Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

To niesamowite, że takie bzdurstwo jak przygody kilku starych dziadów (ciągle nie mogę odżałować,że w jednym z poprzednich tomów autor zdecydował się uśmiercić Józefa Paczenkę) może tak człowiekowi umilić czas podczas śniadania przez wiele tygodni. Formy papierowej nie znam i nie chcę znać, jednak modulowany głos Grzegorza Pawlaka, genialnie oddający atmosferę opowiadań i sprawiający, że dziady jak żywe stają przed oczami - to prawdziwy majstersztyk w wydaniu audio.

Ten tomik, składający się, jak zwykle, z kilku opowiadań, urzekł mnie kilkoma bardzo odkrywczymi teoriami, dla których zdecydowanie go polecam. Co dzieje się z drugą skarpetką, gdy pierwszą nakładamy na nogę (teoria absolutnie nie do podważenia!:)), jak w łatwy i przyjemny sposób można sobie żyły z cholesterolu oczyścić domowym sposobem (tutaj myślę, że wiele osób chętnie wypróbuje, choć mnie metoda wydaje się jednak wątpliwa:)) oraz co mają wspólnego dziury w swetrze z rogami na męskiej głowie (polecam, szczególnie panom - ta teoria po prostu powala na kolana:))).

Najbardziej spodobało mi się opowiadanko o dziewczynce z innej rzeczywistości. To o "stomatologiczeskim strafbatalionie" trochę do śniadania obrzydliwe. Przygody Kopernika - niezłe:). Ogólnie muszę powiedzieć, że wyobraźnia jak zwykle autorowi dopisała, więc z niecierpliwością będę kolejnego tomu wyglądać:)

To niesamowite, że takie bzdurstwo jak przygody kilku starych dziadów (ciągle nie mogę odżałować,że w jednym z poprzednich tomów autor zdecydował się uśmiercić Józefa Paczenkę) może tak człowiekowi umilić czas podczas śniadania przez wiele tygodni. Formy papierowej nie znam i nie chcę znać, jednak modulowany głos Grzegorza Pawlaka, genialnie oddający atmosferę opowiadań i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kupując tę książkę nie wiedziałam o czym będzie - miałam nadzieję, że o podopiecznych księdza Isakowicza-Zaleskiego w Radwanowicach. Troszkę rozczarowana, że jednak nie, zdecydowałam się ją przeczytać. Okazało się, że jest to wspomnienie o ludziach, którzy go wspierali, i którzy pomogli w jego charytatywnym dziele. Miło przekonać się, jak wiele wspaniałych osób spotkał na swojej drodze, a kilkadziesiąt z nich, opisanych tutaj - to prawdziwy kalejdoskop "ludzi dobrych jak chleb".

Szkoda, że nawet w tak pogodnej książce znalazłam fragment świadczący o tym, jak "życzliwym" i "empatycznym" społeczeństwem jesteśmy:

"Niestety niemal od razu zaczęły się problemy. Mieszkańcy tej ulicy, jak i ulicy sąsiedniej zaczęli protestować przeciwko utworzeniu na ich osiedlu ośrodka dla niepełnosprawnych. W roku następnym, 1 czerwca w Dzień Dziecka przyjechała do Radwanowic delegacja mieszkańców, przedstawiając pisemny protest, podpisany przez czterdzieści rodzin. Tylko dwie rodziny z tych ulic się nie podpisały. Jako uzasadnienie podawano dyskomfort, jaki będzie towarzyszył mieszkańcom, gdy będą musieli oglądać codziennie ludzi na wózkach. Grożono nawet blokadą ulicy, aby nie mogły dojechać samochody z materiałami budowlanymi. Nie pomogła żadna perswazja ani wsparcie ze strony mediów".

Muszę przyznać, że przy tym fragmencie ręce mi opadły...

Mimo, że być może mniej ciekawa od innych, ta książka księdza Isakowicza warta jest przeczytania lub choćby przeglądnięcia...

Kupując tę książkę nie wiedziałam o czym będzie - miałam nadzieję, że o podopiecznych księdza Isakowicza-Zaleskiego w Radwanowicach. Troszkę rozczarowana, że jednak nie, zdecydowałam się ją przeczytać. Okazało się, że jest to wspomnienie o ludziach, którzy go wspierali, i którzy pomogli w jego charytatywnym dziele. Miło przekonać się, jak wiele wspaniałych osób spotkał na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki W czterdziestym nas Matko na Sibir zesłali... Jan Tomasz Gross, Irena Grudzińska-Gross
Ocena 6,4
W czterdziesty... Jan Tomasz Gross, I...

Na półkach:

Nigdy bym nie podejrzewała, że kiedykolwiek sięgnę po książkę tego "pisarza" i "badacza" (sama nie wiem jak kogoś takiego można nazwać), ponieważ jednak kiedyś przez przypadek dowiedziałam się, że zanim odkrył, iż od rzetelnej pracy naukowo-badawczej opluwanie Polski jest dużo bardziej lukratywne, stworzył jednak coś wartościowego - zdecydowałam się to sprawdzić. I muszę powiedzieć, że nie żałuję...

"W czterdziestym nas Matko na Sibir zesłali" to pozycja bardzo ciekawa i warta przeczytania, choć dosyć ciężka. Ogromny zbiór wspomnień dzieci i dorosłych, którzy z armią Andersa wyszli z "nieludzkiej ziemi" wciąga, wzrusza i poraża. Poprzedzony jest bardzo dobrym "Wstępem", w którym autor opracowania nakreśla realia okupacji sowieckiej na zajętych terenach. Dzięki temu przed przystąpieniem do lektury właściwej, osoby mniej obeznane z tematyką mogą zapoznać się z koszmarem, który stał się udziałem Polaków (i nie tylko) mających pecha zamieszkiwać tamte tereny. Sytuacja przed wejściem Sowietów, nieprawdopodobny chaos po ich wkroczeniu, organizowanie pierwszych struktur (np. milicji - prawdziwa zgroza), mordy na ludności (dokonywane zarówno przez Sowietów jak i skonfliktowane z polskimi obywatelami mniejszości), proces przejmowania władzy połączony z rabunkową polityką i nieprawdopodobnym wręcz terrorem, stosunek mniejszości do wchodzącego wojska (co ciekawe tutaj autor JESZCZE w sposób uczciwy opisuje kolaborację z okupantem - i to powołując się na źródła żydowskie), organizacja wyborów, aresztowania, internowania, wywózki na wschód, obozy jenieckie i więzienia oraz ich "ewakuacja" (eufemizm określający prawdziwy horror, który się tam rozegrał po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej), a oprócz tego ciekawe refleksje o naturze totalitaryzmu - ten "Wstęp" to nie kilka kartek (jak to zazwyczaj bywa) lecz ok. 1/6 książki!

