Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Ostatnio na prawdę zaczęłam doceniać kryminały i cieszę się z każdego nowego tytułu, z którym mogę się zapoznać. Na przykład po „Pokusie diabła” Adriana Bednarka sięgnęłam po książkę „Robaki w ścianie” Hanny S. Białys. 


Jest to pierwszy tom serii kryminałów, gdzie główny bohaterem jest komisarz Bondys. W tej części autorka przenosi czytelnika do Bydgoszczy z lat 90, gdzie pewna dziewczyna znajduje w lesie zwłoki mężczyzny. Kiedy Bondys przyjeżdża na miejsce, okazuje się, że morderca podpisał ofiarę, a na jego klatce piersiowej wyrył napis „HOMO”. Zaczyna się śledztwo oraz wyścig z czasem.


W takich książkach nigdy nie próbuję zgadnąć, kto jest potencjalnym zabójcą. Mam też wrażenie, że tutaj nawet nie za bardzo wiedziałabym kogo typować. W szczególności, że nic nie jest takie, jakie się wydaje na pierwszy rzut oka. Mam pewien niedosyt, chciałabym lepiej poznać historię pewnej pacjentki szpitala psychiatrycznego oraz przeszłość komisarza i mam nadzieję, że autorka poruszy te wątki w kolejnych częściach serii. Powiem Wam, że przy końcówce zrobiłam na prawdę wielkie oczy. Nie spodziewałam się, że akcja skręci w taką stronę.

Mimo pewnych niedociągnięć książkę czyta się naprawdę przyjemnie. Warto wspomnieć, iż Hanna opisuje jak wyglądało zagadnienie homofobii w tamtych czasach. „Robaki w ścianie” to debiut, więc tym bardziej czekam na kolejne tomy, aby sprawdzić, jak rozwija się pióro autorki. 

Ostatnio na prawdę zaczęłam doceniać kryminały i cieszę się z każdego nowego tytułu, z którym mogę się zapoznać. Na przykład po „Pokusie diabła” Adriana Bednarka sięgnęłam po książkę „Robaki w ścianie” Hanny S. Białys. 


Jest to pierwszy tom serii kryminałów, gdzie główny bohaterem jest komisarz Bondys. W tej części autorka przenosi czytelnika do Bydgoszczy z lat 90, gdzie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z twórczością Sławomira Mrożka miałam jedynie styczność przy okazji lektury „Tanga” w szkole średniej. Fanką jego pióra nie zostałam, a z samej powieści nie pamiętam już niczego. Mimo wszystko z ciekawości sięgnęłam po biografię autora, napisaną przez Annę Nasiłowską.

Zacznę może od tego, że autorka włożyła w tę książkę naprawdę mnóstwo pracy. W tytule oprócz jego życiorysu zamieściła również zdjęcia Mrożka z różnych okresów jego życia, rysunki, a nawet obrazy jego żony.

Czy miał ciekawe życie? Ciężko mi to stwierdzić. Na pewno spotkało go kilka traumatycznych przeżyć, które na niego bardzo mocno wpłynęły. Dość często też zmieniał swoje miejsce zamieszkania. Były to min. Polska, potem Włochy, Francja, Meksyk… Autorka przybliżyła również historię jego małżeństwa oraz kontaktów z innymi kobietami. Niekiedy miałam jednak wrażenie, że za dużo było opisów życia jego znajomych, a za mało samego Mrożka.

Co do głównego bohatera…nigdy nie byłam jego fanką, a po zapoznaniu się z biografią raczej bym nią nie została. Z pewnością nie polubiłabym go jako człowieka, a obecnie nie żywię do niego żadnych pozytywnych uczuć.

Nie jest to książka dla każdego. Jest ona na prawdę obszerna – razem z przypisami to ponad 700 stron i czasem czasem mi się dłużyła, a nawet kilka razy zastanawiałam się, czy po prostu nie przerwać lektury i nie odłożyć jej na półkę. Udało mi się ją jednak skończyć i gdybym miała wskazać, dla kogo jest ona przeznaczona, to z pewnością były to osoby, którym jest po drodze z twórczością Mrożka.

Z twórczością Sławomira Mrożka miałam jedynie styczność przy okazji lektury „Tanga” w szkole średniej. Fanką jego pióra nie zostałam, a z samej powieści nie pamiętam już niczego. Mimo wszystko z ciekawości sięgnęłam po biografię autora, napisaną przez Annę Nasiłowską.

Zacznę może od tego, że autorka włożyła w tę książkę naprawdę mnóstwo pracy. W tytule oprócz jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Za „Żelazną księżniczkę” zabrałam się zaraz po skończeniu „Bezwzględnego księcia”. Naprawdę nie mogłam się doczekać poznania tożsamości mężczyzny z pierwszej części oraz tego, co bohaterka zdecyduje się zrobić ze swoim życiem, które całkowicie stanęło na głowie.

UWAGA! PONIŻEJ ZNAJDUJĄ SIĘ SPOILERY

Tempe z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zauroczona Kane’em. Jednak nie mogła wiecznie patrzeć na świat przez różowe okulary. W szczególności, jeżeli chodziło o życie jej brata. Z czasem też zaczęła odkrywać coraz to poważniejsze kłamstwa swojego mężczyzny. Czy będzie w stanie mu zaufać po tym, co od niego usłyszała?

Po zakończeniu zbierałam szczękę z podłogi. Może zaczęłam w trochę nietypowy sposób, jednak naprawdę – zakończenie dosłownie wbiło w fotel i bardzo żałowałam, że przypadkowo je sobie zaspoilerowałam. Żałowałam też tego, że nie posiadam pod ręką ostatniego tomu całej trylogii i przez najbliższy czas nie poznam finału serii.

