’ego, ale także skandale i awantury z udziałem gwiazdy Bayernu.

Książka jest rzetelną próbą spisania historii urodzonego w Boulogne-sur-Mer współczesnego symbolu Bayernu Monachium. Publikacja ukazuje plusy i minusy kariery Ribery’ego. Jego żarty i występki mniej lub bardziej udane, wzorowe i naganne zachowania. W ten sposób czytelnik wnika w osobowościowy portret zawodnika. Rysuje nam się postać zdeterminowanego zawodnika, który po prostu chce grać w futbol. To święta prawda, piłka nożna nade wszystko, bo czy w innym razie Ribery nie zdecydował się na operację plastyczną upiększając swój wizerunek?
Książka może skłonić do refleksji, że wygląd i dbanie o własny wizerunek to nie wszystko, choć z pewnością biografia Ribery’ego nie odciśnie takiego piętna jak piłkarskie poczynania Francuza.

Fragmenty z biografii:

„Już w dzieciństwie rówieśnicy nazywali mnie Quasimodo. Czy może pan to sobie wyobrazić? Potwornie mnie to bolało. W pewnej chwili całą skumulowaną we złość wyładowałem w grze w piłkę. Bez tej blizny byłbym zwykłym chłopakiem. Teraz mam jednak silny charakter i niezłomną wolę. Jestem dumny z tego, co musiałem przejść. Nigdy nie było mi łatwo. Dziś kocham swoja twarz. Kocham swoje życie”.

„Mój tata myślał, że poradzę sobie z obsługą młota pneumatycznego. Gdy go uruchomiłem, zaczął latać we wszystkich kierunkach. To wtedy zrozumiałem, jak ciężko pracuje ojciec. Z drugiej strony dotarło do mnie, że na dłuższą metę nie jest to zajęcie dla mnie. Dlatego koniecznie musiałem poradzić sobie jako piłkarz”.

Moja ocena: 2,5/5

Piłkarz z blizną. Franck Ribery jest rozpoznawalnym sportowcem. Ze względu na charakterystyczną bliznę na twarzy nie jest on tak rozchwytany przez marketingowców jak chociażby Cristiano Ronaldo czy Robert Lewandowski. Francuskiego zawodnika bardzo rzadko ujrzymy w różnego rodzaju akcjach reklamowych. Z pewnością jednak Ribery jest piłkarzem, którego w równym rzędzie można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Piłkarska gorączka za sprawą Euro 2016 ogarnęła całą Polskę. Mecze ogląda się lub słucha, śledzi się na bieżąco portale społecznościowe, aby wiedzieć co dzieje się u naszej drużyny. Dla wielbicieli słowa drukowanego też coś się znajdzie, bo o naszych aktualnych reprezentantach można przeczytać. Nie tylko o Kubie Błaszczykowskim czy Robercie Lewandowskim, a o polskim obrońcy. Nie, nie chodzi o Michała Pazdana, który zatrzymał Niemców, ale o Kamila Glika, który także w dużej mierze przyczynił się do „zwycięskiego” remisu z mistrzami świata.

Wydawnictwo SQN wydało autoryzowaną biografię środkowego obrońcy kadry narodowej „Liczy się charakter” w której spisaniu pomógł dziennikarz Michał Zichlarz, który zna Kamila jeszcze z czasów, gdy ten dopiero zaczynał swoją piłkarską przygodę. Droga Glika do tego, aby znalazł się na Euro nie była może szczególnie wyjątkowa, to nie opowieść z gatunku tych od zera do bohatera czy od pucybuta do milionera. Nie znaczy to jednak, że nie warto jej czytać, wręcz przeciwnie. Ta zwyczajność ma swój urok, co więcej publikacja nie jest oderwana od rzeczywistości, a czytelnik, który po nią sięgnie może pomyśleć: może mi się udać, muszę tylko tego bardzo chcieć! Opowieść Glika pokazuje jak odważnymi decyzjami, ale też ciężką pracą dochodzi się do zrealizowania własnych celów.

Książka „Liczy się charakter” podzielona jest na trzy części. Pierwsza z nich jest najobszerniejsza i związana jest z początkowym okresem gry w piłkę Kamila, czyli opowiada o grze w Jastrzębiu-Zdroju, Wodzisławiu Śląskim oraz życiu w Hiszpanii. Druga część poświęcona jest karierze we Włoszech, a trzecia koncentruje się na występach Kamila w reprezentacji Polski.

I w każdej z tych części ukazany jest charakter Kamila, jego nieustępliwość i zawziętość, które pomagają mu uporać się z wieloma przeciwnościami losu, problemami czy słowami krytyki. Ambicja, determinacja, ale też wytrwałość do katorżniczej pracy spowodowały, że jest w tym miejscu, gdzie teraz. Zawodowo gra w futbol, jest cenionym piłkarzem znanego klubu będąc jego kapitanem oraz stanowi ważne ogniwo w reprezentacji Polski!

Talent to nie wszystko, umiejętnie trzeba nim zarządzać i podejmować mądre decyzje. Wielu ekspertów pukało się w głowę, gdy 17-letni Glik postanawia spróbować swoich sił w Realu. Tak, tak w tym Realu, w Madrycie miał okazje trenować z Raulem czy Casillasem. Furory w Hiszpanii Glik nie zrobił, ale czego się nauczył to jego i tego nie zabrał mu nikt. Tam hartował się charakter zawodnika, tam początek miało profesjonalne zetknięcie z piłką.

Czytając opowieść o Gliku najciekawsza wydała mi się pierwsza część opowiadająca o początkach fascynacji futbolem i podejmowaniu decyzji będąc jeszcze nastolatkiem. Ten czas w życiu Glika to niełatwa sztuka wyboru, weryfikacja swojego rzeczywistego ja z ja idealnym. Wydaje się, że zamiast futbolowych umiejętności Glik przede wszystkim nauczył się życia, życia w obcym kraju, bez rodziny i przyjaciół.
Włoski okres w biografii Glika jest bardzo wyniosły, bo Polak jest w Turynie szanowany. Kibice FC Torino są zachwyceni polskim obrońcą, proszą go zdjęcia czy autografy, a małżonce wysyłają pozdrowienia dla męża. Fragmenty te są o tyle ciekawe, że autor postanowił wybrać się osobiście do stolicy Piemontu i włoskie rozdziały książki przyjmują bardzo reporterski charakter.

Z ostatniej reprezentacyjnej części dowiadujemy się, że Glik mógłby być Glückiem i grać w barwach niemieckiej reprezentacji. Stoper ma niemieckie korzenie i nasi zachodni sąsiedzi robili na niego zakusy, ale to Polacy byli szybsi, a co najważniejsze serce Kamila bije w biało-czerwonych barwach. Oprócz aktualnych informacji dotyczących eliminacji do Euro czy za czasów gry u Smudy. Są też wspomnienia z występów juniorskich i tego jak Kamil zakładał rękawice i stawał w bramce, bo wychodziło mu to całkiem nieźle.

Wielu może się dziwić jaki jest sens pisania książki o 28-letnim zawodniku czynnie grającym. „Liczy się charakter” powstała z pasji, z pasji do futbolu. Autor biografii od 16 roku życia zna Kamila i śledzi jego karierę. Korzystając z własnego archiwum, ale przede wszystkim z rozmów z Glikiem, a także wywiadów z jego rodziną i przyjaciółmi, kolegami i trenerami z boiska wyłania się obraz piłkarza, który nie był określony jako piłkarski talent, a mimo to zrobił karierę. Nie od dziś wiadomo, że talent to nie wszystko. Charakter też się liczy!
Książka będzie dobrą okazją, by w przerwie pomiędzy meczami reprezentacji poznać losy jednego z filarów reprezentacji Polski. Zawodnika, który dzięki odporności na niepowodzenia, zaangażowaniu w to co robi i rzecz jasna ciężkiej pracy święci sukcesy.

Fragmenty z biografii:

„W szkole nie byłem najgrzeczniejszym uczniem. Raz pani z geografii nie potrafiła sobie ze mną poradzić w czasie lekcji, więc wysłała mnie do dyrektora. Poszedłem tam nie ze strachem, ale z uśmiechem na ustach. Dyrektor, wiadomo, zganił mnie za moje zachowanie, ale zaraz potem kazał usiąść i zaczął pytać, jak tam w klubie w Wodzisławiu, jak mi idzie. Dużo mu zawdzięczam. Wiedziałem, że przy nim nic złego mi się nie stanie i nie będę miał w szkole poważniejszych problemów. Mogę chyba powiedzieć, że dzięki niemu czułem się w szkole bardziej uprzywilejowany. Poza tym dyrektor uczył WF-u, żył sportem, zresztą do dzisiaj tak jest”.

„Prezes PZPN (Zbigniew Boniek) po meczu (przegranym na Wembley z Anglią 0:2 w październiku 2013 roku) zszedł do szatni i powiedział do zawodników, że nie mają sił, żeby biegać przez 90 minut. Dziwił się też, że piłkarz, który gra w Serie A, nie może wybiegać całego spotkania. Mam taki charakter, że wstałem i zapytałem czy prezes mówi do mnie. Odpowiedział, że tak. Na to zareagowała reszta chłopaków: wstali i uspokoili sytuację. Na tym się skończyło. To byłą słowna sprzeczka. Nic poważnego”.

Moja ocena: 3,5/5

Piłkarska gorączka za sprawą Euro 2016 ogarnęła całą Polskę. Mecze ogląda się lub słucha, śledzi się na bieżąco portale społecznościowe, aby wiedzieć co dzieje się u naszej drużyny. Dla wielbicieli słowa drukowanego też coś się znajdzie, bo o naszych aktualnych reprezentantach można przeczytać. Nie tylko o Kubie Błaszczykowskim czy Robercie Lewandowskim, a o polskim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

glądanie skoków narciarskich wzbudza zachwyt i szacunek kibiców, bo w tym sporcie oprócz umiejętności trzeba być w zgodzie z natura, ale to nie zawsze się udaje, bo ona jest nieprzewidywalna i nie sposób jej ujarzmić. Zawodnicy często balansują na granicy życia i śmierci. I jeśli chodzi o te dyscyplinę to nie jest utarty slogan, o czym dobitnie można się przekonać sięgając po lekturę „Mojej walki o każdy metr” autorstwa Thomasa Morgensterna, wybitnego skoczna narciarskiego.

Trzykrotny mistrz olimpijski, ośmiokrotny mistrz świata, dwukrotny mistrz świata w lotach oraz dwukrotny zdobywca Pucharu Świata postanowił napisać książkę. Jak sam twierdzi, nie jest to typowa, klasyczna biografia, a powieść skoncentrowana na walce, tytułowej walce o każdy metr. Nie tylko na skoczni, by odlecieć jak najdalej, ale również w życiu osobistym, aby w trudnych chwilach sprostać wymaganiom. Zarówno w sensie czysto fizycznym stawiając pierwsze kroki po wypadku, jak i psychicznym pokonując bariery tkwiące w umyśle.

Austriacki skoczek nie opowiada punkt po punkcie o historii swojego życia, nie ma też chronologicznie opisanych sezonów Pucharu Świata. Dlatego nie jest to szablonowa autobiografia, ale nie należy czynić z tego zarzutu, bo co innego było zamyśle autora. W publikacji skoncentrowano się na wydarzeniu, na fatalnym wydarzeniu, na którym zbudowano fabułę. Otwierający rozdział „Mojej walki o każdy metr” obrazuje moment wybrudzenia i pierwszych chwil po ocknięciu się z przerażającego upadku na skoczni Kulm 10 stycznia 2014 roku.

Przyznaję, że początek jest mocny. Zwyczajowo na plan pierwszy w sportowej autobiografii wysuwa się zwycięstwo, zaskakujący triumf, a nie ludzki dramat. Wspomnienia Morgensterna szokują i wzbudzają w czytelniku stan niepewności, rozpoczynając grę na emocjach.

Austriak bardzo mocno skupia się na swoich myślach i uczuciach jakie towarzyszyły mu na szpitalnym łóżku. Stara się odtworzyć w pamięci wszystko, to co wydarzyło się w Bad Mitterndorf, tym samym zabiera czytelnika w podroż po meandrach skoków narciarskich. I co najważniejsze w głąb ludzkiego umysłu, wraz z Thomasem docieramy to tego co świadome, logiczne i zrozumiałe, ale znajdziemy się także w otchłani nieświadomości, czegoś trudno wytłumaczalnego, albo wręcz niemożliwego do wyjaśnienia.

„Moja walka o każdy metr” opisuje także determinacje Morgensterna do powrotu do sportu, do skakania i wyjazdu na Igrzyska Olimpijskie w Soczi. Zaledwie sześć dni po upadku rozpoczął rehabilitację, rozpoczął walkę o każdy metr, by moc ponownie poczuć olimpijska atmosferę. W pogoni za marzeniami zdecydował się podjąć wyzwanie i mozolnie przygotowywał się do turnieju.


Podczas pobytu w szpitalu Morgenstern chcąc nie chcąc miał czas, by dokonać bilansu dotychczasowego życia. Przywołuje w pamięci swoje poprzednie upadki, analizuje każdy z nich w najdrobniejszych szczegółach, i dzieli się z tym z czytelnikami. Ujawnia, co było przyczyną jego pierwszego w karierze groźnego upadku w Kuusamo, a także jakie myśli krążą w głowie skoczkowi, gdy przy prędkości 105km/h wypina się narta.

Kilka cytatów z autobiografii:

„Lubię moje życie w centrum uwagi i kocham tak bezpośredni kontakt z fanami jak i ten utrzymywany przez portale społecznościowe. To wspaniałe przeżycie, którego nie da się opisać, kiedy 30 tysięcy fanów z austriackimi flagami zagrzewa cię do walki, przeżywa razem z tobą, niesie cię każdy metr w powietrzu, wspólnie z tobą się cieszy… Wytrzymuje nawet publiczne dywagacje, czy powinienem kosić trawę na bosaka. Tak naprawdę to nawet zabawne”.

„Przypadłość na która cierpię, ma nazwę – to trauma I typu. Nie da się jej wyłączyć ot tak, jak zamyka się program na komputerze. Strach sam nie przejdzie. Trzeba nauczyć się z nim funkcjonować, a jego zaakceptowanie jest pierwszym krokiem w tym kierunku. Wtedy przynajmniej droga na normalną skocznię w Soczi staje się bardziej realne. Trudna, tak, to też”.

