-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński6
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać360
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
Biblioteczka
2021-09-23
Już jakiś czas temu zastanawiałem się, co by było, gdyby Jo Nesbø zabrał się za opowiadania? Co by z tego wyszło? Miałem okazję się o tym przekonać, czytając najnowszą jego książkę – zbiór opowiadań pod tytułem „Zazdrość”. W książce jest siedem opowiadań. Są to historie kryminalne, których motywem przewodnim jest właśnie zazdrość.
Pierwsze opowiadanie, którego akcja rozgrywa się na pokładzie samolotu, opowiada o kobiecie chcącej popełnić samobójstwo. Wdaje się ona w rozmowę z zupełnie obcym mężczyzną i bardzo szybko rodzi się między nimi uczucie. To opowiadanie, przyznam, ciągle siedzi mi w głowie. Nie jest ono długie, ale Nesbø zdołał w nim bardzo dobrze uchwycić ludzkie emocje. A i element zaskoczenia również się znalazł.
Na kartach „Zazdrości” uczestniczymy też w śledztwie na greckiej wyspie Kalimnos, na którą przybywa śledczy z Aten, Nikos Balli. Ma za zadanie wyjaśnić sprawę zaginięcia pewnego wspinacza z Niemiec. Jest to historia, która w miarę rozwoju ujawnia mroczne oblicze. Opowieść o dawnych zranieniach, miłości i tym, do czego są w stanie posunąć się ludzie, by zdobyć to, czego pragną. Myślę, że dla żadnego fana Jo Nesbø nie jest tajemnicą, że lubi on wspinaczki. Z lektury można wynieść sporo wiedzy na jej temat i poznać nieco fachowego słownictwa. Element ten świetnie ubogaca całość, ponieważ stanowi swego rodzaju przełamanie dla tego mroku i tajemniczości tekstu, jednocześnie niczego mu nie odbierając.
Wszystkie opowiadania są opowiadaniami kryminalnymi. Jest w nich śmierć, są morderstwa, mniej lub bardziej oczywiste. I choć każde z tych opowiadań dotyczy zazdrości, to bohaterowie tych tekstów noszą w sobie mnóstwo innych emocji, które w połączeniu z zazdrością stanowią niebezpieczną kombinację. Te opowiadania pokazują różne oblicza zazdrości i to, że może ona mieć destrukcyjną siłę. Co warto jednak podkreślić, nie jest powiedziane, że zawsze jest to uczucie uzasadnione. Jo Nesbø zostawia czytelnikowi miejsce do samodzielnej interpretacji niektórych historii.
Bohaterowie są bardzo ludzcy, co jest typowe dla książek norweskiego mistrza kryminałów. Są to osoby jakich pełno w świecie realnym, z różnych warstw społecznych. Ludzi o podobnych charakterach i osobowościach z dużym prawdopodobieństwem możemy spotkać w swoim życiu. Jest detektyw z tajemnicą, kobieta sprzedająca w kiosku w metrze, użerająca się z aroganckim klientem. Do tego dokooptowany jest element rasizmu czy uprzedzeń. W opowiadaniu „Śmieć” na przykład spotykamy mężczyznę pracującego przy wywozie śmieci, który ma problemy z panowaniem nad agresją, a z kolei w opowiadaniu „Odd” - zamkniętego w sobie pisarza, uciekającego przed światem i życiem publicznym. W tym ostatnim przypadku zastanawiam się, czy może sam Nesbø nie ukrył siebie pod postacią Odda, by w ten sposób opowiedzieć czytelnikom o swoim podejściu do sławy, kariery. Opowiadania, poza tytułowym, nie są szczególnie długie, ale bohaterowie niektórych tekstów są na tyle interesujący, że wcale nie obraziłbym się na pełnoprawną powieść z udziałem któregoś z nich.
„Zazdrość” to bardzo dobry portret ludzkiej psychiki, wejście całkiem głęboko do wnętrza człowieka. Do jego emocji, uczuć, lęków i pragnień. Ten zbiór opowiadań pokazuje mroczne strony ludzkich osobowości, ale te teksty są zarazem próbą zrozumienia sytuacji, w jakich człowiek może się znaleźć. Jo zdaje się nie osądzać swoich postaci, a przynajmniej nie być dla nich zbyt surowy.
Norweg w jednym z wywiadów dotyczących najnowszej książki nazwał zazdrość „zielonym potworem”. Uważam, że są w życiu takie sytuacje, w których zazdrość może być czymś pozytywnym, na przykład gdy na kimś lub na czymś nam bardzo zależy. Wówczas może ona motywować nas do walki o daną osobę lub rzecz. Trzeba jednak uważać, by tej zazdrości nie było zbyt wiele, ponieważ ma ona także to potworne oblicze, które może prowadzić człowieka do popełnienia równie potwornych czynów, co jest bardzo dobrze widoczne na kartach tej książki.
Najnowsza książka Jo Nesbø jest bez wątpienia kryminalna. Nie wszędzie jednak jest bardzo krwawo, a czasem do wywołania efektu wow wystarczą proste sztuczki. Norweg umie opowiadać dobre, ludzkie historie i Harry Hole wcale nie jest mu niezbędny do stworzenia czegoś solidnego. Choć przecież jakże wielu z nas bardzo kocha tę postać i jesteśmy ciekawi, co u niego. Komisarz najwyraźniej dostał dłuższe wolne, a te opowiadania mogą być i mam nadzieję będą czymś, co umili oczekiwanie na jego powrót. Książkę oczywiście polecam i myślę, że nikogo specjalnie nie zaskoczę, jeśli powiem, że Jo Nesbø znowu mnie nie rozczarował.
Już jakiś czas temu zastanawiałem się, co by było, gdyby Jo Nesbø zabrał się za opowiadania? Co by z tego wyszło? Miałem okazję się o tym przekonać, czytając najnowszą jego książkę – zbiór opowiadań pod tytułem „Zazdrość”. W książce jest siedem opowiadań. Są to historie kryminalne, których motywem przewodnim jest właśnie zazdrość.
Pierwsze opowiadanie, którego akcja...
Roy Opgard jest mechanikiem prowadzącym spokojne życie w Os, małej górskiej wiosce w Norwegii. Piętnaście lat temu jego brat, Carl, wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Teraz Carl postanowił wrócić w rodzinne strony wraz ze swoją żoną, Shannon. Jak się okazuje, mężczyzna chce zbudować w Os hotel. Powrót Carla dość mocno mąci spokój mieszkańców wioski. Miejscowy szeryf na nowo rozpoczyna śledztwo w sprawie śmierci rodziców braci. Na jaw stopniowo wychodzą coraz mroczniejsze sekrety, a wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, gdy Roy zakochuje się w Shannon.
Na początek trzeba zadać pytanie, czy „Królestwo” jest kryminałem? W końcu to książka spod pióra mistrza tego gatunku, Jo Nesbø. Odpowiedź będzie złożona. Powieść jest połączeniem kilku gatunków. Jest w niej silny wątek obyczajowy, jest historia miłosna, jest też kryminał. Zawiodą się jednak ci, którzy liczą na mięso kryminalne, do którego Norweg nas przyzwyczaił. Nie tym razem, choć owszem, są w „Królestwie mocne, kryminalne akcenty. Siła tej książki tkwi jednak gdzie indziej, a mianowicie w opowiadaniu historii. „Królestwo” to znakomity portret małej społeczności. Bohaterów nie ma tutaj szczególnie dużo, ale żadna z postaci nie jest szara, nudna czy sztuczna. To ludzie różni, którzy za fasadą życzliwości, często skrywają swoje tajemnice, nierzadko mroczne. Główna oś opowieści obraca się wokół Roya, Carla i Shannon oraz wspomnianym hotelu.
Relacja braci zawsze była taka jak między starszym a młodszym bratem. Starszy jest Roy. Roy opiekował się Carlem, chronił od kłopotów, a nierzadko go z nich też ratował, przytulał go w nocy, gdy ten był mały. A jednak daje się w tym wszystkim wyczuć, że to Carl jest tym lepszym, faworyzowanym. Roy to człowiek raczej stateczny, prowadzący spokojne życie. Samotny, ale wcale nie nieszczęśliwy z tego powodu; Carl z kolei to człowiek światowy, najogólniej mówiąc. Przedsiębiorczy, z wizją i planami na przyszłość. Powieść zaczyna się od powrotu Carla do Os. Od początku tej historii, jeszcze zanim dowiemy się, o co w tym wszystkim dokładnie chodzi, czuć, że jest w tych relacjach coś nie do końca normalnego, jakaś bariera, napięcie.
Parę słów o Os. Jest to typowa mała miejscowość, ze wszystkimi wadami i zaletami takich miejsc. Każdy każdego zna, wieści rozchodzą się lotem błyskawicy. Przekrój mieszkańców jest różny: od blacharza, przez handlarza samochodami, aż po córkę naczelnika. Ta mała społeczność jest, jak już wspomniałem, bardzo mocną stroną tej powieści.
Pisałem o tym przy okazji paru innych recenzji, ale pozwolę sobie na powtórzenie. Nie mam nic przeciwko, a często wręcz się cieszę, kiedy autor próbuje swoich sił w innym gatunku albo kiedy gatunek, z którego znany jest na co dzień, próbuje łączyć w ciekawe kompozycje z innymi gatunkami. „Królestwo” nie odchodzi całkowicie od kryminału, jest go po prostu mniej i nie jest on aż tak ostry jak inne powieści norweskiego mistrza. Myślę, że przyznacie mi rację jak powiem, że w literaturze kryminalnej, oprócz dobrze zapętlonej, nieoczywistej intrygi, ważne jest umiejętne opowiadanie historii. Kryminał powinien być czymś więcej niż tylko prostą, schematyczną opowieścią o morderstwie i pogoni za mordercą. Jo Nesbø udowadnia tą książką, że jest autorem wszechstronnym. Oprócz tego, że umie tworzyć zawiłe, mroczne, krwawe intrygi kryminalne, umie też opowiadać ciekawe historie i że do stworzenia mrocznej, tajemniczej opowieści, wcale nie potrzebuje galonów krwi czy mnóstwa morderstw. Relacje rodzinne oraz życie lokalnej społeczności też stanowią pod to świetną bazę, pod warunkiem, że zna się proporcje. W „Królestwie” wszystko jest dawkowane w odpowiedniej ilości i mimo, że obyczajówki jest tu naprawdę dużo, w żadnym razie nie jest to książka nudna. Choć trzeba przyznać, że akcja nabiera większego tempa dopiero gdzieś mniej więcej w połowie.
Nigdzie tego nie ukrywam, że Nesbø jest moim ukochanym wręcz pisarzem powieści kryminalnych, który w moim czytelniczym sercu zajmuje wyjątkowe miejsce, razem z Agathą Christie. Ten mój zachwyt nie wziął się jednak znikąd. Jest to pisarz, który ma swoje książki dokładnie przemyślane. On doskonale wie, co chce osiągnąć i w jaki sposób.
„Królestwo” nie spodoba się wszystkim, zdecydowanie nie. Jeżeli oczekujesz brutalności, sterty trupów i dużej ilości krwi – istnieje ryzyko, że odłożysz tę książkę. Jeśli interesuje Cię dobra historia, której jednym z elementów jest wątek kryminalny – jest to coś dla Ciebie. To historia o rodzinie, o więzach krwi, o traumach z dzieciństwa. Opowieść o winach z przeszłości, od których bardzo trudno uciec. To wreszcie rzecz o tym, że stare grzechy rzucają długie cienie, a zdradzone osoby są pamiętliwe i skłonne do zemsty.
Ja „Królestwo” kupuję. Podoba mi się, tak jak podobały mi się „Krew na śniegu” czy „Więcej krwi”. Zresztą co tu dużo gadać, ja kupuję wszystko, co spod pióra Nesbø wychodzi. Ten fan tak ma :) Mam jednak nadzieję, że w nadchodzącym zbiorze opowiadań dostanę sporo tego nesbøwskiego kryminału, bo nie ukrywam, że już zdążyłem się za tym stęsknić. A „Królestwo” oczywiście polecam.
Roy Opgard jest mechanikiem prowadzącym spokojne życie w Os, małej górskiej wiosce w Norwegii. Piętnaście lat temu jego brat, Carl, wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Teraz Carl postanowił wrócić w rodzinne strony wraz ze swoją żoną, Shannon. Jak się okazuje, mężczyzna chce zbudować w Os hotel. Powrót Carla dość mocno mąci spokój mieszkańców wioski. Miejscowy szeryf na nowo...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-05-09
"W 2021 roku kończę 70 lat. Zrozumiałem jedno – chcę być w Priest tak długo, jak to możliwe. Raz popełniłem błąd i odszedłem z zespołu. Drugi raz tego nie zrobię. Musieliby siłą zabrać mnie ze sceny.
Chcę drzeć się po wieki wieków!