Cieszę się, że oprócz scen łóżkowych była fabuła, w którą czytelnik mógł się zagłębić. Została opisana w naprawdę interesujący sposób, nie dłużyła się, ciągle się coś działo, a Temple musiała podejmować coraz to nowsze decyzje, wpływające w duży sposób na jej życie. Co do Kane’a, na szczęście nie został postacią, będącą po prostu „chłopakiem głównej bohaterki”. Miał cel, zadania, sprzeczne uczucia i ciekawe backstory.

Póki co jestem naprawdę zachwycona „Trylogią Nieposkromionych”. Liczę, że trzeci tom dotrzyma poziomu swoim dwóm poprzednikom.

Za „Żelazną księżniczkę” zabrałam się zaraz po skończeniu „Bezwzględnego księcia”. Naprawdę nie mogłam się doczekać poznania tożsamości mężczyzny z pierwszej części oraz tego, co bohaterka zdecyduje się zrobić ze swoim życiem, które całkowicie stanęło na głowie.

UWAGA! PONIŻEJ ZNAJDUJĄ SIĘ SPOILERY

Tempe z każdą chwilą stawała się coraz bardziej zauroczona Kane’em....

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Z książkami Megan March znam się nie od dziś. Miałam okazję zapoznać się z jej cyklem „Kasa i perwersje” oraz „Wspólne grzeszki”. Pierwsza seria bardzo przypadła mi do gustu natomiast ta druga niekoniecznie. Nie skreśliłam jednak autorki i nie tak dawno sięgnęłam po „Trylogię nieposkromionych”.

Pierwsza część, czyli „Bezwzględny książę” przybliża postać Temperance Ransom, która wyrwała się z półświatka Nowego Orleanu, dzięki czemu mogła zacząć prowadzić normalne życie. Zdobyła wykształcenie, dobrą pracę, miała dach nad głową…jednak noc w pewnym ekskluzywnym i niebezpiecznym klubie wywróciła jej świat do góry nogami, a mężczyzna, którego imienia nie poznała, zaczął pojawiać się w jej życiu o wiele częściej, niż przypuszczała.

Z początku miałam wrażenie, że dostałam powtórkę ze „Wspólnych grzeszków”, ale na szczęście wartkiej akcji było o wiele więcej niż scen łóżkowych. Tempe okazała się naprawdę interesującą postacią z bardzo ciekawą historią życiową, pasjami, marzeniami. Natomiast ten mężczyzna, dodawał historii nutkę tajemnicy. Kiedy całkowicie dałam ponieść się fabule, nawet nie zauważyłam, że spędziłam na czytaniu cały wieczór. Dlatego też niezwłocznie zabrałam się za jej kontynuację.

Ostatecznie cieszę się, że sięgnęłam po tę powieść. Mimo niepewnego początku naprawdę polubiłam się z tą historią. Muszę nawet przyznać, że jest to jedna z niewielu powieści, w których występują gangi, a która mi się podobała.

Z książkami Megan March znam się nie od dziś. Miałam okazję zapoznać się z jej cyklem „Kasa i perwersje” oraz „Wspólne grzeszki”. Pierwsza seria bardzo przypadła mi do gustu natomiast ta druga niekoniecznie. Nie skreśliłam jednak autorki i nie tak dawno sięgnęłam po „Trylogię nieposkromionych”.

Pierwsza część, czyli „Bezwzględny książę” przybliża postać Temperance Ransom,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od dłuższego czasu nie czytałam poradników specjalistycznych. Zazwyczaj skupiałam swoją uwagę na tych poświęconych coachingu iu zarządzaniu stresem. Teraz jednak zapoznałam się z ciekawą lekturą pt.: “Lider 2.0”.


Całość została podzielona na pięć głównych rozdziałów i liczne podrozdziały. Mnie najbardziej zainteresowały te, opisujące jak powinien zachować się lider w czasie kryzysu oraz te przedstawiające sylwetkę przywódcy obsesyjnego i hipomaniakalnego.


Na plus zdecydowanie można zaliczyć język jakim został napisany poradnik. Autor pisał prosto, nie operował trudnymi zwrotami, a każdą postawę liderską scharakteryzował (czasem nawet bardzo krótko). Dodatkowym urozmaiceniem były anegdotki obrazujące dany temat, a także takie małe Q&A, które znalazły się na końcu wybranych rozdziałów. Po całej lekturze czytelnika czekał mały test.


Na obecnym etapie życia potraktowałam tę pozycję jako zbiór ciekawostek, jednak nie wykluczam, że w przyszłości wrócę do tego tytułu, aby trochę “podszkolić” się w byciu liderem, a także po to, żeby przypomnieć sobie czego powinnam jako przywódczyni unikać.

Od dłuższego czasu nie czytałam poradników specjalistycznych. Zazwyczaj skupiałam swoją uwagę na tych poświęconych coachingu iu zarządzaniu stresem. Teraz jednak zapoznałam się z ciekawą lekturą pt.: “Lider 2.0”.


Całość została podzielona na pięć głównych rozdziałów i liczne podrozdziały. Mnie najbardziej zainteresowały te, opisujące jak powinien zachować się lider w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Naprawdę rzadko sięgam po kryminały, ale po przeczytaniu „Pokusy diabła” z chęcią nadrobię całą serię autorstwa Adriana Bednarka. Już dawno żadna książka z tego gatunku nie wbiła mnie tyle razy w fotel i nie wywołała całej gamy emocji.

