-
Artykuły„Małe jest piękne! Siedem prac detektywa Ząbka”, czyli rozrywka dla młodszych (i starszych!)Ewa Cieślik1
-
ArtykułyKolejny nokaut w wykonaniu królowej romansu, Emily Henry!LubimyCzytać2
-
Artykuły60 lat Muminków w Polsce! Nowe wydanie „W dolinie Muminków” z okazji jubileuszuLubimyCzytać2
-
Artykuły10 milionów sprzedanych egzemplarzy Remigiusza Mroza. Rozmawiamy z najpoczytniejszym polskim autoremKonrad Wrzesiński14
Biblioteczka
2000
2019-08-31
Zamiast recenzji opinia autora.
Jest to powieść obyczajowo-psychologiczna. Jej fabuła nawiązuje do rzeczywistych zdarzeń, mianowicie spotkania czterech kolegów z tej samej klasy po pięćdziesięciu latach od ukończenia szkoły. Okazją jest czterechsetlecie Akademii, starego liceum, do którego uczęszczali. Przyjaciele nie pamiętają już swoich imion, tylko pseudonimy. Każdy z bohaterów powieści kryje w sobie jakąś tajemnicę.
Przyjaciele spotykają się kilkakrotnie i wspólnie zwiedzają Akademię i jej otoczenie, teren historyczny i niezwykły, oraz okolice. Odbywa się to w atmosferze wspomnień, rozmów i reakcji, poważnych, żartobliwych nade wszystko zaś refleksyjnych. W trakcie kilku dni rozmawiają o przeszłości i teraźniejszości, oceniają zaszłe zmiany. Wizyta w starym zakonie odkrywa przed nimi mroczną tajemnicę i niewyjaśnioną historię jego przeora.
Efektem odwiedzin i spotkań są cztery portrety bardziej wspomnieniowe niż rzeczywiste malowane przez jednego z bohaterów powieści. Oraz portret własny.
Powieść zainteresuje szczególnie tych czytelników, którzy spotkali się lub zamierzają się spotkać z dawnymi przyjaciółmi ze szkoły lub uczelni.
PS. W kolejnym wydaniu tej powieści planuję jej znaczne poszerzenie i rozbudowanie. Zachęcili mnie do tego przyjaciele, którzy ją przeczytali.
Zamiast recenzji opinia autora.
Jest to powieść obyczajowo-psychologiczna. Jej fabuła nawiązuje do rzeczywistych zdarzeń, mianowicie spotkania czterech kolegów z tej samej klasy po pięćdziesięciu latach od ukończenia szkoły. Okazją jest czterechsetlecie Akademii, starego liceum, do którego uczęszczali. Przyjaciele nie pamiętają już swoich imion, tylko pseudonimy. Każdy z...
2019-07-28
To arcydzieło. Żałuję, że nie znałem wcześniej autora i jego twórczości. Stawiam go na piedestale – niedaleko Gabriela Garcii Marqueza, geniusza pisarstwa, mojego najulubieńszego autora.
„Droga do Indii” to cudowny język, niekiedy skomplikowany, poezja słów, porównań, wyobrażeń. Początkowo czytało mi się nie najlepiej, bez entuzjazmu, potem szło coraz płynniej, sam koniec powieści jest rewelacyjny. Cytuję tylko nieliczne fragmenty, które wpadły mi w oko, ucho i pamięć:
„Nagle znaleźli się w pełnym słońcu i ujrzeli trawiaste zbocze iskrzące się od motyli oraz kobrę, która pełzła sobie spokojnie po trawie i zniknęła między flaszowcami” (str. 505).
„Umilkł, a krajobraz wokół nich, chociaż się uśmiechał, legł niczym kamień nagrobny na wszelkich ludzkich nadziejach. Przegalopowali koło świątyni Hanumana – Bóg tak ukochał świat, że przyoblekł ciało małpy – i koło świątyni siwaistycznej, która zachęcała do rozkoszy, ale pod pozorami wieczności, a jej sprośność nie miała żadnego związku ze sprośnością naszej krwi i ciała” (str. 512).
Nadzwyczajność powieści upatruję w umiejętności autora pokazania relacji Brytyjczycy (Anglicy), kolonialiści oraz Hindusi, naród podporządkowany. Były to niezwykle relacje. Hindus i Anglik, konkretni ludzie, mogli zachwycać się sobą, przyjaźnić, cenić, nawet uwielbiać, należąc równocześnie do dwóch światów, wzajemnie się nienawidzących, obcych i nieufnych. Musiało to być potworne, ponieważ komplikowało wartości, uczucia i samo życie, stwarzając dylematy lojalności, wymagające nieprzerwanego zadawania sobie pytań, gdzie ja jestem, po której jestem stronie.