Same relacje podzielone są na 2 duże części - dzieci i dorosłych i, muszę powiedzieć: dość ciężkie do czytania. Ponieważ autor zbioru zdecydował się zachować oryginalną pisownię, przebijanie się przez nie - to prawdziwa mordęga. Zarówno wspomnienia dzieci, jak i większości dorosłych są napisane z tak nieprawdopodobną ilością błędów gramatycznych, ortograficznych, stylistycznych (i sama nie wiem jeszcze jakich), że czyta się je z ogromną trudnością, a czasem nawet trudno uchwycić sens wśród tego niesamowitego słownego bałaganu - ale warto! Oprócz bowiem potwierdzenia faktów znajdujących się we "Wstępie" można tu odnaleźć różne bardzo ciekawe, a zarazem smutne informacje - jak np. tę o mordach ukraińskich na Polakach już we wrześniu 1939r, o czym wielu historyków i polityków jakoś dziwnie nie chce dziś wspominać. Przykro i wstyd było mi czytać również wspomnienia pewnego żydowskiego chłopczyka, który opisał różne paskudne zachowania swoich szkolnych, polskich kolegów - cóż, gdy sięga się po źródła takie jak wspomnienia, wiadomo, że nie wszystko będzie kryształowe...

Szkoda, że twórca tak wartościowej i bogatej w wiedzę książki, ostatecznie wybrał, jakże lukratywną, drogę szkalowania i opluwania Polski tworząc, tłumaczone niestety na wiele języków i rozpowszechniane na całym świecie, zmanipulowane lub wręcz wyssane z palca bzdury...
Pragnę dodać, że Jan Tomasz Gross nie jest żadnym historykiem tylko socjologiem, a to, że jest "profesorem historii uniwersytetu w Princeton" bo tak go mianowano, w żadnym razie historyka z niego, według mnie, nie czyni...

Nigdy bym nie podejrzewała, że kiedykolwiek sięgnę po książkę tego "pisarza" i "badacza" (sama nie wiem jak kogoś takiego można nazwać), ponieważ jednak kiedyś przez przypadek dowiedziałam się, że zanim odkrył, iż od rzetelnej pracy naukowo-badawczej opluwanie Polski jest dużo bardziej lukratywne, stworzył jednak coś wartościowego - zdecydowałam się to sprawdzić. I muszę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Krakowski poeta Andrzej Warzecha:
"Wkoło chaotyczny gwar, kakofonia, gonitwa. Rano i wieczorem, wiosną i jesienią - pośpiech. Wszystko jest nagie i oczywiste: seks, kabaret, bogactwo i nędza. Zapodziały się gdzieś półtony, niedopowiedzenia, impresje, iluminacje,zadziwienia, olśnienia, zamyślenia i zauroczenia...a tu nagle Irena Kaczmarczyk ze swoimi wierszami. Nie wstydzą się nastroju. Pokochały ciszę, która trwa między wersetami. Traw i uwodzi, wabi i kusi, kusi i zachęca. Ten, kto ma ucho i oko, i powonienie jeszcze niezdewastowane - wrażliwe jeszcze - musi tej ciszy i tym nastrojom dać się uwieść, musi spróbować ucieczki z tego zmąconego świata codzienności...".
Czytany wieczorami, tuż przed snem - ten tomik to naprawdę malutka, romantyczna ucieczka od rzeczywistości. Urocze, zwiewne wiersze, pachnące latem i miłością - jakież to inne od tych wszystkich brudów dookoła! Oto jeden z nich:


z pól już
zwieziono
złote plony

świerszcz smyk
zawiesił
na łopianie

zatrzymaj zegar

niech żar lata
jeszcze przez chwilę
w nas zostanie

Albo ten - zainspirowany wierszem J. Tuwima "Sen złotowłosej dziewczynki":

Taniec

Jak dziś wyglądam? - pytasz w liście
W lnianej sukience z Grechutą tańczę
Czyszczę lusterko, perlę listy
Gotuję zupę z pomarańczy.

Sukienka pachnie tuberozą
Zerwałam ją z wiersza Juliana
I szafirowe sińce mam pod oczami
Jak leśmianowskie bratki w chwili pożegnania.

Od wiolonczeli gęstnieje powietrze
I walca z suknią nawet sufit tańczy
Lniana tęsknota wtula się w piosenkę
w mandarynki i w pomarańcze.

Krakowski poeta Andrzej Warzecha:
"Wkoło chaotyczny gwar, kakofonia, gonitwa. Rano i wieczorem, wiosną i jesienią - pośpiech. Wszystko jest nagie i oczywiste: seks, kabaret, bogactwo i nędza. Zapodziały się gdzieś półtony, niedopowiedzenia, impresje, iluminacje,zadziwienia, olśnienia, zamyślenia i zauroczenia...a tu nagle Irena Kaczmarczyk ze swoimi wierszami. Nie wstydzą...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski. Tom 1 Barbara Engelking, Jan Grabowski
Ocena 6,2
Dalej jest noc... Barbara Engelking, ...

Na półkach:

Długo zastanawiałam się, czy mam prawo dodawać coś od siebie w opiniach - książki nie przeczytałam i czytać nie zamierzam. Ponieważ jednak ostatnio coraz więcej jest "dzieł", które muszę odrzucać a priori, gdyż znając ich twórców lub treść decyduję, że szkoda na nie czasu - postanowiłam kilka zdań jednak dodać, bez wystawiania oceny.

Największy polski pisarz Józef Mackiewicz mówił że "tylko prawda jest ciekawa" i w doborze lektur ta maksyma jest dla mnie najważniejsza. Niestety tutaj zbyt dużo jest (sądownie potwierdzonych) wątpliwości, bym zdecydowała się dwóm monumentalnym tomom poświęcić aż kilka tygodni. Pomimo, że jest tam opisanych mnóstwo historii, brnięcie przez tysiące stron bez przerwy zastanawiając się które z nich są prawdziwe, które zmanipulowane, a które po prostu wyssane z palca - przekracza zasoby mojej determinacji. Szczególnie, że literatura na temat Holokaustu jest przebogata i jest w czym wybierać...