,,Między mną a Gregorem istniał jednak inny rodzaj konkurencji i wiele kręciło się wokół pytania, za pomocą jakich środków dwóch samców alfa walczy w stadzie o rolę przywódcy. Przypadła ona mnie, ale czułem, że chce ją mieć także Gregor. Dobrze wiedział, że wiele biorę sobie do serca, i myślę, że dlatego specjalnie mi docinał, chcąc wyprowadzić mnie z równowagi. Czym innym jak nie przejawem arogancji i chęci świadomego zranienia były jego słowa, kiedy po zwycięstwie w Garmisch- Partenkirchen stwierdził, że wreszcie wygrał najlepszy? Wcześniej to przecież ja zaliczyłem serię zwycięstw – wygrałem aż sześć razy. Bardzo możliwe, że jest to jego sposób, żeby się bardziej motywować. Ja jestem jednak przekonany, że wiele mówił tylko dlatego, żeby mnie zabolało''.

„Chcę się poczuć jeszcze lepiej, zanim skończę na dzisiaj. Wiatr się wzmaga. Działam bardziej rutynowo niż podczas pierwszego skoku. Strach jest odrobinę mniejszy. To dobry skok. Nagle w powietrzu narty gwałtowanie zbliżają się do siebie. Natychmiast zaczyna się bronić. Moje ciało, które dopiero co płasko leżało w powietrzu, walczy o powrót do równowagi. Czuję adrenalinę od końców włosów aż po palce u stóp. Wymachuję rękoma. Jakoś udaje mi się utrzymać równowagę i wylądować. Moje serce bije jak szalone. Odjeżdżam i siadam na ziemi na zeskoku. W moich oczach pojawiają się łzy. Widok Bergisel staje się rozmyty”.

W książce doskonale zobrazowano, że powrót Morgensterna do zdrowia rozgrywał się w dwóch aspektach. Z jednej strony to uporanie się z somatycznymi dolegliwościami, bólem i dochodzeniu do fizycznej sprawności, z drugiej przywrócenie równowagi psychicznej i przezwyciężenie strachu. Morgenstern dosadnie obrazuje swój niepokój związany z ponownym oddaniem skoku. Dzieli się z czytelnikami swoimi wątpliwościami jakie towarzyszą mu jeszcze przed samą decyzją o powrocie na skocznie, jak również tym, co nastąpi później… kiedy siedzi już na belce startowej i dostrzega sygnał od trenera do startu, to moment od którego nie ma już odwrotu…

Nie było odwrotu, bo cel w jego przypadku był jasny. Pragnął po raz trzeci wystartować na igrzyskach olimpijskich. Nie bez obaw, nie bez blizn tych widocznych na ciele, ale i tych niezauważalnych w psychice. Nie poddał się, a tamto wydarzenie zmobilizowało go i sprawiło, że ze zdwojoną energią przystąpił do realizacji swojego marzenia.

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

glądanie skoków narciarskich wzbudza zachwyt i szacunek kibiców, bo w tym sporcie oprócz umiejętności trzeba być w zgodzie z natura, ale to nie zawsze się udaje, bo ona jest nieprzewidywalna i nie sposób jej ujarzmić. Zawodnicy często balansują na granicy życia i śmierci. I jeśli chodzi o te dyscyplinę to nie jest utarty slogan, o czym dobitnie można się przekonać sięgając...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Andrzej Niemczyk. Życiowy tie-break Marek Bobakowski, Andrzej Niemczyk
Ocena 7,9
Andrzej Niemcz... Marek Bobakowski, A...

Na półkach:

Rok 2003 Ankara, Rok 2005 Zagrzeb. Mistrzostwa Europy siatkarek. Mistrzostwa, w którym polskie siatkarki sięgnęły po złote medale. Złotka! Dziewuchy na medal! Kraj ogarnęło szaleństwo. Ponownie narodziła się polska siatkówka. A za tymi sukcesami stał nie kto inny, a Andrzej Niemczyk. Wybitny szkoleniowiec postanowił przelać swoje myśli na papier. I dobrze zrobił, bo historia stworzona wspólnie z Markiem Bobakowskim jest jedną z lepszych jaką czytałem i spokojnie może znaleźć się na podium najlepszych książek sportowych 2015 roku.

,,Życiowy tie-break” jest próbą podsumowania biografii nietuzinkowej postaci, która przeżyła wiele, i o tym doświadczeniu Andrzej Niemczyk pragnie podzielić się z czytelnikami. Twórca potęgi Złotek to niebanalna postać w polskiej historii, wiec trudno było oczekiwać szablonowej autobiografii. Trener prowadził niesztampowe życie, doznając prawdziwej huśtawki emocjonalnej. I zgłębiając się w kolejne strony publikacji z pewnością na takiej huśtawce znajdzie się też czytelnik przeżywając naprzemiennie radość, zadowolenie, smutek czy złość.

Dwa złote medale mistrzostw Europy zdobyte wraz z polskimi siatkarkami były tak naprawdę kwintesencją kariery szkoleniowej Andrzeja Niemczyka, pięknym zwieńczeniem. Warto jednak przypomnieć, że to nie jedyne sukcesy polskiego trenera. Pokuszę się o odważne porównanie z futbolowym światkiem, ale Andrzej Niemczyk był tak wziętym trenerem, jak obecnie Jose Mourinho czy Carlo Ancelotti. Człowiek wielkiego formatu, a o Niemczyka biły się o najlepsze kluby na Starym Kontynencie. Ale po kolei, bo na sportowe życie pięnto odcisnęły wcześniejsze doświadczenia.

Otwierający książkę rozdział nosi tytuł: „jestem dzieckiem wojny i… szczęścia”. Andrzej Niemczyk urodził się w 1944 roku w Polsce. Przyszedł na świat w trudnych czasach, ale dzięki kochającej matce, odważnej o zdolnej do poświęceń, aby syn urodził się w kraju nad Wisłą, albowiem w innym przypadku zostałby przekazany rodzinie niemieckiej i wychowywany byłby zgodnie z ideałami Trzeciej Rzeszy. Wspomina też dziadków, którzy odegrali ważną rolę w życiu młodego Niemczyka. O szkole jest zaledwie kilka stron, choć problemów z nauką nie było, to z zachowaniem już tak, i dlatego wszędobylski Niemczyk postanowił zapisać się do sekcji, ale nie do jednej do kilku! Talent do sportu był, ale w końcu na coś trzeba było postawić i zdecydować, co wybrać. Wybór padł na siatkówkę, najpierw w Społem Łódź, potem w Stali Mielec i na koniec w Anilanie Łódź. Z tych czasów Niemczyk z nostalgią wspomina czasy PRL-u. Dobrych czasów dla sportowców, którzy nie mogli narzekać, wielu z nich dorabiało sobie trudniąc się przemytem towarów podczas zagranicznych wojaży.

Niemczyk szybko zdecydował się jednak na karierę trenerską, mimo, że był dobrym rozgrywającym, reprezentantem Polski, to o wiele więcej satysfakcji pociągała go praca szkoleniowca. W wieku 23 lat zaczął zbierać trenerskie szlify. O Niemczyku zrobiło się głośno, kiedy stworzył od podstaw zespół ChKS Łódź, z którym awansował do I ligi, a w 1976 zdobył mistrzostwo Polski. Wtedy też po raz pierwszy objął pracę z kadrą narodową. Przez dwa lata był selekcjonerem reprezentacji Polski, nie wytrwał na tym stanowisku zbyt długo, ponieważ podał się do dymisji po mistrzostwach Europy, na których reprezentacja Polski zajęła... 4. miejsce.

Po rezygnacji, Niemczyka nie obowiązywał żaden kontrakt, co doskonale wykorzystali Niemcy, ale ci z RFN, którzy czynili podchody i robili wszystko, by przekonać trenera do pracy z ich reprezentacją. Łatwo nie było, bo przecież to państwo Zachodu. Wróg, mimo tego, Niemczyk poszedł pod prąd i wybrał pracę właśnie w tym kraju. Przez 10 lat stworzył podwaliny siatkówki w Niemczech,a z Bayer Lohhof, siedmiokrotnie zdobywał mistrzostwo Niemiec. Pracował też w Turcji, gdzie prowadził czołowe ekipy takie jak Eczacibasi Stambuł i Vakifbank Stambuł sięgając po medale nie tylko w lidze, ale i europejskich pucharach.

Kilka cytatów z autobiografii:

,, (…) najlepszą motywacją dla sportowca są pieniądze i perspektywy. Bo czyż tak nie jest? Nie dajcie sobie wmawiać bajeczek o miłości do sportu, rodziny, chęci pomocy innym, które wprost wylewają się z biografii najpopularniejszych obecnie sportowców (Neymara, Messiego, Ronaldo). To PR-owa bzdura!”.

„Oficjalna umowa opiewała jedynie na te 5 tysięcy złotych miesięcznie. Czujecie? Selekcjoner reprezentacji oficjalnie miał zarabiać grosze. Gdyby w Niemczech albo Turcji się o tym dowiedzieli, to pospadaliby z krzeseł. Ta kasa tak naprawdę wystarczała mi wyłącznie na paliwo. Bo byłem selekcjonerem, który nie zamierzał siedzieć na dupie w Warszawie, tylko jeździłem po całym kraju, nie tylko na mecze ligowe, ale również praktycznie, codziennie wpadałem na treningi różnych zespołów”.

„Mogę na przykład powiedzieć, że Niemki to są nieźle porąbane. Nie mają żadnych oporów, by w szatni się rozebrać – mimo, ze obok stoi trzech facetów ze sztabu szkoleniowego, a jeszcze głowę w drzwi wkłada dziennikarz, którzy szuka kogoś do wywiadu. Paradują nago, tańczą, śpiewają”.

„Pamiętam jedną z wizyt kontrolnych. „Co tam, Herr Niemczyk?”, zapytał profesor. „A w porządku, jest sehr gut”. „Ma pan jakieś pytania dotyczące diety, stylu życia?” „Tak, panie profesorze – odpowiedziałem. – Bo ja do obiadu piję wino, a jeszcze wieczorem jedną–dwie szklaneczki whisky z lodem. Nie ma żadnej możliwości, abym z tego zrezygnował. Organizm się domaga”. Mina profesora była bezcenna. Nerwowo stukał długopisem w biurko, w końcu wydusił: „Herr Niemczyk, jeżeli sprawa tak wygląda, to zalecam po prostu ograniczyć alkohol. Tak będzie dobrze”. Więcej tego tematu nie drążyliśmy. Myślę, że profesor był na tyle inteligentnym człowiekiem, że doskonale wiedział, iż nie będę stosował się do jego zaleceń…”.

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Rok 2003 Ankara, Rok 2005 Zagrzeb. Mistrzostwa Europy siatkarek. Mistrzostwa, w którym polskie siatkarki sięgnęły po złote medale. Złotka! Dziewuchy na medal! Kraj ogarnęło szaleństwo. Ponownie narodziła się polska siatkówka. A za tymi sukcesami stał nie kto inny, a Andrzej Niemczyk. Wybitny szkoleniowiec postanowił przelać swoje myśli na papier. I dobrze zrobił, bo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy sukces reprezentacji Polski w siatkówce w XXI wieku był z jego udziałem. Paweł Zagumny współtworzył zwycięstwa biało-czerwonych na najważniejszych siatkarskich imprezach. Zagumny o zdobytych tytułach, ale i porażkach opowiedział w swojej autobiografii „Życie to mecz” wydanej przez wydawnictwo Akurat.

Paweł Zagumny to postać wybitna w polskiej siatkówce. Siatkarz, który łączy pokolenia. Zmieniali się trenerzy, zawodnicy przychodzili i odchodzili, a na ich miejsce pojawiali się następni. Ale on trwał, był i grał. Świetnie grał i prowadził kadrę narodowa do medalowych pozycji.

„Życie to mecz” to nie lada gratka tylko dla fanów siatkówki. Dzięki temu, że popularny Guma gra w siatkówkę tak długo, mamy też okazje poznać historię polskiej siatkówki. Począwszy od lat 80 poprzedniego stulecia, bowiem Paweł Zagumny przyszedł na świat w Jaśle 18 października 1977 roku po dziś dzień.

Autobiografię naszego mistrza można podzielić na trzy części. Pierwsza z nich dotyczy właśnie dzieciństwa, początkowego zainteresowania siatkówką oraz stawiania w niej pierwszych, profesjonalnych kroków. Kolejna cześć dotyczy kariery klubowej polskiego rozgrywającego, a ostatnia została poświęcona występom reprezentacyjnym. Dodatkową atrakcją autobiografii są wypowiedzi osób mających kontakt z Zagumnym, czyli jego trenerów, kolegów z boiska oraz rodziny.

Z publikacji dowiadujemy się, że autor skazany był na siatkówkę, a nawet na pozycję na której występuje, albowiem jego rodzice także rozdzielali piłki w zespole. Właściwie wybór młodego Pawła czym chce się zająć w przyszłości był prosty, a decyzję gracza wspierali rodzice, którzy okazali się nad wyraz wyrozumiali jeśli chodzi o godzenie obowiązków szkolnych z treningami. Kładli jedynie nacisk na naukę języków obcych, co okazało się być słuszną decyzją.

Nie ulegało wątpliwości, że Zagumny jest utalentowanym siatkarzem. Kariera zawodnika szybko nabrała rozpędu, a o uzdolnionym rudym chłopcu szybko w siatkarskim środowisku zrobiło się głośno. W wieku 16 lat zadebiutował w drugoligowym seniorskim zespole. Fakt, był to tylko epizod w drużynie prowadzonej przez ojca. Niemniej ważny, bo otwierający także drogę do młodzieżowych występów w reprezentacji. Występów okraszonych licznymi zwycięstwami na czele z mistrzostwem Europy i mistrzostwem świata juniorów.

Polski rozgrywający w swojej autobiografii zdradza jak wyglądały pierwsze reprezentacyjne zgrupowania, opisuje całą otoczkę wokół reprezentacji i tego, w jakich warunkach trenowali przyszli mistrzowie. Zagumny ukazuje także ewolucję jaką przeszła polska siatkówka. Do czasów kiedy w sztabie szkoleniowym poza pierwszym i drugim trenerem próżno było szukać innych współpracowników. Po obecne czasy, gdy w kadrze narodowej znajdują się wszyscy potrzebni specjaliści. Zagumny prowadzi czytelnika przez wszystkie międzynarodowe turnieje z udziałem reprezentacji Polski. Nie zabrakło wspomnień z czterech igrzysk olimpijskich, opisane zostały mistrzostwa Europy, w tym te z 2009 roku. Wraca pamięcią także do mistrzostw świata, nie tylko tych z 2014 roku, tak pięknie zwieńczonych, ale i poprzednich edycji.

