Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Zbiór porad na życie, radzenie sobie z problemami, ustalanie hierarchii wartości, ogólnie zmienianie całego procesu myśleniowego człowieka i postrzeganie świata. Nie podoba mi się jednak forma, w jakiej zostało to napisane, jakby dekalog.
7.5/10

Zbiór porad na życie, radzenie sobie z problemami, ustalanie hierarchii wartości, ogólnie zmienianie całego procesu myśleniowego człowieka i postrzeganie świata. Nie podoba mi się jednak forma, w jakiej zostało to napisane, jakby dekalog.
7.5/10

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytane w ramach studiów, ale moją opinię o treści ów dzieła zostawię dla siebie.

Przeczytane w ramach studiów, ale moją opinię o treści ów dzieła zostawię dla siebie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna książka przeczytana w ramach moich studiów, wystawiam jej tak dobrą ocenę, bo napisałam na jej temat pracę zaliczeniową i zdałam ją.
Przystępny język, zrozumiałe przypisy, ilustracje wysokiej jakości. Treść, mimo że nie moje klimaty, to bardzo mnie zaciekawiła. Można zobaczyć jaka była mentalność ludzi z tamtego okresu i jakie cechy uważali za wartościowe. Są też wzmianki o władcach historycznych.
7.5/10

Kolejna książka przeczytana w ramach moich studiów, wystawiam jej tak dobrą ocenę, bo napisałam na jej temat pracę zaliczeniową i zdałam ją.
Przystępny język, zrozumiałe przypisy, ilustracje wysokiej jakości. Treść, mimo że nie moje klimaty, to bardzo mnie zaciekawiła. Można zobaczyć jaka była mentalność ludzi z tamtego okresu i jakie cechy uważali za wartościowe. Są też...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trochę mi się ciągnęła, ale jedną z głównych przyczyn jest to, że na początku słuchałam jej w formie audiobooka w wykonaniu Jerzego Radziwiłowicza, a ja tak mam, że audiobooki często mi się ciągną. Tym bardziej że całość trwała 12 godzin. Jeśli ktoś ma czas, to jak najbardziej polecam. Głos Pana Jerzego idealnie pasował do tego ponurego świata. Część 3 (bo książka podzielona jest na 3 części) przeczytałam w formie fizycznej i zajęło mi to nieco ponad 2 godziny.
Ta książka nie zawiera niemalże w ogóle akcji. Cała jej treść skupia się głównie na świecie przedstawionym i ustroju politycznym tam panującym. Narracja to długie przemyślenia głównego bohatera, ale bystrego. Lektura jest bardzo spokojna, choć nie byłam znudzona nią. Jestem pod wrażeniem, jak starannie autor nakreślił i przedstawił realia tego przygnębiającego świata książkowego. Przewidział także, że w przyszłości przez swojego rodzaju „teleekrany” rząd będzie szpiegował ludzi.
Aby zdobyć władzę bezwzględną, trzeba ogłupić ludzi. Wyprać im mózgi.
Jako studentka filologii polskiej zaimponował mi pomysł ze zmianą języka; wprowadzenie tak zwanej „nowomowy”. Przyczyną była chęć zmiany/wymazania przeszłości i kontrolowanie tego, co mówią obywatele. Autor podkreślił tym, jak ważna jest wolność słowa, oraz własny język, gdyż niesie ze sobą całą etymologię i nacechowanie wyrazów.

„Opowiedział im wszystko, co o niej wiedział [...]. A jednak w tym sensie, w jakim użył tego słowa, nie zdradził jej. Nie przestał jej kochać, wciąż darzył ją takim samym uczuciem.”

7/10

Trochę mi się ciągnęła, ale jedną z głównych przyczyn jest to, że na początku słuchałam jej w formie audiobooka w wykonaniu Jerzego Radziwiłowicza, a ja tak mam, że audiobooki często mi się ciągną. Tym bardziej że całość trwała 12 godzin. Jeśli ktoś ma czas, to jak najbardziej polecam. Głos Pana Jerzego idealnie pasował do tego ponurego świata. Część 3 (bo książka...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Highschool of the Dead tom 1 Daisuke Sato, Shouji Sato
Ocena 6,4
Highschool of ... Daisuke Sato, Shouj...

Na półkach:

Świetna manga w tematyce zombie, a w połączeniu z miejscem akcji, jakim jest japońskie liceum wypada to naprawdę klimatycznie. Początek wydaje się mocno naiwny, jakby fantazja nastoletniego, nieszczęśliwie zauroczonego chłopaka: „Wyobrażę sobie, że szkołę atakuje zombie i wyciągam ją z klasy w środku lekcji, ratując ją.” Założę się, że tak też powstał pomysł na tę fabułę - autor w czasach wyobrażał sobie, jak to ratuje damę z opresji.
Akcja od samego początku, dużo napięcia i emocji, a bohaterowie nie są miękkimi kluchami. Przyjemnie się to czytało, jeśli chodzi o fabułę.
Natomiast jeśli chodzi o naturę czysto techniczną tej mangi - nie wiem, czy to polskie wydawnictwo wprowadziło taką decyzję, czy też w innych wersjach językowych też tak jest, ale te teksty są tak rozciągnięte, że musiałam na początku przyzwyczaić oczy. Czcionka jest rozciągnięta wzdłuż, przez to litery były nienaturalnie wąskie. Podobno już nie wydają tej mangi po polsku, nie zdziwię się, jeśli to przez tę czcionkę.
Śmiać mi się też chciało, ilekroć widziałam anatomię jednej z postaci - pielęgniarki szkolnej. Rysownik zrobił jej piersi niczym wymiona krowy. Miały nawet taki kształt. Niby wiem, że to ecchi, ale ohyda. Przesadził.
Poza tym nie było za dużo innych elementów ecchi (styl projektowania postaci kobiecych, przeseksualizowywanie ich, ukazywanie ich w kusych stylizacjach, a nawet bez). I dobrze.
7.5/10

Świetna manga w tematyce zombie, a w połączeniu z miejscem akcji, jakim jest japońskie liceum wypada to naprawdę klimatycznie. Początek wydaje się mocno naiwny, jakby fantazja nastoletniego, nieszczęśliwie zauroczonego chłopaka: „Wyobrażę sobie, że szkołę atakuje zombie i wyciągam ją z klasy w środku lekcji, ratując ją.” Założę się, że tak też powstał pomysł na tę fabułę -...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Highschool DxD 2 Ichiei Ishibumi, Hiroji Mishima
Ocena 7,9
Highschool DxD 2 Ichiei Ishibumi, Hi...

