Biblioteczka
2024-04-22
2024-04-08
„Miejscami ciekawa…”
Kolejny tom z tej serii zapewnił dobrą zabawę. Wprawdzie nie wszystkie opowiadania dały się lubić, ale większość była ciekawa. Mamy tu do czynienia z mieszaniną retro fantastyki, traktatów filozoficznych, opowieści niesamowitych i lekkiej grozy. Taki misz-masz zapewnia różnorodność doznań. O ile ówczesna fantastyka trąci myszką i jest dla mnie mocno naiwna, o tyle opowieści grozy stały na dobrym poziomie. Nudziły tylko rozważania o grecko-rzymskich bogach.
Całość oceniam na plus, choć trzeba lubić cofanie się w czasie. Antoni Lange w tym skondensowanym tomiku jest przyjemnie zjadliwy. Wydanie charakterystyczne dla tej serii – twarda oprawa i dedykowana zakładka. Papier dobrej jakości.
Czy ten tomik mogę polecić? Dla osób o dużej tolerancji na naftalinę tak, reszta może się nieco nudzić.
„Miejscami ciekawa…”
Kolejny tom z tej serii zapewnił dobrą zabawę. Wprawdzie nie wszystkie opowiadania dały się lubić, ale większość była ciekawa. Mamy tu do czynienia z mieszaniną retro fantastyki, traktatów filozoficznych, opowieści niesamowitych i lekkiej grozy. Taki misz-masz zapewnia różnorodność doznań. O ile ówczesna fantastyka trąci myszką i jest dla mnie mocno...
2024-04-06
„Dobrze napisane…”
Nieznany był mi dotychczas konflikt Grecko-Turecki z 1919-1922 roku. Dlatego sięgnąłem po HB-ka w tym temacie. Książka jest dobrze napisana, uwzględnia wszystkie aspekty wojny. Zaczynamy od przyczyn, dużo dyplomatycznych rozgrywek. Na początku trzeba być bardzo uważnym, bo przewija się bardzo wiele nazwisk i działań na arenie międzynarodowej. Mamy przedstawione pokrótce umundurowanie, choć tylko z opisu. Brakuje w tym temacie plansz barwnych. Jest też rozdział o kadrze dowodzącej i uzbrojeniu obu stron. Działania zbrojne są przedstawione z dobrą dokładnością. Zorientować się w temacie pomogą kolorowe mapy, starannie wykonane. Wadą jest skupienie ich w jednym bloku w środku książki. Trzeba przewracać kartki, żeby z nich skorzystać. Tak już mają HB-ki. Przypisy są pod tekstem, co stanowi wzorzec. Oprócz tekstu wiodącego otrzymujemy cztery aneksy uzupełniające temat. Oprócz nich mamy bibliografię z podziałem na źródła i opracowania, oraz indeks osób i geograficzny.
Wydanie typowe, klejone w miękkiej oprawie na dobrym papierze.
Książka dla osób lubiących historię, przedstawiająca ten nieznany w naszym kraju konflikt. Myślę, że warto po nią sięgnąć. Jedna z lepszych w serii.
„Dobrze napisane…”
Nieznany był mi dotychczas konflikt Grecko-Turecki z 1919-1922 roku. Dlatego sięgnąłem po HB-ka w tym temacie. Książka jest dobrze napisana, uwzględnia wszystkie aspekty wojny. Zaczynamy od przyczyn, dużo dyplomatycznych rozgrywek. Na początku trzeba być bardzo uważnym, bo przewija się bardzo wiele nazwisk i działań na arenie międzynarodowej. Mamy...
2024-04-02
„Interesujący…”
„Niemiecki Czołgista na froncie wschodnim. Dziennik dowódcy” to przedruk oryginalnego „pamiętnika wojennego” niemieckiego żołnierza. Tłumacz postarał się, by był on jak najbardziej zbliżony do oryginału. W tym miejscu widać ogrom pracy jakie włożyło wydawnictwo, by oddać specyficzną dla języka niemieckiego formę narracji. Wszelkie językowe zagwozdki i niezrozumiałe terminy są wyjaśnione w przypisach. Te jak przystało na poprawną publikację są pod tekstem. Tutaj pochylę się na tym faktem, gdyby (oby nigdy !) ktoś, jak to w wielu innych książkach bywało, umieścił je na końcu – w tym przypadku znacznie obniżyłby komfort czytania.
