-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1184
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać433
Biblioteczka
2015-07-12
BĘDĘ STRAŻNIKIEM TWOICH SNÓW
Każda nastolatka marzy o prawdziwej miłości. Pragnie czuć motylki w brzuchu i uginające się kolana za każdym razem, gdy tylko zobaczy ukochaną osobę i spojrzy jej w oczy. Niestety czasem w niektórych związkach zaczynają się kłopoty i pojawiają demony z przeszłości. Rodzi się zatem pytanie: czy prawdziwa miłość jest w stanie obejść wszystkie pojawiające się na drodze przeszkody? Czy miłość ma taką moc, aby podnieść nas z upadku, gdy kotwica siłą przyciąga nas na dno? Na te pytania postara się odpowiedzieć książka Colleen Hoover.
Siedemnastoletnia Sky izoluje się od otoczenia. Dopuszcza do siebie jedynie swoją matkę Karen, która zabrania jej korzystać z technologii i swoją najlepszą przyjaciółkę Six, która zmienia chłopaków jak rękawiczki, co stawia ją w złym świetle. Mimo iż Sky jest zupełnie niewinna, do niej także za sprawą Six zostaje przylepiona etykietka osoby rozwiązłej. Pewnego dnia całkiem przypadkiem staje na jej drodze Dean Holder, który dorównuje jej złą reputacją. Chłopak szybko wzbudza w Sky emocje, które dotychczas były dla niej poza zasięgiem. W jego obecności czuje strach i fascynację, której nigdy wcześniej nie doświadczyła. Wkrótce dziewczynę dopadają wspomnienia, które do tej pory chciała wyprzeć ze swojej świadomości. W krótkim czasie poznaje okrutną prawdę o sobie i uświadamia sobie, że dotychczasowe jej życie było stekiem bzdur. Od tego momentu jej życie zmienia się bezpowrotnie…
"Mogłabym siedzieć i się zamartwiać, próbując zrozumieć, dlaczego mi się to wszystko przytrafiło, ale nie mam takiego zamiaru. Nie mam zamiaru marzyć o idealnym życiu. Wszystkie niepowodzenia to tak naprawdę sprawdziany, które zmuszają nas do wyboru pomiędzy rezygnacją a podniesieniem się z ziemi, otrzepaniem się z kurzu stawieniem czoła sytuacji. Chcę to zrobić. Być może życie poturbuje mnie jeszcze kilka razy, ale na pewno nie mam zamiaru rezygnować."
Colleen Hoover w „Hopeless” wykorzystała bardzo popularny schemat: on zacofany, ona zacofana, pojawiają się problemy, które za sprawą siły swojej miłości próbują rozwiązać i powrócić do normalnego rytmu. Jak widzicie w fabule nie ma niczego nadzwyczajnego, bo tego typu książek jest krocie, a mimo to nadal w zaskakującym tempie pojawiają się na półkach w księgarniach kolejne.
Książka zaczyna się od wydarzenia wyjętego z kontekstu. Otóż oczami wyobraźni widzimy jak Sky jest w jakimś pokoju i demoluje go. Nie wiemy co to za miejsce, nie wiemy co ją kieruje w tamtym momencie i na kogo jest ściekła. Ten ostry akcent spowodował, że poczułam się naprawdę zaintrygowana, więc czym prędzej zaczęłam czytać dalej. Niestety dosyć szybko zostałam sprowadzona z powrotem na Ziemię. Mamy dwie najlepsiejsze przyjaciółeczki, które mają zszargane reputacje i mają gdzieś to, co inni uważają na ich temat. Nie próbują zmienić opinii osób ze swojego otoczenia na ich temat i tylko bezustannie ich prowokują. Spędzają masę czasu ze sobą lub z przypadkowymi chłopakami, którzy mogą sobie je obmacać. Najlepsze przyjaciółki, a zwracają się do siebie per „dziwka”. Ja dziękuję za taką robotę. Łatwo jest popsuć swoją reputację, ale trzeba się później mocno natrudzić, gdy straciliśmy w oczach innych. Właśnie to spowodowało, że przez pierwsze pięćdziesiąt stron powieść odkładałam przeszło trzy razy w myślach mówiąc „co za żenada”.