Na półkach:

Ot przeciętna manga z wątkami religijno-demonicznymi oraz z kobiecymi cyckami i majtkami na czele. Nawet nie czytałam pierwszego tomu, bo nie trzeba. Umówmy się, ktoś kto sięga po takie tytuły, jest nastawiony na fabułę?
Może bym oceniła wyżej, gdyby nie pedofilia (seksualizacja niepełnoletnich dziewczynek, Asia jest niepełnoletnia).
Są też błędy, np. str. 127 "Nie dam rady tego dłużej słychać, szefowo."
Tak samo jak ja nie dam rady dłużej 𝘱𝘢𝘵𝘳𝘻𝘺ć na tę średniawkę.
3.5/10

Ot przeciętna manga z wątkami religijno-demonicznymi oraz z kobiecymi cyckami i majtkami na czele. Nawet nie czytałam pierwszego tomu, bo nie trzeba. Umówmy się, ktoś kto sięga po takie tytuły, jest nastawiony na fabułę?
Może bym oceniła wyżej, gdyby nie pedofilia (seksualizacja niepełnoletnich dziewczynek, Asia jest niepełnoletnia).
Są też błędy, np. str. 127 "Nie dam rady...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z polecenia koleżanki. Chyba muszę przestać się jej słuchać...
Już od pierwszej strony ta książka mnie nie przekonywała. Nic nie jest wyjaśnione czytelnikowi; co to jest za świat, jaki to jest czas i co zrobiła główna bohaterka - Julia (choć w oryginale Juliette bardziej mi się podoba, ale z tego co widziałam, późniejsze polskie wydania mają to imię w oryginale). Czytelnik sam to musi wydedukować z chaotycznych i wypełnionych przewrażliwieniem przemyśleń, które tak naprawdę nic nie wyjaśniają. Czułam się, jakbym czytała jakąś zabałaganioną kontynuację, albo fanfiction. Jakby coś mnie ominęło, bo Juliette nie wspomina nic z przeszłości, a przedstawia swoją spersonalizowaną konkluzję z tych wydarzeń. Płacze, że rodzice ją porzucili, ale czytelnik nie wie, w jaki dokładnie sposób to zrobili, kiedy i dlaczego.
Co w ogóle znaczą to poprzekreślanie słowa („N̶i̶e̶ ̶j̶e̶s̶t̶e̶m̶ ̶s̶z̶a̶l̶o̶n̶a̶.”)? Te liczne powtórzenia bez zachowanych zasad interpunkcji („Widzę trupy trupy trupy [...]”), jakby denerwujące jąkanie się? Rozdzielanie zdania na kilka akapitów?

„2-krotne
pukanie
do drzwi i oboje zrywamy się na nogi [...]”

Gdybym tylko mogła, wstawiłabym zdjęcia stron, bo boję się, że ktoś, kto to czyta, nie uwierzy mi, że podjęto tak dziwne decyzje przy powstawaniu tej książki. Przepisując cytaty, aż świerzbi moje palce, by napisać te zdania poprawnie, ale na błędy poświecę specjalny akapit poniżej.
Przejdę do fabuły. Wątek, że rzekomo dotyk Juliette zabija - dowiedziałam się o tym z okładki książki i w przemyśleniach Juliette też gdzieniegdzie to padało, a nawet, że jest morderczynią, ale nie miałam na to żadnego potwierdzenia. Byłam przekonana przez 1/5 lektury, że Juliette sobie to zabijanie dotykiem po prostu wmówiła. Nie mam powodu, by wierzyć chorej psychicznie nastolatce. Czytam książkę i nic nie wiem o realiach w niej, znam tylko perspektywę laski, która ma ewidentnie problemy ze sobą. W końcu - kto by nie był, gdyby się go odizolowało od świata w młodym wieku, ale po co robić z takiej postaci narratora? Nie pasuje mi ta narracja rodem z fanfiction na Wattpadzie autorstwa ambitnej 13-latki przeplatana próbą poezji. W internecie doszukałam się nawet teorii, że „Dotyk Julii” w oryginale był fanfiction, ale nie znalazłam ku temu potwierdzenia. Naprawdę nie wiem, jak to określić, więc przytoczę kilka słów:

„Teraz już wiem, że naukowcy się mylą.
Ziemia jest płaska.
Wiem to, ponieważ zepchnięto mnie z jej krawędzi, choć przez 17 lat próbowałam się jej trzymać. Próbowałam wspiąć się z powrotem, ale pokonanie grawitacji graniczy z cudem, kiedy nikt nie chce podać ci ręki.”
„Nienawiść wygląda tak niepozornie, dopóki się nie uśmiechnie. Dopóki nie obróci się i nie skłamie, a jej usta i zęby nie nabiorą cech czegoś zbyt biernego, żeby zadać mu cios pięścią.”

This is so deep. Jak to określił mój kolega, głębsze niż rów mariacki. A tak na poważnie - jak mam traktować książkę z taką narracją na poważnie?
Juliette skarży się na początku, że do nikogo się nie odzywała przez ileś tam dni, dostaje współwięźnia, Adama (dalej nie wiadomo, gdzie konkretnie jest uwięziona i za co) i zamiast z nim po ludzku porozmawiać, robi jakieś dziwne podchody.

„- Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać? Cały dzień siedzisz w kącie, piszesz w swoim notesie i patrzysz na wszystko, tylko nie na moją twarz. Masz tak dużo do powiedzenia kartce papieru, a nie zauważasz mojej obecności, chociaż jestem obok ciebie. Julio, proszę...
[...]
- Nie znasz mnie - mój głos jest spokojny, bezbarwny, moje kończyny bez czucia, jak amputowane. - Od dwóch tygodni dzielimy celę, a ty sobie myślisz, że mnie znasz, ale tak naprawdę nic o mnie nie wiesz. Może jestem szalona.
- Nie jesteś - mówi przez zaciśnięte zęby. - W i e s z, że nie jesteś.
- Więc może ty - mówię ostrożnie, powoli. - Bo jedno z nas jest.
- Nieprawda...
[...]
- Możesz ze mną rozmawiać. Tylko mnie nie dotykaj.
7 sekund ciszy włącza się do rozmowy.
- Może ja chcę cię dotykać.”

Co to jest w ogóle za dialog? Dwie osoby nie znają się, ale jedna drugiej, a to zarzuca szaleństwo, a to twierdzi, że nie jest szalona, potem randomowo jedna chce na siłę dotknąć drugą... Nie wiem kompletnie, jak można napisać tak popaprane dialogi, z których - podobnie jak z przemyśleń głównej bohaterki - nic nie wynika.
Durnych dialogów nie koniec. Następnie Juliette rozmawia z niejakim Warnerem, który wydaje się mieć jakąś władzę, nie wiadomo, jaką konkretnie. Nie wiadomo też, o co tam dokładnie chodzi, ale facet ją zmusza do współpracy i napastuje ją:

„Jednym palcem unosi mój podbródek.
- Poza tym szkoda byłoby takiej ładnej buzi.
[...]
- Nie szarp się, kochanie. Tylko utrudnisz sobie życie.”
„-Jesteś tak bardzo apetyczna, kiedy się złościsz.
- To pech, bo dla twojego podniebienia jestem trująca. - Aż drżę z obrzydzenia.
- To tylko detal, który dodaje całej grze uroku.
- Jesteś chory, bardzo chory..."
„[...] jesteś bardzo niegrzeczną dziewczynką.”

Oh, give me a break. Cliché do bólu. Poza tym, skoro mogą myć tylko raz na jakiś czas i mają na to jedynie dwie minuty, a dyspozycji resztki mydła z odpływu (nie mają nawet ręczników), to musi być cholernie zaniedbana i śmierdząca. O goleniu się - nie wspominając. Jak mogłaby się w takim stanie komukolwiek spodobać? Chociaż, co kto lubi...
Relacje w tej książce są budowane na obsesyjnej potrzebie ciągłego dotykania się i cringe'owych dialogach romansowych. Adamowi odbiło, zrobił się jeszcze bardziej nachalny i dotykał ją ciągle. Warner na początku straszył Juliette i znęcał się nad nią psychicznie, a potem też mu odbiło i próbował ją zdobyć na najbardziej popaprane, creepy sposoby - co było po prostu absurdalne po tym, jak ją traktował na początku. Denerwowało mnie to. To wszystkie było takie sztuczne. Juliette też jest głupia, bo mimo że obydwaj ją oszukali nieraz, to i tak ją do nich ciągnie. Molestują ją, a ona nie ma nic przeciwko.

Na błędy językowe poświęcam specjalny akapit:
- Liczne powtórzenia bez zastosowanej interpunkcji, ale to zostawię, bo najwidoczniej był to zabieg celowy (gdyż pojawiał się nagminnie), jak w pierwszej części tego zdania: „Widzę trupy trupy trupy i czerwień i purpurę i rdzę i wtarty w ziemię najintensywniejszy odcień ulubionej szminki mojej matki.” - pod koniec zdania, jak jest już najzwyklejsze w świecie wymienianie odcieni barw, nie rozumiem, dlaczego nie zastosowano interpunkcji? Tak samo: „Studiowałam swoje dłonie tak dokładnie, że znam każdy guz skaleczenie siniak znaczące skórę.” - co to za wymienianie wyrazów bez przecinków między nimi?; inny cytat dla porównania: „Pamiętam listonoszy, biblioteki, boysbandy, balony i choinki na Boże Narodzenie.” - tu już przy wymienianiu jest interpunkcja zastosowana. Dlaczego?;
- Kolejne braki interpunkcji, ale tu już błąd bardziej rażący, bo występuje tu zdanie nadrzędne i podrzędne: "Musi mieć przecież matkę ojca kogoś, kto je kocha to dziecko to dziecko to dziecko które z przerażeniem stawia kolejne kroki.";

„Jego ciężar przywiera do mnie, naciska od góry nieskończoną ilość receptorów zakończeń nerwowych w moim ciele jego prawa dłoń na moim karku lewa dłoń mnie przyciąga jego usta opadają na moją sukienkę nie rozumiem po co mi w ogóle jakieś ubranie jestem cumulonimbusem grzmotem błyskawicą groźbą łez którymi mogę wybuchnąć w pierwszym niesprzyjającym momencie.”

- jeśli już pozbywamy się przecinków w celach artystycznych, poezji, czy jakichkolwiek, to chociaż zróbmy to sumiennie i usuńmy wszystkie. Po co zostawiono ten przecinek między mnie a naciska?;
Zwykłe, tanie romansidło, które nic nie zrealizowało porządnie. Nawet jako romansidło się nie sprawdza, bo ani to romantyczne, ani chociażby seksowne. Bohaterowie nie umieją się ze sobą komunikować. Ciągle ktoś ma przed główną bohaterką sekrety i niedomówienia. Nawet postacie trzecioplanowe, te, które miałby być profesjonalistami, medycy, oni też nic nie umieją.