Dzienniki zostały podzielone chronologicznie. Przed każdą porcją wspomnień mamy wstęp redaktora, który wyjaśnia sytuację na froncie i świecie. Bardzo ważny i potrzebny fragment publikacji.
Autor jest sprawnym pisarzem. Ma talent do obserwacji otoczenia i przekazywania swoich spostrzeżeń barwnym i bogatym językiem. Dzięki temu „Dziennik Dowódcy” czyta się z dużym zainteresowaniem i zaangażowaniem. Można stwierdzić, że nie ma tu miejsca na nudę. Miejscami styl przypomina dobrą wojenną beletrystykę pisarzy takich jak np. Alistair Maclean.
Friedrich Sander jest ciekawą postacią a jego wspomnienia pełne sprzeczności. Jest dowódcą niższego szczebla, więc wspomnienia nie będą ucztą dla taktyka. Wykonuje on raczej rozkazy z góry i bardzo mało jest w jego działaniach własnej inicjatywy. To, że walczy na dość nietypowym sprzęcie Panzer 35(t) nie znaczenia. Nie poczujemy różnicy w opisach starć czołgów Panzer III, wynika to ze słabości tego uzbrojenia. Sanders owszem opisuje walki z „radzieckimi potworami” czołgami ciężkimi, ale mało w nich moim zdaniem autentyczności. Szczytem jest opis starcia Panzer 35(t) z sowieckim T-35, gdzie Panzer 35(t) go pokonuje. Ciężko mi w to uwierzyć.
Kolejną wadą „czołgisty” jest nierozróżnianie sprzętu wojskowego w szerszym zakresie. Wszystkie niemieckie bombowce nurkujące to „stukasy” (na szczęście tłumacz czuwa i mamy konkretne przypisy na ten temat), to najmniejsza z jego pomyłek. Najlepsze jest to, że pod koniec wspomnień mówi jak rozróżnić żołnierza frontowego od dekownika tyłowego. Jednym z podstawowych kryteriów jest według autora biegła znajomość i nazewnictwo sprzętu wojskowego.
Skoro nie ma tu taktycznych rozważań, to co zajmuje aż tyle stron? Opis żołnierskiego życia, zachowania na polu bitwy i poza nim jest fundamentem tych wspomnień. Żywy, pełen koloru, uwag i akcji. Przebieg służby podczas kampanii Leningradzkiej, szturmu na Moskwę czy próbie przyjścia z pomocą okrążonej 6 Armii pod Stalingradem.
Po utracie czołgu możemy prześledzić służbę autora w piechocie, czy batalionie zabezpieczenia.
Czytając ten dziennik nie wolno nam zapominać, że autor to nazista. Człowiek, który służył zbrodniczemu systemowi i jest odpowiedzialny za ludobójstwo. Dzienniki są bardzo wygładzone, jeśli chodzi o ten wątek. Nie ma w nich ani słowa o obozach koncentracyjnych (mimo, że autor służył przez jakieś okres w SS) i polityce eliminacji ludności słowiańskiej. Mamy za to przedziwne, naiwne i głupie uwagi dotyczące sowieckich jeńców których pobili strażnicy, bo owi jeńcy chcieli zjeść martwą krowę. Strażnicy według autora czynią to dla dobra tych ludzi – „aby się oni nie pochorowali”. Zostawię to bez komentarza. Opisując obóz dla pojmanych czerwonoarmistów tłumaczy brak baraków tym, że Rosjanie są za leniwi by je wybudować. Zaś jest pełen podziwu dla ciężkiej pracy słowiańskich kobiet budujących umocnienia pod okiem niemieckich strażników. Jak cynicznym trzeba być, żeby zapomnieć, że zostały do niej przymuszone.
Opisy stosunków z sowiecką ludnością cywilną są pełne harmonii i dobroci. Tutaj ten sielankowy obraz może pasować do początków wojny, później było inaczej – o czym autor nie wspomina.
Jego rasistowskie przekonania można poznać, gdy próbuje opisywać Polaków i Rosjan. Jego narracja jest zgodna z oficjalną hitlerowską propagandą. Słowianie są brudni, brzydcy, leniwi i mieszkają w warunkach, które wstrząsają nadludźmi.