Z czasem jednak inaczej zaczęłam patrzeć na tę książkę. Gdy tylko pomału zaczynamy dowiadywać się o przeszłości Sky, jesteśmy autentycznie zaciekawieni jak potoczą się dalsze losy młodej pary. Autorka poruszyła bardzo trudne tematy, więc momentami byłam zszokowana tym co się działo na moich oczach. Tak czytałam na przemian uśmiechając się i przybierając kamienny wyraz twarzy i BUM… znów rozczarowanie. Nie chcę spoilerować, więc napiszę tylko tyle, że w powieści jest pewna scena, która mrozi krew w żyłach. Po takim wydarzeniu ja, ale dam sobie rękę odciąć, że Wy także, nie moglibyście wydusić z siebie żadnego słowa. Bylibyście wstrząśnięci zaistniałą sytuacją, chcielibyście zostać całkiem sami, a ten obraz prześladowałby Was w snach do końca życia. Ale nie, nasi główni bohaterowie odnajdują inne rozwiązanie, gdyż lądują ze sobą w łóżku. Nie wiem czy chcieli sobie w ten sposób ulżyć czy też seks miał być dla nich chwilą zapomnienia, ale osobiście dla mnie ta scena była żenująca i pozbawiona sensu, i nadal zastanawiam się nad tym, co autorka chciała w ten sposób przedstawić.
Hoover zapunktowała u mnie jednak dzięki bohaterom i swojemu stylowi pisania. Bohaterowie są świetnie naszkicowani, nadzwyczaj prawdziwi, chwytający czytelnika za serce, że kupuje ich w całości. Mamy Sky, która za wszelką cenę chce dowiedzieć się prawdy o swoim pochodzeniu i mamy Holdera, który mimo iż także jest naznaczony przez przykre wspomnienia, bez ustanku wspiera Sky. Poza tym swoje ma na sumieniu, a ja uwielbiam takich bad boyów. O takim chłopaku marzy każda nastolatka, więc założę się, ze niejedna będzie wzdychać do niego podczas czytania. Taki efekt udało się autorce otrzymać dzięki lekkiemu, wyważonemu językowi, co idealnie komponuje z całą traumatyczną oprawą. Na plus jest także pozostawienie przez wydawnictwo oryginalnego tytułu, gdyż w pełni odzwierciedla treść.
"Jedną z rzeczy, za które kocham książki, jest to, że dzieli się w nich ludzkie losy na rozdziały. To niesamowite, ponieważ nie można tego zrobić w prawdziwym życiu. Nie możesz skończyć rozdziału, potem opuścić wydarzenie, którego nie chcesz przeżywać, i otworzyć na rozdziale, który lepiej pasuje do twojego nastroju. Życia nie można podzielić na rozdziały, tylko co najwyżej na minuty. Wydarzenia z twojego życia są zaklęte w kolejnych minutach. Nie ma tu pustych kartek ani końców rozdziałów. Niezależnie od tego, co się dzieje, życie toczy się dalej, czy ci się to podoba, czy nie, i nigdy nie możesz pozwolić sobie na to, żeby się zatrzymać i po prostu złapać oddech."
Muszę wspomnieć jeszcze o okładce. Kilka miesięcy temu jakby ktoś mi ją pokazał, powiedziałabym pewnie, że jest prześliczna, ale teraz jak patrzę na obwolutę, to nie wzbudza we mnie żadnego zachwytu i uważam, że jest lekko tandetna. Może nie cała, ale sam tatuaż. Popatrzcie na niego. Nie wydaje się zbytnio męski, a jednak widnieje na przedramieniu Holdera. Tak, wiem, przylepa ze mnie ;)
Książka jest naprawdę świetna i czyta się ją błyskawicznie, ale uważam, że opinie, które dotychczas na jej temat czytałam i oceny, które inni jej wystawiają, są mocno przesadzone, gdyż nie znalazłam niczego w tej pozycji, co pozwoliłoby mi wystawić najwyższą ocenę. Sądziłam, że poruszy najczulszą strunę mojej duszy. Sądziłam, że będę miała chwilowe trudności z czytaniem, bo oczy będę mieć pełne łez, podczas gdy nie uroniłam ani jednej słonej kropli. Byłam wręcz pewna, że wstawię jej dziesiątkę i będę się rozpływać nad wspaniałością "Hopeless". Niestety, moje oczekiwania zostały spełnione tylko w jakiejś części, co nie pozwala mi wystawić wyższej oceny niż 7. Siódemka jakby nie patrzeć jest odzwierciedleniem szkolnej oceny bardzo dobrej, ale typu: "masz piątkę, siadaj". Chwilkę będziemy się cieszyć, by za moment zapomnieć o niej i tylko dziennik będzie przypominać nam o minutce szczęścia.
Mimo wszystko serdecznie ją polecam. Wzrusza, śmieszy, doprowadza momentami do szału, wysysa chwilami z nas życie i pokazuje jak istotne jest, aby w chwilach kryzysu mieć przy sobie bratnią duszę. Tego wszystkiego możecie się spodziewać sięgając po "Hopeless", więc jeśli jesteście gotowy na istny rollercoaster uczuć i emocji, to powinniście przeczytać.