Co mogę napisać pozytywnego o tej książce? Fabuła całkiem wciąga, ale przy tym morzu męki, które trzeba przepłynąć, to nie jest to żadna przyjemność. Już lepiej sobie przystawić rurę od odkurzacza do gałek ocznych i odpalić. Gdy wciągnie mózg - efekt będzie ten sam, co czytanie tego badziewia.

1.5/10

Z polecenia koleżanki. Chyba muszę przestać się jej słuchać...
Już od pierwszej strony ta książka mnie nie przekonywała. Nic nie jest wyjaśnione czytelnikowi; co to jest za świat, jaki to jest czas i co zrobiła główna bohaterka - Julia (choć w oryginale Juliette bardziej mi się podoba, ale z tego co widziałam, późniejsze polskie wydania mają to imię w oryginale). Czytelnik...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Długo wzbraniałam się przed przeczytaniem tej książki, nie chciałam jej, ale dostałam ją w prezencie. Nie interesują mnie książki polityczne i rzadko kiedy reportaże. A jednak tydzień temu w końcu ją otworzyłam i okazała się kompletnie inna, niż się tego spodziewałam. To nie są tylko suche fakty z polskiej polityki, ale głównie historie z życia wzięte. Prawdziwi ludzie i prawdziwe uczucia, często ból, ale też miłość, nadzieja. Tak dużo skrajnych emocji, a tak kompozycyjnie się to wszystko ułożyło. Do tego wypowiada się nawet jeden z polityków, który o tych obostrzeniach zadecydował, a także ksiądz i kilku specjalistów.
Ukazuje paradoksalność polskiego prawa, gdzie kobiety są skazywane na rodzenie chorych dzieci, ale nie szkoli się odpowiednio personelu medycznego do postępowania z takimi kobietami. Ukrywają przed nimi fakty o ich zagrożonych ciążach (np. że wadliwy płód zagnieździł się w taki sposób, że kobiecie grozi pęknięcie macicy), nie przekierowują ich do specjalistycznych hospicjów, a przede wszystkim nie umieją odpowiednio dobrać słów, jakby nie mieli w ogóle empatii wobec tych kobiet w ciężkich chwilach.
To właśnie z tej książki dowiedziałam się o istnieniu hospicjów perinatalnych. Przed tą lekturą bałam się ciąży z wadami płodu i brałam aborcję pod uwagę w niemalże każdym przypadku. Teraz jakby boję się mniej, a w mojej głowie zrodziło się więcej scenariuszy, gdzie bym ten płód donosiła. Oczywiście, to wszystko to tylko gdybania i tak naprawdę nie da się wyobrazić, co czuje kobieta ze świadomością, że jest w niej umierający embrion, który miał kiedyś być ich wymarzonym dzieckiem. Tym bardziej, że sama w ciąży nigdy nie byłam.
Z punktu widzenia studentki filologii polskiej zainteresowała mnie także rozmowa odnośnie używanego języka przez obie strony konfliktu, gdzie ukazano, jak samym doborem słów można manipulować ludźmi.
Nie podobało mi się, że objaśnienia do przypisów były na samym końcu, a nie na dole stron.

„On się urodził, położyli mi go na brzuchu i on sobie gaworzył. On opowiadał coś pięknego. I to wszystko, co przeszliśmy, było warte tej chwili.”

„Jaki jest sens cierpienia?
[...] Jeśli miałbym podjąć jakąś próbę odpowiedzi na pani pytanie, to ośmielę się powiedzieć, ze jednym z sensów cierpienia jest nauka pokory, zdobywanie świadomości tego, że nie jesteśmy samowystarczalni, że możemy być słabi.”

Długo wzbraniałam się przed przeczytaniem tej książki, nie chciałam jej, ale dostałam ją w prezencie. Nie interesują mnie książki polityczne i rzadko kiedy reportaże. A jednak tydzień temu w końcu ją otworzyłam i okazała się kompletnie inna, niż się tego spodziewałam. To nie są tylko suche fakty z polskiej polityki, ale głównie historie z życia wzięte. Prawdziwi ludzie i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klasyk. Pierwszy tom wypada głupkowato; niepoważnie na tle tego, co się dzieje w dalszych etapach serii. Nie jestem fanką, nigdy nie zapoznałam się z całością, ale mam pojęcie mniej-więcej o niektórych wątkach. Gdybym nie wiedziała, co się będzie działo dalej, wątpię, bym po tą pozycję w ogóle sięgała.
Bynajmniej czytało się przyjemnie, miejscami zabawnie i jest to pierwsza manga, którą przeczytałam po angielsku.
6,5/10
EDIT: Jestem zachwycona faktem, że pierwszy i ostatni tom noszą taki sam tytuł.

Klasyk. Pierwszy tom wypada głupkowato; niepoważnie na tle tego, co się dzieje w dalszych etapach serii. Nie jestem fanką, nigdy nie zapoznałam się z całością, ale mam pojęcie mniej-więcej o niektórych wątkach. Gdybym nie wiedziała, co się będzie działo dalej, wątpię, bym po tą pozycję w ogóle sięgała.
Bynajmniej czytało się przyjemnie, miejscami zabawnie i jest to pierwsza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po drugą część sięgnęłam tylko dlatego, że dostałam ją od lubimyczytac.pl za wygraną w konkursie.
Językowo lepsza od poprzedniej, nie ma też aż tak rażącego uprzedmiatawiania kobiet, chyba że akurat było to ważne dla fabuły. Sama fabuła za to gorsza od poprzedniej. Wszystko było do przewidzenia, brak stałego tempa, a koniec mnie nie usatysfakcjonował. Te dzieci Luty to, zamiast z wiekiem zmądrzeć, bo od poprzedniego tomu był tam jakiś odstęp czasowy, to dostały małpiego rozumu. Są także - podobnie jak w poprzednim tomie - błędy takie jak:
Podwójna kropka na końcu zdania, błędne sformułowania - czyli bez zastosowanej odpowiedniej przynależności kategorialnej, brak enteru w poniższym dialogu:

„- Brzmi pysznie... - mruknęła.
- Przypominam, że to był twój pomysł. - Borys posłał jej szelmowskie spojrzenie. - Ale szybko się pod nim podpisałeś...
- Bo mi się podoba. Ściągnąć wszystkich złoli na zaparkowaną w fiordzie platformę wiertniczą podczas sztormu dziesięciolecia? Hmm... - Teatralnie podrapał się po brodzie.”

