-
ArtykułyAtlas chmur, ptaków i wysp odległychSylwia Stano2
-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński9
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać390
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik4
Biblioteczka
2020-12-10
2021-08-03
2021-07-25
2021-02-27
2021-04-12
2021-04-04
2021-03-27
2021-03-14
2012-11-07
2019-10-21
2017-05-06
2020-04-13
2020-06-20
2020-02-02
2020-01-07
2020-01-01
2019-09-22
2017-02-07
Proszę sobie wyobrazić prawie półmilionowe miasto odcięte od świata i otoczone posterunkami Milicji Obywatelskiej. Po ulicach mkną wojskowe gaziki i karetki na sygnale, a w nich ludzie z zasłoniętymi twarzami. Połowa szpitali jest zamknięta. Tylko jedna stacja pogotowia działa, ale też nie można tak po prostu do niej wejść, bo przy bramie obowiązuje ścisła selekcja. Selekcja obowiązuje zresztą również w każdej innej instytucji, a osoby podejrzane lądują w izolatorium. Całe miasto obklejono ostrzeżeniami, zamknięto restauracje, kina i teatry. Codziennie nadawane są specjalne komunikaty w radio i w prasie.
Czy to sceneria z opowieści postapokaliptycznej, z horroru, czy może science fiction?
Nic z tych rzeczy. To obraz Wrocławia latem 1963 – Wrocławia zaatakowanego wirusem ospy prawdziwej, zwanej też czarną ospą.
Książka Ambroziewicza nie jest powieścią lecz fabularyzowanym reportażem i zabiera nas w sam środek walki z tytułową zarazą. Czytamy więc głównie o ludziach zamkniętych: we własnych domach, w miejscach objętych kwarantanną, w szpitalu dla chorych na ospę i w izolatorium dla tych, którzy z ospą się zetknęli. Czytamy też o tych, co między pozamykanymi krążą, dowożą, odwożą, badają, konsultują, dostarczają, załatwiają, organizują. I wreszcie czytamy o takich, co nic nie robią, ale awanturują się, wymyślają i złorzeczą.
Autor, znany reporter i publicysta zmarły w 1995 roku, nie różnicuje i nie ocenia. Opisuje zarówno poświęcenie i solidarność, jak i głupotę czy lekceważenie ogarniające w taki sam sposób i zwykłych ludzi i lekarzy i partyjnych decydentów. Nie od dziś wiadomo przecież, że realne zagrożenie generuje różne reakcje, a dominują strach i bezsilność wobec braku możliwości wolnego decydowania o sobie.
Owszem, napisano już wiele podobnych książek, ale czemu nie przeczytać kolejnej, szczególnie jeśli jest mądra i świetnie napisana?
PS. Zaraza wrocławska nie zebrała wielkiego żniwa (zachorowało 99 osób, zmarło siedem) i pozostaje ostatnią epidemią zanotowaną na terenie Polski. Zaś wirus czarnej ospy jest aktywny już tylko we fiolkach przechowywanych przez Światową Organizację Zdrowia.
Proszę sobie wyobrazić prawie półmilionowe miasto odcięte od świata i otoczone posterunkami Milicji Obywatelskiej. Po ulicach mkną wojskowe gaziki i karetki na sygnale, a w nich ludzie z zasłoniętymi twarzami. Połowa szpitali jest zamknięta. Tylko jedna stacja pogotowia działa, ale też nie można tak po prostu do niej wejść, bo przy bramie obowiązuje ścisła selekcja....
więcej mniej Pokaż mimo to2017-04-25
Podstawowe fakty znamy wszyscy: luksusowy liniowiec wypływa z Southampton w dziewiczy rejs do Nowego Jorku i po czterech dniach tonie po zderzeniu z górą lodową, a Atlantyk pochłania dziesiątki tysięcy ton stali, cały ładunek i życie około tysiąca pięciuset ludzi. Tej katastrofie poświęcono już dziesiątki najróżniejszych publikacji, spektakle teatralne oraz filmy dokumentalne i fabularne. Po dziś dzień 15 kwietnia 1912 roku jest datą największej katastrofy morskiej w dziejach.
