rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Klasyka złej książki! Polskie tłumaczenia prawie nie do przeczytania, ciekawe jak oryginał. Niemniej absurdalna fabuła i głupawe pomysły musiały jednak pochodzić od autora. Na szczęście miałem specjalne, ilustrowane wydanie Rufusa, więc czytało mi się przyjemnie.

Klasyka złej książki! Polskie tłumaczenia prawie nie do przeczytania, ciekawe jak oryginał. Niemniej absurdalna fabuła i głupawe pomysły musiały jednak pochodzić od autora. Na szczęście miałem specjalne, ilustrowane wydanie Rufusa, więc czytało mi się przyjemnie.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedna z cięższych książek nie tylko Dicka, ale i w całym moim obcowaniu z fantastyką. Tuż obok Umierając żyjemy Silverberga. Szałowo szeroki obraz świata alternatywnego, dokładnie tak, jak powinien być on pokazywany. No i ci Dickowi bohaterowie, którzy trochę by chcieli, ale w większości nie mogą. Dobre.

Jedna z cięższych książek nie tylko Dicka, ale i w całym moim obcowaniu z fantastyką. Tuż obok Umierając żyjemy Silverberga. Szałowo szeroki obraz świata alternatywnego, dokładnie tak, jak powinien być on pokazywany. No i ci Dickowi bohaterowie, którzy trochę by chcieli, ale w większości nie mogą. Dobre.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo nierówny zbiór. Kilka niesamowitych, dickowych pomysłów, ale i tak zaskakująco mało. Oczywiście warsztatowo bez wad, ale całość jest dość średnią pozycją.

Bardzo nierówny zbiór. Kilka niesamowitych, dickowych pomysłów, ale i tak zaskakująco mało. Oczywiście warsztatowo bez wad, ale całość jest dość średnią pozycją.

Pokaż mimo to

Okładka książki Długa Ziemia Stephen Baxter, Terry Pratchett
Ocena 7,0
Długa Ziemia Stephen Baxter, Ter...

Na półkach: ,

Pratchett okropnie dużo traci poza Światem Dysku. W zasadzie to niewiele zostaje z polotu, wspaniałego poczucia humoru i niezwykłej wyobraźni. "Długa..." nic tu nie zmieniła. Dłuży się, nie ma specjalnie akcji, a co gorsza brak sensownego zakończenia. W zasadzie to jak już zaczyna się dziać coś ciekawego to jesteśmy odsyłani do domu. Owszem, czyta się gładko, ale niewiele po niej zostaje. Tak samo było z "Nacją" na przykład. Miło na chwilę, ale nie ma się czym zachwycać.

Pratchett okropnie dużo traci poza Światem Dysku. W zasadzie to niewiele zostaje z polotu, wspaniałego poczucia humoru i niezwykłej wyobraźni. "Długa..." nic tu nie zmieniła. Dłuży się, nie ma specjalnie akcji, a co gorsza brak sensownego zakończenia. W zasadzie to jak już zaczyna się dziać coś ciekawego to jesteśmy odsyłani do domu. Owszem, czyta się gładko, ale niewiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Klasyka. Goście podróżują przez ciało człowieka, by uratować go przed śmiercią. Warto przeczytać i poznać początki pewnego trendu. Niemniej jednak książka się baaaardzo postarzała. Nie tylko w kwestii dość lekkiego podejścia do nauki i jej ograniczeń, ale przede wszystkim jeśli chodzi o relacje między bohaterami. Jeśli ktoś od początku nie chwytał jak skończy się sprawa między głównym bohaterem, a laseczką, albo kto okaże się zdrajcą to gratuluję, bo tylko on mógł czytać "Fantastyczną..." z prawdziwą przyjemnością.

