rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Rzadko pojawia się na listach książek rozwojowych, a szkoda. Lekka i mądra. Każde słowo jest dobrze przemyślane, a do tego fajny humor. Zdecydowanie polecam, szczególnie osobom młodszym. Dla mnie bardzo duże - pozytywne - zaskoczenie!

Rzadko pojawia się na listach książek rozwojowych, a szkoda. Lekka i mądra. Każde słowo jest dobrze przemyślane, a do tego fajny humor. Zdecydowanie polecam, szczególnie osobom młodszym. Dla mnie bardzo duże - pozytywne - zaskoczenie!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Fajna rozrywka! Szybka narracja, wyrazista bohaterka i kosmos w tle.

Fajna rozrywka! Szybka narracja, wyrazista bohaterka i kosmos w tle.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pochłonęła mnie na całego! Dawno nie "pożerałam" z taką łapczywością książki w tego typu klimatach! Należy podkreślić, że C. Grasowi udało się połączyć dużą dawkę informacji z taką niesamowitą dla mnie lekkością pióra. Mogę wręcz powiedzieć, że jest to tytuł nie tylko dla osób zafiksowanych na temacie gór, ale i dla każdego, kto lubi dobrą lekturę. Jedno z największych zaskoczeń tego roku. Szczerze polecam!;)

Pochłonęła mnie na całego! Dawno nie "pożerałam" z taką łapczywością książki w tego typu klimatach! Należy podkreślić, że C. Grasowi udało się połączyć dużą dawkę informacji z taką niesamowitą dla mnie lekkością pióra. Mogę wręcz powiedzieć, że jest to tytuł nie tylko dla osób zafiksowanych na temacie gór, ale i dla każdego, kto lubi dobrą lekturę. Jedno z największych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ujął mnie sposób, w jaki autorka wyraża się o osobach wysoko wrażliwych: ze zrozumieniem, wrażliwością i szacunkiem. Polecam każdemu, kto ma się za tak zwanego "wrażliwca", i każdemu zainteresowanemu tematem!;)

Ujął mnie sposób, w jaki autorka wyraża się o osobach wysoko wrażliwych: ze zrozumieniem, wrażliwością i szacunkiem. Polecam każdemu, kto ma się za tak zwanego "wrażliwca", i każdemu zainteresowanemu tematem!;)

Pokaż mimo to


Na półkach:

To moje "pierwsze spotkanie" ze Sparksem i muszę powiedzieć, że jestem zawiedziona, bardzo...! Chyba najbardziej rozczarowujący jest ten beznamiętny sposób pisania... Zaznaczam, że z przyjemnością obejrzałam wiele filmów na podstawie jego powieści i nastawiłam się na coś naprawdę fajnego i nasyconego dużą dawką romantyzmu skrytego między słowami.

To moje "pierwsze spotkanie" ze Sparksem i muszę powiedzieć, że jestem zawiedziona, bardzo...! Chyba najbardziej rozczarowujący jest ten beznamiętny sposób pisania... Zaznaczam, że z przyjemnością obejrzałam wiele filmów na podstawie jego powieści i nastawiłam się na coś naprawdę fajnego i nasyconego dużą dawką romantyzmu skrytego między słowami.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Intrygująca... Bardzo miłe zaskoczenie!

Intrygująca... Bardzo miłe zaskoczenie!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy potrzebujesz przemyśleć różne sprawy w swoim życiu i masz dość "tradycyjnych" poradników rozwojowych... Ta książka naprawdę pozwali Ci spojrzeć na wiele rzeczy z zupełnie innej perspektywy. Warto przeczytać!;)

Kiedy potrzebujesz przemyśleć różne sprawy w swoim życiu i masz dość "tradycyjnych" poradników rozwojowych... Ta książka naprawdę pozwali Ci spojrzeć na wiele rzeczy z zupełnie innej perspektywy. Warto przeczytać!;)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mogłabym napisać: przewidywalna, banalna, momentami głupiutka, że aż śmiać się chce, ale... powieść Cass ma w sobie coś takiego, że wpadasz w sidła opowieści i przepadasz. Czyta się to jednym tchem, nie da się oderwać do ostatniej strony. Napiszę więc (też): "Rywalki" to fajna odskocznia od codzienności, przyzwoita rozrywka z książką w dłoni i jedna z tych historii, której bohaterką chciałoby zostać wiele dziewczyn:)