W miarę zmian na froncie we wspomnieniach pojawia się coraz więcej krytyki wyższych stopniem, oraz sprawnej niemieckiej armii. Niewiele jest uwag dotyczących samego Hitlera, za to autor folguje sobie na temat ministra propagandy. Autor jest człowiekiem przenikliwym dość łatwo opisuje mechanizmy dziejące się w jego najbliższym otoczeniu. Przenikliwości nie starcza, gdy w jego głowie rodzą się pytania o przyczyny klęski. Jednocześnie we wspomnieniach pisanych w 1943 roku rośnie jego podziw dla… Rosjan. Których wcześniej nazywał brudnymi i leniwymi.
Sanders na swój sposób pokazuje „uroki” wojny totalnej. Strzela do poddających się żołnierzy rosyjskich, dobija rannych tłumacząc to, że ci ranni strzelają w plecy zdobywcom. Podczas wycofywania się spod Moskwy, stosuje taktykę „spalonej ziemi”, która go denerwuje. Jest wkurzony, że takie rzeczy musi robić niemiecki żołnierz ale… wykonuje rozkazy. Stała śpiewka wielu nazistowskich kombatantów. Cierpieniu ludności cywilnej poświęca fragmenty wspomnień, jednak zawsze próbuje to usprawiedliwiać „wojną”.
Ciekawy obraz bezradności niemieckich służb tyłowych rysuje się w tych relacjach. Jednocześnie warto prześledzić zmianę jaka zachodzi w Sandersie, gdy trafia na bezpieczne zaplecze. Robi to, co było poddawał krytyce wcześniej u innych, stara się jak najdłużej pozostać jak najdalej od linii frontu.
Całość dziennika to pasjonująca lektura, pozwalająca spojrzeć na koszmar II wojny światowej z innej strony. Wspomnienia napisane w tak dobrym stylu, że nie sposób się oderwać. Wydanie w miękkiej oprawie, klejone.
Książkę polecam, każdemu kto interesuje się II wojną światową, nie będziecie się nudzić.
„Interesujący…”
„Niemiecki Czołgista na froncie wschodnim. Dziennik dowódcy” to przedruk oryginalnego „pamiętnika wojennego” niemieckiego żołnierza. Tłumacz postarał się, by był on jak najbardziej zbliżony do oryginału. W tym miejscu widać ogrom pracy jakie włożyło wydawnictwo, by oddać specyficzną dla języka niemieckiego formę narracji. Wszelkie językowe zagwozdki i...
2024-03-27
„Niektóre komiksy bardzo źle się starzeją”
Album z komiksami rysowanymi przez Zbigniewa Kasprzaka jest kapitalnie wydany. Twarda oprawa, szyty grzbiet i kredowy papier czynią z niego ozdobę w biblioteczce. Zaopatrzony jest w profesjonalny wstęp i biografię autora napisane przez znawcę i badacza tematu Adama Ruseka. Jest też dodatkowa galeria.
Niestety same historie, które czytałem w młodości w dużo gorszym wydaniu, zestarzały się okrutnie. Z pozycji dorosłego jawią się jako banalne i naiwne. Niestety to co zachwycało kiedyś, dziś trąci myszką. Czasami czas obchodzi się z pewnymi rzeczami okrutnie.
Jedno się nie zmieniło, doskonała „kreska” rysownika. To powoduje, że „przegadane” historie dają się po raz kolejny obejrzeć.
Komiks dla tych, co „jarali” się takimi rzeczami kiedyś dawno temu. Reszta może sobie odpuścić.
„Niektóre komiksy bardzo źle się starzeją”
Album z komiksami rysowanymi przez Zbigniewa Kasprzaka jest kapitalnie wydany. Twarda oprawa, szyty grzbiet i kredowy papier czynią z niego ozdobę w biblioteczce. Zaopatrzony jest w profesjonalny wstęp i biografię autora napisane przez znawcę i badacza tematu Adama Ruseka. Jest też dodatkowa galeria.
Niestety same historie, które...
2024-03-26
„Dokument dla twardzieli”
Książka to przedruk oryginalnego sprawozdania Żukowa dotyczący przebiegu japońsko-sowieckiego konfliktu zbrojnego nad rzeką Chalchin-Gol w 1939 roku.