Pomiędzy „spojrzenie. - Ale” na pewno powinien być enter, bo tak to nie wiadomo kto do kogo mówi, a w tym momencie są tylko dwie postacie.
Na koniec zwrócę uwagę na to, że okładka się po prostu sypie. Zarówno w pierwszym jak i drugim tomie białe napisy mają jakąś dodatkową warstwę, która mimo dbania i prawidłowego przechowywania książki, schodzi drobnymi płatkami jak łupież.
Autor zapowiedział kolejny tom. Nie wiem, czy już powstał, nawet nie chcę wiedzieć, bo tu kończy się moja przygoda z tą serią.
4/10

Po drugą część sięgnęłam tylko dlatego, że dostałam ją od lubimyczytac.pl za wygraną w konkursie.
Językowo lepsza od poprzedniej, nie ma też aż tak rażącego uprzedmiatawiania kobiet, chyba że akurat było to ważne dla fabuły. Sama fabuła za to gorsza od poprzedniej. Wszystko było do przewidzenia, brak stałego tempa, a koniec mnie nie usatysfakcjonował. Te dzieci Luty to,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka, która masowo ukazywała mi się na serwisie lubimyczytać. Już po samym tytule i okładce można się domyślić, że będzie o matce mszczącej się na oprawcach swojego dziecka. Taki jest główny wątek - Lutosława Karabina (tak, ta postać naprawdę tak się nazywa) próbuje dorwać sprawców porwania jej córeczki, lecz jest to zadanie dodatkowo utrudnione, gdyż zostają w to wmieszane zorganizowane, międzynarodowe grupy przestępcze. Fabularnie niezła, dużo zwrotów akcji i dużo się dzieje. Poza Lutą zostało rozwiniętych kilka innych, ciekawych postaci, także na brak wątków nie narzekam. Narzekam za to w pierwszej kolejności na język. Doskonale rozumiem, że historia dzieje się z perspektywy w dużej mierze zbirów, twardej babki z męskiego świata i „nikomu nieznanego moczymordy żyjącego traumą z przeszłości”. Tak zwane cudze słowo w narracji. Niestety, moim zdaniem zabieg ten został przesadzony do takiego stopnia, że nie brałam tej książki do końca poważnie.
Nie dość, że zdania były prostackie, to jeszcze niepoprawne, oto przykład:

„Niestety Klama był też głupi i chciwy i pomimo że jak na człowieka w jego wieku na dilerce kasował naprawdę pieniądze, pewnego dnia wpadł na pomysł, aby sobie dorobić i otrzymywane od dostawców porcje narkotyków zaczął potajemnie miksować z wszelakiego rodzaju innymi substancjami, generalnie zaś rozcieńczać, osłabiając ich działanie, przez co poważnie nadwyrężył zaufanie i renomę szefów.”

To jest 57 słów w jednym zdaniu, w którym brakuje co najmniej dwóch przecinków. Poza tym nie podoba mi się określenie kasować naprawdę pieniądze, oraz użycie słowa generalnie w tym kontekście - wolałabym sformułowanie najprościej mówiąc.
Kolejnym powodem, dla którego nie mogłam brać tej pozycji na poważnie, była chamska seksualizacja kobiecych postaci. Każda kobieca postać musiała już w pierwszych zdaniach po tym, jak się pojawiła, mieć opisany rozmiar biustu, na przykład: „[...] licytowała Magda, biuściasta brunetka w okularach.” i to jest wszystko, co o tej Magdzie wiemy; kolejny opis, tym razem przyjaciółki Luty „Drobna, szczupła blondynka o niebieskich oczach i wydatnym biuście, zwykle uśmiechnięta i bardzo pomocna.”, gdzie jest 9 słów opisujących jej ciało, a 2 osobowość. Jako bonus dorzucę to zdanie:

„Pewnego letniego wieczoru Emil, prowadząc swoje sportowe audi S3, zagapił się na seksowną spacerowiczkę i wjechał w tyłek starego opla vectry.” - ah, te seksowne spacerowiczki...