Mogłabym napisać: przewidywalna, banalna, momentami głupiutka, że aż śmiać się chce, ale... powieść Cass ma w sobie coś takiego, że wpadasz w sidła opowieści i przepadasz. Czyta się to jednym tchem, nie da się oderwać do ostatniej strony. Napiszę więc (też): "Rywalki" to fajna odskocznia od codzienności, przyzwoita rozrywka z książką w dłoni i jedna z tych historii, której...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Oj, jak miło powrócić do tej książki po latach! "Spotkanie" z prozą Niziurskiego to po prostu coś superastego!!! Jakże pięknie i lekko to napisane, a do tego między słowami ukryte "głębsze" przesłanie.

Do tego bardzo, bardzo podoba mi się wydanie z Kolorowej Klasyki! Coś extra!;) Tylko format książeczki mógłby być nieco mniejszy, byłaby bardziej poręczniejsza.

Oj, jak miło powrócić do tej książki po latach! "Spotkanie" z prozą Niziurskiego to po prostu coś superastego!!! Jakże pięknie i lekko to napisane, a do tego między słowami ukryte "głębsze" przesłanie.

Do tego bardzo, bardzo podoba mi się wydanie z Kolorowej Klasyki! Coś extra!;) Tylko format książeczki mógłby być nieco mniejszy, byłaby bardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Historia złych uczynków” to świetny przykład, że można dziś wydać naprawdę dobrą i ciekawie skrojoną powieść dla masowego czytelnika. Styl jest przystępny, ale czuć w nim charakter, energię, życie i ogrom wiedzy autorki, która z niebywałą lekkością żongluje wieloma odniesieniami do historii, muzyki czy sztuki. Do tego fabuła jest tak upleciona, aby czytelnik nie mógł się od niej oderwać. Kolejne karty autorka odsłania z wyczuciem, powoli dawkując emocje i nie pozwalając zbyt szybko odnaleźć się w labiryncie życia dwóch rodzin, bohaterów jej opowieści. Płoniemy z miłości, odczuwamy ból, stajemy twarzą w twarz z tajemnicami.
Wierzycie z los, przeznaczenie lub to, że złe czyny przodków mogą mieć wpływ na nasze życie…? Ta książką naprawdę intryguje, niepokoi, pozostawia z pytaniami. Nie przespałam przez nią nocy i tego też wam życzę!

„Historia złych uczynków” to świetny przykład, że można dziś wydać naprawdę dobrą i ciekawie skrojoną powieść dla masowego czytelnika. Styl jest przystępny, ale czuć w nim charakter, energię, życie i ogrom wiedzy autorki, która z niebywałą lekkością żongluje wieloma odniesieniami do historii, muzyki czy sztuki. Do tego fabuła jest tak upleciona, aby czytelnik nie mógł się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Moon Journal” znakomicie wpisuje się w obecny trend samorozwoju. Autorefleksja, samopoznanie, praca nad sobą, poszukiwanie inspiracji – to bardzo częste tematy wielu książek, szkoleń, wykładów i warsztatów, których zadaniem jest pomóc nam odnaleźć siebie, swoje miejsce na świecie, poznać swój cel i znaleźć drogę ku niemu.

Czemu więc nie spojrzeć w Księżyc…?

Jeśli w ten sposób spojrzycie na "Moon Journal" Sandry Sitron myślę, że będzie dla was czymś w rodzaju dość niecodziennego kalendarza (rytm tu wyznaczają nie miesiące a znaki zodiaku) pełnego ciekawostek o fazach księżyca i informacjach o znakach zodiaków. A przy okazji dostaniecie też w swoje ręce dziennik (specjalne miejsce na notatki i przemyślenia), który pomoże wyznaczyć rytm życia, zastanowić się nad waszymi relacjami, celami czy potrzebami.

Chwila dla Siebie

Zbytnio nie wierzę w astrologię, ale tak przepięknie wydany „Moon Journal” aż się prosi o to, aby na chwilę usiąść, złapać głęboki wdech, otworzyć go i poświęcić – nie mu – ale sobie swoją wolną chwilę lub troszkę dłużej.

Ocena: "Moon Journal" to nie książka, a alternatywa dla zwyczajnych kalendarzy i dzienników wzbogacona o wiele informacji i grafik.

Ogromny plus za piękne wydanie! 

