-
ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać3
-
ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
-
Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński27
-
ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Biblioteczka
Może i wątek kryminalny jest miałki, może nawet infantylny (choć moim zdaniem trochę taki był też zamysł autora), ale Chmielarz po prostu znakomicie pisze. Potrafi nawet trochę głupią historię opowiedzieć w taki sposób, że chce się w nią brnąć.
Sądzę, że ten chłop jescze wypłynie na szerokie wody.
Może i wątek kryminalny jest miałki, może nawet infantylny (choć moim zdaniem trochę taki był też zamysł autora), ale Chmielarz po prostu znakomicie pisze. Potrafi nawet trochę głupią historię opowiedzieć w taki sposób, że chce się w nią brnąć.
Sądzę, że ten chłop jescze wypłynie na szerokie wody.
O pieronie, jakie to jest dobre. Jak zgrabnie napisane, jak wielowątkowo opowiedziana historia mojego Górnego Śląska. Przeczytałem dwa dni temu, ale jeszcze jestem pod wrażeniem. Nie jest to oczywiście pozycja dla każdego, ale kto "czuje" to, o czym pisze autor, ten musi po nią sięgnąć absolutnie koniecznie.
O pieronie, jakie to jest dobre. Jak zgrabnie napisane, jak wielowątkowo opowiedziana historia mojego Górnego Śląska. Przeczytałem dwa dni temu, ale jeszcze jestem pod wrażeniem. Nie jest to oczywiście pozycja dla każdego, ale kto "czuje" to, o czym pisze autor, ten musi po nią sięgnąć absolutnie koniecznie.
Pokaż mimo to
Czy można napisać książkę w jeden wieczór? Ano można i ta pozycja jest na to dowodem. Trudno odebrać autorce ciekawych pomysłów, jednak nie wyszło z tego nic specjalnie wartościowego. Trochę szkoda, bo może gdyby potraktować powstałą powiastkę jako szkic i dać sobie czas, to byłby z tego kawał dobrej powieści.
Ponadto dwie sprawy:
1. Ukrainka mówiąca "dobry deń" rozwaliła mnie na łopatki.
2. W moim wydaniu był karygodny błąd ortograficzny.
Swoją drogą, tak na marginesie. Pisarstwo to strasznie niewdzięczny zawód. Piszesz zawiły, trzymający w napięciu kryminał z wieloma wątkami i sprzedajesz go (znaczy wydawnictwo sprzedaje) za 40 złotych. Potem piszesz historyjkę na dwie godziny czytania i sprzedajesz ją też za 40 złotych.
Czy można napisać książkę w jeden wieczór? Ano można i ta pozycja jest na to dowodem. Trudno odebrać autorce ciekawych pomysłów, jednak nie wyszło z tego nic specjalnie wartościowego. Trochę szkoda, bo może gdyby potraktować powstałą powiastkę jako szkic i dać sobie czas, to byłby z tego kawał dobrej powieści.
Ponadto dwie sprawy:
1. Ukrainka mówiąca "dobry deń"...
O matulu, jakaż to jest sztampa, jakaż to tandeta. W tej powieści wszystko jest typowe, jak w "harlekinach" pochłanianych przez nasze mamy i babcie w czasach, kiedy polska kobieta była jeszcze zahukaną istotą pod nieograniczonym wpływem męża. Ta książka przypaść do gustu może chyba wyłącznie Grażynkom w przeddzień menopauzy, u których dreszczyk emocji budzi niezbyt wyrafinowany opis seksu.
A jeśli komuś wydaje się, że braki nadrabia wątek kryminalny, to nie, nie nadrabia. Dochodzenie w sprawie seryjnego mordercy prowadzi asesor prokuratorski (to tak jakby budowę drapacza chmur nadzorował technik budownictwa), która za wiodącą hipotezę przyjmuje, iż zabija więzień, których na potrzeby dokonania morderstw wychodzi każdorazowo z zakładu karnego, w którym odsiaduje wyrok. Ta książka nie jest słaba, ta książka jest po prostu głupia.
