-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1159
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać415
Biblioteczka
2021-05-09
2021-04
Książka ta jest moim pierwszym zetknięciem się z twórczością Jennifer Hillier.
Angela Wong nagle znika. Jej zniknięcie wywołuje nie lada szok. Rodzice się martwią, ale nikt nic nie wie. Ani Georgina Shaw, przez przyjaciół zwana po prostu Geo, ani Kaiser Brody, chłopak, z którym obie dziewczyny się przyjaźniły. W ucieczkę Angeli raczej nikt nie wierzy. Miała takie życie, jakie każda szesnastolatka na jej miejscu chciałaby mieć: była piękna, miała powodzenie u chłopaków, gdziekolwiek się nie pojawiała od razu wzbudzała zainteresowanie i stawała się gwiazdą pierwszego planu. Jej najbliżsi żyją w nieświadomości czternaście lat. Po tym czasie, w lesie niedaleko miejsca zamieszkania Geo, zostają znalezione poćwiartowane zwłoki dziewczyny. Staje się jasne, że dziewczyna padła ofiarą Calvina Jamesa, zwanego Dusicielem ze Sweetbay. Mężczyzna zostaje zatrzymany, rusza proces. Zatrzymana zostaje także Georgina, teraz trzydziestoletnia kobieta odnosząca zawodowy sukces i zarabiająca bardzo duże pieniądze. Składa zeznania, ale nie mówi wszystkiego. Bo nie chce? Bo się boi? Bo kocha Calvina, choć w chwili procesu miała narzeczonego i realne perspektywy ułożenia sobie życia i założenia rodziny. Geo trafia na pięć lat do więzienia. Wkrótce jednak Calvin ucieka, a niedługo potem dochodzi do kolejnych morderstw, identycznych jak to dokonane na Angeli. Sprawę prowadzi Kaiser, który teraz jest policjantem. Początkowo dla wszystkich sprawa jest oczywista - Dusiciel ze Sweetbay znowu morduje. Z czasem jednak sprawa się gmatwa, nic już nie jest takie oczywiste, a ofiar przybywa. Na dodatek Georgina nie wyjawiła wielu mrocznych sekretów...
Jestem ostrożny, gdy na okładkach książek czytam rekomendacje innych autorów. Zdarzało się, że dana książka była reklamowana jako fantastyczna, a gdy zaczynałem czytać miałem zgoła odmienne zdanie. Tym razem jednak przyznam rację Lisie Gardner - jest to thriller od którego ciężko się oderwać. Powieść pochłonąłem w dwa wieczory.
"Ty będziesz następna" jest thrillerem ponad wszelką wątpliwość. Fabuła ściska czytelnika za gardło i żeby ten uścisk poczuć wcale nie trzeba czekać do zakończenia. Tym, co zrobiło na mnie największe wrażenie były opisy scen w więzieniu oraz te, które dotyczyły emocji bohaterów. W obu przypadkach Jennifer Hillier zrobiła to tak sugestywnie, że sam odczuwałem te emocje i często czułem się tak, jakby te wszystkie wydarzenia dotyczyły mnie.
Akcja nie pędzi na złamanie karku, ani też nie wlecze się w ślimaczym tempie, autorka prowadzi fabułę tak, by w czytelniku umiejętnie wywołać odpowiednie emocje. Całość podzielona jest na wątek współczesny oraz retrospekcje, które pozwalają czytelnikowi niejako być świadkiem tych wszystkich wydarzeń, które ostatecznie skończyły się tragedią. Opisane wydarzenia sprzed tragedii pokazują również niezwykłą więź, jaka łączyła Angelę, Geo i Kaisera. Trzy odmienne osobowości, a jednak niezwykle sobie bliskie.
Bohaterów nie ma wielu. W scenach z przeszłości fabuła koncentruje się na trójce przyjaciół; wątek współczesny obraca się z kolei wokół Geo i jej ojca oraz Kaisera. Naturalnie, jest także Calvin James. W retrospekcjach dowiadujemy się o tym wszystkim, co później doprowadziło do nieszczęśliwego finału. Konkretnie o tym, jaki był związek Calvina i Geo. W wątku współczesnym z kolei dało się odczuć, że wątek Calvina został nieco zepchnięty na bok, choć przecież to jego policja szuka.