Śpiewanie zapewnia mi psychiczną ulgę, to mój cel, sens mojego życia. Czuję, że żyję w pełni, tylko gdy stoję na scenie i występuję z Judas Priest. Odczuwam wtedy niesamowitą radość. Nic nie może się z tym równać. W wieku 80 lat chcę wciąż drzeć się w pieprzonym Painkillerze!" (fragment książki).
Heavy metalu słucham od ponad trzynastu lat. Judas Priest bardzo szybko pojawili się na mojej playliście. Pamiętam nawet, który utwór usłyszałem jako pierwszy. Czekam na nowy album zespołu, a czas oczekiwania umiliła mi autobiografia Roba Halforda.
Chciałem na początku tej recenzji zacytować krótki fragment z książki. Wybrałem ten, który Państwo widzą, gdyż uważam iż bardzo dobrze streszcza to, o czym jest ta książka.
Rob Halford zabiera nas w sentymentalną, ale niezwykle dynamiczną, barwną i często niegrzeczną opowieść o swoim życiu i karierze. Przede wszystkim jednak szczerą, co jest zresztą podkreślone na samym początku. Od siebie dodam: całość jest szczera aż do bólu. W trakcie lektury czasem zadawałem sobie pytanie, czy przypadkiem nie jest to książka aż nazbyt szczera. Wszystko zaczęło się w Walsall, gdzie się wychował i dorastał. To tam narodziła się jego miłość do muzyki i sztuki ogólnie. Co ciekawe, Halford nie od razu wiedział, że chce być muzykiem, choć talent wokalny było u niego widać i słychać już w czasach szkolnych. Jego charakter, podejście do pracy, zostały wyrzeźbione w dużym stopniu przez miejsce, w którym długo żył. Walsall i rejon Black Country słynęły z ludzi pracowitych i o bardzo konkretnych charakterach. Rob przybliża dokładniej historię tego miejsca. Często do niego w swoich wspomnieniach wraca, podkreślając, jakie miało ono znaczenie w jego życiu.
„Wyznanie” jest pełne ciekawych, wzruszających, tragicznych, bardzo bolesnych, ale i też zabawnych historii i wydarzeń z życia Metalowego boga. To całe spektrum emocji, źródło niezwykle pikantnych (dosłownie) przeżyć i doświadczeń. Dowiedzą się Państwo z tej książki, jak wyglądało jego dzieciństwo, jego pierwsza praca, wejście do świata artystycznego. O jego pierwszych krokach w muzyce. Halford jednak nie jest megalomanem. Jego historia, to tak naprawdę historia zespołu Judas Priest, gdyż nie będzie, uważam, żadną przesadą stwierdzenie, że gdyby nie Halford, Priest nie byliby takimi, jakimi fani metalu ich znają i kochają, a i Rob pewnie nie byłby tym Robem, jakim go znamy. Zresztą, może wcale by go pośród nas już nie było…
I właśnie taka jest ta książka. To w przeważającej większości opowieść o życiu Roba z perspektywy jego obecności w zespole, jak i historia Judas Priest oczami Halforda. Z lektury tej książki obraz Halforda, jaki się wyłania, to obraz człowieka bardzo pracowitego, który dąży do postawionego sobie celu i łatwo się nie poddaje. Jest to o tyle ważne, że Judas Priest łatwo nie mieli. Dziś jest to zespół legendarny, ale droga do miejsca, w którym są obecnie, usłana była ciężką pracą, w trakcie której spotkali wielu nieżyczliwych i nieuczciwych ludzi i wieloma ciekawymi historiami.
Myślę, że zgodzą się Państwo ze mną, jeśli powiem, że dzisiejsi artyści mają o wiele, wiele łatwiej. Rozmaite talent show, programy telewizyjne, wyławiające uzdolnionych ludzi. Media społecznościowe, miejsca takie jak YouTube, gdzie przecież każdy może rozpocząć działalność. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki tym bardziej, że dostęp do Internetu jest powszechny i prawie każdy go ma.
A teraz cofnę się z Państwem o kilkadziesiąt lat. Lata 70., młody początkujący zespół metalowy z Wielkiej Brytanii w swojej pierwszej trasie po Europie. Niemcy. Judas jadą na występ. Na zewnątrz trzaskający, trzydziestostopniowy mróz. Ich samochód, bardzo skromny, gdyż wielkie pieniądze w tamtym czasie były jedynie w sferze ich marzeń, nagle staje. Embargo, bo trwał konflikt i nie wszystkie pojazdy mogły się wtedy poruszać po ulicach. Trzeba było spędzić kilkanaście godzin w pojeździe, bo część zespołu poszła szukać pomocy. Oczywiście nie twierdzę, że dzisiejsi artyści wchodzą tylko na gotowe, absolutnie nie. Zastanawiam się jednak, ilu z nich, gdyby znaleźli się w identycznej sytuacji, poddałoby się i stwierdziło, że dość, aż tyle ryzykować jednak nie chcą? To tylko jedna z bardzo wielu ciekawych historii, które znajdą Państwo w książce. Co jeszcze? Dowiedzą się Państwo, na przykład, jaką wpadkę miał Glenn w trakcie nagrania debiutanckiej płyty Priest, a która mogła zespół kosztować koniec kariery, zanim ta na dobre się rozpoczęła. Halford przeprowadza czytelników przez szczegóły z nagrań każdej płyty z jego udziałem, a także po trasach koncertowych. Jest tu miejsce także dla tego, co robił, gdy jego drogi z Judas Priest się rozeszły.
Autor ma zaskakująco lekki styl pisania. Książkę czyta się migiem i naprawdę aż dziw bierze, że to jego pierwsza książka. „Wyznanie” to brutalnie szczera opowieść o jego dorastaniu, trudnym dzieciństwie. To także opowieść o traumatycznych wydarzeniach, zmaganiu się sam ze sobą, ukrywaniu swoich preferencji seksualnych, ale także o nieskrępowanych szaleństwach w tym temacie. Traktuje ona o popełnionych błędach i uczeniu się na nich, wyciąganiu wniosków na przyszłość. Książka, mimo iż dotyczy tematów poważnych, jest napisana z dużą dozą humoru. Halford potrafi się śmiać nie tylko z tego, co go otacza, ale także z samego siebie. Myślę, że to ogromna zaleta.
Jako że jest to autobiografia, nie będę tej książki oceniał w ten sposób, czy jest to dobre czy nie. Nie wiem nawet, czy tego typu literaturę można oceniać w ten sposób. Na co dzień mam do czynienia z beletrystyką, fikcją literacką. Tu z kolei mamy opisane życie człowieka, a ono przecież wygląda u każdego inaczej. Lektura tej książki była jednak dla mnie bardzo ciekawa. Ciekawa pod tym względem, że miło jest poznać jednego ze swoich ulubionych artystów od strony prywatnej, a ja od zawsze taki byłem, że gdy miałem jakiegoś idola, interesowało mnie także jego życie osobiste. Doceniam Halforda za jego szczerość. O wielu wydarzeniach z jego życia pewnie nigdy byśmy się nie dowiedzieli w inny sposób. Mógł więc się stawiać w lepszym świetle, faworyzować. Tymczasem tego nie robi. Uważam, że ta książka to nie tylko hołd dla heavy metalu, nie tylko podkreślenie tego, jak ważna jest muzyka w jego życiu, jak ważny jest zespół Judas Priest i fani. To przede wszystkim oddanie sprawiedliwości samemu sobie i ludziom, z którymi się zetknął. Zarówno tym, którzy mu pomogli i wnieśli do jego życia coś dobrego, jak i tym, którzy go skrzywdzili. Imiona niektórych osób są zmienione, co autor też zaznacza na początku.
Autobiografia Roba Halforda jest jak muzyka Judas Priest – szczera i bezkompromisowa, ale oczywiście nie trzeba być słuchaczem heavy metalu, by po nią sięgnąć, choć rzecz jasna dla fanów jest to pozycja obowiązkowa. Myślę jednak, że także te osoby, które nie słuchają takiej muzyki i nie znają twórczości Priest, ale po prostu lubią czytać biografie, zechcą zapoznać się z omawianą książką. Dobra wiadomość jest taka, że nie będą Państwo musieli długo czekać. „Wyznanie”, przetłumaczone przez pana Jakuba Michalskiego, ukaże się na polskim rynku 19 maja nakładem Wydawnictwa SQN, któremu szczerze i z serca dziękuję za egzemplarz recenzencki oraz możliwość przedpremierowego przeczytania tejże książki.
"W 2021 roku kończę 70 lat. Zrozumiałem jedno – chcę być w Priest tak długo, jak to możliwe. Raz popełniłem błąd i odszedłem z zespołu. Drugi raz tego nie zrobię. Musieliby siłą zabrać mnie ze sceny.
Chcę drzeć się po wieki wieków!
Śpiewanie zapewnia mi psychiczną ulgę, to mój cel, sens mojego życia. Czuję, że żyję w pełni, tylko gdy stoję na scenie i występuję z Judas...
2021-04
Książka ta jest moim pierwszym zetknięciem się z twórczością Jennifer Hillier.
Angela Wong nagle znika. Jej zniknięcie wywołuje nie lada szok. Rodzice się martwią, ale nikt nic nie wie. Ani Georgina Shaw, przez przyjaciół zwana po prostu Geo, ani Kaiser Brody, chłopak, z którym obie dziewczyny się przyjaźniły. W ucieczkę Angeli raczej nikt nie wierzy. Miała takie życie, jakie każda szesnastolatka na jej miejscu chciałaby mieć: była piękna, miała powodzenie u chłopaków, gdziekolwiek się nie pojawiała od razu wzbudzała zainteresowanie i stawała się gwiazdą pierwszego planu. Jej najbliżsi żyją w nieświadomości czternaście lat. Po tym czasie, w lesie niedaleko miejsca zamieszkania Geo, zostają znalezione poćwiartowane zwłoki dziewczyny. Staje się jasne, że dziewczyna padła ofiarą Calvina Jamesa, zwanego Dusicielem ze Sweetbay. Mężczyzna zostaje zatrzymany, rusza proces. Zatrzymana zostaje także Georgina, teraz trzydziestoletnia kobieta odnosząca zawodowy sukces i zarabiająca bardzo duże pieniądze. Składa zeznania, ale nie mówi wszystkiego. Bo nie chce? Bo się boi? Bo kocha Calvina, choć w chwili procesu miała narzeczonego i realne perspektywy ułożenia sobie życia i założenia rodziny. Geo trafia na pięć lat do więzienia. Wkrótce jednak Calvin ucieka, a niedługo potem dochodzi do kolejnych morderstw, identycznych jak to dokonane na Angeli. Sprawę prowadzi Kaiser, który teraz jest policjantem. Początkowo dla wszystkich sprawa jest oczywista - Dusiciel ze Sweetbay znowu morduje. Z czasem jednak sprawa się gmatwa, nic już nie jest takie oczywiste, a ofiar przybywa. Na dodatek Georgina nie wyjawiła wielu mrocznych sekretów...
Jestem ostrożny, gdy na okładkach książek czytam rekomendacje innych autorów. Zdarzało się, że dana książka była reklamowana jako fantastyczna, a gdy zaczynałem czytać miałem zgoła odmienne zdanie. Tym razem jednak przyznam rację Lisie Gardner - jest to thriller od którego ciężko się oderwać. Powieść pochłonąłem w dwa wieczory.
"Ty będziesz następna" jest thrillerem ponad wszelką wątpliwość. Fabuła ściska czytelnika za gardło i żeby ten uścisk poczuć wcale nie trzeba czekać do zakończenia. Tym, co zrobiło na mnie największe wrażenie były opisy scen w więzieniu oraz te, które dotyczyły emocji bohaterów. W obu przypadkach Jennifer Hillier zrobiła to tak sugestywnie, że sam odczuwałem te emocje i często czułem się tak, jakby te wszystkie wydarzenia dotyczyły mnie.
Akcja nie pędzi na złamanie karku, ani też nie wlecze się w ślimaczym tempie, autorka prowadzi fabułę tak, by w czytelniku umiejętnie wywołać odpowiednie emocje. Całość podzielona jest na wątek współczesny oraz retrospekcje, które pozwalają czytelnikowi niejako być świadkiem tych wszystkich wydarzeń, które ostatecznie skończyły się tragedią. Opisane wydarzenia sprzed tragedii pokazują również niezwykłą więź, jaka łączyła Angelę, Geo i Kaisera. Trzy odmienne osobowości, a jednak niezwykle sobie bliskie.
Bohaterów nie ma wielu. W scenach z przeszłości fabuła koncentruje się na trójce przyjaciół; wątek współczesny obraca się z kolei wokół Geo i jej ojca oraz Kaisera. Naturalnie, jest także Calvin James. W retrospekcjach dowiadujemy się o tym wszystkim, co później doprowadziło do nieszczęśliwego finału. Konkretnie o tym, jaki był związek Calvina i Geo. W wątku współczesnym z kolei dało się odczuć, że wątek Calvina został nieco zepchnięty na bok, choć przecież to jego policja szuka.