Klasyka. Goście podróżują przez ciało człowieka, by uratować go przed śmiercią. Warto przeczytać i poznać początki pewnego trendu. Niemniej jednak książka się baaaardzo postarzała. Nie tylko w kwestii dość lekkiego podejścia do nauki i jej ograniczeń, ale przede wszystkim jeśli chodzi o relacje między bohaterami. Jeśli ktoś od początku nie chwytał jak skończy się sprawa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To jest największa pułapka steampunku: przesada. Niestety pan Hodder wpadł w nią po szczyt cylindra. W książce było wszystko i tym samym jakakolwiek wartość utonęła w zalewie żuków-autobusów, kaktusów-pistoletów i innego badziewia. W dodatku, moim zdaniem, porządny steampunk nie powinien flirtować z nadprzyrodzonym. Być może, w kwestii drobnych okultystycznych oszustw, ale żeby duchy opanowywały Londyn? Nie...

Ogólnie ocena zawyżona, bo to jednak steampunk, ale... Słabo raczej.

To jest największa pułapka steampunku: przesada. Niestety pan Hodder wpadł w nią po szczyt cylindra. W książce było wszystko i tym samym jakakolwiek wartość utonęła w zalewie żuków-autobusów, kaktusów-pistoletów i innego badziewia. W dodatku, moim zdaniem, porządny steampunk nie powinien flirtować z nadprzyrodzonym. Być może, w kwestii drobnych okultystycznych oszustw, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zbiór reportaży o współczesnym autorowi Krakowie. Lovell chce się wcielić w krakowski odpowiednik Rétifa, paryskiego pra-reportażysty opisującego nocne życie stolicy Francji. Nie słyszałem wcześniej o imć Francuzie, nie wiem więc na ile udało się to zamierzenie. Pewnym jest, że Lovell odwołuje się również do wielu innych artystów, w tym Bergmanna i 'ojca reportażu', Egona Kischa. To do tego ostatniego nawiązuje w pierwszej pozycji antologii, "Są takie dzielnice". Jest to w zasadzie przeszczepiona na polski grunt wersja słynnego dzięki Karafce la Fontaine'a Wańkowicza reportażu Kischa - "Szubieniczna Tonia". Według mnie Polak inspirował się nim ciut za bardzo. W tej pozycji, a także, może przede wszystkim, w ostatniej, "Palę Kraków", najlepiej widać to, czym chcę uczynić mój największy zarzut w stosunku do "Bal się nie udał...", mianowicie zawartości fikcji w reportażu. Jest to drażliwy temat, temat nie do rozstrzygnięcia, ale... Lovel zdecydowanie przesadził. "Palę..." czyta się jak dziwne, surrealistyczne opowiadanie fantasy z trudną do rozszyfrowania fabułą i niejasnym przesłaniem. Nie najwyższych lotów opowiadanie. Nie pomaga tu również język autora. Balansuje między patetyzmem a pretensjonalnością, drażni i nie pasuje do konwencji reportażu. Jedynym plusem zbioru jest niewygórowana liczba stron, przez które trzeba przebrnąć czytając tę książkę.

Zbiór reportaży o współczesnym autorowi Krakowie. Lovell chce się wcielić w krakowski odpowiednik Rétifa, paryskiego pra-reportażysty opisującego nocne życie stolicy Francji. Nie słyszałem wcześniej o imć Francuzie, nie wiem więc na ile udało się to zamierzenie. Pewnym jest, że Lovell odwołuje się również do wielu innych artystów, w tym Bergmanna i 'ojca reportażu', Egona...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki W krainie purpurowych obłoków Arkadij Strugacki, Borys Strugacki
Ocena 6,2
W krainie purp... Arkadij Strugacki, ...