Przedruk ma kilka poważnych wad. Po pierwsze nie zawiera ani jednej mapy (we wstępie tłumaczą, że ich nie było), co przy tak szczegółowych opisach jest poważnym mankamentem. Po drugie nie zawiera żadnych schematów (przyczyna taka sama jak z mapami), i jeżeli autor odwołuje się do schematu mamy problem. Widoczne jest przy opisie bitew powietrznych i szczegółów ataku.
Trzecia rzecz to brak przetłumaczonych nazw sowieckich typów uzbrojenia rosyjskiego na stosowany przez ogół historyków. Można się domyślać, co oznacza I-97 jeśli chodzi o japońską stronę.
Dość dużą niewiadomą jest wpływ propagandy na dokument. O ile prostackie wstawki o wielkiej roli Stalina itp… możemy wyłapać, tak należy się zastanowić na ile reszta była pisana obiektywnie.
Po niektórych danych – ja zwątpiłem. Są miejsca gdzie autor przeczy sam sobie.
Tekst dokumentu poprzedza wstęp, w której przedstawiono w telegraficznym skrócie przebieg zmagań. Jest nawet jedna mapa. To niestety za mało…
Książkę ciężko się analizuje. Nie jest to lektura do poduszki.
Wydanie w miękkiej oprawie klejone, na ekonomicznym papierze.
Można się zaznajomić z tym ciekawym, ale trudnym w odbiorze dokumentem. Jednak jest to lektura dla osób siedzących w temacie.
„Dokument dla twardzieli”
Książka to przedruk oryginalnego sprawozdania Żukowa dotyczący przebiegu japońsko-sowieckiego konfliktu zbrojnego nad rzeką Chalchin-Gol w 1939 roku.
Przedruk ma kilka poważnych wad. Po pierwsze nie zawiera ani jednej mapy (we wstępie tłumaczą, że ich nie było), co przy tak szczegółowych opisach jest poważnym mankamentem. Po drugie nie zawiera...
2024-03-24
„Nie do końca szczera ?”
Bożena Romanowska wzięła na tapetę temat specyficznych zainteresowań Himmlera. Konkretnie dotarła do wyników poszukiwań H-Sonderkommando – słynnej dokumentacji zawierającej materiały z procesów czarownic. We wstępie do lektury wyjaśniono pokrótce historię procesów o czary (jednej z największej zbrodni kościoła katolickiego), oraz próby wykorzystania jej do własnych celów przez reżym nazistowski. Po wstępie mamy prezentację wybranych rycin z niemieckiej dokumentacji wraz z ich omówieniem. W większości wypadków komentarz tego, co widać na obrazku.
Niestety autorka tej pracy stara się w pewnym momencie wybielić instytucję kościoła. O ile weryfikacja liczby ofiar, jest jak najbardziej na miejscu, to poddawanie pod wątpliwość, że kobiety były ofiarami tej zbrodniczej katolickiej organizacji jest niesmaczne. Autorka robi to na kilka sposobów. Po pierwsze stara się łagodzić obrazy wydobyte z teczki. Jak wiadomo większość inkwizytorów i księży biorących udział w tych procesach lubowała się w zadawaniu bólu i wiązaniu go z podtekstami seksualnymi. Kobietom słudzy boga dewastowali piersi, waginy – wszystko dla Jezusa. Nawet jeżeli na jednej z rycin widać ten proceder (ryc 148) autorka dyplomatycznie go pomija. Brakuje jednoznacznego określenia działań kościoła w kwestii mordowania kobiet, jako zbrodni. Szkoda.
Całość jest w miękkiej oprawie na bardzo dobrym papierze. Klejony grzbiet, a na koniec mapka z miejscami oskarżeń o czary.
Czy warto ? Zależy od podejścia. Jeżeli temat jest znany i przerobiony można książkę przejrzeć pod kątem nieznanych rycin. Jeżeli nic nie wiecie, w temacie miłosierdzia boskiego i czarostwa, książka dość łagodnie wprowadzi Was w temat tortur i ogromu bólu zadawanego w imię boga.
„Nie do końca szczera ?”
Bożena Romanowska wzięła na tapetę temat specyficznych zainteresowań Himmlera. Konkretnie dotarła do wyników poszukiwań H-Sonderkommando – słynnej dokumentacji zawierającej materiały z procesów czarownic. We wstępie do lektury wyjaśniono pokrótce historię procesów o czary (jednej z największej zbrodni kościoła katolickiego), oraz próby wykorzystania...
