rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Wayne Gretzky. Opowieści z tafli NHL Wayne Gretzky, Kirstie McLellan Day
Ocena 6,5
Wayne Gretzky.... Wayne Gretzky, Kirs...

Na półkach:

Legendarny hokeista opowiada o dyscyplinie, z którą jest związany przez praktycznie całe swoje życie. Wprowadza Czytelnika w świat, gdzie szybkość i sprawność przeplatają się z siłą oraz odwagą. A wszystko to razem daje niepowtarzalne piękno sportowej rywalizacji na lodzie...
Wayne Gretzky to bez wątpienia jeden z najbardziej znanych sportowców XX wieku. Kanadyjczyk, więc nic dziwnego, że hokej był mu "pisany" od najmłodszych lat. Ale w niniejszej książce "nie zanudza" Czytelnika treściami w stylu "jak zostać najlepszym hokeistą globu, i dlaczego to właśnie mnie się udało". Zamiast tego snuje naprawdę ciekawą opowieść o tym, co sprawia, że hokej jest tak bardzo ekscytującą grą, fascynującą od lat (setki?) tysiące fanów po obu stronach Atlantyku...
Gretzky przytacza mnóstwo ciekawostek z lodowej tafli i tzw. "okolic". Te ostatnie to głównie szatnia, a także życie prywatne zawodników. I mimo, że sam był jednym z najlepszych graczy w historii - to o innych, tych nieco mniej utalentowanych czy popularnych - za każdym razem wypowiada się ze sporym szacunkiem. Nawet, jeśli prywatnie nie zawsze było im ze sobą "po drodze". Jednak Autor doskonale zdaje sobie sprawę, ile (ciężkiej) pracy wymagało od jego konkurentów to, by po latach mogli znaleźć się np. w tego typu publikacjach...
W książce poczytamy oczywiście o legendach hokeja zza Wielkiej Wody, takich jak Gordie Howe, Mario Lemieux czy Mike Bossy. I co, zdaniem Autora sprawiało, że wyróżniali się oni nie tylko na tle sobie współczesnych, ale na zawsze przeszli do historii tej dyscypliny.
Poznamy także wybitnych Europejczyków, którzy z czasem zaczęli zasilać szeregi klubów Ameryki Płn. A takie nazwiska, jak Łarionow, Jagr bądź Owieczkin niejednokrotnie wyznaczały nowe trendy w profesjonalnym hokeju za Wielką Wodą...
Gretzky przygląda się też "warsztatowi pracy" najwybitniejszych trenerów, oraz opisuje "od kuchni" mecze, które były swoistymi "kamieniami milowymi" w historii hokeja. W niektórych z nich Wayne sam zresztą brał udział, choć nie zawsze z pozytywnym skutkiem...
Książkę czyta się naprawdę dobrze. Pewnie dlatego, że Autor pisze o dyscyplinie, którą kocha od wielu lat. I, co nieraz było widać na lodowej tafli - z wzajemnością...

Legendarny hokeista opowiada o dyscyplinie, z którą jest związany przez praktycznie całe swoje życie. Wprowadza Czytelnika w świat, gdzie szybkość i sprawność przeplatają się z siłą oraz odwagą. A wszystko to razem daje niepowtarzalne piękno sportowej rywalizacji na lodzie...
Wayne Gretzky to bez wątpienia jeden z najbardziej znanych sportowców XX wieku. Kanadyjczyk, więc...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Grzegorz Tkaczyk. Niedokończona gra. Autobiografia Wojciech Demusiak, Dariusz Faron
Ocena 7,8
Grzegorz Tkacz... Wojciech Demusiak, ...

Na półkach:

Były kapitan naszej reprezentacji w piłce ręcznej opowiada o swoim życiu. Nie tylko tym sportowym, bo i "kwestie prywatne" zajmują w tej książce niemało miejsca...
Grzegorz Tkaczyk był jedym z podstawowych szczypiornistów naszej kadry, która kilkanaście lat temu robiła niemałą furorę na międzynarodowych arenach. Zachowując odpowiednie proporcje - wystrzeliła w górę światowych rankingów, niczym futbolowa reprezentacja Danii przeszło 2 dekady wcześniej...
To zawsze ciekawa historia, gdy przysłowiowy "Kopciuszek" - zaczyna w sporcie zwyciężać dotychczasowych faworytów. A tak właśnie było z naszymi szczypiornistami, gdy ich trenerem został w kadrze Bogdan Wenta. Oczywiście - nic nie stało się jak za "dotknięciem czarodziejskiej różdżki". Zaś niełatwą, ale efektowną drogę od "chłopców do bicia" do europejskiej potęgi - przedstawia właśnie w tej książce jej Narrator. Dodając nierzadko swoje przemyślenia co do niektórych kwestii, a także sporo faktów/ciekawostek, które z pewnością nie były dotąd znane ogółowi fanów szczypiorniaka.
Oprócz kariery reprezentacyjnej Tkaczyk opowiada też o radościach i trudach gry w niemieckiej Bundeslidze, uważanej od lat za najsilniejszą ligę piłki ręcznej na świecie. A także o powrocie u schyłku kariery do kraju, i wywalczeniu z kielecką ekipą tytułu najlepszej klubowej drużyny Starego Kontynentu...
Sporo miejsca Autor poświęca też kontuzjom, które (niestety) są nieodłączną częścią profesjonalnego sportu. Bo nie każdy organizm jest w stanie balansować na krawędzi wycieńczenia przez wiele lat, nie okazując żadnych oznak słabości...
No i na koniec, choć przecież nie najmniej ważna (a wręcz przeciwnie) - rodzina. Nie tylko w życiu Grzegorza, ale i w niniejszej lekturze - zajmuje należne jej miejsce...
Książkę czyta się dobrze, z jej kartek wyłania się obraz Tkaczyka jako równego, fajnego gościa. Który dzięki sportowemu talentowi ruszył z warszawskiego Targówka na podbój handballowej Europy. I może nie spełnił wszystkich swoich marzeń (Barcelona, medal olimpijski), ale z pewnością pozytywnie zapisał się w pamięci wielu fanów piłki ręcznej. Nie tylko zresztą w Polsce...

Były kapitan naszej reprezentacji w piłce ręcznej opowiada o swoim życiu. Nie tylko tym sportowym, bo i "kwestie prywatne" zajmują w tej książce niemało miejsca...
Grzegorz Tkaczyk był jedym z podstawowych szczypiornistów naszej kadry, która kilkanaście lat temu robiła niemałą furorę na międzynarodowych arenach. Zachowując odpowiednie proporcje - wystrzeliła w górę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Któż z nas nie chciałby poznać wszelkich tajemnic życia ? Nie tylko tego "obecnego" - by uczynić je naprawdę "zacnym" - ale także swoich poprzednich wcieleń ?
A, jak przekonuje Autorka niniejszej książki - jest to jak najbardziej możliwe.
Choć, niczym wszystko, co istotne - wymaga pewnych, powiedzmy - poświęceń...
Kroniki Akaszy to bliżej nieokreślone miejsce w przestrzeni "naszego" Wszechświata, w którym przechowywane są informacje o wszelkich przejawach istnienia, mających miejsce w całej jego historii. Od zwykłych zamiarów/myśli począwszy, na konkretnych czynach/działaniach skończywszy. Kroniki zawierają też (ponoć) pełne życiorysy wszystkich istot zamieszkujących kiedykolwiek ów "obszar" - w tym także ludzi.
Zaś ci ostatni, dzięki konkretnym zdolnościom niektórych swoich zmysłów - potrafią niekiedy penetrować, nawet te "mało" widoczne, obszary "Wielkiej Tajemnicy Istnienia Wszechrzeczy"...
Autorka przedstawia podstawowe "techniki", dzięki którym możemy dotrzeć do Kronik Akaszy. I zapoznać się z interesującymi nas zagadnieniami, dotyczącymi głównie naszego istnienia. Potrzebna jest tylko wiara i czyste intencje. Czasem jeszcze duchowi Nauczyciele/Mistrzowie, by pomogli nam właściwie zinterpretować to, co zostanie nam "pokazane". Bo przykładowo róża nie zawsze oznacza romantyczne uniesienia - niekiedy trzeba bowiem zwrócić uwagę na jej kolce, które mają chronić to, co piękne...
Ogólne przesłanie książki jest dosyć optymistyczne - wszystko jest ze sobą w jakiś sposób powiązane, największą siłą "zawsze i wszędzie" jest bezwarunkowa miłość, a tzw.eter jest pełen przyjaznych nam istot. Które, gdy tylko w odpowiedni sposób o to poprosimy - pomogą nam odnaleźć właściwą drogę w labiryncie złudnych, życiowych ścieżek...
Cóż, wydaje się, że nigdy nie możemy być pewni, z kim skontaktujemy się wysyłając "sygnał zainteresowania" w ów "osławiony" eter. Ufność w to, że trafimy w "dobre ręce" jest urocza, ale i ryzykowna zarazem. Zaś przesadna ciekawość może niekiedy doprowadzić do niezbyt miłych czy komfortowych sytuacji. Ale z drugiej strony - kto nie ryzykuje, nowych światów nie odkrywa ...