Jak wspomniałem wcześniej, trójka przyjaciół to trzy odmienne osobowości. Angela to bez wątpienia gwiazda. Piękna, gdziekolwiek się nie pojawiła przyciągała uwagę. Była tego znakomicie świadoma, tak samo jak tego, że faceci na nią, mówiąc kolokwialnie lecą. Nie tylko doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale i bez większych skrupułów wykorzystywała. Krótko: trzy razy "naj" - najpiękniejsza, najlepsza, najseksowniejsza. Trzeba jej jednak oddać, że przyjaciele byli dla niej naprawdę ważni, traktowała ich serio. Kaiser, chłopak, z którego w szkole niektórzy się podśmiewali. Taki dobry przyjaciel: pomagał rozwiązywać konflikty między Geo a Angelą, wysłuchiwał, doradzał. Jako dorosły mężczyzna, detektyw - zupełnie inny mężczyzna, choć pewne rzeczy pozostały w nim niezmienne. Korci mnie, by zdradzić Wam parę szczegółów, ale nie. Jeśli jesteście ciekawi, sięgnijcie po książkę. Wreszcie Georgina. Dziewczyna, która także serio traktuje przyjaźń z Kaiserem i Angelą, ale to także dziewczyna, która zmienia się pod wpływem toksycznego związku.
To, co mnie irytowało z kolei to głównie kwestie techniczne. Błędy i literówki, choć nie za częste, to jednak dość liczne, żebym zwrócił na nie uwagę. Nie ma to jakiegoś istotnego wpływu na końcową ocenę, niemniej warto dokładniej sprawdzać tekst. Oprócz tego, pierwsze kilkadziesiąt stron dość mocno mi się dłużyły. Potem jednak fabuła tak się rozwinęła, że im dalej tym ciekawiej.
"Ty będziesz następna" to tak naprawdę połączenie thrillera, kryminału i dramatu. Książka jest opowieścią o szczerej przyjaźni, która jest wystawiona na próbę; jest to opowieść o toksyczności i o tym, jak nieodpowiednie osoby mogą sprawić, że stracimy nad sobą kontrolę, jeśli pozwolimy im za bardzo wejść w nasze życie. To opowieść o nastoletności, jej troskach i beztroskach. To opowieść o miłości, tej schowanej głęboko na dnie serca, jak i o tej irracjonalnej, złej, toksycznej, krzywdzącej. Wreszcie, to opowieść o tym, że kłamstwo na dłuższą metę nie popłaca, gdyż może zniszczyć wszystko, zrujnować życie, karierę, miłość. Stare grzechy rzucają długie cienie. Geo przekonała się o tym bardzo boleśnie na własnej skórze...
Książkę polecam, ode mnie 8/10. Za egzemplarz i możliwość przeczytania oraz zrecenzowania tejże powieści z całego serca dziękuję Wydawnictwu MUZA SA.
Książka ta jest moim pierwszym zetknięciem się z twórczością Jennifer Hillier.
Angela Wong nagle znika. Jej zniknięcie wywołuje nie lada szok. Rodzice się martwią, ale nikt nic nie wie. Ani Georgina Shaw, przez przyjaciół zwana po prostu Geo, ani Kaiser Brody, chłopak, z którym obie dziewczyny się przyjaźniły. W ucieczkę Angeli raczej nikt nie wierzy. Miała takie życie,...
2021-02
Ta książka to moje pierwsze spotkanie z twórczością Louise Candlish. „Tuż za ścianą” to powieść z gatunku domestic thriller, a autorka wzięła na warsztat konflikt sąsiedzki. Na okładce widnieje zdanie Erin Kelly, która każe czytelnikom szykować się na ostrą jazdę. Czy rzeczywiście powieść Louise Candlish to jazda bez trzymanki? Zapraszam do lektury recenzji.