Poniżej zamieszczam link do programu omawiającego książkę i zawarte w niej treści. Oczywiście osoby mające za nic IPN-owskich historyków (nie rozumiem dlaczego polski historyk z tej instytucji jest dla nich mniej wiarygodny niż żydowski nie-historyk z innej, ale to już tylko oni wiedzą - a przypominam, że np. B. Engelking historykiem nie jest podobnie jak kilku innych współtwórców książki) raczej on nie przekona, jednak myślę, że warto poświęcić te 35 minut by świadomie podjąć decyzję: warto czy nie warto... Materiałów na ten temat jest zresztą w Internecie dość dużo - wystarczy wpisać tytuł z dodatkowym słowem "manipulacje" i wszystko "wyskoczy"...

Ps. Pozwoliłam sobie sprawdzić też, co robię naprawdę nieczęsto (jednak lubię od czasu do czasu zweryfikować rzetelność ocen w przypadkach bardziej kontrowersyjnych lektur) profile i biblioteczki osób pomstujących na jednogwiazdkowe oceny i dające 9-10 gwiazdek. Ciekawe jest ,że tylko kilkoro z nich naprawdę interesuje się historią (o czym dobór lektur wyraźnie świadczy), niektóre, odnoszę wrażenie założyły konta tylko po to by tę książkę ocenić pozytywnie, a spora część profili jest zastrzeżona. Czyli jednak to nie tylko "prawej strony" brzydkie zwyczaje...
"Czy warto rozmawiać" - program Jana Pospieszalskiego, do którego nabrałam zaufania jako rzetelnego dziennikarza po spektakularnym "wylocie" z TVP za uczciwy materiał o Covid 19 :).
https://www.youtube.com/watch?v=Jo5SbFUl5o0

Długo zastanawiałam się, czy mam prawo dodawać coś od siebie w opiniach - książki nie przeczytałam i czytać nie zamierzam. Ponieważ jednak ostatnio coraz więcej jest "dzieł", które muszę odrzucać a priori, gdyż znając ich twórców lub treść decyduję, że szkoda na nie czasu - postanowiłam kilka zdań jednak dodać, bez wystawiania oceny.

Największy polski pisarz Józef...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Andrzej Waśko:
"Poezją jest to, czego nie można przekazać w żaden inny sposób, jak tylko w formie wiersza. I wiersze księdza Tadeusza Zaleskiego wyrażają właśnie ten swoisty rejestr myśli i przeżyć. Są o tym, czego nie da się ująć ani w potocznej rozmowie, ani w kazaniu, ani w żadnej innej formie wypowiedzi nie podzielonej na wersy. Nie udają i nie zastępują modlitwy. Rodzą się z "barw myśli i oczu", którymi mieni się czarna sutanna ich bohatera."

Ten zbiór pięknych wierszy wyjątkowej postaci naszych czasów - księdza, społecznika i bojownika o prawdę - to lektura dla każdego, wierzącego i niewierzącego. Ponadczasowe, poruszające i bolesne - wiele o tematyce wojennej (antywojennej). Niektóre słabsze, inne lepsze - jak to zazwyczaj z poezją bywa...Czytane ze łzą w oku lub refleksją w duszy - jak ta, przepiękna "ODA DO ANIOŁA STRÓŻA":

od chwili gdy dotknąłem ziemi
naznaczonej piętnem Kaina z jednej
a Abla z drugiej strony
Ty wciąż jesteś ze mną

mimo że nie masz latarki
ni wilczura na łańcuchu
znasz każdy mój grymas
i każdą myśl bluźnierczą
powstałą w sekundzie rozpaczy

raz idziesz przede mną o krok
stawiając drogowskaz
a raz wleczesz się z tyłu
zbierając odrzucone wspomnienia

to wyciągasz mnie z błota
to strącasz z cokołu

bywasz mi deską ratunku
i choć nieraz chcę Cię kopnąć
byś się odczepił
Ty trwasz na swoim posterunku
nie wiedząc co to emerytura


...lub jeszcze piękniejsza, niesłychanie obrazowa i poruszająca "PASJA WEDŁUG KORCZAKA":

sierociniec roztopiony stróżką wojny
płynął strużką dzieci
pod zielonym sztandarem
koloru wiosny radości i życia

życia? Tak życie
spadło to przedostatnie zasuwając
za sobą drzwi bydlęcego wagonu

Achtung! ekspres odjeżdża
z peronu czystości rasy

jeszcze tkwi to ostatnie
mniejsze od racji dziennego chleba
większe od Apokalipsy
mniejsze od paschalnej macy
pachnące oliwką i cyklonem B

że obrzezane? że sześcioramienne?
ale tak samo ostatnie w alfabecie życia
jak moje oczy twoje
tylko że pod literą
G jak getto
gehenna
Golgota


Polecam - w dzisiejszym, paskudnym, brutalnym świecie każde wzruszenie, każda refleksja jest na wagę złota...

Andrzej Waśko:
"Poezją jest to, czego nie można przekazać w żaden inny sposób, jak tylko w formie wiersza. I wiersze księdza Tadeusza Zaleskiego wyrażają właśnie ten swoisty rejestr myśli i przeżyć. Są o tym, czego nie da się ująć ani w potocznej rozmowie, ani w kazaniu, ani w żadnej innej formie wypowiedzi nie podzielonej na wersy. Nie udają i nie zastępują modlitwy. Rodzą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po raz kolejny sięgnęłam po tę arcyciekawą (jak wszystkie dzieła tej autorki) książkę niejako "rzutem na taśmę" gdy czytając, również po raz kolejny, "Rozmowy z katem" Kazimierza Moczarskiego nasunęły mi się nieodparte skojarzenia pomiędzy tymi dwoma nazistami: Jürgenem Stroopem - likwidatorem getta warszawskiego i Adolfem Eichmannem - "urzędnikiem idealnym" organizującym działania związane z "rozwiązaniem kwestii żydowskiej"...