Jak wspomniałem wcześniej, trójka przyjaciół to trzy odmienne osobowości. Angela to bez wątpienia gwiazda. Piękna, gdziekolwiek się nie pojawiła przyciągała uwagę. Była tego znakomicie świadoma, tak samo jak tego, że faceci na nią, mówiąc kolokwialnie lecą. Nie tylko doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale i bez większych skrupułów wykorzystywała. Krótko: trzy razy "naj" - najpiękniejsza, najlepsza, najseksowniejsza. Trzeba jej jednak oddać, że przyjaciele byli dla niej naprawdę ważni, traktowała ich serio. Kaiser, chłopak, z którego w szkole niektórzy się podśmiewali. Taki dobry przyjaciel: pomagał rozwiązywać konflikty między Geo a Angelą, wysłuchiwał, doradzał. Jako dorosły mężczyzna, detektyw - zupełnie inny mężczyzna, choć pewne rzeczy pozostały w nim niezmienne. Korci mnie, by zdradzić Wam parę szczegółów, ale nie. Jeśli jesteście ciekawi, sięgnijcie po książkę. Wreszcie Georgina. Dziewczyna, która także serio traktuje przyjaźń z Kaiserem i Angelą, ale to także dziewczyna, która zmienia się pod wpływem toksycznego związku.
To, co mnie irytowało z kolei to głównie kwestie techniczne. Błędy i literówki, choć nie za częste, to jednak dość liczne, żebym zwrócił na nie uwagę. Nie ma to jakiegoś istotnego wpływu na końcową ocenę, niemniej warto dokładniej sprawdzać tekst. Oprócz tego, pierwsze kilkadziesiąt stron dość mocno mi się dłużyły. Potem jednak fabuła tak się rozwinęła, że im dalej tym ciekawiej.
"Ty będziesz następna" to tak naprawdę połączenie thrillera, kryminału i dramatu. Książka jest opowieścią o szczerej przyjaźni, która jest wystawiona na próbę; jest to opowieść o toksyczności i o tym, jak nieodpowiednie osoby mogą sprawić, że stracimy nad sobą kontrolę, jeśli pozwolimy im za bardzo wejść w nasze życie. To opowieść o nastoletności, jej troskach i beztroskach. To opowieść o miłości, tej schowanej głęboko na dnie serca, jak i o tej irracjonalnej, złej, toksycznej, krzywdzącej. Wreszcie, to opowieść o tym, że kłamstwo na dłuższą metę nie popłaca, gdyż może zniszczyć wszystko, zrujnować życie, karierę, miłość. Stare grzechy rzucają długie cienie. Geo przekonała się o tym bardzo boleśnie na własnej skórze...
Książkę polecam, ode mnie 8/10. Za egzemplarz i możliwość przeczytania oraz zrecenzowania tejże powieści z całego serca dziękuję Wydawnictwu MUZA SA.
Książka ta jest moim pierwszym zetknięciem się z twórczością Jennifer Hillier.
Angela Wong nagle znika. Jej zniknięcie wywołuje nie lada szok. Rodzice się martwią, ale nikt nic nie wie. Ani Georgina Shaw, przez przyjaciół zwana po prostu Geo, ani Kaiser Brody, chłopak, z którym obie dziewczyny się przyjaźniły. W ucieczkę Angeli raczej nikt nie wierzy. Miała takie życie,...
2021-02
Po czterech samodzielnych kryminałach Wojciecha Chmielarza, wreszcie zacząłem jego cykl z komisarzem Jakubem Mortką.
W Warszawie ktoś podpala dom należący do biznesmena i jego żony piosenkarki, której kariera już właściwie nie istnieje. Mężczyzna umiera, kobieta zaś w ciężkim stanie trafia do szpitala. Sprawę prowadzi komisarz Jakub Mortka razem z podkomisarzem Dariuszem Kochanem. Mortka z początku skłania się ku wersji, że pożar był spowodowany nieszczęśliwym wypadkiem. Kiedy jednak okazuje się, że to nie pierwsza tego typu sytuacja, powoli staje się jasne, że nie ma mowy o wypadku. Do tego podpalacz wybiera konkretne domy. To, co początkowo zdawało się być zwyczajną sprawą, zamienia się w skomplikowane śledztwo, które będzie mieć wpływ na życie osobiste Mortki, jak i być może na jego karierę...
Czytam kryminały już od wielu lat i nie ukrywam, że moim ulubionym typem kryminału jest ten policyjny lub detektywistyczny. Wiecie, klasyka: jest morderstwo, jest śledczy, jest morderca do złapania. Wojciech Chmielarz serwuje w "Podpalaczu" właśnie tego typu historię, z tym że oprócz morderstwa mamy także tytułowego podpalacza. Co ciekawe, nie wiadomo czy to jedna i ta sama osoba, czy może dwie. "Podpalacz" robi czytelnikowi przekrojową wycieczkę po warszawskiej społeczności: od zadłużonego po uszy studenta, przez nieszczęśliwe małżeństwa, dziwnych artystów aż po trzęsącego lokalnym półświatkiem gangstera. Pierwsza książka z Mortką to także powieść o życiu osobistym głównego bohatera i dramatach zwykłych ludzi.
Jakuba Mortkę poznajemy w trudnym momencie życia. Jest rozwiedziony, widuje się z dziećmi dwa razy w tygodniu. Musi mieszkać razem ze studentami, którzy delikatnie mówiąc, nie należą do osób, które umilają życie: głośne zachowanie, imprezy, wieczny bałagan w mieszkaniu. Powoduje to regularne spięcia pomiędzy współlokatorami. Polubiłem Jakuba bardzo szybko, pomimo iż jest to typowy policjant, jakiego znamy z kryminałów: zmęczony życiem, po przejściach, angażujący się w 100% w prowadzone śledztwo. Jego małżeństwo rozpadło się, a jakże, przez pracę. Zauważyłem jednak przynajmniej dwie różnice pomiędzy Mortką, a śledczymi z innych kryminałów. W kryminałach policyjnych często bywa tak, że główny bohater jest od czegoś uzależniony, ma jakiś nałóg. Albo jakieś hobby. Jakub Mortka odwrotnie: nie jest nałogowcem (chyba że za nałóg uznamy pracę, wtedy ok), a i szczególnych zainteresowań też się u niego nie dopatrzyłem. Główny bohater jest osobą dosyć zgorzkniałą, dużo jest w nim goryczy. Trudno się dziwić, życie nie traktuje go lekko. Tęskni za żoną, a relacje z nią są bardzo nieprzyjemne. Śledztwo w sprawie podpaleń wcale tego wszystkiego nie ułatwia. Współczułem Jakubowi. Było wiele takich momentów w książce, kiedy chciałem do niego podejść i powiedzieć: "Nie martw się, stary, jeszcze się ułoży".
Główny bohater to nie jedyna ciekawa postać w powieści. Jest ich bardzo wiele. Partner Mortki, podkomisarz Kochan, to osoba, która z początku wydaje się w porządku, jednak w miarę rozwoju fabuły poznajemy jego dużo ciemniejszą stronę. Student Paweł, jeden ze współlokatorów Mortki. Imprezowicz, hazardzista, który tonie w długach u warszawskich gangusów, jego dziewczyna Agnieszka, czy państwo Wyrwa, którzy mają bardzo ciężko chorą córkę. Na tym poprzestanę.
Styl autora jest lekki i przyjemny, choć czytając "Podpalacza" widać, że jest to debiut. Jak wspomniałem na samym początku, zanim rozpocząłem cykl z Mortką, przeczytałem cztery inne powieści Wojciecha Chmielarza, będące samodzielnymi historiami. Zauważyłem bardzo dużą różnicę w stylu. Autor rozwinął się mocno pod względem warsztatu. Zawsze chwalę Chmielarza za to, że w swoich książkach potrafi znakomicie wpleść wątki obyczajowe do kryminałów. Mimo iż "Podpalacz" to jego debiut, widać tę umiejętność bardzo wyraźnie. W powieści oprócz śledztwa, zajmujące jest nie tylko życie prywatne Mortki, ale też losy innych postaci.
Narracja książki jest trzecioosobowa, a akcja toczy się zimą. Tempo fabuły jest średnie, choć są tutaj ciekawe i dynamiczne zwroty akcji. Zakończenie zaskakuje, choć przyznam, że miałem kilka podejrzeń, z których jeden okazał się w 100% trafny. Wcale jednak nie oznacza to, że potem czytałem tę książkę dla formalności. Autor tak umiejętnie kręcił tropami, że do końca nie byłem pewny, czy mam rację.
Bardzo dobry kryminał z ciekawymi bohaterami, zaplątaną intrygą i zajmującym, lecz nienachalnym wątkiem obyczajowym. 8/10 ode mnie i niedługo biorę się za tom numer dwa. Polecam.
Po czterech samodzielnych kryminałach Wojciecha Chmielarza, wreszcie zacząłem jego cykl z komisarzem Jakubem Mortką.
W Warszawie ktoś podpala dom należący do biznesmena i jego żony piosenkarki, której kariera już właściwie nie istnieje. Mężczyzna umiera, kobieta zaś w ciężkim stanie trafia do szpitala. Sprawę prowadzi komisarz Jakub Mortka razem z podkomisarzem Dariuszem...
2021-02
Ta książka to moje pierwsze spotkanie z twórczością Louise Candlish. „Tuż za ścianą” to powieść z gatunku domestic thriller, a autorka wzięła na warsztat konflikt sąsiedzki. Na okładce widnieje zdanie Erin Kelly, która każe czytelnikom szykować się na ostrą jazdę. Czy rzeczywiście powieść Louise Candlish to jazda bez trzymanki? Zapraszam do lektury recenzji.
Lowland Way to ulica w południowym Londynie. Uchodzi ona za istny raj dla mieszkańców: spokój, cisza, ludzie żyjący ze sobą w zgodzie, dzieci mogące się bawić bezpiecznie na ulicy. Czego chcieć więcej? Idylliczna atmosfera kończy się jednak, gdy do jednego z domów wprowadzają się Darren Booth i jego partnerka Jodie. Nowi sąsiedzi niemal od razu dają się we znaki pozostałym mieszkańcom. Nie przestrzegają zasad panujących w sąsiedztwie, nocą słuchają bardzo głośno muzyki, robią nagłe i niekończące się remonty. Są bardzo niemili dla innych. Do tego Darren prowadzi jakiś nie do końca jasny i nie wiadomo czy legalny interes niemalże tuż pod oknami sąsiadów. Wszystko to przy całkowitej bierności służb porządkowych i władz, które podchodzą do tego nadzwyczaj łagodnie. Sytuacja błyskawicznie się zaognia, zachowanie Darrena i Jodie mocno wpływa na niekorzyść stosunków pomiędzy pozostałymi rodzinami, a nawet wewnątrz rodzin. Mieszkańcy, początkowo ustępliwi wobec nowych sąsiadów, usiłują zaprowadzić porządek. Pewnego dnia na Lowland Way dochodzi do tragicznego wypadku. Policja rozpoczyna dochodzenie, zaczynają się przesłuchania mieszkańców. Wszyscy, choć sami mają coś do ukrycia, zgodnie wskazują na Darrena Bootha. Policja jednak nie jest skłonna im uwierzyć…
Powieść „Tuż za ścianą” określiłbym jako obyczajówkę z elementami kryminału i thrillera. Fabuła toczy się na jednej ulicy, od czasu do czasu przenosząc się do baru, do którego bohaterowie udają się na piwko. Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie i w trakcie książki narrator przedstawia nam wszystko, opisując perspektywę mieszkańców ulicy. Akcja jest podzielona na dwie części: tuż po wprowadzeniu się Darrena i Jodie, czyli konkretnie przed tragicznym wypadkiem oraz współcześnie - po nim. Historia nie pędzi szybko, tempo fabuły jest średnie, a momentami nawet wolne.