Lowland Way to ulica w południowym Londynie. Uchodzi ona za istny raj dla mieszkańców: spokój, cisza, ludzie żyjący ze sobą w zgodzie, dzieci mogące się bawić bezpiecznie na ulicy. Czego chcieć więcej? Idylliczna atmosfera kończy się jednak, gdy do jednego z domów wprowadzają się Darren Booth i jego partnerka Jodie. Nowi sąsiedzi niemal od razu dają się we znaki pozostałym mieszkańcom. Nie przestrzegają zasad panujących w sąsiedztwie, nocą słuchają bardzo głośno muzyki, robią nagłe i niekończące się remonty. Są bardzo niemili dla innych. Do tego Darren prowadzi jakiś nie do końca jasny i nie wiadomo czy legalny interes niemalże tuż pod oknami sąsiadów. Wszystko to przy całkowitej bierności służb porządkowych i władz, które podchodzą do tego nadzwyczaj łagodnie. Sytuacja błyskawicznie się zaognia, zachowanie Darrena i Jodie mocno wpływa na niekorzyść stosunków pomiędzy pozostałymi rodzinami, a nawet wewnątrz rodzin. Mieszkańcy, początkowo ustępliwi wobec nowych sąsiadów, usiłują zaprowadzić porządek. Pewnego dnia na Lowland Way dochodzi do tragicznego wypadku. Policja rozpoczyna dochodzenie, zaczynają się przesłuchania mieszkańców. Wszyscy, choć sami mają coś do ukrycia, zgodnie wskazują na Darrena Bootha. Policja jednak nie jest skłonna im uwierzyć…
Powieść „Tuż za ścianą” określiłbym jako obyczajówkę z elementami kryminału i thrillera. Fabuła toczy się na jednej ulicy, od czasu do czasu przenosząc się do baru, do którego bohaterowie udają się na piwko. Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie i w trakcie książki narrator przedstawia nam wszystko, opisując perspektywę mieszkańców ulicy. Akcja jest podzielona na dwie części: tuż po wprowadzeniu się Darrena i Jodie, czyli konkretnie przed tragicznym wypadkiem oraz współcześnie - po nim. Historia nie pędzi szybko, tempo fabuły jest średnie, a momentami nawet wolne.
Nie będę się rozwodzić zbyt długo nad bohaterami, a także oszczędzę głębszego omawiania każdej postaci z osobna - jest ich kilka i zwyczajnie nie chcę tracić czasu. Zatrzymam się jednak na chwilę przy bohaterach, ponieważ parę rzeczy wypada jednak omówić. Ujmując ich kwestię bardziej ogólnie: praktycznie żaden z bohaterów nie wywołał we mnie szczególnych uczuć czy emocji. Zdarza się to w moim przypadku stosunkowo rzadko, ponieważ zwykle mam do czynienia z tytułami, w których jestem w stanie podzielić postaci na te, które lubię, i z którymi się utożsamiam oraz na takie, których nie lubię czy wręcz nie znoszę. Tutaj raczej takiej postaci nie było, choć gdybym miał znaleźć taką jedną, to byłaby to Naomi Morgan, która wraz z mężem Ralphem sporo zrobiła dla Lowland Way. Naomi jest kobietą z charakterem, władcza, a wręcz wyniosła. W pewnym momencie w książce została nawet określona „królową wszystkich kobiet”, co chyba wiele mówi o tym, jakim typem człowieka jest. Nie polubiłem jej jednak zbytnio, z uwagi na jej podejście do innych i niektóre maniery. Z kolei tym, co zwróciło moją uwagę od samego początku książki, było zachowanie Darrena Bootha. Miałem kilka razy do czynienia z dziełami, czy to filmowymi czy książkowymi, których fabuła dotyczyła waśni sąsiedzkich. Zwykle jednak nowy sąsiad, który potem okazywał się być powodem perturbacji, przynajmniej z początku stwarzał pozory, że jest nieszkodliwy i przyjaźnie usposobiony, a dopiero po czasie pokazywał swoje prawdziwe oblicze. W książce Louise Candlish nowy sąsiad to od początku cwaniaczkowaty cham i prostak, który za nic ma wszystko i wszystkich. I choć ja doskonale wiem, że ludzie potrafią być podli, to w przypadku Darrena i Jodie nie mogłem pozbyć się myśli, że ich postaci są przerysowane i dość mocno przesadzone. Być może jednak był to celowy zabieg autorki, która po prostu dała się ponieść wyobraźni i fantazji. Trzeba powiedzieć, że reszta mieszkańców w sumie nie jest dużo lepsza, gdyż ten konflikt momentami wyglądał bardziej na licytację, komu wolno więcej. Gdybym jednak miał opowiedzieć się po którejś ze stron, stanąłbym po stronie mieszkańców. Uważam, że nie może tak być, że wprowadza się człowiek i robi co chce, w ogóle nie biorąc pod uwagę tego, że jego sąsiedzi też mają coś do powiedzenia. Gdyby któryś z moich sąsiadów wiercił non stop dziury w ścianie albo nocami włączał heavy metal na cały regulator tak, że szkło telepie się w kredensie i spać się nie da, to z moim temperamentem choleryka byłoby więcej niż pewne, że wstąpiłby we mnie agresor. I mówię to jako wielki miłośnik ciężkiego grania z kilkunastoletnim stażem.