Dzięki tak długiej grze w kadrze, Zagumny nie omieszkał wspomnieć o wszystkich trenerach, z którymi miał okazje pracować. Właściwie o każdym z nich wypowiada się dobrze, każdemu coś zawdzięcza. Niemniej w kontekście reprezentacji najbardziej docenił Raula Lozano, z którym zdobył wicemistrzostwo świata, i które zdaniem rozgrywającego otworzyła drzwi polskiej siatkówce na światowe areny. Znajdzie się słowo pochwały dla Daniela Castellaniego. Dość analitycznie i z pewną dozą smutku wspomina natomiast Andreę Anastasiego, mając do włoskiego szkoleniowca żal, za nie danie mu szansy podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie. A o współpracy z francuskim duetem pisze tak: ,,Antiga częściej kontaktował się z młodszymi zawodnikami, ja rozmawiałem z Blainem. Taktykę też omawialiśmy zwykle ze starszym trenerem, natomiast Antiga nadzorował i ogarniał całość”.

„Życie to mecz” zawiera opis kariery klubowej zawodnika. Zagumny wyjaśnia dlaczego po zakończeniu przygody z Czarnymi Radom, wybrał Szczecin, a nie Częstochowę, bogatszą, w której roiło się od reprezentantów Polski. Wyjawia powód, dla którego postanowił spróbować swoich sił za granicą i na występy we włoskiej Serie A w barwach Edilbasso Padwa. Rozgrywający ze zdziwieniem opowiada o innym sposobie patrzenia na siatkówkę na Półwyspie Apenińskim. Będący na wyższym poziomie, bardziej profesjonalny od tego w Polsce,i tego jak szkoleniowcy dostosowywali trening pod każdego zawodnika indywidualnie. Po trzech latach we Włoszech zdecydował się na powrót do kraju nad Wisłą i grę w Olsztynie. Po perypetiach w klubie z Warmii i Mazur ponownie zdecydował się na zagraniczną podroż. Tym razem padło na Panathinaikos Ateny. Pobyt w Grecji Guma wspomina miło, ale oprócz wydarzeń stricte sportowych wiele działo się także poza halą sportową. Kryzys finansowy spowodował, że po dwóch latach Zagumny zawitał do Polski, do Kędzierzyna-Koźla. Nie brakuje wspomnień z gry w ZAKSIE. W szczególności dużo miejsca autor poświęca ostatniemu sezonowi, a konkretniej mówiąc zachowaniom działaczy ZAKSY dotyczący pozbycia się Zagumnego po pięciu latach gry w klubie.

Kilka fragmentów z autobiografii:

,,Pamiętam duże zamieszanie przed szkołą, gdzie przed egzaminem dopadli mnie reporterzy. Bardzo podekscytowani, ponieważ po wielu latach polska drużyna siatkarska wywalczyła awans na olimpiadę. Nasz sukces był dla wszystkich mila niespodzianka (...). wiec zanim wszedłem na sale, trzeba było porozmawiać z reporterami i zapozować im do zdjęć z ... panią dyrektor Bożeną Stobiecka. Bylem skupiony na egzaminie, jednak ona w sumie wydawała się bardziej zdenerwowana niż ja. Powiedziała dziennikarzom, że kiedy przed maturą dowiedziała się, że wylatuję z kadrą do Grecji na turniej w Patras o mało nie spadła ze schodów. Zadbała o to, żeby przed egzaminem pisemnym z polskiego zbadał mnie lekarz. Podobno wyglądałem na zmęczonego, ale poza tym wszystko było w porządku. Siedziałem w pierwszej ławce, tuż przed komisją”.

,,Mój boiskowy pseudonim Guma jest po rodzinie, wziął się od nazwiska, ale jak się okazało, miał też pewne przełożenie na elastyczne palce i ruchy. Kibice czasami mnie pytają, czy ja jestem taki rozciągnięty jak guma. To akurat nie... Może plastyczny, ale nie rozciągnięty. Jednak na kluczowa role odegrało nazwisko. Na mojego ojca też wołano: Guma i siostra była Gumą na podwórku. Tylko mama nie miała takiego przydomka”.

,,Po powrocie z Japonii czułem radość, bo po tylu latach walki, treningów, wyrzeczeń odnieśliśmy wreszcie ogromny sukces. Taki, na który w polskiej siatkówce kibice czekali od kilkudziesięciu lat. Dla mnie był to jeden z dwóch najważniejszych turniejów w życiu. Grałem od początku do końca, nie przeszkadzały mi kontuzje, miałem duży wpływ na to, co działo się na boisku. Podczas mistrzostw świata w Tokio 2006 zdobyłem pierwszy medal w seniorskiej karierze. Zaryzykowałbym nawet tezę, że sukces w Japonii zmienił oblicze polskiej siatkówki. W kraju wzrosło zainteresowanie tą dyscypliną, do klubów zaczęli przyjeżdżać z zagranicy coraz lepsi zawodnicy i trenerzy, dzięki czemu podniósł się poziom ligi. Może nigdy nie mieliśmy tylu gwiazd co Rosja czy Turcja, ale na pewno wyprzedziliśmy ligę włoską. Dzięki temu później, mimo różnych problemów po drodze, zaczęliśmy wygrywać kolejne ważne imprezy”.

,,Dając autografy, chcemy podziękować w ten sposób kibicom, sprawić im przyjemność. Czasami co prawda człowiek nie ma na to ochoty, lecz mimo wszystko idzie w stronę widowni, bo ludzie przyjechali tu specjalnie dla nas. Ale my, zawodnicy tez jesteśmy tylko ludźmi i prosiłbym o zrozumienie, jak czasami ktoś z nas odmówi. Rozda się dziesięć, pięćdziesiąt, sto autografów i więcej nie da już rady, tymczasem ktoś z fanów nie zdążył i zaczyna narzekać, jaki ten zawodnik jest arogancki. Nie zdaje sobie jednak sprawy, z tego, że siatkarz ma w nogach trzy godziny meczu, ledwo stoi, dużo już podpisał, a ma tez swoje życie i również chciałby odpocząć”.

Autobiografia „Gumy” nie jest może sensacyjna i trudno w niej szukać szokujących stwierdzeń. Rozgrywający nie zdradza także wielu tajemnic z szatni. Częściej opowiada, a wszelkie sportowe imprezy, w których uczestniczył po prostu relacjonuje, jednak co ważne nie zalewając czytelnika potokiem zbędnych informacji. Opisy meczów są krótkie i rzeczowe. Chociaż nie brakuje w nich banałów typu: rywale zachowali więcej zimnej krwi czy mieli od nas więcej doświadczenia, dlatego lepiej zagrali końcówkę seta.

Jako, że jest to obszerna pozycja, jest w niej wiele ciekawych opowieści, które mnie zaskoczyły, o kilku chciałbym delikatnie napomknąć. Pierwsza to próba rozprawienia się przez samego zawodnika, z pytaniem: dlaczego nigdy nie zdobył w swojej karierze mistrzostwa ligi, w której grał? Guma stwierdził, że to dla niego trudne i musi nosić to brzemię na swoich barkach. Opowiada także, że dzięki siatkówce zyskał przyjaciół, ale też dzięki niej ich stracił. O kogo chodzi? O kogoś z kim w kadrze stanowili świetny tandem, ale praca w jednym klubie nie wyszła im na dobrze…

Ponadto jeśli ciekawi Was, co łączy Pawła Zagumnego z Andrzejem Juskowiakiem? Gdzie tkwi sekret zagrywki Gumy? Jakie wydarzenie jest największym rozczarowaniem siatkarza w karierze? Dlaczego zadowolony jest z niej tylko na 80%? Chcielibyście dowiedzieć się co magicznego jest w „piątce” na koszulce? Na te i na inne pytania jeden z najlepszych rozgrywających świata odpowiada w swojej książce.

Co więcej, nasz mistrz świata rozwiewa wszelkie wątpliwości w sprawie etykietki „gbura” jaką mu przypięto. I wreszcie przekonamy się, co myśli rozgrywający przed decydującą akcją, akcją na wagę złotych medali mistrzostw świata…

„Życie to mecz” czyta się bardzo przyjemnie, a książka oddaje charakter zawodnika takiego jakiego wielu z kibiców widzi go na boisku. Nie okazujący emocji, ale analizujący, biorący pod rozwagę kilka możliwości. Opanowany, spokojny, ale zaraz przedstawiający to, co najważniejsze. Nadrzędną wartością zawodnika uwidaczniającą się w autobiografii jest pasja, wielkie zaangażowanie do siatkówki i pełne zrozumienie tej dyscypliny.

Minus za okładkę. Wydaje mi się, że lepszą byłaby prezentującą Zagumnego w biało-czerwonych barwach, aniżeli w klubowym trykocie ZAKSY.

Bez cienia wątpliwości to pozycja nie tylko dla fanów siatkówki, ale dla tych, którzy pragną poznać historię niebanalnego człowieka prezentującego niebanalne zagrania.

Moja ocena: 4/5

Po więcej zapraszam na mateuszminda.blogspot.com

Każdy sukces reprezentacji Polski w siatkówce w XXI wieku był z jego udziałem. Paweł Zagumny współtworzył zwycięstwa biało-czerwonych na najważniejszych siatkarskich imprezach. Zagumny o zdobytych tytułach, ale i porażkach opowiedział w swojej autobiografii „Życie to mecz” wydanej przez wydawnictwo Akurat.

Paweł Zagumny to postać wybitna w polskiej siatkówce. Siatkarz,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wrócił! Zawodnik grający w Premier League, który swoją historię postanowił opisać w książce „Futbol Obnażony” jeszcze ma coś do opowiedzenia kibicom stąd na rynku wydawniczym ukazała się kontynuacja międzynarodowego bestsellera Anonimowego Piłkarza „Futbol jeszcze bardziej obnażony”.

Książka „Futbol jeszcze bardziej obnażony” zaczyna się ciekawie. Głos zabrała żona piłkarza, rzecz jasna Pani Anonimowa. Słowa partnerki piłkarza uzmysłowiają czytelnikowi, że to nie będzie aż tak surrealistyczna i szokująca książka aniżeli jej pierwsza odsłona. Publikacja jest subtelniejsza, momentami nawet refleksyjna. Trudno w niej znaleźć historie z pierwszych stron brukowców, czy sensacyjnych opowiastek. Dużo w niej rozważań Anonimowego Piłkarza na temat tego, jak potoczyło się jego piłkarskie życie.

Druga część przygód Anonimowego Piłkarza wydaje się być bardziej stonowana. Autor skupił się na rozważaniach dotyczącej przyszłości. Anonimowy Piłkarz rozmyśla gdzie mógłby zagrać w ostatnich latach piłkarskiej kariery oraz czym zajmie się po zawieszeniu butów na kołek. I tak Anonimowy Piłkarz z pomocą kolegów dywaguje czy na ostatnie sezony powinien zdecydować się na ligę szkocką, czy może wyjechać do Chin, albo spędzić je na Bliskim Wschodzie. Co więcej, rysuje przed czytelnikiem kilka profesji, które może wybrać, gdy przejdzie na sportową emeryturę. Anonimowy Piłkarz zastanawia się czy lepiej zostać agentem piłkarskim, dyrektorem sportowym albo trenerem? Snując rozważania, o tym co dalej gracz angielskiej Premier League dochodzi do wniosku, że gdy żadna z opcji nie wypali to zawsze pozostaje pole golfowe i tam może spędzić swój wolny czas.

Kilka cytatów z książki:

„Powinniście byli zobaczyć miny dostawców butów, którzy zjawiali się w ośrodku treningowym, by rozdawać piłkarzom ogromne ilości gratów, kiedy słyszeli ode mnie, że nic od nich nie chcę. Wydaje mi się, że czerpałem z ego jakąś perwersyjną radość; tak samo przyjemnie się czuję, ignorując kobiety, które stojąc przede mną przy barze, prowokacyjnie bawią się włosami. To nie jest arogancja, choć pewnie wielu tak to odbiera. Wydaje mi się, iż taka moja postawa wynika z faktu, że lubię kontrolować sytuację”.

„Mój ojciec siedział przy stole w loży i nakładał sobie jakieś przekąski. Nie zauważył, że na sali jest także Fabio Capello. Nagle Capello pochylił się przed ojcem, by sięgnąć po szklankę, która stała po drugiej stronie stołu – i pewnie tego pożałował. - Ej, stary, spier...! O co ci chodzi? - palnął ojciec. - Jeśli chcesz szklankę, to po prostu poproś, nie przepychaj się – tłumaczył. W ogóle nie zauważył, że mówił do samego Fabio Capello, bo ani razu nie spojrzał w górę. Ojciec sięgnął po szklankę i podał ją Włochowi, który grzecznie podziękował, po czym się oddalił. - Cholerni ludzie – wycedził do mnie.Zastanawiałem się jak odpowiednio dobrać słowa. - Tato – rzekłem w końcu. - Chyba właśnie powiedziałeś Fabio Capello, by spier... - Że co? - nie wierzył. - Mówiłem, że chyba powiedziałeś Fabio Capello, by spier...”.

„To miał być historyczny moment, ale tuż przed wykonaniem uderzenia moja legendarna chwila została przerwana przez wrzask kolegi, który patrząc na coś za moimi plecami, krzyknął: - Co to, kurwa, jest?! Odwróciłem się w samą porę, by zobaczyć parę oczu i podłużny pysk, który wynurza się z wody. Zesrałem się ze strachu, wyskoczyłem na trawę i wbiegłem na wzniesienie. Odwróciłem się i zobaczyłem, że aligator ponownie się zanurzył i popłynął na środek jeziora, gdzie siedział i z daleka nas obserwował”.

„Bałem się, że młodego zjedzą żywcem. Musiałem przekazać mu jakąś wiadomość; musiałem powiedzieć mu coś, co nakręci go tak, aby się sprężył i zagrał najlepiej, jak potrafi. On przecież grał dopiero dwa tygodnie! Z pewnością ludzie wezmą to pod uwagę, no nie? Musiałbym jednak powiedzieć o tym innym. Tuż po pierwszym gwizdku, postanowiłem, że stanę przed linią boczną i oświadczę to wszystkim – rodzicom i trenerom. Musiałem bronić syna”.

Książka nie jest jednak pozbawiona anegdot. Tytułowy piłkarz raczy czytelników mniej lub bardziej wysublimowanymi żartami. Jakby choćby ta z Paulem Gascoignem w roli głównej, który wkręcił w kradzież swojego samochodu klubowego fizjoterapeutę. Jest w książce miejsce także na poważny temat jakim jest rasizm na stadionach futbolowych. Choć i to zagadnienie autor w swoim stylu dość mocno przejaskrawia przytaczając historię, której był świadkiem: „Pewnego razu posłałem piłkę na drzewo, i czarnoskóry francuski piłkarz rzekł do afrykańskiego: – Ty wejdź na to drzewo – jesteś większą małpą ode mnie. Po chwili obaj parsknęli śmiechem”.