Nie będę się rozwodzić zbyt długo nad bohaterami, a także oszczędzę głębszego omawiania każdej postaci z osobna - jest ich kilka i zwyczajnie nie chcę tracić czasu. Zatrzymam się jednak na chwilę przy bohaterach, ponieważ parę rzeczy wypada jednak omówić. Ujmując ich kwestię bardziej ogólnie: praktycznie żaden z bohaterów nie wywołał we mnie szczególnych uczuć czy emocji. Zdarza się to w moim przypadku stosunkowo rzadko, ponieważ zwykle mam do czynienia z tytułami, w których jestem w stanie podzielić postaci na te, które lubię, i z którymi się utożsamiam oraz na takie, których nie lubię czy wręcz nie znoszę. Tutaj raczej takiej postaci nie było, choć gdybym miał znaleźć taką jedną, to byłaby to Naomi Morgan, która wraz z mężem Ralphem sporo zrobiła dla Lowland Way. Naomi jest kobietą z charakterem, władcza, a wręcz wyniosła. W pewnym momencie w książce została nawet określona „królową wszystkich kobiet”, co chyba wiele mówi o tym, jakim typem człowieka jest. Nie polubiłem jej jednak zbytnio, z uwagi na jej podejście do innych i niektóre maniery. Z kolei tym, co zwróciło moją uwagę od samego początku książki, było zachowanie Darrena Bootha. Miałem kilka razy do czynienia z dziełami, czy to filmowymi czy książkowymi, których fabuła dotyczyła waśni sąsiedzkich. Zwykle jednak nowy sąsiad, który potem okazywał się być powodem perturbacji, przynajmniej z początku stwarzał pozory, że jest nieszkodliwy i przyjaźnie usposobiony, a dopiero po czasie pokazywał swoje prawdziwe oblicze. W książce Louise Candlish nowy sąsiad to od początku cwaniaczkowaty cham i prostak, który za nic ma wszystko i wszystkich. I choć ja doskonale wiem, że ludzie potrafią być podli, to w przypadku Darrena i Jodie nie mogłem pozbyć się myśli, że ich postaci są przerysowane i dość mocno przesadzone. Być może jednak był to celowy zabieg autorki, która po prostu dała się ponieść wyobraźni i fantazji. Trzeba powiedzieć, że reszta mieszkańców w sumie nie jest dużo lepsza, gdyż ten konflikt momentami wyglądał bardziej na licytację, komu wolno więcej. Gdybym jednak miał opowiedzieć się po którejś ze stron, stanąłbym po stronie mieszkańców. Uważam, że nie może tak być, że wprowadza się człowiek i robi co chce, w ogóle nie biorąc pod uwagę tego, że jego sąsiedzi też mają coś do powiedzenia. Gdyby któryś z moich sąsiadów wiercił non stop dziury w ścianie albo nocami włączał heavy metal na cały regulator tak, że szkło telepie się w kredensie i spać się nie da, to z moim temperamentem choleryka byłoby więcej niż pewne, że wstąpiłby we mnie agresor. I mówię to jako wielki miłośnik ciężkiego grania z kilkunastoletnim stażem.
Nie wiem tak naprawdę, co mam powiedzieć o tej książce. Jest ona bardzo nierówna. Elementy ciekawe przeplatają się z nudnymi. Kryminał zdaje się tu być dodatkiem do reszty, przynajmniej do pewnego momentu. Prawdę mówiąc, przez pierwsze sto stron z okładem tego kryminału nie ma praktycznie wcale. Obserwujemy zaś kłótnie sąsiedzkie. Po prostu czuć, że coś wisi w powietrzu. Co mogę zaliczyć do plusów, to styl autorki. Nie jest to wprawdzie książka, która czyta się sama, ale jej odbiór jest lekki i całkiem sprawnie się ją czyta. Zaskoczyło mnie także zakończenie, bowiem typowałem innego sprawcę.
Dla kogo jest ta książka? Na pewno nie dla fanów rasowych kryminałów czy thrillerów. Jako że oczywiście mogę mówić jedynie za siebie, powiem, że „Tuż za ścianą” dość mocno odbiega od tego, co ja rozumiem myśląc o kryminałach i thrillerach. Uważam jednak, że polubią tę powieść miłośnicy historii obyczajowych i relacji sąsiedzkich. Oceniając w skali 1-10, wystawiam książce maksymalnie 6. Nie jest to na pewno książka fatalna ani bardzo zła. Nie. Jest przyzwoicie, ale szału zdecydowanie nie ma. Jestem zdania, że jest to książka do jednorazowej lektury. Fabuła, choć całkiem ciekawa, nie zapada szczególnie w pamięć i raczej nie zostanie w mojej głowie na długo. Nie będzie zaś przesadą stwierdzenie, że jest to nie do końca wykorzystany potencjał, ponieważ relacje sąsiedzkie to dobry materiał na thriller czy kryminał.
Za egzemplarz książki i możliwość jej przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza SA.
Ta książka to moje pierwsze spotkanie z twórczością Louise Candlish. „Tuż za ścianą” to powieść z gatunku domestic thriller, a autorka wzięła na warsztat konflikt sąsiedzki. Na okładce widnieje zdanie Erin Kelly, która każe czytelnikom szykować się na ostrą jazdę. Czy rzeczywiście powieść Louise Candlish to jazda bez trzymanki? Zapraszam do lektury recenzji.
Lowland Way to...
2021-01
"Dlaczego właśnie ja?" to moje pierwsze zetknięcie z twórczością E.G. Scott. Pierwsze, ale nie ostatnie. Ten duet autorski niniejszą książką przekonał mnie do siebie na tyle, że z chęcią sięgnę także po poprzednią ich książkę.
Bohaterką powieści jest Charlotte Knopfler. Kobieta była świetnie zapowiadającym się neurochirurgiem, jednak podczas operacji w wyniku błędu lekarskiego zmarł jeden z pacjentów i szanse Charlotte na karierę legły w gruzach. Teraz kobieta prowadzi gabinet leczenia akupunkturą razem z Rachel Sherman, jej najlepszą przyjaciółką. Ułożyła sobie także życie u boku Petera, z którym jednak żyje w związku na odległość. Sielanka kończy się z chwilą, gdy Charlotte odbiera telefon od nowojorskiej policji z prośbą o identyfikację zwłok. Okazuje się, że ktoś wskazał ją jako kontakt w nagłych przypadkach. Wkrótce kobieta zostaje wciągnięta w wir mrocznych wydarzeń, a na domiar złego Charlotte ma wątpliwości co do Petera. Do tego stopnia, że zastanawia się czy on w ogóle istnieje...
"Dlaczego właśnie ja?" jest thrillerem z akcją dziejącą się w określonym obrębie. W powieści mamy dosłownie kilku bohaterów, każdy z nich jednak pełni w książce istotną dla fabuły rolę. Narracja jest pierwszoosobowa, a wydarzenia obserwujemy z perspektywy czterech osób: Charlotte, Rachel, a także policjantów Wolcotta oraz Silvestriego. Co jakiś czas też obserwujemy dyskusję na czacie dla ofiar traumy, na którym udziela się Charlotte. Pomimo iż tak skonstruowane powieści wydają się na pierwszy rzut oka dość proste i nieskomplikowane, nie myślcie sobie, że łatwo rozwikłacie zakończenie. Choć krąg podejrzanych jest ograniczony, intryga jest misternie zaplątana i wielopoziomowa, a tajemnice są tu obecne niemal do ostatniej strony książki. Atmosfera książki jest dosyć ciężka zarówno pod względem intrygi kryminalnej jak i wątku obyczajowego i relacji głównej bohaterki z jej matką oraz Rachel. Oba te wątki bardzo płynnie się przeplatają, w efekcie dostajemy bardzo ciekawą historię, od której mi osobiście ciężko było się oderwać, także za sprawą lekkiego stylu pisania autorów. Klimatu dopełniają opisy tego, co dzieje się wokół Charlotte, a także zjawisk pogodowych. Całość skutecznie wytwarza w czytelniku poczucie, że zaraz coś się stanie. To wrażenie jednak nie towarzyszy nam przez cały czas, a dawkowane jest stopniowo.
O bohaterach powiem, że właściwie każdy ma głęboko skrywane tajemnice, coś w życiu przeszedł. Gdy będziecie czytali tę książkę uprzedzam, żeby nie oceniać bohaterów po pierwszym wrażeniu, gdyż nie każdy jest tym za kogo się podaje, a ich zachowania mają swoje uzasadnienie. Polubiłem wszystkich, za wyjątkiem matki Charlotte. Denerwowała mnie jej postać oraz relacje pomiędzy kobietami. Jak jednak napisałem, żadnego z bohaterów nie należy oceniać po pierwszym wrażeniu.
Do czego mogę się przyczepić? Do opisów zabiegów akupunktury. Widać, że autorzy zdobyli sporą wiedzę na ten temat, ale momentami mnie to nużyło. W mojej ocenie opisów tego, do czego dana igła służy, gdzie się ją wbija, itd. było po prostu za dużo. Poza tym, nie należę do wielkich miłośników medycyny niekonwencjonalnej, a sama akupunktura niespecjalnie mnie interesuje.
Akcja książki przez większość czasu nie jest jakoś wielce dynamiczna. Całość ma raczej średnie tempo - ani nie pędzi na złamanie karku, ani też nie wlecze się posępnie. Jest akurat, w sam raz, by czytelnik połapał się w tym, co w danym momencie się dzieje. Wydarzenia nabierają znacznie większej dynamiki na ostatnich stu stronach z kawałkiem. Wtedy dzieje się tyle, że po prostu siedziałem i czytałem aż do zakończenia, które pod wieloma względami było bardzo zaskakujące.
"Dlaczego właśnie ja?" nie jest powieścią wybitną. Jest to jednak bardzo przyjemny w odbiorze thriller najeżony tajemnicami, z mroczną intrygą, policyjnym śledztwem, zajmującym wątkiem obyczajowym oraz ciekawymi i budzącymi sympatię bohaterami. Nie brak tu też humoru. Choć przez jakiś czas w trakcie lektury miałem wrażenie, że znów czytam "kobiecy" thriller jakich pełno na rynku, to jednak zachęcam do sięgnięcia po tę książkę.
A za egzemplarz recenzencki i możliwość przeczytania niniejszej pozycji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza S.A.
"Dlaczego właśnie ja?" to moje pierwsze zetknięcie z twórczością E.G. Scott. Pierwsze, ale nie ostatnie. Ten duet autorski niniejszą książką przekonał mnie do siebie na tyle, że z chęcią sięgnę także po poprzednią ich książkę.
Bohaterką powieści jest Charlotte Knopfler. Kobieta była świetnie zapowiadającym się neurochirurgiem, jednak podczas operacji w wyniku błędu...
2020-11-12
Kolejny po "Żmijowisku" i "Ranie" thriller psychologiczny Wojciecha Chmielarza. Tym razem jednak nieco inny.
Janina Tomska ginie w wypadku samochodowym. Zostawia męża Macieja i dwie córki - Basię i Iwonę. Maciej obwinia się za śmierć żony. W dodatku został teraz sam z córkami, które nie tylko będzie musiał samodzielnie wychowywać, ale przede wszystkim powiedzieć im o śmierci matki. Tomski zachodzi jednak w głowę, jakim cudem jego żona znalazła się pod Mrągowem, skoro jemu powiedziała, że jedzie do Krakowa? Wkrótce wydarzenia przybierają niespodziewany obrót, wiele tajemnic wychodzi na jaw, a Maciej zaczyna rozumieć, że nie znał tak naprawdę kobiety, z którą przez kilkanaście lat dzielił życie. Wszystko zapoczątkowało pojawienie się tajemniczego mężczyzny na pogrzebie kobiety...
Ta książka, jak już napisałem, nie jest typowym thrillerem psychologicznym. Mam na myśli to, że jest to coś innego od "Żmijowiska" i "Rany". "Wyrwa" jest połączeniem dramatu, thrillera psychologicznego i kryminału. Powie ktoś, że poprzednie dwie książki też takie były i oczywiście będzie mieć rację. Jednak, przynajmniej według mnie, poprzednie dwie pozycje kładły nacisk szczególnie na thriller i kryminał. Dramat też był, jednak chyba nie w takim stopniu jak tutaj. "Wyrwa" przez pierwsze sto stron z okładem, jest takim stuprocentowym dramatem. Opowieścią o człowieku, który próbuje się poskładać po traumie i dojść do ładu z córkami. Tomski nie za bardzo umie się odnaleźć w nowej sytuacji, boi się, że sobie nie poradzi, że fakt, iż od tej chwili cały dom i wychowanie córek, które bardzo mocno przeżyły śmierć matki, spadnie teraz na jego barki, zwyczajnie go przerośnie.
Powieść Wojciecha Chmielarza zmusza do zadania sobie kilku ważnych pytań na temat małżeństwa i bycia rodzicem. Sam jeszcze nie mam ani żony, ani dzieci, niemniej również i ja się zastanawiałem nad kilkoma sprawami. Kiedy akcja książki już się rozkręci, dużo się dzieje. Spotykamy wiele ciekawych postaci. Z takich ważniejszych: teściowa Macieja. Kobieta w istocie krucha, ale potrafiąca zachować zimną krew, kiedy trzeba. Teść głównego bohatera, Henryk. Człowiek obwinia swojego zięcia za śmierć córki, czy Renata - najbliższa przyjaciółka Janiny. Co ciekawe, tak jak w poprzednich książkach tego autora miałem swoich ulubionych bohaterów, tak tutaj nie. Nie mogę powiedzieć, bym którąkolwiek z postaci szczególnie polubił. Była taka, której szczególnie nie cierpiałem, jednak nic o niej nie powiem ;)
W miarę postępu fabuły historia coraz bardziej się gmatwa, a okoliczności śmierci żony głównego bohatera okazują się nie być oczywiste. "Wyrwa" nie jest też takim typowym kryminałem na zasadzie zbrodnia-śledztwo. Tutaj nic nie jest jasne do samego końca. Czego zaś możemy być pewni to wielu ludzkich dramatów, sekretów, tajemnic, walki ze sobą i własnymi słabościami. Wielu trudnych pytań, na które trzeba odpowiedzieć. O małżeństwo, ojcostwo.