"Eichmann w Jerozolimie" to sprawozdanie z procesu zbrodniarza. Zbrodniarza, który własnoręcznie nie zabił nikogo, ale którego talent organizacyjny, dostrzeżony przez przełożonych i wspaniale wykorzystany, doprowadził najpierw do okradzenia, a następnie, wypędzenia (w najlepszym wypadku) i wymordowania milionów ludzi.
Ale ta książka to nie tylko sam proces (niezbyt uczciwy jak przekonujemy się, czytając), ale również kawał historii. Na szczególną uwagę, według mnie, zasługuje obszerny opis deportacji Żydów z różnych krajów europejskich. Jeżeli ktoś nie ma sił lub ochoty zmagać się z ogromnym dziełem Raula Hillberga "Zagłada Żydów europejskich" gdzie tym kwestiom poświęcony jest cały ogromny tom - tutaj znajdzie część tej wiedzy "w pigułce". I jest to chyba najbardziej interesująca a zarazem szokująca część książki.
Na dodatkową uwagę zasługuje fakt, że autorka, Żydówka przecież, po opublikowaniu swojego dzieła została okrzyknięta antysemitką - co powoduje, że z pełnym przekonaniem (o jej rzetelności i uczciwości) sięgnąć można po tę lekturę. I czytając przekonać się, prawie natychmiast, dlaczego środowiska żydowskie z takim oburzeniem ją przyjęły...Otóż wielka filozofka ośmieliła się nie tylko wypowiedzieć na temat żydowskiej kolaboracji i skrytykować wprowadzone w Izraelu, ohydne prawo, umożliwiające po wojnie uniknięcie odpowiedzialności przez żydowskich zbrodniarzy. Miała również czelność twierdzić, że gdyby nie zakrojona na szeroką skalę współpraca samych Żydów (tu sporo faktów udowadniających tę tezę) - holokaust nie mógłby się odbyć w tak ogromnej skali jak to miało miejsce.

Oczywiście arcyciekawa jest również analiza sylwetki samego Eichmanna - podobnie jak Jürgen Stroop niezbyt lotnego osobnika, któremu okoliczności, czyli rewolucja nazistowska, bo tak to trzeba jednak nazywać, umożliwiły zrobienie "jakiej-takiej" kariery. O ile jednak likwidator getta warszawskiego, który mimo ograniczeń intelektualnych nabrał pewnej "klasy" - być może na skutek przebywania wśród wyższych oficerów (z których sporo wywodziło się przecież z pośród niemieckiej arystokracji), pracy nad sobą i samodyscypliny, zrobił karierę dochodząc do stopnia (aż) generalskiego, o tyle Eichmann, intelektualnie zdecydowanie o wiele oczek niżej nigdy zawrotnej kariery nie zrobił. Widzimy dość tępego (zbyt tępego nawet by przypomnieć sobie fakty, które mogłyby na jego korzyść w procesie przemówić!) urzędnika, który nie był w stanie "dochrapać się" stopnia wyższego niż gruppenfürher.
Bardzo ciekawe są opisy samego procesu i różnych procedur z nim związanych pokazujące, że nie było to wszystko aż tak prawe i sprawiedliwe jak to oficjalna, żydowska narracja przedstawia...

Gdybym miała w jednym zdaniu opisać o czym jest ta książka, oddałabym głos samej Hannah Arendt: "...było rzeczą szalenie ciekawą przekonać się, ile czasu potrzebuje przeciętny człowiek, żeby pokonać swą wrodzoną odrazę do zbrodni i co właściwie się z nim dzieje, odkąd dochodzi do tego punktu. Przypadek Adolfa Eichmanna udziela na to pytanie odpowiedzi, która nie mogłaby być jaśniejsza i bardziej precyzyjna".

Po raz kolejny sięgnęłam po tę arcyciekawą (jak wszystkie dzieła tej autorki) książkę niejako "rzutem na taśmę" gdy czytając, również po raz kolejny, "Rozmowy z katem" Kazimierza Moczarskiego nasunęły mi się nieodparte skojarzenia pomiędzy tymi dwoma nazistami: Jürgenem Stroopem - likwidatorem getta warszawskiego i Adolfem Eichmannem - "urzędnikiem idealnym"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

SS-Gruppenführer Maksymilian von Herff, jeden z szefów personalnych i wychowawców w sztabie Himmlera o Jürgenie Stroopie:
"Dobra żołnierska postawa. Typ raczej zamkniętego w sobie oficera. Duże mniemanie o sobie. Politycznie mniej wyrobiony. (...) Jest typowym żołnierzem, który działa według rozkazu. Jako dowódcy politycznemu brakuje mu trochę horyzontów i wyczucia. Stroop wydaje się czymś więcej niż jest. Ale dobry chłop!."

I właśnie z tą osobą, z tym "dobrym chłopem" wspaniale wypełniającym rozkazy i powierzone sobie zadania ("my nie jesteśmy zdolni do oporu wobec legalnej władzy" jak podsumował współwięzień) zapoznajemy się - dzięki rozmowom Kazimierza Moczarskiego, ale też dzięki perfidii i podłości komunistycznej władzy, która działacza AK "posadziła" w jednej celi więziennej z niemieckim ludobójcą...
Jeżeli ktoś spodziewa się znaleźć w tej książce wstrząsające opisy męczeństwa i prześladowań Żydów - to raczej się zawiedzie. Po przeczytaniu dziesiątek książek o tematyce wojennej, w tym np. tak strasznych jak "Zagłada europejskich Żydów" Raula Hillberga, w tej odnalazłam coś zupełnie innego. Obraz człowieka, który w normalnych warunkach nigdy nie zrobiłby kariery jaką umożliwiła mu rewolucja nazistowska. Kariery, jaką właśnie tylko rewolucje (różnego rodzaju) swoim wiernym wyznawcom umożliwiają. Mało inteligenty, za to zdyscyplinowany i obdarzony świetną pamięcią, dobry organizator - "wsławiony" likwidacją getta warszawskiego - wykonuje swoje zadania z zimną krwią i przeświadczeniem, że tak trzeba. Z rozmów z autorem wyłania się obraz człowieka o kompletnie wypranym mózgu (co również jest przecież charakterystyczne dla ludzi niezbyt lotnych, pozbawionych zdolności do własnych, logicznych przemyśleń) - tę książkę trzeba koniecznie przeczytać, choćby po to, by zapoznać się z pewnym charakterystycznym typem człowieka (i jego drogą życiową zwieńczoną szubienicą) - zbyt tępym by rewolucję wymyślić, lecz wystarczająco zdyscyplinowanym by być narzędziem do jej przeprowadzenia...
Pomimo dużej dokładności, we wspomnieniach Stroopa nie ma (ciekawostka!) ani słowa o karuzeli, która w obrzydliwym wierszu Czesława Miłosza ("Campo di Fiori") miała jakoby kręcić się tuż obok Getta. Co prawda PRAWDZIWI historycy dość dawno już tę bzdurę zweryfikowali, jednak wiersz ciągle jeszcze jest "wałkowany" w antypolskiej narracji. Nie znajdziemy tu również żadnych informacji o dobijaniu przez Polaków niedobitków z getta - którą to narrację z zajadłością wciskają swoim czytelnikom różne pseudo autorytety historyczne. Wręcz odwrotnie, Stroop wyraźnie podkreśla, że robili to Niemcy...
Ciekawych informacji (również tych między wierszami), jakich w zwykłych książkach historycznych się często nie znajduje - jest tu ogrom...