Któż z nas nie chciałby poznać wszelkich tajemnic życia ? Nie tylko tego "obecnego" - by uczynić je naprawdę "zacnym" - ale także swoich poprzednich wcieleń ?
A, jak przekonuje Autorka niniejszej książki - jest to jak najbardziej możliwe.
Choć, niczym wszystko, co istotne - wymaga pewnych, powiedzmy - poświęceń...
Kroniki Akaszy to bliżej nieokreślone miejsce w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trochę chyba niedoceniana (u nas) pozycja. A wydaje się, że w dosyć przystępny sposób porusza bardzo istotny temat, jakim niewątpliwie jest "zbudowanie" zdrowego i silnego organizmu ...
Bez pożywienia możemy obejść się przez jakiś czas, podobnie - choć już krócej - bez picia. Ale już bez powietrza zbyt długo "nie pociągniemy" - musi być z nami zawsze i wszędzie. Więc Autor przedstawia nam przeróżne ćwiczenia oddechowe, które - przy zastosowaniu opisywanych technik - powinny znacząco wpłynąć na nasze zdrowie...
Nie tylko te, powiedzmy - "ogólne". Bo w książce znajdziemy wiele podpowiedzi, jak pobudzić lub wzmocnić niektóre z (ważnych) wewnętrznych organów. Nie jest to przesadnie męczące fizycznie, bo praktycznie większość z ćwiczeń możemy wykonywać siedząc lub nawet leżąc. Najważniejsza jest tu bowiem technika oddechu, a także ułożenie rąk i nóg, oraz nacisk na konkretne miejsca. Wszystko to razem wziąwszy ma zapewnić właściwy obieg energii w naszym ciele, i jej odpowiednie "zagospodarowanie" przez nasz organizm.
Który, dzięki opisywanym ćwiczeniom i technikom - ma docelowo być tak silny, że niestraszny mu będzie "jad węża" czy "pazur tygrysa"...
Bo dawni, azjatyccy mistrzowie w opisywanej "dziedzinie", do tego właśnie dążyli. By ich ciała mogły przeciwstawić się (często) bezlitosnym siłom natury, i z powodzeniem stawić czoła potężnym mrozom, dokuczliwym upałom, czy innym tego typu niedogodnościom. A także, co nie mniej istotne, dzikim bestiom, czyhajacym w ukryciu na (nierzadko) samotnych wędrowców...
Równie ważna była wówczas skuteczność działania wobec innego człowieka. Bo niemal każdy był (potencjalnym) wrogiem, nim stał się (przyjaznym) kompanem. A odpowiednio "przygotowany psycho- fizycznie" organizm był nieocenionym orężem w konfrontacji z ewentualnym agresorem...
Dziś, póki co, nieczęsto stajemy w obliczu tego typu zagrożeń. Ale mocny organizm nadal jest w cenie. Bo świat, mimo licznych przeobrażeń, nie zawsze bywa przesadnie miłym czy bezpiecznym miejscem. A w tej właśnie książce znajdziemy wskazówki i podpowiedzi, jak z naszego organizmu uczynić swego rodzaju "machinę", sprawnie funkcjonującą każdego dnia. Bez względu na to, ile wiosen już mamy ...