Wojciech Chmielarz pokazał tą książką, że choć jest autorem kojarzonym przede wszystkim z kryminałem i thrillerem, to tak naprawdę nie da się go zaszufladkować. O jego stylu nie powiem nic innego, niż to co podkreślałem przy poprzednich jego powieściach. Bardzo lekki i przyjemny. Książkę czyta się rewelacyjnie. Autor, oprócz wciągających i dobrze skonstruowanych intryg kryminalnych, potrafi także znakomicie kreślić i opisywać ludzkie życie i trudy tego życia. Będąc po lekturze tych trzech thrillerów psychologicznych myślę sobie, że w tym tkwi siła tych powieści. Oczywiście nie tylko w tym, bo jak mówię, intrygi też są dobrze przemyślane i ułożone.
"Wyrwa" jest książką, która z pewnością wzbudzi emocje, a nawet sponiewiera czytelnika. To dobrze, bo dobra książka, dobry thriller czy kryminał powinien zaboleć. Polecam. Po raz kolejny się nie rozczarowałem. 8/10.
Kolejny po "Żmijowisku" i "Ranie" thriller psychologiczny Wojciecha Chmielarza. Tym razem jednak nieco inny.
Janina Tomska ginie w wypadku samochodowym. Zostawia męża Macieja i dwie córki - Basię i Iwonę. Maciej obwinia się za śmierć żony. W dodatku został teraz sam z córkami, które nie tylko będzie musiał samodzielnie wychowywać, ale przede wszystkim powiedzieć im o...
2020-10-12
Zaintrygowała mnie debiutancka powieść Richarda Osmana. Ponieważ zwykle czytam dość ciężkie i poważne kryminały, postanowiłem odskoczyć na moment w kierunku czegoś lżejszego.
Komedia kryminalna "Morderców tropimy w czwartki" opowiada o mieszkańcach osiedla dla emerytów Coopers Chase. Znajduje się ono na terenie dawnego klasztoru. W Coopers Chase mieszkają m.in. przyjaciele tworzący Czwartkowy Klub Zbrodni. W każdy czwartek spotykają się i usiłują rozwiązywać kryminalne sprawy sprzed lat. Takie, których policji nie udało się rozwiązać. Pewnego dnia lokalny deweloper zostaje zamordowany, a nasi detektywi-amatorzy biorą się za rozwikłanie zagadki jego śmierci. Wkrótce udaje im się nakłonić do współpracy parę miejscowych śledczych: posterunkową Donnę De Freitas oraz nadinspektora Chrisa Hudsona.
Przyjrzyjmy się nieco bliżej bohaterom. Detektywów-amatorów jest czterech: Elizabeth, Joyce, Ron, a także Ibrahim. Elizabeth jest byłym szpiegiem, Joyce - emerytowaną pielęgniarką, Ron był szefem związku, zaś Ibrahim jest emerytowanym psychiatrą, który czasami jeszcze przyjmuje ludzi, kiedy jest taka konieczność. Z innych postaci warto wspomnieć o księdzu Matthew, Ianie Venthamie, właścicielu osiedla, który delikatnie mówiąc, nie cieszy się zbytnim szacunkiem wśród mieszkańców. Mamy również polski akcent w postaci imigranta z okolic Krakowa o imieniu Bogdan. Nasi bohaterowie nie są takimi typowymi emerytami. I nie chodzi mi tylko o ich zamiłowanhie do zagadek kryminalnych. Nie orientują się, co prawda, we wszystkich współczesnych nowinkach technologicznych, ani w słownictwie, slangu, czy jakkolwiek byśmy tego nie nazwali, to zdecydowanie nie są to osoby, których należy traktować jako zacofanych dziadków, którzy mentalnie zatrzymali się kilkadziesiąt lat wstecz. Zdecydowanie nie. Warto także powiedzieć, że choć każdy z nich ma inną osobowość, charakter i temperament, całą czwórkę łączy to, że bije od nich ciepło i zwyczajnie szybko zaczyna się ich lubić. Niemal każda z postaci, którą spotykamy na kartach książki, ma swoje sekrety, często głęboko ukryte i trzymane w tajemnicy całymi latami.
Narracja powieści jest zmienna. Akcję śledzimy z perspektywy Joyce, która prowadzi dziennik. I gdy ona dochodzi do głosu, narracja jest pierwszoosobowa. Poza tym mamy narrację w trzeciej osobie. I tu od razu warto powiedzieć o stylu autora. Styl ten jest znakomity, książkę czyta się bardzo szybko. Lekkość, z jaką pisze Osman, jest zauważalna zarówno w pierwszej osobie, jak i w trzeciej. Rozdziały są krótkie, ale treściwe, co także ułatwia lekturę.
Jak wspomniałem na początku, jest to komedia kryminalna. Przyznam szczerze, że, poza paroma wyjątkami, nie przepadam za brytyjskim humorem, gdyż wydaje mi się on wymuszony. Bałem się, że to samo będzie w tej książce. Na szczęście nie. Autor nie stara się być zabawny na siłę, ani też nie próbuje nas rozśmieszać na każdej stronie. Żarty są odpowiednio dawkowane i pasują do sytuacji, dzięki czemu wiele razy zaśmiałem się na głos. Intryga jest w stylu Agathy Christie. Autor zresztą w jednym z wywiadów przyznał się do inspiracji Królową Kryminału, a w książce tu i ówdzie znajdziemy odniesienia do postaci stworzonych przez Christie. Nie ma tu epatowania krwią czy przemocą, a bohaterowie dochodzą do rozwiązania poprzez intelekt, czasem podstęp, czy znajomości. Całość w miarę postępu fabuły staje się coraz bardziej zagmatwana, tropy mylone wielokrotnie, a to wszystko prowadzi do zaskakującego finału.
Sporo w książce jest symboliki i odniesień do wiary katolickiej. Osman jednak nie śmieje się, ani nie poniża samej wiary, ani osób wierzących.
Książkę zdecydowanie polecam. Odnajdą się w niej bez problemu fani Agathy Christie. Powieść powinna się spodobać także osobom, które chcą lekkiego kryminału, przy którym można się pośmiać. Debiut Richarda Osmana to jednak nie tylko dzieło z humorem. Znajdują się tu także momenty wzruszające i dające do myślenia. Mam nadzieję, że doczekamy się kolejnej części z tymi sympatycznymi emerytami. Świat i bohaterowie, jakich wykreował Autor, mają z pewnością potencjał na coś więcej niż tylko jedną książkę.
Zdecydowanie warto po tę pozycję sięgnąć.
Powieść swoją premierę będzie miała 14 października, a ja za egzemplarz recenzencki z całego serca dziękuję Wydawnictwu Muza SA.
Zaintrygowała mnie debiutancka powieść Richarda Osmana. Ponieważ zwykle czytam dość ciężkie i poważne kryminały, postanowiłem odskoczyć na moment w kierunku czegoś lżejszego.
Komedia kryminalna "Morderców tropimy w czwartki" opowiada o mieszkańcach osiedla dla emerytów Coopers Chase. Znajduje się ono na terenie dawnego klasztoru. W Coopers Chase mieszkają m.in. przyjaciele...
2020-10-09
Sophie Hannah powraca z kolejnym już, czwartym tomem o przygodach Herkulesa Poirota. Jako że bardzo podobały mi się poprzednie książki, również i tę przeczytałem z wielkim zainteresowaniem i ciekawością.
Tym razem Poirot razem z inspektorem Edwardem Catchpoolem ze Scotland Yardu wyrusza do posiadłości Kingfisher Hill. Powodem wizyty jest list niejakiego Richarda Devonporta, który prosi Poirota o pomoc w udowodnieniu niewinności jego narzeczonej Helen, oskarżonej o zamordowanie brata Richarda, Franka Devonporta. Sprawa wydaje się być bardzo dziwna, gdyż kobieta przyznała się do winy, grozi jej szubienica. Richard zaś twierdzi, że jego narzeczona jest niewinna. Czasu na wyjaśnienie sprawy i ocalenie Helen przed egzekucją jest niewiele. Zadania nie ułatwia warunek, który został postawiony detektywowi w liście: Herkules Poirot nie może wyjawić prawdziwego powodu swojej obecności żadnej z osób przebywających w Kingfisher Hill.
Jeszcze przed rozpoczęciem podróży dochodzi do niezwykłych i trudnych do zrozumienia wydarzeń. Catchpool przed autokarem zauważa dziwnie zachowującą się i przerażoną kobietę. Ta nie chce powiedzieć, o co chodzi. W ostatniej chwili wsiada do autokaru, by po niedługim czasie rozpaczliwie żądać zamiany miejsca. Kobieta twierdzi, że jeśli tego nie zrobi, ktoś ją zamorduje. Zdaje się zatem, że Poirot ma więcej niż jedną tajemnicę do rozwikłania...
Narratorem powieści jest Edward Catchpool, który towarzyszy Poirotowi w trakcie śledztwa. Bohaterowie trafiają do Kingfisher Hill, posiadłości obrzydliwie bogatej rodziny Devonportów. Rodzina jest... delikatnie mówiąc, specyficzna. Jej głową jest Sidney Devonport, człowiek bardzo władczy, nie uznający sprzeciwu. W oczach rodziny uchodzi niemalże za tyrana. Jego żona Lilian, wobec której Sidney potrafi jednak ulec, ich dzieci Richard i Daisy. Richard czuje respekt przed ojcem, jednak bynajmniej respekt ten nie wynika z szacunku, tylko z panicznego wręcz strachu. Daisy z kolei to charakter ojca. Władcza, bezczelna i arogancka. Oliver, narzeczony Daisy. Chłopak jest pod butem swojej wybranki, choć stara się jej chwilami postawić. Są także amerykańscy przyjaciele Devonportów, małżeństwo Godfreya i Verny Laveilettów, a także służba w osobie Winnie, o której Sidney mówi, że sprawia im kłopoty. Nie powiedziałem o wszystkich bohaterach, ale na tym poprzestanę.
Bohaterowie są na ogół sympatyczni i pozwalający poczuć do nich sympatię. No może za wyjątkiem Daisy, której przyznam się bez bicia, nie cierpiałem. Jak to zwykle bywa w świecie Poirota i bogatych sfer, nie są to postaci krystaliczne i z czasem na jaw wychodzą rozmaite sekrety.
Akcja powieści rozgrywa się w roku 1931. Intrtyga jest bardzo zawiła i z biegiem fabuły pojawia się coraz więcej pytań, co i rusz mamy do czynienia z zaskakującymi obrotami spraw. W pewnym momencie nawet Poirot i Catchpool wydają się nie rozumieć, co się dzieje. Kryminał ten, jak też większość książek Agathy Christie, jest powieścią bezkrwawą. I choć mamy opisy, co stało się z ofiarą, Sophie Hannah oszczędza nam drastycznych szczegółów.
Agatha Christie często pisała powieści w stylu "locked room", czyli takie, których akcja dzieje się w obrębie jednego miejsca, a sprawcą zbrodni może się okazać każdy z bohaterów. Tu jest podobnie, choć akcja "Morderstw w Kingfisher Hill" nie dzieje się wyłącznie w obrębie majątku rodziny Devonportów.
Sophie Hannah po raz kolejny mnie nie zawiodła. To, w jaki sposób potrafi oddać klimat powieści, skroić bohaterów, czy wreszcie przedstawić Herkulesa Poirot, który jak zawsze jest uroczym, momentami wręcz zabawnym megalomanem, pokazuje doskonale, że autorka naprawdę dobrze zna świat powieści Agathy Christie, odnajduje się w nim i jest fanką twórczości Królowej Kryminału. Książkę gorąco polecam, bardzo dobra lektura. Jeśli podobały Wam się poprzednie powieści z belgijskim detektywem spod pióra Hannah, również i ta powinna przypaść Wam do gustu. Ja jestem bardzo zadowolony i mam nadzieję, że to nie ostatni tom z wąsatym geniuszem w roli głównej.
Sophie Hannah powraca z kolejnym już, czwartym tomem o przygodach Herkulesa Poirota. Jako że bardzo podobały mi się poprzednie książki, również i tę przeczytałem z wielkim zainteresowaniem i ciekawością.
Tym razem Poirot razem z inspektorem Edwardem Catchpoolem ze Scotland Yardu wyrusza do posiadłości Kingfisher Hill. Powodem wizyty jest list niejakiego Richarda Devonporta,...
2020
Swoje rozważania zaczyna Arcybiskup od zwrócenia naszej uwagi na pewne zjawsko, które, mam wrażenie, dzisiaj jest szczególnie zauważalne: ludzie, którzy nie wierzą ani w istnienie piekła, ani w istnienie diabła, bardzo chętnie wysyłają tam innych ludzi, których z różnych przyczyn nie lubią lub darzą niechęcią. Jakże często przecież słyszymy: "idź do diabła!" lub "idź do piekła!"; z drugiej zaś strony, życzenia drugiemu nieba są rzadkością.
