Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Nurt wiejski, lekko humorystyczne krótkie opowiadania w stylu Mariana Pilota (to samo możnaby powiedzieć a rebours opisując opowiadania tego drugiego).

Nurt wiejski, lekko humorystyczne krótkie opowiadania w stylu Mariana Pilota (to samo możnaby powiedzieć a rebours opisując opowiadania tego drugiego).

Pokaż mimo to


Na półkach:

Norwid i kobiety...
Niemal zawsze rozumiałem i "czułem" Norwida. Ostatnio jednak skupiłem się na jego relacjach z kobietami i tak jak do tej pory widziałem je jako realizację wyjętego niczym z Nałkowskiej postulatu dojrzenia w kobiecie człowieka i partnera, a nie zabawki mężczyzny, to w przypadku Marii Sadowskiej nieco zdębiałem. Po lekturze listów Sadowskiej zebranych przez Gomulickiego oraz książeczki przyjaźnie i miłości Norwida jestem w lekkim szoku. Jako że Norwid był miłośnikiem poezji, dobroci i prawdy to spójrzmy na fakty, to jest jaka jest prawda z perspektywy Norwida...
1) brakuje mu piątki do sześćdziesiątki, a zakochuje się w nim kobieta młodsza o około 10 lat. "Gdybym był młodszy dziewczyno, gdybym był młodszy"...
2) Nie chcę wpadać w seksizm, ale o ile nie znamy (?) podobizn pp. Dybowskiej i Lemańskiej, to zachowane rysunki, zdjęcia i drzeworyty zdają się mówić: była to kobieta najurodziwsza spośród znanych nam jego sympatii (przy czym dopuszczam możliwość że rysunki Cypriana, które moim zdaniem nie były jego mocną stroną, jak i znane podobizny pani MK nie oddawały pełni jej urody),
3) Szalona? No i cóż? Może trochę szaleństwa i dzikiej miłości było mu potrzeba. A tak? Ucieczka przed kobietą jak nie do Włoch to do przytułku? Przecież ten śmieszny i histeryczny projekt z wysłaniem dobytku do Włoch bez uprzedniego zabezpieczenia finansów na podróż to była dziecinada. Jak (?) Cyprian chciał zainteresować jakąkolwiek kobietę (np. Marię Kalergis???) nie mając środków do życia?

