Dziennik czasu okupacji
- Kategoria:
- reportaż
- Tytuł oryginału:
- Occupation Diaries
- Wydawnictwo:
- Karakter
- Data wydania:
- 2014-03-27
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-03-27
- Liczba stron:
- 364
- Czas czytania
- 6 godz. 4 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788362376513
- Tłumacz:
- Anna Sak
- Tagi:
- Palestyna Izrael niewola okupacja mur Ziemia Święta dziennik konflikt izraelsko-palestyński
W dniu 23 lipca 2010 roku Raja Shehadeh notuje: „Od dłuższego czasu planowałem zejść zboczem koło naszego domu i uratować choć trochę skamieniałych korali, zanim dotrze tutaj nowa droga i ruszy budowa, a skamieliny zostaną rozbite w pył. Dziś nareszcie mi się udało; nazbierałem tyle, ile byłem w stanie unieść”. W dzienniku palestyńskiego pisarza nie ma nieistotnych słów ani nieznaczących gestów. Każde zdarzenie, każda obserwacja jest impulsem do refleksji nad sytuacją okupowanego kraju i zamieszkujących go ludzi. Być może wynika to z samej istoty życia w Palestynie: trudy codziennego życia sprawiają, że nawet zwykłe czynności, jak wyjazd do innego miasta, są skomplikowane i obwarowane systemem zakazów.
Shehadeh prowadził swe zapiski od grudnia 2009 do grudnia 2011 roku. W tym czasie na Bliskim Wschodzie sporo się działo: izraelskie wojsko zaatakowało turecką Flotyllę Wolności, zabijając dziewięć osób i raniąc dziesiątki innych, Arabska Wiosna obudziła nadzieję na demokratyczne przemiany w regionie, a Palestyna złożyła wniosek o uzyskanie statusu nieczłonkowskiego państwa-obserwatora w ONZ. Jednocześnie codzienne życie Palestyńczyków w żadnym stopniu nie uległo zmianie; nadal są traktowani jak obywatele drugiej kategorii, poddawani represjom, upokarzającym kontrolom, ograbiani z ziemi, pozbawiani swych praw. Raja Shehadeh, mieszkający w okupowanym przez Izrael Ramallah, w przejmujący sposób opisuje rzeczywistość w jej wymiarze publicznym i prywatnym, pokazując, jak polityka wpływa na codzienne życie Palestyńczyków. Jego pisarstwo jest świadectwem nieustępliwej, choć podszytej goryczą walki o sprawiedliwość, w której autor nie unika także krytyki pod adresem swoich rodaków. Lektura książki Shehadeha to rzadka okazja, by na świat i Bliski Wschód spojrzeć z innej, nieobecnej w polskich mediach perspektywy.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Nauczyłem się zawsze zakładać najgorszy scenariusz
„Dziennik…” został napisany przez człowieka, którego dogonił czas; człowieka powoli zdającego sobie sprawę, że nie doczeka końca izraelskiej okupacji palestyńskich ziem. Książka ta jest więc zapisem narastającego zmęczenia Raji Shehadeha sytuacją na Bliskim Wschodzie, ale i świadectwem imponującej wytrwałości autora w kontynuowaniu roli kronikarza, dbającego o to, żeby świat (głównie zachodni) nie mógł odwrócić się od prawdy Palestyńczyków.
To już trzecia książka Shehadeha wydana przez Karakter; przeszłe eksperymenty sprawiły, że Przemek Dębowski trzyma formę, ponieważ nowa okładka jest zdecydowanie najładniejszą z tych, jakie do tej pory mogliśmy w krakowskim wydawnictwie oglądać (pomogło wykorzystanie zdjęć z agencji Magnum Photos, rozczarowani będą tylko ci, którzy liczyli na jednorodność pozycji w tej serii). Posunąłbym się do odważnego stwierdzenia, że Wydawnictwo Czarne powinno lekko dygnąć z uznaniem.