Na półkach: ,

Średnia, to bardzo odpowiednie określenie. Nie spodziewałem się po Strugackich powieści socrealistycznej, bo "W krainie..." nie da się nazwać inaczej. Akcja co prawda działa się na dalekiej Wenus, nie w Swierdłowsku czy Tomsku, ale reszta się zgadza. Głównym bohaterem jest ciężko myślący, ale twardy, pracowity i lojalny towarzysz z Azji Środkowej nazwiskiem Bykow (nazwisko mówi o nim wszystko), i to on, a nie rozpoetyzowany Jurkowski czy któryś z wykształconych towarzyszy okazuje się, całkiem niespodziewanie!, bohaterem wyprawy. Mamy wszystko: światłe plany Partii, która troszczy się nie tylko o swoich obywateli, ale wręcz o całą ludzkość; bezwarunkowe oddanie przełożonym i powiewający czerwony sztandar wbity w grunt Wenus. Okropne, szczerze mówiąc. Tylko miejscami da się w tej rozkosznej czerwonej papce rozpoznać oryginalne pomysły Braci, ale jest tego niewiele. Najwyraźniej Strugackim akurat zależało na jakiejś rządowej przysłudze. Może chcieli dostać pozwolenie na wyjazd ze Zwiazku?

Średnia, to bardzo odpowiednie określenie. Nie spodziewałem się po Strugackich powieści socrealistycznej, bo "W krainie..." nie da się nazwać inaczej. Akcja co prawda działa się na dalekiej Wenus, nie w Swierdłowsku czy Tomsku, ale reszta się zgadza. Głównym bohaterem jest ciężko myślący, ale twardy, pracowity i lojalny towarzysz z Azji Środkowej nazwiskiem Bykow (nazwisko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Och, nienawidzę tej książki! Tak bezwzględnie smutna, odrażająco pozbawiona wszelkiej nadziei, bezlitośnie prawdziwa. Obraz życia cudownego człowieka, który nie poradził sobie ze swoją cudownością. A raczej nie poradził sobie ze swoim życiem. Książka ta unaocznia tyle lęków związanych z życiem, że aż serce boli. Bardzo smutna. Bardzo dobra.

Och, nienawidzę tej książki! Tak bezwzględnie smutna, odrażająco pozbawiona wszelkiej nadziei, bezlitośnie prawdziwa. Obraz życia cudownego człowieka, który nie poradził sobie ze swoją cudownością. A raczej nie poradził sobie ze swoim życiem. Książka ta unaocznia tyle lęków związanych z życiem, że aż serce boli. Bardzo smutna. Bardzo dobra.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Na wstępie zaznaczam, że jestem dużym zwolennikiem uzombiania klasyków literatury jak i książek/filmów natury zombistycznej w ogóle. Mierzi mnie jednak gdy książki tego typu pisane są w sposób uwłaczający powadze zombicznego zagrożenia. "Opowieść..." była taka zdecydowanie. Rozumiem, że w założeniu była to książka mająca na celu przede wszystkim wywoływanie uśmiechu jednak nie udaje jej się nawet to. Żarty są płyciutkie i mogące rozśmieszyć najwyżej Niemców z ich poczuciem humoru (Duch Wigilijny powstały z oparów z... nocnika), a wcale liczne zabawy językowe zginęły na etapie tłumaczenia, które również jest zwyczajnie słabe. Jedyna ciekawostka to pojawienie się w powieści/opowiadaniu (książka jest baaardzo krótka) pana pisarza Wellsa (nie zdradzam żadnej tajemnicy, informacja o tym znajduje się na okładce), ale jego postać nic nie wnosi. W zasadzie słaby humor i marna klasa pisarska to elementy, które można by, mooooże, jakoś znieść, ale książka jest zwyczajnie nudna! Brakuje akcji, a sposób narracji, w której bohater, tak jak w oryginale Dickensa, jest głównie obserwatorem tylko potęguje to wrażenie. Autor nie radzi sobie z podtrzymaniem napięcia, z prowadzeniem wciagającej akcji, a pod koniec zaczyna zwyczajnie bajdurzyć próbując wyjaśnić naturę opisywanych zdarzeń. Nie polecam, książka jest stratą tej chwili, którą się nad nią spędza.