O matulu, jakaż to jest sztampa, jakaż to tandeta. W tej powieści wszystko jest typowe, jak w "harlekinach" pochłanianych przez nasze mamy i babcie w czasach, kiedy polska kobieta była jeszcze zahukaną istotą pod nieograniczonym wpływem męża. Ta książka przypaść do gustu może chyba wyłącznie Grażynkom w przeddzień menopauzy, u których dreszczyk emocji budzi niezbyt...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-06-12
Stworzenie takiej konstrukcji literackiej to wielka sztuka, nawet w przypadku takiego samograja jak życiorys wojenny Henryka Dobrzańskiego. Szacunek dla autora.
Stworzenie takiej konstrukcji literackiej to wielka sztuka, nawet w przypadku takiego samograja jak życiorys wojenny Henryka Dobrzańskiego. Szacunek dla autora.
Pokaż mimo toPowieść tak ogólnie dość przyzwoita. Niezły język, zwięzła, zgrabnie poprowadzona fabuła, barwne postacie. Problemem jest jej zakończenie. Nie chodzi nawet o to, że przewidywalne, bo przecież często jest tak, że chociaż wiemy kto zabił, to i tak czytamy z wypiekami na twarzy. Tutaj wygląda to, jakby autorka sama była rozczarowana brakiem pomysłu na rozwiązanie akcji przez co finał jest wyjątkowo miałki i nieciekawy. Dobrze, że chociaż szybki: trzy strony i dobranoc.
Powieść tak ogólnie dość przyzwoita. Niezły język, zwięzła, zgrabnie poprowadzona fabuła, barwne postacie. Problemem jest jej zakończenie. Nie chodzi nawet o to, że przewidywalne, bo przecież często jest tak, że chociaż wiemy kto zabił, to i tak czytamy z wypiekami na twarzy. Tutaj wygląda to, jakby autorka sama była rozczarowana brakiem pomysłu na rozwiązanie akcji przez...
więcej mniej Pokaż mimo toWynudziłem się setnie. Nużąca narracja, bardzo słaby wątek kryminalny i jeszcze ten jałowy wypełniacz kartek w postaci motywu alkoholizmu. Szkoda czasu, pieniędzy i zdrowia na takie lektury.
Wynudziłem się setnie. Nużąca narracja, bardzo słaby wątek kryminalny i jeszcze ten jałowy wypełniacz kartek w postaci motywu alkoholizmu. Szkoda czasu, pieniędzy i zdrowia na takie lektury.
Pokaż mimo to
Czasu się już nie cofnie, ale Mali Bogowie to lektura, po którą dobrze byłoby sięgnąć przed pandemią i ponownie teraz, po pandemii. Te dwa lata temu z okładem pewnie wielu z nas pracownikom służby zdrowia współczuło, okazywało jakiś rodzaj zrozumienia. Ale teraz? w 2020 roku okazało się, że środowisko lekarskie gęby ma pełne frazesów o misji, o służbę, o powołaniu, o empatii. Szkoda tylko, że wymienionymi wartościami dzielić się chcieli wyłącznie przez telefon.
W książce wypowiedzi lekarzy jest multum, ale niewiele się one od siebie różnią. Lekarze pracują najciężej ze wszystkich Polaków, najwytrwalej się również uczyli i powinni zostać uznani chlubą narodu, ponieważ, jak już wspomnieli, nikt tak ciężko nie pracuje i nikt tak pilnie się nie uczy. Że czasami się mylą? No mylą się, ale to dlatego, że najciężej ze wszystkich pracują, a w dodatku skrzywdzony pacjent bardziej niż o wyzdrowieniu myślał o możliwości procesowania się z lekarzem czy szpitalem. Że czasami są niedouczeni? Owszem, ale to nie dlatego, że nie chciało im się poświęcić na daną dziedzinę więcej czasu, po prostu starsi koledzy nie chcieli wyjaśnić. Że pacjent musi chodzić od Annasza do Kajfasza, bo jak lekarz w Polsce jest kardiologiem to wychodzi z założenia, że nie musi nerki od wątroby odróżniać i kompleksowa diagnostyka w tym kraju nie istnieje? To nie jest wina lekarzy, oni bardzo dużo pracują i bardzo dużo się uczą. To wina systemu.