Autor zdecydował się także ujawnić parę kwestii dotyczących funkcjonowania najważniejszych piłkarskich potentatów. Przedstawia model finansowy prezesa Realu Madryt Fiorentino Pereza, który dzięki swoim posunięciom jest w stanie ściągać do zespołu piłkarzy za niebagatelne kwoty. Podaje też konkretny kwoty na przykład jeśli chodzi o umowy reklamowe i tak firma Chevrolet za 7-letni kontrakt z Manchesterem United zapłaciła 357 mln funtów.

Anonimowy Piłkarz w ,,Futbolu jeszcze bardziej obnażonym” koncertuje się na sobie, na swoim życiu, na tym jak borykał się z problemami dnia codziennego. A te jak się okazało nie były błahe. Autor zmagał się z depresje, cierpiał na urojenia, zdradził jak trudno było mu wstać z łóżka, i jak z każdym kolejnym rankiem brakowało mu sił, by wykonać najprostsze czynności.

Inną kwestię, którą poruszył autor publikacji wydaje się może nie tak pesymistyczna, aczkolwiek trudno nazwać ją sielanką. Bohater książki zamartwia się o swoje dzieci, o ich przyszłość. Jego syn już zaczął grać w piłkę, co przed Anonimowy Piłkarzem jako rodzica stawia szereg wyzwań. Jak ustrzec swoje dziecko przed tym piłkarskim życiem? Jako dać mu wskazówki? Z takimi myślami bije się autor w ostatnich akapitach „Futbolu jeszcze bardziej obnażonego”.

Kontynuacja opowieści Anonimowego Piłkarza wydała mi się ciekawsza. Była bliższej codziennych spraw, z którymi zmaga się człowiek niezależnie od tego czym się zajmuje. Mam wrażenie, że skłoniła samego autora do refleksji nad własnym ja. Jest również próbą oczyszczenia z przeszłości, aby móc odnaleźć się w nowej rzeczywistości. O ile pierwsza cześć była zbiorem historii rodem z tabloidu, o tyle w „Futbolu jeszcze bardziej obnażonym” mamy opowieść nadającą się do branżowego czasopisma.

Moja ocena: 3,5/5

,,Futbol jeszcze bardziej obnażony”, Wydawnictwo Sine Qua Non, Kraków 2015

http://mateuszminda.blogspot.com/

Wrócił! Zawodnik grający w Premier League, który swoją historię postanowił opisać w książce „Futbol Obnażony” jeszcze ma coś do opowiedzenia kibicom stąd na rynku wydawniczym ukazała się kontynuacja międzynarodowego bestsellera Anonimowego Piłkarza „Futbol jeszcze bardziej obnażony”.

Książka „Futbol jeszcze bardziej obnażony” zaczyna się ciekawie. Głos zabrała żona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziewiąty lipca 2006 rok, Berlin, finał piłkarskich MŚ. Włochy kontra Francja. Ostatni mecz w karierze Zinedine'a Zidane'a, kapitana Trójkolorowych. Data pamiętna, bo cesarz futbolu rozstał się ze swoją dyscypliną w najmniej spodziewany sposób. Sytuacja ze 108 minuty meczu zapisała się w annałach światowej piłki. Na szczęście wielu sympatyków nie kojarzy Zizou tylko z momentem, w którym uderzył głową włoskiego obrońcę Marco Materazziego. Za ten incydent Francuz kiedy otrzymał czerwoną kartkę i ze zwieszoną głową mijał Puchar Świata opuszczając berlińską murawę.

Niemniej jednak historia z 2006 roku jest lejtmotywem książki „Sto dziesięć minut, całe życie” wydanej przez wydawnictwo Sine Qua Non. Biografię Zizou opisał Luca Caioli, dobrze znany w Polsce autor publikacji o Messim i Cristiano Ronaldo.

Caioli pokusił się o ciekawą kompozycję książki. Każdy z rozdziałów zaczyna się krótkim wstępem, relacją z finałowego starcia o złoto mistrzostw świata, dalej jednak autor opowiadział o życiu francuskiego piłkarza, w których to wspomnieniach mieszają się epoki i zdarzenia. Na bazie opowieści różnych ludzi, którzy mieli okazję spotkać na swojej drodze Zizou lub też prasowych doniesień Caioli ukazał przebieg kariery francuskiej dziesiątki. Dzięki temu przenosimy się do Cannes, gdzie zapoznajemy się z opowieścią o młodym Yazidzie marzącym o wielkim, piłkarskim świecie. Przez Bordeaux i Turyn, gdzie poznaje smak futbolu, udajemy się do Realu Madryt – galaktycznego klubu z wielkimi aspiracjami i konstelacją gwiazd wśród, których był Zinedine Zidane (w 2001 roku za 76 milionów euro przerzedł do Madrytu, zostając wtedy najdroższym piłkarzem w historii). Caioli uchylił również rąbek tajemnicy z szatni Realu Madryt, w którym grał Zidane - jakie to opowiastki zdradzać nie będę.

Siódmego maja 2006 roku Francuz publicznie ogłosił zakończenie piłkarskiej kariery, jednak biografia ,,Sto dziesięć minut, całe życie” nie kończy się na tym etapie. Publikacja zawiera także wiadomości o obecnym życiu Zidane’a, które teraz skupia się m.in. na karierze trenerskiej. Czytelnik dowie się, dlaczego doszło do rozstania z Mourinho i jak to się stało, że znalazł się u boku Carlo Ancellottiego prowadząc Real Madryt.

Oczywiście nie zabrakło też wątku reprezentacyjnego. Z publikacji dowiadujemy się o motywach rezygnacji pochodzącego z Algierii piłkarza. Nie brakuje wspomnień dotyczących największych sukcesów Trójkolorowych, czyli triumfach podczas Mundialu ’98 i Euro 2000. Złoty dublet sprawił, że o francuskiej reprezentacji mówił każdy, a każdy młody chłopiec chciał grać jak Zidane. On sam jednak musiał mierzyć się z olbrzymią presją i wielkimi oczekiwaniami. O tym jak sobie z nimi radził można dowiedzieć się właśnie z książki „Sto dziesięć minut, całe życie”.

W porównaniu do poprzednich książek Caioli’ego książkę o Zidanie czyta się przyjemnie i szybko. Może i historia jest opowiedziana trochę banalnie, ale obyło się bez dłuższego przynudzania i koloryzowania jakim to cudownych piłkarzem nie był Zidane. Być może dlatego, że to po prostu prawda i autor akurat tej tezy udowadniać nie musiał. Plusem biografii są także wywiady z osobami, które naprawdę miały coś do powiedzenia - Vincente del Bosque, Marcello Lippi czy Lillian Thuram.

Cytaty z książki:

„Pewnej nocy, o trzeciej nad ranem, obudziłem się nagle i z kimś rozmawiałem… Jednak nikt, nawet moja żona, nie wie z kim. I nie wyjawię tego do końca moich dni. To zbyt mocne. To zagadka, to prawda, ale nie rozwiążecie jej. To ktoś, kogo nigdy nie będziecie mogli spotkać. Nawet ja nie potrafię sobie tego wyjaśnić. Ta osoba istnieje, ale pochodzi z bardzo daleka. Podczas spędzonych z nią godzin podjąłem decyzję o powrocie”

„Nie robię nie wiadomo czego, bawię się ze swoimi synami. Co jakiś czas oglądam film. Czytać nie czytam, wolę posłuchać muzyki: r’n’b, klasyki bardzo lubię Pavarottiego, Bocellego, Ramazzottiego, a także piosenki prowansalskie. Jeśli wychodzę, to po to, żeby pójść do restauracji albo obejrzeć jakiś spektakl razem z żoną i dziećmi”.

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Dziewiąty lipca 2006 rok, Berlin, finał piłkarskich MŚ. Włochy kontra Francja. Ostatni mecz w karierze Zinedine'a Zidane'a, kapitana Trójkolorowych. Data pamiętna, bo cesarz futbolu rozstał się ze swoją dyscypliną w najmniej spodziewany sposób. Sytuacja ze 108 minuty meczu zapisała się w annałach światowej piłki. Na szczęście wielu sympatyków nie kojarzy Zizou tylko z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wyścig tajemnic Daniel Coyle, Tyler Hamilton
Ocena 8,1
Wyścig tajemnic Daniel Coyle, Tyler...

Na półkach:

Wobec „Wyścigu Tajemnic” nie można przejść obojętnie. Już pierwsze strony wyzwalają w czytelniku sprzeczne emocje. „Wyścig Tajemnic” Tylera Hamiltona i Daniela Coyle’a szokuje i przeraża, zdradzając kulisy dopingu w kolarstwie za czasów Lance’a Armstronga.

Tyler Hamilton jest byłym kolarzem (w zawodowym peletonie od 1996 do 2005 roku), który po wielu latach postanowił ujawnić prawdę, brutalną prawdę. Prawdę, która męczyła, bolała a w ostateczności przyniosła ulgę Hamiltonowi. „Wyścigu Tajemnic” nie można zaklasyfikować do kategorii autobiografii kolarza. Ta książka to swoisty pamiętnik, przypominającym zeznania świadka będącego w samym centrum ciemnej strony mocy.

Czytając słowo po słowie, stronę po stronie, pochłaniając rozdział za rozdziałem myślałem, że nic mnie nie już zdziwi, bo przecież nic więcej nie mogło się stać. Wytrzeszcz moich oczu stawał się jednak coraz większy i większy, a fascynująca opowieść przeradzała się w iście wstrząsającą historię. Bo czy jest ktoś w stanie zrozumieć tłumaczenie Hamiltona: „To nie doping, to dla mojego zdrowia”?

Publikacja ta prócz historii głównego bohatera książki i dopingu w kolarstwie porusza także kwestię Lanca Armstronga. „Wyścig Tajemnic” odziera ze złudzeń, przedstawiając jak apodyktycznym, bezczelnym i cynicznym człowiekiem był amerykański zawodnik.

Doping w „Wyścigu Tajemnic”.
Opisany został jako zaawansowany pod względem fizjologicznym i medycznym proceder, z którym doskonale radzili sobie lekarze od dopingu (jeden z lekarzy potrzebował zaledwie pięciu minut, by obejść test na obecność EPO w moczu i krwi, a władze organizacji antydopingowej, aby go stworzyć potrzebowali kilka lat i miliona dolarów!). Doping był wszechobecny, Hamilton zdradza, że wszyscy brali, nikt nie chciał być paniąguą i zamykać stawkę kolarskich tourów. Korzystanie z dopingu wymagało jednak skutecznie opracowanego planu działania, wszystko musiało być zaplanowane od A do Z, a jakikolwiek błąd mógł skończyć się katastrofalnie, czego doświadczyć mógł sam Hamilton. Kim jest Edgar, jak wielbione jest czerwone jajeczko, i dlaczego trzeba czekać tysiąc dni, aby wreszcie przestać być paniaguą? Hamilton opowiada o tym wszystkim ze szczegółami, więc ja ich oszczędzę.

Najgorszą kwestią dopingu w tej dyscyplinie sportu jest fakt, iż wiedzieli o nim wszyscy, ale nie mówił nikt, bo w ten sposób pragnęli dbać o dobre imię kolarstwa. Co za ironia losu…

Lance Armstrong w „Wyścigu Tajemnic”.
Jeśli jeszcze była osoba, która wierzyła w dobroć tego człowieka, to po zeznaniach Hamiltona powinna przestać się łudzić. Mit Armstronga runął już dawno, teraz jeśli można się głębiej dna, to oszustowi wszech czasów to się udało. W książce ukazał się bezwzględny obraz kolarza, który niszczył każdego na swojej drodze, nie mający skrupułów, aby donosić na swoich najgroźniejszych rywali do Międzynarodowej Unii Kolarskiej sugerując, że oni coś biorą. Armstrong to furiat, dążący do zwycięstw za wszelką cenę, któremu podporządkowywali się wszyscy. Podczas obozu treningowego w Kalifornii przeprowadzono test (wynik z badania krwi i czas osiągnięty na dziesięciokilometrowej pętli). Po podliczeniu okazało się, że Lance był drugi, za Christianem Vandelveldem. Jednak powiedziano, że to Lance był najlepszy, by nie zaburzać hierarchii w drużynie.

Tyler Hamilton w „Wyścigu Tajemnic”.
Mam bardzo mieszane uczucia, co do jego postawy. Przede wszystkim drażniło mnie usprawiedliwienie w stylu: ,,wszyscy biorą, to ja też”. Hamilton każdemu, kto chce osądzać sportowców, którzy sięgnęli po doping, zaleca by postawić się w ich sytuacji zadając pytanie: A co Ty byś zrobił? Odpowiadam: z pewnością bym nie dołączył, a od początku zaczął z tym walczyć, w końcu, jak sam twierdzi pokochał kolarstwo, a nie chęć sławy, sukcesu i sięgania po najwyższe laury. Można było zmienić dyscyplinę, w której nie wszystko zależy od dopingu. Obrazując to na innym przykładzie: jeśli, ktoś zabija ludzi, to ja mam się dołączyć i czynić to samo? Tłumaczenie Hamiltona jest dla mnie niepojęte. Dlaczego nie walczył od początku, a zdecydował się nielegalnie wspomagać, a gdy nastał czas kryzysu, nie mógł znaleźć drużyny, był zawieszony za doping postanowił wreszcie wyjawić sekret. Dlaczego, po co? Nie wiadomo, a jeśli nie wiadomo to wiadomo, o co chodzi.

Poniżej kilka cytatów z książki:

„Wierzę z całego serca, że byłbym silniejszy, gdybym wyrzucił czerwone jajeczko z powrotem do buteleczki i męczył się na końcu stawki jako „paniagua”. Wierzę, że gdybym zdał sobie sprawę, jaką drogę obrałem, rzuciłbym ten sport, wrócił do Kolorado, skończył college, być może zapisał się do którejś z biznesowych szkół i prowadził zupełnie inne życie. Nie zrobiłem tego. Wziąłem tę tabletkę, a ona zadziałała”.

„Jak się czuje człowiek, który zażywa EPO? Wspaniale… Głównie dlatego, że nie odczuwa negatywnych bodźców. Nie jesteś wyczerpany, czujesz się zdrowy, normalny, silny. Twoje policzki promienieją, stajesz się mniej zrzędliwy, we wszystkim dostrzegasz coś pozytywnego. Te maleńkie pastylki działają jak fale radiowe – motywują nerki do wydajniejsze pracy, sprawiają, że produkują więcej czerwonych krwinek. (…). Kolarze zwykli mówić o „miodowym miesiącu” z EPO. Z mojej doświadczenia wiem, że to stwierdzenie ma wiele wspólnego z prawdą”.

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Wobec „Wyścigu Tajemnic” nie można przejść obojętnie. Już pierwsze strony wyzwalają w czytelniku sprzeczne emocje. „Wyścig Tajemnic” Tylera Hamiltona i Daniela Coyle’a szokuje i przeraża, zdradzając kulisy dopingu w kolarstwie za czasów Lance’a Armstronga.