Jak postać kobieca nie miała dużego biustu, to musiała - oczywiście - mieć duży, zgrabny tyłek, jak tytułowa Lutosława. Z mniej pobocznych kobiecych postaci to tylko Krystyna, matka Lutosławy nie doczekała się opisu ciała. Zapewne przez to, że była jedyną wiekową postacią kobiecą w tej książce. Jak kobieta jest trochę dojrzalsza, to już nie może być seksowna?
Wystarczy tego uprzedmiatawiania kobiet, skupmy się bardziej na głównej bohaterce i tym, co innego ma do zaoferowania poza dużym tyłkiem. Prócz córki ma jeszcze synka, nie pamiętam dokładnie jego wieku, jakoś 8-10 lat. To jeszcze dziecko i gdy płakał po porwaniu swojej siostry. Matka - zamiast go jakoś wesprzeć umiejętniej, zapewnić, że to nie jego wina, że ma prawo się wypłakać - nakazała, że musi być silny. To wszystko. Chłopaki nie płaczą, prawda? Otóż płaczą i absolutnie nie popieram takiego wychowywania dzieci. Chłopczyk przeżywa prawdziwy dramat i ma być silny po utraceniu swojej siostry? Okazywanie emocji to brak siły?
Jest też moment, gdy syn powiedział do matki, by zabiła sprawcę porwania i nazwał go chujem, a ona nie naprostowała go jakkolwiek. Poza tym ten syn cały czas siedział na tablecie. Tego też nie popieram. Lutosława pracuje gdzieś w Norwegii na co dzień, przyjeżdża i porywają jej córkę, a syn to Ipad kid. Matka na medal.
W zakończeniu jest jeden ogromny zwrot akcji, nie będę pisała, o co konkretnie chodzi, ale nie rozumiem, dlaczego skoro Lutosława dotychczas była taka mściwa, przykładała noże i podpinała agregat do jąder każdemu, kto stanął jej na drodze, dla TEJ JEDNEJ osoby była taka litościwa? Nic mu kompletnie nie zrobiła, nie rozumiem tego. Czyżby takie było motto tej brutalnej książki, przebaczaj innym?
5/10
EDIT: Na koniec zwrócę uwagę na to, że okładka się po prostu sypie. Zarówno w pierwszym jak i drugim tomie białe napisy mają jakąś dodatkową warstwę, która mimo dbania i prawidłowego przechowywania książki, schodzi drobnymi płatkami jak łupież.

Książka, która masowo ukazywała mi się na serwisie lubimyczytać. Już po samym tytule i okładce można się domyślić, że będzie o matce mszczącej się na oprawcach swojego dziecka. Taki jest główny wątek - Lutosława Karabina (tak, ta postać naprawdę tak się nazywa) próbuje dorwać sprawców porwania jej córeczki, lecz jest to zadanie dodatkowo utrudnione, gdyż zostają w to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna lektura z czasów szkolnych, z którą ponownie zmierzyłam się na studiach. Orientacyjnie wrzucam to na półkę z 2018 rokiem. Temat prosty - pamiętaj, że umrzesz - a jednak zawsze wywiera na mnie wrażenie. Przygnębiający tekst, ale jakże rzeczywisty.

„Gdzie ma siła, ma robota?
Głupiem robił po ty lata:
Ośm miar płotna, siedm stop w grobie,
Tom tyło wyrobił sobie.”

Kolejna lektura z czasów szkolnych, z którą ponownie zmierzyłam się na studiach. Orientacyjnie wrzucam to na półkę z 2018 rokiem. Temat prosty - pamiętaj, że umrzesz - a jednak zawsze wywiera na mnie wrażenie. Przygnębiający tekst, ale jakże rzeczywisty.

„Gdzie ma siła, ma robota?
Głupiem robił po ty lata:
Ośm miar płotna, siedm stop w grobie,
Tom tyło wyrobił sobie.”

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardziej kojarzę po podtytule „Tęskność na wiosnę”. Miałam to w którymś z podręczników do języka polskiego w szkole. Dziś przeczytałam ponownie i stwierdzam, że to przyjemny, prosty utwór.
Orientacyjnie wrzucam to na półkę z 2018 rokiem.

Bardziej kojarzę po podtytule „Tęskność na wiosnę”. Miałam to w którymś z podręczników do języka polskiego w szkole. Dziś przeczytałam ponownie i stwierdzam, że to przyjemny, prosty utwór.
Orientacyjnie wrzucam to na półkę z 2018 rokiem.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Polecam obejrzeć film w reżyserii Piotra Cieplaka z otwartym tekstem książki obok. O wiele przyjemniejsza lektura, a nawet się zaśmiałam kilka razy.
Mój ulubiony moment to gdy Jezus robi, za przeproszeniem, rozpierduchę w piekle XD

5,5/10

Polecam obejrzeć film w reżyserii Piotra Cieplaka z otwartym tekstem książki obok. O wiele przyjemniejsza lektura, a nawet się zaśmiałam kilka razy.
Mój ulubiony moment to gdy Jezus robi, za przeproszeniem, rozpierduchę w piekle XD

5,5/10

Pokaż mimo to


Na półkach:

Miałam dwa podejścia do tego Harlequina. Nie pamiętam dlaczego, pewnie mnie nie zainteresował.
Dla kontekstu przytoczę krótko wątek przewodni w dwóch zdaniach: Kate jako nastolatka zaszła w ciążę za sprawą Jossa, ale usłyszała od jego gospodyni, że rzekomo on ma rodzinę i nie chce jej widzieć. Ta - zamiast to jakkolwiek zweryfikować - daje sobie spokój i wychowuje córeczkę sama, nic mu o tym nie mówiąc, aż 20 lat później spotykają się przypadkiem na ślubie tej córeczki.
Po pierwsze, jakkolwiek głupia i młoda nie była, nie przeszło przez jej myśl, albo jej rodzinie, by spróbować go odnaleźć? Nawet gdy usłyszała takie okropne wieści od tej gosposi, to i tak mogła się z nim skontaktować, chociażby po to, by go ochrzanić. On przynajmniej podjechał pod adres jej ciotki, ale bezskutecznie. Chociaż próbował...
Drugi absurd, to gdy w 3 rozdziale Joss włamał się do jej domu przez okno weneckie, gdy ona spała na biurku (zupełnie jak w "Pięćdziesięciu twarzach Greya"). Zaraz po tym odbyli pierwszą rozmowę od tych kilkudziesięciu lat. Jakie pytanie zadać byłej kochance, po tak długim czasie niewidywania się? Jak się masz? Jak zdrowie? Nie, o to pytanie Jossa:

„- Czy masz w domu jakiś alkohol?
Z zamkniętymi oczami pokręciła głową.
- Nie potrzebuję nic takiego.
- Nie, ale na pewno potrzebujesz czegoś dobrego do zjedzenia - powiedział chropawym głosem. - Naprawdę, Kate, jesteś chuda jak szczapa.”