W towarzystwie Raji spędzamy dwa lata, od grudnia 2009 do grudnia 2011 roku, wpatrując się w wysokie ściany muru bezpieczeństwa, z nadzieją wsłuchując się w echa Arabskiej Wiosny czy szukając spokoju w pielęgnacji ogrodu. A Shehadeh pisze nieregularnie: czasami kilka dni pod rząd, a czasem kolejne wpisy dzieli od siebie nawet miesiąc. Kiedy coś go poruszy, może to być głośne wydarzenie międzynarodowe albo wycieczka ze znajomymi na piknik, natychmiast zasiada nad dziennikiem i przemawia spokojnym, lecz mocnym głosem, nie nawołując do agresji, ale nazywając rzeczy po imieniu: okupacja zawsze pozostaje okupacją. Poza tym opisuje głównie codzienność, te wszystkie małe problemy sprawiające, że Palestyńczycy czują się obco we własnym kraju, w którym podróż między miastami może okazać się zadaniem prawie niewykonalnym, a izraelskie osiedla pojawiają się na mapie jak krosty przy ospie; być może w przyszłości urzędnik bez poczucia humoru połączy je ciągłą linią, ozdabiając Zachodni Brzeg Jordanu administracyjnym patchworkiem. Brzmi absurdalnie, prawda? Lecz taki obraz wyłania się z książki Shehadeha: obraz świata, gdzie nienawiść do sąsiada jest podstawowym prawem każdego człowieka, gdzie rząd Izraela nie radzi sobie z buntującymi się osadnikami i wysyła na nich własne wojsko, gdzie w punktach kontrolnych każdego dnia upokarzani są zmierzający do pracy Palestyńczycy. Autor ze smutkiem zauważa także rosnące podziały wśród własnych rodaków: niezrozumienie pomiędzy świeckimi a religijnymi Arabami jeszcze bardziej utrudnia niełatwe współżycie z okupantem.
Bywa, że Raja wpada w gniew, lecz bardzo szybko się opanowuje, bo, jak sam pisze, gniewnego rzecznika jakiejkolwiek sprawy łatwiej jest zlekceważyć. Dlatego przeważającym nastrojem „Dziennika…” jest żal za niedostępną przeszłością oraz przemijającą teraźniejszością, ale też upór, ponieważ Shehadeh wydaje się nie godzić na bezsilność wobec powolnego pędu historii, który nie zaspokoi w najbliższym czasie marzeń o pokoju. Postanowił zatem zostać na tej skolonizowanej, jak sam ją nazywa, ziemi, będąc nieustannie przygotowanym na najgorsze i z mozołem pchać swoje dzieło do przodu, czekając na deszcz tak potrzebny jego ukochanym roślinom.
Rafał Łukasik
Książka na półkach
- 232
- 138
- 58
- 8
- 7
- 6
- 6
- 5
- 4
- 3
OPINIE i DYSKUSJE
Książka z jednej strony dobrze pokazuje realia cierpień Palestyńczyków, z drugiej - jest tendencyjna. Autor ledwo wspomina cokolwiek o hamasie, jego zbrodniach i terrorze. Nie jest łatwo poruszać się po tej tematyce kiedy słyszy się tylko wzajemne oskarżenia z obydwu stron.
Książka z jednej strony dobrze pokazuje realia cierpień Palestyńczyków, z drugiej - jest tendencyjna. Autor ledwo wspomina cokolwiek o hamasie, jego zbrodniach i terrorze. Nie jest łatwo poruszać się po tej tematyce kiedy słyszy się tylko wzajemne oskarżenia z obydwu stron.
