-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2020-09-20
2019-11-10
2019-11-08
2019-06-13
2019-10-16
2019-07-15
Piszę drugi raz tę recenzję, więc mogło mi coś uciec...
Wzięłam się w końcu za kolejną część tego pasożyta. Jakże cieszę się, że to powoli kończy się... Cóż, zalety - ten, kto czytał wcześniejsze, wie, jak pani Andrzejczuk pisze, więc może wyciągnąć wnioski. A wady? Tutaj skupię się na nich... dużo się dzieje.
Po pierwsze, nagromadzenie wszystkiego w jednej książce. To znaczy, błędów ortograficznych, jakichś literówek (mój ulubiony - "Rzucaliśmy do dzieci piłkę i wymienialiśmy kolory: czerwony, żółty, zielony, FLETOWY"), błędy interpunkcyjne. No i jeszcze wstawiła 2-3 razy "-", jakby prowadziła w dalszym ciągu dialog, a to tylko opis tego, co dziewczyny porabiały.
Po drugie, pani Andrzejczuk nadużywa słowo "być". To jest strasznie denerwujące. Doliczyłam się powtórzeń (tego czasownika) i przykładowo znalazło się:
- na jednej stronie około 9,
- na pół strony 6 lub 7,
- w jednym zdaniu 3.
Toż to szaleństwo! Początkujący pisarze zmagają się z tym problemem i próbują, żeby nie powtarzało się. Robią wszystko, aby zmienić, ale pozostawić sens zdania. Nie rozumiem, jak taka doświadczona pisarka może coś takiego robić. Takie coś raziło w oczy.
I po trzecie, zdaje mi się, że Beacie Andjrzejczuk pojawił się w głowie pomysł, a potem spisała to na kolanie. Pomysł, okej, ale realizacja, może nie jest fatalna, ale daje dużo do życzenia. NIE MA TUTAJ KOREKTY. Czy pracujący nad tą powieścią spali? Tak w ogóle przeczytali to kiedykolwiek? Nastolatkowie nie są tacy głupi, a ambitniejsi będą się czepiać o to, bo mają do tego prawo. Zresztą, nie trzeba być jakimś bystrzakiem, żeby nie zauważyć tych rażących błędów. Ponadto, ta seria jest ogromna. Istny pasożyt. Mam wrażenie, że ta autorka jest damskim wcieleniem Remigiusza Mroza, która pisze obyczajówki...
Wspomnę tylko o tej kłótni Julii i Eliasza. Temat jest absurdalnie głupi: wolontariat ważniejszy od niej, błagam... Nic lepszego nie dało się wymyślić?
Piszę drugi raz tę recenzję, więc mogło mi coś uciec...
Wzięłam się w końcu za kolejną część tego pasożyta. Jakże cieszę się, że to powoli kończy się... Cóż, zalety - ten, kto czytał wcześniejsze, wie, jak pani Andrzejczuk pisze, więc może wyciągnąć wnioski. A wady? Tutaj skupię się na nich... dużo się dzieje.
Po pierwsze, nagromadzenie wszystkiego w jednej książce. To...
2019-06-27
Przeglądając książki mojej koleżanki, natknęłam się na tę. Zainteresowała mnie okładka, no i opis. "Friendzone? Ciekawe, jak to się skończyło?" pomyślałam. Pożyczyłam na chyba 2 miesiące i w końcu przeczytałam ją. Wierzcie mi lub nie, ale to była mordęga. Prawie usnęłam przy niej. To było tak nudne, tak denerwujące i tak przewidywalne... JEZU!
Możecie (już po samym opisie!) zorientować się, jakie będzie zakończenie. No, cóż. A jak bohaterowie? Kiedy myślę "bohater" to jest on nietuzinkowy, ciekawy. Zróbmy jednak z drugiej strony: dlaczego nie wpisać tutaj jakichś stereotypów? Przecież one są tak śmieszne, fajne i na topie... NIE! Myślałam, że wydłubię sobie oczy. To nie ma nawet 300 stron! Hanna (jedna z głównych postaci), Trixie, Laura i Vashti (bodajże tak miała na imię - nie chce mi się tego już sprawdzać, jeden pies... pozdrawiam kumatych), a i Lizzie, to były takie przyjaciółeczki kochane, że gdyby była okazja, to wrzuciłyby się wzajemnie chyba pod koła i jeszcze do tego wyśmiewały się, robiąc sobie selfie ("Zobacz, co z niej zostało!", "Hahaha", "LOOool XDDDD") i to specjalnie dla niewiernego, aroganckiego, bezmózgiego goryla-chłopaka. Zdradzały nie tylko siebie, ale też chłopców na potęgę... Na szczęście dwie z nich oprzytomniały się i zrozumiały, że ich grono jest jak kosz żmij (wystarczy, żeby jakiś PRZYSTOJNIAK zagwizdał *grał na flecie* a one są już gotowe przy nim tańczyć), jedna większa i groźniejsza od drugiej. Odseparowały się od nich, w tym także od tego kretyna.