Książka, jak sam tytuł wskazuje, jest drogowskazem. Jest ona również swego rodzaju zachętą do tego, abyśmy w ogóle wybrali się w drogę do nieba. Tematycznie jest różnorodna, czcigodny sługa Boży Fulton porusza w niej tematy stricte duchowe, jednak nie brakuje w tej książce również na przykład apologetyki. Autor posługuje się tak dobranymi przykładami, by z ich pomocą można było wyjaśnić jakieś zagadnienia, problemy.
"Idź do Nieba!" to także, a może przede wszystkim, bolesną diagnozą człowieka i społeczeństwa, bo choć pierwsze wydanie niniejszej pozycji ukazało się w roku 1949, spostrzeżenia Sheena są, uważam, przeraźliwie wręcz aktualne i pasujące do czasów obecnych. Sheenowi jednak bardzo zależy na tym, by człowiek doszedł do nieba i się zbawił, więc proponuje on lekarstwo. A przecież nie można podać lekarstwa bez uprzedniego zdiagnozowania choroby, jakkolwiek bolesna by ona nie była.
To, co charakterystyczne dla Arcybiskupa Sheena, to umiejętność dokładnego wskazania na istotę problemu w jednym zdaniu. W tej książce jest to także świetnie widoczne.
Zdarza się, że spotykam się z wątpliwościami ze strony innych osób, czy Sheen na pewno był zachwycony Bogiem. Jego często filozoficzne podejście do tematów wiary rodzi u niektórych ludzi takie pytania.
Wydaje mi się czymś zupełnie nieprawdopodobnym, by kapłan, który od początku kapłaństwa, aż do końca życia codziennie adorował Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, który zmarł w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu, który z olbrzymią mocą głosił Ewangelię, nie był zachwycony Bogiem.
Książka zawiera także cały rozdział poświęcony Maryi. Rozdział ten nazywa się "Rola Maryi w Kościele". Myślę, że powinien on dostarczyć argumentów do dyskusji z tymi, którzy Maryję odrzucają; są także ludzie, którzy deklarują się katolikami i choć odmawiają różaniec i nie pomijają Maryi w swoich modlitwach, to chyba jednak nie do końca rozumieją, na czym polega Jej rola i, proszę wybaczyć potoczne słownictwo, po co Ona tak właściwie jest. Mam nadzieję, że rozdział będzie pomocny dla obu grup ludzi. Powiedziałem o całym rozdziale, choć Sheen rolę Maryi podkreśla tak naprawdę w całej książce.
Oprócz wyżej omówionych przeze mnie treści, Autor wyjaśnia także kwestie nieba, czyśćca i piekła. Przekonacie się również o tym, że z monotonii można czerpać radość w życiu, jak i znajdziecie wskazówki dotyczące życia rodzinnego i małżeństwa.
Książkę gorąco i z serca polecam.
Swoje rozważania zaczyna Arcybiskup od zwrócenia naszej uwagi na pewne zjawsko, które, mam wrażenie, dzisiaj jest szczególnie zauważalne: ludzie, którzy nie wierzą ani w istnienie piekła, ani w istnienie diabła, bardzo chętnie wysyłają tam innych ludzi, których z różnych przyczyn nie lubią lub darzą niechęcią. Jakże często przecież słyszymy: "idź do diabła!" lub...
więcej mniej Pokaż mimo to2020
Witam po bardzo długiej przerwie czytelniczej. Na początek najnowsza powieść Roberta Małeckiego.
Anna Kowalska jest trzydziestotrzyletnią kobietą. W tragicznym wypadku na przejeździe kolejowym giną jej mąż i pasierbica. Kobieta dziedziczy świetnie prosperującą firmę i spadek. Od tego momentu jednak dziwne rzeczy zaczynają dziać się w życiu Anny. Ktoś grzebie w jej przeszłości, rozdrapując stare rany. Na domiar złego doróżniczka z przejazdu kolejowego znika. Do tego dochodzi jeszcze stara sprawa dotycząca przyjaciółki Anny.
Pierwsze co się rzuca w oczy i do czego chwilę musiałem się przyzwyczajać, to to, że "Żałobnica" nie jest kryminałem. Nie takim klasycznym, przynajmniej. Jest to thriller psychologiczny z elementami kryminału, tak bym określił tę książkę.
Całe szczęście, że w recenzjach nie chodzi o streszczanie całej fabuły, bo dzieje się tam tyle, że miałbym kłopoty z uporządkowaniem wydarzeń. Trudne małżeństwo, brak akceptacji ze strony rodziny, zdrady, chciwość. Wreszcie tajemnice. Cały ogrom, morze tajemnic zaplątanych ciasno i okraszonych gęstym, mrocznym klimatem jaki znamy u Małeckiego, choćby z jego cyklu z Bernardem Grossem. Muszę przyznać, że choć styl autora jest, jak zawsze, bardzo lekki i przyjemny, a całość czyta się niezwykle szybko, to jednak książka z początku mi się dłużyła. Im dalej w fabułę, tym robi się jednak coraz ciekawiej.
Robert Małecki w bardzo dobry sposób pokazał psychikę głównej bohaterki, powolne przedzieranie się przez dziury w jej pamięci i stopniowe odkrywanie mrocznych sekretów z jej życia. Całość napisana jest w formie pierwszoosobowej, a historię poznajemy z perspektywy Anny. Akcja podzielona jest na trzy okresy: "Teraz", czyli już po tragicznym wypadku na torach, "Wcześniej", kiedy to poznajemy różne wydarzenia sprzed tragedii oraz "Dawno temu". Historia cofa nas wtedy do domu rodzinnego Anny i okresu, gdy spędzała ona czas ze swoją przyjaciółką.
Jeśli o bohaterów chodzi, to najogólniej mówiąc, chyba nie ma takiego, który czegoś by nie ukrywał i nie chciał czegoś ugrać dla siebie na sytuacji, w której Anna się znalazła. Motywy są różne: od chęci zemsty po chciwość.
Słowo się jeszcze należy na temat samej Anny. Cóż, kobieta, która ma swoje za uszami. Jej styl życia z pewnością nie jest taki, który mi, jako mężczyźnie, by się podobał, jednak śledząc jej historię jakoś nie umiałem życzyć jej źle, ani jej potępiać. Są tacy autorzy umiejący stworzyć bohatera, po stronie którego czytelnik staje, nawet jeśli sposób życia i postępowania tego bohatera są dla niego naganne. Jak, mam nadzieję, przekonacie się sami po lekturze "Żałobnicy", Robert Małecki do grona tychże autorów należy.
Książkę oczywiście polecam. Mroczny, pełen tajemnic thriller psychologiczny z zaskakującym zakończeniem.
Witam po bardzo długiej przerwie czytelniczej. Na początek najnowsza powieść Roberta Małeckiego.
Anna Kowalska jest trzydziestotrzyletnią kobietą. W tragicznym wypadku na przejeździe kolejowym giną jej mąż i pasierbica. Kobieta dziedziczy świetnie prosperującą firmę i spadek. Od tego momentu jednak dziwne rzeczy zaczynają dziać się w życiu Anny. Ktoś grzebie w jej...
Statki wycieczkowe kryją swoje tajemnice. Przekonał się o tym bohater "Pasażera 23".
Martin Schwartz, policyjny śledczy i psycholog, stracił cel i sens życia. Jego żona i syn wybrali się statkiem na wakacje i podczas rejsu zaginęli. Martin od tego momentu podejmuje się najbardziej szaleńczych zadań, łamiąc regulaminy. Któregoś razu Schwartz dowiaduje się, że na tym statku zdarzały się zaginięcia innych osób, a także, że odnalazła się dziewczynka, która ma ze sobą misia. Takiego samego, jak ten należący do synka Martina. Kłopot w tym, że dziewczynka nic nie mówi...
Od momentu rozpoczęcia rejsu główny bohater, a wraz z nim czytelnik są świadkami wielu dziwnych, niebezpiecznych i przerażających zdarzeń. Martin ma pewną sprawę do wyrównania z jedną osobą, ale bardzo szybko przekona się, że nie to jest tak naprawdę najważniejsze pośród tortur i morderstw, do jakich dochodzi na statku. Dodajmy do tego ciemne interesy i dziwne rzeczy, które dzieją się wokół dziewczynki.
Akcja dzieje się na statku o nazwie "Sułtan Mórz". Nasz bohater dostaje się tam po tym, jak odbiera telefon od nieznajomej staruszki, która mówi mu, że jest pewien element, który nie pasuje do układanki. Statek jest wcieleniem niewyobrażalnego bogactwa i przepychu. Miejsce to jednak nie jest rajem, o czym czytelnik dobitnie przekona się w trakcie lektury.
Sebastian Fitzek bardzo dba o to, żebyśmy w miarę możliwości namacalnie poczuli atmosferę statku i tego, co się na nim dzieje. A dzieje się sporo. Recenzję napisałem zaraz po skończeniu książki, a mimo to przyznam, że z początku nie wiedziałem, jak mam ją napisać. I bynajmniej nie dlatego, że powieść mnie rozczarowała. Absolutnie nie. Tylko tyle się w niej dzieje, że ciężko to poukładać. Ta namacalność doświadczeń, o którą dba Fitzek, dotyczy nie tylko samego statku, ale także bohaterów i tego, co przeżywają. Odnośnie bohaterów. W sumie nie ma ich zbyt wielu, ale są oni bardzo dobrze stworzeni. Spotykamy przystojnego Argentyńczyka, który ma spore powodzenie u kobiet, kapitana, z którym Martin ma mocno na pieńku, wścibską, ale mimo wszystko bardzo sympatyczną staruszkę, czy też lekarkę o imieniu Elena.
Intryga jest przemyślana i wielowarstwowa. W powieści istotną rolę pełnią takie sprawy jak żal czy wręcz nienawiść do rodziców, patologiczne zachowania, nastoletnie zakochania, itd. Końcówka była dla mnie bardzo zaskakująca. Styl Fitzka, jak zwykle, znakomity. Siedziałem nad książką do rana chcąc wiedzieć, co będzie dalej i jak to wszystko się ostatecznie skończy.
Polecam. Ode mnie 9/10.
Statki wycieczkowe kryją swoje tajemnice. Przekonał się o tym bohater "Pasażera 23".
Martin Schwartz, policyjny śledczy i psycholog, stracił cel i sens życia. Jego żona i syn wybrali się statkiem na wakacje i podczas rejsu zaginęli. Martin od tego momentu podejmuje się najbardziej szaleńczych zadań, łamiąc regulaminy. Któregoś razu Schwartz dowiaduje się, że na tym statku...
"Rana" to moje kolejne, po znakomitym "Żmijowisku", spotkanie z twórczością Wojciecha Chmielarza. Te dwie powieści wystarczyły, by autor ten przekonał mnie do siebie, i żebym chciał przeczytać pozostałe jego książki oraz czekać na następne.
Główną bohaterką "Rany" jest Klementyna Jastrzębska, dojrzała wiekowo kobieta, która zaczyna pracę w szkole jako nauczycielka matematyki. Szybko okazuje się, że szkoła ta jest miejscem bardzo specyficznym. Grono pedagogiczne ma dosyć rzeczy, które tam się dzieją oraz pani dyrektor Zofii. Któregoś razu jedna z uczennic ginie pod kołami pociągu, a jej nauczycielka, która chce wyjaśnić sprawę, wkrótce także traci życie, a jej ciało znika. Odkryć tożsamość sprawcy chce Gniewomir, bardzo osobliwy uczeń, który fascynuje się morderstwami i seryjnymi zabójcami. O pomoc zwraca się do Klementyny. Kobieta, początkowo niechętna, w końcu zgadza się pomóc chłopakowi.
Z reguły, gdy myślimy o patologicznych rodzinach, w głowie siedzą nam takie, w których panuje bieda, ubóstwo, dzieci chodzą brudne, zaniedbane i głodne, a rodzice nadużywają alkoholu. Ta książka wywraca ten obraz. Nie każdy bogacz to anioł, i nie każdy biedak to diabeł. Bardzo często ludzie na stanowiskach są właśnie taką patologią, a wysokie pozycje i pieniądze są jedynie fasadą, za którą rozgrywa się dramat i tragizm życia, które w zasadzie nie ma sensu.
"Rana", podobnie jak "Żmijowisko" jest połączeniem thrillera psychologicznego i kryminału. Ponownie z naciskiem na to pierwsze. Powieść zawiera też istotne elementy dramatu i ten dramat polega na życiu bohaterów. Życiu nie do pozazdroszczenia. Są w nim zdrady, kłamstwa, ciemne interesy, podejrzane typy, romanse, wiszące na cienkim włosku małżeństwa i wreszcie tajemnice. Te ostatnie dotyczą bohaterów, ale także szkoły.
