-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński6
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać9
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2021-03-20
2019-12-30
2019-12-06
2019-12-06
2019-11-13
2019-11-10
2019-09-17
2019-09-15
2019-04-12
Lalki teatralne są pełne kontrastów. Z jednej strony wydają się delikatne i kruche, z drugiej zaś – budzą podskórną grozę i strach. Wisząc na cienkich sznureczkach, zdają się kołysać między życiem a śmiercią. W jednej chwili mogą z trzaskiem upaść na ziemię, a ich rozrzucone członki uświadamiają nam, że tak do końca nigdy nie opanowaliśmy materialnego świata.
Potencjał lalek wykorzystywali twórcy pierwszej awangardy: dla surrealistów były wcieleniem istot ze snów. „Czy lalki mają duszę?” – to jedno z pytań, które Karol Hordziej zadaje Jerzemu Koleckiemu (1925–2018), malarzowi, współzałożycielowi i wieloletniemu dyrektorowi Teatru Lalek Rabcio w Rabce-Zdroju. Kolecki nie odpowiada wprost, dopytuje z lekko filozoficznym przekąsem, o znaczenie „duszy”. W końcu mówi: „Mają duszę, którą nada im aktor, ale są przedmiotami”. Przypomina to słowa Kota z Cheshire, bohatera Alicji w Krainie Czarów, który zapytany przez główną bohaterkę o drogę, odpowiedział, że to zupełnie obojętne, jeśli Alicja nie wie, gdzie chce się dostać. Kolecki kontynuuje: „(…) wydaje mi się, że aktor i lalka są zgrani ze sobą i jedno bez drugiego nie jest już tym, czym miało być”. Tworząc projekty lalek, zawsze dbał o to, by gotowym postaciom nakładać „makijaż” i „(…) wszystko, co dzieje się na twarzy”. Wspomnienie Alicji nie jest przypadkowe – to właśnie stworzona przez Jerzego Koleckiego twarz Carrollowskiej bohaterki pojawiła się pewnego dnia na fasadzie nowojorskiego New Museum.
W albumie znalazł się tekst Stacha Szabłowskiego, historyka sztuki i kuratora, który zadaje istotne pytania o twórczość Koleckiego. Na ile jego działania należy postrzegać w kontekście pokolenia, II Grupy Krakowskiej czy polskiej szkoły plakatu? Gdy przyglądamy się zamieszczonym w albumie pięknym fotografiom lalek, projektom scenografii, widzimy modernistyczny charakter tych prac. Doskonałym tego przykładem są projekty scenografii do spektaklu Tomek w krainie dziwów czy Bamba w oazie Tongo. Projekty z Tomka… przypominają organiczne formy znane z prac Marii Jaremy, z kolei Bamba… zachwyca modernistycznym wyczuciem proporcji i syntetycznym użyciem barw. W twórczości Koleckiego pełno też surrealistycznej melancholii – tworzone przez niego lalki wydają się wyciągnięte z onirycznej krainy snów, pełnej fantazyjnych postaci, ale i dziecięcej wrażliwości. Właśnie ta ostatnia perspektywa – dziecięca wyobraźnia – była dla Koleckiego szczególnie istotna. W jubileuszowej publikacji Teatru Rabcio, wydanej w 1969 r., stwierdził, że w tworzeniu prac dla dzieci istotne jest nie tylko pokazanie bogatego przeżycia za pomocą interesującego sztafażu teatralnego, ale także uczenie patrzenia, czucia i rozumienia świata. Poznanie powinno odbywać się w takim samym stopniu przez emocje i rozum. „Czy Rabcio spełnił swoją funkcję?” – to ostatnie pytanie zadane przez Karola Hordzieja w rozmowie otwierającej album. „A to trzeba by tamte dzieci zapytać, co pamiętają z tamtych lat, co pamiętają z teatru lalek w Rabce” – odpowiada Kolecki.
Więcej: Miesięcznik Znak, numer 768 maj 2019
Lalki teatralne są pełne kontrastów. Z jednej strony wydają się delikatne i kruche, z drugiej zaś – budzą podskórną grozę i strach. Wisząc na cienkich sznureczkach, zdają się kołysać między życiem a śmiercią. W jednej chwili mogą z trzaskiem upaść na ziemię, a ich rozrzucone członki uświadamiają nam, że tak do końca nigdy nie opanowaliśmy materialnego świata.
Potencjał...