Tyler Hamilton jest byłym kolarzem (w zawodowym peletonie od 1996 do 2005 roku), który po wielu latach postanowił...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Długo przyszło nam czekać na odważnego siatkarza, który zdecydował się przelać swoje myśli na papier. Już jest! Doczekaliśmy się! Jedenastego września nakładem wydawnictwa Sine Qua Non ukazała się autobiografia Marcina Prusa zatytułowana „Wszystkie barwy siatkówki”.

Choć siatkówka w Polsce cieszy się niebywałą popularnością nie przekłada się to na liczbę wspomnień zawodników, którzy mieli kontakt z tą dyscypliną. Dlatego też z utęsknieniem czekałem na pierwszą pozycję tego typu. „Wszystkie barwy siatkówki” to historia opowiedziana przez Marcina Prusa wielokrotnego reprezentanta Polski, podopiecznego Irka Mazura ze złotego pokolenia ’77, które w 1997 roku zostało mistrzami świata juniorów. Natomiast sam Prus został uznany MVP tych zawodów. Obecnie jest dziennikarzem Radia Park, w którym komentuje mecze kędzierzyńskiej ZAKSY.

Wobec „Wszystkich barw siatkówki” wiązałem spore oczekiwania i pierwsze strony tej publikacji mnie nie zawiodły. Prus wspominał o swoich niebezpiecznych przygodach z dzieciństwa i igraniem ze śmiercią! Autentycznie, bowiem już na wstępie dowiadujemy się, że babcia uratowała małego Marcinka, gdy ten zwisał przez okno trzymając się jedną ręką parapetu. Potem była łopata w kolanie, widły w nodze i grabie w czaszce…

Zapowiadało się mrocznie, interesująco i elektryzująco. Niestety im w dalej las, tym było przeciętnie. Prus dość luźno podchodził do chronologii wydarzeń. Opisywał swoje początki z siatkówką, nie brakowało też wspomnień z obozów reprezentacji Polski najpierw tej juniorskiej, później seniorskiej. Wiele fragmentów było oczywistych i fani zaznajomieni z siatkówką, mogą odnieść wrażenie, że już to kiedyś czytali, słyszeli lub widzieli. O tym, że Katowice są mekką polskiej siatkówki, a hymn wykonywany przez polskich kibiców wywołuje drżenie całego ciała oraz podkreślenie, że są najlepsi na świecie. Czyż to nie brzmi znajomo? Prus opowiadał również o lataniu w klasie ekonomicznej, podkurczaniu nóg, walczeniu o miejsce z przodu, tuż przy wyjściu awaryjnym bądź rozkładaniu się na korytarzu wzdłuż foteli. Niewiele się zmieniło, bowiem i teraz oglądając ” Igłą Szyte” mogliśmy oglądać podobne obrazki.

W książce widać dziennikarskie zacięcie Prusa, bowiem prosty, wyluzowany język powoduje, że książkę czyta się szybko. Potoczny, a co za tym idzie zrozumiały styl powoduje, że „Wszystkie barwy siatkówki” są tą z gatunku do przeczytania w jeden wieczór. Dodatkowo plusem jest wkładka zdjęciowa, która niejednokrotnie wyrażała więcej niż słowa autora. Ukazane zostały medale, puchary, skany powołań do reprezentacji Polski czy zawodnicze akredytacje na zawody. Brawo!

Poniżej kilka opowiastek z książki:

„Przejechałem pół Polski z dwiema potwornie ciężkimi torbami wypełnionymi sprzętem sportowym i przekreślonymi marzeniami na występy w reprezentacji. Około pierwszej trzydzieści w nocy dnia następnego dotarłem do domu. Mama spojrzała na mnie i po prostu zapytała:
- Marcin, co ty tu robisz?
- Powiedziałaś, że jak mi będzie źle, to mam wrócić do domu. No więc jestem.
Szok. Konsternacja. Niedowierzanie i zdumienie. Wszystko to widziałem na jej twarzy”.

„Na parkiecie znajdowały się obcięte plastykowe butelki a w nich chłodna woda skapująca z grzejników. Nie miała znaczenia, że była ruda, zasyfiona i jechało od niej jak od rzygowin. Ważne, że można było się jej napić”

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Długo przyszło nam czekać na odważnego siatkarza, który zdecydował się przelać swoje myśli na papier. Już jest! Doczekaliśmy się! Jedenastego września nakładem wydawnictwa Sine Qua Non ukazała się autobiografia Marcina Prusa zatytułowana „Wszystkie barwy siatkówki”.

Choć siatkówka w Polsce cieszy się niebywałą popularnością nie przekłada się to na liczbę wspomnień...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Umysł mistrza. Autobiografia Peter Bodo, Pete Sampras
Ocena 6,7
Umysł mistrza.... Peter Bodo, Pete Sa...

Na półkach:

Mocno ubolewam nad faktem, że Pete Sampras nie rozpoczął swojej kariery później, chociaż o kilka lat. Wtedy każdy fan tenisa mógłby delektować się jego pojedynkami z Rogerem Federerem, Rafaelem Nadalem czy Novakiem Djokoviciem. Czy wciąż święciłby triumfy na największych kortach świata? Po przeczytaniu „Umysłu Mistrza” nie mam żadnych wątpliwości. Dałby radę! Drżę na samo wyobrażenie pojedynków podczas Wimledonu pomiędzy Samprasem a Federerem (obaj tenisiści spotkali się tylko raz na zawodowych kortach, w 2001 roku).

Pete Sampras to amerykański tenisista, jeden z najlepszych zawodników w historii. Karierę zakończył w 2003 roku. Sampras zdominował tę dyscyplinę w latach dziewięćdziesiątych. Na swoim koncie ma 14 tytułów wielkoszlemowych. To prawdziwy geniusz tenisa, przez sześć lat (1993-1998) był liderem rankingu, na którym łącznie spędził 286 tygodni. Rekord Samprasa pobił Szwajcar Roger Federer (302 tygodnie).

W autobiografii „Umysł Mistrza” dokładnie prześledzimy tenisową karierę Amerykanina o greckich korzeniach. Skryty, tajemniczy Sampras zdecydował się opowiedzieć swoją historię, swoją drogę do absolutnego mistrzostwa i tenisowego kunsztu. Amerykanin przyznaje, że „książka w szerszym kontekście i czasami w mniej poważny sposób pokażę, kim naprawdę jestem”. I pokazał.

Trzeba przyznać, że również na polu pisarskim Sampras odniósł zwycięstwo (do spółki z Peterem Bodo). Nie mogło być inaczej, bowiem jest on zaprogramowany na wygrywanie, we wszystkim chce być po prostu najlepszy. Właśnie takie aroganckie, ale napędzające poczucie bycia najlepszym pozwoliło Samprasowi wspiąć się na tenisowe wyżyny.

W autobiografii nie znajdziemy wybuchowych opowiastek, skandali czy szokujących informacji, którymi raczył chociażby czytelników inny amerykański tenisista Andre Agassi. Nie oznacza to jednak, że publikacja jest nudna i nic nieznacząca. Sampras nie zalewa niepotrzebne długimi i męczącymi opisami, wszystko zaprezentowane jest dokładnie, klarownie i widowiskowo, podobnie jak tenisowa taktyka Samprasa, czyli serw i wolej przynosząca mu wiele chwały i radości.

W książce Sampras prowadzi czytelnika przez wszystkie etapy swojej kariery. Nie brakuje wspomnień z pierwszego wygranego wielkoszlemowego turnieju - jeszcze, jako dziewiętnastolatek, o reprezentowaniu amerykańskiego narodu podczas Pucharu Davisa, czy starciach z Andre Agassim, które - mam wrażenie - do dziś elektryzują samego Pete’a.

Tytuł autobiografii jest znaczący. „Umysł Mistrza” to publikacja będąca psychologicznym portretem tenisisty, wybitnego zawodnika odnoszącego sukcesy za sprawą siły rozumu. W książce znajduje się wiele odniesień do tego, kim trzeba być i co trzeba mieć, by wygrywać jak Pete Sampras. Amerykanin zdradza, że wiele zawdzięcza rodzicom; spokojną i zdystansowaną naturą odziedziczył po ojcu, a od matki dostał siłę, wytrzymałość i odrobinę uporu. Psychologia w tej publikacji uwidacznia się na każdym kroku. Sampras zdradza, w jaki sposób walczył ze stresem, jak unikał dekoncentracji i w trakcie najważniejszych spotkań i wreszcie ujawnia szczegóły swojego ogromnego poświęcenia i zaprogramowania kariery mistrza już przy pierwszym kontakcie z tenisową rakietą.

Amerykanin słynął z mocnej psychiki, dzięki temu mógł umiejętnie bronić piłek na przełamanie asami z drugiego serwisu. Z kolei opanowanie nad emocjami, a także umiejętność wyzwolenia w sobie dodatkowych pokładów energii pozwalała mu, aby w kluczowych momentach meczu na przykład w tie-breakach prezentował tenis na najwyższym poziomie.

Poniżej kilka cytatów:

„Jednak jeśli chcesz być w czymś najlepszy, to coś musi stać się sensem twojego życia. Nie możesz mieć wszystkiego. Nie da się prowadzić bogatego życia towarzyskiego, pogodzić ambicji naukowych ze sportowymi i jeszcze koncentrować się na nich wszystkich. By stać się dobrym w tenisie, trzeba dużo czasu i pracy, a najważniejsze są najmłodsze lata”.

„Wygranie US Open tak jakoś „po prostu” się zdarzyło i było zdecydowanie fajne. (…) Tamta wygrana zmieniła moje życie. Wkrótce musiałem zmierzyć się z czymś, czego dotąd nie znałem: z presją. Presją, by bronić swojej pozycji, by zachowywać się jak mężczyzna i mistrza, by spełnić oczekiwania i wymagania pojawiające się wraz ze zmianą i bogactwem, by zmierzyć się z byciem „zawodowcem” i co najważniejsze z presją, by wygrywać, dzień po dniu, runda po rundzie, utrzymać miejsce w rankingu i piąć się wyżej”.

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Mocno ubolewam nad faktem, że Pete Sampras nie rozpoczął swojej kariery później, chociaż o kilka lat. Wtedy każdy fan tenisa mógłby delektować się jego pojedynkami z Rogerem Federerem, Rafaelem Nadalem czy Novakiem Djokoviciem. Czy wciąż święciłby triumfy na największych kortach świata? Po przeczytaniu „Umysłu Mistrza” nie mam żadnych wątpliwości. Dałby radę! Drżę na samo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie będzie długiego wstępu, bo najzwyczajniej w świecie takiego nie potrzeba. Pochodzący z Jamajki Usain Bolt, zdobywca sześciu złotych medali igrzysk olimpijskich w Pekinie i Londynie. Rekordzista świata na 100 i 200 metrów wydał autobiografię.

Ludzie nie będący zainteresowani sportem i tak z pewnością Bolta znają. Niemniej wszyscy, którzy pragną dokładniej poznać historię jamajskiego lekkoatletyki i zżera ich ciekawość jak wygląda życie ikony sportu XXI wieku powinni sięgnąć po autobiografię jamajskiego sprintera pt. ,,Szybszy niż błyskawica” wydanej przez wydawnictwo Bukowy Las, które przestało już słynąć z tenisowych publikacji.

Trzeba przyznać, że publikacja„Szybszy niż błyskawica” stosunkowo szybko pojawiła się w naszym kraju, albowiem jesienią ubiegłego roku autobiografia Bolta miała światową premierę. Warto też wspomnieć, że nie jest to pierwsza książka autorstwa jamajskiego sprintera. W 2013 roku na polskim rynku pojawiła się pozycja zatytułowana: ,,9,58 - Autobiografia najszybszego człowieka na świecie”.

„Szybszy niż błyskawica” opowiada drogę na szczyt Usaina Bolta. W książce bardzo mocno zaakcentowano sportową stronę życia Jamajczyka. Co prawda pojawiają się wspomnienia i anegdoty z czasów szkolnych, wygłupów z kolegami, pasji do grze w krykieta czy o wielbieniu klubu z Old Trafford, ale nie brakuje też wątków o ciężkiej pracy, przedsezonowych przygotowaniach i rzecz jasna występach na stadionach całego świata.

Publikacja rozpoczyna się od kulminacyjnego wydarzenia w życiu sportowca, co ciekawe taka inauguracja stosowana jest dość często w biografiach. W tym konkretnym przypadku autobiografię Jamajczyka otwiera dramatyczny wypadek samochodowy z kwietnia 2009 roku, kiedy Bolt wraz z przyjaciółkami byli o krok od śmierci. To zdarzenie dla Jamajczyka było jak objawienie, jak dar od wszechmogącego, aby mógł zostać najszybszym człowiekiem.

Sześciokrotny mistrz olimpijski opisuje swoje początki z lekkoatletyką, w której nie zakochał się od razu, albowiem uwielbiał krykiet. Długo też oswajał się z myślą by biegać na setkę, ponieważ większość trenerów widziała w nim fenomenalnego biegacza na 200 i 400 metrów. Wszystko zmieniło się w 2007 roku, kiedy trener Glein Mills przegrał zakład ze swoim podopiecznym. Motywem takiej decyzji wcale nie były pieniądze a fakt, że podczas treningu na jedno okrążenie, trzeba trenować znacznie ciężej i dłużej, a tego Bolt chciał uniknąć za wszelką cenę.

Z lektury dowiadujemy się, że Bolt został obdarzonym niebywałym talentem, który pozwolił mu wygrywać na początku swojej kariery, jednak im bardziej zaangażował się w lekkoatletykę tym zdał sobie sprawę, że musi więcej ćwiczyć. I tak biega od 15 roku życia, kiedy zaczął wygrywać zawody i bić rekordy. Długo nie trzeba też było czekać na pierwsze międzynarodowe sukcesy. W 2002 roku przed własną publicznością wygrał mistrzostwa świata juniorów. Od tego momentu kariera Bolta nabrała tempa i już nic nie było takie samo...

Ponadto sprinter opisuje jak jego kariera potoczyła się w kolejnych sezonach. Począwszy od nieudanego, choć zapewniającego cenne doświadczenie występu na igrzyskach olimpijskich w Atenach. Debiut na seniorskich mistrzostwach świata w Osace wypadł nad wyraz okazale. Jednak ten występ to było preludium przed Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie. Trzy złota i trzy rekordy świata. Królem sprintu był Usain Bolt. Potem były MŚ w Berlinie i trzy złota i dwa rekordy świata zdobyte indywidualnie. Panowanie wciąż trwało i nadal trwa, albowiem Bolt klasę potwierdził w Londynie. Ponownie sięgnął po najwyższe olimpijskie laury.