Pokaż mimo toCiekawa pozycja pokazująca odbiór konfliktu z Izraelem od strony palestyńskiej
Ciekawa pozycja pokazująca odbiór konfliktu z Izraelem od strony palestyńskiej
Pokaż mimo toIleż boleśniej czyta się dziś „Dziennik czasu okupacji”, który autor spisywał z perspektywy lat 2009-2011 mieszkając w okupowanym przez Izrael Ramallah. W owym czasie wiele się działo na Bliskim Wschodzie: izraelskie wojsko zaatakowało Flotyllę Wolności, Arabska Wiosna wznieciła nadzieję na demokratyczne przemiany w regionie, a Palestyna złożyła wniosek o uzyskanie statusu nieczłonkowskiego państwa-obserwatora w ONZ. Raja Shehadeh wygląda jednak o wiele dalej. Wprowadza nas na swoje podwórze, pokazuje dzieła Banksiego na murze, obrazuje trudności z jakimi boryka się każdy Palestyńczyk chociażby podczas przemieszczenia się z miejsca na miejsce. Najtrudniej czyta się jednak fragmenty nadziei z jakimi zmarł ojciec autora, które sięgały po odważną ideę pokojowej egzystencji z Izraelem. Reja bywa o wiele bardziej gorzki w swoich osądach, na co może sobie pozwolić w tej wspomnieniowej, osobistej prozie.
Niektóre przemyślenia wydają się jednak nieśmiertelne.
„Izrael nie podejmuje żadnych wysiłków w kierunku budowania mostów, szukania pokojowego porozumienia, nauki arabskiego ani znajdowania miejsca dla siebie czy integracji - wszystko, co robi, robi siłą, posługując się językiem władzy i przemocy. Obecni przywódcy Izraela lubują się jednak nie tylko w wyszukiwaniu różnic miedzy nieokiełznaną dziczą Bliskiego Wschodu a ich lśniącą, nieskazitelnie białą kolonialną willą. W równym stopniu oddają się swojej ulubionej fantazji o tym, że ich kraj jest częścią Zachodu. Dlaczego mieliby mieć otwarte granice i pozwalać na wjazd swoim „sąsiadom-terrorystom”?
Książki autora były jednymi z pierwszych, które wydało wydawnictwo @karakter, na szczęście zbliża się wznowienie pod koniec miesiąca jego „Palestyńskich wędrówek”. Wiecie co mamy robić, prawda? Czytamy je, kochani, czytamy. Za mało perspektywy palestyńskiej w polskim wydaniu.
tłum. Anna Sak
Ileż boleśniej czyta się dziś „Dziennik czasu okupacji”, który autor spisywał z perspektywy lat 2009-2011 mieszkając w okupowanym przez Izrael Ramallah. W owym czasie wiele się działo na Bliskim Wschodzie: izraelskie wojsko zaatakowało Flotyllę Wolności, Arabska Wiosna wznieciła nadzieję na demokratyczne przemiany w regionie, a Palestyna złożyła wniosek o uzyskanie statusu...
więcej Pokaż mimo toPozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów państwa Izrael. "Dziennik" pokazuje rzeczywistość życia na Zachodnim Brzegu, w strefie okupowanej przez Izrael. Autor, prawnik zajmujący się prawami człowieka, ze względu na swoją profesję zwraca uwagę na przykłady systemowej opresji przez Izraelczyków: na wielopoziomowym rasizmie, ochronie osadników izraelskich przez władzę, zatajaniu informacji o mordercach Palestyńczyków. A w międzyczasie autor zajmuje się ogrodem, opisuje przyrodę Palestyny, wspomina miasto swojego ojca. Poza całym swoim beznadziejnym położeniem, poza życiem w "kraju-więzieniu", autora cechuje optymizm i wiara we wspólną przyszłość palestyńsko-izraelską.
Myślę, że sięgnę po inne książki autora, czytało się to swobodnie. Wpisy były czasem melancholijne, czasem żarliwe i gorejące gniewem, czasem pełne poczucia beznadziei, ale zawsze wywołujące kolejne przemyślenia.
Pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów państwa Izrael. "Dziennik" pokazuje rzeczywistość życia na Zachodnim Brzegu, w strefie okupowanej przez Izrael. Autor, prawnik zajmujący się prawami człowieka, ze względu na swoją profesję zwraca uwagę na przykłady systemowej opresji przez Izraelczyków: na wielopoziomowym rasizmie, ochronie osadników izraelskich przez władzę,...
więcej Pokaż mimo toKoszmar. Trwający koszmar.
Koszmar. Trwający koszmar.