Podkreślę to jeszcze raz, rozmawiają ze sobą pierwszy raz od kilkudziesięciu lat i co robi? Obraża ją, że „jest chuda jak szkapa”. Mało tego, logiczniejszym byłoby zaproponowanie jedzenia - on w pierwszej kolejności proponuje alkohol. Dlaczego???
Za drugą ich rozmową Joss też się nie popisał. Usłyszał końcówkę rozmowy Kate z innym facetem i próbował dociec za wszelką cenę, o czym rozmawiali, bo jego ego ubzdurało sobie, że na pewno o nim. Co za irytujacy typ.
Rozpiszę się za to o kolejnym jego red flagu, mianowicie kiedy Kate przyjechała do niego później, niż się umawiali, miał agresywne, przemocowe reakcje. Nawet nie byli jeszcze razem, choć to też nie byłaby wymówka dla tego ataku.

„Zanim zrozumiała, co się dzieje, wziął ją za ramiona i prawie uniósł nad ziemią, potrząsając.
- Zaniepokojony? Kate, ja prawie szalałem ze strachu!
Ogarnęła ją panika, nie mogła prawie oddychać. Nie bała się tego, że on zrobi jej krzywdę, ale że sama się przed nim zdradzi, że pokaże po sobie, jak bardzo podnieca ją jego zapach i ciepło... sama tylko jego bliskość, która przyprawia ją o zawrót głowy.”

Serio? Typ cię atakuje, łapie cię za ramiona, robi ci krzywdę, wprawia cię w panikę, a ty się podniecasz? Kate musi mieć jakiś potężny fetysz.
Tak wyglądały jego, pożal się Boże, przeprosiny zaraz po tej przemocy:

„Przepraszam, jeśli cię zabolało. Zapomniałem, że jesteś taka krucha - kosteczki masz drobne jak u ptaka...”

Aha, to jakby była bardziej krępej budowy i miała „grubsze kości” to by wszystko było git? Zwrócę też uwagę na „przepraszam, jeśli...”: to powinno być przepraszam i kropka, żadnych warunków. Nie dość, że znęca się nad nią fizycznie, to jeszcze psychicznie. Co za tyran i damski bokser.
Nie doczytałam do końca, poddałam się. Za dużo absurdalnych zachowań i molestowania.

3/10

Miałam dwa podejścia do tego Harlequina. Nie pamiętam dlaczego, pewnie mnie nie zainteresował.
Dla kontekstu przytoczę krótko wątek przewodni w dwóch zdaniach: Kate jako nastolatka zaszła w ciążę za sprawą Jossa, ale usłyszała od jego gospodyni, że rzekomo on ma rodzinę i nie chce jej widzieć. Ta - zamiast to jakkolwiek zweryfikować - daje sobie spokój i wychowuje córeczkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszy raz natknęłam się na te pozycje oczywiście jeszcze w liceum, ale wtedy nie przywiązałam do niej zbyt dużej wagi - przeczytałam streszczenie. Teraz, na studiach ponownie spotkałam się z nią w spisie lektur, lecz tym razem uczciwie się z nią zapoznałam. Nie lubię czytać dramatów, zawsze ciężko mi to idzie, dlatego wspomogłam się tym razem audiobookiem w wykonaniu Joanny Niemirskiej i Roberta Koszuckiego. Zresztą, tak też powinno się zapoznawać z dramatami, choć bardziej docelowym sposobem wydaje się teatr. Przyjemnie się ich słuchało, piękne głosy i umiejętności aktorskie. Polecam do przesłuchania za darmo na YouTube.
Czas napisać cokolwiek o treści. Na początku pomyślałam, że jaka szkoda, że już praktycznie na samym początku jest wyjawiona przepowiednia Edypa, że zabije ojca i posiądzie własną matkę. To mógł być potencjał na zwrot akcji życia. Potem jednak doszłam do wniosku, że to jak zostało to przedstawione też działa. To jak powoli znajdowali dowody na potwierdzenie tej przepowiedni, jak w pewnym momencie Jocasta zaczęła go aż błagać, by zaniechał prób dotarcia do prawdy... to wszystko było takie drastyczne i pełne napięcia. Mimo że doskonale znałam tę historię, to i tak ogarnęły mnie ciarki i przygnębienie. Makabryczny dramat i los, jakiego nie życzy się najgorszemu wrogowi.

8/10

Pierwszy raz natknęłam się na te pozycje oczywiście jeszcze w liceum, ale wtedy nie przywiązałam do niej zbyt dużej wagi - przeczytałam streszczenie. Teraz, na studiach ponownie spotkałam się z nią w spisie lektur, lecz tym razem uczciwie się z nią zapoznałam. Nie lubię czytać dramatów, zawsze ciężko mi to idzie, dlatego wspomogłam się tym razem audiobookiem w wykonaniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ta część w porównaniu do poprzednich już mnie tak nie porwała. Zapewne przez to, że ma w niej za bardzo nic nowego. Znów porwanie, a nawet mniej ekscytujące, bo innym postaciom nie było śpieszno, czy też w zasadzie nie mieli możliwości, by szybciej je uratować. Brakowało mi trochę tych emocji, tego napięcia.
Na plus było wprowadzenie nowych postaci, szczególnie podobał mi się moment, gdy młode bliźniaczki wyciągnęły kuzyna z klasztoru i ruszyli ku przygodzie, ale nie byli zbyt długo na pierwszym planie, a szkoda. Szczególnie do gustu przypadł mi Józek - takiej postaci jeszcze w tej trylogii nie było. Wrażliwa dusza, która "padła ofiarą" romatyzmu. Bawiło mnie, jak inni stroili sobie z niego niewinne żarty. Wszystkie momenty z Józkiem były moimi ulubionymi. Pominięto za to kompletnie mężów Ussakowskich.
W każdym wypadku czytało się to przyjemnie, jak każdy tom.
Dziękuję lubimyczytać za podesłanie mi tego tomu, w ramach wygranej w konkursie. Zapoznanie się z tą trylogią było wspaniałą przygodą.