Kuba dalej żyje swoim nowym życiem. Ma dobrze prosperującą firmę, asystentkę zajmującą się jego sprawami, a także kobietę, z którą spędza swój wolny czas. Jednak mroczne instynkty głównego bohatera nie zostały całkowicie wyciszone. Dodatkowo wzrastają na sile, kiedy to w Krakowie dochodzi do fali morderstw. Jak się okazuje, tym razem strach sieje Mim – naśladowca Rzeźnika Niewiniątek, który grasował na terenie dawnej stolicy Polski jakiś czas temu…

Czułam się wrzucona w sam środek wydarzeń bez przygotowania. Na początku nie mogłam się, zorientować kim była Klara, a kim Sonia oraz, co przydarzyło się tym dwóm kobietom. Na szczęście udało mi się informacje o tym wyciągnąć gdzieś z kontekstu.

Niestety nie znam poprzednich części serii o Kubie („Pokusa diabła” to już siódma część), chociaż mam wrażenie, że dawno temu czytałam już którąś z powieści autora. Pióro wydaje się znajome.

Tak jak wspominałam, książka ta wcisnęła mnie w fotel. Niejednokrotnie byłam zaskoczona niektórymi opisami, czasem poczułam obrzydzenie, a czasem po plecach przechodziły mi dreszcze. A końcówka była dla mnie naprawdę interesująca i pozostawiła pewien niedosyt, dlatego też może trochę źle to zabrzmi, ale nie mogę się już doczekać kolejnej części o Kubie Sobańskim.

Naprawdę rzadko sięgam po kryminały, ale po przeczytaniu „Pokusy diabła” z chęcią nadrobię całą serię autorstwa Adriana Bednarka. Już dawno żadna książka z tego gatunku nie wbiła mnie tyle razy w fotel i nie wywołała całej gamy emocji.

Kuba dalej żyje swoim nowym życiem. Ma dobrze prosperującą firmę, asystentkę zajmującą się jego sprawami, a także kobietę, z którą spędza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy byłam młodsza, pióro Rainbow Rowell nie przypadło mi do gustu. Z jej książkami „przeprosiłam się” dopiero przy okazji zapoznawania się z serią o Simonie Snow. Następnie zakochałam się w powieści pt.: „Fangirl”. Teraz natomiast mogłam zapoznać się z lekturą pt.: „Eleonora i Park”.

Dwójka ludzi z zupełnie różnych światów. Podczas pierwszych spotkań nie odzywali się do siebie. Pewnego dnia dziewczyna zaczęła czytać komiksy Parka, z którymi ten zapoznawał się podczas drogi do szkoły. Potem zaczęli rozmawiać i zbliżać się do siebie.

Patrząc na okładkę, spodziewałam się uroczego romansu między dwójką nastolatków. Jednak oprócz tego, dostałam postać okropnego ojczyma, a także toksyczną relację między nim a matką Eleonory. Po zapoznaniu się z całą historią, w ogóle nie dziwiła mnie decyzja podjęta przez główną bohaterkę. Co do Parka, to widać było, że bardzo zależało mu na Eleonorze i chciał zrobić wszystko, aby dziewczyna pozostała bezpieczna. Dosłownie wszystko.

Powiem Wam, że cała książka mnie zaskoczyła i absolutnie nie żałuję spędzonego z nią czasu. Przez większość opowieści współczułam Eleonorze sytuacji w domu, ale cieszyłam się, że chociaż na chwilę znajdowała wytchnienie spędzając czas z Parkiem. Jest to trudny tytuł, ukazujący pierwsze miłości, opisujący patologiczne zachowania, ale także pokazujący to, że prawdziwych przyjaciół naprawdę poznaje się w biedzie.

Kiedy byłam młodsza, pióro Rainbow Rowell nie przypadło mi do gustu. Z jej książkami „przeprosiłam się” dopiero przy okazji zapoznawania się z serią o Simonie Snow. Następnie zakochałam się w powieści pt.: „Fangirl”. Teraz natomiast mogłam zapoznać się z lekturą pt.: „Eleonora i Park”.

Dwójka ludzi z zupełnie różnych światów. Podczas pierwszych spotkań nie odzywali się do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niedawno po raz ostatni zawitałam do świata Dunbridge Academy. Mimo że od jakiegoś czasu nie jestem już targetem tej książki, to i tak spędziłam przy tej serii bardzo miłe chwile i naprawdę ciężko mi się rozstawać z uniwersum.

„Dunbridge Academy. Na zawsze twoja” opowiada o Olive – jednej z uczennic oraz Colinie – najnowszym „nabytku”, który dopiero co się pojawił, a już zaczął stwarzać problemy. Ta dwójka spotkała się przypadkowo przy basenie. Na początku nie przepadali za sobą, jednak kiedy zaczęli się poznawać, coś między nimi zaczęło iskrzyć. Tylko…jak zareagują na swoje sekrety, kiedy te wyjdą na światło dzienne?

Colin to najmniej przeze mnie lubiany męski bohater z całej serii Dunbridge Academy. Nie lubiłam go już od pierwszych stron. Owszem, potem było mi go naprawdę szkoda i bardzo mu współczułam sytuacji, w której się znalazł, co nie zmieniło faktu, że w rzeczywistości raczej bym się z nim nie dogadała. Co do Olive, to cieszę się, że mogłam poznać w końcu historię z jej perspektywy.