Sol podobał mi się. Miał kompleksy, ale też mózg, w porównaniu do reszty, więc odpowiadało mi. Matki nie zna, a wychowują go dwoje gejów, co też było okej. Uwielbiał filmy (jak Hanna, co nie dawało wiele, żeby odróżnić ją od tych krwiożerczych jaszczurek), ale także tworzył je. Oczywiście to on zakochał się w swojej przyjaciółce (HANNA). I nie, niech was opis nie zmyli: to nie Sol zaproponował wieczór filmowy, a Hanna, bo spiła się, a on myślał, że ona kocha go czy coś takiego. Nie pamiętam.
Coś jeszcze...? Aaa, już wiem! CZY ONI, DO JASNEJ CHOLERY, NIE MAJĄ DO SIEBIE SZACUNKU?! WIEDZĄ CZYM ON JEST?! Skąd to pytanie? Bo wszyscy pieprzą się już po kilku dniach znajomości, mając 17-18 lat. Ogółem, ten debil macha swoim sprzętem do każdej dziewczyny w liceum, odrzucając po kilku dniach, a one po nim ryczą, jakby był koniec świata, bo "ON JEST SEKSI, ON JEST WART WSZYSTKIEGO, GÓWNO OBCHODZI MNIE MÓJ SZACUNEK, CHCĘ WRÓCIĆ DO NIEGO I PIEPRZYĆ SIĘ DO BIAŁEGO RANA".
Z czym to mi się przypomina? Hmmm. "After". Tak.
Nienawidzę takich książek. Dlaczego kobiety "tworzą" takie badziewia i pokazują, że kobiety to niedorozwinięte suki (wyzwisko i porównanie), którym wydasz polecenie, one to zrobią, bo są głupie, a faceci to bezmózgie palanty, bogaci i "weź nie sprzeciwiaj mi się, bo nikt mi się nie sprzeciwia, chodź mała teraz do łóżka", itd., którzy mają władzę nad dziewczynami? To jest tak szkodliwe, że to nie mieści mi się we łbie. I to młodsze ode mnie dziewczyny (DORASTAJĄCE) mają czytać?!
I poleciał hejt. Niechcący, tak naprawdę. Nie uważam, że osoby, którym spodobała się ta powieść, są gorsi. Nie są w najmniejszym stopniu, po prostu inaczej na to patrzą. Ja mam wyrobiony gust, wolę fantastykę, psychologiczne, ostatnio biorę kryminały i horrory, czasem wezmę coś innego. I pierwszy raz od kilku lat przeczytałam obyczajówkę z głównym wątkiem miłosnym, a który nie wpadł w moje gusta. Zdarza się. Co nie zmienia faktu, że zawiodłam się i pisałam tę recenzję pod wpływem emocji, zdenerwowana, że są tam te cholerne stereotypy i według mnie krzywdzące rozwiązania bohaterów. Przykładowo ta smutna i żenująca scena, w której jeden z bohaterów zostawił... no, nie zdradzę. Mimo to boli. To jest prosta książka. Ja lubię takie, które pozostaną ze mną, czegoś nauczą mnie, pozwolą mi zastanowić się nad tematem, ruszę swój "zardzewiały" mózg w obroty. Nadal twierdzę, że nie jest warta polecenia ani swojej ceny, lecz jeśli ktoś chce przeczytać - nie zrazi się, gdy zapozna się z moimi wynurzeniami. Czytajcie, co chcecie. Ja musiałam tylko zrzucić kamień z serca.
Przeglądając książki mojej koleżanki, natknęłam się na tę. Zainteresowała mnie okładka, no i opis. "Friendzone? Ciekawe, jak to się skończyło?" pomyślałam. Pożyczyłam na chyba 2 miesiące i w końcu przeczytałam ją. Wierzcie mi lub nie, ale to była mordęga. Prawie usnęłam przy niej. To było tak nudne, tak denerwujące i tak przewidywalne... JEZU!