Bohaterowie to osoby, które, jak już wspomniałem, mają niełatwe życie. Często prowadzą także podwójne życie. Opowiem o kilku z nich, ale nie za dużo. Klementyna jest osobą, która miała bardzo ciężkie dzieciństwo. Niedawno zmarła jej matka, która od jakiegoś czasu chorowała na alzheimera, i którą Klementyna opiekowała się do ostatniej chwili. Jest oczywiście pani dyrektor Zofia. Kobieta z pozoru miła i ciepła. W rzeczywistości jednak jest bardzo despotyczna, z wielkim ego i uwielbia, gdy jej się schlebia. Kłótnie z mężem to codzienność. Michał, mąż Zofii, ma romans z Elą, nauczycielką. Dalej jest Karolina, na której najbardziej odbijają się kłótnie rodziców. Wspomniana Ela, kochanka Michała. Kobieta czuje się wybrakowana i niedoceniana przez męża. O Gniewomirze już wspominałem wyżej, ale jest też Sławek, jego brat. Młody mężczyzna prowadzący knajpkę. No i oczywiście ich rodzice: Joanna i Mirek. Joanna zaniedbuje dzieci, a Mirek prowadzi podejrzane interesy. Tyle niech wystarczy.
Przyznam szczerze, że życie prywatne bohaterów, ich tajemnice, rozmaite pretensje, itd., to całe tło, były dla mnie niesamowicie ciekawe, chwilami chyba nawet ciekawsze niż sam wątek kryminalny, który przecież także jest niezwykle interesujący. Mamy w końcu dwa trupy w niedługim odstępie czasu i oczywiste przekonanie, że coś tu nie gra. Autor jednak sprytnie manipuluje czytelnikiem, kieruje naszą uwagę na tropy w taki sposób, byśmy byli przekonani, że wszystko już wiemy. Robi to tak, że w czasie lektury ponownie na myśl przyszedł mi mój mistrz kryminału, czyli Jo Nesbo. Styl Wojciecha Chmielarza jest świetny, książkę czyta się bardzo szybko.
"Rana" jest powieścią, która momentami zaboli. Zmusi do refleksji. Stare grzechy rzucają długie cienie, a ludzie interesują się tragedią innych często po to, by mogli zapomnieć o swoim własnym piekle, które każdego dnia przeżywają.
W tej książce to wyraźnie widać. Polecam, ode mnie 8/10.
"Rana" to moje kolejne, po znakomitym "Żmijowisku", spotkanie z twórczością Wojciecha Chmielarza. Te dwie powieści wystarczyły, by autor ten przekonał mnie do siebie, i żebym chciał przeczytać pozostałe jego książki oraz czekać na następne.
Główną bohaterką "Rany" jest Klementyna Jastrzębska, dojrzała wiekowo kobieta, która zaczyna pracę w szkole jako nauczycielka...
2019-11-15
"Żmijowisko" jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Wojciecha Chmielarza. Spotkaniem bardzo udanym i na pewno nie ostatnim. Książka ta jest połączeniem kryminału i thrillera psychologicznego, z większym naciskiem na to drugie.
Grupa przyjaciół z czasów szkolnych, razem ze swoimi rodzinami, spotyka się na wspólnych wakacjach co roku. Trafiają do agroturystyki we wsi, tytułowym Żmijowisku. Bawią się, piją alkohol, do tego dochodzą też narkotyki. Atmosfera jednak nie jest sielankowa, bowiem z każdym dniem na jaw wychodzą dawne urazy, rany, pretensje i krzywdy. Na domiar złego, córka jednej z par, Ada, znika nagle bez śladu i nikt nie potrafi jej odnaleźć. Po roku, ojciec wraca do Żmijowiska, by jeszcze raz spróbować odnaleźć córkę.
Książka Wojciecha Chmielarza jest powieścią bardzo gęstą i mroczną. Intryga jest tu wielopoziomowa, pełna tajemnic. Trzeba bardzo uważnie czytać i mocno się skupić, by nie pogubić się w tym wszystkim. Każdy ma jakieś tajemnice, coś ukrywa. Akcja książki rozgrywa się latem 2017 roku, rok po zaginięciu dziewczyny. Nie jest to jednak jedyny okres, w jakim rozgrywają się wydarzenia, ani też jedyne miejsce. Mamy tu bowiem do czynienia z regularnymi przeskokami: do roku 2016, wtedy kiedy zaginęła Ada, jak również do czasu pomiędzy latem 2016, a latem 2017. Taki zabieg pozwala czytelnikowi w pełni zrozumieć, co się wydarzyło, jakie są relacje pomiędzy bohaterami. Tak jak wspomniałem jednak, trzeba być bardzo skupionym, bo choć książkę się czyta błyskawicznie (o tym nieco dalej), to intryga jest bardzo złożona i przy nieodpowiedniej ilości uwagi łatwo się we wszystkim pogubić, szczególnie na początku.
Zanim przejdę do krótkiego omówienia ważniejszych postaci, powiem, że w przypadku bohaterów, autorowi udało się we mnie wywołać nastawienie, którego nie doświadczyłem chyba przy żadnej innej książce: nie było w tej powieści bohatera, do którego żywiłbym odrazę. Z reguły, gdy czytam książkę, jakby sortuję bohaterów. Segreguję ich. Na tych pozytywnych, dobrych. Tych, których lubię; na tych złych, którym jako czytelnik życzę jak najgorzej oraz tych, których ciężko wyczuć, przynajmniej z początku. W przypadku bohaterów "Żmijowiska" do każdego czułem sympatię, w różnym sensie, oczywiście i na swój sposób.
Nie będę omawiał wszystkich postaci, bo trochę by to zeszło. Skupię się na niektórych. I tak, jset Adaoma. Kobieta z Nigerii, była modelka i gwiazda telewizji. Jej matka jest Polką, ojciec Nigeryjczykiem. Adaoma nie ma łatwo, szczególnie przez swój kolor skóry, przez który bohaterka często staje się obiektem niewybrednych żartów. Warto bowiem dodać, że społeczność w książce nie stroni od rasizmu. Adaoma jest w związku z Robertem. Robert pracuje w dużej firmie medialnej, w której zatrudniona jest także Adaoma. To cwaniaczkowaty kobieciarz, obracający się w kręgu typowych humorzastych celebrytów, którzy, za przeproszeniem, wyżej srają niż dupę mają.
Dalej są Arek i Kamila, małżeństwo przechodzące ciężki kryzys. Kłótnie to u nich niemalże codzienność. Nie chcę wchodzić w szczegóły, żeby nie spoilerować. Ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że na ich przykładzie widoczny jest przykry obraz rodzicielstwa. Krzysztof, właściciel domków w Żmijowisku, który ma ciężkie relacje ze swoim teściem, Szuwarem. Szuwar budzi grozę w całej wsi, a na jego temat krążą dość przerażające plotki. Jest wreszcie, Kajetan Rybak. Biznesmen o podejrzanych powiązaniach i źródle majątku. Przebiegły, cwany i nieustępliwy człowiek. Bezwzględny, który jak czegoś chce, to zdobywa.
Styl autora jest godny wielkiej pochwały. Lekki i przykuwający czytelnika do książki. Powieść objętościowo nie należy do chudych. To prawie 500 stron, ale wcale tego nie czuć. Końcówka jest mistrzowska. Kiedy myślę o porządnym kryminale, mam na myśli właśnie coś takiego. Tak poprowadzoną akcję i takie zakończenie, żebym poczuł się walnięty czymś ciężkim w głowę. W tej książce Wojciechowi Chmielarzowi udało się to perfekcyjnie. Zupełnie jakbym czytał mojego mistrza, jeśli o kryminał chodzi, czyli Jo Nesbø.
Znakomite dzieło. Już nie mogę się doczekać, aż przeczytam kolejne książki.
"Żmijowisko" jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Wojciecha Chmielarza. Spotkaniem bardzo udanym i na pewno nie ostatnim. Książka ta jest połączeniem kryminału i thrillera psychologicznego, z większym naciskiem na to drugie.
Grupa przyjaciół z czasów szkolnych, razem ze swoimi rodzinami, spotyka się na wspólnych wakacjach co roku. Trafiają do agroturystyki we wsi,...
2019-11-10
O fabule nowego thrillera Sebastiana Fitzka po raz pierwszy usłyszałem podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału 2019 we Wrocławiu, kiedy na spotkaniu z czytelnikami opowiedział nieco o książce, nad którą pracował. Pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał i czekałem mocno na premierę.
No i cóż, Fitzek znowu mnie nie zawiódł, choć w pewnym momencie w czasie lektury nieco w niego zwątpiłem. A raczej powinienem powiedzieć: nie doceniłem go. Po kolei jednak.
Historia w książce "Prezent" opowiada o Milanie Bergu. Facet pracuje jako kelner i pewnego dnia obok jego roweru staje samochód. Milan dostrzega dziewczynkę z kartką przyłożoną do szyby. Kłopot w tym, że główny bohater... jest analfabetą i w związku z tym, nie jest w stanie odczytać tekstu na kartce. To wydarzenie staje się początkiem rzeczy dziwnych, dramatycznych i bolesnych.
Proszę Państwa, tego, co w tej książce się odwaliło, bez spoilerów chyba się powiedzieć nie da. Będę więc "jechał" ogólnikami. Intryga w tej książce to jedno wielkie kłamstwo, oszustwo i manipulacja. Nie będzie chyba przesadą, a jeśli tak, to niewielką, jeśli powiem, że w "Prezencie" wszystko jest kłamstwem. Intryga jest wielopoziomowa i dotyczy niemalże wszystkich bohaterów, jakich spotkamy na kartach tego thrillera. Unikam spoilerów, powiem tylko tyle: książka ma 320 stron, a cała zagadka wyjaśnia się na ostatnich kilkunastu. Nie powiem nic nowego. Kiedy wydaje ci się, że to koniec, Sebastian Fitzek wprowadza nagły zwrot akcji i okazuje się, że to nie koniec. Tych zwrotów akcji jest dużo. Kilkukrotnie w czasie lektury mówiłem sam do siebie pod nosem: "Co tu się dzieje?!".
Opowieść jest brutalna. Są sceny sadystycznej przemocy, także wobec dzieci. Cała intryga, w jaką daje się wciągnąć Milan, obraca się wokół wcześniej wspomnianej dziewczynki z samochodu. Akcję powieści obserwujemy z perspektywy kilku bohaterów. I tutaj, moim zdaniem, widać bardzo dużą wprawę autora w prowadzeniu historii i czytelnika. Obserwacja akcji z perspektywy wielu osób daje czytelnikowi pojęcie o tym, co dzieje się w głowach tych ludzi, do czego zmierzają i co knują. Bez obaw jednak, Fitzek zadbał, byś pomimo tego zbyt wiele się nie domyślił ;)
I tu wracam do tego, co mówiłem na początku, że nie doceniłem autora w pewnym momencie. A konkretnie nie doceniłem jego umiejętności w gmatwaniu tej układanki. Chodzi o to, że maleńki fragment tych puzzli udało mi się ułożyć w połowie książki, ale z perspektywy całości powieści i wydarzeń w fabule, jest to doprawdy bardzo niewiele. Zresztą, autor akurat tego elementu nie ukrył szczególnie dobrze, śmiem twierdzić, że celowo.
Bohaterowie. No, tu jest konkret. Każdy, dosłownie KAŻDY ma jakieś tajemnice. Odkrywamy je, oczywiście, im dalej brniemy w fabułę. Użyję tu słowa, którego często używam, gdy omawiam bohaterów kryminału, czy thrillera: niejednoznaczność. Nie wiesz, kto jest dobry, jakie ma zamiary tak naprawdę wobec Milana. Jasne, są też ci od początku źli. W tym przypadku zabawa polega jednak na tym, że jest w czytelniku utrzymywane poczucie: a jeśli ten czy inny bohater w rzeczywistości chce zrobić Milanowi coś złego? Jako ciekawostkę powiem, że Fitzek pod koniec książki wprowadza pewną postać, którą czytelnicy jego powieści rozpoznają natychmiast.
Milan to też niezwykle ciekawa postać. Wiele razy w trakcie lektury miałem wrażenie, że czystym złem jest tu właśnie on. Zwykły człowiek, który robi co może, by ukryć przed innymi swój analfabetyzm. Skrywa on jednak wiele mrocznych tajemnic, które wyjdą na jaw z czasem. Dzieciństwo do przyjemnych nie należało, Berg wychowywał się w, najdelikatniej rzecz ujmując, dziwnej rodzinie. Do tego wszystkiego wydarzyła się pewna tragedia, której echo odbija się na obecnym życiu Milana i jego relacjach z bliskimi... Całości dopełniają też psychodeliczne sny głównego bohatera, które mnie natychmiast przywiodły na myśl grę komputerową "Max Payne".