Nie wiem tak naprawdę, co mam powiedzieć o tej książce. Jest ona bardzo nierówna. Elementy ciekawe przeplatają się z nudnymi. Kryminał zdaje się tu być dodatkiem do reszty, przynajmniej do pewnego momentu. Prawdę mówiąc, przez pierwsze sto stron z okładem tego kryminału nie ma praktycznie wcale. Obserwujemy zaś kłótnie sąsiedzkie. Po prostu czuć, że coś wisi w powietrzu. Co mogę zaliczyć do plusów, to styl autorki. Nie jest to wprawdzie książka, która czyta się sama, ale jej odbiór jest lekki i całkiem sprawnie się ją czyta. Zaskoczyło mnie także zakończenie, bowiem typowałem innego sprawcę.
Dla kogo jest ta książka? Na pewno nie dla fanów rasowych kryminałów czy thrillerów. Jako że oczywiście mogę mówić jedynie za siebie, powiem, że „Tuż za ścianą” dość mocno odbiega od tego, co ja rozumiem myśląc o kryminałach i thrillerach. Uważam jednak, że polubią tę powieść miłośnicy historii obyczajowych i relacji sąsiedzkich. Oceniając w skali 1-10, wystawiam książce maksymalnie 6. Nie jest to na pewno książka fatalna ani bardzo zła. Nie. Jest przyzwoicie, ale szału zdecydowanie nie ma. Jestem zdania, że jest to książka do jednorazowej lektury. Fabuła, choć całkiem ciekawa, nie zapada szczególnie w pamięć i raczej nie zostanie w mojej głowie na długo. Nie będzie zaś przesadą stwierdzenie, że jest to nie do końca wykorzystany potencjał, ponieważ relacje sąsiedzkie to dobry materiał na thriller czy kryminał.
Za egzemplarz książki i możliwość jej przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza SA.
Ta książka to moje pierwsze spotkanie z twórczością Louise Candlish. „Tuż za ścianą” to powieść z gatunku domestic thriller, a autorka wzięła na warsztat konflikt sąsiedzki. Na okładce widnieje zdanie Erin Kelly, która każe czytelnikom szykować się na ostrą jazdę. Czy rzeczywiście powieść Louise Candlish to jazda bez trzymanki? Zapraszam do lektury recenzji.
Lowland Way to...
2021-01
"Dlaczego właśnie ja?" to moje pierwsze zetknięcie z twórczością E.G. Scott. Pierwsze, ale nie ostatnie. Ten duet autorski niniejszą książką przekonał mnie do siebie na tyle, że z chęcią sięgnę także po poprzednią ich książkę.
Bohaterką powieści jest Charlotte Knopfler. Kobieta była świetnie zapowiadającym się neurochirurgiem, jednak podczas operacji w wyniku błędu lekarskiego zmarł jeden z pacjentów i szanse Charlotte na karierę legły w gruzach. Teraz kobieta prowadzi gabinet leczenia akupunkturą razem z Rachel Sherman, jej najlepszą przyjaciółką. Ułożyła sobie także życie u boku Petera, z którym jednak żyje w związku na odległość. Sielanka kończy się z chwilą, gdy Charlotte odbiera telefon od nowojorskiej policji z prośbą o identyfikację zwłok. Okazuje się, że ktoś wskazał ją jako kontakt w nagłych przypadkach. Wkrótce kobieta zostaje wciągnięta w wir mrocznych wydarzeń, a na domiar złego Charlotte ma wątpliwości co do Petera. Do tego stopnia, że zastanawia się czy on w ogóle istnieje...
"Dlaczego właśnie ja?" jest thrillerem z akcją dziejącą się w określonym obrębie. W powieści mamy dosłownie kilku bohaterów, każdy z nich jednak pełni w książce istotną dla fabuły rolę. Narracja jest pierwszoosobowa, a wydarzenia obserwujemy z perspektywy czterech osób: Charlotte, Rachel, a także policjantów Wolcotta oraz Silvestriego. Co jakiś czas też obserwujemy dyskusję na czacie dla ofiar traumy, na którym udziela się Charlotte. Pomimo iż tak skonstruowane powieści wydają się na pierwszy rzut oka dość proste i nieskomplikowane, nie myślcie sobie, że łatwo rozwikłacie zakończenie. Choć krąg podejrzanych jest ograniczony, intryga jest misternie zaplątana i wielopoziomowa, a tajemnice są tu obecne niemal do ostatniej strony książki. Atmosfera książki jest dosyć ciężka zarówno pod względem intrygi kryminalnej jak i wątku obyczajowego i relacji głównej bohaterki z jej matką oraz Rachel. Oba te wątki bardzo płynnie się przeplatają, w efekcie dostajemy bardzo ciekawą historię, od której mi osobiście ciężko było się oderwać, także za sprawą lekkiego stylu pisania autorów. Klimatu dopełniają opisy tego, co dzieje się wokół Charlotte, a także zjawisk pogodowych. Całość skutecznie wytwarza w czytelniku poczucie, że zaraz coś się stanie. To wrażenie jednak nie towarzyszy nam przez cały czas, a dawkowane jest stopniowo.