„Moon Journal” znakomicie wpisuje się w obecny trend samorozwoju. Autorefleksja, samopoznanie, praca nad sobą, poszukiwanie inspiracji – to bardzo częste tematy wielu książek, szkoleń, wykładów i warsztatów, których zadaniem jest pomóc nam odnaleźć siebie, swoje miejsce na świecie, poznać swój cel i znaleźć drogę ku niemu.

Czemu więc nie spojrzeć w Księżyc…?

Jeśli w ten...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem poruszona. Niezwykła opowieść. Fabuła prosta, ale przemyślanie i ładnie utkana. Do tego naprawdę ciekawe ilustracje do książki.

Jestem poruszona. Niezwykła opowieść. Fabuła prosta, ale przemyślanie i ładnie utkana. Do tego naprawdę ciekawe ilustracje do książki.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rozczarowałam się, ale jestem pewna, że Richard Paul Evans poradzi sobie bez mojego uznania. Widać, że fabuła jest przemyślana – wszystko się tu ładnie komponuje, do tego powieść połyka się naprawdę szybko. Tylko podczas lektury co krok czegoś mi brakowało. Konstrukcja i język zbytnio proste i nieciekawe, dla mnie po prostu beznamiętne. Czytałam i wyczekiwałam na prawdziwe iskry, ogniste zwroty akcji i magiczny nastrój, a tymczasem wzrok skupił się na ostatniej kropce i padło z moich ust smutne: „och, to już koniec!”. Plus za postać Zeke’a – przypadła mi do gustu jego historia, kilka fajnych tekstów o pisaniu i pisarzach oraz za przesłanie Evansa brzmiące: „jeśli nie tracimy wiary, najlepsze lata naszego życia są zawsze przed nami”.

„Hotel pod Jemiołą” to lekka i niezbyt pasjonująca powieść z kolekcji bożonarodzeniowych opowieści bestsellerowego autora. Pozycja zdecydowanie dla fanów Evansa i czytelników lubiących dobrze, ale prosto skrojone opowieści!

Rozczarowałam się, ale jestem pewna, że Richard Paul Evans poradzi sobie bez mojego uznania. Widać, że fabuła jest przemyślana – wszystko się tu ładnie komponuje, do tego powieść połyka się naprawdę szybko. Tylko podczas lektury co krok czegoś mi brakowało. Konstrukcja i język zbytnio proste i nieciekawe, dla mnie po prostu beznamiętne. Czytałam i wyczekiwałam na prawdziwe...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jaka piękna iluzja. Magdalena Tulli w rozmowie z Justyną Dąbrowską Justyna Dąbrowska, Magdalena Tulli
Ocena 7,5
Jaka piękna il... Justyna Dąbrowska,&...

Na półkach: ,

Nie mogłam oderwać się od tej książki! Poruszająca rozmowa o emocjach, stanach oraz sprawach bolesnych, trudnych i zawiłych. Niepowtarzalne spotkanie z wrażliwością i indywidualnością Magdaleny Tulli.

Nie mogłam oderwać się od tej książki! Poruszająca rozmowa o emocjach, stanach oraz sprawach bolesnych, trudnych i zawiłych. Niepowtarzalne spotkanie z wrażliwością i indywidualnością Magdaleny Tulli.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Wypada zacząć tylko w jeden sposób, a mianowicie: "Hejsan, hoppsan!":) Karlsson znów mnie rozbroił, tym razem mnie-dorosłą. Nie ma co, Astrid Lindgren wymyśliła najlepszego psotnika świata:) Co prawda bywa irytujący, ale jest też prześmieszny więc da mu się to wybaczyć. Do tego dzieci są tu dziećmi. Tytułowy Braciszek mówi, myśli i zachowuje się jak na jego wiek przystało - aż miło było "posłuchać" kilku pytań i stwierdzeń skierowanych do starszych, które mogą paść jedynie z ust dziecka;) A sama historia opowiedziana z niesamowitą lekkością naprawdę bawi;)

Wypada zacząć tylko w jeden sposób, a mianowicie: "Hejsan, hoppsan!":) Karlsson znów mnie rozbroił, tym razem mnie-dorosłą. Nie ma co, Astrid Lindgren wymyśliła najlepszego psotnika świata:) Co prawda bywa irytujący, ale jest też prześmieszny więc da mu się to wybaczyć. Do tego dzieci są tu dziećmi. Tytułowy Braciszek mówi, myśli i zachowuje się jak na jego wiek przystało -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyjemnie powrócić do czasów dzieciństwa i świata Astrid Lindgren! I co najlepsze, przygody Białej Róży wciąż mi się podobają:-) A postać Rasmusa... rozbrajająca, ale jakże prawdziwa i przeurocza!