4) o ile relacja Norwid- Kalergis to raczej złudne nadzieje i nieodwzajemnione "kochanie się" Norwida a później długo długo nic, to na miłosnym "placu boju" mamy tylko dwie panie: Węgierska i Sadowską. Tu z całym szacunkiem ale na podstawie listów widać, że p. Zofia przystępowała do Norwida " na klęczkach", z przesadną czcią i czołobitnością - to nie było prawdziwe partnerstwo - odnosiłem wręcz wrażenie że służyła mu bardziej jako narzędzie - np. w sprawach dotyczących druku jego utworów.
4) Co do p. M.S. Rozumiem, że postawiła Norwida w krępującej sytuacji doprowadzając do jego spotkania ze swoim mężem. Norwid - wielki katolik w trójkącie - komiczne, nieprawdaż? Rozumiem, że była kobietą niezrównoważoną i w szponach nałogu. Rozumiem, że sam Norwid był w złej kondycji psychofizycznej. Ale na miły Bóg - nagle moralność, dekalog, słabe zdrowie? Dlaczego więc w ogóle wcześniej zaczynał tą relację??? Taki arystokrata ducha, wrażliwiec, a nie zauważył, że ratując tylko siebie i swoją molierowską wręcz świętoszkowatość spycha swoją sympatię na drogę wiodącą do samozniszczenia, nałogu i śmierci w szpitalu psychiatrycznym? Summa. Summarum mąż i tak wkrótce porzucił Sadowską. Swoją drogą to didaskalia, ale czy naprawdę był taki święty nasz Norwid i przeżył całe życie w celibacie? Ale, że tak rzeknę po norwidowsku, mniejsza o to. Są wniebogłosy i są przemilczenia. Czytając listy Sadowskiej w końcu widzę partnerkę (!) dla Norwida, nie wyznawczynię czy osobę nie rozumiejącą go. W liście, w którym urządza mu scenę zazdrości o p. Czartoryską, daje piękny popis talentu literackiego, swady, oczytania i pasji (uczucia!). Oczywiście, widać i przesadną egzaltację, ale czyż nie należała się Cyprianowi taka szkoła - zważ na uczucia innych? Po raz pierwszy czytając atak na C.N. wziąłem stronę jego adwersarza! Zmroziła mnie wręcz informacja, że - z tego co wiemy - możliwe że nie odpowiadał on na ostatnie listy i odsyłał je - może nawet bez czytania? Pachnie niestety lekkim narcyzmem. Gdybym ja otrzymywał takie listy (!) z fragmentami jak: "Aniele mój"... to na pewno bym ich nie odsyłał. Przy czym choć słaby i chory, Norwid nie omieszkał napisać prześmiewczej satyry na jedną z powieści M.S. ( skądinąd zgrabny "Przepis na powieść warszawską"). Jak pisał Gomulicki częściową rehabilitacją miała być rekomendacja jednej z powieści p. Marii - "Niecnoty" ("genialny utwór" miał napisać ) dla Anny Dybowskiej... Trochę to jednak mało. Jeszcze może należy dodać, że np. "Między niebem a ziemią" Sadowskiej było naszpikowane cytatami i motywami z Norwida ( zresztą przesłała mu ten utwór przez Olizarowskiego do Domu św. Kazimierza) , a ona sama starała się pomagać mu w publikowaniu jego utworów. On tymczasem nie pomógł jej wiedząc i jej problemie alkoholowym i postępującej chorobie nerwowej czy psychicznej. Brzmi to nieco brutalnie, nawet niesprawiedliwie, ale może ktoś inny da radę odpowiednie dać rzeczy słowo?

Norwid i kobiety...
Niemal zawsze rozumiałem i "czułem" Norwida. Ostatnio jednak skupiłem się na jego relacjach z kobietami i tak jak do tej pory widziałem je jako realizację wyjętego niczym z Nałkowskiej postulatu dojrzenia w kobiecie człowieka i partnera, a nie zabawki mężczyzny, to w przypadku Marii Sadowskiej nieco zdębiałem. Po lekturze listów Sadowskiej zebranych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dość dobrze napisana, przetłumaczona i zredagowana. Mało literówek. Mało odkrywcza i zdecydowanie humanistyczno-antywojenna w warstwie "flozoficznej".

Dość dobrze napisana, przetłumaczona i zredagowana. Mało literówek. Mało odkrywcza i zdecydowanie humanistyczno-antywojenna w warstwie "flozoficznej".

Pokaż mimo to


Na półkach:

Życie codzienne robotników i generalnie nizin społecznych Nairobi w latach 70tych, brud, nędza i prowizorka. Książka to, zwłaszcza na początkowych stronach, prawdziwa kopalnia absurdalnych tekstów w stylu Barei. Postaram się z biegiem czasu dodawać kolejne, myślę że w znacznym stopniu oddadzą jej klimat. Ta swojskość i ludyczność oraz portrety "dołów" sprawia, że kojarzy się ona nieco z niektórymi pracami Dołęgi-Mostowicza czy "Śliwą z cieniem jak nóż" Branko Leticia, oczywiście zachowując proporcje i wszelkie różnice kulturowe. Książka na plus, trafiłem na nią cudem w bookcrossingu, na pewno zachęca do zainteresowania się twórczością autora.