Pokaż mimo to(2012)
[Occupation Diaries]
„[...] wcześnie rano albo późno w nocy, zastanawiałem się nad burzliwymi wydarzeniami rozgrywającymi się wokół i zgłębiałem swoje myśli, obawy i uczucia” (str. 244).
„[...] zostało nam raptem dwadzieścia siedem procent pierwotnego obszaru Palestyny, [...]” (str.110).
„Urodziłem się u szczytu nieszczęść i zubożenia mojej rodziny, w 1951 roku, zaledwie trzy lata po Nakbie*. Napięcie w jakim żyli wtedy moi bliscy, udzieliło mi się i ma na mnie wpływ do dziś” (str. 68).
„Teraz nie mogę znieść dźwięku hebrajskiego, który stał się językiem przesłuchań, wezwań do sądu, spotkań z wojskiem i rozkazów wydawanych przez ordynarnych żołnierzy” (str. 129).
Zapiski prowadzone w ciągu dwudziestu pięciu miesięcy, od 2009 do 2011** – głównie w zaciszu domowego gabinetu w Ramallah. Autor wykonuje zawód adwokata, pisze o Palestynie, opowiadając się za suwerennością i poszanowaniem praw Arabów. Deklaruje się jako chrześcijanin i osoba świecka. Słucha muzyki poważnej, cytuje klasyków, swobodnie posługuje się angielskim (w tym języku powstają jego książki). Jego żona jest Amerykanką.
Smoleński opisuje go tak: „Radża jest drobny, niewysoki, nosi okulary i ma twarz mądrego lekarza pediatry albo nauczyciela starej daty lub adwokata. Bez żadnych wątpliwości przynależy do wielu kultur: tutejszej, czyli palestyńskiej, i europejskiej, a może nawet światowej. Zresztą tak też urządził swój dom; niskie stoliki i stoliczki, ale też sofa w prostych kształtach, wygodne fotele, za plecami salonu otwarta kuchnia. Mówi spokojnie, wielką pewnością siebie, niezależnie od tego, czy opowiada o przyrodzie, czy o polityce” (Oczy zasypane piaskiem, Paweł Smoleński, 2014, str. 238 [autor poświęca Shehadehowi cały rozdział]).
„Radża nie wierzy, że Izrael powstał dlatego, by Żydzi mieli wreszcie własny kraj. Przeciwnie – Izrael powstał po to, by Palestyńczycy nie mieli swojego. Jeśli ktoś tak myśli, nigdy się nie dogada z przeciwnikiem, choćby deklarował, że bardzo tego chce. Shehadeh nie jest wśród swoich żadnym wyjątkiem” (ibid., str. 256-257).
Ocena podejścia Shehadeha nie do końca koresponduje z faktami. W „Dziennikach...” deklaruje, że obstaje przy stanowisku swojego ojca, tj. przy podziale na dwa równorzędne państwa („Realistyczne jest wyłącznie rozwiązanie dwupaństwowe”, str. 45). Nie chce zmieniać granic, zdobywać dostępu do morza, zależy ma na tym, aby ludność miejscowa, nie-żydowska***, mogła żyć we własnym, suwerennym państwie, uznawanym przez ONZ i Izrael. Przepełnia go jednak gniew i frustracja. Pisząc o trudnościach z jakimi borykają się Palestyńczycy, zapomina zarówno o tym co stoi u korzeni takich relacji, jak i aktach terroru, jakich dopuszczają się regularnie muzułmańscy radykałowie. Bezsilność, oraz fakt, że społeczność międzynarodowa popiera politykę Izraela, jednocześnie nie do końca rozumiejąc jej szczegóły i sytuację autochtonów, odbiera mu spokój. Kiedy to uzewnętrznia, np. przy okazji śledzenia protestów na kairskim placu Tahrir, ociera się niekiedy o patos, lub pisze kilka słów na dużo, co może budzić delikatne zażenowanie. W swoim dzienniku opowiada o codzienności, o życiu za betonowym murem; przywołuje wspomnienia i obrazki z przeszłości, z czasów poprzedzając powstanie Państwa Izrael. Nie jest szowinistą, z nostalgią odwołują się do okresu rządów osmańskich i brytyjskich, jeszcze sprzed nacjonalistycznej eksplozji. Wspomina ówczesną inteligencję i ducha kosmopolityzmu, kina i kawiarnie. Mimo zszarganych nerwów i wyraźnych sympatii, stara się pielęgnować etos inteligenta. Niestety, tacy jak on, po każdej ze stron, są w mniejszości. A poza tym, co bardzo istotne, Shedaheh nie jest obiektywny. Lobbuje na rzecz Palestyńczyków, a to co mówi, jest tylko częścią prawdy. Aby skutecznie zabiegać o porozumienie, powinno się patrzeć na problem szerzej.