WINA SYSTEMU. W zasadzie gdyby tak zatytułować tę pozycję, to byłoby to pewnie trafniejszą zapowiedzią treści. Statystyczny polski lekarz nie czuje się za nic odpowiedzialny czy współodpowiedzialny, nie ma sobie nic do zarzucenia, albowiem każda jedna patologia tego środowiska jest winą systemu. Każdą jedną porażkę zawodową, każdą wpadkę, każdą nawet niegodziwość tłumaczy się systemowym obciążeniem. Jak jakimś fatum. Winą systemu jest nawet to, że lekarz musi papiery wypełniać (znaczy odnotowywać przebieg schorzenia oraz leczenia). Pada nawet w którymś momencie stwierdzenie, parafrazuję: nie mogłaby tego robić sekretarka? Paniska. Z polskim lekarzem jest jak z polskim policjantem: naoglądał się za dużo filmów i seriali przez co sądzi, że powołany został wyłącznie do czynów bohaterskich i wzniosłych, najlepiej tak z godzinę, może dwie, dziennie. Cała ta otoczka, wyłączając oczywiście prężenie piersi do medali, jest dla plebsu. Papierologia, pospolite choroby, obcowanie z pacjentem- to nie jest dla lekarzy. No... chyba, że w prywatnym gabinecie za 250 złotych za kwadrans. Wtedy to co innego, wtedy to "dzień dobry", "jak się pan czuje?, "w czym mogę pomóc?".
To jest zresztą cały pomysł tego środowiska na uzdrowienie systemu- kasa. Żaden z nich nie dzieli się swoimi pomysłami na poprawienie jakości kształcenia, na poprawę jakości leczenia pacjentów na którymś z poziomów, na rozwój profilaktyki, który mógłby stopniowo odciążać służbę zdrowia. Nie, kasa. Wszystko jest do d..., bo zarabiają za mało. Gdyby zarabiali więcej to ho ho, chyba ze 30 lat dłużej byśmy wszyscy średnio żyli.
Tak, system zarządzania ochroną zdrowia jest.. chory. Tak, podstawowe pensje są często (nie zawsze) oderwane od obecnych realiów rynkowych przez co trzeba się narobić, żeby dobić do pożądanego pułapu zarobków. Ale jest tak w każdej branży, a naprawdę żadnej innej przedstawiciele nie opowiadają o sobie jakby byli ulepieni z lepszej gliny. Ja w swojej pracy również robię rzeczy odpowiedzialne, obarczone wysokim ryzykiem błędu mogącego skutkować wysokimi obciążeniami finansowymi. I prawdą jest również, że przyjmę Waszą retorykę, iż kilka biurek dalej siedzi programista, który de facto nie odpowiada za nic poza terminowym dostarczeniem przydzielonego sobie fragmentu kodu, a zarabia czasami kilka razy więcej. Ale ani to moja sprawa, ani nikt mi nie broni rozwijać się w kierunku dającym możliwości wyższego zarobkowania. Możecie, konowały, tak samo. Tylko musicie najpierw przestać p... głodne kawałki o tym, jakim to jesteście zawodem wybranym.
Szczerze pozdrawiam tych lekarzy, pielęgniarzy, ratowników medycznych, salowych i wszystkich innych pracowników (dla przewrażliwionych na punkcie feminatywów: tak, panie w służbie pacjentowi również) służby zdrowia, którzy muszą z takimi funkcjonować, ale sami jeszcze mogą z dumą i czystym sumieniem spojrzeć w lustro. Wiem, że jesteście i może naiwnie, ale ufam, że tak zwyczajnie po ludzku dobro będzie do Was powracało.
Czasu się już nie cofnie, ale Mali Bogowie to lektura, po którą dobrze byłoby sięgnąć przed pandemią i ponownie teraz, po pandemii. Te dwa lata temu z okładem pewnie wielu z nas pracownikom służby zdrowia współczuło, okazywało jakiś rodzaj zrozumienia. Ale teraz? w 2020 roku okazało się, że środowisko lekarskie gęby ma pełne frazesów o misji, o służbę, o powołaniu, o...
więcej mniej Pokaż mimo to
W mojej ocenie to jedna ze słabszych książek Cobena (co oczywiście nie znaczy, że słaba), a zakończenie mało zaskakujące.