6,5/10

Ta część w porównaniu do poprzednich już mnie tak nie porwała. Zapewne przez to, że ma w niej za bardzo nic nowego. Znów porwanie, a nawet mniej ekscytujące, bo innym postaciom nie było śpieszno, czy też w zasadzie nie mieli możliwości, by szybciej je uratować. Brakowało mi trochę tych emocji, tego napięcia.
Na plus było wprowadzenie nowych postaci, szczególnie podobał mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Podobała mi się nawet bardziej niż pierwsza część, bo historia jest spójniejsza, są mniejsze skoki w czasie. Siostry jak zawsze pokazały pazurki, natomiast Ignacy poszedł do wojska. No właśnie, wojsko, mimo że wydarzenia historyczne mało mnie interesują, to i tak się zainteresowałam, bo bałam się o losy Ignacego, jego kompanii i braci Ussakowskich. Pominęłam tylko trochę opisów ostatecznej bitwy. Nie da się ukryć, że wątek sióstr mnie bardziej trzymał w napięciu. Czytałam to z wypiekami na twarzy, tyle intryg, przygód i podróży z widowiskowym finałem. Rzekłabym, że stała się tam niezła jatka, która znowu przypominała mi męski styl pisania.

9/10

Podobała mi się nawet bardziej niż pierwsza część, bo historia jest spójniejsza, są mniejsze skoki w czasie. Siostry jak zawsze pokazały pazurki, natomiast Ignacy poszedł do wojska. No właśnie, wojsko, mimo że wydarzenia historyczne mało mnie interesują, to i tak się zainteresowałam, bo bałam się o losy Ignacego, jego kompanii i braci Ussakowskich. Pominęłam tylko trochę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na cykl Rodzina Sobolewskich natknęłam się przypadkowo, w zasadzie gdyby nie konkurs na lubimyczytać.pl, nie wiedziałabym o jego istnieniu. Oceniając książkę po okładce (swoją drogą bardzo ładnej), spodziewałam się powieści romantycznej w stylu "Duma i uprzedzenie", a zaskoczyłam się i to bardzo pozytywnie.
To prawdziwa przygodówka o charakternych, silnych siostrach i zbójeckiej kompanii z buntowniczym wujkiem na czele. Przepiękna walka o przetrwanie i prawdę. Postacie są naprawdę interesujące i szybko zdobyły moją sympatię, może poza Ignacym, on musiał sobie na nią zapracować i zdobył ją uczciwie swoją przemianą wewnętrzną. Końcówka mnie bardzo wzruszyła, właśnie przez przemianę Ignacego.
Wszystkie elementy są dobrze przemyślane, a niektóre sceny (szczególnie mordu i seksu) opisane tak konkretnie, brutalnie, że kojarzyły mi się z męskim piórem, np. Sapkowskiego. Sceny walki, które średnio lubię w książkach, tu były przejrzyste i trafiały do mnie.
Nie wiem jakie wady mogłabym wskazać. Może to, że tempo akcji nieraz zwalniało, ale też może być to wina mojej niechęci do historii. Co tylko czytam o dziejach świata, to niezwykle się nudzę, taka już moja dola. Ale tutaj przedstawione postacie historyczne mnie absolutnie nie nużyły. Zastanawiam się, czy tak było naprawdę. Chcę poczytać o nich więcej.

8.5/10

Na cykl Rodzina Sobolewskich natknęłam się przypadkowo, w zasadzie gdyby nie konkurs na lubimyczytać.pl, nie wiedziałabym o jego istnieniu. Oceniając książkę po okładce (swoją drogą bardzo ładnej), spodziewałam się powieści romantycznej w stylu "Duma i uprzedzenie", a zaskoczyłam się i to bardzo pozytywnie.
To prawdziwa przygodówka o charakternych, silnych siostrach i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Bezpieczna zabawa z kochanką prawniczką" - kukon
Z tę książkę wzięłam się z uwagi na jej prowokacyjny, może trochę żenujący tytuł. Bałam się że dojdzie tam do nielegalnych czynów, całe szczęście nic się takiego nie dzieje - to romans pomiędzy dwoma kompletnie nie powiązanymi ze sobą na początku postaciami.
Właściwie to całkiem przyjemny Harlequin, który umilał mi moje przerwy w pracy. Między bohaterami czuć chemię, choć jest kilka scen z "ogromnymi przypadkami", że znikąd na siebie wpadali, nie lubię takich banałów. Nie podobało mi też niezdecydowanie Taya, ale można go usprawiedliwić stresującą sytuacją życiową. Na końcówce też się nie popisał, mimo że już jego trudna sytuacja była uregulowana.
Głowna bohaterka była za to na mocny plus - samowystarczalna, potrafiąca zarzucić sarkazmem, opanowana i skora do poświęceń. Tak jak jej przyjaciółka. Raz się nawet zaśmiałam.
Było czuć klimat z tej książeczki i na pewno nie był to zmarnowany czas.
EDIT: W zasadzie to ciekawe, dlaczego w żadnym z tych harlequinów nie ma jakichś fetyszy, kinków lub chociażby mniej typowych upodobań... Wspominam o tym tutaj, bo spodziewałam się po tytule i okładce, że będzie jakiś daddy kink...

7,5/10

„Bezpieczna zabawa z kochanką prawniczką" - kukon
Z tę książkę wzięłam się z uwagi na jej prowokacyjny, może trochę żenujący tytuł. Bałam się że dojdzie tam do nielegalnych czynów, całe szczęście nic się takiego nie dzieje - to romans pomiędzy dwoma kompletnie nie powiązanymi ze sobą na początku postaciami.
Właściwie to całkiem przyjemny Harlequin, który umilał mi moje...

więcej Pokaż mimo to