Książka Waltera Lorda jest fabularyzowanym zapisem tamtej pamiętnej (nomen omen) nocy. Powstawała jakieś 40 lat po katastrofie, więc autor mógł spotkać się i porozmawiać z ocalałymi z Titanica. Zapoznał się również dokładnie z większością istniejących świadectw i dokumentów, w tym z protokołami trzech komisji, które badały przyczyny i skutki tragedii. Jest to zapis rzetelny i wiarygodny, zapis z perspektywy pokładu tonącego statku. Czytelnik ma jedyną w swym rodzaju możliwość stać się jednym z pasażerów i zajrzeć w każdy zakątek transatlantyku: na mostek kapitański, do kwater oficerskich, do kajut pasażerów, do palarni i jadalni. Przeczyta o radiotelegrafistach nieprzerwanie wystukujących wołanie o pomoc, o zalewanych maszynowniach i ładowniach, o ludziach walczących najpierw o utrzymanie statku na wodzie, a potem o życie swoje i współpasażerów. Będzie uczestniczył w wodowaniu szalup i w walce o miejsce w jednej z nich, będzie stał zamknięty na dolnych pokładach wraz z pozostawionymi samym sobie pasażerami trzeciej klasy. Zaobserwuje akty heroicznej odwagi, niezwykłej galanterii, ogromnego współczucia i zwyczajnego tchórzostwa. Poczuje i grozę śmierci i radość ocalenia. A na koniec przejrzy listę 2207 nazwisk pasażerów i członków załogi ze świadomością, że ponad połowę z tych osób na zawsze pochłonęły fale Atlantyku.
Duże brawa należą się autorowi za język tej relacji - żywy i sugestywny, ale też bardzo powściągliwy, unikający i patosu i sentymentalizmu. Lord przyznaje, że nadal istnieje szereg wątpliwości co do szczegółów katastrofy, pytań na które już nie poznamy odpowiedzi. Nie ukrywa też, że tragedii można było uniknąć lub chociaż zminimalizować jej rozmiary. Gdyby nie zlekceważono komunikatów o dryfującym lodzie, gdyby Titanic płynął wolniej, gdyby... Zaletą autora jest również to, że nie rości sobie praw do oceniania kogokolwiek. Z lektury wyniesiemy przekonanie, że ta pamiętna noc przyniosła kres pewnej epoki. Epoki, w której nawet na tonącym statku obowiązywała etykieta i bezwzględny szacunek dla dam. Epoki, w której i w podtopionej szalupie, siedząc w piżamie lub w szlafroku, należało mieć na głowie kapelusz.
Podstawowe fakty znamy wszyscy: luksusowy liniowiec wypływa z Southampton w dziewiczy rejs do Nowego Jorku i po czterech dniach tonie po zderzeniu z górą lodową, a Atlantyk pochłania dziesiątki tysięcy ton stali, cały ładunek i życie około tysiąca pięciuset ludzi. Tej katastrofie poświęcono już dziesiątki najróżniejszych publikacji, spektakle teatralne oraz filmy...
więcej mniej Pokaż mimo to
Two concepts are of importance here, both indicated in the title of the book.
The Opera - thoroughly pictured as a spacious building with 20 floors above and 5 more beneath, consisting of a vast number of people starting from singers and musicians, through managers and technicians, to a ratcatcher. The Opera - understood as music and passion, and above all, as the passion for music.
The Phantom - who is he? The Angel of music, a great singer and composer, who teaches Christine how to make audience weep? The Ghost haunting along the Opera House, presenting extravagant financial needs to the managers and throwing down a huge chandelier? A monster and a trap-door lover kidnapping the prima donna in mid-performance and constructing the torture chamber to prevent anybody from entering his house on the lake?
Or just Erik? The mysterious figure, condemned to live beneath the Opera House, disparaged by all others because of his hideous looks and tortured by the pangs of unreciprocated love? The ugliest man with the most beautiful heart.
I've read this book for the third time and I still do not have the slightest idea why Christine chose the boyish boring Raoul and not the Phantom?
For me it's the most bewitching and mournful love story ever written.
Read in January 2012
Two concepts are of importance here, both indicated in the title of the book.
więcej Pokaż mimo toThe Opera - thoroughly pictured as a spacious building with 20 floors above and 5 more beneath, consisting of a vast number of people starting from singers and musicians, through managers and technicians, to a ratcatcher. The Opera - understood as music and passion, and above all, as the passion...