Przyjemnie powrócić do czasów dzieciństwa i świata Astrid Lindgren! I co najlepsze, przygody Białej Róży wciąż mi się podobają:-) A postać Rasmusa... rozbrajająca, ale jakże prawdziwa i przeurocza!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ha ha ha! <Wybaczcie, ale owo „ha” x kilka wydaje mi się najlepszym podsumowaniem najnowszej powieści Michała Witkowskiego>.

No więc…

„Wymazane” to całkiem zgrabnie i rubasznie skrojona opowieść o kawałku naszej rzeczywistości. A żeby było wyraziściej osadzona na zadupiu Polski, w jakiejś tam dziurze, o której nikt nie słyszał, a w której to żyją prawie sami brzydale, dziwaki, różnorakie osobliwości i jacyś wariaci. Prawie bo jest niejaki Piękny Damian, którego nazwisko mówi samo za siebie – chłopak jest tak piękny, że aż odstaje od całej reszty społeczeństwa tego szarego wygwizdowa, takie boże cudeńko pałętające się po prowincjonalnej ziemi. Właśnie ową urodę – puste coś w pustym kimś – uczynił Michał Witkowski pretekstem do zanurzenia nas czytelników w opowieści o czymś więcej, a tym więcej według mnie jest płytkość współczesnego społeczeństwa – liczy się wyłącznie ładna buzia, „istnienie” na fejsbukach i instagramach oraz rzeczy materialne – czyli serwuje nam wgląd w takie życie, w którym tak naprawdę nie ma życia, a za którym goni tak wiele. W powieści goszczą jednak i inne tematy: inność, brzydota, starość, sprzedajność, dorabianie się na nielegalnych interesach, kuluary zaściankowego życia, pojawia się nawet poruszająco pokazany „lisi” problem.

Wszystko podane na ostro i bez cenzury. Autor opowiada bowiem o tym wszystkim w możliwie skrajny sposób – pełno tu taniego erotyzmu, śmiesznej wulgarności, odpychającej brzydoty i wykrzywiającego buzię kiczu. Aż wieje absurdem, groteską i czarnym humorem. Wszystko jest tu jednak kreowane w ściśle określonym celu. Autor całą tą kontrowersyjność i wyrazistość wykorzystuje jako coś w rodzaju rzucającego się w oczy płaszcza, który zapragniemy zedrzeć z tej całej kreatury by zobaczyć gołą istotę – odartą z szat, masek, pozorów i tej towarzyszącej jej obsceniczności. A na końcu okazuje się, że ten cały Michał Witkowski to cholernie baczny obserwator, który po swojemu – beż żadnych ceregieli, grzecznościowych słówek i w iście ostrych scenkach – opowiada o tym całym świecie wokół nas.

Taki brutalny i wyrazisty sposób obrazowania sprawia, że proza ta nie jest dla każdego. Esteci, smakosze języka i wielbiciele ładnej prozy na pewno nie odnajdą się w świecie Michała Witkowskiego. „Wymazane” za to na pewno trafi do czytelników ceniących prozę pisaną odważnie, odartą z pozorów, stąpającą na granicy dobrego smaku i tandety, ale i przede wszystkim taką, która na swój pokręcony sposób jest prawdziwa.

„Wymazane” zniesmacza, powoduje kręcenie nosem i wykrzywianie ust, wywołuje śmiech, doprowadza do cichutkiego gadania pod nosem i krzyknięcia czegoś na głos, ale jednocześnie pcha nas ku przemyśleniom o tym wszystkim, co dzieje się wokół nas. Jest niczym smutna baśń lub nowoczesna satyra szyta na miarę współczesnego człowieka.

Ha ha ha! <Wybaczcie, ale owo „ha” x kilka wydaje mi się najlepszym podsumowaniem najnowszej powieści Michała Witkowskiego>.

No więc…

„Wymazane” to całkiem zgrabnie i rubasznie skrojona opowieść o kawałku naszej rzeczywistości. A żeby było wyraziściej osadzona na zadupiu Polski, w jakiejś tam dziurze, o której nikt nie słyszał, a w której to żyją prawie sami brzydale,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Towlesa nie znałam wcześniej.