____________
* Nakba (katastrofa/nieszczęście) – termin rozpowszechniony w języku arabskim; odnosi się do ucieczki i wypędzenia około 700 000 Arabów, które miało miejsce w latach 1947-1949, na obszarze byłego brytyjskiego mandatu Palestyny. W arabskiej narracji jest ona przedstawiana jako przykład zaplanowanej czystki etnicznej, porównywalnej do ludobójstwa Ormian (Mec Jeghern [wielkie nieszczęście] 1915-1917).
„Poszukując sposobu rozwiązania konfliktu [wynikającego z braku aprobaty dla brytyjskiego zarządu i napięć między żydowskimi kolonistami a miejscowymi Arabami, które trwały praktycznie od pierwszych lat syjonistycznego osadnictwa (1920)], 29 listopada 1947 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję nr 181 w sprawie podziału Palestyny. W myśl rezolucji:
państwo żydowskie miało liczyć 14 257 km² powierzchni i 935 tys. mieszkańców;
państwo arabskie miało liczyć 11 664 km² powierzchni i 814 tys. mieszkańców.
[Jerozolima i Betlejem stałby się miastami wydzielonymi, oddanymi pod zarząd ONZ]
Żydzi zaakceptowali decyzję Zgromadzenia Ogólnego ONZ, jednakże niezadowoleni Arabowie rozpętali spiralę przemocy, która w krótkim czasie doprowadziła do wybuchu wojny domowej [...] (30 listopada 1947)” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Konflikt_izraelsko-arabski).
14 maja 1948 Izrael proklamował niepodległość, a następnego dnia rozpoczęła się I wojna izraelsko-arabska (z połączonymi siłami Egiptu, Syrii, Transjordanii, Libanu, Królestwa Iraku, Arabii Saudyjskiej, Królestwa Jemenu i palestyńskich Arabów),wygrana przez Izrael.
Co ciekawe, w „Oczach zasypanych piaskiem” (2014),na str. 242-243, Smoleński przepisuje kalendarium stosunków arabsko-żydowsko które Shehadeh umieścił w swojej poprzedniej książce (Obcy w domu [Strangers in the house], 2002) – nie ma tam ani słowa o wojnie domowej w Mandacie Palestyny (!). Niezorientowany czytelnik, który korzysta tylko z jednego źródła, może dojść do wniosku, że wszystko zaczęło się od wojny z państwami ościennymi – tymczasem to lokalni Arabowie, Palestyńczycy, którzy stanowili wówczas około 90% populacji (prawie pół miliona dusz),praktycznie od samego początku, negowali możliwość życia obok emigrantów. I to oni rozpoczęli ten konflikt. Żydzi się nie dali, okazali determinację, i prawem silniejszego, napędzani nastrojami z początku wieku i tragedią II wojny światowej – zaczęli organizować swoje państwo. Arabowie nie brali pod uwagę, że mogą przegrać, a teraz postrzegają się jako ofiary. Tak wygląda prawda.