Życie codzienne robotników i generalnie nizin społecznych Nairobi w latach 70tych, brud, nędza i prowizorka. Książka to, zwłaszcza na początkowych stronach, prawdziwa kopalnia absurdalnych tekstów w stylu Barei. Postaram się z biegiem czasu dodawać kolejne, myślę że w znacznym stopniu oddadzą jej klimat. Ta swojskość i ludyczność oraz portrety "dołów" sprawia, że kojarzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chaotyczne zapiski, postacie, a w zasadzie nazwiska bo większość bohaterów jest dość "papierowa", pojawiają się bez żadnego wstępu i jeszcze szybciej znikają (tj. giną w walce). Wiele literówek, także w datach (to chyba cyfrówki). Jeśli ktoś szuka szczegółów o Polsce, Krakowie, Śląsku - to wiele ich nie znajdzie. Trochę o motocyklach, potem głównie działa pancerne. Aha - kilka razy wspominany jest feldmarszałek Schorner - tym razem wyjątkowo nie jako morderca-sadysta ale jako wymagający ale sprawiedliwy pan rozdający kartony papierosów. Bardzo długo bez większych refleksji, naturalnie ani słowa o zbrodniach wojennych, chyba że tych rosyjskich, ale pod koniec ciekawa próba usprawiedliwienia postawy żołnierzy prezentowanej pod koniec wojny. W sumie logiczna i zrozumiała - bali się poddać Rosjanom, walczyli o własne domy i rodziny, stąd walka niemal do samego końca.

Chaotyczne zapiski, postacie, a w zasadzie nazwiska bo większość bohaterów jest dość "papierowa", pojawiają się bez żadnego wstępu i jeszcze szybciej znikają (tj. giną w walce). Wiele literówek, także w datach (to chyba cyfrówki). Jeśli ktoś szuka szczegółów o Polsce, Krakowie, Śląsku - to wiele ich nie znajdzie. Trochę o motocyklach, potem głównie działa pancerne. Aha -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przez jakiś czas zanosiło się na nawiązanie do dobrych, starych kryminałów Kłodzińskiej z lat 50 i 60tych ale... trzecie morderstwo popełnione kompletnie bez pomyślunku i następujące po nim serie błędów poszukiwanego oraz cały katalog sprzyjających milicji cudownych zbiegów okoliczności i fura szczęścia majora Szczęsnego (niezamierzona gra słów) to już było zbyt dużo. Trzy gwiazdki to max.

Przez jakiś czas zanosiło się na nawiązanie do dobrych, starych kryminałów Kłodzińskiej z lat 50 i 60tych ale... trzecie morderstwo popełnione kompletnie bez pomyślunku i następujące po nim serie błędów poszukiwanego oraz cały katalog sprzyjających milicji cudownych zbiegów okoliczności i fura szczęścia majora Szczęsnego (niezamierzona gra słów) to już było zbyt dużo. ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Da się przeczytać, ale tak naprawdę spora część to strata czasu. Dość siermiężny styl i nic co by tak naprawdę zapadało w pamięci. Jedynym plusem chyba przybliżenie tematu Blitzmädel. Przed lekturą nie miałem pojęcia o istnieniu takiej formacji!

Da się przeczytać, ale tak naprawdę spora część to strata czasu. Dość siermiężny styl i nic co by tak naprawdę zapadało w pamięci. Jedynym plusem chyba przybliżenie tematu Blitzmädel. Przed lekturą nie miałem pojęcia o istnieniu takiej formacji!

Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetna książka antywojenna, polecam wszytskim marzącym o wszekich marszach na Moskwę itp. Przypadkowa, bezsensowna śmierć jest tu motywem przewijającym się od początku do końca. Skondensowana akcja, która w zasadzie zamyka się w kilkudziesięciu godzinach i skupia wokół tytułowego nalotu... Wszystko tu nie idzie tak jak jest zaplanowane: bratobójczy ogień, błędna identyfikacja celu, wypadki, rozstrzeliwanie własnych najlepszych ludzi za "nieprawomyślność" - cały chaos i obłęd działań wojennych jest pokazany jak na dłoni. Może jeszcze długi kombinowany cytat, żeby oddać ducha książki:
"...ileż lat mógł mieć ten strażak? Może dwadzieścia kilka? A jednak szedł teraz po ciałach, stawiając kroki bez śladu wahania, podczas gdy członki zwłok pękały jak klocki węgla drzewnego (...) Już nie mogę Bodo. Podniosłem dziecko, a ono rozpadło mi się w rękach na kawałki. Czy mogę odejść i pomóc przy kopaniu? Przyślę tu jednego z chłopców. Rozpadło się na kawałki. (...) Fuchs Ueberall i jego pomocnik znaleźli lotnika RAF zaplątanego na drzewie, zaledwie sto pięćdziesiąt jardów od samolotu. Był tęgiej postury i uśmiechał się nerwowo, gdy go zatrzymano. Dwaj ludzie z TENO zabili go łopatami". Może jeszcze warto dodać, że mamy też kilka wciągających opisów pojedynków powietrznych (Ju-88 w wersji myśliwca nocnego kontra bombowce, głównie Lancastery).