Polecam - to lektura obowiązkowa dla każdego zainteresowanego historią, ale i psychologią. Jak banalne jest zło - pokazała już Hannah Arendt w swoim dziele "Eichmann w Jerozolimie". Tu widzimy to również...

SS-Gruppenführer Maksymilian von Herff, jeden z szefów personalnych i wychowawców w sztabie Himmlera o Jürgenie Stroopie:
"Dobra żołnierska postawa. Typ raczej zamkniętego w sobie oficera. Duże mniemanie o sobie. Politycznie mniej wyrobiony. (...) Jest typowym żołnierzem, który działa według rozkazu. Jako dowódcy politycznemu brakuje mu trochę horyzontów i wyczucia. Stroop...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"wiatr walczy z młodym
drzewkiem na którym
zeszłoroczny ptak
zbudował dom

niepewne gniazdko
kurczowo trzyma się
wątłych gałązek
przedwiośnia

a w trawie już pierwsze
ogniki krokusów
i tu
i tu
i tam"

Ulotne i drobne wiersze Ireny Kaczmarczyk - to czysta wiosenna przyjemność, szczególnie, gdy akurat wróciło się z ogrodu, gdzie widziało się dokładnie to co opisują! Co za ciekawy przypadek!

Tomik, jak zwykle u tej krakowskiej poetki, niewielki, ale przyjemność czytania ogromna. Wiersze dla każdego (może raczej każdej, bo to poezja niesłychanie kobieca), ze szczególnym uwzględnieniem, według mnie, ludku krakowskiego ("Na Plantach", "W Jamie Michalika" , "Lubię tu wracać", "Idzie kolęda" i wiele innych).

Pozwolę sobie zamieścić moje ulubione utwory z tego tomiku - może zachęcą kogoś do zapoznania się i z innymi?

SIEĆ
czy te pajęczynki
w kątach naszych twarzy
zadomowiły się na stałe?

z niedowierzaniem
przyglądamy się pracy pająka
który dzierga nowe wzory
misternie przędzie nitkę czasu
by schwycić go
w sieć


TAK JAKOŚ
tak się jakoś zrobiło chłodno
w skrzynce na listy tylko wyciągi z banku
reklamówki i coraz ich więcej
skrzynki nowiutkie nie pamiętają
szarych kopert nie trzeszczą w szwach
od życzeń z okazji z powodu

tak się jakoś zrobiło chłodno
tak się jakoś zrobiło ZACHODNIO

"wiatr walczy z młodym
drzewkiem na którym
zeszłoroczny ptak
zbudował dom

niepewne gniazdko
kurczowo trzyma się
wątłych gałązek
przedwiośnia

a w trawie już pierwsze
ogniki krokusów
i tu
i tu
i tam"

Ulotne i drobne wiersze Ireny Kaczmarczyk - to czysta wiosenna przyjemność, szczególnie, gdy akurat wróciło się z ogrodu, gdzie widziało się dokładnie to co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od razu pragnę zaznaczyć, że jestem osobą niewierzącą, więc na moją opinię nie mają wpływu żadne emocje związane z wiarą...

Księdza Tadeusza Isakowicza-Zalewskiego uważałam zawsze za osobę absolutnie wybitną, za ELITĘ w pełnym, dawnym znaczeniu tego słowa, więc znając dwie inne jego książki ("Księża wobec bezpieki" oraz "Kościół powinien być przeźroczysty") bez wahania sięgnęłam po tę , jak się spodziewałam, arcyciekawą pozycję. I nie zawiodłam się. Ksiądz Zaleski, z właściwym sobie talentem i lekkością opisuje swoją drogę życiową. I myli się ten, kto pomyśli ,że to zwykła biografia jakich tysiące, bo cóż takiego ciekawego może być w życiu księdza? A było to jednak życie naprawdę ciekawe, pełne zmagań i konfliktów - jak to u niepokornych często bywa. A ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, bez wątpienia, był niepokorny...

Od dzieciństwa poprzez pobyt w wojsku (tego rozdziału nie sposób czytać bez uśmiechu na ustach, ale i refleksji na temat perfidii władz komunistycznych), działalność antykomunistyczną wraz z historią dwóch brutalnych pobić (poniżej opinii zamieszczę link do filmu dokumentalnego gdzie wiele z rzeczy przez księdza opisanych, w tym koszmarnej wizji lokalnej , w której był zmuszony sam odgrywać rolę pozoranta, można zobaczyć na własne oczy), całą burzliwą historię tworzenia ośrodka dla niepełnosprawnych intelektualnie w Radwanowicach (tu kilka historii podopiecznych - wywołujących uśmiech i łzę wzruszenia jednocześnie) , trudną drogę, którą musiał pokonać by zostać księdzem obrządku ormiańskiego (w tym rozdziale mnóstwo wiedzy historycznej na temat Ormian i Armenii i sporo zaskakujących informacji o ormiańskim pochodzeniu wielkich ludzi naszej, polskiej kultury i historii) aż do perturbacji związanych z pisaniem jednej z najważniejszych książek z zakresu historii Kościoła w Polsce - "Księża wobec bezpieki". W "Moim życiu nielegalnym" wydanym w 2008 roku, niestety nie ma już rozdziału na temat walki księdza o pamięć ofiar Rzezi Wołyńskiej. Wielka szkoda...Cały czas mam w oczach niedawne wydarzenia w pałacu biskupim (haniebne zachowanie naszych hierarchów), zaledwie kilka miesięcy przed jego śmiercią, gdzie pojawił się z protestem w tej sprawie. I obraz kilkunastu (sic!) policjantów, którzy przybyli tam z interwencją - nie mogłam uwierzyć, że wypytująca o imię i nazwisko księdza smarkula w policyjnym mundurze naprawdę nie wie kogo ma przed sobą...

Książka absolutnie świetna, bardzo wciągająca, wzbudzająca wiele pozytywnych (i miejscami negatywnych niestety, szczególnie w kontekście zachowań wysokich dostojników kościelnych) emocji. Polecam KAŻDEMU, choćby po to by przekonać się co naprawdę należy rozumieć przez słowo "elita" oraz że istnieją jeszcze inni księża niż ci, których "wyczynami" bez przerwy ekscytuje się zarówno prasa brukowa jak i wszystkie media głównego ścieku.

Film: "Zastraszyć księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego"
https://www.cda.pl/video/72981319c

Od razu pragnę zaznaczyć, że jestem osobą niewierzącą, więc na moją opinię nie mają wpływu żadne emocje związane z wiarą...