Autorka podobnie jak w poprzednich tomach poruszyła trudne tematy tj. np. przewlekła choroba, samookaleczanie czy zaburzenia odżywiania. Nie znam wielu książek o diabetykach, dlatego też poruszenie tego wątku było dla mnie na plus.

Naprawdę żałuję, że to już koniec mojej przygody z bohaterami DA. Ciężko jest mi się rozstać z tym światem i jeśli mam być szczera, to z chęcią przeżyłabym całą tę przygodę jeszcze raz. Czuję się tak, jakbym opuszczała starych przyjaciół, z którymi zdążyłam się już zżyć. Jeżeli nie znacie Emmy i Henry’ego oraz Tori i Sinclaira, to naprawdę zachęcam do nadrobienia powieści Sarah Sprinz.

Niedawno po raz ostatni zawitałam do świata Dunbridge Academy. Mimo że od jakiegoś czasu nie jestem już targetem tej książki, to i tak spędziłam przy tej serii bardzo miłe chwile i naprawdę ciężko mi się rozstawać z uniwersum.

„Dunbridge Academy. Na zawsze twoja” opowiada o Olive – jednej z uczennic oraz Colinie – najnowszym „nabytku”, który dopiero co się pojawił, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mimo że od jakiegoś czasu zawodowo nie zajmuję się już tematem SEO, to jednak towarzyszy mi on w życiu prywatnym. Chociażby właśnie przy prowadzeniu bloga i pozycjonowaniu wpisów.

„SEO dla blogerów, influencerów i marek osobistych” jest bardzo przydatnym poradnikiem dla tych z Was, którzy chcieliby rozpocząć swoją przygodę z SEO lub też dla takich osób jak ja – chcących sobie przypomnieć niektóre zagadnienia. Autorka w swoim tytule omawia m.in. architekturę bloga, słowa kluczowe, narzędzia, z których można korzystać przy tworzeniu wpisów oraz sposoby na zwiększenie zasięgu bloga. Przedstawia również opinie ekspertów w danym temacie.

Byłam naprawdę zachwycona całą lekturą. Raz, że przypomniałam sobie niektóre fakty i narzędzia, to w dodatku poznałam jeszcze kilka nowych i bardzo ciekawych informacji (np. o Google News i Google Discover). Wszystko zostało napisane bardzo prostym językiem i opatrzone przykładami (Ewelina opiera się na przykładzie swojej strony). Z pewnością posłużę się ta książką przy okazji odświeżania swojego bloga.

Jeżeli stawiacie swoje pierwsze kroki na drodze SEO, lub też chcielibyście pogłębić tę wiedzę, to myślę, że ta lektora będzie dla Was idealna. Naprawdę warto się z nią zapoznać.

Mimo że od jakiegoś czasu zawodowo nie zajmuję się już tematem SEO, to jednak towarzyszy mi on w życiu prywatnym. Chociażby właśnie przy prowadzeniu bloga i pozycjonowaniu wpisów.

„SEO dla blogerów, influencerów i marek osobistych” jest bardzo przydatnym poradnikiem dla tych z Was, którzy chcieliby rozpocząć swoją przygodę z SEO lub też dla takich osób jak ja – chcących...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Być może pamiętacie, że jakiś czas temu czytałam „Dirty girl” autorstwa Meghan March. Być może też pamiętacie, że nie do końca zaiskrzyło między mną a tą powieścią i liczyłam na to, że kontynuacja – „Dirty love” spodoba mi się o wiele bardziej.

W wielkim skrócie. Greer miała złamane serce. Znowu. Pod wpływem alkoholu opublikowała wpis kończący jej relację z Cavem. Ten wybryk poskutkował wyjazdem na wieś i obstawieniem domu ochroną. Cav jednak nie chciał tak łatwo się poddać i za wszelką cenę próbował odzyskać dziewczynę.

Niestety przy tej części również miałam wrażenie, że mało się w niej działo. Wydawało mi się, że najwięcej było scen 18+, a dopiero pod koniec, kiedy Greer stanęła oko w oko z pewnym mężczyzną, zaczęło się dziać coś ciekawego i interesującego. Co do bohaterów, to brat głównej bohaterki nie wzbudził mojej sympatii. Najpierw próbował ją odseparować od jej byłego, a potem miałam wrażenie, że machnął na nich ręką.

Nie jest to moja ulubiona seria napisana przez Meghan, ale w przyszłości z ciekawości sięgnę po kolejne tytuły tej pisarki.
Napisz do: Tom Woz

Być może pamiętacie, że jakiś czas temu czytałam „Dirty girl” autorstwa Meghan March. Być może też pamiętacie, że nie do końca zaiskrzyło między mną a tą powieścią i liczyłam na to, że kontynuacja – „Dirty love” spodoba mi się o wiele bardziej.

W wielkim skrócie. Greer miała złamane serce. Znowu. Pod wpływem alkoholu opublikowała wpis kończący jej relację z Cavem. Ten...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czasem lubię sięgnąć po dzienniki motywacyjne. Co prawda rzadko z nich korzystam, jednak udało mi się już jeden taki zapełnić. Być może pamiętacie, że jakiś czas temu uzupełniałam „Moc sześciu minut. Codziennik motywacyjny”. Natomiast od niedawna tworzę zapiski w „Praca z cieniem. Dziennik Motywacyjny, dzięki któremu poznasz, przekroczysz i zintegrujesz swoje cienie”.

Od razu po otwarciu książki zauważyłam kod QR, prowadzący do aplikacji dedykowanej temu dziennikowi. Niestety poczułam się rozczarowana, ponieważ jak się okazało – nie jest ona kompatybilna z moim telefonem.