"To zakończenie jest prawdziwe, Six. Nie możesz się wściekać z powodu prawdziwego zakończenia. To na sztuczne happy endy powinnaś się wkurzać."
--------------
*cytaty pochodzą z książki (str. 371, 247, 89)
http://czytelnicze-turbulencje.blogspot.com/
BĘDĘ STRAŻNIKIEM TWOICH SNÓW
Każda nastolatka marzy o prawdziwej miłości. Pragnie czuć motylki w brzuchu i uginające się kolana za każdym razem, gdy tylko zobaczy ukochaną osobę i spojrzy jej w oczy. Niestety czasem w niektórych związkach zaczynają się kłopoty i pojawiają demony z przeszłości. Rodzi się zatem pytanie: czy prawdziwa miłość jest w stanie obejść wszystkie...
NIE DAWAJ MI FAŁSZYWEJ NADZIEI
Zwykło się mówić o miłości jako u uczuciu, które uszczęśliwia, uskrzydla, daje nadzieję na lepsze jutro oraz sprawia, że chce się nam z rana wstawać z łóżka. Nie często jednak porusza się temat miłości typu "żywioł", który niszczy wszystko co tylko napotka na swojej drodze. Miłości, która sprawia, że się czołgamy i dzięki której, a raczej przez którą zaczynamy wierzyć, iż "życie jest to opowieść idioty, pełna wrzasku i wściekłości, nic nie znacząca". Colleen Hoover postanowiła jednak ukazać w swojej najnowszej powieści ciemną, brzydką stronę miłości, Z jakim rezultatem? O tym za moment.
Początkująca pielęgniarka Tate wprowadza się do mieszkania swojego brata w San Francisco. Wydaje się to świetnym pomysłem zwłaszcza, że jej brat jest pilotem i większość czasu spędza w trasie. Tate jednak nie ma pojęcia, że ta decyzja zaważy na całym jej życiu. Wszystko za sprawą przyjaciela jej brata- Milesa, również pilota, który mieszka naprzeciwko jej nowego lokum.
Tate nie ma czasu na miłość. Miles nie chce miłości. Nie przeszkadza im to jednak wplatać się w układ a la "seks bez zobowiązań". Zatem stawiają oni wszystko na jedną kartę, którą jest pożądanie i tym sposobem zaczynają "związek", który ograniczają jedynie dwie reguły.
"- Za bardzo się przejmujesz - mówię z wymuszonym uśmiechem. - Może pomogłoby, gdybyśmy wprowadzili jakieś zasady?
(...)
- Może... - odpowiada.- Na razie przychodzą mi do głowy tylko dwie.
- Jakie?
(...)
- Nie pytaj mnie o przeszłość - mówi pewnym siebie głosem. - I nie licz na przyszłość."
Tylko czy ten układ sprawdzi się? Czy można całkowicie wyzuć się z wszelkich emocji i udawać, że jest się nieczułym, gdy w rzeczywistości uczucia buchają ze wszystkich stron? Co się stanie, gdy zasady zostaną złamane?
Muszę przyznać, że początkowo sceptycznie byłam nastawiona do "Ugly love", a to wszystko za sprawą "Hopeless" <klik>, które bardzo mnie zawiodło i po którym spodziewałam się znacznie więcej. Co prawda nie zawiodło mnie ono na tyle, abym nigdy więcej nie sięgnęła po książki Hoover, ale na tyle, abym nie sięgnęła po nie przez prawie rok. Po prostu bałam się kolejnego rozczarowania. I nie będę ukrywać, że moje obawy były zbędne, bowiem to co dostałam do rąk wbiło mnie w fotel i zmiażdżyło emocjonalnie, nie pozostawiając chociażby najmniejszych szans na poprawę tego stanu.
Doskonale pamiętam czas jak czytałam "Hopeless". Pamiętam doskonale jak musiałam się wgryzać w lekturę przez ponad pięćdziesiąt stron, jak odkładałam ją na półkę przeszło trzy razy i jak o mało brakowało, abym rzuciła ją o ścianę. Natomiast w przypadku "Ugly love" takich momentów nie było, gdyż historia Milesa i Tate urzekła mnie już od pierwszych stron do tego stopnia, że położyłam się spać dopiero o trzeciej w nocy, gdy skończyłam czytać ostatnie zdanie tej niezwykłej historii. Co prawda przez to cały dzień chodziłam jak zombiak, ale zdecydowanie zasługuje ona na to, aby naderwać noc. Jest to coś, co wcześniej nie było mi dane przeczytać. "Coś", co sprawiło, że czułam opór i praktycznie przez całą książkę tkwiłam w słodkiej niewiedzy i oszołomieniu.