Była to jedna z tych podróży, w którą wybrałam się „bez żadnych oczekiwań”. Tego typu wojaże zawsze wiążą się z ryzykiem. Bywają kompletną stratą czasu, czasem są tak nijakie, iż po chwili się o nich zapomina, ale trafiają się również i te, które przez moment pozwalają nam znaleźć się gdzieś daleko, tam, gdzie nie ma „tu i teraz”.

Ale po kolei…

Zaparzyłam kawę, przygotowałam ulubione herbatniki, usiadłam w ukochanym starym fotelu ustawionym na wprost okna i zaczęłam czytać.

I wiecie co?

Pyszna ta opowieść Amora Towlesa…

Napisana elegancko, pełna uroku i wdzięku, nostalgiczna (ach! Ile tu jej!) i tętniąca życiem. Opowiadająca tak wiele i w tak piękny sposób, a przy tym bez tego okropnego egalitarnego wzdęcia i pompatyczności, których troszkę obawiałam się czytając opis fabuły.

Niemal od razu poczułam się niczym za dawnych czasów, kiedy będąc małą dziewczynką wsłuchiwałam się w różne wspaniałe opowieści mojej śp. babci o ludziach, których już nie ma między nami i świecie, który nie istnieje.

Lubię to uczucie, gdy opowieść tak pochłania, że wyrywa z „tu i teraz”. Towlesowi naprawdę udało się mnie przenieść do Metropolu i niczym cień kroczyć za hrabią Rostowem. Za to właśnie kocham książki!:-)

Co mogę Wam zdradzić o „Dżentelmenie w Moskwie”?

Na pierwszy rzut oka jest to historia człowieka skazanego na dożywotnie zamknięcie w maleńkim pokoiku na poddaszu najbardziej ekskluzywnego hotelu Moskwy, Metropolu (wyobrażacie sobie to – zamknięci niczym ptaszek w złotej klatce?). Tak naprawdę to też opowieść o Rosji i Rosjanach, o kraju wielkich artystów (Puszkinie, Tołstoju, Majakowskim i wielu innych) i szlachetnych ludzi.

W murach hotelu jeden człowiek traci prawo bycia panem swego losu, a na zewnątrz rozgrywają się największe tragedie XX wieku. Przyglądamy się nie tylko dramatowi jednostki, ale i społeczeństwa. Ani Aleksander Ilijicz Rostow, ani nikt inny nie jest już panem swego losu. Nadeszły ciężkie czasy. Przetrwanie w takim świecie jest prawdziwą sztuką.

Paradoksalnie nasz główny bohater skazany przez bolszewicki sąd na dożywocie w hotelu staje się największym szczęściarzem w całej Rosji (Ale jak to? O tym już dowiecie się podczas lektury). Ten skazaniec i farciarz w jednej osobie udowadnia nam, że bez względu na to, w jak podłym czasie przyszło nam żyć warto mieć zasady. Największą potęgą w tej nierównej walce staje się sam człowiek i jego wewnętrzne bogactwo.

Warto wybrać się w podróż z Rostowem?

Amor Towles pokazał mi, że można dziś pisać o Rosji i Rosjanach w piękny sposób. „Dżentelmen w Moskwie” to powieść pełna życiowych mądrości, filozoficznych refleksji i wspomnień o wspaniałych ludziach i ludzkich relacjach. Czytelniczy rarytas. Opowieść, która naprawdę ma moc wyrwania na chwilę od rzeczywistości. Zdecydowanie warto wybrać się w osobliwą podróż z Rostowem do ekskluzywnego Metropolu by tam popatrzeć na Rosję Puszkina, Tołstoja i Turgieniewa!

Towlesa nie znałam wcześniej.

Była to jedna z tych podróży, w którą wybrałam się „bez żadnych oczekiwań”. Tego typu wojaże zawsze wiążą się z ryzykiem. Bywają kompletną stratą czasu, czasem są tak nijakie, iż po chwili się o nich zapomina, ale trafiają się również i te, które przez moment pozwalają nam znaleźć się gdzieś daleko, tam, gdzie nie ma „tu i teraz”.