2019-09-01
2019-08-20
Bardzo słaby przewodnik. Po pierwsze: dramatyczna ilość zdjęć a takie publikacje powinny zawierać ich dość znaczną ilość. Po drugie ciężko się w nim połapać - brak map z trasami etc. Będąc np. w Curtea de Argeș kompletnie nie wiedziałam gdzie mam dalej iść by zobaczyć poszczególne zabytki - a ogólne zwroty w stylu "Obok", "opodal" wcale nie ułatwiały sprawy. Dodatkowo informacje o zabytkach są bardzo szczątkowe i ogólne...Naprawdę NIE NIE NIE.
Bardzo słaby przewodnik. Po pierwsze: dramatyczna ilość zdjęć a takie publikacje powinny zawierać ich dość znaczną ilość. Po drugie ciężko się w nim połapać - brak map z trasami etc. Będąc np. w Curtea de Argeș kompletnie nie wiedziałam gdzie mam dalej iść by zobaczyć poszczególne zabytki - a ogólne zwroty w stylu "Obok", "opodal" wcale nie ułatwiały sprawy. Dodatkowo...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-07-14
2019-07-04
Książka legenda w temacie kuratorstwa.Niestety przyjemność czytania zerowa - masa literówek i innych błędów...
Książka legenda w temacie kuratorstwa.Niestety przyjemność czytania zerowa - masa literówek i innych błędów...
Pokaż mimo to2019-05-19
2019-05-04
2019-03-04
2019-02-13
Dużo oczekiwałam po tej książce. Jednak już po przeczytaniu kilku stron narastała we mnie irytacja, złość i niestety...rozczarowanie. Miałam wrażenie, że autorka mocno zmaga się ze sobą i trochę nie wie, jaką do końca chce napisać książkę „raczej naukową o czarownicach”, „bardziej eseistyczną o współczesnych bolączkach kobiet” a „przemyśleniami Mony Chollet. Przez tę szarpaną narrację, niektóre fragmenty drażniły i miałam wrażenie czytania wciąż i wciąż o tym samym. Niektóre jej spostrzeżenia wydają się być przerwane w połowie, niektóre w ogóle nierozwinięte. Pomiędzy dywagacjami o tym, czy każda kobieta chce być matką, starością kobiet a stosunkiem lekarzy do pacjentek majaczą, ale tylko majaczą tytułowe „Czarownice”. Miałam wrażenie, że Chollet nie bardzo umie się odnaleźć w swojej własnej opowieści. Chce pisać lekko i atrakcyjnie, jednocześnie pokazując własną erudycję, ale niestety ta układanka pęka i trudno ją poskładać. Mona Chollet porusza ważne tematy, ważne trudne i potrzebne we współczesnej dyskusji na temat kobiecości i feminizmu, ale także praw jednostki. Tylko miałam niestety wrażenie, że klisza „Czarownic” jest chwytem marketingowym – autorka praktycznie w ogóle nie analizuje tego zjawiska w szerszym kontekście społeczno - historyczno - kulturowym ani nawet w aspekcie popkultury, która ostatnio przeżywa „magiczny renesans”. Nie odnosi się do baśniowej figury czarownicy, z całego bogatego sztafażu historii o kobietach skazanych na czary wybiera postaci tylko wybiórcze. Gdzie takie postaci jak Barbara Zdunk? Anna Boleyn? Gdzie Czarownice z Peney?Oj niestety kontekts historyczny tu bardzo, bardzo kuleje i jest strasznie wybiórczy... Chollet co prawda stara się wrzucić kilka smaczków jak chociażby przywołuje historię o grupie kobiet przebranych za wiedźmy, które protestowały przed giełdą w Nowym Jorku, ale te tematy momentalnie odrzuca i nie pozwala im się rozwinąć... Dodatkowo co uderza w książce to bardzo widoczna perspektywa mieszkanki Europy Zachodniej – nasz region jest nieobecny...a szkoda, przecież też mamy wiele do powiedzenia w tej materii! Niestety jest to książka przeciętna chodź o tematach o których powinniśmy rozmawiać i z mierzyć się z nimi.
Dużo oczekiwałam po tej książce. Jednak już po przeczytaniu kilku stron narastała we mnie irytacja, złość i niestety...rozczarowanie. Miałam wrażenie, że autorka mocno zmaga się ze sobą i trochę nie wie, jaką do końca chce napisać książkę „raczej naukową o czarownicach”, „bardziej eseistyczną o współczesnych bolączkach kobiet” a „przemyśleniami Mony Chollet. Przez tę...
więcej Pokaż mimo to