Jednak tak naprawdę mierziło mnie coś innego. U tegoż autora wszystkie technikalia towarzyszące bohaterom są zawsze trochę przestarzałe, nawet jeśli czas akcji pozostaje bliżej nieokreślony, to wiadomo, że musiało się to wydarzyć co najmniej kilka lat przed rokiem publikacji powieści. Tutaj Coben podjął próbę oddania realiów odpowiadających rzeczywistości bieżącej i... no nie, coś tutaj ewidentnie nie zagrało. Ale może to tylko mój sentyment do bardziej konwencjonalnych wątków
W mojej ocenie to jedna ze słabszych książek Cobena (co oczywiście nie znaczy, że słaba), a zakończenie mało zaskakujące.
Jednak tak naprawdę mierziło mnie coś innego. U tegoż autora wszystkie technikalia towarzyszące bohaterom są zawsze trochę przestarzałe, nawet jeśli czas akcji pozostaje bliżej nieokreślony, to wiadomo, że musiało się to wydarzyć co najmniej kilka lat...
Hugo-Bader zmysł oraz pióro reporterskie ma wybitne. Czyta się go świetnie nawet nie zgadzając się ze stawianymi tezami- o ile są one popierane ciągiem logicznych przemyśleń, a nie szaloną ideolo. Książka ma sporo plusów, których wymieniał nie będę- po prostu zachęcam do przeczytania. Minusy są dwa:
1. Wstawienie do tej pozycji rozdziału o kompletnie nieudanej (obśmianej nawet przez przyjazne autorowi, gazetowyborczowe kręgi) prowokacji na Marszu Niepodległości w bodaj 2016 roku. Można świętować oczywiście swoje zawodowe wpadki, co kto lubi, ale po co psuć dobrą książkę rozdziałem, który nie ma zupełnie nic wspólnego z jej treścią?
2. Mącenie bardzo interesujących i pouczających historii o początkach in vitro w Polsce nachalnym, obsesyjnym propagowaniem metod pozaustrojowego zapłodnienia z pominięciem wszystkich oczywistych ich minusów.
Niemniej naprawdę polecam, bo to porcja solidnej reporterskiej roboty w pierwotnym jej znaczeniu. Żadne tam metody zza biurka.
Hugo-Bader zmysł oraz pióro reporterskie ma wybitne. Czyta się go świetnie nawet nie zgadzając się ze stawianymi tezami- o ile są one popierane ciągiem logicznych przemyśleń, a nie szaloną ideolo. Książka ma sporo plusów, których wymieniał nie będę- po prostu zachęcam do przeczytania. Minusy są dwa:
1. Wstawienie do tej pozycji rozdziału o kompletnie nieudanej (obśmianej...
"Morfina" to taka sztuka nowoczesna: bełkotliwa, przegadana, pozbawiona interesującej treści, za to napisana językiem mającym prostakom dawać oręż w postaci "argumentu" jakoby oni zrozumieli, a wszyscy ci sceptyczni nie.
Autor jakiś tam pomysł na fabułę miał, całkiem zresztą niegłupi, ale niestety przegadał go filozofią niskich lotów. A kiedy się zorientował, że jeśli do pięciuset stron o niczym dołoży kolejnych dwieście czy trzysta takich samych i nikt przez to nie przebrnie, to wziął i skończył. Ot tak, bez ładu, składu i sensu.
Wynudziłem się setnie, moim zdaniem sięganie po tę pozycję to strata czasu. Chyba, że komuś zależy tylko na tym by odfajkować- wtedy ok, strony bez dialogów można przerzucać bez czytania.
"Morfina" to taka sztuka nowoczesna: bełkotliwa, przegadana, pozbawiona interesującej treści, za to napisana językiem mającym prostakom dawać oręż w postaci "argumentu" jakoby oni zrozumieli, a wszyscy ci sceptyczni nie.
Autor jakiś tam pomysł na fabułę miał, całkiem zresztą niegłupi, ale niestety przegadał go filozofią niskich lotów. A kiedy się zorientował, że jeśli do...
