-
ArtykułyAgnieszka Janiszewska: Relacje między bliskimi potrafią się zapętlić tak, że aż kusi, by je zerwaćBarbaraDorosz2
-
ArtykułyPrzemysław Piotrowski odpowiedział na wasze pytania. Co czytelnikom mówi autor „Smolarza“?LubimyCzytać3
-
ArtykułyPięć książek na nowy tydzień. Szukajcie na nich oznaczenia patronatu Lubimyczytać!LubimyCzytać2
-
Artykuły7 książek o małym wielkim życiuKonrad Wrzesiński39
Biblioteczka
2024-03-17
2024-03-07
„Abelard to Mistrz…”
Abelard Giza znany mi był dotychczas z kariery w „stendapie”. Moim zdaniem to najlepszy komik w tej dziedzinie rozrywki. Jego monologi przykuwają uwagę, bawią i zawierają sporo ciekawych spostrzeżeń. A jak mu poszło w książce ?
Znakomicie. „Otworzyć po mojej śmierci” to zbiór opowiadań na różne tematy. Niektóre są zabawne, a inne zmuszają do zastanowienia. Charakteryzują się sporą dawką irracjonalności i jednocześnie są bardzo przystępnie napisane. Jeżeli twórczość Abelarda miałbym do kogoś porównać to najpierwszy plan wysuwa mi się Kurt Vonnegut. Stylowo jest bardzo blisko niego. Niekiedy tematycznie też.
Zbiór krótkich treści wciąga i kusi, żeby zacząć kolejną opowieść… Dawno tak nie miałem z tego typu literaturą. Można powiedzieć, że pochłonąłem ten tomik.
Wydanie jest bardzo staranne. Twarda oprawa z interesującą grafiką, dobrej jakości papier.
Oprócz tekstu mamy też ilustracje. Czasami też wywalone w kosmos.
Całość zapewnia mądrą rozrywkę stojącą na wysokim poziomie. Część treści zostaje w głowie i pozwala przemyśleć niektóre sprawy. Niewiele książek wchodzi w tak głęboką inter reakcję z czytelnikiem. Polecam ten tomik każdemu, nawet tym którzy nie znają Abelarda.
„Abelard to Mistrz…”
Abelard Giza znany mi był dotychczas z kariery w „stendapie”. Moim zdaniem to najlepszy komik w tej dziedzinie rozrywki. Jego monologi przykuwają uwagę, bawią i zawierają sporo ciekawych spostrzeżeń. A jak mu poszło w książce ?
Znakomicie. „Otworzyć po mojej śmierci” to zbiór opowiadań na różne tematy. Niektóre są zabawne, a inne zmuszają do...
2024-03-05
„Dużo srok za ogon…”
Książka ma dwa podtytuły. Pierwszy z nich to „Ile prawdy kryje się za postacią uwielbianego przez ludzi na całym świecie Indiany Jonesa?” W ogóle nie odpowiada on treści książki, ponieważ autor niewiele miejsca poświęca samej postaci, a więcej zdarzeniom w których Indy bierze udział. Drugi z podtytułów jest bardziej zgodny z prawdą – „Fakty i mity o filmach o Indianie Jonesie”. Zastanawiam się czy nie lepiej by brzmiało „z” a nie „o”.
Do rzeczy. Postać głównego ekscentrycznego archeologa stanowi punk wyjścia do snucia opowieści o treści filmu. Z tym, że samej esencji jest niewiele i autor dość szybko oddala się od filmu. Pogrąża się w opowieściach z dużą ilością tematów pobocznych. Mamy więc rozbudowaną opowieść o mitologicznej Arce Noego, świętym gralu czy niezwykłych kamieniach. Owa opowieść jest uzupełniana o tematykę ofiar z ludzi lub wędrówki w czasie. Czasami przypomina to staropolski bigos „dla każdego coś dobrego”. Mimo sporego „miszmaszu” czyta się całość dość dobrze i widać, że autor ma sporą wiedzę w poruszanych przez siebie kwestiach.
Trochę zwieść może okładka pod którą treść się sprzedaje. Cóż, marketing dźwignią handlu.
Wydanie w miękkiej oprawie ze skrzydełkami, klejona.
Czy polecam? Tak, jako lekką lekturę o wszystkim i trochę o Indiana Jonesie.
„Dużo srok za ogon…”
Książka ma dwa podtytuły. Pierwszy z nich to „Ile prawdy kryje się za postacią uwielbianego przez ludzi na całym świecie Indiany Jonesa?” W ogóle nie odpowiada on treści książki, ponieważ autor niewiele miejsca poświęca samej postaci, a więcej zdarzeniom w których Indy bierze udział. Drugi z podtytułów jest bardziej zgodny z prawdą – „Fakty i mity o...
2024-03-01
„Awantura w czasie”
Trzecia część przygód „Stalowego Szczura”. Jest tak samo jak w poprzednich. Szybka i dość zawiła akcja. Dużą ilość gadżetów i niewiarygodne szczęście bohatera. W pewnych sytuacjach musi wspomóc go Żona. Tym razem walczą z przestępcą, który manipuluje czasem i wykańcza Korpus.