Powieść została wydana w 1924 roku, przedstawia więc Indie z okresu pełni panowania brytyjskiego. Więzi te rozerwał dopiero Mahatma Gandhi w 1947 roku, kiedy za jego przewodnictwem Indie uzyskały niepodległość.
Autor przedstawia bogactwo wiary i przekonań, złożoność religii, rytuałów, także odmienność obyczajów i przyrody. Indie to nie kraj, ale kontynent, jeśli nie z tysiącami to z pewnością setkami kultur i Forster ukazał tę złożoność w mistrzowski sposób. Powieści przyznaję 9 gwiazdek, nawet jeśli zawiera ona pewne rysy. Jest ona dla mnie tym doskonalsza, że sam jestem autorem i w pisarstwie jak i w lekturze szukam piękna formy i treści, i mocy pokazania i godzenia przeciwieństw, miłości i nienawiści, pasji i uśpienia, co jest prawie niemożliwe, a jednak.
Zwiedzałem Indie. Był to krótki a przez to i skromny pobyt, który pozwolił mi dostrzec i odczuć niezwykłą odmienność kraju; tym bardziej doceniam mistrzostwo Forstera literackiej prezentacji jego bogactw, przede wszystkim kulturowych.
Kiedyś oglądałem, było to bardzo dawno temu, film „Podróż do Indii” nakręcony w 1984 roku na podstawie tej powieści. Też mi się ogromnie podobał. To pamiętam. Grało w nim wielu wspaniałych aktorów, w tym kilku wybitnych. Wymienię tylko nazwiska: Judy Davis, Peggy Ashcroft, Alec Guiness i James Fox.
To arcydzieło. Żałuję, że nie znałem wcześniej autora i jego twórczości. Stawiam go na piedestale – niedaleko Gabriela Garcii Marqueza, geniusza pisarstwa, mojego najulubieńszego autora.
„Droga do Indii” to cudowny język, niekiedy skomplikowany, poezja słów, porównań, wyobrażeń. Początkowo czytało mi się nie najlepiej, bez entuzjazmu, potem szło coraz płynniej, sam koniec...
2017-07-16
W miejsce opinii: wszystkie recenzje tej książki jak i moich pozostałych dwóch książek (powieść i zbiór poezji, w sprzedaży w księgarniach stacjonarnych i internetowych, polskich i polonijnych za granicą) są dostępne na górnym pasku menu na stronie autorskiej www.MichaelTequila.com, każda w postaci fragmentu oryginalnej recenzji oraz linku do pełnej recenzji na stronie autorki/autora recenzji.
Z poważaniem,
Michael Tequila, autor
W miejsce opinii: wszystkie recenzje tej książki jak i moich pozostałych dwóch książek (powieść i zbiór poezji, w sprzedaży w księgarniach stacjonarnych i internetowych, polskich i polonijnych za granicą) są dostępne na górnym pasku menu na stronie autorskiej www.MichaelTequila.com, każda w postaci fragmentu oryginalnej recenzji oraz linku do pełnej recenzji na stronie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jestem autorem i wydawcą tego zbioru poezji.
Jest to drugie wydanie, 2017 rok, w sprzedaży od końca stycznia 2017 w księgarniach w kraju i za granicą.
Opinie czytelników są na stronie autorskiej www.MichaelTequila.com (przycisk Poezje na górnym pasku menu).
Poezje były prezentowane na licznych spotkaniach autorskich i są dostępne w ośmiu bibliotekach uniwersyteckich w Polsce.
Zbiór zawiera wiersze pisane głównie w czasie pięciomiesięcznej podróży samochodem z przyczepą kempingową przez stany Australii Południowej, Australii Zachodniej, Wiktorii i Tasmanii, łącznie ponad 20.000 km.
Każdy wiersz jest oznaczony datą i miejscem jego powstania (Red Centre, Morphett Vale, Hawker, Fleurieu Peninsula, Streaky Bay, Kalgoorlie, Merredin, Freemantle, Busselton, Pemberton, Frenchman Bay, Esperance i inne).
Te wiersze, które powstały w Polsce, były inspirowane Australią. Mieszkałem tam dwadzieścia lat.
Jestem autorem i wydawcą tego zbioru poezji.
Jest to drugie wydanie, 2017 rok, w sprzedaży od końca stycznia 2017 w księgarniach w kraju i za granicą.
Opinie czytelników są na stronie autorskiej www.MichaelTequila.com (przycisk Poezje na górnym pasku menu).