Księdza Tadeusza Isakowicza-Zalewskiego uważałam zawsze za osobę absolutnie wybitną, za ELITĘ w pełnym, dawnym znaczeniu tego słowa, więc znając dwie inne jego książki ("Księża wobec bezpieki" oraz "Kościół powinien być przeźroczysty") bez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W "podziękowaniach" zamieszczonych na końcu książki autor pisze: "Powrót po latach do tej serii był ciekawym doświadczeniem. Jednak nie ukrywam, że miałem ogromną tremę. Nie wiedziałem jak zareaguję na tych bohaterów, ani jak oni zareagują na mnie. Jak wyszło? To już ocenią Państwo..."

Otóż, szanowny autorze - według mnie - nie wyszło. Wygląda na to, że tom "Cienie" to ostatni trzymający poziom kryminał z tej serii i zamierzam go traktować jako jej zamknięcie , nie sięgając w przyszłości po dalsze. Po przeczytaniu "Długiej nocy" jestem rozczarowana i zniesmaczona. Wątek kryminalny jak zwykle trzyma w napięciu, jednak dla mnie to warunek niewystarczający by tę książkę ocenić dobrze. Opisy gier komputerowych i łóżkowe wyczyny podstarzałego Mortki - można by jeszcze od biedy wytrzymać. Jednak histeria covidowa przeplatana gęsto lewackim bełkotem (którego punktem kulminacyjnym jest emocjonalna tyrada ex-żony komisarza na temat straszliwych niebezpieczeństw czyhających na gejów w Polsce) to już trochę dla mnie za dużo. Żeby takich bzdur słuchać nie muszę wydawać pieniędzy na audiobooki - wystarczy włączyć (za darmo!) żenujące przemówienia niektórych naszych polityków na forum Parlamentu Europejskiego...

W "podziękowaniach" zamieszczonych na końcu książki autor pisze: "Powrót po latach do tej serii był ciekawym doświadczeniem. Jednak nie ukrywam, że miałem ogromną tremę. Nie wiedziałem jak zareaguję na tych bohaterów, ani jak oni zareagują na mnie. Jak wyszło? To już ocenią Państwo..."

Otóż, szanowny autorze - według mnie - nie wyszło. Wygląda na to, że tom "Cienie" to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak zwykle w tej serii - świetna intryga i wciągająca akcja, od której nie można się oderwać. Zakończenie znajdują tu wszystkie kryminalne wątki z poprzednich tomów. Szkoda, że to nie ostatni tom serii - byłaby piękna zamknięta całość...

Jak zwykle w tej serii - świetna intryga i wciągająca akcja, od której nie można się oderwać. Zakończenie znajdują tu wszystkie kryminalne wątki z poprzednich tomów. Szkoda, że to nie ostatni tom serii - byłaby piękna zamknięta całość...

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak na Carol Shields, mistrzynię w zanudzaniu czytelnika, książka wcale niezła. Życiowe perturbacje oryginalnego człowieczka, który najpierw zajmuje się kwiaciarstwem-bukieciarstwem, a później z pasją zaczyna tworzyć zielone labirynty, mogłyby być naprawdę interesujące gdyby autorka nie zmarnowała tematu niepotrzebnymi dłużyznami i różnymi (kompletnie niestrawnymi) refleksjami i rozterkami głównego bohatera. Omijając poszczególne akapity - da się jednak czytać, nawet momentami z przyjemnością...

Jak na Carol Shields, mistrzynię w zanudzaniu czytelnika, książka wcale niezła. Życiowe perturbacje oryginalnego człowieczka, który najpierw zajmuje się kwiaciarstwem-bukieciarstwem, a później z pasją zaczyna tworzyć zielone labirynty, mogłyby być naprawdę interesujące gdyby autorka nie zmarnowała tematu niepotrzebnymi dłużyznami i różnymi (kompletnie niestrawnymi)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ostatni tom i - niestety pożegnanie...Narratorką znowu jest tu Klaudyna. Klaudyna dojrzała, prawie trzydziestoletnia. Klaudyna, która najpierw czeka na powrót chorego męża, a później musi przeboleć jego śmierć. Klaudyna, która już wie co jest w życiu ważne i że miłość nie kończy się wraz z odejściem ukochanej osoby lecz trwa dalej. Klaudyna, którą polubiłam tak jak jedna kobieta idąca zawsze przez życie swoją drogą bez przejmowania się co pomyślą inni - lubi i szanuje drugą, która jest taka sama:). Jest tu także Anne, niestety...Anne, żałosne pnącze, które najpierw wyrwało spod siebie podporę w postaci opresyjnego męża, a potem nie potrafiło poradzić sobie z wolnością. Anne, ta szmaciana lalka, nie wiedząca czego w życiu chcieć i do czego dążyć, nie radząca sobie z własną seksualnością i szamocząca się jak wiewiórka w klatce - co za żałosne stworzenie...Ileż takich kobiet wokół nas. Kobiet, którym wstyd przyznać się, że bez mężczyzny nie potrafią sobie poradzić! Anne, nieszczęsna Anne, może Alain nie był jednak najgorszą rzeczą, która w życiu ci się trafiła? Może wolność nie dla każdej kobiety jest tak bardzo potrzebnym i pożądanym darem? Ech, wyjcie, wyjcie feministki...:).
Akcja tego tomu rozgrywa się w dwóch magicznych miejscach: Casamene (posiadłość Anne) oraz znanym nam z wcześniejszych części - Montigny. Kunszt Colette w ich opisywaniu - po prostu rzuca na kolana, sprawia, że widzimy je oczyma wyobraźni , ba - chcemy się tam natychmiast znaleźć! Przyroda, otaczające zwierzęta - tę magię może jednak docenić chyba ten, kto sam kocha to samo, a soczysta zieleń liści, świergot ptaków, cichutkie kocie kroki na ganku czy posapywanie psa przez sen - są dla niego ważniejsze niż splendor, gwar i hałas wielkiego, nawet bardzo atrakcyjnego, miasta.

"...wieczorami ropucha zanosi się radosnym perlistym rechotem. O zmierzchu poluje na ostatnie muszki, małe larwy tkwiące w szczelinach kamieni. Powolna, ale pewna, spogląda na mnie raz po raz, opiera ludzką rączkę o mur,unosi się, żeby lepiej trafić...słyszę "mop" szeroko otwartych ust...Kiedy odpoczywa, porusza powiekami w zadumie, tak wyniosła, że nie mam odwagi się do niej odezwać...(...). Nieco później przychodzi jeż, istota roztargniona, chaotyczna, zadziorna, strachliwa, drepcze po omacku, myli dziury, objada się, boi się kotki, chrumka jak mała świnka. Szara kotka go nie znosi, ale się do niego nie zbliża, a jej zielone oczy napełniają się jadem, kiedy na niego patrzy".