Na wstępie zaznaczam, że jestem dużym zwolennikiem uzombiania klasyków literatury jak i książek/filmów natury zombistycznej w ogóle. Mierzi mnie jednak gdy książki tego typu pisane są w sposób uwłaczający powadze zombicznego zagrożenia. "Opowieść..." była taka zdecydowanie. Rozumiem, że w założeniu była to książka mająca na celu przede wszystkim wywoływanie uśmiechu jednak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Przenicowany świat Arkadij Strugacki, Borys Strugacki
Ocena 7,3
Przenicowany ś... Arkadij Strugacki, ...

Na półkach: ,

Niespecjalnie porywające. Chyba po Duecie spodziewałem się więcej. Niby jest nowy świat genialnie sklejony z wyolbrzymionych kawałków naszej ziemskiej historii, niby jest bohater,którego początkowa nieporadność i późniejsza brawura dają się lubić i, w końcu, z pewnością jest też nieoczywiste zakończenie, w którym cała fabuła nagle bierze w łeb. Ale czegoś brakuje. Z pewnością nie podoba mi się sposób opowiadania tej historii - pokazywanie odseparowanych od siebie kadrów z pobytu Maksyma na ponurej planecie, brak jest ciągłości. Pewnie nie dało się tego zrobić inaczej, mi jednak przeszkadza to w zatraceniu się w fabule. Z pewnością "Przenicowany..." czyta się dobrze i z pewnością czegoś brakuje. Nie mogę się zdecydować które uczucie jest przeważające.

Niespecjalnie porywające. Chyba po Duecie spodziewałem się więcej. Niby jest nowy świat genialnie sklejony z wyolbrzymionych kawałków naszej ziemskiej historii, niby jest bohater,którego początkowa nieporadność i późniejsza brawura dają się lubić i, w końcu, z pewnością jest też nieoczywiste zakończenie, w którym cała fabuła nagle bierze w łeb. Ale czegoś brakuje. Z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Niesamowite połączenie epoki meloników, laseczek i bicyklów z najazdem bezlitosnych i rozwiniętych technologicznie Marsjan. Niebywała kombinacja, robi wrażenie. Gdzie indziej bohater mając zadanie związane z lądowaniem kosmitów, jako że ma jeszcze 45 minut by je wypełnić, idzie do domu na podwieczorek? To pierwsza niezwykła rzecz. Drugą jest lokalność opowieści. Wszystko dzieje się na przedmieściach Londynu i w samym mieście. Bardzo szczegółowo opisana jest lokalna geografia - wsie, przyczółki, dzielnice, to wszystko dodaje realizmu. A poziom owego jest naprawdę bardzo wysoki. Przeczytawszy 'Wojnę...' przez chwilę zastanawiałem się jakie wydarzenia naprawdę miały miejsce na początku ubiegłego wieku.

Niesamowite połączenie epoki meloników, laseczek i bicyklów z najazdem bezlitosnych i rozwiniętych technologicznie Marsjan. Niebywała kombinacja, robi wrażenie. Gdzie indziej bohater mając zadanie związane z lądowaniem kosmitów, jako że ma jeszcze 45 minut by je wypełnić, idzie do domu na podwieczorek? To pierwsza niezwykła rzecz. Drugą jest lokalność opowieści. Wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kultowość jest rzeczą trudną. Jak z perspektywy czasu ocenić dzieło wybitne te półtora wieku temu. Nie da się. Można się domyślać, że, mimo że dziś nie zachwyca pomysłem ani wykonaniem, wówczas było wspaniale oryginalne i niemożebnie inspirujące. Tak pewnie było. Dziś ostała się głównie przepięknie smutna wizja dalekiej (tej dalszej) przyszłości, gdy świat się kończy. Nie chyli ku upadkowi, ale po prostu kończy. Ładne. Mimo, że Wells popełnił wiele pomyłek czysto naukowych, widocznych teraz nawet dla średnio orientujących się w tematyce laików. Ale w całości nie o to chodziło. Chodziło o pokazania całkiem innego prądu w literaturze.