Na szczególną uwagę zasługują tutaj bohaterowie. Zostali oni niezwykle, wręcz z chirurgiczną precyzją nakreśleni. Miles to mężczyzna, który został dotkliwie doświadczony przez los. Te pewne ciężkie chwile w jego życiorysie pozostawiły piętno na całym jego życiu, ukształtowały go jako jednostkę i podburzyły jego wiarę w siebie, przez co zaczął sądzić, iż nie jest wart, aby go kochać. Te właśnie wspomnienia z przeciągu 6 lat pisane z jego perspektywy były nadzwyczaj szczere i wiarygodne. Pozwalały bezczelnie wedrzeć się do podświadomości Milesa i zrozumieć jego dotychczasowe postępowanie w stosunku do innych. Z kolei ciężko jednoznacznie określić Tate. Z jednej strony młoda, piękna, ambitna studentka, która jednak może wydać się naiwna, infantylna i po prostu głupia, gdyż wpakowuje się w układ bez żadnej przyszłości. Jednakże jestem w stanie ją zrozumieć, bo niejednokrotnie złapałam się na tym, że chciałam poczuć gorący dotyk Milesa na swoim ciele. (I nie, wcale nie jest to zwykła solidarność jajników ;)) I jeszcze muszę wspomnieć o Kapitanie- uroczym 80- letnim staruszku, który w każdej sytuacji wie co powiedzieć i który sypie swoimi złotymi życiowymi mądrościami. Taki swego rodzaju dziadek, którego nigdy nie miałam. Te kreacje przyczyniły się do tego, że po przeczytaniu i odłożeniu na regał książki rozglądałam się za nimi jak za najlepszymi przyjaciółmi. Zaczęłam za nimi momentalnie tęsknić, gdyż zajęli szczególne miejsce w moim sercu. Coś wspaniałego.
Pewnie niektórzy martwią się, że w "Ugly love" zawiewa niekiedy trylogią E L James. Nic dziwnego, gdyż trailer chce jakoś usilnie nas do tego przekonać, co osobiście nie uważam za słuszne posunięcie. Ale chcę Was uspokoić, nie ma tutaj żadnego podobieństwa z "Pięćdziesięcioma twarzami Greya". Opisy łóżkowe (no dobra, nie tylko stricte łóżkowe) są subtelne i syzyfową pracą jest szukanie w nich chociażby grama wulgarności. Jednym minusem osobiście dla mnie były wydawane dźwięki bohaterów podczas zbliżeń. Zwroty "o ja cię", "o rany", "o kurczę" nie tyle mnie denerwowały, co po prostu śmieszyły. Może uszłoby to u nastolatków, którzy dopiero poznają swoją cielesność, ale nie u dorosłych ludzi. Ale okay, nie będę zbytnio rozwodzić się nad łóżkowym językiem kochanków. Co kto lubi.
"Ugly love" to nie błaha historyjka o duchach przeszłości i ich pokonywaniu. To uczuciowy rollercoaster, wulkan sprzecznych emocji i wyciskacz łez. Co prawda nie uroniłam żadnej słonej łzy, ale to wyłącznie dlatego, że nie lubię okazywać uczuć, które mną dogłębnie targają. Wolę jak te uczucia kumulują się, kotłują się we mnie do tego stopnia, że po pewnym czasie z ich nadmiaru czuję wręcz fizyczny ból. Może moje postawa zahacza odrobinę o masochizm, ale gwiżdżę na to.
Gdybym miała porównać tę książkę do czegokolwiek, to porównałabym ją do życia. W niej nie ma żadnego słodzenia do obrzydzenia lukrem. Urocze wydarzenia przeplatają się z tragicznymi, okrutnymi. Podobne wydarzenia mogą wydarzyć się w życiu każdego i to stanowi wręcz pochwałę rzeczywistości, codzienności. Za to Colleen Hoover należą się owacje na stojąco.
Serdecznie zachęcam Was wszystkich drodzy Czytelnicy, abyście czym prędzej popędzili do księgarni, by zakupić to cudo. Tej książki rzeczywiście się nie czyta, ją się chłonie, przeżywa każdą najdrobniejszą cząstką ciała, duszy oraz serca.
http://czytelnicze-turbulencje.blogspot.com/2016/06/nie-dawaj-mi-faszywej-nadziei.html
NIE DAWAJ MI FAŁSZYWEJ NADZIEI
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toZwykło się mówić o miłości jako u uczuciu, które uszczęśliwia, uskrzydla, daje nadzieję na lepsze jutro oraz sprawia, że chce się nam z rana wstawać z łóżka. Nie często jednak porusza się temat miłości typu "żywioł", który niszczy wszystko co tylko napotka na swojej drodze. Miłości, która sprawia, że się czołgamy i dzięki której, a raczej...