W „Szybszy niż błyskawica” sporo miejsca poświęcono przygotowaniom do poszczególnych startów. Jamajczyk zdradza jakie spostrzeżenia towarzyszą mu przed wyścigiem, a także w trakcie biegu. I choć wydaje się, że 10 sekund to bardzo mało, to w tym czasie w głowie sprintera przebiegają myśli w rekordowym tempie!

Kilka cytatów z autobiografii:

„Te czterdzieści osiem kursów zajmowało za dużo czasu, więc zacząłem nosić po dwa wiadra naraz, chociaż ciężar był dwukrotnie większy i sprawiał mi ból. Wydawało mi się, że robię coś na skróty, ale w rzeczywistości rozwijałem muskulaturę. Z tygodnia na tydzień czułem, jak rozrastają się mięśnie ramion, nóg i pleców. Chociaż nie ćwiczyłem w siłowni, wyrobiłem sobie prawdziwe mięśnie. Wyobrażacie sobie? Przez moje lenistwo stawałem się coraz silniejszy”.

„Najpierw musiałem założyć kolce, ale nawet rozwiązanie sznurowadeł wydawało się sporym wyzwaniem. Próbowałem założyć jeden but, ale z jakiegoś powodu nie pasował. Ciągnąłem zapiętek, rozpaczliwie usiłując wcisnąć głębiej palce. Na próżno. Upchnąłem palce i poluzowałem język. To samo! Dopiero kiedy spojrzałem na stopy, po jakichś dwóch minutach szarpania się z butami, dotarło do mnie, że wciskam lewą stopę do prawego buta. Taki byłem zdenerwowany (podczas mistrzostw świata juniorów w 2002 roku – przy red.)”.

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Nie będzie długiego wstępu, bo najzwyczajniej w świecie takiego nie potrzeba. Pochodzący z Jamajki Usain Bolt, zdobywca sześciu złotych medali igrzysk olimpijskich w Pekinie i Londynie. Rekordzista świata na 100 i 200 metrów wydał autobiografię.

Ludzie nie będący zainteresowani sportem i tak z pewnością Bolta znają. Niemniej wszyscy, którzy pragną dokładniej poznać...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Szamo Krzysztof Stanowski, Grzegorz Szamotulski
Ocena 7,2
Szamo Krzysztof Stanowski...

Na półkach:

Piłkarskich książek na polskim rynku wydawniczym ostatnimi czasy znaczącą przybyło. Choć w dużej mierze pozycje te traktują o zagranicznych piłkarzach, opisywane są biografie gwiazd futbolu. Jednak nie tylko zawodnicy ze światowego topu mają coś ciekawego do powiedzenia. Idealnym przykładem jest wydana przez wydawnictwo Buchmann książka: „Szamo. Wszystko, co wiedziałbyś o piłce nożnej, gdyby cię nie oszukiwano”.

Twórcą tej pozycji jest Krzysztof Stanowski, dziennikarz sportowy i autor wspomnień Wojciecha Kowalczyka oraz Andrzeja Iwana. „Kowal” i „Spalony” okazały się bestselerami, ale przede wszystkim bardzo dobrymi książkami. Poprzeczka została postawiona wysoka, ale po raz kolejny Stanowski nie zawiódł, bo „Szamo” czytało się doskonale.

A kim jest tytułowy Szamo? To Grzegorz Szamotulski, były piłkarz reprezentacji Polski występujący m.in. w Legii Warszawa czy Amice Wronki. Grał w piłkę w siedmiu krajach, przywdziewał barwy osiemnastu klubów, a w czasie swojej kariery był pod opieką kilkudziesięciu trenerów.

Z pewnością nie był piłkarzem, o którym mówiono na całym świecie, a którego interwencjami zachwycano się na całym świecie, ale jak stwierdził Szamotulski swoje przeżył, i z tymi przeżyciami pragnął podzielić się z czytelnikami.

O tym, że „Szamo” nie będzie grzeczną lekturą można się przekonać już na samym wstępie: „mam nierówno pod sufitem, mówiąc po ludzku – uchodzę za lekko pierdolniętego”. Wulgaryzmów w książce jest bez liku, ale piłkarska szatnia to nie msza w kościele, czasem mocne słowa są po prostu konieczne.

Szamotulski w książce nie kreśli swojej biografii od narodzin, przez pierwsze kontakty z piłką nożna, tułaczkę po klubach aż do chwili zakończenia kariery. Nie jest to chronologiczny zapis życiorysu piłkarza, a zbiór wspomnień, mniej lub bardziej zabawnych sytuacji, które przydarzyły się popularnemu „Szamo” w trakcie przygody z piłką kopaną.

Najnowsze dzieło Stanowskiego podzielone jest na pięć rozdziałów. Pierwszy z nich opowiada o trenerach - Szamotulski skupił się na fachowcach przez wielkie „f”, w tym gronie wymienił Janusza Wójcika czy Pawła Janasa. Drugi rozdział dedykowany jest już pseudotrenerom, z którymi miał styczność bramkarz. Szamo sporo miejsca poświecił Stefanowi Majewskiemu, byłem już trenerowi reprezentacji Polski. Szczegółów zdradzać nie będę, bo ten wątek trzeba przeczytać samemu. Kolejne rozdziały dotyczą piłkarzy, pieniędzy, meczów. W nich Szamotulski bez skrępowań opowiadział o awanturach, ustawkach, alkoholowych libacjach wielu, wielu innych szczegółów z piłkarskiego życia.

Bez bicia przyznaję, że niektóre historie były tak żenujące, że aż zabawne. Były gorzkie słowa, ale nie zabrakło też szczerości. Szamo niczego nie zatuszował, nie starał się ukazać swojej postaci w jak najlepszym wydaniu. Co to, to nie. Świadczą, o tym chociażby historyjki, w której główną rolę odgrywał alkohol. Swoją drogą można było odnieść wrażenie, że w dawnych czasach większość drużyny należała również do drużyny AA. Autorzy opowiedzieli również o pokusach czyhających na młodego, dobrze zarabiającego piłkarza, któremu od namiaru gotówki może przewrócić się w głowie uzależniając się od hazardu. Na szczęście nie zabrakło również historii pełnych humoru, uśmiechu i olbrzymiej dawki zabawy.

Szamotulski opisywał kulisy futbolowego życia, po których włosy stawały dęba. Czy byliście świadomi, że piłkarze nie powinni robić kupy w dniu meczu? Jeden z trenerów uzasadniał to faktem, iż onomatopeiczne „yyyy” powoduje utratę energii. Szamo ujawnił również dlaczego piłkarskiej reprezentacji Polski nie udało się podczas Euro 2012 osiągnąć zadowalającego rezultatu. Wszystko dlatego, że Franciszek Smuda wyznawał zasadę według, której nauczał swoich piłkarzy futbolu od A do O. Nie omieszkał też wspomnieć o byciu piłkarzem do wynajęcia tylko na mecz. Taką właśnie fuchę na koniec swojej kariery przyjął Szamo, dojeżdżając na mecz słowackiej drużyny inkasując w ten sposób trzy tysiące euro.

Szamo wyjawił prawdę o zgrupowaniach reprezentacji narodowej. Mianowicie piłkarze podczas zgrupowania nie trzymają się razem, idąc dalej nawet ze sobą nie rozmawiają i nic o sobie nie wiedzą. Były bramkarz kadry Polski przyznał, że reprezentacja to nie rodzina, a na zgrupowanie po prostu się przyjeżdża, wykonuje polecenia, śpi i wraca do klubu. Smutne, ale jak się okazuje prawdziwe.

Cytaty z autobiografii:

„Józek, jeśli teraz wejdziesz do tego pokoju, to będziesz musiał zareagować i wyciągnąć konsekwencje. Wiesz o tym. Dlatego lepiej by było, gdybyś nie wchodził. Po prostu odejdź i wróć za pięć minut, wtedy ci otworzę. Młynarczyk zrozumiał doskonale.
- W porządku, wrócę za pięć minut. Pięć minut później Marcin Burkhardt był już u siebie, grzeczniutki. „Młynarz” miał świadomość, że czasami lepiej, by trener nie widział wszystkiego, bo wtedy stawiany jest w sytuacji, z której nie ma dobrego wyjścia”.

„Ktoś powie – nadeszła era profesjonalizmu. Poniekąd jest to prawda, bo dzisiaj zawodnicy nie są już takimi chlejusami i jeśli wieczory spędzają przy konsoli, a nie przy wódce, to z pewnością bardziej podchodzi to pod profesjonalizm. A jednak paradoksalnie na tym profesjonalizmie ucierpiała piłka nożna. Dzisiejszy futbol produkuje przebrane za piłkarzy panienki, podczas gdy kiedyś był to sport uprawiany przez facetów z krwi i kości, często chamów i ulicznych zawadiaków. Wejście do dowolnej szatni to aktualnie wejście do damskiej toalety, pełnej kosmetyczek, kolorowych pism.”

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Piłkarskich książek na polskim rynku wydawniczym ostatnimi czasy znaczącą przybyło. Choć w dużej mierze pozycje te traktują o zagranicznych piłkarzach, opisywane są biografie gwiazd futbolu. Jednak nie tylko zawodnicy ze światowego topu mają coś ciekawego do powiedzenia. Idealnym przykładem jest wydana przez wydawnictwo Buchmann książka: „Szamo. Wszystko, co wiedziałbyś o...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sven Hannawald. Tryumf. Upadek. Powrót do życia Sven Hannawald, Ulrich Pramann
Ocena 7,1
Sven Hannawald... Sven Hannawald, Ulr...

Na półkach:

Sven Hannawald, niemiecki skoczek narciarski w Polsce przeszedł drogę z piekła do raju. Najpierw znienawidzony przez zakopiańską publiczność, by w końcu zostać szanowanym, oklaskiwanym i podziwianym przez biało-czerwonych kibiców. Odwrotnie natomiast wyglądała kariera sportowa Niemca. Ta zaczęła się od wielkiej radość, szczęścia i niebywałego sukcesu. Hannawald w sezonie 2001/2002 zwyciężył w Turnieju Czterech Skoczni przechodząc do historii, jako ten, który wygrał wszystkie cztery konkursy. Będąc na szczycie dopada go smutek, przygnębienie i pustka prowadząca do wypalenia zawodowego.

Sven Hannawald zdobył się na odwagę i o swojej słabości wspomina w autobiografii „Triumf. Upadek. Powrót do życia”. Lektura ta to poruszająca opowieść zawodnika, jednego z najlepszego w historii skoczka narciarskiego, którego droga do mistrzostwa nie była usłana różami. Może to dość schematyczne określenie i dość banalne, ale cała autobiografia skoczka banalna nie jest.

Popularny Hanni swoją opowieść rozpoczyna od przypomnienia zwycięskich momentów z Turnieju Czterech Skoczni w 2002 roku. To wydarzenie jest punktem kulminacyjnym w życiu skoczka. W książkę zawarte są marzenia chłopca, który rozpoczynając swoją sportową przygodę pragnął zwyciężać i krok po kroku realizował postawione przed sobą cele, nie zabrakło też opisów następstw, które miały miejsce po historycznym wyczynie.

Tym samym nie mogło zabraknąć wspomnień z dzieciństwa. Hannawald przywołuje beztroskie, ale i naznaczone enerdowskim systemem czasy w Johanngeorgenstatd w Rudawach. Niezwykle ciekawy i pouczający był wywód Svena dotyczący uprawiania sportu w NRD. Z uwagi na fakt, iż Hanni był jednym z „dyplomatów w dresach” polski czytelnik ma możliwość zaznajomienia się z systemem szkolenia zawodników w NRD. W pierwszym etapie Hannawald został skoszarowany w Centrum Treningowym, następnie w wieku 12 lat trafił do Szkoły Sportowej dla Dzieci i Młodzieży. Ostatnim, trzecim stopniem kształcenia na drodze niemieckiego skoczka był klub sportowy, który pozwalał na codzienny trening.

Sportowiec nie pominął także wydarzeń mających miejsce na przełomie lat 90 związanych z okresem zjednoczenia Niemiec - obrazując sytuację młodego sportowca w nowej rzeczywistości. Zresztą odniesień do historii jest sporo, albowiem Hanni opisał także ewolucję jaką przeszły skoki narciarskie, m.in. poprzez wprowadzenie stylu V, prowadzenia wojny technologicznej pomiędzy ekipami czy olbrzymim zainteresowaniu ze strony mediów i kibiców.

Jednak nie samą historią czytelnik żyje. Hannawald sporo miejsca poświęcił przygotowaniom do zawodów, wyjaśnił czym jest PKT (Podstawowa Koncepcja Treningowa) i BPZ (Bezpośrednie Przygotowanie do Zawodów). Niemiec wyjawił również jak przed każdym sezonem dokładnie czytano regulaminy zawodów, aby w sprytny sposób obejść przepisy dotyczące nart i kombinezonów.

„Triumf. Upadek. Powrót do życia” jest wyjątkową pozycją, albowiem niemiecki zawodnik bezkompromisowo opisał swoją niemoc i niemożność uporania się z poważnymi problemami, o których nie wszyscy mają ochotę na ich uzewnętrznienia. Hannawald wyjawił swoje słabości, szczerze i otwarcie mówi o trudnościach, których doświadczył podczas trwania kariery sportowej. Hannawald w trakcie rywalizacji w Pucharze Świata prócz walki z przeciwnikami musiał też zmagać się z obsesyjnym liczeniem kalorii. Z lektury dowiadujemy się o wstrząsających zasadach żywieniowych panujących wśród skoczków, którzy hołdują maksymie, że każdy kilogram mniej powoduje, że leci się metr dalej. Prócz balansowania na granicy między aktywnością sportową a wagą, Hanni dość otwarcie mówił o swoim upadku. Po wielkim sukcesie, medialnym rozgłosie i międzynarodowej sławie, która w krótkim czasie uczyniła go jednym z najbardziej rozpoznawalnych sportowców na świecie. To jednak go przerosło. W książce Niemiec przyznaje się, że cierpiał na syndrom wypalenia, czyli emocjonalnego wyczerpania przy zredukowanej zdolności do wysiłku. Na szczęście skoczkowi udało się powrócić do normalności.

Hannawald w autobiografii dokładnie opisuje swoją mozolną drogę wychodzenia z syndromu wypalenia. Prezentuje wstrząsającą diagnozę, jaka została postawiona mu w momencie przybycia do kliniki, opowiedział o swoich rozmowach z psychoterapeutką i chwilach szczęścia z ukochaną, która ustabilizowała jego życie emocjonalne.

