-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać352
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2024-05-15
2024-05-12
2024-05-06
2024-04-28
Romantasy to, zwłaszcza ostatnimi czasy, bardzo popularny gatunek. Raczej nie mogę powiedzieć, żeby bardzo mnie do niego ciągnęło. Tak, jak czasami lubię sięgnąć po fantastykę, tak wolę, gdy prym wiedzie w niej przygoda. Czy debiut Margaret Rogerson przekonał mnie do opowieści fantasy, gdzie prym wiedzie miłość?
Isobel to siedemnastoletnia malarka. Do jej klientów należą znamienitości zaczarowanego dworu (fair folk, czyli fae/wróżki — chociaż, szczerze mówiąc, postaci te bardziej kojarzyły mi się z elfami z Rivendell). Pewnego dnia do drzwi dziewczyny puka jesienny książę, Rook. Przystojny, wysoki brunet (nie mogło być inaczej, prawda?) o wyniosłej osobowości zamawia obraz i nakazuje odesłanie go na dwór swojego przyjaciela, Gadfly'a. Isobel dodaje dziełu pewien pierwiastek, którego Rook się nie spodziewa. Zagniewany książę porywa więc Isobel do magicznej krainy, gdzie czyha na nich niejedno niebezpieczeństwo.
Przyznaję, że "An Enchantment of Ravens" początkowo mi się podobało. Świat powieści wydawał mi się intrygujący, a postać Isobel sympatyczna. Motyw tworzenia sztuki oraz elementy magiczne miały swój niewątpliwy urok. Szybko jednak zaczęły pojawiać się książkowe, czerwone flagi...
Pierwszą z nich była miłość od pierwszego wejrzenia — nie przepadam za tym motywem, bo trudno mi w niego uwierzyć. Rogerson niestety nie udało mi zmienić o nim zdania. Isobel zdecydowanie za szybko zakochuje się w Rooku, który wydał mi się postacią mocno opryskliwą. Jego osoba nie wywołała we mnie ciepłych uczuć, nie mówiąc już o miłości... Choć Rook zyskał nieco przy bliższym poznaniu, tak jego romans z Isobel był dla mnie mało przekonujący. Zabrakło mi momentów, w których mogłabym poczuć chemię między bohaterami i które sprawiłyby, że kibicowałabym ich związkowi.
Książka ma też spore problemy z tempem. Szybki wstęp, ciągnący się środek przedstawiający podróż bohaterów przez las, szybki rozwój wydarzeń na magicznym dworze i ekspresowe zakończenie. Zabrakło mi w "An Enchantment..." wyważenia akcji. Boli zwłaszcza fakt, że to, co zdecydowanie bardziej zainteresowało mnie od romansu, intrygi członków dworu, zostało opisane krótko, "po łebkach". W rezultacie zakończenie nie należy do szczególnie satysfakcjonujących.
Wady nie znaczą jednak, że jest to książka szczególnie zła. Podobał mi się język Margaret Rogerson — jest dobrze dopasowany do klimatu fantasy. Autorka nie wplata niepasujących, zbyt współczesnych określeń i dialogów (jedynie "shit" mi trochę nie grało) i sięga czasami po nieco archaiczne słownictwo. Momentami bywa też nieco poetycko. Proza Rogerson wyróżnia się pozytywnie pod tym względem na tle innych młodzieżówek.
"An Enchantment of Ravens" można przeczytać bez bólu, głównie dzięki porządnej warstwie językowej. Książka nieźle sprawdza się jako lektura do autobusu i samolotu (przetestowane), gdy różne czynniki odwracają uwagę od nieprzekonującego romansu i średnio poprowadzonej fabuły. Mogło być gorzej, ale mogło też być o wiele lepiej.
Romantasy to, zwłaszcza ostatnimi czasy, bardzo popularny gatunek. Raczej nie mogę powiedzieć, żeby bardzo mnie do niego ciągnęło. Tak, jak czasami lubię sięgnąć po fantastykę, tak wolę, gdy prym wiedzie w niej przygoda. Czy debiut Margaret Rogerson przekonał mnie do opowieści fantasy, gdzie prym wiedzie miłość?
Isobel to siedemnastoletnia malarka. Do jej klientów należą...
2024-04-20
2024-04-18
O twórczości Yukiko Motoyi usłyszałam po raz pierwszy u Azjatyckiej Półki. Wydany w Polsce zbiór opowiadań* autorki przeszedł bez echa — do tego stopnia, że nie miała go nawet moja biblioteka akademicka. Sięgnęłam więc po Motoyę w języku angielskim. Warto zaznaczyć, że "The Lonesome Bodybuilder" (tytuł alternatywny "Picnic in The Storm") zawiera inny wybór tekstów niż polska "Samotna kulturystka" (a także jest od niej o 100 stron dłuższy).
Teksty w zbiorze są dość zróżnicowane. Większość z nich skupia się na kobietach, niektóre jednak przedstawiają losy mężczyzn. Motoya wykorzystuje różne narracje: pierwszo- i trzecioosobową oraz konwencje: realistyczną i surrealistyczną. "The Lonesome Bodybuilder" to w moich oczach bardzo nierówny zbiór. Znalazłam w nim teksty, które mi się podobały (zwłaszcza tytułowy), jak i te, które do mnie nie trafiły.
Przede wszystkim doceniam tematykę poruszoną przez autorkę. Motoya zwraca uwagę na problemy w związkach międzyludzkich, zwłaszcza na rolę kobiet — w romantycznej relacji oraz w społeczeństwie. Co ważne kobiety nie są u Motoyi sprowadzone jedynie do roli ofiary. Nierzadko potrafią walczyć o swoje lub, chociaż wewnętrznie, kwestionować utarte schematy. Niekiedy one same też stają się oprawcami.
Niestety, mam z częścią opowiadań pewien problem. Niektóre teksty są najzwyczajniej w świecie za długie (jak zwycięzca nagrody Akutagawy "An Exotic Marriage"). Bywały momenty, gdy dawno domyśliłam się przesłania danej historii, a ona trwała, nie wnosząc niczego nowego. Często powtarzam, że zwięzłość to niedoceniana cnota — niektóre teksty Motoyi niestety jej nie posiadają.
Finalnie, moje uczucia są mieszane. Wydawca zaprezentował w zbiorze zarówno teksty, które do mnie trafiły, jak i takie, od których kompletnie się odbiłam i mocno się przy nich zmęczyłam (te niestety przeważają). Do mojej wrażliwości zdecydowanie bardziej przemówiły krótsze, nieco bardziej bliskie rzeczywistości historie.
*Książka ukazała się w Polsce w 2020. roku nakładem Wydawnictwa Dialog.
cw: motyw k*zirodztwa w jednym z opowiadań
O twórczości Yukiko Motoyi usłyszałam po raz pierwszy u Azjatyckiej Półki. Wydany w Polsce zbiór opowiadań* autorki przeszedł bez echa — do tego stopnia, że nie miała go nawet moja biblioteka akademicka. Sięgnęłam więc po Motoyę w języku angielskim. Warto zaznaczyć, że "The Lonesome Bodybuilder" (tytuł alternatywny "Picnic in The Storm") zawiera inny wybór tekstów niż...
więcej Pokaż mimo to