Nie tylko intryga w "Prezencie" jest złożona. Cała książka jest wielowymiarowa. "Prezent" to oczywiście thriller psychologiczny z elementami kryminału, ale też jest to powieść o trudnych relacjach rodzinnych, krzywdach i ranach z przeszłości, które odbijają się w teraźniejszości. Historia o błędach i próbach ich naprawy. Wreszcie, opowieść o miłości, ale nie tej cukierkowej jak z romansów. Miłość w nowej powieści Sebastiana Fitzka jest bardzo trudna, bolesna. W jakimś stopniu niespełniona i przeplatana kłamstwem.
Mocna rzecz, naprawdę. Nie brakuje w niej też humoru, ale jest on bardzo stonowany i wplatany gdzieniegdzie. Polecam, autor w formie. Wszystko, co się tu dzieje, ma znaczenie dla fabuły. Nie miałem ani razu wrażenia, że coś jest wepchnięte na siłę. Książka dobrze przemyślana.
O fabule nowego thrillera Sebastiana Fitzka po raz pierwszy usłyszałem podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału 2019 we Wrocławiu, kiedy na spotkaniu z czytelnikami opowiedział nieco o książce, nad którą pracował. Pomysł na fabułę bardzo mi się spodobał i czekałem mocno na premierę.
No i cóż, Fitzek znowu mnie nie zawiódł, choć w pewnym momencie w czasie lektury nieco w...
2019-10-31
Uśmiałem się tak naprawdę jeszcze przed lekturą. Jeden ze sklepów umieścił "Wielkiego Ogarniacza" w kategorii "poradniki/psychologia". Jeśli patrzeć na tę pozycję jak na poradnik, to jest to raczej antyporadnik. Jak NIE robić pewnych rzeczy.
Bohaterką niniejszej książki jest Pani Bukowa. Pani Bukowa jest nieogarnięta. I to jest naprawdę delikatne określenie. Na kartach książki obserwujemy jej zmagania w różnych sytuacjach życiowych: od spędzania wolnego czasu, przez pracę, po próby pracy jako freelancer, czy Boże Narodzenie w gronie rodziny. Wszystko oczywiście z humorem. W życiu Pani Bukowej wszystko elegancko wygląda w teorii i na papierze, gdy jednak nasza bohaterka postanawia wcielić swoje plany w życie... no cóż, z reguły coś idzie nie tak.
Jak napisałem wyżej, poradnikiem bym tego nie nazwał, raczej postrzegam to w kategorii komedii. Dobrej komedii, trzeba zaznaczyć. Żarty są często grube, ale moim zdaniem nie ma tutaj jazdy po bandzie. Humor jest wyważony, autorka nie sili się na to, by być za wszelką cenę zabawna. Dowcip występuje tu we wszelakiej formie: jest żart stricte słowny, jest żart z samej autorki (niespodzianka, co? :D), dowcipy z pracy, z szefa, czy ze znajomych. Mi to akurat bardzo odpowiada, gdyż z autopsji wiem, że gdy się ma ciężki dzień w pracy, na uczelni, czy coś innego nas trapiło, dobry żart, nierzadko ocierający się o bezczelność, potrafi znakomicie rozładować napięcie.
Humor jest tu zwariowany, ale nie głupkowaty. Nie czułem przy lekturze zażenowania, konsternacji, ani niczego takiego. Książka bawi, ale i daje do myślenia momentami.
Fantastyczna odskocznia od poważnej literatury, a także dobre remedium na gorszy nastrój. Czyta się to lotem błyskawicy, dosłownie na jeden wieczór. Polecam i biorę się za następny "Ogarniacz".
Uśmiałem się tak naprawdę jeszcze przed lekturą. Jeden ze sklepów umieścił "Wielkiego Ogarniacza" w kategorii "poradniki/psychologia". Jeśli patrzeć na tę pozycję jak na poradnik, to jest to raczej antyporadnik. Jak NIE robić pewnych rzeczy.
Bohaterką niniejszej książki jest Pani Bukowa. Pani Bukowa jest nieogarnięta. I to jest naprawdę delikatne określenie. Na kartach...
Witam po długiej przerwie. Bardzo dużo pochwał słyszałem na temat tego kryminału, więc gdy nadarzyła się okazja postanowiłem zakupić i sprawdzić tę książkę. Nie zawiodłem się. Pierwszy tom kryminalnej trylogii z Hiszpanii to kawał solidnej lektury.
Dwadzieścia lat temu w malowniczej hiszpańskiej miejscowości Vittoria doszło do serii makabrycznych zbrodni, które wstrząsnęły mieszkańcami. Złapano sprawcę i aresztowano go. Dwie dekady później na Vittorię ponownie spada seria morderstw łudząco podobnych do tych sprzed lat. Morderstwa zbiegają się w czasie z planowaną przepustką z więzienia sprawcy poprzednich mordów. Do sprawy zostają przydzieleni śledczy Unai, zwany też Krakenem i jego partnerka Estibaliz. Policjanci niemal od razu zauważają rytualny charakter zbrodni. Mają ciężki przypadek do rozwiązania, gdyż morderca jest niezwykle inteligentny, wyrachowany, opanowany i przebiegły.
Kryminał Evy Garcii różni się od takiej typowej literatury tego gatunku. Nastrój grozy, niepewności i tajemnicy miesza się tu z sielankowym klimatem Vittorii.
Ta sielanka wszakże nie zaburza niczego w intrydze, która jest uknuta bardzo dobrze i sprawnie. Prym wiedzie tu zbrodnia, a także śledztwo, które pomimo starań policji, jakby stało w miejscu.
Akcja powieści dzieje się w 2015 roku, jednak co pewien czas cofamy się do lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Bardzo podobali mi się bohaterowie. Są wyraziści, z charakterem. Tyczy się to nie tylko bohaterów głównych, lecz również tych będących na dalszym planie. Tu wspomnę jedynie o dziadku Krakena. Na moment warto jeszcze wrócić do miejsca akcji książki. "Cisza białego miasta" może z powodzeniem robić jako swego rodzaju przewodnik turystyczny. Miasto Vittoria jest oddane w sposób malowniczy, szczegółowy. Prawdę powiedziawszy, miasto jest jednym z głównych bohaterów powieści, bo choć śledzimy przede wszystkim intrygę kryminalną i starania policji, by schwytać sprawcę, to w tle poznajemy uroki Vittorii. Krajobraz, historię, kulturę, a także religię, czy nawet zwyczaje kulinarne. Bardzo lubię tak napisane książki, gdyż wyżej wspomniane elementy nadają niesamowitego charakteru, a wręcz magii całości.
Historia w pierwszym tomie wciągnęła mnie w całości i już nie mogę się doczekać tomu drugiego. Polecam gorąco, ode mnie 9/10.
Witam po długiej przerwie. Bardzo dużo pochwał słyszałem na temat tego kryminału, więc gdy nadarzyła się okazja postanowiłem zakupić i sprawdzić tę książkę. Nie zawiodłem się. Pierwszy tom kryminalnej trylogii z Hiszpanii to kawał solidnej lektury.
Dwadzieścia lat temu w malowniczej hiszpańskiej miejscowości Vittoria doszło do serii makabrycznych zbrodni, które wstrząsnęły...
Drugi tom przygód dziennikarza śledczego, Pawła Wolskiego. Tym razem nasz bohater uda się do Małopolski, w okolice Nowego Sącza.
Wszystko zaczyna się w momencie, gdy Wolski dostaje tajemniczego maila. Nadawcą jest kobieta, która prosi Pawła o pomoc. Gdy dziennikarz dociera na miejsce, do wsi Rytro w powiecie nowosądeckim, okazuje się, że osoba, której nazwisko widnieje w wiadomości, od pewnego czasu nie żyje – została zamordowana. Wolski podejrzewa, że ktoś się podszył pod ofiarę. Dziennikarz rozpoczyna śledztwo z pomocą miejscowego policjanta. Szybko staje się jasne, że wieś i jej mieszkańcy skrywają wiele mrocznych tajemnic. Ponadto, ktoś bardzo nie chce, by Paweł grzebał w sprawie…
Przyznam, że debiutancka powieść Bartłomieja Kowalińskiego – „W zmowie z mordercą” bardzo mi się podobała, a wręcz byłem nią zachwycony. Zatem gdy tylko dowiedziałem się, że autor ten wydał kolejną książkę, z miejsca trafiła ona na moją listę do przeczytania. „Twarz bestii” to dzieło, w którym wątek kryminalny jest świetnie wymieszany z tym dotyczącym życia osobistego głównego bohatera. Intryga jest skomplikowana i nieoczywista, choć książka jest krótsza od poprzedniczki.
Akcja rozgrywa się głównie we wsi Rytro, choć Wolski a wraz z nim czytelnik przemieszcza się w kilka miejsc. Odwiedzamy m.in. Kraków oraz Warszawę. Tempo akcji określiłbym jako średnie – fabuła nie pędzi na złamanie karku, ale też nie wlecze się żółwim tempem. Powiedzieć też należy, że Kowaliński stara się unikać elementów niepotrzebnych, nic nie wnoszących do fabuły. Widać, że książka jest dobrze przemyślana. Klimat powieści jest mroczny i tajemniczy, jednak ten mrok jest przełamywany przez barwne opisy wsi. Całość jest zatem dobrze wyważona.
Życie Pawła Wolskiego uległo pewnym istotnym zmianom. Ożenił się z Pauliną, z którą mieszka w Krakowie. Nadal pracuje w warszawskiej redakcji, w której zajmuje się artykułami dotyczącymi spraw kryminalnych. Teraz jednak pracuje zdalnie. Jest bardzo cenionym pracownikiem, a jego teksty przyciągają czytelników jak magnes. W kwestii jego osobowości nic się nie zmieniło. Nadal jest to sympatyczny, budzący zaufanie człowiek o dużej inteligencji, pomysłowości. Jest przy tym nieustępliwy. Kiedy zamykają mu drzwi, próbuje oknem. Jedno jest pewne: Wolski łatwo nie odpuszcza.
Uwielbiam kryminały osadzone w małych społecznościach. Rytro jest wsią, w której każdy zna każdego, zatem grono bohaterów, jak również podejrzanych, jest dosyć wąskie. Każda z postaci jest jednak barwna i jak to zwykle bywa w kryminałach, ma coś do ukrycia. Na kartach powieści spotykamy chłopaka zamordowanej, jej przyjaciółkę, emerytowanego policjanta czy żołnierza uważanego przez mieszkańców za dziwaka. „Twarz bestii” to także powrót bohaterów znanych z tomu pierwszego. Tak więc znowu spotkamy się z dziadkami Pawła oraz komisarzem Czackim, z którym łączą Wolskiego relacje niemal jak ojca z synem.
Jednym z elementów, który zachwycał mnie w książce „W zmowie z mordercą” był bajecznie oddany krajobraz górski, który niesamowicie potęgował klimat i nastrój powieści. W drugim tomie odwiedzamy malowniczą wieś nad rzeką Poprad, w której życie zdaje się płynąć spokojnie i powoli. Można wręcz powiedzieć, że „Twarz bestii” mogłaby posłużyć za swego rodzaju mini przewodnik turystyczny. Choć sam nigdy nie byłem w tych okolicach, jestem przekonany, że autor musi dobrze znać te tereny. Niech Was jednak nie zwiedzie ta pozorna sielanka. Fabuła co i rusz przypomina nam, że w tym pięknym miejscu czai się zło...
Styl autora jest lekki i przyjemny. Powieść czyta się bardzo szybko, czytelnik jest bardzo skutecznie przyciągany do lektury.
Wypadałoby też odpowiedzieć na pytanie, czy znajomość pierwszej książki jest wymagana, by sięgnąć po najnowszą? Cóż, zawsze warto czytać od pierwszego tomu, gdyż dzięki temu czytelnik lepiej jest zorientowany w sytuacji. W przypadku cyklu z Pawłem Wolskim znajomość pierwszego tomu nie jest wymagana bezwzględnie, bo choć są nawiązania do wydarzeń z tamtej powieści, to autor unika ciężkich spoilerów. Niemniej ci, którzy do tej pory nie mieli okazji przeczytać powieści „W zmowie z mordercą”, niech nadrobią tę zaległość, gdy tylko nadarzy się okazja – zapewniam, że warto.
„Twarz bestii” to kolejny solidny kryminał spod pióra Bartłomieja Kowalińskiego. Dobrze pomyślana intryga, ciekawe śledztwo głównego bohatera w tak malowniczej, co niebezpiecznej i tajemniczej miejscowości. Do tego wszystkiego obraz życia rodzinnego głównego bohatera. Bartłomiej Kowaliński znowu mnie nie zawiódł. Książkę bardzo polecam i czekam na kolejne.
Drugi tom przygód dziennikarza śledczego, Pawła Wolskiego. Tym razem nasz bohater uda się do Małopolski, w okolice Nowego Sącza.
więcej Pokaż mimo toWszystko zaczyna się w momencie, gdy Wolski dostaje tajemniczego maila. Nadawcą jest kobieta, która prosi Pawła o pomoc. Gdy dziennikarz dociera na miejsce, do wsi Rytro w powiecie nowosądeckim, okazuje się, że osoba, której nazwisko widnieje w...