Kultowość jest rzeczą trudną. Jak z perspektywy czasu ocenić dzieło wybitne te półtora wieku temu. Nie da się. Można się domyślać, że, mimo że dziś nie zachwyca pomysłem ani wykonaniem, wówczas było wspaniale oryginalne i niemożebnie inspirujące. Tak pewnie było. Dziś ostała się głównie przepięknie smutna wizja dalekiej (tej dalszej) przyszłości, gdy świat się kończy. Nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Teraz czas na zawód Lemem. Po bardzo dobrym Solaris przyszedł dla mnie czas na słabiutką Cyberiadę. Zbiór opowiadań-przypowiastek o dwóch robotach-konstruktorach i co można powiedzieć? Fabuły na poziomie wybitnie dziecięcym, a rozważania filozoficzne na poziomie habilitacyjno-doktorskim. Nie moja filiżanka. Zasłużony plusik za niebywałe neologizmy, w tym Lem jest ewidentnie dobry i tylko go podziwiać.

Teraz czas na zawód Lemem. Po bardzo dobrym Solaris przyszedł dla mnie czas na słabiutką Cyberiadę. Zbiór opowiadań-przypowiastek o dwóch robotach-konstruktorach i co można powiedzieć? Fabuły na poziomie wybitnie dziecięcym, a rozważania filozoficzne na poziomie habilitacyjno-doktorskim. Nie moja filiżanka. Zasłużony plusik za niebywałe neologizmy, w tym Lem jest ewidentnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Pod pseudonimem S. Jarosławcew ukrywa się Arkadij Strugacki, brat Borysa, jedna-druga tandemu genialnych braci" - tego typu informacja przyciągnęła mnie do 'Ekspedycji...'. Dawno postanowiłem przeczytać wszystko co wyszło spod piór tych radzieckich pisarzy, bo wszystko to jest niezapomnianym arcydziełem. Tak myślałem do tej pory. Od samego początku książka niemile mnie zaskakiwała. Pal sześć nieciekawą i infantylną okładkę, w końcu stare sci-fi wydawane było przeróżnie, często w całkowicie niepasujący i nieodpowiedni sposób. Nie tym razem.

Sama fabuła i sposób pisania zaskakuje najbardziej. Treść jest równie naiwna i dziecinna powiedziałbym, jak okładka. Mam nadzieję, że Strugacki pisał książkę jako bajka dla najmłodszych osadzona w klimacie space-opery, może jako zachęta do sięgnięcia później po ten gatunek? Teorię tę potwierdza uderzająca naiwność książki, czy to normalne by rasa ludzka odmalowana była w samych nieskazitelnych barwach? Ludzie są wszyscy dobrzy, mądrzy, brawurowo wręcz odważni, odstający od innych ras zaawansowaniem technicznym, humanizmem etc etc. W dodatku wielcy wrogowie kruszeją i przechodzą raz za razem na stronę dobra, okazując się być w gruncie rzeczy miłymi typkami, non stop kapią szczere łzy wzruszenia, normalnie idylla. Kojarzy mi się to z bajkami i podaniami ludów z ówczesnego ZSRR, ale to może tylko wrażenie. Nie jestem jednak pewien czy dzieci zrozumiały by dość zawiłe terminy fizyczne i techniczne używane w książce, sam miałem z nimi czasem kłopot. Podobnie jest jednak również z przemocą, która, zwłaszcza w końcówce, ukazana jest w sposób raczej nieprzyswajalny dla najmłodszych. Irytujące jest również wrażenie, że pochwały kierowane w stronę ludzi są tak naprawdę pochwałami dla narodu radzieckiego, zwłaszcza, że ZSRR zdaje się w owym roku 2222 nie tylko wciąż istnieć ale również być centrum ziemskiej nauki, dobrobytu i humanizmu.

Na początku myślałem, że 'Ekspedycja...' musiała być może debiutem Srugackiego, może jedną z jego pierwszych, niekoniecznie udanych książek. W osłupienie wprawiły mnie jednak daty, wynika z nich, że 'Ekspedycja...' napisana została między 'Piknikiem na skraju drogi', a 'Miliardem lat przed końcem świata' sztandarowymi książkami braci Strugackich. Teraz już nie wiem co o tym myśleć. W przeciwieństwie do wyżej wymienionych, 'Ekspedycji do piekła' nie poleciłbym jako godnej zainteresowania lektury.