Możecie (już po samym opisie!)...
2016-01-01
2018-02-03
Jestem bardzo rozczarowana. Spodziewałam się niesamowitych informacji. Tajemnic prawie brak, informacje napisane i potraktowane po macoszemu. A architektura? Myślałam, że tam będzie najwięcej, a tu nic... To piękny zamek, dlaczego?
No i co mnie uderzyło, to błędy ortograficzne, chyba cztery. Serio? Wiem - jesteśmy ludźmi - ale nie traktujmy tego za coś nieważnego, bo to rzuca się w oczy.
Jestem bardzo rozczarowana. Spodziewałam się niesamowitych informacji. Tajemnic prawie brak, informacje napisane i potraktowane po macoszemu. A architektura? Myślałam, że tam będzie najwięcej, a tu nic... To piękny zamek, dlaczego?
No i co mnie uderzyło, to błędy ortograficzne, chyba cztery. Serio? Wiem - jesteśmy ludźmi - ale nie traktujmy tego za coś nieważnego, bo to...
„Pamiętnik nastolatki” bardzo dobrze kojarzę i to była jedna z moich ulubionych serii za dzieciaka. Teraz czuję, że albo ja jestem już na tyle (hmmm, jakiego tu słowa użyć...?) dojrzała...? Nie. Teraz czuję, że albo jestem na tyle stara (!), że takie rzeczy spływają po mnie jak po kaczce (nie wszystko, np. sytuacja Pauliny, problem z samoakceptacją, wolontariat, itp.), tak problemy sercowe są według mnie tak dziecinne, tak dziwne i przez to wychodzi później tak głupio... że po prostu nie chciało mi się tego czytać (a trwało to 3 dni). Koleżanka (prawie 18 lat) stwierdziła, że to jej ulubiona seria, uwielbia Beatę Andrzejczuk i chce jej podziękować... ale ja tego nie podzielam.
Wcześniej jakoś nie zwracałam na to uwagi, być może przez to, że ta koleżanka zraziła mnie później do wszelkiego rodzaju romansów. Lecz zachowanie Eliasza nie doprowadzało mnie do szewskiej pasji, jak Julia. Wkurzała mnie niesamowicie, bo po tym, jak zobaczyła, że przytula się z drugą wolontariuszką, a ona tak o, po prostu, ucieka sobie - okej, przymknęłam na to oko... Jednak do jasnej cholery, jak on wytrzymał z nią i próbował dogadać się przez kilka miesięcy, skoro nie chciała: 1. rozmawiać z nim, 2. widzieć się z nim tylko, dlatego że widziała ich przytulających się (!), a mogło to oznaczać wszystko, przykładowo to, że składali sobie życzenia i dziękowali sobie (?), 3. spotkać się, więc odizolowała się od niego, zaprzepaszczając tyle ich czasu, 4. wyjaśnić, co widziała, 5. dowiedzieć się, jak było naprawdę i w końcu, żeby każdy miał święty spokój... Nie, niech przez 1/3 książki, jak nie więcej, pisze o tym, jak ona cierpi przez swoją głupotę! Pal licho ją, a Eliasz?! On jest niczego nieświadomy! A związek opiera się na zaufaniu, a także, może was zaskoczę... na szczerości i rozmowie! Chyba że ja mam jakiś inny, błędny obraz postrzegania związku. Jakiś mam, bo dożyłam 19 lat. Może mało, ale zawsze coś.
Druga rzecz, która raziła mnie niemiłosiernie: Maksym i Eliasz. Ale o co ci chodzi? Skupmy się na zaletach tego pierwszego.