Całość została podzielona na wstęp, różnego rodzaju ćwiczenia oraz wskazówki do prowadzenia zeszytu. Autorka opisała w nim również jak dotrzeć do źródeł naszego cienia. Najbardziej spodobał mi się początek, wyjaśniający czym jest psychika oraz rozdział przedstawiający pułapki myślowe. Wykonałam też kilka ćwiczeń, które pomogły mi zrozumieć pewne zależności.

Nie jest to koniec mojej pracy z tym codziennikiem. Przede mną wciąż pewna droga do przejścia i mam nadzieję, że za niedługo uda mi się ją całą pokonać.

Czasem lubię sięgnąć po dzienniki motywacyjne. Co prawda rzadko z nich korzystam, jednak udało mi się już jeden taki zapełnić. Być może pamiętacie, że jakiś czas temu uzupełniałam „Moc sześciu minut. Codziennik motywacyjny”. Natomiast od niedawna tworzę zapiski w „Praca z cieniem. Dziennik Motywacyjny, dzięki któremu poznasz, przekroczysz i zintegrujesz swoje cienie”.

Od...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Spotkamy się we śnie Marta Jednachowska, Jolanta Kosowska
Ocena 7,8
Spotkamy się w... Marta Jednachowska,...

Na półkach:

Podczas zapoznawania się z „Pracą z cieniem”, znalazłam tam zalecenie, aby zapisywać swoje sny. Zazwyczaj ich nie pamiętam, więc nie za wiele udało mi się ich zanotować. Jednak bohaterka „Spotkamy się we śnie”, dzięki swoim świadomym snom miałaby o wiele więcej materiału do opisania.

Tak, dobrze czytacie. Oliwia potrafi świadomie śnić. Robi to tak świetnie, że w pewnym momencie poznaje Mirona. Co ciekawe, mężczyzna nie zachowuje się jak mara czy duchowy przewodnik. Za to wydaje się być zadziwiająco prawdziwy. Po pewnym czasie Oliwia zaczyna czuć do niego coś więcej niż zwykłą fascynację. Jednak czy można zakochać się w kimś, kto prawdopodobnie nie istnieje?

Książka ta to taki oddech od ciężkiego tygodnia. Kiedy wpadłam w świat głównej bohaterki, nie mogłam z niego wyjść. Dodatkowo wątek świadomego śnienia i jego następstw był naprawdę świetny i z chęcią się z nim zapoznałam. Mam niestety jedno ale. Nie za bardzo podobało mi się zachowanie Oliwii, która kleiła się do kogoś innego, chociaż miała narzeczonego. Dobrze, że ją samą naszła taka refleksja, czy aby przypadkiem nie jest to zdrada. Osobiście do tej sceny mam nieco mieszane odczucia.

Ogólnie cała historia naprawdę mi się podobała. Jest trochę słodko – gorzka, ale życiowa. Mam nadzieję, że za niedługo będę mogła przeczytać kolejną powieść spod pióra Jolanty Kosowskiej oraz jej córki.

Podczas zapoznawania się z „Pracą z cieniem”, znalazłam tam zalecenie, aby zapisywać swoje sny. Zazwyczaj ich nie pamiętam, więc nie za wiele udało mi się ich zanotować. Jednak bohaterka „Spotkamy się we śnie”, dzięki swoim świadomym snom miałaby o wiele więcej materiału do opisania.

Tak, dobrze czytacie. Oliwia potrafi świadomie śnić. Robi to tak świetnie, że w pewnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już dawno nie czytałam książki, która kręci się wokół muzyki. Ostatnio z tego co pamiętam, była to „Nate plus one”. Teraz miałam okazję zapoznać się ze „Stars among us” polskiej autorki – Agnieszki Kareckiej.

Świat Hayley rozpada się na kawałki wraz z ciężką chorobą babci. Jako że była jej prawną opiekunką, dziewczynie grozi zamieszkanie w rodzinie zastępczej. Jednak nieoczekiwanie w jej życiu pojawia się siostra zmarłej matki, która umieszcza ją w szkole dla artystów.

Od razu powiem Wam, że playlista do tej powieści zawiera większość moich ulubionych piosenek, przez co wzmianki o nich w treści lektury powodowały u mnie wielki uśmiech. Hayley nie była bohaterką irytującą, w zasadzie nie pamiętam żadnej takiej sytuacji, przez którą uznałabym ją za infantylną. Miała za to dobre serce. Niestety niekiedy pakowało ją ono w tarapaty.

W książce znajdziemy trochę tajemnic, kilka postaci z interesującą historią oraz przybliżenie tego, jak żyje się w szkole z internatem, gdzie położony został nacisk na zajęcia artystyczne, takie jak taniec czy śpiewanie.
Spędziłam z tą książką naprawdę przyjemne chwile. „Stars among us” to idealna powieść na spokojny wieczór. Bardzo ją polecam.

Już dawno nie czytałam książki, która kręci się wokół muzyki. Ostatnio z tego co pamiętam, była to „Nate plus one”. Teraz miałam okazję zapoznać się ze „Stars among us” polskiej autorki – Agnieszki Kareckiej.

Świat Hayley rozpada się na kawałki wraz z ciężką chorobą babci. Jako że była jej prawną opiekunką, dziewczynie grozi zamieszkanie w rodzinie zastępczej. Jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chyba ostatnio ciążyło na mnie jakieś fatum, ponieważ niedawno czytane lektury nie za bardzo mi się podobały. Miałam nadzieję, że „I see London” przełamie złą passę i rozpocznie erę powieści, które na swój sposób mnie urzekną.