Poezje były prezentowane na licznych spotkaniach autorskich i są dostępne w ośmiu bibliotekach uniwersyteckich...
2015-04-25
Są rzeczy, których nie można poprawić, ponieważ są idealne lub bliskie ideału. Za taką uważam „Imperium”, książkę, o której sam autor powiedział: „jest osobistą relacją z podróży, jakie odbyłem po wielkich obszarach tego kraju, czy raczej tej części świata” mając na myśli dawne ZSRR.
„Imperium” jest rodzajem reportażu, pochodzącego z różnych okresów czasu, kiedy Kapuściński podróżował po ZSRR, byłym ZSRR, a później Rosji i republikach, które odzyskały niepodległość. Książka przedstawia obszary, ludzi, kultury i wydarzenia z perspektywy przeżyć autora z lat 1939, 1958, 1967, 1989-91 oraz 1992-93.
Książka czytała mi się łatwo, ponieważ opisuje czasy, w których sam żyłem na rubieżach imperium, w Polsce, gdzie zdeformowana i deformująca mentalność istniała tylko w uproszczeniu i fragmentarycznie. W nieszczęściu bycia podporządkowanym ekonomicznie, politycznie i militarnie, było to wielkie szczęście dla Polaków.
„Imperium” to studium psychologicze okrucieństwa i nienormalności, w skali i w formach, które są dla mnie nie do pojęcia. Mogę zrozumieć, choć w żaden sposób nie zaakceptować, okrucieństwo czemuś służące np. okrutne zmuszanie niewolnika do pracy ponad siły, aby stworzyć coś użytecznego. Nienormalność opisywanego imperium wyraża się także w tym, że car, I Sekretarz czy ktokolwiek inny stojący na czele ogromnego państwa, eksploatujący bez miary i okrutnie traktujący swoich poddanych, mogł być przez nich wielbiony, uważany nawet za istote boską.
Kapuściński pokazał system, władze i egzekutorów okrucieństwa bez potrzeby, bezwymiarowego i przerażającego. Najstraszniejszy był reżym Stalina, który stworzył, kierował i skutecznie kontrolował system totalnego podporzadkowania i wyniszczania ludzi. Nie będąc chorym psychicznie, Stalin był nienormalny, bo jakżeż można wytłumaczyć zagłodzenie na śmierć 10 milionów obywateli własnego państwa, głównie Ukraińców, w imię kolektywizacji rolnictwa, lub czegoś podobnego politycznie motywowanego?
Kapuściński pokazuje to wszystko, dokumentuje, opisuje i rozbiera na czynniki pierwsze. To wielki plus książki, pokazać czasy i ludzi w złożoności ich zachowań pisząc częściej językiem prozy niż reportażu.
Książka pokazuje i analizuje system i skutki władzy, jaka przez lata panowała w Rosji, potem w ZSRR, których rozpad przyniósł wolność wielu narodom i grupom etnicznym, lecz nie wyleczył ich całkowicie z choroby tkwiącej w nawykach, myśleniu i duchowości. Ludzie wychowani w okrucieństwie, pozostają w większej lub mniejszej mierze zdeformowani.
Wymienię zalety „Imperium”.
Przede wszystkim język przystępnie, zrozumiale i plastycznie wyjaśniający złożone, odległe nam mentalnie, sprawy.
Cytuję: „A ja załatwiłem sprawę kopani. Tak, załatwiłem! Wczoraj wróciłem z Moskwy (tu powiedzieć, że było się w Moskwie, od razu podnosi człowieka o kilka oczek w hierarchii)” (str. 16).
Albo (w dyskusji o eksporcie węgla do Anglii i Ameryki): „Na sali ożywienie, tumult, radość. Co to znaczy – do Ameryki? To znaczy – że dolary! A co to znaczy – dolary? To znaczy wszystko, dosłownie wszystko!” (str. 162).
Kolejny cytat, przerażający w swojej wymowie: "To przy tej budowie (mój komentarz: chodzi o linię kolejową z Workuty, miejsca dziesiątków łagrów, do Archangielska, Murmańska i Petersburga), jeden z oficerów NKWD powiedział: Zabraknie podkładów? Nie szkodzi! Wy posłużycie jako podkłady! I tak właściwie było. Jest to linia kolejowa, wzdłuż której setkami kilometrów ciągnie się niewidoczny dziś dla gołego oka cmentarz” (str. 162-163).