Świetna książka antywojenna, polecam wszytskim marzącym o wszekich marszach na Moskwę itp. Przypadkowa, bezsensowna śmierć jest tu motywem przewijającym się od początku do końca. Skondensowana akcja, która w zasadzie zamyka się w kilkudziesięciu godzinach i skupia wokół tytułowego nalotu... Wszystko tu nie idzie tak jak jest zaplanowane: bratobójczy ogień, błędna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wszystko okej, tyle że pod koniec milicjantom idzie zdecydowanie zbyt łatwo i historia staje się coraz mniej wiarygodna. Za dużo "szczęśliwych trafów".

Wszystko okej, tyle że pod koniec milicjantom idzie zdecydowanie zbyt łatwo i historia staje się coraz mniej wiarygodna. Za dużo "szczęśliwych trafów".

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeden ze słabszych kryminałów Kłodzińskiej. Milicjanci trzęsą portkami przed podejrzanym dyrektorem fabryki i stają na głowie żeby znaleźć innego winnego. Oczywiście skoki w bok pana dyrektora autorka niejako usprawiedliwia hasłami w stylu "bo z żoną coś nie bardzo".:) Szczególnie kompromitujący jest jednak opis zastosowania proszku, którym nasmarowano figuranta, a po naświetlaniu lampą UV pokazuje ślady na ciele sprawcy napadu. Drugie mini opowiadanie Nienawiść dużo ciekawsze, taka trochę hlaskoidalna miniatura, która od biedy mogłaby znaleźć się w jednym z jego wczesnych zbiorów opowiadań.

Jeden ze słabszych kryminałów Kłodzińskiej. Milicjanci trzęsą portkami przed podejrzanym dyrektorem fabryki i stają na głowie żeby znaleźć innego winnego. Oczywiście skoki w bok pana dyrektora autorka niejako usprawiedliwia hasłami w stylu "bo z żoną coś nie bardzo".:) Szczególnie kompromitujący jest jednak opis zastosowania proszku, którym nasmarowano figuranta, a po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klasyczny Choromański. Mistrz budowania klimatu i nastroju. Płynnie i nieśpiesznie prowadzona akcja. Jak niemal zawsze u niego, oś akcji opiera się na zagadnieniu moralno- etycznym, które widzimy oczami całej galerii bohaterów, przy czym postacie teoretycznie drugoplanowe są tak samo ważne jak główni bohaterowie. Akcja toczy się głównie w prowincjonalnym szpitalu, i tylko pod koniec przenosi się do Warszawy; dla mnie to ważny szczegół, bo szczególnie lubię te powieści autora, które dotyczą wydarzeń umiejscowionych w Polsce; te emigracyjne nie przemawiają już do mnie tak bardzo. Jak zwykle w przypadku Michała nie potrafię przytoczyć jakiegoś konkretnego ulubionego cytatu, ale język całej książki jest po prostu narkotycznie urzekający. Polecam.

Klasyczny Choromański. Mistrz budowania klimatu i nastroju. Płynnie i nieśpiesznie prowadzona akcja. Jak niemal zawsze u niego, oś akcji opiera się na zagadnieniu moralno- etycznym, które widzimy oczami całej galerii bohaterów, przy czym postacie teoretycznie drugoplanowe są tak samo ważne jak główni bohaterowie. Akcja toczy się głównie w prowincjonalnym szpitalu, i tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podstawową kwestią, na jaką zwraca uwagę autor jest kwestia odpowiedzialności zbiorowej - czy wszyscy Niemcy byli winni, czy każdy członek SS zasłużył na śmierć? Jak przyznaje: historię piszą zwycięzcy. Sam bardzo szybko zamienił się z myśliwego w zwierzynę, a lojalny wobec swych (nowych) przywódców naród niemiecki nie widzi już w nim "szanowanego obrońcy ojczyzny" tylko kogoś, kogo można oskarżyć o "przedłużanie wojny". A więc: kto sieje wiatr...