Maggie wyjeżdża do International School w Londynie, gdzie postanawia zmienić swoje dotychczasowe plany. Już pierwszego dnia poznaje Samira – największego podrywacza w szkole. Pewnego wieczoru nawiązała natomiast znajomość ze starszym od niej Hugh’em – właścicielem jednego z klubów. Jednak chłopak poznany w placówce, w której się uczy, wciąż zaprzątał jej myśli.

Zachowanie Maggie było dla mnie niezrozumiałe. W zasadzie odebrałam tę książkę tak, że dziewczyna kursowała przez większość fabuły między jednym a drugim mężczyzną. Dodatkowo ukrywała przed Hugh prawdę o sobie. Sama końcówka powieści zrobiła się dla mnie wręcz niekomfortowa i naprawdę nie rozumiałam, jak można w ten sposób traktować drugiego człowieka. W zasadzie zarówno główna bohaterka jak i Samir mieli swoje za uszami.

Być może jestem już w takim wieku, że nie kręcą mnie trójkąty miłosne. Wyjątek stanowi tutaj „Dunbridge Academy. Tylko z tobą”, gdzie ten wątek jak dla mnie został wykreowany bardzo dobrze.
Polecam samemu poznać tę historię, jeśli lubicie opowieści o studentach, imprezach, wyjazdach i miłości.

Chyba ostatnio ciążyło na mnie jakieś fatum, ponieważ niedawno czytane lektury nie za bardzo mi się podobały. Miałam nadzieję, że „I see London” przełamie złą passę i rozpocznie erę powieści, które na swój sposób mnie urzekną.

Maggie wyjeżdża do International School w Londynie, gdzie postanawia zmienić swoje dotychczasowe plany. Już pierwszego dnia poznaje Samira –...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nowy rok, nowe książki, nowe recenzje. Akurat styczeń zacznę od pewnej powieści dla młodzieży, napisanej z perspektywy dwójki bohaterów. Nie przedłużając, chciałabym Wam przedstawić Antona oraz Liwię z „Broken Wings”.

Poznali się na kursie internetowym „Wyzwól artystę”. On zobaczył w niej swoją następną modelkę o nietypowej urodzie. Ona była pod wrażeniem jego bezpośredniości. Wymienili się numerami telefonów, a także przeprowadzili ze sobą liczne rozmowy. Jednak…czy tę relację można było nazwać miłością?

Liwia czasem irytowała mnie swoim nieadekwatnym do wieku zachowaniem i niektórymi reakcjami na pewne sytuacje. Niestety w przeciwieństwie do niej, Anton denerwował mnie przez całą książkę. Jak nie lubiłam go, kiedy opowiadała o nim główna bohaterka, tak gdy zaczęłam czytać jego historię, znielubiłam go jeszcze bardziej. Owszem, miał całe życie pod górkę, jednak odebrałam jego zachowanie jako ciągłe użalanie się nad sobą i brak chęci zmiany swojej sytuacji. Naprawdę byłam zaskoczona, że mimo wszystko trwał przy fotografii i modelingu, nawet jeżeli nie miał z tego pieniędzy na opłacenie czynszu lub zrobienie zakupów.

Na plus było to, że z perspektywy Antona mogliśmy zobaczyć inne wiadomości, które wymieniał z Liwią, niż te, pokazane przez bohaterkę.
Ogólnie nie za bardzo polubiłam się z całą historią. Was natomiast zachęcam do samodzielnego wyrobienia sobie o niej zdania.

Nowy rok, nowe książki, nowe recenzje. Akurat styczeń zacznę od pewnej powieści dla młodzieży, napisanej z perspektywy dwójki bohaterów. Nie przedłużając, chciałabym Wam przedstawić Antona oraz Liwię z „Broken Wings”.

Poznali się na kursie internetowym „Wyzwól artystę”. On zobaczył w niej swoją następną modelkę o nietypowej urodzie. Ona była pod wrażeniem jego...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Kleks. Nowy początek Krzysztof Gureczny, Agnieszka Kruk, Katarzyna Rygiel
Ocena 6,7
Kleks. Nowy po... Krzysztof Gureczny,...

Na półkach:

Nie jestem jakąś wielką fanką „Akademii Pana Kleksa”. Pamiętam, że była ona moją lekturą szkolną. Film chyba też oglądałam, jednak nie zapadł mi jakoś bardzo w pamięć. Mimo wszystko z ciekawości sięgnęłam po „Kleks. Nowy początek”, czyli najnowszą odsłonę tego magicznego uniwersum.

Dwunastoletnia, racjonalna Ada trafia do magicznej Akademii Pana Kleksa, gdzie bierze udział w niezwykłych zajęciach, a także poznaje interesujące dzieci z całego świata. Jednocześnie stara się ona dowiedzieć, co stało się z jej ojcem oraz próbuje bliżej poznać dyrektora przybytku – Ambrożego Kleksa, z którym jest spokrewniona.

Cała powieść jest dosyć krótka, jednak czytałam ją dość długo. Być może ze względu na to, że jak dla mnie była nieco zbyt chaotyczna. Nie mogłam odnaleźć się w tym świecie, nie spotkałam też żadnego bohatera, z którym mogłabym się utożsamić, lub chociaż go polubić. Myślałam, że obdarzę sympatią Alberta. Na samym początku jego postać miała naprawdę ogromny potencjał. Niestety wg mnie nie został on wykorzystany. Odniosłam wrażenie, że pod koniec został „spłaszczony” i potraktowany po macoszemu. Brakowało mi też wyjaśnienia tego, co finalnie stało się z ojcem Ady.