"Pod pseudonimem S. Jarosławcew ukrywa się Arkadij Strugacki, brat Borysa, jedna-druga tandemu genialnych braci" - tego typu informacja przyciągnęła mnie do 'Ekspedycji...'. Dawno postanowiłem przeczytać wszystko co wyszło spod piór tych radzieckich pisarzy, bo wszystko to jest niezapomnianym arcydziełem. Tak myślałem do tej pory. Od samego początku książka niemile mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piękne, smutne i takie sobie. Świetnie przedstawione uczucie, jego blaski i cienie, początki i koniec. Książka wypełniona po brzegi nienachalnymi życiowymi prawdami i regułami miłości, w innych czasach mogłaby być prawdopodobnie czymś na miarę Małego Księcia, dziś... jest jedną z wielu. Najładniejsze są bardzo współczesne porównania grające na przeciwieństwach, jak na przykład tutaj: "Tony jej głosu kłują mnie w uszy jak poziomkowy gaz łzawiący". Urocza ciśnie się na usta. Niemniej niespecjalnie porywająca.

Piękne, smutne i takie sobie. Świetnie przedstawione uczucie, jego blaski i cienie, początki i koniec. Książka wypełniona po brzegi nienachalnymi życiowymi prawdami i regułami miłości, w innych czasach mogłaby być prawdopodobnie czymś na miarę Małego Księcia, dziś... jest jedną z wielu. Najładniejsze są bardzo współczesne porównania grające na przeciwieństwach, jak na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem czy tak jest z wszystkimi kryminałami i tego typu literaturą, czy tylko przy tej książce, bo im więcej czasu mija od jej zakończenia tym bardziej jestem sceptycznie do niej nastawiony. Czytało się dobrze i szybko i z pewną dozą ekscytacji, ale... Fabuła wyjaśniona w całości jest niespecjalnie mądra, oryginalna z pewnością, ale mądra niekoniecznie. A już samo zakończenie to był największy niewypał, ostatnie strony ewoluowały od skrajnej głupoty (scena finałowa śledztwa), przez wywoływanie zawodu u czytelnika po ekstremalne wręcz naciągnięcie praw przypadku (sama końcówka). Im dalej w las tym gorzej. A wcześniej było przecież nieźle: świetnie oddane realia przedwojennego Lwowa, wyrazisty, choć może niespecjalnie dający się polubić bohater i żwawa akcja. Mimo to książka musiała się skończyć i zdecydowanie ją to zabiło.

Nie wiem czy tak jest z wszystkimi kryminałami i tego typu literaturą, czy tylko przy tej książce, bo im więcej czasu mija od jej zakończenia tym bardziej jestem sceptycznie do niej nastawiony. Czytało się dobrze i szybko i z pewną dozą ekscytacji, ale... Fabuła wyjaśniona w całości jest niespecjalnie mądra, oryginalna z pewnością, ale mądra niekoniecznie. A już samo...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Spider-Man Noir #1 Alejandro Arbona, David Hine, Fabrice Sapolsky, Carmine di Giandomenico
Ocena 6,7
Spider-Man Noi... Alejandro Arbona, D...

Na półkach:

Pytanie zasadnicze: jak z takiego ciekawego pomysłu, wpisującego się w moje początkowo-dwudziestowieczne gusta tak idealnie, mógł powstać taki gniot? Beznadziejnie narysowany, pokolorowany chyba w paincie (a na pewno w pstre painto-podobne barwy) i z żałosną fabułą. Ta fabuła jest chyba najgorsza, bo dla mnie, niezbyt zaawansowanego komiksiarza forma nie jest aż tak ważna, ale treść... Przez to wszystko komiks jest nudny i zupełnie pozbawiony klimatu. Całkiem odwrotnie niż okładka, która jest JEDYNYM jasnym (a w tym przypadku ciemnym) punktem całej historii. Czuję się zawiedziony.