Zostawiamy Klaudynę, wyciszoną, spokojną i pogodzoną z życiem w jej magicznym ogrodzie w Montigny, wśród ukochanych zwierząt, na zawsze zaklętą na kartach cudownej książki. Spotkamy jej małe odbicia w różnych biografiach Colette - oryginalnej, szalonej, dzikiej i innej niż wszystkie...

Ogromny ukłon w stronę tłumaczki tego tomu - choć powstał dużo później i tłumaczony był przez kogoś innego - fantastyczny styl i wdzięk poprzednich, został wspaniale zachowany!

Ostatni tom i - niestety pożegnanie...Narratorką znowu jest tu Klaudyna. Klaudyna dojrzała, prawie trzydziestoletnia. Klaudyna, która najpierw czeka na powrót chorego męża, a później musi przeboleć jego śmierć. Klaudyna, która już wie co jest w życiu ważne i że miłość nie kończy się wraz z odejściem ukochanej osoby lecz trwa dalej. Klaudyna, którą polubiłam tak jak jedna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta książka to najlepszy dowód, że moja nieufność do utworów wydawanych po śmierci autora, których on sam nie zatwierdził do druku, jest jak najbardziej uzasadniona.

Fallaci to, według mnie, najwybitniejsza dziennikarka XX wieku i po jej książki sięgam w poszukiwaniu, przede wszystkim, treści historycznych i politycznych. Jej wspaniale wywiady (niektóre oczywiście bardziej, inne mniej interesujące), jej nawoływania na puszczy do rozsądku w sprawach imigracji i islamizacji Europy (które uczyniły ją osobą politycznie niepoprawną i niewygodną, a takie uwielbiam z zasady:)), jej bezkompromisowość w walce o to co uważa za słuszne sprawiło, że kupuję każdą jej książkę. Ta jednak to kompletny niewypał. Nie tylko, że poznaję tu Orianę z jej najpaskudniejszych, ludzkich stron (obeszło by się, nie tego szukam), to w dodatku dziesiątki listów, w których często nie wiadomo o co chodzi, bo zostały przez kogoś według własnego "widzimisię" wyselekcjonowane - zupełnie mnie nie wciągnęło i nie zainteresowało...

Ta książka to najlepszy dowód, że moja nieufność do utworów wydawanych po śmierci autora, których on sam nie zatwierdził do druku, jest jak najbardziej uzasadniona.

Fallaci to, według mnie, najwybitniejsza dziennikarka XX wieku i po jej książki sięgam w poszukiwaniu, przede wszystkim, treści historycznych i politycznych. Jej wspaniale wywiady (niektóre oczywiście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna , słaba powieść Carol Shields. Bohaterowie tak zwyczajni, że aż zęby bolą. Ich perturbacje miłosne nudne jak flaki z olejem i ewidentnie wskazujące, że nie mają pojęcia czego chcą od życia. Do tego rozwlekle opisy różnych zagadnień związanych z syrenami, które są tematem badań głównej bohaterki... Miałam nadzieję, że chociaż skończy się jakoś ciekawie, ale gdzie tam! Happy end - jak na każde kiepskie romansidło przystało...
Robię porządki w biblioteczce czytając zawsze "na wszelki wypadek" wszystko przed wywaleniem, jednak coraz częściej zastanawiam się czy to aby na pewno najlepszy sposób:). Na tę pozycję w każdym razie - na pewno szkoda czasu...

Kolejna , słaba powieść Carol Shields. Bohaterowie tak zwyczajni, że aż zęby bolą. Ich perturbacje miłosne nudne jak flaki z olejem i ewidentnie wskazujące, że nie mają pojęcia czego chcą od życia. Do tego rozwlekle opisy różnych zagadnień związanych z syrenami, które są tematem badań głównej bohaterki... Miałam nadzieję, że chociaż skończy się jakoś ciekawie, ale gdzie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Najlepsze amerykańskie opowiadania kryminalne 2011 Brock Adams, Eric Barnes, Lawrence Block, Harlan Coben, Max Allan Collins, David Corbett, Brendan DuBois, Loren D. Estleman, Beth Ann Fennelly, Ernest J. Finney, Tom Franklin, Ed Gorman, James Grady, Chris F. Holm, Harry Hunsicker, Richard Lange, Joe R. Lansdale, Charles McCarry, Dennis McFadden, Christopher Merkner, Andrew Riconda, S. J. Rozan, Mickey Spillane, Luís Alberto Urrea
Ocena 5,6
Najlepsze amer... Brock Adams, Eric B...

Na półkach:

Od biedy ujdzie. Ukarana za niechlujstwo w sprawdzaniu co kupuję, zamiast opowiadań Harlana Cobena otrzymałam tu utwory osób, których nazwiska nic mi nie mówią. W dodatku opowiadania bardzo przeciętne, choć "selekcjoner" (bo tylko w tej roli Harlan Coben tu wystąpił) zapewniał, że to perełki. Przeczytałam ponieważ akurat potrzebowałam książki na podróż samolotem - takiej, której czytanie mogę przerwać w każdej chwili i nie wracać do niej przez szereg miesięcy niczego nie tracąc - do tego zbiory opowiadań świetnie się nadają. Jeżeli natomiast ktoś sięgnie po ten akurat by spędzić pełne sensacji popołudnie - srogo się rozczaruje...

Od biedy ujdzie. Ukarana za niechlujstwo w sprawdzaniu co kupuję, zamiast opowiadań Harlana Cobena otrzymałam tu utwory osób, których nazwiska nic mi nie mówią. W dodatku opowiadania bardzo przeciętne, choć "selekcjoner" (bo tylko w tej roli Harlan Coben tu wystąpił) zapewniał, że to perełki. Przeczytałam ponieważ akurat potrzebowałam książki na podróż samolotem - takiej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Kocie, mądry monarcho, tajemniczy, skryty -
Czyż nasze smukłe palce, ciężkie od pierścieni
Godne są twojej czarnej i białej słodyczy
i pyszczka z aksamitu i drogich kamieni?

Zwijasz się z dziwnym wdziękiem niby gąsienica,
Stokroć bardziej gorący niż ptak skryty w dłoni.
Twój nos, nagość jedyna w aksamitnych licach,
Jest świeży i wilgotny niby kwiat na błoni.