Książka pozwala zrozumieć zaskakujące, pogmatwane relacje między obywatelem a państwem. Cytuję przykład: „Wyspy Kurylskie to część Imperium, a Imperium zostało zbudowane kosztem wyżywienia i przyodziewku tych kobiet, ich przeciekających butów i zimnych mieszkań, a najsmutniejsze kosztem krwi i życia ich mężów i synów. A teraz to oddawać? Nigdy. Przenigdy. Między Rosjaninem i jego Imperium istnieje silna i żywa symbioza, losy mocarstwa to coś, czym się Rosjanin prawdziwie i głęboko przejmuje. Dziś także!” (str. 167).
Powyższy fragment to obserwacja z lat 1989-91. Kiedy myślę o dzisiejszej Rosji, prezydencie Putinie i Rosjanach, widzę, jak trafną diagnozę imperium i jego mieszkańców postawił autor dwadzieścia pięć lat temu i jak niewiele się tam zmieniło w mentalności obywateli!
Autor cytuje (tytuły są w przypisach bibliograficznych) 60 autorów i źródeł informacji, co niezwykle przypadło mi do gustu jako cenne źródło odniesień, kto, gdzie i o czym napisał. Cytaty pochodzą od tak różnych autorów jak Chateaubriand, Chruszczow, Czechow, Dostojewski, Kraszewski, Mickiewicz, Tocqueville i Herbert Wells.
Trafne opisy i porównania to kolejna zaleta, sztuka sama w sobie. Przykład: „A te dwie wiekowe kobiety na przystanku autobusowym? Która z nich siedziała w łagrze, a która była jej dozorczynią? Wiek i bieda godzi je teraz, niedługo zmarznięta ziemia pogodzi je ostatecznie i na zawsze.” (str. 164)
Rozpisałem się, prawdopodobnie niepotrzebnie. „Imperium” to książka, którą serdecznie polecam zwłaszcza osobom zainteresowanym psychologią społeczną, rozumieniem natury człowieka, władzy, Rosji i jej mieszkańców, historii, potwornego głodu wywołanego nie przez kataklizm, lecz przez człowieka, niszczeniem przyrody na masową skalę, chorobami cywilizacji, a być może i chorobami przyszłości. Nie uważam siebie za fatalistę, lecz sądzę, że w historii ludzkości nie było niczego, co nie mogłoby się powtórzyć. Jeśli ktoś uważa, że ludzkość ucywilizowała się, niech przeczyta "Imperium".
Przyznaję „Imperium” 9 punktów, gdyż uważam, że w swoim gatunku jest to prawie arcydzieło. Dałbym 10, gdyby nie odkrycia dotyczące podróży i twórczości Kapuścińskiego sugerujące, że nie wszystkie jego relacje oparte były na prawdzie.
Przyznaję, że moja ocena może być przesadna, a to dlatego, że uznałem, iż „Imperium” zostało napisane dla mnie, człowieka, który żył i pracował w czasach Związku Radzieckiego i doświadczył jego wszechstronnych wpływów.
Są rzeczy, których nie można poprawić, ponieważ są idealne lub bliskie ideału. Za taką uważam „Imperium”, książkę, o której sam autor powiedział: „jest osobistą relacją z podróży, jakie odbyłem po wielkich obszarach tego kraju, czy raczej tej części świata” mając na myśli dawne ZSRR.
„Imperium” jest rodzajem reportażu, pochodzącego z różnych okresów czasu, kiedy...
2015-04-02
„Lalki w ogniu” Pauliny Wilk to doskonała literatura, nie bez powodu wyróżniana i nagradzana. Doskonała w przekonaniu osoby takiej jak ja, która odwiedziła ostatnio północne Indie i Nepal, wyjeżdżając tam z potrzeby ducha raczej niż z czystej ciekawości. Interesuję się buddyzmem, zafascynowała mnie złożona duchowość Indii, to był główny powód wycieczki. Czytanie o miejscach, gdzie się było, i ludziach, wśród których się przebywało, nadaje lekturze inny wymiar.
Książka ma 16 rozdziałów, każdy poświęcony innemu tematowi. Są rozdziały o życiu w rodzinie, o wierze, o ubiorach, o podróżach Hindusów, o miłości i małżeństwie, jedzeniu, wierze i praktykach religijnych, każdy temat odrębnie i wnikliwe przedstawiony. Rozdział 1 „Obyś była matką tysiąca synów’ jest chyba najbardziej wstrząsający; traktuje bowiem o przeznaczeniu wynikającym z płci dziecka, urodzeniem się jako chłopiec lub dziewczynka. W tym ostatnim przypadku losem bywa nierzadko (brutalnie rzecz ujmując) eksterminacja, tym bardziej prawdopodobna, w im większej nędzy rodzi się dziecko.