Warto o tym poczytać:
Rezolucja Zgromadzenia Ogólnego ONZ nr 181 (o podziale Palestyny):
https://pl.wikipedia.org/wiki/Rezolucja_Zgromadzenia_Og%C3%B3lnego_ONZ_nr_181
Wojna domowa w Mandacie Palestyny (oraz jej tło):
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojna_domowa_w_Palestynie
Kontynuacja wojny domowej, która po ustanowieniu państwa Izrael i ataku państw Arabskich stała się konfliktem między Żydami a światem arabskim:
https://pl.wikipedia.org/wiki/I_wojna_izraelsko-arabska
** Epilog jest z 2012 r.
*** „Zasadniczy trzon ludności palestyńskiej zamieszkuje terytoria przed- i za-jordańskie od czasów neolitu. Pod wpływem oddziaływań kulturowych i religijnych, a także sporadycznych najazdów elit wojowniczych ludność ta zmieniała tożsamość etniczno-wyznaniową, będąc wpierw Kananejczykami, potem Izraelitami/Judejczykami, następnie zaś aramejskimi chrześcijanami. W pierwszej połowie VII wojska Arabów z Półwyspu Arabskiego podbiły tereny po obu stronach rzeki Jordan, narzucając autochtonicznym mieszkańcom język i kulturę arabską, a większości z nich także islam (jednak mniejszość pozostała przy chrześcijaństwie). Od tego czasu Palestyńczycy i Jordańczycy uważają się za ludy arabskie, mimo że jedynie pewien odsetek osób może biologicznie pochodzić od wczesnośredniowiecznych najeźdźców z Pustyni Arabskiej [!]. Przez większość swojej historii Arabowie palestyńscy uważali Palestynę za część Syrii, a po I wojnie światowej za część Transjordanii/Jordanii i nie wypracowali żadnych miejscowych struktur politycznych. Faktycznie do czasu mandatu brytyjskiego nie istniała odrębna palestyńska świadomość narodowa. Dopiero w obliczu konfliktu z osadnikami żydowskimi, a w szczególności po podziale mandatu brytyjskiego w 1947 zaczęły narastać tendencje narodowotwórcze i potrzeba stworzenia niezależnego państwa palestyńskiego w tym regionie” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Palesty%C5%84czycy). Pewien procent ludności muzułmańskiej, deklarującej się jako arabska, miał przodków którzy czytali Torę, nie Koran. Pisze o tym izraelski profesor Shlomo Sand, w książce „Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski” (2008).
•
Brytyjski Mandat Palestyny powinien zostać przekształcony w Królestwo Jerozolimskie, z brytyjskim monarchą jako głową państwa oraz mieszanym parlamentem, w skład którego weszliby muzułmanie, żydzi i Europejczycy (oraz arabscy chrześcijanie). Trzy języki oficjalne, trójjęzyczne oznakowanie ulic, edukacja wzorowana na brytyjskiej, europejskie rozwiązania architektoniczne (dostosowane do lokalnego smaku i klimatu). Ponadto, rozwój infrastruktury, dobre skomunikowanie miast, budowa nowoczesnych, modernistycznych osiedli, być może również całkiem nowy ośrodków miejskich (od zera); sprowadzenie zachodniego kapitału, budowa fabryk i szwalni, rozwój sadownictwa.
Warunek jest jeden: oczywiście to nie mogłoby by być państwo odwołujące się do historycznego imiennika (założonego przez krzyżowców),w którym najwięcej do gadania mieliby chrześcijanie. Nieformalnie to mogłaby być ziemia święta, przyjmująca co roku miliony pielgrzymów i turystów, ale przede wszystkim byłoby to wygodne miejsce do życia dla ludności miejscowej. Poza tym – przy korzystnym systemie podatkowym – byłby to świetny teren dla inwestorów, pierw zagranicznych, ale potem, zapewne po kilku, kilkunastu latach, również rodzimych. To mógłby być bliskowschodni odpowiednik Hongkongu lub Singapuru, namiastka Szanghaju czy Makau – tylko na o wiele większą skalę. Stabilny, dobrze prosperujący twór – oddziałujący korzystnie na region, otwarty na emigrantów.