„Klimatyczna fantastyka”
Drugi tom przygód policjantki Kaori Nakamura składa się tylko z dwóch opowiadań. Są one o wiele obszerniejsze niż te z części pierwszej. Nie zmieniło się uniwersum, nadal jest to Japonia z przyszłości. Skończywszy czytać znalazłem się na rozdrożu. Dłuższe formy zaczynały mnie lekko nużyć. Niekiedy następował tak duży spadek napięcia, że szedłem tylko siłą rozpędu. Opowiadania są strasznie liniowe i w pewnym momencie zaczynają być przewidywalne. Brakuje w nich pary i napięcia. Nawet trzęsienie ziemi jest senne i pozbawione błyskawic.
Wydaje mi się, że autorka większy nacisk położyła na kwestie moralne, co w porównaniu ze znacznym zwiększeniem objętości oraz liniowości akcji spowodowało senność.
To jest niestety wada tej książki i zastanawiam się, czy sięgnę po kolejną. Na plus należy zaznaczyć dwa elementy. Integrację elementów japońskiej kultury z akcją oraz wbudowanie elementów SF w tą kulturę. Zrobiono to z dużym wyczuciem i talentem. Świat wykreowany nie narzuca nam się przesadnie i nie koliduje z akcją na której powinniśmy się skupić. W pewnym momencie oswoiłem się z nim tak mocno, że przestałem go traktować jako coś odstającego o rzeczywistości i zasymilowałem się z nim. Świetne uczucie i brawa dla autorki za wywołanie takiej interakcji.
Co do głównej bohaterki, nie czułem emocji. Nawet utrata przyjaciółki nie była zbyt traumatyczna. Brakowało mi bardziej wyrazistych opisów i wnętrza Kaori.
Mimo tych wszystkich narzekań przebrnąłem przez tomik bez większych zacięć. Może gdzieś, podczas czytania cisnęło mi się na usta brutalne „szybciej k@rwa !”, ale nie dałem się ponieść złym emocjom.
Książka wydana bardzo starannie. Twardą oprawę zdobi interesująca grafika, jest dedykowana zakładka a czcionka nie męczy oczy. Ci, którym podobał się pierwszy tom przeczytają drugi. Początkującym polecam pierwszy.
„Klimatyczna fantastyka”
Drugi tom przygód policjantki Kaori Nakamura składa się tylko z dwóch opowiadań. Są one o wiele obszerniejsze niż te z części pierwszej. Nie zmieniło się uniwersum, nadal jest to Japonia z przyszłości. Skończywszy czytać znalazłem się na rozdrożu. Dłuższe formy zaczynały mnie lekko nużyć. Niekiedy następował tak duży spadek napięcia, że szedłem...
2024-03-17
„Druga część dobra jak pierwsza”
Druga część historii niemieckich oddziałów przeciwpancernych jest kontumacją części pierwszej, zarówno pod względem stylu jak i układu publikacji. Nie jest to monografia sprzętowa, ani jednostkowa, choć większość danych technicznych poszczególnych części uzbrojenia podano. Jest też zwrócona uwaga na organizację i liczebność sprzętu Panzerjäger w poszczególnych odstępach czasowych. Autor skupia się na skuteczności wyposażenia w toku działań wojennych, w oparciu o raporty, analizy i meldunki wojsk niemieckich. W książce mamy dwa podejścia do tematu, albo jest cytowany cały raport, albo autor na podstawie wybranego fragmentu prezentuje wnioski.
Dlatego nie jest to publikacja łatwa w czytaniu i nie dla każdego.
Thomas Anderson operuje językiem suchym, pozbawionym ozdobników. Ten przekaz zawiera tylko to, co jest na dany moment potrzebne do wyjaśnienia tematu. Całość przypomina poszerzoną analizę pisaną przez wojskowego.
Takie pisanie to nowość na polskim rynku. Dotychczas mieliśmy do czynienia z monografiami opartymi na dokumentach. W tym podejściu możemy sami przeczytać wskazane przez autora raporty i wyciągać, czasami odmienne wnioski.
W książce prowadzi się analizę sprzętu już opisanego w pierwszym tomie. Dzięki temu możemy obserwować spadek skuteczności danego działa przeciwpancernego wraz ze wzrostem grubości pancerza czołgów w czasie.