1.Przystojny
2.Mądry, inteligentny
3.O świetnej budowie ciała
4.Kochający, wierny, pomocny – tak w ogóle, to doskonały przykład doskonałego chłopaka i męża w związku
5.O bardzo dobrym poczuciu humoru
6.Jak znasz takiego człowieka od razu stajesz się wyjątkowy
7.Czujesz się przy nim wyjątkowo
8.Umie grać na gitarze, pisze wspaniałe piosenki
9.Doświadczony życiowo, więc mówi cudowne rady
10.Majętny…
…I wiele innych na pewno jeszcze znajdzie się, ale czy tylko ja dostrzegam, że coś jest tutaj nie tak? A wady…? Podchodzi zbyt emocjonalnie? Trochę zazdrosny…? Czy na tym to się kończy? W każdym razie skupmy się na jego ostatniej cesze. To jego bogactwo jeszcze doprowadzało mnie do złości z tego powodu, że Julka (na szczęście nie jest wyidealizowana, jak Maksym) dostaje ciągle na pocieszenie lub z byle jakiej okazji jakieś drogie prezenty: sukienki, wyjazd na wyspę, jakieś inne jeszcze pierdoły, o której każdy inny człowiek mógłby na to wszystko zbierać kilka lat, a ona dostaje w mgnieniu oka. Prawdopodobnie pokazuję w ten sposób naszą ojczystą cechę „cebuli”, jak to ostatnio nazywają, ale kurde, gdyby nie to siano nie byłoby już tak pięknie. Dlaczego nie mogła autorka pokazać ją w zwyczajnej sytuacji, w jakiej była dotychczas? Dlaczego dowartościują naszą bohaterkę przez RZECZY, które lada moment mogą zniszczyć się? Oczywiście, mają jeszcze wspomnienia, zdjęcia (Natalia o to dba), ona otrzymuje jeszcze miłość, ale to znika w natłoku tych drogich przedmiotów. Przez drogie RZECZY widzi, że faktycznie jest wartościowa (nie wliczam w to tej sytuacji z zamkiem dwóch księżniczek, bo to była inicjatywa Natalii, nie jej męża). Tak naprawdę nie pamiętam niczego, czego zawdzięczałaby mu Julia (poza tymi radami, bo są naprawdę cenne, ale oprócz tego, to szasta pieniędzmi na prawo i lewo, co przypomina mi niestety „365 dni”).
Praktycznie na jedno kopyto został stworzony Eliasz! Ten chłopak miał jeszcze problemy z prawem, a tak mamy praktycznie to samo niemal kropka w kropkę. Nawet mieli podobne problemy.
I wróćmy do tej miłości. Niesamowicie irytowała mnie Julia za każdym razem, gdy usiłowała wyciągnąć od niego słowa „Kocham cię” i cały czas chce je usłyszeć. On praktycznie to samo mówi, innymi słowami „jesteś dla mnie bardzo ważna”, ale nie, to nie jest wystarczające. Czy ja jestem dziwna? Kurczę, to jej drugi chłopak, ma 15 lat, a wyobraża sobie już, co będzie w przyszłości. JA, 19 lat, nie mogę dopuścić myśli, że chłopak do mnie powie „Kocham cię”. To jest dla mnie nierealne i za każdym razem dziwnie czuję się. Ja mam zawsze z tyłu głowy myśl, że w końcu to może skończyć się. Po rozstaniu jest łatwiej pogodzić się z tym, dlatego nie oczekuję od chłopaka, żeby mówił mi takie słowa. Może ja jestem jakaś dziwna…
Poza tym Julka pisze tak mądrze, naprawdę jakby miała nie 15, a więcej, jednakże zachowuje się dziecinnie. Przykład? Taki, jak wcześniej: nie powiedziała od razu, co zobaczyła w stowarzyszeniu i unikała konfrontacji ze swoim chłopakiem przez kilka miesięcy...
Poza tymi wadami, to żadnych już chyba nie dostrzegam. Może z tego powodu, że za bardzo raziły mnie powyższe, a reszta powoli zaczęła zanikać i zapomniałam o nich. Tak czy owak, patrzę na te książki z dużego sentymentu, bo na nich wychowywałam się (do 14-15 roku życia). Teraz nie odczuwam, że są dla mnie aż tak potrzebne, ale miło powspominać, jak to bywało. Humor był fajny, pośmiałam się wiele razy, zapłakałam chyba raz i pomimo 3 dni czytania, spędziłam je bardzo miło (pomińmy te wady).
„Pamiętnik nastolatki” bardzo dobrze kojarzę i to była jedna z moich ulubionych serii za dzieciaka. Teraz czuję, że albo ja jestem już na tyle (hmmm, jakiego tu słowa użyć...?) dojrzała...? Nie. Teraz czuję, że albo jestem na tyle stara (!), że takie rzeczy spływają po mnie jak po kaczce (nie wszystko, np. sytuacja Pauliny, problem z samoakceptacją, wolontariat, itp.), tak...
więcej Pokaż mimo to