Na pewno byłaby rywalizacja, pojawiłyby się nacjonalizmy, ale młodzi, wyrośli we względnej swobodzie obyczajowej, w kulturze osadzonej w języku angielskim, z dostępem do uczelni wyższych (krajowych i zagranicznych),z perspektywami rozwoju, którzy byliby w stanie budować tutaj swoje biznesy – nie myśleliby o podkładaniu bomb. Pojawiłyby się mieszane małżeństwa, świecka, a-religijna elita. Nikt nie chciałby wojny. Mam duże wątpliwości czy udałoby się to przepchnąć w ONZ, czy lokalne odpowiedniki IRA nie destabilizowałyby kraju, ale nigdy nie spróbowano, więc nigdy się nie dowiemy.
•
Jeśli nałożyć kontur Izraela na mapę Polski, bliżej Ściany Wschodniej, północne rubieże znajdowałby się tam gdzie Suwalszczyzna, a południowy kraniec w Rzeszowie. Kraj jest dosyć wąski, ze znaczącym przewężeniem w okolicach Tel Awiwu, które można by przejść na piechotę w trakcie kilku godzin. Liczy sobie zaledwie 20 770 km², piętnaście razy mniej niż kraj nad Wisłą. A Autonomia Palestyńska jest jeszcze mniejsza – 6 020 km². Gdyby Palestyńczycy nie zdecydowali się na otwarty konflikt, mieliby drugie tyle. Oczywiście dzieje im się krzywda, ale w tym sporze nic nie jest czarno-białe. Aby to zrozumieć, warto sięgnąć po książki Smoleńskiego: Izrael już nie frunie (2006),Arab strzela, Żyd się cieszy (2012),Oczy zasypane piaskiem (2014),Wieje szarkijja. Beduini z pustyni Negew (2016) oraz Wnuki Jozuego (2019). Dwóch ostatnich nie czytałem, ale z pewnością dopełniają obraz Izraela i Terytoriów Okupowanych. Polecam też Izrael Oswojony (2013) Eli Sidi i Polanim (2019) Karoliny Przewrockiej-Aderet. Każda z tych książek pozwala poznać wiele osobistych historii, a to najlepiej uzmysławia, że mimo odmiennej oprawy, odmiennego entourage'u – obie strony pragną tego samego.
•
Shehadeh pisze zgrabnie, prosto i czytelnie – choć kilka razy gubi się w narracji, co powinno zostać poprawione. Przekład, mimo pewnych niedociągnięć, wyszedł dobrze (Anna Sak, 2014). Gdyby nie monotematyczność i brak eseistycznego zacięcia, czytałoby się to naprawdę nieźle.
UWAGA MERYTORYCZNA: str. 49 – zmiana alfabetu to nie zmiana języka (zwłaszcza w społeczeństwie z wysokim poziomem analfabetyzmu),to że Turcy zrezygnowali z alfabetu arabskiego, nie oznacza, że nie mogli zgłębiać literatury spisywanej przed reformą. Wydaną ją na nowo, przy użyciu łacinki.
UWAGI TECHNICZNE: str. 20 – „Silnik nadal pracował” (wiemy to ze str. 17); str. 47 – „[...] jednak lubują się jednak [...]” (nadprogramowe jednak); str. 52 – brak kropki; str. 61 – dwa razy (i to sąsiednio) informacja o lokalizacji Kopuły na Skale; str. 78 – „Ulice patroluje więcej niż kiedykolwiek przedtem wozów policyjnych, [...]” (Ulice patroluje więcej radiowozów niż kiedykolwiek przedtem); str. 101 – lotniska-lotniska; str. 115 – „[...] w harmonii z nią [...]” – końcówka zdania nie pasująca do reszty; str. 134 – z Jerozolimie Wschodniej (w); str. 147 – „Później w nowo otwartej [...]” – brak orzeczenia (stosowny czasownik nie pada też zdanie wcześniej); str. 154 – o tym, że płot jest zwieńczony drutem kolczastym, padło już stronę wcześniej (str. 153); str. 204 – mimo to (do skasowania); str. 221 – agenda (agendy); str. 222/223 – stanu (kraju).
(2012)
więcej Pokaż mimo to[Occupation Diaries]
„[...] wcześnie rano albo późno w nocy, zastanawiałem się nad burzliwymi wydarzeniami rozgrywającymi się wokół i zgłębiałem swoje myśli, obawy i uczucia” (str. 244).