Resztę warto przeczytać samemu, bo to sama przyjemność. Skojarzyło mi się po części z przygodami Edwarda Trappa -podobne awanturnictwo.
Podsumowując przyjemna, niewymagająca lektura na jeden wieczór. Gwarancja dobrej zabawy.
„Awantura w czasie”
Trzecia część przygód „Stalowego Szczura”. Jest tak samo jak w poprzednich. Szybka i dość zawiła akcja. Dużą ilość gadżetów i niewiarygodne szczęście bohatera. W pewnych sytuacjach musi wspomóc go Żona. Tym razem walczą z przestępcą, który manipuluje czasem i wykańcza Korpus.
Resztę warto przeczytać samemu, bo to sama przyjemność. Skojarzyło mi się po...
2024-02-27
„Pierwsza jako druga”
Nie ma to jak pomieszać kolejność i zacząć od części drugiej, by po niej przeczytać część pierwszą. Czy tylko ja tak potrafię ?
Do sedna… Początek „Stalowego Szczura” to pełnokrwista „fantastyka awanturnicza”. Taki scenariusz „Piratów z Karaibów” w przyszłości. No może bardziej przypomina te lepsze powieści Alistaira MacLeana. Mamy w niej wszystko, co do dobrej zabawy jest potrzebne. Superbohater o dość przyjemnej i dowcipnej aparycji. Oczywiście jest niezniszczalny, albo ma +1000 do szczęścia. Nawet zastrzelony, sam kombinuje leczenie i wstaje na nogi. Dzisiejszy NFZ byłby dumny z chłopaka. Zawsze ma przy sobie potrzebny gadżet, jakieś granacik, ampułkę z gazem usypiającym i inne bajery. Najbardziej śmieszne jest to, że w kluczowym momencie zapomina tego całego arsenału… ale na tym polega urok tego typu powieści. Akcja jest cały czas i nie zwalnia bez potrzeby. Dialogi wartkie i nawet bawią. No i nie trzeba wysilać umysłu, tylko trzeba dać się ponieść fabule.
Tam, gdzie wydaje nam się naiwna przymykamy oko…
I mamy przyjemnie spędzony czas. Wydanie stare w miękkiej oprawie, klejone. Przy każdym otwarciu trzeszczało i bałem się, że całość się rozpadnie. Urok dawnych książek.
Polecam każdemu- dobra niezobowiązująca rozrywka. I nie trzeba kochać fantastyki !
„Pierwsza jako druga”
Nie ma to jak pomieszać kolejność i zacząć od części drugiej, by po niej przeczytać część pierwszą. Czy tylko ja tak potrafię ?
Do sedna… Początek „Stalowego Szczura” to pełnokrwista „fantastyka awanturnicza”. Taki scenariusz „Piratów z Karaibów” w przyszłości. No może bardziej przypomina te lepsze powieści Alistaira MacLeana. Mamy w niej wszystko, co...
2024-02-25
„Kosmiczny komandos”
Akcja kosmicznego „Rambo” toczy się wartko. Bohaterowi, przy pomocy Super Żony, nie straszne tajne misje i zadania wszelakie. Całość czyta się wartko i za dużo myśleć nie trzeba. Ot przemiły pożeracz czasu na niedzielny wieczór…
Wydanie stare z epoki, część bloku wklejona do góry nogami. Sentyment wali na kilometr.
Wcześniej nie znałem „Stalowego Szczura” i pierwsze „koty za płoty”.
Główny bohater stanowi moim zdaniem satyrę na tego typu opowieści. Zawsze ma rozwiązanie i nie ma sytuacji z której nie wyjdzie obronną ręką. Taki trochę 007. Nie trzeba analizować każdego aspektu akcji – po prostu dajemy się ponieść lekturze i jest przyjemnie.
Fantastyka taka trochę z przymrużeniem oka. I jest dobrze, bo nie wszystko musimy brać na poważnie.
Jeżeli ktoś lubi testosteron, wybuchy i tajne misje -”Stalowy” jest dla niego.
„Kosmiczny komandos”
Akcja kosmicznego „Rambo” toczy się wartko. Bohaterowi, przy pomocy Super Żony, nie straszne tajne misje i zadania wszelakie. Całość czyta się wartko i za dużo myśleć nie trzeba. Ot przemiły pożeracz czasu na niedzielny wieczór…
Wydanie stare z epoki, część bloku wklejona do góry nogami. Sentyment wali na kilometr.
Wcześniej nie znałem „Stalowego...
2024-02-22
„Bardzo dobra rzecz…”
Pierwszy tom historii niemieckich jednostek i broni przeciwpancernej opisuje lata 1939-1942.
Autor nie trzyma się sztywno ram i zaczynamy od samego początku. Tylko nie jest to rozwlekła historia, a zwięzłe wprowadzenie w temat. Całość lektury przypomina rozbudowany wojskowy raport, więc nie jest to książka dla wszystkich. Jednocześnie Thomas Anderson, który jest znawcą niemieckiej broni pancernej z okresu II wojny światowej potrafi wskazać tylko istotne dla sprawy elementy.