Przedziwna książka. Okładka głosi, że jest to biografia Nikodema Skotarczaka. Autor we wstępie pisze, że nie jest to biografia Nikodema Skotarczaka. W rzeczywistości jest to pewna historia czy może profil funkcjonowania przestępczości samochodowej w schyłkowej fazie PRL-u na przykładzie organizacji przestępczych formowanych w Trójmieście. Osoba Skotarczaka jest tylko luźnym spoiwem poszczególnych wątków, autor ma do niej zresztą dość dziwne podejście. Potrafi w jednym akapicie wyrazić sceptycyzm wobec gangsterskiej legendy Nikosia, a w kolejnym rozpłynąć się nad nieprzeciętnością jego zbójeckiego fachu i przywódczymi cechami. Jednak to, co męczy w tej pozycji najbardziej, to nietrafiony format publikacji. Tadeusz Batyr prawdopodobnie jest historykiem, co wnioskuję po treści wstępu, w którym zapewnia również, że chce uciec od siermiężnej faktografii na rzecz stylu bardziej publicystycznego. Niestety, nie udało się. Wyszedł z tego twór nijaki, potworek ani historyczny, ani publicystyczny. Męczący, po prostu. Kilka oczek jako dowód uznania za ogrom zgromadzonego materiału.
Przedziwna książka. Okładka głosi, że jest to biografia Nikodema Skotarczaka. Autor we wstępie pisze, że nie jest to biografia Nikodema Skotarczaka. W rzeczywistości jest to pewna historia czy może profil funkcjonowania przestępczości samochodowej w schyłkowej fazie PRL-u na przykładzie organizacji przestępczych formowanych w Trójmieście. Osoba Skotarczaka jest tylko luźnym...
więcej mniej Pokaż mimo to
Początkowo książka jest trochę chaotyczna, zbyt wiele różnych przemieszanych wątków, zbyt wiele "do tego wrócimy później". Wszystko systematyzuje się z czasem, nie mniej na każdym etapie imponuje ilość niezwykle trafnych puent, diagnoz, wniosków. Człowiek nawet gdyby chciał się z redaktorem Ziemkiewiczem nie zgodzić, to niestety nie ma za bardzo punktu zaczepienia. Co w sumie jest dość druzgocące, bo uznając duży talent autora w zakresie obserwacji i analizy zjawisk globalnych i lokalnych, trzeba jednocześnie powiedzieć sobie otwarcie: nasze pokolenie lepszego świata ujrzeć już nie zdąży. Będziemy odchodzić z tego groteskowo-gorzkiego padołu z- co najwyżej- nadzieją, że nasze wnuki się opamiętają na chwałę rozumu.
Kwestią zupełnie odrębną jest natomiast fakt, na który wielu już tutaj zwróciło uwagę. Czytelników śledzących na co dzień publicystykę RAZ-a nie mogło tutaj nic zaskoczyć. Również dobrze można byłoby wydać to samo w konwencji "zbioru felietonów".
Początkowo książka jest trochę chaotyczna, zbyt wiele różnych przemieszanych wątków, zbyt wiele "do tego wrócimy później". Wszystko systematyzuje się z czasem, nie mniej na każdym etapie imponuje ilość niezwykle trafnych puent, diagnoz, wniosków. Człowiek nawet gdyby chciał się z redaktorem Ziemkiewiczem nie zgodzić, to niestety nie ma za bardzo punktu zaczepienia. Co w...
więcej mniej Pokaż mimo to
Lekkość z jaką Chmielarz operuje piórem zachwyca mnie z każdą kolejną książka coraz bardziej. Gdyby usiadł przy maszynie z kimś o takim samym talencie do wymyślania wątków kryminalnych, szarad, zagadek, to powstałby kryminał znany na cały świat.
Niemniej "Farma lalek" to naprawdę solidna, godna polecenia pozycja.
Lekkość z jaką Chmielarz operuje piórem zachwyca mnie z każdą kolejną książka coraz bardziej. Gdyby usiadł przy maszynie z kimś o takim samym talencie do wymyślania wątków kryminalnych, szarad, zagadek, to powstałby kryminał znany na cały świat.
Pokaż mimo toNiemniej "Farma lalek" to naprawdę solidna, godna polecenia pozycja.