Plusy? Na pewno na uwagę zasługuje fontanna, dzięki której dzieci mogły się porozumiewać ze sobą, a także fakt, że postacie z różnych bajek, w pewnym momencie znalazły się za bramą Akademii. Dało mi to taki vibe „Tytusa, Romka i A’tomka wśród złodziei marzeń”.

Jeżeli w przyszłości pojawiłaby się następna część Akademii, raczej nie będę się z nią zapoznawać. Was jednak zachęcam do samodzielnego wyrobienia sobie zdania o „Kleks. Nowy początek”.

Nie jestem jakąś wielką fanką „Akademii Pana Kleksa”. Pamiętam, że była ona moją lekturą szkolną. Film chyba też oglądałam, jednak nie zapadł mi jakoś bardzo w pamięć. Mimo wszystko z ciekawości sięgnęłam po „Kleks. Nowy początek”, czyli najnowszą odsłonę tego magicznego uniwersum.

Dwunastoletnia, racjonalna Ada trafia do magicznej Akademii Pana Kleksa, gdzie bierze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Myślę, że na ostatni dzień roku idealną powieścią będzie „Revelle”, której akcja rozgrywa się na wyspie Charmant, gdzie szampan i magia wzajemnie się przeplatają, a wszelkie fantazje i marzenia mogą się ziścić. Oczywiście za odpowiednią opłatą w postaci szlachetnych kamieni.

Na tej wyspie żyje pięć rodów: podróżujący w czasie Chronosowie, czytający w myślach Edwardianie, uzdrawiający Strattori, Effigenowie – za pomocą swojej mocy potrafią wszystko zwielokrotnić oraz właśnie Revelle’owie, będący w stanie manipulować emocjami. Właśnie do tej ostatniej rodziny należy Luxe – gwiazda magicznego show. Na jej barkach spoczywa ważne zadanie – musi uwieść Dewey’a Chronosa, aby zapewnić najbliższym dostęp do bardzo cennego towaru, który jest tylko w posiadaniu chłopaka.

Książkę „połyka” się na raz. Jest pełna ciekawych zwrotów akcji, tajemnic rodzinnych, przekrętów, zazdrości, manipulacji…wszystko to składa się na powieść, od której ciężko jest się oderwać. Opisy były tak obrazowe i barwne, że czasami miałam wrażenie, że nie czytam, a oglądam bardzo dobry serial. Tytuł ten mocno oddziaływał na moją wyobraźnię. Ze wszystkich bohaterów polubiłam Jamisona, będącego naprawdę ciepłą i dobrą postacią. Co do Luxe, to jej naprawdę współczułam. Nosiła w sobie wielki ból, z którym musiała radzić sobie całkiem sama.

W ogóle bym nie powiedziała, że jest to debiut. Mam nadzieję, że następne książki autorki będą tak samo dobre jak „Revelle”.

Myślę, że na ostatni dzień roku idealną powieścią będzie „Revelle”, której akcja rozgrywa się na wyspie Charmant, gdzie szampan i magia wzajemnie się przeplatają, a wszelkie fantazje i marzenia mogą się ziścić. Oczywiście za odpowiednią opłatą w postaci szlachetnych kamieni.

Na tej wyspie żyje pięć rodów: podróżujący w czasie Chronosowie, czytający w myślach Edwardianie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jako że kończy się rok, to przyszla pora na ostatnie recenzje w 2023. Akurat dziś podzielę się z Wami opinią o dwóch, bardzo, ale to bardzo ciekawych powieściach. Na pierwszy ogień pójdzie czwarty tom przygód Poppy znanej z cyklu Krew i popiół – czyli „Wojna dwóch królowych”. Od razu Was uprzedzę. TYTUŁ TEN SKIEROWANY JEST DO OSÓB 18+. NA SAMYM POCZĄTKU ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ OSTRZEŻENIE, ŻE SCENY MIŁOSNE SĄ ŚMIELSZE NIŻ W POPRZEDNICH TOMACH.

UWAGA: MOGĄ SIĘ POJAWIĆ SPOILERY

Poppy została sama. Od uprowadzenia Casteela minęło trochę czasu, który to dziewczyna skrupulatnie liczy. Nie ma jednak czasu na smutek i rozpacz, ponieważ jest w trakcie wojny. U jej boku jak zwykle oddanie stoi Kieran – doradca i najlepszy przyjaciel jej męża. Jest zdeterminowana, aby uwolnić swojego ukochanego i raz na zawsze położyć kres intrygom Krwawej Królowej. Jednak…czy jest gotowa, aby poznać prawdę o samej sobie?

Wow. Po prostu wow. Od zeszłego roku, kiedy to premierę miała pierwsza część całego cyklu, zostałam wielką fanką tego uniwersum. W „Wojnie dwóch królowych” jest wiele opisów walk oraz tego, co dzieje się na frontach. Poppy musi podejmować trudne decyzje, jednak nie może się poddać, ani przed niczym cofnąć. Postać Krwawej Królowej jest wręcz świetna, a plot twist, który się pojawił…po prostu wbił mnie w fotel. Niektóre wątki opisano tak emocjonalnie i uroczo, że aż się przy nich uśmiechałam. Co do scen miłosnych, to nie miałam wrażenia, że były śmielsze. Ale może też dlatego, że przeczytałam wiele erotyków i mało co już mnie zaskakuje.