May więc charakterystykę używanej broni, z podziałem na rodzaje. Nowe typy są opisywane i wprowadzane chronologicznie z podziałem na kampanie z udziałem jednostek do zwalczania czołgów.
Co do opisu, to jest zarysowana zasada działania, podstawowe parametry a następnie autor skupia się na skuteczności danej broni w oparciu o raporty z pola walki, lub raporty jednostek doświadczalnych. Część z tych dokumentów jest cytowana bezpośrednio w tekście wiodącym.
Autor je podsumowuje, a zbiorcze dane z nich wynikające publikuje w tabelach. Znakomite rozwiązanie pozwala dość obrazowo zorientować się w skuteczności poszczególnych np. armat przeciwpancernych używanych Panzerjäger.
Osobnym elementem omawianym przez Thomasa Andersona jest organizacja i struktura jednostek. Temat jest poparty schematami organizacyjnymi i innymi dokumentami.
Tekst główny jest poprzetykany ciekawymi i dość szczegółowo opisanymi zdjęciami z kolekcji autora. Czasami zdarzają się oryginalne rysunki techniczne z ówczesnych „instrukcji obsługi” sprzętu.
Książka wydrukowana na ekonomicznym papierze, klejona w miękkiej oprawie.
Polecam zaawansowanym fascynatom historii drugiej wojny światowej i „pancerniakom”.
Trzeba się tylko przyzwyczaić do suchego, konkretnego stylu przekazu Thomasa Andersona.
Mnie on nie przeszkadza, a jest zaletą przy takim podejściu do tematu.
„Bardzo dobra rzecz…”
Pierwszy tom historii niemieckich jednostek i broni przeciwpancernej opisuje lata 1939-1942.
Autor nie trzyma się sztywno ram i zaczynamy od samego początku. Tylko nie jest to rozwlekła historia, a zwięzłe wprowadzenie w temat. Całość lektury przypomina rozbudowany wojskowy raport, więc nie jest to książka dla wszystkich. Jednocześnie Thomas Anderson,...
2024-02-16
„Ciekawa…”
Zbiór opowiadań z przyszłości, dotyczących pracy policjantki detektywa. Zdarzenia są dostosowane do mijającego czasu i dotyczą głównie przestępstw popełnianych za pomocą nowej technologii, albo przez tą technologię. Jeżeli chodzi o techniczne sprawy, to autorka porusza się sprawnie w genetyce, nanotechnologii i cyberbezpieczeństwie. Każde opowiadanie dotyczy odmiennej sprawy, choć czasami są punkty wspólne. Tempo jest powolne i można powiedzieć, że akcja snuje się po gabinetach, przesłuchaniach i poszukiwaniach. Zdarzają się momenty, kiedy przyśpiesza, ale są to rodzynki w cieście. Mimo dość wolnego tempa, opowiadania wciągają i budują napięcie.
Oprócz czysto „detektywistycznych” wątków mamy dylematy moralne, dotyczące wyborów i wpływu technologii na nasze życie. Pozwalają zadawać sobie pytania o własne stanowisko w tych sprawach. Wartość dodana całego zbioru. Kolejną jest uniwersum w którym osadzona jest akcja. Mianowicie nasza bohaterka mieszka w przyszłej Japonii. Opisy uniwersum są idealnie wyważone i nie zaburzają odbioru opowiadań. W pewnym momencie przestajemy je dostrzegać i zostaną w sposób naturalny zasymilowane. To duża umiejętność Marty Sobieckiej, że potrafi tak umiejętnie dobrać proporcje i z tych minimalistycznych cegieł zbudować tak sugestywne uniwersum. Mnie urzekła ta zdolność.
Wydanie w twardej oprawie z dedykowaną zakładką, nie odbiega poziomem od standardów wydawnictwa IX.
Jeżeli lubicie opowiadania kryminalne, dobrze napisane i ciekawie osadzone w przyszłości śmiało sięgajcie po tą książkę. Ja byłem sceptycznie nastawiony i zostałem pozytywnie zaskoczony. Taką walkę z przestępczością lubię i Wam też polecam.
„Ciekawa…”
Zbiór opowiadań z przyszłości, dotyczących pracy policjantki detektywa. Zdarzenia są dostosowane do mijającego czasu i dotyczą głównie przestępstw popełnianych za pomocą nowej technologii, albo przez tą technologię. Jeżeli chodzi o techniczne sprawy, to autorka porusza się sprawnie w genetyce, nanotechnologii i cyberbezpieczeństwie. Każde opowiadanie dotyczy...
2024-02-12
„Wspomnienia…”
Mała broszurka wydana przez Literacką Jazdę PKP skrywa dzieciństwo nieznanego człowieka. Wspomnienia na kartach tej książki są szczere i miejscami dosadne. Autor nie bawi się w ozdobniki, jeśli ktoś jest gruby i brzydki, to tak jest określany. Pytanie jakie się nasuwa po lekturze książki (a to już dobrze o niej świadczy ) jest z gatunku tych, o granicę prawa. Opisywana kradzież jako sposób przeżycia w PRL, to patologia czy normalność?