Kilka cytatów z autobiografii:

„Skoczkowie żyją poza wszelkimi normami. Ich ciało musi być lekkie, żeby daleko dolecieć, ale wystarczająco mocne, by sprostać obciążeniom treningowym. Każdy kilogram za dużo to jeden metr za mało. (…) Czy to normalne, by sportowiec wyczynowy głodował i myślał tylko o swojej diecie – jak modelka? Czy to normalne godzić się na to, że w nocy z głodu nie można zmrużyć oka, a w dzień być zmęczonym i bez napędu?”.

„Czułem się, jakby wygasł mój wewnętrzny ogień. Często nie miałem siły zrobić tego, co chciałem. Czasami wieczorem miałem ochotę pobiegać. Zakładałem buty, wychodziłem przed drzwi – i wracałem, po czym zasiadałem przed telewizorem. (…) Czułem się samotny, choć wokół stale byli ludzie, którzy czegoś ode mnie chcieli. Czułem się często pozbawiony sił. Nie mogłem przespać nocy, żeby się zregenerować, a mimo to obowiązkowo wstawałem wcześnie rano”.

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Sven Hannawald, niemiecki skoczek narciarski w Polsce przeszedł drogę z piekła do raju. Najpierw znienawidzony przez zakopiańską publiczność, by w końcu zostać szanowanym, oklaskiwanym i podziwianym przez biało-czerwonych kibiców. Odwrotnie natomiast wyglądała kariera sportowa Niemca. Ta zaczęła się od wielkiej radość, szczęścia i niebywałego sukcesu. Hannawald w sezonie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Sir Alex Ferguson. 25 lat na szczycie David Meek, Tom Tyrrell
Ocena 6,4
Sir Alex Fergu... David Meek, Tom Tyr...

Na półkach:

Od niepamiętnych czasów. Od chwili kiedy zacząłem interesować się futbolem od tam był. Trwał na stanowisku menadżera Manchesteru United. Wydawało się, że jeszcze nie będę musiał uczyć się nazwiska nowego trenera Czerwonych Diabłów. A jednak sir Alex Ferguson powiedział pass i po 25 latach rozstał się z ekipą z Manchesteru.

Bogatą karierę Fergusona można poznać dzięki wydanej nakładem wydawnictwa Anakonda biografii sir Alexa Fergusona napisaną przez Davida Meeka i Toma Tyrella a na język polski przetłumaczoną przez Przemysława Rudzkiego dziennikarza stacji Canal+.

Biografia menadżera Czerwonych Diabłów opisuje nad wyraz dokładnie i ciekawie każdy z sezonów, które na Old Trafford spędził szkocki szkoleniowiec. Sir Alex Ferguson sprawił, że klub z Manchesteru powrócił do światowej elity, ponownie liczył się w walce o najcenniejsze trofea. Z biografii każdy czytelnik dowie się czym jest słynna suszarka Fergusona, pozna fakty, jakimi kierował się Ferguson przedłużając kontrakt z Czerwonymi Diabłami. Będą też wspomnienia piłkarzy, którzy mieli trenować pod opieką Fergusona. Ujawniona została tajemnica sukcesów MU, której podwaliny stanowiła praca jaką Ferguson wykonał stawiając i ufając młodym graczom. Dzięki takiej polityce Fergusona klub był liczącym się zespołem w Europie, ale też na świecie, nie wydając nieziemskim kwot na transfery. W książce znajdują się informacje, które zadowolą wiernych kibiców MU oraz tych, którzy po prostu interesują się futbolem. Oczywiście nie mogło zabraknąć opisów każdego z triumfu, które ekipa z Old Trafford zdobyła pod przywództwem Szkota.

Publikacja ta jest dobrym kompendium informacji dotyczących sir Alexa Fergusona. Liczne statystyki, choć nie zawsze czytelne ułatwiały zrozumienie tego, czego dokonał przez 25 lat Ferguson.
Książkę nie tylko szybko się czytało, ale też po prostu cieszy oko. Jest ładnie wydana i na półce prezentuje się nieźle. Twarda okładka, w środku okraszono wieloma zdjęciami adekwatnymi do treści znajdujących się na danej stronie. Minusem jest sporo literówek, za które należy obarczyć już wydawnictwo.

Kilka cytatów z książki:

,,Drużyna, która nie odczuwa radości z gry, nigdy nie będzie odnosić sukcesów. Gra w piłkę, nawet na najwyższym poziomie, zawsze powinna być frajdą i to jest ten duch gry, który chcę widzieć na Old Trafford, obok innych ważnych cech: umiejętności, determinacji, pasji, głodu. Cech, które tworzą zwycięski zespół. Moi zawodnicy muszą być pewni, że cieszą się z wyzwań”.

„Kiedy odnosisz sukces stajesz się bardziej cierpliwy, ale wciąż uważam, że trzeba czasem rozpalić małą iskrę. Jeśli w twojej naturze jest coś takiego jak wybuch, utrata kontroli nad sobą, to dopuść. Nie trzymaj tych emocji w sobie, uwięzionych (…). Rozrzuciłem po szatni tyle filiżanek, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie wszystkich. Jeśli chodzi o mnie gniew jest dla mnie problemem. Wierzę, że utrata panowania nad swoimi emocjami jest okej, przynajmniej tak długo, jak robisz to z właściwych powodów”.

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Od niepamiętnych czasów. Od chwili kiedy zacząłem interesować się futbolem od tam był. Trwał na stanowisku menadżera Manchesteru United. Wydawało się, że jeszcze nie będę musiał uczyć się nazwiska nowego trenera Czerwonych Diabłów. A jednak sir Alex Ferguson powiedział pass i po 25 latach rozstał się z ekipą z Manchesteru.

Bogatą karierę Fergusona można poznać dzięki...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Shaq bez cenzury Jackie MacMullan, Shaquille O’Neal
Ocena 7,2
Shaq bez cenzury Jackie MacMullan, S...

Na półkach:

Któż z nas nie chciałby, aby to właśnie jemu ziścił się American dream. Amerykański sen, który przejawia się doznaniem szczęścia, zarobieniem pieniędzy, założeniem rodziny, stworzeniem domu. Ja na spełnienie swojego amerykańskiego marzenia muszę jeszcze poczekać. Jest jednak człowiek, który zrealizował swoje marzenia z dzieciństwa. I nie ma w tym nic dziwnego, bowiem komu jak komu, ale Amerykaninowi musi spełnić się American dream.

Mowa o Shaquillu O'Nealu, żyjącej legendzie NBA, który niedawno zakończył swoją bogata karierę koszykarską (w 2011 roku). O'Neal czterokrotnie sięgnął po tytuł mistrza ligi NBA, zdobył mistrzostwo olimpijskie i mistrzostwo świata. W sporcie wykonał swoje zadanie, pozasportowo także nie mógł narzekać. Posiadał własny program telewizyjny, wydał albumy muzyczne, został policjantem, a na dodatek w 2012 roku obronił doktorat! Czy jednak człowiek jest zdolny do tego wszystkiego? Przykład Shaqa pokazuje, że tak!

Kulisy tych wszystkich wydarzeń można znaleźć w autobiografii koszykarza: ,,Shaq bez cenzury”. Shaquille O'Neal przy pomocy Jackie MacMullan uchylił rąbka tajemnicy ze swojego bogatego życia. Śmiało można nazwać amerykańskiego koszykarza człowiekiem renesansu. Pokazuje, że warto marzyć i dążyć do ich spełnienia. W autobiografii pisze: ,,Zawsze lubiłem marzyć. I miałem wielkie marzenia. Owszem, zdarzały się dni, kiedy myślałem. że się nigdy nie spełnią’’.

W autobiografii znajdziemy podstawowe fakty z życia Shaquille O'Neala. Ze szczerością opowiada on o trudnym dzieciństwie, dorastaniu w narkotykowej dzielnicy, czy życiu w biedzie. W książce ONeal opowiada o kontaktach z rodziną, wielkim wpływie na jego życie babci, mamy i Sierżanta (ojciec, który uważał, że kary cielesne najlepiej wpłyną na wychowanie czarnoskórego chłopca).

W publikacji znajdziemy wiele ciekawych wydarzeń z życia O'Neala. I nie jest to żaden banał, bo życie Shaqa takie właśnie było, ciągle coś się działo i wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Shaq prowadzi czytelnika przez najważniejsze, sportowe wydarzenia z parkietów NBA. Zanim jednak dotarł na szczyt, musiał pogodzić się faktem usunięcia ze szkolnej drużyny, to jednak tylko wzmocniło O'Neala. Tym samym nie mogło zabraknąć wspomnień z 1992 roku, kiedy to został wybrany w drafcie z numerem pierwszym przez Orlando Magic. Oczywiście są szczęśliwie wspomnienia z czterech wygranych finałów. Sportowe pasmo sukcesów nie było jednak wieczne, są porażki, są kontuzje i są kłótnie z gwiazdami NBA. W autobiografii Shaq wiele miejsca poświęca swoim relacjom z Kobe Bryantem. Moim zdaniem zdecydowanie za dużo, czasem łapałem się za głowę myśląc: To biografia Shaqa czy Kobe? Innym koszykarzom, Shaq także przeznacza parę stron, robi swoisty przegląd następców wymieniając Blake Grifinna, Kevina Love, czy Kevina Duranta.

Shaq tak bardzo skoncentrował się koszykarskich osobowościach z parkietów NBA, że zapomniał wspomnieć o swoim życiu osobistym. Brak wieści o życiu prywatnym, jest o tyle kłopotliwy, bowiem są w książce takie fragmenty, w których wspomina o swoich córkach czy drugiej żonie. Nie ma natomiast żadnego tła, retrospekcji tych wydarzeń, dlatego żałuję, że Shaq nie wrócił pamięcią, do pierwszego spotkania z żoną, czy momentów związanych z przyjściem na świat ukochanych pociech. Szkoda, że nie ma nic o występach w reprezentacji narodowej. Jest to zastanawiające, bowiem Shaq święcił triumfy z kadrą USA, a przecież dla każdego Amerykanina występ w barwach narodowych jest czymś niewyobrażalnym, czymś wyjątkowym. Tyle o minusach. Plusem jest cześć graficzna. Przykuwające uwagę i intrygująca okładka, ponadto znajduję się dwie wkładki ze zdjęciami, które stanowią świetne uzupełnienie, tego wszystkiego, o czym mogliśmy przeczytać.

Książka nie daje odpocząć, na każdej ze stron coś się dzieje. Z rozrzewnieniem i ciekawością przerzucałem kolejne kartki. Czytając ,,Shaqa bez cenzury nie zazna się nudy”. Nawet nie spostrzeżesz, jak pochłoniesz to dzieło w całości, dowiadując się przy okazji, jak być ciepłym i wesołym człowiekiem, a z drugiej przerażającym i śmiertelnie skutecznym koszykarzem.

Kilka cytatów z książki:

,,W domu często byłem karany. Zamykali mnie wtedy w pokoju, a ja żeby nie zwariować, wyobrażałem sobie różne rzeczy. Marzyłem, że jestem Hulkiem, przemykałem oczy i warczałem: ,,Aaaaahhhhh”. (...) Ale czasem, kiedy zamykałem oczy wyobrażałem sobie, że jestem jednym z handlarzy narkotyków zza rogu. Oni zawsze mieli kasę. (...) Myślałem sobie, że fajnie by było zostać kimś takim jaki oni, ale ponieważ miałem szlaban, nie mogłem wyjść i zobaczyć, jak to jest zrobić coś głupiego”.

,,Rozejrzałem się po chłopakach, byli spięci. Naprawdę spięci. Co pięć minut ktoś gnał do kibla. W końcu padło na mnie, zachciało mi się kupę. Ale jak się podcierałem, to wpadłem na świetny pomysł. Dosyć obrzydliwy, ale uznałem, że zadziała. Wyszedłem z kibla z papierem toaletowym wysmarowanym gównem. I zacząłem ganiać kolegów po szatni. Wrzeszczeli, piszczeli, śmiali się i w końcu się wyluzowali. Zadziałało”.

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Któż z nas nie chciałby, aby to właśnie jemu ziścił się American dream. Amerykański sen, który przejawia się doznaniem szczęścia, zarobieniem pieniędzy, założeniem rodziny, stworzeniem domu. Ja na spełnienie swojego amerykańskiego marzenia muszę jeszcze poczekać. Jest jednak człowiek, który zrealizował swoje marzenia z dzieciństwa. I nie ma w tym nic dziwnego, bowiem komu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

ółki w księgarniach uginają się od poradników zdrowego żywienia, typu dieta cud w siedem dni, czy jak zadbać o siebie itp. Z zasady przechodzę wobec nich obojętnie. Z różnych powodów, ale ten jeden raz zrobiłem wyjątek. Sięgnąłem po pozycję „Serwuj, aby wygrać”, którą napisał Novak Djoković. I właśnie postać Serba był zdecydowanym powodem, dlaczego postanowiłem poczytać o diecie bez glutenu. Po prostu Nole jest nie tylko moim ulubionym tenisistą, ale jest jednym z tych sportowców, których cenię i podziwiam. Tyle prywaty, czas na konkrety.

Poradnik Djokovicia ukazał się nakładem Wydawnictwa Bukowy Las, które oprócz tenisowych biografii wydało kilka książek o bezglutenowej żywności: „Dieta bez pszenicy” oraz „Kuchnia bez pszenicy” autorstwa doktora Williamsa Davisa, który podjął się także napisania wstępu do poradnika serbskiego tenisisty.

W pozycji napisanej przez zwycięzcę m.in. 6 turniejów wielkoszlemowych można wyróżnić dwie części: jedna z nich opowiadająca pokrótce o najważniejszych wydarzeniach z życia Djokovicia i druga prezentująca porady Serba dotyczące odżywiania; zawierająca plan odżywiania przez 14 dni na bezglutenowych produktach.

Z uwagi na fakt, że „Serwuj, aby wygrać” nie jest tylko książką, w której można znaleźć wiele interesujących informacji dotyczących diety jednego z najlepszych graczy na świecie, a także ukazująca życiorys Serba. Tym samym jest to dobra pozycja dla wszystkich fanów tenisa w Polsce, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się ze słowem pisanym Novaka Djokovicia.

Z lektury dowiadujemy się o początkach tenisowej drogi Nole, o marzeniach sześciolatka oglądającego Pete Samprasa wygrywającego Wimbledon i pragnącego kiedyś uczynić to samo. Nie zabrakło też dramatycznych wspomnień z konfliktu w Jugosławii, bombardowań NATO, których młody Nole był w samym centrum wydarzeń. Tenisista swoje bekhendy musiał ćwiczyć w schronie, bardzo często trenował w miejscach, które ostatnio zostały zniszczone. Wszystko dlatego, że jeśli już spadły tam pociski, to więcej to się nie powtórzy. Opowieść właśnie z tego okresu wzbudziła we mnie największe emocje, owszem wiedziałem, że coś takiego w historii się wydarzyło, ale o tym jak w takich warunkach przetrwać, jak trenować i osiągać takie sukcesy jak Novak Djoković nie miałem zielonego pojęcia.