Oprócz wprowadzonego do użycia sprzętu, Thomas Anderson opisuje nowinki techniczne (przyjmowane do uzbrojenia w czasie 1943-45), nawet te które nie weszły do produkcji seryjnej. Trzeba tylko pamiętać o podejściu autora i mieć z tyłu głowy, że nie jest to monografia.
Część danych technicznych podana jest w tabelach, co ułatwia porównanie sprzętów.
Dodatkowo mamy podane skalę produkcji wyposażenia Panzerjäger i porównanie jej do zapotrzebowania podawanego w oryginalnych raportach z pola walki.
W tomie drugim oprócz dział ppan. omówiono samobieżne niszczyciele czołgów, ręczną broń ppan. broń twierdz w ostatnim okresie wojny do zwalczania czołgów, oraz konstrukcje tymczasowe powstające wskutek braku ciągników do dział.
W raportach poznajemy nie tylko skuteczność danego uzbrojenia, ale i sposób jego użycia. Bardzo ciekawym są dokumenty podające wady dotychczasowej taktyki użycia np. samobieżnych dział ppan. i wprowadzające zmiany.
Całość to bardzo ciekawa książka pozwalająca na zorientowanie się jak działały, w co były wyposażone i jaka była skuteczność jednostek Panzerjäger.
Wydanie w miękkiej oprawie, klejone na ekonomicznym papierze.
W środku oprócz tekstu wiodącego znajdziemy starannie wyselekcjonowane zdjęcia sprzętu (niekiedy unikatowe pochodzące z kolekcji autora) oraz fotokopie dokumentów.
Ze swej strony polecam osobom siedzącym w temacie, którym nie straszna jest analiza wojskowej dokumentacji.
„Druga część dobra jak pierwsza”
Druga część historii niemieckich oddziałów przeciwpancernych jest kontumacją części pierwszej, zarówno pod względem stylu jak i układu publikacji. Nie jest to monografia sprzętowa, ani jednostkowa, choć większość danych technicznych poszczególnych części uzbrojenia podano. Jest też zwrócona uwaga na organizację i liczebność sprzętu ...
2024-03-07
„Abelard to Mistrz…”
Abelard Giza znany mi był dotychczas z kariery w „stendapie”. Moim zdaniem to najlepszy komik w tej dziedzinie rozrywki. Jego monologi przykuwają uwagę, bawią i zawierają sporo ciekawych spostrzeżeń. A jak mu poszło w książce ?
Znakomicie. „Otworzyć po mojej śmierci” to zbiór opowiadań na różne tematy. Niektóre są zabawne, a inne zmuszają do zastanowienia. Charakteryzują się sporą dawką irracjonalności i jednocześnie są bardzo przystępnie napisane. Jeżeli twórczość Abelarda miałbym do kogoś porównać to najpierwszy plan wysuwa mi się Kurt Vonnegut. Stylowo jest bardzo blisko niego. Niekiedy tematycznie też.
Zbiór krótkich treści wciąga i kusi, żeby zacząć kolejną opowieść… Dawno tak nie miałem z tego typu literaturą. Można powiedzieć, że pochłonąłem ten tomik.
Wydanie jest bardzo staranne. Twarda oprawa z interesującą grafiką, dobrej jakości papier.
Oprócz tekstu mamy też ilustracje. Czasami też wywalone w kosmos.
Całość zapewnia mądrą rozrywkę stojącą na wysokim poziomie. Część treści zostaje w głowie i pozwala przemyśleć niektóre sprawy. Niewiele książek wchodzi w tak głęboką inter reakcję z czytelnikiem. Polecam ten tomik każdemu, nawet tym którzy nie znają Abelarda.
„Abelard to Mistrz…”
Abelard Giza znany mi był dotychczas z kariery w „stendapie”. Moim zdaniem to najlepszy komik w tej dziedzinie rozrywki. Jego monologi przykuwają uwagę, bawią i zawierają sporo ciekawych spostrzeżeń. A jak mu poszło w książce ?
Znakomicie. „Otworzyć po mojej śmierci” to zbiór opowiadań na różne tematy. Niektóre są zabawne, a inne zmuszają do...
2024-03-05
„Dużo srok za ogon…”
Książka ma dwa podtytuły. Pierwszy z nich to „Ile prawdy kryje się za postacią uwielbianego przez ludzi na całym świecie Indiany Jonesa?” W ogóle nie odpowiada on treści książki, ponieważ autor niewiele miejsca poświęca samej postaci, a więcej zdarzeniom w których Indy bierze udział. Drugi z podtytułów jest bardziej zgodny z prawdą – „Fakty i mity o filmach o Indianie Jonesie”. Zastanawiam się czy nie lepiej by brzmiało „z” a nie „o”.