Miałem mieszane uczucia w pewnych momentach. Również dylemat o sens drukowania takich wspomnień, pozostał nierozwiązany.
Książeczka wydana w miękkiej oprawie, klejona. Czyta się szybko i jest momentami wciągająca. Uczestniczymy w życiu nieznajomego człowieka i możemy poznać pewne fragmenty jego czasoprzestrzeni. Poza czystą ciekawością, opisami tamtej rzeczywistości przez nieco brudne okulary autora nic nie dostaniemy.
Ja również spędzałem dzieciństwo w tamtych czasach i pewne wspólne elementy otoczenia zapadły mi w pamięć inaczej.
Możecie spróbować poznać inny punkt widzenia, jeśli sięgnięcie po „Młodość w Skarżysku”
„Wspomnienia…”
Mała broszurka wydana przez Literacką Jazdę PKP skrywa dzieciństwo nieznanego człowieka. Wspomnienia na kartach tej książki są szczere i miejscami dosadne. Autor nie bawi się w ozdobniki, jeśli ktoś jest gruby i brzydki, to tak jest określany. Pytanie jakie się nasuwa po lekturze książki (a to już dobrze o niej świadczy ) jest z gatunku tych, o granicę prawa....
2024-02-11
Książek nie kupuje się po okładce. Tej nie mogłem podarować, przeczytawszy opis na tylnej oprawie: „Bill jest prostym chłopakiem mieszkającym na rolniczej planecie Phigerinadon II, położonej na totalnym zadupiu galaktyki. Jego największym życiowym marzeniem jest zostać operatorem mechanicznych roztrząsaczy obornika. Niestety tak się akurat składa, że ludzie prowadzą w tym czasie wojnę z Chingerami, którzy – jak głosi patriotyczna propaganda – są rasą ogromnych i krwiożerczych jaszczurek. Bill, umięśniony i niezbyt rozgarnięty byczek, idealnie nadaje się na żołnierza, więc zostaje podstępem wcielony do cesarskiej armii.”
Tyle mi wystarczyło. Zagłębiając się w lekturę, poczułem się jakbym znalazł się w przedziwnym teatrze groteski i paranoi „świata armii”. Nie na darmo, porównuje się tę książkę do „Paragrafu 22”. Nie jest tak dobra, ale klimat ma ten sam. Mnie jeszcze gdzieś „śmierdziało” Kurtem Vonnegutem i paroma innymi antywojennymi dziełami.
Autor dość dobrze pokazał mechanizmy „maszynki do mięsa”, która działa w imię nie do końca zrozumiałych dla „mielonych” – zasad.
Jeżeli masz specyficzne poczucie humoru, będzie Cię bawić. Tylko jest to gorzki śmiech, gdy wylezie na wierzch prawdziwy przekaz książki.
Czyta się bardzo dobrze i lektura wciąga. Zakończenie jest zaskakujące i smutne zarazem (przynajmniej dla mnie).
Książkę polecam osobom, które potrafią znaleźć drugie dno w serialu M*A*S*H.
Książek nie kupuje się po okładce. Tej nie mogłem podarować, przeczytawszy opis na tylnej oprawie: „Bill jest prostym chłopakiem mieszkającym na rolniczej planecie Phigerinadon II, położonej na totalnym zadupiu galaktyki. Jego największym życiowym marzeniem jest zostać operatorem mechanicznych roztrząsaczy obornika. Niestety tak się akurat składa, że ludzie prowadzą w tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-02-08
„To nie był cud…”
W części amerykańskiego społeczeństwa panuje opinia, że wygrana w „Bitwie o Midway” była wynikiem cudu. Autor Craing Symonds nie zgadza się z tym trendem i w swojej książce stara się udowodnić, że cud nie miał miejsca, a rezultat starcia był wynikiem konkretnych decyzji pewnych osób. Skupienie się na charakterach, sposobach dowodzenia tych którzy wydawali polecenia i tych którzy je wykonywali, to nowe podejście. Czy sprawdziło się ono w tym przypadku ?
Moim zdaniem tak. Historyk zawziął się również na nagromadzone wokół wydarzeń mity. Wiele z nich skutecznie prostuje.
Po beznadziejnej i mocno pobieżnej moim zdaniem książce „II Wojna Światowa na Morzu” nie spodziewałem się tak dobrej lektury.
Zaczynamy opowieść od Pearl Harbor, wydarzenia przed 4 czerwca 1942 mają służyć jako tło do opisania kształtowania osobowości kadry dowódczej obu stron. Jest też pokazany system szkolenia, doktryny i wszystkie inne cechy obu walczących państw mające wpływ na losy „Bitwy o Midway”
Co do obalania mitów, za przykład niech posłuży „amerykanie czytali japońskie szyfry”. Jak niewielki stopień dekryptażu japońskich depesz był osiągalny, to nawet nie wiedziałem. Wobec luk ważniejsza była dedukcja i właściwe rozumienie mechanizmów japońskiej maszyny wojennej.