Nie jest to powieść, bo nie ma w niej fabuły ani konkretnych bohaterów, lecz rodzaj pamiętnika, kroniki podróży po Indiach, kompendium wiedzy o kraju, społeczeństwie i jednostce, a nade wszystko interpretacji codziennego życia zwykłego Hindusa. Wiedza autorki i umiejętności jej prezentacji są imponujące. Na napisanie książki autorka potrzebowała osiem lat.
Książkę określiłbym jako intensywną uczuciowo, pełną wyrozumiałości i współczucia dla „szarego Hindusa”, opartego na rozumieniu ludzi tam mieszkających, ich kultury, historii, uwarunkowań.
Obserwacje poczynione w Indiach doprowadziły mnie do wniosku, że o wszystkim decyduje los. Potwierdza to autorka. Jeśli urodziłeś się w którejś z najniższych warstw społecznych, nie jesteś w stanie wyrwać się z jej okowów: pozostajesz bez wykształcenia, walczysz o przetrwanie, żyjesz w brudzie i ubóstwie, zamknięty, w przekonaniu, że jesteś nikim. Bo jesteś! Nikt ciebie nie inspiruje, nie pomaga, nie ukierunkowuje, nie chroni. Twoje życie polega jedynie na trwaniu.
Książki nie czyta się łatwo. Nie ma w niej dialogów, urozmaicenia, jest tylko narracja. Mnie to nie przeszkadzało. Chyba dlatego, że książka była dla mnie niezwykle interesująca, intensywna w relacjach, opisach, faktach, wydobywaniu na światło dzienne spraw, których nie przekazują encyklopedie, informatory czy nawet podróż do Indii.
Wycieczka, w której uczestniczyłem, pokazała mi Indie zabytków i historii, trochę współczesności, choć powierzchownie. „Lalki w ogniu” nic nie pokazują ani nie przekazują na temat zabytków. I słusznie, bo wszyscy inni o nich piszą.
Zachwycił mnie język autorki. Dla własnego użytku wynotowałem sporo cytatów. Dzielę się dwoma: „Skrajna nędza znaczy dosłownie nie mieć nic. Nie mieć pieniędzy, ani nawet kieszeni. …Nie mieć dokąd pójść. Być tu i tylko tu” (str. 88). Trudno jest o trafniejszą definicję krańcowego ubóstwa. Albo określenie domu: „Parę cegieł ułożonych na palenisko, sznurek na bieliznę rozwieszony między drzewami i zwinięty pled – jest dom (str. 88). Tyle o definicjach.
Zachwycająca jest także poezja języka. Cytuję przykłady: „W indyjskim domu każdy wie, co mu wolno a czego nie… Hindusi bezszelestnie łączą się ze swym przeznaczeniem” (str. 94) . „Noszą na głowie miliard spraw” (to zapewne nawiązanie do ludzi, którzy transportują na głowie niesamowite wprost ładunki, a oprócz tego muszą główkować, jak przeżyć).
Mogę tylko szczerze zalecać książkę i nie waham się przyznać jej najwyższej oceny. Wychodzę bowiem z założenia, że nawet jeśli można by dostrzec w niej jakieś skazy, jak na przykład brak dialogów czy niezwykłą intensywność narracji, czy być może zbyteczne słowa w zdaniu, to i tak pozostanie ona doskonalą lekturą. Piszę to z zastrzeżeniem uczuciowego zaangażowania wynikającego z własnego „doświadczenia” Indii.
„Lalki w ogniu” Pauliny Wilk to doskonała literatura, nie bez powodu wyróżniana i nagradzana. Doskonała w przekonaniu osoby takiej jak ja, która odwiedziła ostatnio północne Indie i Nepal, wyjeżdżając tam z potrzeby ducha raczej niż z czystej ciekawości. Interesuję się buddyzmem, zafascynowała mnie złożona duchowość Indii, to był główny powód wycieczki. Czytanie o...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-02-14
Książka wpadła mi w ręce przypadkiem. Kupiłem ją, ponieważ przez kilkanaście lat mieszkałem daleko za granicą i chciałem odświeżyć sobie pamięć, co działo się w Polsce w dziedzinie literatury.
Nie jest to powieść, gdzie znajdziesz fabułę, początek i koniec. Jest jednak bohater główny, a jest nim sam autor. Łysiak przytacza swoje nazwisko, utwory, cytuje swoje wypowiedzi, nagrody, pochwały i krytyki dziesiątki razy na łamach książki. Mam wrażenie, że jego problemem jest niskie poczucie własnej wartości mimo niewątpliwych osiągnięć literackich i uznania ze strony czytelników. W książce broni się cytując pozytywne opinie o sobie, nagrody, wyróżnienia, tytuły napisanych książek itp.