Ale po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jestem pewna, że „Nie zapomnij mnie” Anny Bellon znajdzie wielu fanów wśród młodzieży. Dlaczego tak uważam? Choć powieść opiera się na utartym schemacie, fabuła rozwija się przewidywalnie, a język zdecydowanie nie jest wysmakowany, to autorce udało się stworzyć książkę, którą czyta się jednym tchem. Pisarka doskonale zdaje sobie sprawę, w jaki sposób rozmawiają, myślą i czują młode osoby, co na każdym kroku odczuwa się w trakcie lektury. Dialogi skonstruowane są bardzo naturalnie, a słownictwo adekwatne do wieku i luzackiego stylu bycia bohaterów. Wytrawny smakosz zapewne będzie kręcił nosem na warstwę językową, ale ten, kto szuka w literaturze refleksów czegoś z realnego świata, będzie zachwycony, strony powieści dosłownie kipią od mowy potocznej. Obawiałam się wątku miłosnego, który serwowany młodzieży często wywołuje u mnie objawy mdłości, ale niepotrzebnie. Annie Bellon udało się nie popaść w ckliwość i wyniosłość. Jednak największy plus „Nie zapomnij mnie” to zgrabnie skreślone postacie głównych bohaterów. Są one stworzone tak autentycznie, że chwilami zastanawiałam się czy nie mają swoich odpowiedników w prawdziwym świecie (Olliego dosłownie widziałam stojącego obok mnie). Żałowałam natomiast, że autorka nie wykorzystała potencjału tajemnicy Niny. Wątek ten potraktowała po macoszemu, szybko odkryła karty, a kiedy już to robiła nie pokusiła się o rozbudowanie tej części opowieści i dawkowanie emocji tak, aby czytelnik mógł silniej odczuć siłę skrywanego przez nią sekretu. Nie mogę zapomnieć o tle tej powieści, muzyce. Pomysł z The Last Regret uważam za fajny, na pewno zahipnotyzuje dużo młodych osób, ale można było z niego wycisnąć o wiele, wiele więcej.

Na „Nie zapomnij mnie” trzeba patrzeć przede wszystkim jako na powieść, która ma być rozrywką dla młodzieży. Tak postrzegana na pewno dla wielu czytelników będzie miłym towarzyszem leniwego popołudnia lub wolnego wieczoru.

Jestem pewna, że „Nie zapomnij mnie” Anny Bellon znajdzie wielu fanów wśród młodzieży. Dlaczego tak uważam? Choć powieść opiera się na utartym schemacie, fabuła rozwija się przewidywalnie, a język zdecydowanie nie jest wysmakowany, to autorce udało się stworzyć książkę, którą czyta się jednym tchem. Pisarka doskonale zdaje sobie sprawę, w jaki sposób rozmawiają, myślą i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ann Patchett w „Dziedzictwie” pokazuje, że pozornie błahe rzeczy mogą mieć poważne i długofalowe konsekwencje. Autorka śledzi losy dwóch rodzin przez pięćdziesiąt lat. Opowieść zaczyna od przypadkowego pocałunku, który przełoży się na realny „ciężar” życia dorosłych i dzieci. Patchett nadała ogromną moc, niemal symboliczną, niespodziewanemu pocałunkowi dwojga ludzi będących w formalnych związkach. Na jednej płaszczyźnie doprowadzi on do rozwodów i ponownych małżeństw. Na drugiej będzie czymś w rodzaju dziedzictwa po rodzicach, los dzieci w pokręcony sposób zostaje więc nim naznaczony. Autorka nie skupia się jednak na wewnętrznych dramatach, bardziej pokazuje aniżeli mówi, co krok ujawnia szokujące szczegóły z życia członków rodzin Keetingów i Cousinsów. Znajdziemy tu wiele celnych obserwacji dotyczących ludzi i życia. Głównym minusem jest „przezroczysty” język, który sprawia, że czytelnik może nie być usatysfakcjonowany.

Ann Patchett w „Dziedzictwie” pokazuje, że pozornie błahe rzeczy mogą mieć poważne i długofalowe konsekwencje. Autorka śledzi losy dwóch rodzin przez pięćdziesiąt lat. Opowieść zaczyna od przypadkowego pocałunku, który przełoży się na realny „ciężar” życia dorosłych i dzieci. Patchett nadała ogromną moc, niemal symboliczną, niespodziewanemu pocałunkowi dwojga ludzi będących...

więcej Pokaż mimo to