O ile wydarzenia sprzed bitwy są tylko zarysowane (no może poza Morzem Koralowym), to sama Bitwa o Midway jest przedstawiona bardzo dokładnie. Podzielana czasowo na odpowiednie fazy i poukładana chronologicznie. Autor ma świetny styl i całość czyta się znakomicie. Tekstowi głównemu towarzyszą dość dokładne mapy pozwalające zrozumieć nie tylko przebieg starcia, ale na przykład sposoby rozpoznania lotniczego obu stron. Dużo miejsca poświęcono bolącej Amerykanów kwestii słynnego „Lotu donikąd” (rozdział książki i załącznik).
Epilog podsumowuje wszystko, a także zawiera mini biogramy osób przedstawionych w książce. Następujące po nim załączniki też są przebogate. Mamy mini encyklopedię lotniskowców i samolotów obu stron. Wykaz uczestników starcia. Analizę „Ile wiedzieli Amerykanie na temat japońskich planów?” i „Lotu donikąd”.
Po załącznikach autor omawia bibliografię z analizą źródeł. Jest jeszcze indeks nazwisk.
Wady książki to przypisy na końcu tomu. Jest to niestety uciążliwe, gdyż niektóre z nich są ważne. Najgorszą moim zdaniem jest obwoluta książki i tekst reklamujący.
Frazesy typu „ w historii wojen jest niewiele momentów, w których bieg wydarzeń zmienia się tak gwałtownie jak…” można jeszcze ścierpieć. Wynikają one pewnie z nieznajomości historii piszącego ten tekst. Jak jest ona wielka, pokazują dalsze fragmenty tego gniota: „O świcie 4 czerwca 1941 roku pełna szaleńczej brawury japońska marynarka wojenna rządzi na Pacyfiku. Do zachodu słońca osławiona Kido-butai, główna grupa uderzeniowa Japończyków zostanie zatopiona…” Szczytem jest pisać reklamę książki i pomylić się w dacie, a następnie walić farmazony „że cała grupa uderzeniowa została zatopiona”. „Midway to punkt zwrotny wojny i początek końca państwa Osi…” tego już nie mam siły komentować. Wydawnictwo Znak powinno się wstydzić i przeprosić za ten tekst.
Wydanie w twardej oprawie z nieszczęsną obwolutą, na ekonomicznym papierze, szyte. Czasami na niektórych kartach tekst jest słabo odbity.
Podsumowując książka bardzo dobra, mus dla każdego, kto interesuje się tym konfliktem. Ze swej strony polecam.
„To nie był cud…”
W części amerykańskiego społeczeństwa panuje opinia, że wygrana w „Bitwie o Midway” była wynikiem cudu. Autor Craing Symonds nie zgadza się z tym trendem i w swojej książce stara się udowodnić, że cud nie miał miejsca, a rezultat starcia był wynikiem konkretnych decyzji pewnych osób. Skupienie się na charakterach, sposobach dowodzenia tych którzy wydawali...
2024-01-31
„Lepsza w tej serii”
Opowieści „Spod ciemnej gwiazdy” są na fali wznoszącej w tej serii. Nie są to jakieś „WOW” jak mawiają młodzi, ale część z nich wzbudziła moje zainteresowanie. Niestety tylko część, bo inne pachniały banalnością i były po prostu nudne. I tu rodzi się pytanie czy warto dla tych wybranych męczyć się ze zbiorem ? Ja zaryzykowałem i nie żałuje, a te kilka z nich pozostaje w mej głowie. Jak mawiała Pani od „polaja” – coś Ci Kowalczyk w tym łbie zostało.
Opowieści nie są najłatwiejsze w odbiorze, mimo iż wydawca robi wszystko, żeby nam to czytanie ułatwić. Trzeba się skupić…
Wydanie trzyma poziom, klimatyczna twarda oprawa i dedykowana zakładka.
Gdzieś chodzi za mną myśl, że może trzeba podchodzić, jak do płyt, które nie wchodzą za pierwszym razem, a zachwycają przy kolejnym odsłuchu. Może kiedyś – zobaczymy.
Książki szukajcie w Wydawnictwie IX i spróbujcie, może Wam przypasuje...
„Lepsza w tej serii”
Opowieści „Spod ciemnej gwiazdy” są na fali wznoszącej w tej serii. Nie są to jakieś „WOW” jak mawiają młodzi, ale część z nich wzbudziła moje zainteresowanie. Niestety tylko część, bo inne pachniały banalnością i były po prostu nudne. I tu rodzi się pytanie czy warto dla tych wybranych męczyć się ze zbiorem ? Ja zaryzykowałem i nie żałuje, a te kilka z...
2024-01-28
„Pełna historia trochę na wyrost”
Książka formatu A4 w twardej lakierowanej oprawie, na bardzo dobrym kredowym papierze pięknie wygląda. Szczególnie dobrze prezentują się liczne fotografie, często sporych rozmiarów, które zastaniemy w środku.
Publikacja nie jest pełną historią jak sugeruje podtytuł, bo trudno na dwustu stronach przedstawić całą historię niemieckich U-Bootów. Szczególnie, że książka omawia czasy od zarania (pierwszego niemieckiego okrętu podwodnego) do współczesności.