Do rzeczy. Postać głównego ekscentrycznego archeologa stanowi punk wyjścia do snucia opowieści o treści filmu. Z tym, że samej esencji jest niewiele i autor dość szybko oddala się od filmu. Pogrąża się w opowieściach z dużą ilością tematów pobocznych. Mamy więc rozbudowaną opowieść o mitologicznej Arce Noego, świętym gralu czy niezwykłych kamieniach. Owa opowieść jest uzupełniana o tematykę ofiar z ludzi lub wędrówki w czasie. Czasami przypomina to staropolski bigos „dla każdego coś dobrego”. Mimo sporego „miszmaszu” czyta się całość dość dobrze i widać, że autor ma sporą wiedzę w poruszanych przez siebie kwestiach.
Trochę zwieść może okładka pod którą treść się sprzedaje. Cóż, marketing dźwignią handlu.
Wydanie w miękkiej oprawie ze skrzydełkami, klejona.
Czy polecam? Tak, jako lekką lekturę o wszystkim i trochę o Indiana Jonesie.
„Dużo srok za ogon…”
Książka ma dwa podtytuły. Pierwszy z nich to „Ile prawdy kryje się za postacią uwielbianego przez ludzi na całym świecie Indiany Jonesa?” W ogóle nie odpowiada on treści książki, ponieważ autor niewiele miejsca poświęca samej postaci, a więcej zdarzeniom w których Indy bierze udział. Drugi z podtytułów jest bardziej zgodny z prawdą – „Fakty i mity o...
2024-03-01
„Awantura w czasie”
Trzecia część przygód „Stalowego Szczura”. Jest tak samo jak w poprzednich. Szybka i dość zawiła akcja. Dużą ilość gadżetów i niewiarygodne szczęście bohatera. W pewnych sytuacjach musi wspomóc go Żona. Tym razem walczą z przestępcą, który manipuluje czasem i wykańcza Korpus.
Resztę warto przeczytać samemu, bo to sama przyjemność. Skojarzyło mi się po części z przygodami Edwarda Trappa -podobne awanturnictwo.
Podsumowując przyjemna, niewymagająca lektura na jeden wieczór. Gwarancja dobrej zabawy.
„Awantura w czasie”
Trzecia część przygód „Stalowego Szczura”. Jest tak samo jak w poprzednich. Szybka i dość zawiła akcja. Dużą ilość gadżetów i niewiarygodne szczęście bohatera. W pewnych sytuacjach musi wspomóc go Żona. Tym razem walczą z przestępcą, który manipuluje czasem i wykańcza Korpus.
Resztę warto przeczytać samemu, bo to sama przyjemność. Skojarzyło mi się po...
2024-02-27
„Pierwsza jako druga”
Nie ma to jak pomieszać kolejność i zacząć od części drugiej, by po niej przeczytać część pierwszą. Czy tylko ja tak potrafię ?
Do sedna… Początek „Stalowego Szczura” to pełnokrwista „fantastyka awanturnicza”. Taki scenariusz „Piratów z Karaibów” w przyszłości. No może bardziej przypomina te lepsze powieści Alistaira MacLeana. Mamy w niej wszystko, co do dobrej zabawy jest potrzebne. Superbohater o dość przyjemnej i dowcipnej aparycji. Oczywiście jest niezniszczalny, albo ma +1000 do szczęścia. Nawet zastrzelony, sam kombinuje leczenie i wstaje na nogi. Dzisiejszy NFZ byłby dumny z chłopaka. Zawsze ma przy sobie potrzebny gadżet, jakieś granacik, ampułkę z gazem usypiającym i inne bajery. Najbardziej śmieszne jest to, że w kluczowym momencie zapomina tego całego arsenału… ale na tym polega urok tego typu powieści. Akcja jest cały czas i nie zwalnia bez potrzeby. Dialogi wartkie i nawet bawią. No i nie trzeba wysilać umysłu, tylko trzeba dać się ponieść fabule.