O bohaterach powiem, że właściwie każdy ma głęboko skrywane tajemnice, coś w życiu przeszedł. Gdy będziecie czytali tę książkę uprzedzam, żeby nie oceniać bohaterów po pierwszym wrażeniu, gdyż nie każdy jest tym za kogo się podaje, a ich zachowania mają swoje uzasadnienie. Polubiłem wszystkich, za wyjątkiem matki Charlotte. Denerwowała mnie jej postać oraz relacje pomiędzy kobietami. Jak jednak napisałem, żadnego z bohaterów nie należy oceniać po pierwszym wrażeniu.
Do czego mogę się przyczepić? Do opisów zabiegów akupunktury. Widać, że autorzy zdobyli sporą wiedzę na ten temat, ale momentami mnie to nużyło. W mojej ocenie opisów tego, do czego dana igła służy, gdzie się ją wbija, itd. było po prostu za dużo. Poza tym, nie należę do wielkich miłośników medycyny niekonwencjonalnej, a sama akupunktura niespecjalnie mnie interesuje.
Akcja książki przez większość czasu nie jest jakoś wielce dynamiczna. Całość ma raczej średnie tempo - ani nie pędzi na złamanie karku, ani też nie wlecze się posępnie. Jest akurat, w sam raz, by czytelnik połapał się w tym, co w danym momencie się dzieje. Wydarzenia nabierają znacznie większej dynamiki na ostatnich stu stronach z kawałkiem. Wtedy dzieje się tyle, że po prostu siedziałem i czytałem aż do zakończenia, które pod wieloma względami było bardzo zaskakujące.
"Dlaczego właśnie ja?" nie jest powieścią wybitną. Jest to jednak bardzo przyjemny w odbiorze thriller najeżony tajemnicami, z mroczną intrygą, policyjnym śledztwem, zajmującym wątkiem obyczajowym oraz ciekawymi i budzącymi sympatię bohaterami. Nie brak tu też humoru. Choć przez jakiś czas w trakcie lektury miałem wrażenie, że znów czytam "kobiecy" thriller jakich pełno na rynku, to jednak zachęcam do sięgnięcia po tę książkę.
A za egzemplarz recenzencki i możliwość przeczytania niniejszej pozycji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Muza S.A.
"Dlaczego właśnie ja?" to moje pierwsze zetknięcie z twórczością E.G. Scott. Pierwsze, ale nie ostatnie. Ten duet autorski niniejszą książką przekonał mnie do siebie na tyle, że z chęcią sięgnę także po poprzednią ich książkę.
Bohaterką powieści jest Charlotte Knopfler. Kobieta była świetnie zapowiadającym się neurochirurgiem, jednak podczas operacji w wyniku błędu...
2020-10-12
Zaintrygowała mnie debiutancka powieść Richarda Osmana. Ponieważ zwykle czytam dość ciężkie i poważne kryminały, postanowiłem odskoczyć na moment w kierunku czegoś lżejszego.
Komedia kryminalna "Morderców tropimy w czwartki" opowiada o mieszkańcach osiedla dla emerytów Coopers Chase. Znajduje się ono na terenie dawnego klasztoru. W Coopers Chase mieszkają m.in. przyjaciele tworzący Czwartkowy Klub Zbrodni. W każdy czwartek spotykają się i usiłują rozwiązywać kryminalne sprawy sprzed lat. Takie, których policji nie udało się rozwiązać. Pewnego dnia lokalny deweloper zostaje zamordowany, a nasi detektywi-amatorzy biorą się za rozwikłanie zagadki jego śmierci. Wkrótce udaje im się nakłonić do współpracy parę miejscowych śledczych: posterunkową Donnę De Freitas oraz nadinspektora Chrisa Hudsona.