Jest to przegląd typów U-Bootów służących w niemieckiej marynarce od początku, poprzez pierwszą i drugą wojnę światową do dziś. Każdy z typów jest przystępnie omówiony bez zbędnych szczegółów technicznych. Jest to poziom popularnonaukowy, skupiający się na różnicach pomiędzy tym co już mamy a nowościami. Zbiorcze dane techniczne są zawarte w tabeli na końcu każdego rozdziału. Opis typów uzupełniają ciekawostki przedstawiające słynne akcje, detale służby, wyposażenia i inne.
Książkę polecam ze względu na dobre zdjęcia i staranne wydanie. Osoby znające temat nie znajdą w niej nic nowego, więc raczej dla początkujących.
„Pełna historia trochę na wyrost”
Książka formatu A4 w twardej lakierowanej oprawie, na bardzo dobrym kredowym papierze pięknie wygląda. Szczególnie dobrze prezentują się liczne fotografie, często sporych rozmiarów, które zastaniemy w środku.
Publikacja nie jest pełną historią jak sugeruje podtytuł, bo trudno na dwustu stronach przedstawić całą historię niemieckich...
2024-01-26
„Komiks młodości… najlepszy”
„Funky Koval” się nie zestarzał. Wprawdzie znałem go tylko z paru, kiedyś przeczytanych części, a teraz mam całość, to podtrzymuję swój entuzjastyczny ton. Jest widocznych kilka mankamentów. Pierwszy z nich to spadek poziomu adrenaliny wraz z kolejnymi częściami. Komiks w miarę przewracania kart staje się bardziej przegadany i przefilozofowany. Końcowe fragmenty są ciężkostrawne. Scenariusz czasami nie trzyma się kupy. Nie dopięto zakończenia. I można by tak wymieniać jeszcze… Mimo tych potknięć Funky bawi i przywołuje dobre wspomnienia. A mankamenty przykrywam sentymentem i …ciul.
Wydanie które zdobyłem jest czarno- białe. Oryginał był kolorowy. Nie przeszkadza mi brak barw. Dodatkowo do albumu dołączone jest opowiadanie, wstęp i galeria wybranych kart.
Wydanie w twardej nielakierowanej oprawie, szyte i duże (A4). Warto czasami cofnąć się kilkanaście lat wstecz i przypomnieć sobie jak to było… Warto to zrobić z „Funky Kovalem”.
„Komiks młodości… najlepszy”
„Funky Koval” się nie zestarzał. Wprawdzie znałem go tylko z paru, kiedyś przeczytanych części, a teraz mam całość, to podtrzymuję swój entuzjastyczny ton. Jest widocznych kilka mankamentów. Pierwszy z nich to spadek poziomu adrenaliny wraz z kolejnymi częściami. Komiks w miarę przewracania kart staje się bardziej przegadany i przefilozofowany....
2024-01-24
„Nadal dobra jak kiedyś…”
„Król Szczurów” to najczęściej przeczytana przeze mnie książka. Nie pamiętam dokładnie, ile razy się w nią zagłębiałem, ale będzie coś koło ośmiu razy. Potem odłożyłem ją na półkę. Mój egzemplarz rozleciał się ze starości. Minęło dziesięć lat i przypomniałem sobie o tym tytule. Kupiłem nowe wydanie w twardej oprawie. Przeleżało w „skrzynce wstydu” trzy lata.
Wreszcie postanowiłem spróbować jak „smakuje” po tak długim czasie. Z początku miałem kłopoty ze składnią tekstu. Zgrzytało i musiałem kilka razy cofać się. Czyżby urok wyblakł ?
Nie… Znowu zaiskrzyło i zapomniałem o potknięciach. Książka wciągnęła jak dawniej i trzymała w napięciu do samego końca. Wiele warstw w historii opisanych, zgrabnie uzupełnia się. Mamy watek moralny, obyczajowy, kryminalny i psychologiczny. Walka o prymat w Changi powodowała szybsze przewracanie stron.
„Król Szczurów” to bardzo dobra powieść, dla każdego. Opowieść o ludziach zamkniętych w japońskim obozie jenieckim i ich reakcjach na tą sytuację. Jednocześnie zmusza do myślenia i odpowiedzi na pytanie, „jak my zachowalibyśmy się na ich miejscu ?”. W tle zapala się ważna lampka z etykietą „człowieczeństwo”. Nadal uważam, ze jest to jedna z najlepszych książek w mojej bibliotece, do której przeczytania zachęcam każdego.
„Nadal dobra jak kiedyś…”
„Król Szczurów” to najczęściej przeczytana przeze mnie książka. Nie pamiętam dokładnie, ile razy się w nią zagłębiałem, ale będzie coś koło ośmiu razy. Potem odłożyłem ją na półkę. Mój egzemplarz rozleciał się ze starości. Minęło dziesięć lat i przypomniałem sobie o tym tytule. Kupiłem nowe wydanie w twardej oprawie. Przeleżało w „skrzynce wstydu”...
2024-01-21
„trudna ale interesująca”
„Nowy wspaniały żołnierz” to ciekawa, ale nie najłatwiejsza w czytaniu książka. Warto jednak podjąć wyzwanie i przez nią przebrnąć.
