Poezje Emily Dickinson 8,1
![Poezje](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/196000/196050/193703-352x500.jpg)
ocenił(a) na 102 lata temu Gdyby Emily Dickinson była współczesną poetką, sztab ekspertów zdiagnozowałby u niej zaburzenia ze spektrum autyzmu, pewnie zespół Aspergera, być może wysłaliby ją na terapię. Jak psychoterapia behawioralno – poznawcza zastosowana u Emily Dickinson skończyłaby się dla dziejów poezji amerykańskiej? Nie mam pojęcia. Jak Emily Dickinson zareagowałaby na trwającą pandemię? Abstrahując zupełnie od kwestii jej zdrowia fizycznego i psychicznego, jestem przekonana, że czułaby dobrze, chowając się przed światem w maseczce…
Świat, który opisała w swoich wierszach jest światem autystycznym, wewnętrznym, hermetycznie zamkniętym i przede wszystkim – po platońsku duchowym. Dzięki maseczce poetka mogłaby przemierzać ulice w pewnym sensie niewidzialna.
W wierszu 327 o tej niewidzialności pisze tak:
Zanim straciłam wzrok – ceniłam
Ten zmysł jak każde Stworzenie –
Które ma Oczy i nie myśli
Nawet – że mogłoby nie mieć –
Utrata wzroku z tego wiersza jest oczywiście metaforyczna – chodzi o to, że Dickinson, jak na poetkę przystało, myśli uszami, czyli postrzega świat przez pryzmat słów, w które może go ubrać (a ubiera tłumacząc zarazem sobie samej, jak i innym, choć w jej przypadku ci inni są bardzo enigmatyczni). Niewypowiedziane, a także to, co nie do powiedzenia, nie istnieje – zamykamy na to oczy. Wszak w wierszu 581 pisze:
Każdą myśl ujmowałam w słowa
Nie wyszło mi tylko z Jedną –
Jak gdyby Dłoń usiłowała
Kształt Słońca szkicować kredą
O nasłuchiwaniu, które ja nazywam „myśleniem uszami”, zaś pisze w wierszu 526:
To raczej rzecz samego Ucha
Które to tak, to owak słucha -
Dźwięcznie, lub Głucho.
Ten ostatni wers rozumiem w ten sposób, że poetka słucha dźwięcznie, czyli słucha słów, a czasem słucha bezdźwięcznie, czyli słucha tej całej pozasłownej reszty, która czasem jest po prostu ciszą, a czasem amalgamatem dźwięczącego świata…
Co wynika z utraty wzroku, z zamknięcia się w świecie zbudowanym ze słów? Myślę, że jej konsekwencją jest swoista hierarchia, którą genialnie definiuje w wierszu 569:
Na czele Listy – jeśli taką
Posiadam – mam Poetów – po nich
Słońce – po Słońcu Lato – wreszcie
Niebiosa – i Spis zakończony –
Lecz widzę, patrząc wstecz – punkt Pierwszy
Następne w sobie Mieści –
Skreślam więc ich zbyteczny Popis –
Zostają sami – Poeci
Tu muszę dodać, że nigdy nie rozumiałam analogii, jaką krytycy literaccy dostrzegali między poezją Walta Withmana a twórczością Emily Dickinson… Whitmanna charakteryzuje wielomówstwo, przegadanie. Za dużo tam słów, dygresji, wątków, dźwięków, melodii. U Emily Dickinson odnajduję chirurgiczną precyzję (nie wiem, skąd Barańczak wziął tytuł swojego tomu, wielce prawdopodobne, że z klimatu tekstów Dickinson, które tłumaczył),każde słowo jest na swoim miejscu. Emily Dickinson pisze tak, jakby wirtuozowsko grała na fortepianie, uderza zawsze w odpowiedni klawisz, nie chybia.
W wierszu 623 – mieszczącym wszechświat – pisze:
Mózg – rozleglejszy jest niż Niebo –
Bo zmierz je – co do cala –
Ujrzysz, ze w Mózgu się pomieści
I Pan – i Przestrzeń cała -
Niesamowite jest, że dziewczyna, która całe życie spędziła w jednym miasteczku (poza ZA możemy dorzucić kolejną diagnozę: agorafobia) zajmując się domem, była w stanie świadomie i konsekwentnie ubierać świat, Boga, siebie, miłość i cały wszechświat w słowa, pisać list do tegoż świata nie otrzymując absolutnie żadnej informacji zwrotnej (por. Wiersz 441: To wszystko – to mój list do Świata / Co nigdy nie pisał do mnie); trzymając się tego, co było w jej głowie, była w stanie tworzyć poezję i określać siebie jako poetkę.
Ta myśl utwierdza mnie w intuicji, że Emily Dickinson (1830 – 1886) jest świętą Teresą z Lisieux (1873 – 1897) poezji, a może to święta Teresa z Liseux była Emily Dickinson życia zakonnego? Świat świętej Teresy z Liseux, czyli jej relacja z Bogiem była tak samo hermetyczna, zamknięta i obca światu; czysto duchowa.
Kontekstem swojego istnienia uczyniła Jezusa, z którym – czasem za pośrednictwem swoich spowiedników, sióstr, taty – miała najważniejszą relację. Nie wiem, czy znała modlitwę o pokorę św. Tomasza z Akwinu, ale par excellance zrealizowała postulat zawarty w niej przez Doktora Anielskiego:
Zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji.
Zarówno Emily Dickinson, jak i mała Tereska, nie mówiły nic, poza tym, co konieczne… Emily w wycofaniu, ukryciu, niemal niewidzialna, konsekwentnie ubierała świat w słowa, pisała do innych nie będąc pewna, czy znajdą się tacy, którzy będą chcieli ją czytać, zaś Tereska spisywała swoje „Dzieje duszy” dla Tego, który, jako jedyny w jej ocenie miał do tej duszy prawo, który o nią dbał i jej pragnął.
Konfrontacja ze współczesnością boleśnie unaocznia kontrast między postawą niewidzialnych, ukrytych, nienarzucających się Emily Dickinson i Tereski, a armią perfekcyjnych gospoś, które są w stanie z marszu udzielić miliona rad na dowolny temat, nie mając ku temu żadnych kompetencji…