Choć się mienisz od wstążek, miękki, kolorowy,
Dzikość pręży ci uszy i rozdyma chrapki.
Gdy ścigając grzechotkę zabawiasz się w łowy
I zaciskasz na krążku swe zdobywcze łapki.

W ujarzmionej małości, w tłumionym pomruku
Odzywa się królewskość imć tygrysa - pana
W twych lędźwiach jak sprężyna moc w napiętym łuku
Śpi nieznanych rozkoszy ziemia obiecana...

Dziś wieczór, obojętny na nasze pieszczoty
Przycupnąłeś, w marzeniu pogrążony błogim,
W twych oczach uśmiech Buddy połyskuje złoty
Gdy sobie przypominasz, że sam jesteś bogiem.

["Pour le chat" Delarue-Mardrus, przeł: Włodzimierz Lewik]


Czyż mogłam oprzeć się przytoczeniu tutaj w całości tego cudownego, poświęconego kotu, wiersza? Wiersza, na który nigdy bym się nie natknęła gdyby nie Colette? Zdecydowanie nie! Przeglądając stare zdjęcia Colette natykamy się na kocie pyszczki, ale i kwadratową, sympatyczną mordkę czarnego buldożka Tobiego... Wielbicielki kotów i innej zwierzyny - to nasza pisarka...:)

Ten tom jest inny niż wszystkie - mamy tutaj aż dwie Colette! Jedna to Klaudyna, którą już znamy. Pojawia się jednak epizodycznie, raczej jako obserwator, jednak narratorką i główną bohaterką jest tutaj Anne: kobieta bluszcz. Wsparta na konstrukcji stworzonej przez apodyktycznego małżonka, próbująca się z niej wyzwolić, jednak w rezultacie zagubiona i nie bardzo sama wiedząca czego chce...Tak naprawdę to obraz wielu kobiet z tamtej epoki - prawie ubezwłasnowolnionych przez opresyjnych (o nie, tutaj to słowo to nie nadużycie!) mężczyzn, nie potrafiących znaleźć sobie bez nich miejsca, zagubionych i niesamodzielnych. Sekundujemy bohaterce przez cały ten tom w procesie wyzwalania, lecz czy będzie ono dla nie zbawienne?
Nie zdradzę tajemnicy - proszę sięgnąć po ostatni tom z cyklu pt. "Klaudyna powraca"... Zupełnie nie rozumiem dlaczego został wydany inaczej niż cztery pierwsze - mimo, że napisany dużo później jest przecież zdecydowaną ich kontynuacją, klamrą zamykającą cykl! Znajdziemy tam dalszy ciąg losów naszych bohaterek, które przecież zdążyłyśmy polubić, i który nie jest nam obojętny...

"Kocie, mądry monarcho, tajemniczy, skryty -
Czyż nasze smukłe palce, ciężkie od pierścieni
Godne są twojej czarnej i białej słodyczy
i pyszczka z aksamitu i drogich kamieni?

Zwijasz się z dziwnym wdziękiem niby gąsienica,
Stokroć bardziej gorący niż ptak skryty w dłoni.
Twój nos, nagość jedyna w aksamitnych licach,
Jest świeży i wilgotny niby kwiat na błoni.

Choć się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdecydowanie najciekawszy tom z cyklu. To w nim, podczas pierwszych miesięcy małżeństwa charakter Klaudyny zaczyna się naprawdę formować. Młoda kobieta zaczyna dostrzegać rysy na swoim życiu i choć z początku nie zdaje sobie sprawy jakie są ich przyczyny, to jednak kolejne potknięcia, rozczarowania oraz życiowe eksperymenty (bo jakże inaczej można nazwać jakiś dziwaczny, związek z drugą kobietą, nieoparty na żadnym uczuciu lecz raczej na głupiej dziecięcej ciekawości i żądzach jak u prymitywnego zwierzątka) powodują, że dojrzewa i zaczyna dostrzegać co w życiu naprawdę jest ważne. Zdaje sobie też sprawę z toksyczności otaczających ją ludzi - szkoda tylko że dzieje się to w sposób tak dla niej bolesny! I ten kochający ją Renaud (bo to niewątpliwie jest miłość!), zastępujący równocześnie ojca, nie bardzo potrafiący pogodzić to nowe, czyste uczucie, którego prawdopodobnie zupełnie się nie spodziewał , ze swoją, dawno już zdemoralizowaną, duszą.
Ta część powieści pozostawia nas z Klaudyną dojrzałą, która już wie, że nie wszystkie przyjemności wychodzą na dobre i że czasem niektórych cukierków trzeba sobie odmówić...

Na szczególną uwagę zasługuje bardzo, według mnie, ciekawa postać: Marcel (nie wiem jaki instynkt mu to podszepnął, ale w ekranizacji powieści z 1978 , jej twórca Eduard Molinaro, postać tę obsadził genialnie - dokładnie tak go sobie zawsze wyobrażałam!). Ten śliczny jak obrazek, dobrze wychowany chłopiec pojawia się w tomie drugim i przez wszystkie kolejne występuje prezentując obraz coraz bardziej pogłębiającej się, kompletnej demoralizacji i upadku. To obraz kogoś, kto za sprawą zbytniej swobody i nieodpowiedniego towarzystwa zamienia się , prawie jak Dorian Gray, z eterycznego cudownego młodzieńca w odrażającego męta z najbardziej plugawych zakamarków paryskiego półświatka...

Zdecydowanie najciekawszy tom z cyklu. To w nim, podczas pierwszych miesięcy małżeństwa charakter Klaudyny zaczyna się naprawdę formować. Młoda kobieta zaczyna dostrzegać rysy na swoim życiu i choć z początku nie zdaje sobie sprawy jakie są ich przyczyny, to jednak kolejne potknięcia, rozczarowania oraz życiowe eksperymenty (bo jakże inaczej można nazwać jakiś dziwaczny,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdecydowanie, jak na moje wulkaniczne usposobienie - książka zdecydowanie zbyt "niemrawa". Bohaterowie zwyczajni i szarzy, wątek niby-to-kryminalny słaby. W przeciwieństwie do "Kroniki rytej w kamieniu", która miała jakiś czar, ta książka to niestety kompletne nudy...

Zdecydowanie, jak na moje wulkaniczne usposobienie - książka zdecydowanie zbyt "niemrawa". Bohaterowie zwyczajni i szarzy, wątek niby-to-kryminalny słaby. W przeciwieństwie do "Kroniki rytej w kamieniu", która miała jakiś czar, ta książka to niestety kompletne nudy...

Pokaż mimo to