Autor opisuje różne aspekty, które mają wpływ na współczesną wojnę i w niej uczestniczących wojowników. Pokazuje zmiany jakie zachodzą w postrzeganiu pewnych problemów, oraz w poszukiwaniu sposobów ich zwalczania. Dyskutuje też nad etyczną stroną zaproponowanych rozwiązań i wskazuje niebezpieczeństwa płynące z ich zastosowania.
Najtrudniejszym dla mnie był początek i wskazanie metodyki pracy. Dalej już było z górki.
Poznałem kulisy amerykańskiej agencji DARPA zajmującej się w dużym skrócie „wynalazkami na rzecz armii”. Bardzo zaskoczył mnie rozdział o fantastyce naukowej i jej wpływie na współczesne odkrycia naukowe. Dalej chemiczne wspomaganie człowieka, najlepszy dla mnie rozdział, gdyż chemik we mnie jeszcze nie umarł. Kolejno to ranni i różnorakie „programy protezowe”. Jest też sporo o egzoszkieletach, elektrostymulacji mózgu i robotyzacji armii. Możemy przyjrzeć się próbom genetycznego planowania.
To wybrane problemy jakie można znaleźć w książce. Jest tego oczywiście dużo więcej i publikacja jest bardzo różnorodna.
Autor nie zamyka się w bance z napisem „armia” i podaje przykłady, odnośniki do „cywila”.
Wydanie w miękkiej oprawie na bardzo dobrym papierze.
Podsumowując, publikacja warta przeczytania o ile jesteś w stanie przebrnąć przez rasową prace naukową. Nie jest to lektura na jeden wieczór, a czytanie będzie wymagało skupienia. Jeżeli to Was nie przeraża, będzie się bardzo dobrze bawić przy czytaniu.
„trudna ale interesująca”
„Nowy wspaniały żołnierz” to ciekawa, ale nie najłatwiejsza w czytaniu książka. Warto jednak podjąć wyzwanie i przez nią przebrnąć.
Autor opisuje różne aspekty, które mają wpływ na współczesną wojnę i w niej uczestniczących wojowników. Pokazuje zmiany jakie zachodzą w postrzeganiu pewnych problemów, oraz w poszukiwaniu sposobów ich zwalczania....
2024-01-12
„Przewidywalne ale ciekawe”
Zbiór „Kroniki Averoigne” to mimo swojej przewidywalności, ciekawy i warty przeczytania zbiór.
Całość akcji jedenastu odrębnych opowiadań toczy się w wyimaginowanej krainie, usytuowanej we Francji. Elementy tego świata są oparte na realnych wycinkach francuskiego krajobrazu. Dzięki tym składowym, realizm całego świata jest tak duży, że można nie zauważyć jego „nierzeczywistości”.
Ja gdybym nie wiedział, a we Francji byłem tylko raz i to przejazdem, nie pomyślałbym, że owa kraina nie istnieje.
Opowiadania są dość przewidywalne. Oparte na znanych pierwiastkach mitologicznych i legendarnych toczą się dość znanym torem. Bardziej należy się skupić na owych częściach i ich zgrabnego wplecenia w tok opowiadania. Autor dość przychylnie odnosi się do chrześcijaństwa, wybielając jego zbrodnie w walce z zabobonami. Dość komicznie wypadają, dobrzy czarownicy będący w symbiozie z tą zbrodniczą religią.
Warto zwrócić uwagę na staranność języka, jakim są napisane opowiadania. Dopieszczone szczegóły lingwistyczne sprawiają, że obcowanie z tekstami sprawia dużą przyjemność.
Książkę czyta się szybko, choć bez charakterystycznego dla wybitnych tekstów „wciągania”.
Niestety konstrukcja scenariusza opowieści, ma to do siebie, że wskazówki rozwiązania zagadki są nachalnie podane. Za przykład można podać tajemniczego hrabiego witającego bohatera, który ma wyraźnie spiłowane, szpiczaste „jak u drapieżnika” zęby. Zanim doczytałem do końca wiedziałem, że ów osobnik będzie wampirem.
Wydanie w twardej oprawie, z dedykowaną zakładką i dodatkową mapą krainy nie odbiega od standardów Wydawnictwa IX. Jest bardzo staranne, atrakcyjne wizualne i stanowi ozdobę biblioteki.
Jeśli lubicie historie z dreszczykiem, nieco trącące myszką, ale bardzo sprawnie i ładnie napisane ta książka jest dla Was. Ze swej strony polecam zajrzeć.
„Przewidywalne ale ciekawe”
Zbiór „Kroniki Averoigne” to mimo swojej przewidywalności, ciekawy i warty przeczytania zbiór.
Całość akcji jedenastu odrębnych opowiadań toczy się w wyimaginowanej krainie, usytuowanej we Francji. Elementy tego świata są oparte na realnych wycinkach francuskiego krajobrazu. Dzięki tym składowym, realizm całego świata jest tak duży, że można nie...
2024-01-08
„Grzechu warte ?”