„Karawana literatury” jest przeglądem, luźnym kompendium wydarzeń związanych z życiem literackim w Polsce, pisarstwem, pisarzami, wydarzeniami literackimi, ocenami i nagrodami, a także polityką. Nade wszystko jest to książka o sporach, kontrowersjach i nienawiści w świecie literackim i publicystycznym.
Łącznie książka ma 24 rozdziały, z których pierwszy to „Wstęp o dekadencji”, dwunasty (środkowy), „Wstęp do Lustracjady” i ostatni, dwudziesty czwarty, to” Trociny, wydzieliny, bździny”.
Oprócz głównego bohatera, Waldemara Łysiaka, są też inni bohaterzy, pomniejsi. Jeden z nich, Rafał Ziemkiewicz, zasłużył sobie nawet na cały rozdział 23: "Casus: Ziemkiewicz". Wątek przewodni tego rozdziału jest mniej więcej następujący: Ziemkiewicz na początku z podziwem patrzył i pisał o Łysiaku-pisarzu, a potem zaczął uważać siebie za pisarza lepszego od Łysiaka.
Książka wywołała we mnie mieszane uczucia, bardziej mieszane niż niemieszane. Jest to rodzaj przeglądu różnych stron życia literackiego w Polsce głównie po 1989 roku opartego na założeniu, że instytucjonalnie reprezentują je dwa salony i ich zwolennicy: Salon Priwiślański (z którym autor wiąże konkretne nazwiska) oraz Antysalon (z innymi nazwiskami również ustalonymi przez autora). Sam autor jest zwolennikiem Antysalonu, przeciwnikiem Salonu. Nazwiska osób związanych z każdym z salonów w dużej mierze wyjaśniają, gdzie przebiega linia podziału.
Podział na salony odebrałem jako ideologiczny, raczej niż literacki, wynikający z różnych sposobów widzenia kultury, literatury, polityki i mediów, a przez to niejasny. Z grubsza widziałbym to następująco (choć nie jestem całkowicie pewien tego rozróżnienia): Salon – liberalny, lewicujący, zależny od mediów, niechętny tradycji i historii, wątpliwe zachowania, Antysalon to tradycja, solidność, niezależność, patriotyzm, bezkompromisowość, niezachwiana moralność.
Zaletą książki jest duża ilość faktów z historii literatury polskiej w okresie powojennym, nawiązanie do negatywnych zmian kulturowych jak przykładowo możliwości lansowania pisarzy i utworów niekoniecznie najwyższego lotu, spadek poziomu i jakości czytelnictwa, pogorszenie jakości produkcji literackiej, rynkowe podejście do literatury, którą można reklamować i sprzedawać jak każdy inny towar. Wątków jest bardzo wiele, niektóre całkiem sensowne i znaczące; szkoda tylko, że nie zostały one rozwinięte lub uporządkowane choćby częściowo przez autora. Ciekawy jest rozdział 22 o uczuciach wrogości i nienawiści między pisarzami.
Niezwykle krytycznie należy ocenić język i styl autora. Najlepiej ilustrują to przykłady: tandem flekujący, mikst (Dunin-Michalski), eksmason, masonolog, prawoskrętność autorów, publicystyczność, żurnalizacja, „koledzy koleżeńsko wykolegowują kolegów”, bohaterszczyzna, pseudoawangardziści, Priwiślański neoND, frontmenka, femichnistka, pseudoartystyczny, pseudogłębia, bujajcie się, supercasus, literatura kryptopedalska, porządek homototalitarny i wiele innych w tym stylu. Poza tym dużo wulgaryzmów, dziesiątki wytłuszczeń nazw utworów, tytułów czasopism itp., co jest bardzo męczące w czytaniu, uparte powtarzanie obcojęzycznych słów i zwrotów (np. vulgo, tout court) , nieprzerwane wychwalanie Mariana Hemara, mieszkającego za granicą i krytycznie oceniającego zachowania i twórczość pisarzy i poetów mieszkających w Polsce i ulegających reżymowi (niejednokrotnie współpracujących z władzami PRL-u). Nie jest to dla mnie jednoznaczna moralność: człowiek żyjący nieprzerwanie na wolności wytyka błędy i przywary tych, którzy latami żyją w obozie pracy przymusowej pod nadzorem służb bezpieczeństwa.