Pytanie zasadnicze: jak z takiego ciekawego pomysłu, wpisującego się w moje początkowo-dwudziestowieczne gusta tak idealnie, mógł powstać taki gniot? Beznadziejnie narysowany, pokolorowany chyba w paincie (a na pewno w pstre painto-podobne barwy) i z żałosną fabułą. Ta fabuła jest chyba najgorsza, bo dla mnie, niezbyt zaawansowanego komiksiarza forma nie jest aż tak ważna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Aż mi głupio. Cale dotychczasowe życie ignorowałem Lema jako autora znanego, uwielbianego wszędzie i niewymownie, podświadomie kojarzyłem to z pisaniem fantastyki popularnej, a tu... jest dokładnie inaczej. Zacząłem od sztampy, Solaris, dwie co najmniej ekranizacje, rozgłos, swiatowa sława. Tymczasem czytało się dokładnie jak jakiegoś nieznanego szerszej publiczności nawet w Polsce Zajdla, dobra, głęboka, peerelowska sci-fi. A może nawet lepiej? Przygniatająca atmosfera samotności, choroby, bezcelowości wyróżnią tę książkę z pewnością. A już w lemowskich neologizmach typu żywotwór, sateloid czy błonkoskrzydłe pianoobłoki całkiem się zakochałem. Ni mniej ni więcej, będę musiał zapoznać się z Lemem porządniej niż do tej pory.

Aż mi głupio. Cale dotychczasowe życie ignorowałem Lema jako autora znanego, uwielbianego wszędzie i niewymownie, podświadomie kojarzyłem to z pisaniem fantastyki popularnej, a tu... jest dokładnie inaczej. Zacząłem od sztampy, Solaris, dwie co najmniej ekranizacje, rozgłos, swiatowa sława. Tymczasem czytało się dokładnie jak jakiegoś nieznanego szerszej publiczności nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejny etap mojej fazy na antyutopie za mną. Po Orwellu i Huxley'm czas przyszedł na sztandarowego pisarza polskiej sci-fi. Zawsze ceniłem sobie Zajdla wyżej niż opiewanego zewsząd Lema, pewnie z powodu tego hype'u właśnie, albo dlatego, że Lema czytałem będąc bardzo niewielkim i podatnym na niezrozumienie (ot, uroki lektur szkolnych). Cieszyłem się więc na spotkanie zkolejnymjego dziełem, po świetnych Limes Inferior, Cylindrze Van Troffa czy Wyjściu z cienia mogłem spodziewać się kolejnej dobrej pozycji. Ciężko powiedzieć czy się zawiodłem. Trochę chyba tak. Początek książki naprawdę wciągnął,bardzo łatwo przyszło mi wczuć się w osobowość i zadanie Slotha. Ot, kosmiczny włóczęga z interesującymi poglądami na własne życie, wszystko gra. Jednak tak mniej więcej od połowy zaczęła przebijać zza fabuły pewna łopatologiczna dydaktyka. Wiem, że pan Zajdel tworzył za PRLu i że chciał napisać coś wrednego o komunizmie, ale... wyszło trochę zbyt bezpośrednio, trochę bez gracji. Jaka szkoda, że nie zdążył dokończyć Drugiego Spojrzenia, to co można przeczytać zapowiadało lepszą kontynuację. Szkoda. Mimo wszystko,porządna trójka.

Kolejny etap mojej fazy na antyutopie za mną. Po Orwellu i Huxley'm czas przyszedł na sztandarowego pisarza polskiej sci-fi. Zawsze ceniłem sobie Zajdla wyżej niż opiewanego zewsząd Lema, pewnie z powodu tego hype'u właśnie, albo dlatego, że Lema czytałem będąc bardzo niewielkim i podatnym na niezrozumienie (ot, uroki lektur szkolnych). Cieszyłem się więc na spotkanie...

więcej Pokaż mimo to