„[...] zostało nam raptem dwadzieścia siedem procent pierwotnego obszaru Palestyny, [...]” (str.110).
„Urodziłem się u szczytu nieszczęść i zubożenia mojej rodziny, w 1951 roku,...
Dziennik pełen bólu, sprawiedliwej złości, rozczarowania, ale też nadziei, że kiedyś się uda żyć normalnie, godnie; oraz zachwytu nad palestyńską przyrodą. Przemyślenia zaangażowanego pisarza- prawnika, chrześcijanina, który mieszka w Ramallah, na okupowanych przez Izrael terytoriach palestyńskich. W Polsce wciąż słabo słyszalny jest głos Palestyńczyków, dominuje narracja izraelska. Taka książką to perełka, wyłom w murze stereotypowego myślenia Arab-terrorysta, czy Arab to tylko muzułmanin. Nic nie jest czarno-białe, jednowymiarowe, zwłaszcza konflikty zbrojne. Pozycja godna polecenia, poszerza horyzonty, pokazuje, jak wygląda zwykłe życie Palestyńczyków pod izraelską okupacją, z czym się zmagają, jak są upokarzani, jak rodzi to gniew i frustrację. Polecam.
Dziennik pełen bólu, sprawiedliwej złości, rozczarowania, ale też nadziei, że kiedyś się uda żyć normalnie, godnie; oraz zachwytu nad palestyńską przyrodą. Przemyślenia zaangażowanego pisarza- prawnika, chrześcijanina, który mieszka w Ramallah, na okupowanych przez Izrael terytoriach palestyńskich. W Polsce wciąż słabo słyszalny jest głos Palestyńczyków, dominuje narracja...
więcej Pokaż mimo toKsiążka, która może wywołać wściekłość lub załamanie. Znany palestyński pisarz opisuje codzienne problemy Palestyńczyków żyjących pod płaszczem izraelskiej dominacji (okupacji?). Jest to opowieść o rozrastających się osiedlach na Zachodnim Brzegu i kurczących się obszarach swobody Arabów, poprzez stawianie przeszkód biurokratycznych i kolejne ograniczające ich życie ustawy. Zaledwie prześlizguje się jednak po kwestii terroryzmu palestyńskiego.
Autor nie ukrywa swojej niechęci zarówno do władz Izraela (nie mylić z Żydami, pośród których ma wielu przyjaciół),jak i Palestyny, czy też rosnących w siłę fundamentalistów. Dodaje to szczerości temu świadectwu życia w trudnych warunkach.
Książka, która może wywołać wściekłość lub załamanie. Znany palestyński pisarz opisuje codzienne problemy Palestyńczyków żyjących pod płaszczem izraelskiej dominacji (okupacji?). Jest to opowieść o rozrastających się osiedlach na Zachodnim Brzegu i kurczących się obszarach swobody Arabów, poprzez stawianie przeszkód biurokratycznych i kolejne ograniczające ich życie ustawy....
więcej Pokaż mimo toJednym tchem przeczytałam...Po prostu warto.Konflikt palestyńsko-izraelski...jak widać nie do zażegnania.Niestety.Zawsze po przeczytaniu podobnych pozycji cieszę się,że żyję w wolnym kraju.Polecam.
Jednym tchem przeczytałam...Po prostu warto.Konflikt palestyńsko-izraelski...jak widać nie do zażegnania.Niestety.Zawsze po przeczytaniu podobnych pozycji cieszę się,że żyję w wolnym kraju.Polecam.
Pokaż mimo toUwielbiam książki napisane przez Raje Shehadeha, czuję z nim jakieś pokrewieństwo dusz. Nie będę więc obiektywna. Dla mnie rewelacyjny dziennik.
Uwielbiam książki napisane przez Raje Shehadeha, czuję z nim jakieś pokrewieństwo dusz. Nie będę więc obiektywna. Dla mnie rewelacyjny dziennik.
Pokaż mimo to