Tanią, choć być może najprostszą recenzją byłaby rekomendacja: zajrzyj przy okazji do księgarni lub biblioteki, weź książkę do ręki i w ciągu trzech minut będziesz doskonale wiedzieć, ile jest ona warta.
Książka wpadła mi w ręce przypadkiem. Kupiłem ją, ponieważ przez kilkanaście lat mieszkałem daleko za granicą i chciałem odświeżyć sobie pamięć, co działo się w Polsce w dziedzinie literatury.
Nie jest to powieść, gdzie znajdziesz fabułę, początek i koniec. Jest jednak bohater główny, a jest nim sam autor. Łysiak przytacza swoje nazwisko, utwory, cytuje swoje wypowiedzi,...
2015
Jestem autorem powieści „Sędzia od Świętego Jerzego”. Pisząc o niej zdaję sobie sprawę, że indywidualna ocena czegokolwiek złożonego nie może być obiektywna, ponieważ z zasady najbardziej miarodajna jest opinia zbiorowości. Z konieczności muszę być subiektywny. Aby nieco rozjaśnić (a może rozmyć) wątpliwości i odpowiedzialność za słowo piszę nie tylko o powieści, ale i o jej sprawcy.
W roli autora czuję się (jak wcześniej pisałem na blogu) czymś w rodzaju szalonej kombinacji ojca, matki, dwóch dziadków i dwóch babć ukochanego dziecka, którego z miłości nazwałbym rozkosznym bobasem, gdyby nie jego psychologiczno-obyczajowo-kryminalna natura.
Motywem do napisania powieści była obserwacja życia politycznego, które jawi mi się nonsensowne i absurdalne w wielu przejawach. Przykładem może być odmawianie partii konkurencyjnej jakiekolwiek sensowności, rozsądku i uczciwości postępowania i krytykowanie w czambuł wszystkiego, cokolwiek by ona nie zrobiła. Groteskowość sceny politycznej stanowiła ważny aspekt natchnienia.
Motyw kryminalny wyrósł niejako spontanicznie na żyznej glebie przekonania, że politycy wymordowaliby się nawzajem chętnie i szybko, gdyby nie strach przed karą doczesną. Sumienie polityka, zwłaszcza wysokiego szczebla, nie zapewnia mu dostatecznych barier moralnych chroniących go przed uśmierceniem konkurenta. W tym sensie powieść można traktować jako ostrzeżenie przed degradacją jednostki do poziomu zabójstwa wyłącznie z uwagi na przekonania polityczne. Osoby o wielkich aspiracjach politycznych mają w sobie instynkt walki o niedopuszczenie konkurenta do władzy. Jednostkę ludzką korumpuje nie tylko władza, ale już sama możliwość jej zdobycia. Zabójstwo na tle politycznym jest doskonale znane z historii, ostatnio przerażająco wyraźne w Rosji.
Gatunek literacki „Sędziego od świętego Jerzego” określam jako psychologiczno -obyczajowo - kryminalny. Można pozmieniać kolejność tych elementów, każdy z nich pozostanie jednak obecny.
Powieść pisałem po kilku latach eksperymentowania i pracy nad własnym stylem twórczości dochodząc do wniosku, ze najbardziej odpowiadają mi formy satyry, groteski i realizmu magiczny. Groteska jest formą estetyczną, która ułatwia powiększanie, pomniejszanie i deformowanie rzeczywistości i jako taka idealnie nadaje się do jej interpretacji, pokazywania sytuacji, w których absurd, głupota czy niezrozumiałe ludzkie postępowanie mieszają się z racjonalnością. Taką dziedziną w szczególności wydaje mi się polityka. Groteska redukuje niepewność i strach przed tym, co jest trudne do zrozumienia. Przyswoiłem sobie tę myśl.
„Sędzia od Świętego Jerzego” jest wytworem duchowości, sposobu patrzenia i rozumienia świata. Utwór ma swoje korzenie także w moich doświadczeniach życiowych, szczególnie kilkuletniej pracy i życia w Kolumbii, w odmienności jej historii, kultury i życia, w ogromnym bogactwie i powszechności biedy, w ludzkich osobowościach i zachowaniach, zwyczajach i nietypowej religijności. Również w języku. „Sto lat samotności” Gabriela Garcii Marqueza to powieść, którą przeczytałem zarówno w języku polskim jak i hiszpańskim, najbliższemu memu sercu z języków obcych, jakich się uczyłem. Groteskowy epizod z „muerticos” (truposzkami) zawarty w mojej powieści to efekt tamtych lat, przeżyć i lektur, podobnie jak scena zderzenia jeźdźca na koniu z murem jest próbką realizmu magicznego.