Tam, gdzie wydaje nam się naiwna przymykamy oko…
I mamy przyjemnie spędzony czas. Wydanie stare w miękkiej oprawie, klejone. Przy każdym otwarciu trzeszczało i bałem się, że całość się rozpadnie. Urok dawnych książek.
Polecam każdemu- dobra niezobowiązująca rozrywka. I nie trzeba kochać fantastyki !
„Pierwsza jako druga”
Nie ma to jak pomieszać kolejność i zacząć od części drugiej, by po niej przeczytać część pierwszą. Czy tylko ja tak potrafię ?
Do sedna… Początek „Stalowego Szczura” to pełnokrwista „fantastyka awanturnicza”. Taki scenariusz „Piratów z Karaibów” w przyszłości. No może bardziej przypomina te lepsze powieści Alistaira MacLeana. Mamy w niej wszystko, co...
2024-02-25
„Kosmiczny komandos”
Akcja kosmicznego „Rambo” toczy się wartko. Bohaterowi, przy pomocy Super Żony, nie straszne tajne misje i zadania wszelakie. Całość czyta się wartko i za dużo myśleć nie trzeba. Ot przemiły pożeracz czasu na niedzielny wieczór…
Wydanie stare z epoki, część bloku wklejona do góry nogami. Sentyment wali na kilometr.
Wcześniej nie znałem „Stalowego Szczura” i pierwsze „koty za płoty”.
Główny bohater stanowi moim zdaniem satyrę na tego typu opowieści. Zawsze ma rozwiązanie i nie ma sytuacji z której nie wyjdzie obronną ręką. Taki trochę 007. Nie trzeba analizować każdego aspektu akcji – po prostu dajemy się ponieść lekturze i jest przyjemnie.
Fantastyka taka trochę z przymrużeniem oka. I jest dobrze, bo nie wszystko musimy brać na poważnie.
Jeżeli ktoś lubi testosteron, wybuchy i tajne misje -”Stalowy” jest dla niego.
„Kosmiczny komandos”
Akcja kosmicznego „Rambo” toczy się wartko. Bohaterowi, przy pomocy Super Żony, nie straszne tajne misje i zadania wszelakie. Całość czyta się wartko i za dużo myśleć nie trzeba. Ot przemiły pożeracz czasu na niedzielny wieczór…
Wydanie stare z epoki, część bloku wklejona do góry nogami. Sentyment wali na kilometr.
Wcześniej nie znałem „Stalowego...
„Lepsze niż debiut…”
„Vader. Wojna Totalna” doczekał się jubileuszowego wydania. W stosunku do pierwszego bicia jest wiele dodatków i zmian. Jeśli chodzi o wydanie to jest lepszy papier i oprawa. Nad graficzną formą książki też ktoś mocno popracował i to wydanie prezentuje się doskonale.
Jeśli chodzi o treść, to została ona rozbudowana w stosunku do pierwszego wydania. Tylko mam wrażenie, że poszło to w stronę tematów pobocznych a nie samej kapeli. Publikacja powiela też wadę pierwszego wydania, najlepiej jest opracowany okres powstawania zespołu i wydania pierwszych płyt. Późniejsze dokonania zostały potraktowane trochę po macoszemu. W książce opisane są najważniejsze płyty i koncerty a także kadrowe perypetie zespołu. Często opis wspierany jest wspomnieniami ludzi, którzy uczestniczyli w tamtych wydarzeniach. Dzięki temu książkę czyta się dość gładko i bezproblemowo. Czasami autor odbiega w swoich rozważaniach od trzonu jakim jest Vader. Miejscami te wycieczki są zbyt odległe i wtedy lekko przynudza lektura.
Na szczęście nie ma tego wiele i całość oceniam bardzo dobrze. Książka dla maniaków i sympatyków kapeli, a także tych co dopiero zaczynają swoją przygodę z tematem. Jeden z ważniejszych polskich zespołów, który rozsławił nasz kraj zagranicą doczekał się wreszcie porządnej biografii.
„Lepsze niż debiut…”
więcej Pokaż mimo to„Vader. Wojna Totalna” doczekał się jubileuszowego wydania. W stosunku do pierwszego bicia jest wiele dodatków i zmian. Jeśli chodzi o wydanie to jest lepszy papier i oprawa. Nad graficzną formą książki też ktoś mocno popracował i to wydanie prezentuje się doskonale.
Jeśli chodzi o treść, to została ona rozbudowana w stosunku do pierwszego wydania....