Przyjrzyjmy się nieco bliżej bohaterom. Detektywów-amatorów jest czterech: Elizabeth, Joyce, Ron, a także Ibrahim. Elizabeth jest byłym szpiegiem, Joyce - emerytowaną pielęgniarką, Ron był szefem związku, zaś Ibrahim jest emerytowanym psychiatrą, który czasami jeszcze przyjmuje ludzi, kiedy jest taka konieczność. Z innych postaci warto wspomnieć o księdzu Matthew, Ianie Venthamie, właścicielu osiedla, który delikatnie mówiąc, nie cieszy się zbytnim szacunkiem wśród mieszkańców. Mamy również polski akcent w postaci imigranta z okolic Krakowa o imieniu Bogdan. Nasi bohaterowie nie są takimi typowymi emerytami. I nie chodzi mi tylko o ich zamiłowanhie do zagadek kryminalnych. Nie orientują się, co prawda, we wszystkich współczesnych nowinkach technologicznych, ani w słownictwie, slangu, czy jakkolwiek byśmy tego nie nazwali, to zdecydowanie nie są to osoby, których należy traktować jako zacofanych dziadków, którzy mentalnie zatrzymali się kilkadziesiąt lat wstecz. Zdecydowanie nie. Warto także powiedzieć, że choć każdy z nich ma inną osobowość, charakter i temperament, całą czwórkę łączy to, że bije od nich ciepło i zwyczajnie szybko zaczyna się ich lubić. Niemal każda z postaci, którą spotykamy na kartach książki, ma swoje sekrety, często głęboko ukryte i trzymane w tajemnicy całymi latami.
Narracja powieści jest zmienna. Akcję śledzimy z perspektywy Joyce, która prowadzi dziennik. I gdy ona dochodzi do głosu, narracja jest pierwszoosobowa. Poza tym mamy narrację w trzeciej osobie. I tu od razu warto powiedzieć o stylu autora. Styl ten jest znakomity, książkę czyta się bardzo szybko. Lekkość, z jaką pisze Osman, jest zauważalna zarówno w pierwszej osobie, jak i w trzeciej. Rozdziały są krótkie, ale treściwe, co także ułatwia lekturę.
Jak wspomniałem na początku, jest to komedia kryminalna. Przyznam szczerze, że, poza paroma wyjątkami, nie przepadam za brytyjskim humorem, gdyż wydaje mi się on wymuszony. Bałem się, że to samo będzie w tej książce. Na szczęście nie. Autor nie stara się być zabawny na siłę, ani też nie próbuje nas rozśmieszać na każdej stronie. Żarty są odpowiednio dawkowane i pasują do sytuacji, dzięki czemu wiele razy zaśmiałem się na głos. Intryga jest w stylu Agathy Christie. Autor zresztą w jednym z wywiadów przyznał się do inspiracji Królową Kryminału, a w książce tu i ówdzie znajdziemy odniesienia do postaci stworzonych przez Christie. Nie ma tu epatowania krwią czy przemocą, a bohaterowie dochodzą do rozwiązania poprzez intelekt, czasem podstęp, czy znajomości. Całość w miarę postępu fabuły staje się coraz bardziej zagmatwana, tropy mylone wielokrotnie, a to wszystko prowadzi do zaskakującego finału.
Sporo w książce jest symboliki i odniesień do wiary katolickiej. Osman jednak nie śmieje się, ani nie poniża samej wiary, ani osób wierzących.
Książkę zdecydowanie polecam. Odnajdą się w niej bez problemu fani Agathy Christie. Powieść powinna się spodobać także osobom, które chcą lekkiego kryminału, przy którym można się pośmiać. Debiut Richarda Osmana to jednak nie tylko dzieło z humorem. Znajdują się tu także momenty wzruszające i dające do myślenia. Mam nadzieję, że doczekamy się kolejnej części z tymi sympatycznymi emerytami. Świat i bohaterowie, jakich wykreował Autor, mają z pewnością potencjał na coś więcej niż tylko jedną książkę.
Zdecydowanie warto po tę pozycję sięgnąć.
Powieść swoją premierę będzie miała 14 października, a ja za egzemplarz recenzencki z całego serca dziękuję Wydawnictwu Muza SA.
Zaintrygowała mnie debiutancka powieść Richarda Osmana. Ponieważ zwykle czytam dość ciężkie i poważne kryminały, postanowiłem odskoczyć na moment w kierunku czegoś lżejszego.
Komedia kryminalna "Morderców tropimy w czwartki" opowiada o mieszkańcach osiedla dla emerytów Coopers Chase. Znajduje się ono na terenie dawnego klasztoru. W Coopers Chase mieszkają m.in. przyjaciele...
"W 2021 roku kończę 70 lat. Zrozumiałem jedno – chcę być w Priest tak długo, jak to możliwe. Raz popełniłem błąd i odszedłem z zespołu. Drugi raz tego nie zrobię. Musieliby siłą zabrać mnie ze sceny.
Chcę drzeć się po wieki wieków!