Powieść w przeważającej mierze przedstawia świat mężczyzn. Jej głównymi bohaterami są mężczyźni. Nie było to moim zamierzeniem, tak po prostu wyszło, lecz nie bez kozery, gdyż polityka jest domeną mężczyzn, choć ostatnio coraz częściej i coraz wyraźniej pojawiają się w niej kobiety. Przewaga mężczyzn w polityce wydaje mi się czymś naturalnym biologicznie; jest to dziedzina aktywności implikującej siłę i dominację, cechy zdecydowanie typowe dla mężczyzn. Role kobiece pojawiły się w powieści w sposób naturalny tam, gdzie nie do pomyślenia wydawała mi się rola mężczyzny.
Życzliwy mi mentor i nieoceniony sekundant mojej twórczości zwrócił uwagę, że powieść jest szczególnie aktualna dzisiaj, w okresie wyborów prezydenckich a wkrótce parlamentarnych. Jest to myśl, która znalazła potwierdzenie także w komentarzu innego opiniodawcy.
Moim pragnieniem było napisać powieść, którą dobrze się czyta, nie tylko z racji żywej akcji i ciekawej fabuły, niewątpliwie wielkich zalet każdego dobrego utworu literackiego, ale z uwagi również na staranną formę przekazu, styl i język. Starałem się sprostać tym wymaganiom. Jak mi się to udało, ocenią Czytelnicy.
Byłoby dla mnie wielką radością, gdyby „Sędzia od Świętego Jerzego” okazał się dla Nich przyjemnym i znaczącym przeżyciem.
Jestem autorem powieści „Sędzia od Świętego Jerzego”. Pisząc o niej zdaję sobie sprawę, że indywidualna ocena czegokolwiek złożonego nie może być obiektywna, ponieważ z zasady najbardziej miarodajna jest opinia zbiorowości. Z konieczności muszę być subiektywny. Aby nieco rozjaśnić (a może rozmyć) wątpliwości i odpowiedzialność za słowo piszę nie tylko o powieści, ale i o...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-03-10
Nie oceniam książki. Jestem jej autorem. Zamiast oceny trzy wiersze tytułem zachęty do zapoznania się z poezją i wystawienia własnej oceny.
Anioł miłości
Anioł o rękach czystych jak kryształ
skrzydła ukrył w liściach jesieni,
ciała oplątał w nagości zmysłach,
w sercach rozniecił gorączkę płomieni.
Z nieba zstępują ideały,
w kwiatach nasturcji zapach dojrzewa,
mchy rdzawe schodzą z wilgotnej skały,
pierzasty kasztan zaczyna śpiewać.
Nadrzeczna mgła
Mgła błękitnoszara rozwleka nastroje,
mota je w lepkości rozmazane zwoje,
dumny wiatr klei do nagiej skóry drzewa;
milczy, w liściach nie szemrze, nie śpiewa.
Mglistość drobiny światła przyciąga i chłonie,
przesącza powoli poprzez lepkie dłonie
i rozmiękłe na krzewy zwilgotniałe kładzie
równo, nie w słońca kontrastów nieładzie.
Rośliny milczą w pejzaż mgły wtopione,
kwiat oczy przymyka smutkiem podkrążone.
W pustkowiu ciszy zwilgły ptak zakwili,
jedyna kropla dźwięku w nostalgicznej chwili.
Nad jeziorem Alberta
Czy widziałeś kiedyś pelikanów sznury,
jak spływają w jezioro spod nawisu chmury
na białoczarnych skrzydłach rozwartych jak żagle,
co nie drgną, gdy wiatr uderzy je nagle?
Żeglują nad jeziorem powietrzne okręty,
wielki dziób odchylony, przód zgrabnie wygięty,
przypominając z oddali węzłowate sznury
przesuwane w przestworzu prawami natury.
Kiedy wiatr je unosi tuż, tuż nad falami,
bryzgi wody muskają białymi brzuchami.
Myślisz, wdzięk bezgłośny szybuje w bezruchu;
to oczy chłoną piękno, nie angażując słuchu.
Nie oceniam książki. Jestem jej autorem. Zamiast oceny trzy wiersze tytułem zachęty do zapoznania się z poezją i wystawienia własnej oceny.
więcej Pokaż mimo toAnioł miłości
Anioł o rękach czystych jak kryształ
skrzydła ukrył w liściach jesieni,
ciała oplątał w nagości zmysłach,
w sercach rozniecił gorączkę płomieni.
Z nieba zstępują ideały,
w kwiatach nasturcji zapach dojrzewa,
mchy rdzawe...