W zasadzie nie mogłam się oderwać od tego tytułu. Powiem Wam, że tak się wczytałam w powieść, że po obiad szłam z nosem w książce. Z niecierpliwością będę czekać na kolejne części. W szczególności, że w przygotowaniu jest kolejny tom przygód Serapheny.

Jako że kończy się rok, to przyszla pora na ostatnie recenzje w 2023. Akurat dziś podzielę się z Wami opinią o dwóch, bardzo, ale to bardzo ciekawych powieściach. Na pierwszy ogień pójdzie czwarty tom przygód Poppy znanej z cyklu Krew i popiół – czyli „Wojna dwóch królowych”. Od razu Was uprzedzę. TYTUŁ TEN SKIEROWANY JEST DO OSÓB 18+. NA SAMYM POCZĄTKU ZNAJDUJE SIĘ RÓWNIEŻ...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie sądziłam, że jeszcze w tym roku uda mi się przeczytać książkę, która ma vibe, podobny do „Nate plus one”. Jeżeli więc podobała się Wam ta powieść, to koniecznie zapoznajcie się z „15 dni jest na zawsze” Vitora Martinsa.

Felipe rozpoczyna ferie zimowe, podczas których ma ochotę po prostu najzwyczajniej w świecie odpocząć od ludzi ze szkoły, wyzywających go od grubasów i pączków. Plany te niestety zostają zakłócone przez pojawienie się w domu chłopaka z sąsiedztwa – Caio. Jego rodzice wyjeżdżają na dwa tygodnie, więc mama Felipe zgodziła się mieć na niego oko. Nie wie jednak, że to była pierwsza miłość jej syna.

W tym tytule dużo się dzieje. Poruszono tu temat prześladowania ze względu na wagę, wychodzenia ze strefy komfortu, pokonywania własnych słabości i akceptacji siebie. Główny bohater zmienia się na lepsze, dzięki wsparciu bliskich mu osób. Uczucie między postaciami pojawia się powoli, nie jest nachalne ani sztuczne. Chyba nie było takiego charakteru, którego bym nie lubiła. Jedynie mam trochę żal do mamy Caio, zachowującej się nie fair w stosunku do przyjaciółki swojego syna.

„15 dni jest na zawsze” czytało się naprawdę przyjemnie, ogólnie cała książka była bardzo życiowa. Muszę przyznać, że mimo wszystko udało mi się przy niej odpocząć i złapać trochę dystansu do wszystkiego.

Nie sądziłam, że jeszcze w tym roku uda mi się przeczytać książkę, która ma vibe, podobny do „Nate plus one”. Jeżeli więc podobała się Wam ta powieść, to koniecznie zapoznajcie się z „15 dni jest na zawsze” Vitora Martinsa.

Felipe rozpoczyna ferie zimowe, podczas których ma ochotę po prostu najzwyczajniej w świecie odpocząć od ludzi ze szkoły, wyzywających go od grubasów...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tak miało być Przemek Corso, Julia Żugaj
Ocena 5,4
Tak miało być Przemek Corso, Juli...

Na półkach:

Przed zapoznaniem się z „Tak miało być” starałam się unikać wszelkiego rodzaju filmików/recenzji na temat tej powieści. Niestety nieoznakowane spoilery spowodowały, że coś nie coś o niej usłyszałam. W dodatku były to niestety same negatywne rzeczy.

Ale od początku. Mia wraz z mamą i ojczymem mieszka w Cape May. Dziewczyna gra w baseball dzięki bakcylowi, którego w dzieciństwie „złapała” od swojego biologicznego ojca. Bohaterka kocha ten sport całym swoim sercem i właśnie przygotowuje się do mistrzostw. Wszystko idzie dobrze do czasu poznania Nicholasa – starszego brata swojej przyjaciółki.

Z plusów na pewno warto zwrócić uwagę na fakt, że Mia, zamiast całe dnie spędzać w świecie wirtualnym, spełnia się na boisku, co bardzo dobrze widać. Fajnie, że zostały chociaż trochę opisane zasady baseballu, bo to zawsze jakaś ciekawostka. Z minusów, jakie znalazłam, było zachowanie Mii inne niż powinna wykazywać prawie osiemnastolatka. Oceniając jej poczynania, raczej bym powiedziała, że ma około 13 - 14 lat. No i czasem irytowało mnie to, że często powtarzała zdanie: „Co się ze mną dzieje?”. Nie podobało mi się też to, jak traktowała swojego ojczyma.

„Tak miało być” to taki miszmasz. Jest tu trochę o pierwszej miłości, złamanym sercu, o grze w baseball, o stracie rodziców oraz o tym, jak bohaterowie sobie z tym radzą... Romans nie jest głównym motywem, ale gdzieś tam istnieje w tle.

Po tych negatywnych opiniach myślałam, że ta książka jest naprawdę zła. Ale jak mam być szczera, to po pierwsze – nie jestem już targetem, do jakiego skierowana jest ta pozycja, a po drugie – czytałam o wiele gorsze rzeczy w swoim życiu. Zachęcam do samodzielnego wyrobienia sobie zdania o tej lekturze.

Przed zapoznaniem się z „Tak miało być” starałam się unikać wszelkiego rodzaju filmików/recenzji na temat tej powieści. Niestety nieoznakowane spoilery spowodowały, że coś nie coś o niej usłyszałam. W dodatku były to niestety same negatywne rzeczy.

Ale od początku. Mia wraz z mamą i ojczymem mieszka w Cape May. Dziewczyna gra w baseball dzięki bakcylowi, którego w...

więcej Pokaż mimo to