Śpiewanie zapewnia mi psychiczną ulgę, to mój cel, sens mojego życia. Czuję, że żyję w pełni, tylko gdy stoję na scenie i występuję z Judas Priest. Odczuwam wtedy niesamowitą radość. Nic nie może się z tym równać. W wieku 80 lat chcę wciąż drzeć się w pieprzonym Painkillerze!" (fragment książki).
Heavy metalu słucham od ponad trzynastu lat. Judas Priest bardzo szybko pojawili się na mojej playliście. Pamiętam nawet, który utwór usłyszałem jako pierwszy. Czekam na nowy album zespołu, a czas oczekiwania umiliła mi autobiografia Roba Halforda.
Chciałem na początku tej recenzji zacytować krótki fragment z książki. Wybrałem ten, który Państwo widzą, gdyż uważam iż bardzo dobrze streszcza to, o czym jest ta książka.
Rob Halford zabiera nas w sentymentalną, ale niezwykle dynamiczną, barwną i często niegrzeczną opowieść o swoim życiu i karierze. Przede wszystkim jednak szczerą, co jest zresztą podkreślone na samym początku. Od siebie dodam: całość jest szczera aż do bólu. W trakcie lektury czasem zadawałem sobie pytanie, czy przypadkiem nie jest to książka aż nazbyt szczera. Wszystko zaczęło się w Walsall, gdzie się wychował i dorastał. To tam narodziła się jego miłość do muzyki i sztuki ogólnie. Co ciekawe, Halford nie od razu wiedział, że chce być muzykiem, choć talent wokalny było u niego widać i słychać już w czasach szkolnych. Jego charakter, podejście do pracy, zostały wyrzeźbione w dużym stopniu przez miejsce, w którym długo żył. Walsall i rejon Black Country słynęły z ludzi pracowitych i o bardzo konkretnych charakterach. Rob przybliża dokładniej historię tego miejsca. Często do niego w swoich wspomnieniach wraca, podkreślając, jakie miało ono znaczenie w jego życiu.
„Wyznanie” jest pełne ciekawych, wzruszających, tragicznych, bardzo bolesnych, ale i też zabawnych historii i wydarzeń z życia Metalowego boga. To całe spektrum emocji, źródło niezwykle pikantnych (dosłownie) przeżyć i doświadczeń. Dowiedzą się Państwo z tej książki, jak wyglądało jego dzieciństwo, jego pierwsza praca, wejście do świata artystycznego. O jego pierwszych krokach w muzyce. Halford jednak nie jest megalomanem. Jego historia, to tak naprawdę historia zespołu Judas Priest, gdyż nie będzie, uważam, żadną przesadą stwierdzenie, że gdyby nie Halford, Priest nie byliby takimi, jakimi fani metalu ich znają i kochają, a i Rob pewnie nie byłby tym Robem, jakim go znamy. Zresztą, może wcale by go pośród nas już nie było…
I właśnie taka jest ta książka. To w przeważającej większości opowieść o życiu Roba z perspektywy jego obecności w zespole, jak i historia Judas Priest oczami Halforda. Z lektury tej książki obraz Halforda, jaki się wyłania, to obraz człowieka bardzo pracowitego, który dąży do postawionego sobie celu i łatwo się nie poddaje. Jest to o tyle ważne, że Judas Priest łatwo nie mieli. Dziś jest to zespół legendarny, ale droga do miejsca, w którym są obecnie, usłana była ciężką pracą, w trakcie której spotkali wielu nieżyczliwych i nieuczciwych ludzi i wieloma ciekawymi historiami.
Myślę, że zgodzą się Państwo ze mną, jeśli powiem, że dzisiejsi artyści mają o wiele, wiele łatwiej. Rozmaite talent show, programy telewizyjne, wyławiające uzdolnionych ludzi. Media społecznościowe, miejsca takie jak YouTube, gdzie przecież każdy może rozpocząć działalność. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki tym bardziej, że dostęp do Internetu jest powszechny i prawie każdy go ma.