Diablo kojarzy mi się z ulubioną grą komputerową. Mroczną walką z watahami złych pobratymców piekieł. Z przerażającym intrem drugiej części. Z radością pożyczyłem od siostrzeńca cegłę pod tytułem „Diablo wojna grzechu”. Z początku szło ciężko. Głównym winowajcą jest styl autora, który jest specyficzny. Szybko jednak okiełznałem jego wady i zalety i poszło żwawiej z górki. Historia jest prosta, żeby nie zgrzeszyć, że banalna. W połowie wiemy, że główny bohater wygra, pozostaje odgadnąć jak. Czego mi tu brakowało najbardziej ? Mroku typowego dla gry. Jest w książce trochę makabry, ale stanowczo odmiennej od tej z ekranu komputera. Jeśli miałbym wybrać – to stawiam na grę.
„Diablo. Wojna Grzechu” mimo swej prostoty, czyta się wyśmienicie i lektura wciąga. Objętość przestaje przerażać, a karty idą coraz szybciej pod palcami. Jeżeli szukacie nie wymagającej lektury na kilka wieczorów, to ta książka jest dla was. Polecam
„Grzechu warte ?”
Diablo kojarzy mi się z ulubioną grą komputerową. Mroczną walką z watahami złych pobratymców piekieł. Z przerażającym intrem drugiej części. Z radością pożyczyłem od siostrzeńca cegłę pod tytułem „Diablo wojna grzechu”. Z początku szło ciężko. Głównym winowajcą jest styl autora, który jest specyficzny. Szybko jednak okiełznałem jego wady i zalety i poszło...
„Druga część dobra jak pierwsza”
Druga część historii niemieckich oddziałów przeciwpancernych jest kontumacją części pierwszej, zarówno pod względem stylu jak i układu publikacji. Nie jest to monografia sprzętowa, ani jednostkowa, choć większość danych technicznych poszczególnych części uzbrojenia podano. Jest też zwrócona uwaga na organizację i liczebność sprzętu Panzerjäger w poszczególnych odstępach czasowych. Autor skupia się na skuteczności wyposażenia w toku działań wojennych, w oparciu o raporty, analizy i meldunki wojsk niemieckich. W książce mamy dwa podejścia do tematu, albo jest cytowany cały raport, albo autor na podstawie wybranego fragmentu prezentuje wnioski.
Dlatego nie jest to publikacja łatwa w czytaniu i nie dla każdego.
Thomas Anderson operuje językiem suchym, pozbawionym ozdobników. Ten przekaz zawiera tylko to, co jest na dany moment potrzebne do wyjaśnienia tematu. Całość przypomina poszerzoną analizę pisaną przez wojskowego.
Takie pisanie to nowość na polskim rynku. Dotychczas mieliśmy do czynienia z monografiami opartymi na dokumentach. W tym podejściu możemy sami przeczytać wskazane przez autora raporty i wyciągać, czasami odmienne wnioski.
W książce prowadzi się analizę sprzętu już opisanego w pierwszym tomie. Dzięki temu możemy obserwować spadek skuteczności danego działa przeciwpancernego wraz ze wzrostem grubości pancerza czołgów w czasie.
Oprócz wprowadzonego do użycia sprzętu, Thomas Anderson opisuje nowinki techniczne (przyjmowane do uzbrojenia w czasie 1943-45), nawet te które nie weszły do produkcji seryjnej. Trzeba tylko pamiętać o podejściu autora i mieć z tyłu głowy, że nie jest to monografia.
Część danych technicznych podana jest w tabelach, co ułatwia porównanie sprzętów.
Dodatkowo mamy podane skalę produkcji wyposażenia Panzerjäger i porównanie jej do zapotrzebowania podawanego w oryginalnych raportach z pola walki.
W tomie drugim oprócz dział ppan. omówiono samobieżne niszczyciele czołgów, ręczną broń ppan. broń twierdz w ostatnim okresie wojny do zwalczania czołgów, oraz konstrukcje tymczasowe powstające wskutek braku ciągników do dział.
W raportach poznajemy nie tylko skuteczność danego uzbrojenia, ale i sposób jego użycia. Bardzo ciekawym są dokumenty podające wady dotychczasowej taktyki użycia np. samobieżnych dział ppan. i wprowadzające zmiany.
Całość to bardzo ciekawa książka pozwalająca na zorientowanie się jak działały, w co były wyposażone i jaka była skuteczność jednostek Panzerjäger.
Wydanie w miękkiej oprawie, klejone na ekonomicznym papierze.
W środku oprócz tekstu wiodącego znajdziemy starannie wyselekcjonowane zdjęcia sprzętu (niekiedy unikatowe pochodzące z kolekcji autora) oraz fotokopie dokumentów.
Ze swej strony polecam osobom siedzącym w temacie, którym nie straszna jest analiza wojskowej dokumentacji.
„Druga część dobra jak pierwsza”
więcej Pokaż mimo toDruga część historii niemieckich oddziałów przeciwpancernych jest kontumacją części pierwszej, zarówno pod względem stylu jak i układu publikacji. Nie jest to monografia sprzętowa, ani jednostkowa, choć większość danych technicznych poszczególnych części uzbrojenia podano. Jest też zwrócona uwaga na organizację i liczebność sprzętu ...