Podstawową kwestią, na jaką zwraca uwagę autor jest kwestia odpowiedzialności zbiorowej - czy wszyscy Niemcy byli winni, czy każdy członek SS zasłużył na śmierć? Jak przyznaje: historię piszą zwycięzcy. Sam bardzo szybko zamienił się z myśliwego w zwierzynę, a lojalny wobec swych (nowych) przywódców naród niemiecki nie widzi już w nim "szanowanego obrońcy ojczyzny"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Weteran Armii Czerwonej, który w 1945 roku brał udział w działaniach na terenie Polski, wraca do PRL po wojnie w poszukiwaniu śladów przeszłości. Okazuje się że nic nie jest już takie, jak było kiedyś, a i obraz wydarzeń, który sam zachował w pamięci, jest przekłamany. Niczym w Rashomonie, książkę można interpretować w kontekście pytania o naturę prawdy i o to, czy możliwe jest obiektywne poznanie. Styl - dość przystępny, choć nadal jest to typowy Pilot. Naturalnie tym razem gwarę wiejską zastępuje pojawiający się od czasu do czasu fonetycznie zapiany rosyjski. Trochę to pomaga, ale z drugiej strony utrudnia weryfikację za pomocą telefonu i dostępnych słowników. Odrębna kwestią jest fakt, że już dziesięć lat od ukazania się opisywanej książki, a już z pewnością dzisiaj, rozważania o zachowaniu pamięci radzieckich żołnierzy walczących na terenach Polski wydają się nieco abstrakcyjne - pomijając już czy jest to słuszne, czy nie. Stąd ta "wyklęta" pozycja w dorobku Pilota zapewne nie doczeka się nowego wydania.

Weteran Armii Czerwonej, który w 1945 roku brał udział w działaniach na terenie Polski, wraca do PRL po wojnie w poszukiwaniu śladów przeszłości. Okazuje się że nic nie jest już takie, jak było kiedyś, a i obraz wydarzeń, który sam zachował w pamięci, jest przekłamany. Niczym w Rashomonie, książkę można interpretować w kontekście pytania o naturę prawdy i o to, czy możliwe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tytuł mówi sam za siebie. Historia kapitana statku, który traci wzrok i stara się ukryć przed załogą swoją chorobę. Paradoksalnie tracąc wzrok, zaczyna dostrzegać "człowieka" w podwładnych. Niestety, rozumiejąc swoją słabość i postępującą niedołężność, zaczyna też odczuwać lęk przed zemstą. Klimat filmu noir.

Tytuł mówi sam za siebie. Historia kapitana statku, który traci wzrok i stara się ukryć przed załogą swoją chorobę. Paradoksalnie tracąc wzrok, zaczyna dostrzegać "człowieka" w podwładnych. Niestety, rozumiejąc swoją słabość i postępującą niedołężność, zaczyna też odczuwać lęk przed zemstą. Klimat filmu noir.

Pokaż mimo to


Na półkach:

I znowu trafiła w moje ręce książka stanowiąca przekładaniec cynizmu, szowinizmu i mizoginii. Kluczowe jest pytanie zadane przez narratora: która kobieta nie zgodziłaby się zabić własnego dziecka i pożreć go jeśli w zamian mogłaby przywiązać do siebie samca, wciągnąć go od spodu, zakisić w sobie w formie płodu i nosić tak we własnym łonie? Przy czym to samiec jest słaby, sztuki piękne, religie, posty, klauzury to tylko nieliczne z narzędzi walki wynalezione by bronic się przed uniwersalna przewaga kobiety. Tymczasem kobieta jest masochistką, bo "miłość zaczyna się od przebicia błony, by doprowadzić do rozdarcia całej istoty w chwili połogu". Całe życie jest jednym wielkim cierpieniem, "co miesiąc broczą z tego powodu krwią" Jedynym pryncypium życia jest masochizm a masochizm jest pryncypium śmierci.