A teraz cofnę się z Państwem o kilkadziesiąt lat. Lata 70., młody początkujący zespół metalowy z Wielkiej Brytanii w swojej pierwszej trasie po Europie. Niemcy. Judas jadą na występ. Na zewnątrz trzaskający, trzydziestostopniowy mróz. Ich samochód, bardzo skromny, gdyż wielkie pieniądze w tamtym czasie były jedynie w sferze ich marzeń, nagle staje. Embargo, bo trwał konflikt i nie wszystkie pojazdy mogły się wtedy poruszać po ulicach. Trzeba było spędzić kilkanaście godzin w pojeździe, bo część zespołu poszła szukać pomocy. Oczywiście nie twierdzę, że dzisiejsi artyści wchodzą tylko na gotowe, absolutnie nie. Zastanawiam się jednak, ilu z nich, gdyby znaleźli się w identycznej sytuacji, poddałoby się i stwierdziło, że dość, aż tyle ryzykować jednak nie chcą? To tylko jedna z bardzo wielu ciekawych historii, które znajdą Państwo w książce. Co jeszcze? Dowiedzą się Państwo, na przykład, jaką wpadkę miał Glenn w trakcie nagrania debiutanckiej płyty Priest, a która mogła zespół kosztować koniec kariery, zanim ta na dobre się rozpoczęła. Halford przeprowadza czytelników przez szczegóły z nagrań każdej płyty z jego udziałem, a także po trasach koncertowych. Jest tu miejsce także dla tego, co robił, gdy jego drogi z Judas Priest się rozeszły.
Autor ma zaskakująco lekki styl pisania. Książkę czyta się migiem i naprawdę aż dziw bierze, że to jego pierwsza książka. „Wyznanie” to brutalnie szczera opowieść o jego dorastaniu, trudnym dzieciństwie. To także opowieść o traumatycznych wydarzeniach, zmaganiu się sam ze sobą, ukrywaniu swoich preferencji seksualnych, ale także o nieskrępowanych szaleństwach w tym temacie. Traktuje ona o popełnionych błędach i uczeniu się na nich, wyciąganiu wniosków na przyszłość. Książka, mimo iż dotyczy tematów poważnych, jest napisana z dużą dozą humoru. Halford potrafi się śmiać nie tylko z tego, co go otacza, ale także z samego siebie. Myślę, że to ogromna zaleta.
Jako że jest to autobiografia, nie będę tej książki oceniał w ten sposób, czy jest to dobre czy nie. Nie wiem nawet, czy tego typu literaturę można oceniać w ten sposób. Na co dzień mam do czynienia z beletrystyką, fikcją literacką. Tu z kolei mamy opisane życie człowieka, a ono przecież wygląda u każdego inaczej. Lektura tej książki była jednak dla mnie bardzo ciekawa. Ciekawa pod tym względem, że miło jest poznać jednego ze swoich ulubionych artystów od strony prywatnej, a ja od zawsze taki byłem, że gdy miałem jakiegoś idola, interesowało mnie także jego życie osobiste. Doceniam Halforda za jego szczerość. O wielu wydarzeniach z jego życia pewnie nigdy byśmy się nie dowiedzieli w inny sposób. Mógł więc się stawiać w lepszym świetle, faworyzować. Tymczasem tego nie robi. Uważam, że ta książka to nie tylko hołd dla heavy metalu, nie tylko podkreślenie tego, jak ważna jest muzyka w jego życiu, jak ważny jest zespół Judas Priest i fani. To przede wszystkim oddanie sprawiedliwości samemu sobie i ludziom, z którymi się zetknął. Zarówno tym, którzy mu pomogli i wnieśli do jego życia coś dobrego, jak i tym, którzy go skrzywdzili. Imiona niektórych osób są zmienione, co autor też zaznacza na początku.
Autobiografia Roba Halforda jest jak muzyka Judas Priest – szczera i bezkompromisowa, ale oczywiście nie trzeba być słuchaczem heavy metalu, by po nią sięgnąć, choć rzecz jasna dla fanów jest to pozycja obowiązkowa. Myślę jednak, że także te osoby, które nie słuchają takiej muzyki i nie znają twórczości Priest, ale po prostu lubią czytać biografie, zechcą zapoznać się z omawianą książką. Dobra wiadomość jest taka, że nie będą Państwo musieli długo czekać. „Wyznanie”, przetłumaczone przez pana Jakuba Michalskiego, ukaże się na polskim rynku 19 maja nakładem Wydawnictwa SQN, któremu szczerze i z serca dziękuję za egzemplarz recenzencki oraz możliwość przedpremierowego przeczytania tejże książki.
"W 2021 roku kończę 70 lat. Zrozumiałem jedno – chcę być w Priest tak długo, jak to możliwe. Raz popełniłem błąd i odszedłem z zespołu. Drugi raz tego nie zrobię. Musieliby siłą zabrać mnie ze sceny.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toChcę drzeć się po wieki wieków!
Śpiewanie zapewnia mi psychiczną ulgę, to mój cel, sens mojego życia. Czuję, że żyję w pełni, tylko gdy stoję na scenie i występuję z Judas...