Ponadto w książce tenisista poruszył swoje problemy zdrowotne utrudniającego mu wygrywać długie mecze i triumfować w turniejach. Serb przywołał z pamięci spotkanie z Andy Roddickiem w Australian Open w 2009 roku, kiedy to broniąc tytułu musiał skapitulować. Opisał również przegrany ćwierćfinał w Melborune z Jo-Wilfriedem Tsongą, dzięki któremu później stanął na nogi. W dużej mierze za sprawą diagnozy dietetyka Igora Cetojevicia, Djoković odrzucił produkty zawierające gluten i rozpoczął triumfalny powrót na szczyt. Zmiana odżywiania zdecydowanie wpłynęła na poczynania na korcie, albowiem w 2011 roku zwyciężył w 10 turniejach, w tym trzech wielkoszlemowych, pozostając niepokonany przez 43 mecze z rzędu.

Kilka cytatów z książki:

„I wtedy to się stało. Za plecami usłyszałem, jak coś przeszywa niebo, niczym gigantyczna szufla odgarniając z chmur warstwę śniegu. Wciąż leżąc na ziemi, odwróciłem się i spojrzałem na nasz dom. Znad jego dachu nadleciał stalowy szary trójkąt, bombowiec F-117. Z przerażeniem patrzyłem, jak jego wielki metalowy brzuch otwiera się tuż nade mną i wypadają z niego dwa laserowo naprowadzane pociski, mierząc w moją rodzinę, przyjaciół i dzielnicę – wszystko, co było mi bliskie”

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

ółki w księgarniach uginają się od poradników zdrowego żywienia, typu dieta cud w siedem dni, czy jak zadbać o siebie itp. Z zasady przechodzę wobec nich obojętnie. Z różnych powodów, ale ten jeden raz zrobiłem wyjątek. Sięgnąłem po pozycję „Serwuj, aby wygrać”, którą napisał Novak Djoković. I właśnie postać Serba był zdecydowanym powodem, dlaczego postanowiłem poczytać o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Biografia Cristiano Ronaldo. Przeczytałem książkę najdroższego piłkarza na świecie, ale książka najcenniejszą w mojej kolekcji nie będzie.

„Ronaldo. Obsesja doskonałości” to biografia napisana przez włoskiego dziennikarza Lukę Caioliego. Drugi człon tytułu, jak dla mnie jest także drugim imieniem Ronaldo. Dążenie do doskonałości widoczne jest w każdym calu, w każdej dziedzinie życie, zarówno na polu sportowym, zawodowym jak i prywatnym. Minusem jest fakt, że nie została napisana przez samego Portugalczyka. Pewne osobiste wyznania piłkarza sprawiłyby, że byłaby bardziej interesująca i wciągająca.

Biografia CR7 opowiada historię piłkarza, nie tylko zdradzając kulisy wydarzeń mających miejsce na boiskach całego globu. W biografii jest miejsce na sekrety wielkiej gwiazdy futbolowego świata, co ciekawe łamiące również stereotyp Cristiano Ronaldo. Ukazany jest człowiek, który niezwykle ciężką pracą dotarł do tego miejsca, w którym się znajduje. Książka przedstawia opowieść chłopca, który z pucybuta staje się milionerem, ukazuje drogę na piłkarskie wyżyny Portugalczyka, która tak jak wielu innych magików futbolu rozpoczynała się w biednej dzielnicy (w tym przypadku na Maderze), by rozbłysnąć w blasku świateł największych stadionów świata. Droga Ronaldo na piłkarski szczyt była krótka, trwająca sześć lat, co bez wątpienia odbiło się na psychice młodego wówczas chłopaka.

Nie mam wątpliwości, że biografia Ronaldo w dużej mierze została wydana ze względów czysto ekonomicznych, marketingowych. O Ronaldo mówiło się wszędzie, a jego transfer do Realu Madryt za rekordową kwotę 93 milionów euro zelektryzował piłkarski światek. Ja nie czekałem gorączkowo na tę książkę, nie jestem aż takim miłośnikiem futbolu. Muszę jednak przyznać, że historia Ronaldo jest ciekawa, a byłaby jeszcze ciekawsza gdyby wszystko opisane było przez samego zainteresowanego. Najistotniejsze było jednak oczyszczenie Ronaldo z tego medialnego szumu, gdzie media wykreowały wizerunek Ronaldo jako mega, hipermetroseksualistę (nawet nie wiem jak mam to nazwać), człowieka dbającego tylko i wyłącznie o swój wygląd, ale także jako lalusia, osobę zadufaną w sobie. W biografii mamy innego Ronaldo, o czym zresztą mówi sam piłkarz: „Osoby, które dobrze mnie znają, lubią mnie. Ci, którzy są blisko mnie, a nie ma ich wielu, ci którzy każdego dnia dzielą ze mną czas na treningach, ci którzy ze mną pracują, mają o mnie dobre zdanie, ponieważ wiedzą, jaki jestem, To oczywiste, że ludzie z zewnątrz oceniają mnie w zupełnie inny sposób, bo mnie nie znają. Rozumiem to.”

Biografia ukazuje odmienny obraz od lansowanego w mediach czy widzianego na murawie. Caioli podejmuje się opisania spraw mniej znanych, dotyczących życia prywatnego gwiazdy Realu. Książkę czyta się lekko i przyjemnie, ale taka jest formuła książek biograficznych, w których wyciągane są najciekawsze wypowiedzi gwiazdy oprawiane odautorskim komentarzem, bądź ubrane w jakąś opowieść. To coś na kształt opowiadania. Błędy znowu się pojawiają i będą chyba tradycją, najbardziej rażące był natomiast brak odmiany miast i klubów; literówki były, ale w małej ilości.

Kilka cytatów z książki:

„Kiedy byłem dzieckiem i mieszkałem w Lizbonie, płakałem prawie codziennie. Dziś płaczę ze szczęście albo ze smutku. Zostało mi jeszcze mnóstwo łez… Dobrze jest płakać, płacz jest częścią życia”.

„Ci, którzy są pierwszymi do obrażania mnie, później są pierwszymi, którzy widząc mnie na ulicy, proszą o autograf. Nie rozumiem tych wyzwisk. Naprawdę nie rozumiem. Mogę zrozumieć, że się mnie boją, ale nie, że mnie obrażają. Koledzy mówią mi coś na ten temat i mają rację. Powtarzają: jak to możliwe, że na lotniskach tylu ludzi cię kocha, a później na stadionach wyzywają w taki sposób?”

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Biografia Cristiano Ronaldo. Przeczytałem książkę najdroższego piłkarza na świecie, ale książka najcenniejszą w mojej kolekcji nie będzie.

„Ronaldo. Obsesja doskonałości” to biografia napisana przez włoskiego dziennikarza Lukę Caioliego. Drugi człon tytułu, jak dla mnie jest także drugim imieniem Ronaldo. Dążenie do doskonałości widoczne jest w każdym calu, w każdej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niewątpliwie nie jest to publikacja pisana przez samego zawodnika. Książka o Ronaldo jest bowiem napisana przez Wensleya Clarksona, który zbierał opinie innych ludzi, którzy śledzili historię życia Ronaldo. Mimo tego jest niezwykle interesującą, a przede wszystko bardzo dokładnie opisuje wydarzenia o idolu z lat dziewięćdziesiątych. Trzeba zauważyć, iż ta opowieść bardzo przypomina popularną w Brazylii operę mydlaną.Już od maleńkości Ronaldo marzył, a przede wszystkim czuł swoje powołanie:„Czułem, że piłka nożna jest jakby moim naturalnym, przypisanym mi zajęciem, a moją rolą życiową jest dostarczanie innym rozrywki moją grą.”

Teraz trochę więcej prywaty, bo Ronaldo był piłkarskim idolem niemal wszystkim dzieciaków w latach dziewięćdziesiątych – moim także. Ja jak każdy chłopak najpierw grałem w futbol, w okresie kiedy był to największy czas popularności Ronaldo. Teraz po latach gdy czytałem tę książkę zaskakiwała mnie w wielu momentach, chociażby od mniej dramatycznych dotyczącej podwójnej daty urodzin. Skąd się ona wzięła i dlaczego tak długo dyskutowało; ja wiem natomiast tego nie zdradzę - odsyłam do przeczytania . Po te wydarzenia najbardziej wstrząsające i skrywane przez wiele, wiele lat, o których wtedy nie mówiło się wcale. Chodzi problemy zdrowotne Ronaldo i o pamiętny mundial w 1998 roku ,mające ogromny wpływ na dalsze losy piłkarza.

Można powiedzieć, że początek tak jak u innych sportowców jest dość prosty a nawet banalny, jeśli chodzi o graczy z tego regionu świata. Biedny chłopak ma ogromny talent, dąży do realizacji swoich wielkich marzeń i udaje mu się to. Z brzydkiego kaczątka staje się pięknym łabędziem o wielkiej sławie i jeszcze większej ilości pieniędzy. Rzecz jasna Brazylijczyk nie był pierwszą wielką gwiazdą w historii piłki nożnej, ale był pierwszym piłkarzem, który był własnością sponsorów, producentów odzieży sportowej oraz najbogatszych klubów piłkarskich. Ta publikacja ujawnia tę drugą stronę futbolowego świata. Może być doskonałą przestrogą dla wszystkich innych marzących o byciu kimś tak wielkim jak Ronaldo, bowiem teraz pogoń za pieniędzmi jest jeszcze większa, a każdy chce ze sportowca wydoić jak najwięcej.

Książkę czyta się całkiem nieźle, może irytuje zbyt duża ilość poprzestawianych liter w wyrazach, ale nie utrudnia to ogólnego odbioru. Jako, że nie jest to książka napisana przez samego gracza, mało jest tu jego własnych wypowiedzi – trochę szkoda. Bo chciałoby się wiedzieć, co piłkarz myśli o danej sytuacji.

Ponownie kilka cytatów z książki:

„Stało się ze mną coś bardzo dziwnego. Dotąd nie przeżyłem czegoś takiego przed żadnym meczem. Czułem się strasznie – ból głowy,nudności i bóle żołądka. Cały czas żyłem pod tak wielką presją. Czułem się tak,jakby cała Brazylia polegała tylko na mnie”.

„Na początku Ronaldo denerwował się, ale później świetnie opanował umiejętność naśladowania homoseksualistów. (…) W pewnym okresie naprawdę zaczęli uważać go za geja. Miał taki delikatny trochę sepleniący głos, co jeszcze bardziej utwierdzało ich w tym przekonaniu”.

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Niewątpliwie nie jest to publikacja pisana przez samego zawodnika. Książka o Ronaldo jest bowiem napisana przez Wensleya Clarksona, który zbierał opinie innych ludzi, którzy śledzili historię życia Ronaldo. Mimo tego jest niezwykle interesującą, a przede wszystko bardzo dokładnie opisuje wydarzenia o idolu z lat dziewięćdziesiątych. Trzeba zauważyć, iż ta opowieść bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zaznaczam, że nie jest to jednak autobiografia z krwi i kości, to pamiętnik opisujących szczególne wydarzenia w życiu piłkarza. Andrésa Iniesta napisał „Rok w raju”, w którym dzieli się wspomnieniami i wrażeniami. Piłkarz Barcelony opisuje wyjątkowy rok dla samego siebie jak i klubu, z którym wspólnie zdobył tryptyk, czyli zwyciężył Puchar Króla, Ligę Hiszpańską i Ligę Mistrzów. W książce Iniesta wyjawia swoje sekrety zaczynając od spotkania z Pepą Guardiolą, poprzez wydarzenia widziane wewnątrz Barçy do momentu świętowania na ulicach stolicy Katalonii trzech trofeów.

„Ro w kraju” to opowieść samego piłkarza o najlepszym sezonie. Iniesta zdradza kulisy barcelońskiej szatni, pisząc o atmosferze przyzwyczajeniu i zasadach panujących w klubie, do których nie mógł przyzwyczaić się chociażby Zlatan Ibrahimović. Nie brakuje wiadomości o życiu prywatnym, o relacjach z dziewczyną, i rodziną w tym szczególnym 2009 roku.Wszystko to jednak jest nazbyt oczywiste i mało zaskakujące.

Nie jest to książka, po której zarywałem noce, aby przeczytać co się wydarzy dalej. Historia była dosyć przewidywalna i jasna. Taki był cel książki omawiający wydarzenia z punktu widzenia Hiszpana. Publikacja idealnie nadaje się podczas podroży. Czyta się szybko, bo i stron nie ma zbyt wiele (142). Jak dla mnie jest trochę zbyt spokojna. Prawdopodobnie wynika to z charakteru piłkarza, który nie szuka skandali, jest prawy wręcz idealnie grzeczny. Bije od niego skromność i wielka rozwaga, mimo tylu sukcesów pozostał sobą. Nie oszalał, nie zdziczał i obsesyjnie nie wydał milionów pieniędzy, które zgromadził na swoim koncie, wręcz przeciwnie pomaga potrzebującym i jak sam mówi: „Chcę przejść do historii jako wielki piłkarz, ale przede wszystkim jako wspaniały człowiek. Futbol przemija. Ludzie pozostają”.

Najgorszy był fakt, że rzeczy najbardziej interesujące były omawiane pokrótce jak na przykład to dlaczego miał problemy z dostaniem się do szkółki piłkarskiej w Barcelonie.

Kilka cytatów z książki:

„Abstrahując od ulubionych pozycji, jedyną pewną rzeczą jest fakt, że lubię – tak po prostu- być na boisku i robić wszystko, by pomóc drużynie zwyciężyć”.

„Najlepsze w tym golu i w mojej pracy są właśnie towarzyszące emocje. Wszystko, to co daje tyle szczęścia i radości. Oczywiście, w momencie zdobywania gola nie jestem tego świadomy. Jak już wcześniej wspominałem, w takich chwilach nie myślę o tym, czy zdjąłem koszulkę, czy nie, ani czy sędzia pokazuje mi kartkę… W takich momentach człowiek nie jest w stanie uświadomić sobie, jak wielki wpływ na życie innych osób może mieć właśnie ta chwila, która staje się jego udziałem”.

Więcej na mateuszminda.blogspot.com

Zaznaczam, że nie jest to jednak autobiografia z krwi i kości, to pamiętnik opisujących szczególne wydarzenia w życiu piłkarza. Andrésa Iniesta napisał „Rok w raju”, w którym dzieli się wspomnieniami i wrażeniami. Piłkarz Barcelony opisuje wyjątkowy rok dla samego siebie jak i klubu, z którym wspólnie zdobył tryptyk, czyli zwyciężył Puchar Króla, Ligę Hiszpańską i Ligę...

więcej Pokaż mimo to