A w telegraficznym skrócie:
Pierwsze 20-30 stron bardzo hermetyczne, swoisty dziennik obłędu
Kolejne ok. 30 stron to wykładnia filozoficzna, swoista kosmogonia
Bliżej końca przechodzimy od Rewolucji Bolszewickei do podroży dookoła świata - nie są to swoiste poszukiwania Eldorado ale raczej misja zniszczenia życia na ziemi
Ostatnie 20-30 stron to zapis bardziej z perspektywy lekarza medycyny prowadzącego dziennik choroby.
i cóż . Dużo mozna pisać, ale na pewnociężko przejść obok tej książki obojętnym. Dziękuję osobie, która zdecydowała się zostawic ją na półce zgodnie z ideą bookcrossingu.

I znowu trafiła w moje ręce książka stanowiąca przekładaniec cynizmu, szowinizmu i mizoginii. Kluczowe jest pytanie zadane przez narratora: która kobieta nie zgodziłaby się zabić własnego dziecka i pożreć go jeśli w zamian mogłaby przywiązać do siebie samca, wciągnąć go od spodu, zakisić w sobie w formie płodu i nosić tak we własnym łonie? Przy czym to samiec jest słaby,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zbiór bardziej szkiców niż skończonych utworów.

Zbiór bardziej szkiców niż skończonych utworów.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Absurdalne, groteskowe, typowo Pilotowe. Dwa dość długie opowiadania, które są utrzymane w klasycznym dla Pilota stylu, z tym zastrzeżeniem że na szczęście pozbawione są często występującej u niego "przyciężkości" . Z drugiej strony nie polecałbym zaczynać przygody z Pilotem od tej pozycji.

Absurdalne, groteskowe, typowo Pilotowe. Dwa dość długie opowiadania, które są utrzymane w klasycznym dla Pilota stylu, z tym zastrzeżeniem że na szczęście pozbawione są często występującej u niego "przyciężkości" . Z drugiej strony nie polecałbym zaczynać przygody z Pilotem od tej pozycji.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Oj słaba ta satyra, dużo słabsza niż Pamiętnik Oficera Armii Czerwonej. Praktycznie bronią się tylko sam początek i końcówka.

Oj słaba ta satyra, dużo słabsza niż Pamiętnik Oficera Armii Czerwonej. Praktycznie bronią się tylko sam początek i końcówka.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsza część cyklu "Wieża Babel" to cenny dokument czasów pokazujący zmieniające się nastroje Wilna podczas kolejnych zmian władz czy okupacji - a więc władz kolejno radzieckich, litewskich i niemieckich. Czasy te łączy wspólny mianownik - bieda oraz fakt, takie nasze szczęście i efekt "polityki międzynarodowej", że Litwini większe nadzieje wiązali z III Rzeszą i ZSRR niż z Polską, a samych Polaków lubił mało kto. Tymczasem nacjonaliści litewscy i białoruscy spierając się porozumiewali się... po polsku. Jak już w kilku innych książkach, autor wyraźnie zasugerował, że co jakiś czas można było trafić na "ludzkiego" Rosjanina. Jest także typowe dla Piaseckiego punktowanie nieudolnej zabawy w konspirację oraz krótkowzrocznych decyzji o przyjmowaniu oficjalnych stanowisk sankcjonowanych przez okupantów. Kilka ciekawych cytatów wódczanych na zakończenie:
1
Powrócił do hotelu o godzinie dziewiątej. W pokoju było tak zimno, że para szła z ust. Pomacał obity blachą ceglany piec, który ogrzewał dwa pokoje i miał palenisko z korytarza. Był zupełnie zimny. Posłyszał na zewnątrz kroki i otworzył drzwi. Zobaczył gospodynię.
— Czy nie można napalić w piecu? — spytał. — W pokoju bardzo zimno.
— Służąca paliła z rana. Ale taki mróz! Ja panu coś doradzę.
Niech pan weźmie na noc kobietę. Razem będzie ciepło. Niedrogo bierze.
— Nie mam ochoty.
— Młoda, ładna.
— Nie, dziękuję.
— Jak pan sobie życzy.
Wrócił do pokoju, zamknął drzwi na klucz, rozebrał się i położył
do łóżka. Długo nie mógł rozgrzać się. Potem mocno ,usnął (...) Rano obudził się od potężnego chrapania w sąsiednim pokoju.
2
Nalał wódki do szklaneczki z grubego zielonkawego szkła. Powoli ją wypił. Wydawało mu się, że nie ma ani smaku, ani mocy — jak woda. Ale wkrótce poczuł, że mu ręce i stopy jakby miękną i wilgotnieją. Po drugiej szklaneczce
ciało ogarnęła fala ciepła. Gdy zaś kończył wódkę, brudna knajpa wydała mu się przybytkiem radości. Ordynarni pijacy przy sąsiednich stolikach byli bardzo sympatyczni. Nie był jednak pijany i zdawał sobie sprawę z tego nastroju. Pomyślał, że nigdy wódka nie podziałała na niego tak dobrze jak dzisiaj. Gdy jechał w wagonie, obawiał się, że odmrozi sobie ręce albo stopy. Potem przyszło mu do głowy, że może mocno się zaziębić. Teraz był pewien, że wszystko skończy się dobrze. Opuścił knajpę i udał się do domu. Szedł prędko, by zachować ciepło, które go ogarnęło po wypiciu wódki.

Pierwsza część cyklu "Wieża Babel" to cenny dokument czasów pokazujący zmieniające się nastroje Wilna podczas kolejnych zmian władz czy okupacji - a więc władz kolejno radzieckich, litewskich i niemieckich. Czasy te łączy wspólny mianownik - bieda oraz fakt, takie nasze szczęście i efekt "polityki międzynarodowej", że Litwini większe nadzieje wiązali z III Rzeszą i ZSRR...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobrze się czyta. Lektura daje jednak do myślenia, czy to wszystko miało sens? Czy warto ryzykować życiem i zabijać, gdy idea sprawiedliwości jest sama w sobie obciążona nieuchronnością jej wypaczenia? Czy wyroki wykonywane w imieniu sądów podziemnych mogą być pozbawione błędów podczas gdy dziś, w wolnej Polsce, pomyłki są na porządku dziennym? Podobną obserwację zamieścił autor w powieści "Piąty etap":
Był za granicą i za „drugą linią". Leżał na spadzistym brzegu rzeki, która stanowiła „drugą linię", a którą niedawno przebył. Z prawej strony, za rzeką, w pobliskiej wsi krasnoarmiejcy śpiewali popularną obecnie w Sowietach, jak kiedyś Wołga, piosenkę (...)
Prymitywne słowa piosenki nabierały niezwykłej mocy. Melodia płynęła w powietrzu zwartą, silną falą - powolna, uroczysta. Wzruszała niezwykle i zdawało się, oddech w piersi tamowała. (...)
Pieśń się skończyła. Zrobiło się cicho i tęskno. Tylko noc obojętnie patrzyła czarnymi oczami... Zabawa myślał w tej chwili o ludziach, którzy śpiewali piosenkę. Wiedział, że to „zielonki" - jego wrogowie. „Wśród nich mogą być dobrzy ludzie, a muszą mnie ścigać, strzelać do mnie i do innych, bo ja - wróg - myślał Zabawa. - A kto nas wrogami zrobił?... Wszędzie nonsens. Natura tak bogata, śliczna, a my: jak psy. Żremy się o ochłapy bytu lub sami nie wiedząc, o co".

Dobrze się czyta. Lektura daje jednak do myślenia, czy to wszystko miało sens? Czy warto ryzykować życiem i zabijać, gdy idea sprawiedliwości jest sama w sobie obciążona nieuchronnością jej wypaczenia? Czy wyroki wykonywane w imieniu sądów podziemnych mogą być pozbawione błędów podczas gdy dziś, w wolnej Polsce, pomyłki są na porządku dziennym? Podobną obserwację zamieścił...

więcej Pokaż mimo to