Trochę chyba niedoceniana (u nas) pozycja. A wydaje się, że w dosyć przystępny sposób porusza bardzo istotny temat, jakim niewątpliwie jest "zbudowanie" zdrowego i silnego organizmu ...
Bez pożywienia możemy obejść się przez jakiś czas, podobnie - choć już krócej - bez picia. Ale już bez powietrza zbyt długo "nie pociągniemy" - musi być z nami zawsze i wszędzie. Więc Autor...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Western Grzegorz Rosiński, Jean Van Hamme
Ocena 7,4
Western Grzegorz Rosiński,&...

Na półkach:

Niespecjalnie skomplikowana historia rodem z Dzikiego Zachodu. Nie zawsze tak "romantycznego", jak nam się czasem wydaje. Ale i wątek, powiedzmy - "uczuciowy" - gra tu niemałą rolę...
Dzięki "sprawnym dłoniom" twórców komiks wręcz "ocieka zapachem" dawnych czasów. Niezbyt może przyjaznych "zwyczajnym" ludziom, ale bez wątpienia sprzyjającym hartowaniu się tzw.mocnych charakterów. Idealnie wręcz pasuje do tego okresu znane powiedzonko, że "co cię nie zabije - wzmocni cię". Choć niekiedy naprawdę niemałym kosztem...
No i niejako potwierdza się stara zasada - jak jesteś w czymś dobry, to prędzej czy później zaakcentujesz to w życiu. Nawet, jeśli z pozoru/z boku sytuacja nie wygląda zbyt optymistycznie...
Właściwie w lekturze mamy prawie wszystko, z czym może kojarzyć się sławetny Dziki Zachód. Są sprawni rewolwerowcy, banki będące (nie zawsze) bezpiecznym miejscem, by schować tam swoje oszczędności, jest także małe miasteczko, szybko rozrastające się dzięki linii kolejowej. Nie mogło zabraknąć więc i tzw. rzezimieszków, kowbojów, czy stróża prawa. Może nie aż tak "kryształowo czystego", jak byśmy tego chcieli, ale jednak w jakimś sensie próbującego utrzymać względny spokój w podległej mu mieścinie... Ale że praktycznie żadnej władzy nie należy przesadnie ufać, to - jest jak (właśnie) jest, na załączonych, komiksowych obrazkach...
Jednak najważniejsze w tego typu ( a może wszystkich innych także ?) opowieściach są ludzkie charaktery. I motywy, pchające nas do dobrych, lub wręcz przeciwnie, czynów...
Bo mimo upływu czasu ludzie aż tak bardzo nie zmieniają się. Inne są tylko "okoliczności", w których przychodzi nam funkcjonować. Zaś pragnienie bycia bogatym, poważanym przez innych - wciąż należy do tych "czołowych". Nawet, jeśli droga do jego spełnienia nie zawsze wiedzie przez "przyjazne obszary" obowiązującego właśnie prawa...
Ale w tym twardym, mrocznym świecie jest też i miejsce na sprawy tzw. "sercowe". Gdyż to, mimo wszystko - właśnie one niejednokrotnie zmieniały "bieg historii". Nie tylko poszczególnych jednostek (jak choćby w niniejszej opowieści), ale i większych grup/ społeczeństw, kiedy np. jakiś "zakochany" władca, mniej lub bardziej legalnie "zdobywał" ukochaną osobę z, powiedzmy - "obozu wroga"...
Komiks czyta się dobrze, rysunki są przyjazne dla oka, każdy pewnie znajdzie jakiś wątek dla siebie. Bo jest tu ukazana zarówno "twardość" niezbędna do przeżycia na Dzikim Zachodzie, jak i "miłość", która potrafi zakwitnąć w najmniej oczekiwanych (?) miejscach...

Niespecjalnie skomplikowana historia rodem z Dzikiego Zachodu. Nie zawsze tak "romantycznego", jak nam się czasem wydaje. Ale i wątek, powiedzmy - "uczuciowy" - gra tu niemałą rolę...
Dzięki "sprawnym dłoniom" twórców komiks wręcz "ocieka zapachem" dawnych czasów. Niezbyt może przyjaznych "zwyczajnym" ludziom, ale bez wątpienia sprzyjającym hartowaniu się tzw.mocnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autor odważnie porusza najważniejsze chyba kwestie - jak żyć pełnią istnienia, zdrowo i szczęśliwie, zapewniając podobny komfort oraz bezpieczeństwo swoim najbliższym. Do tego w książce znajdziemy odpowiedzi (?) na odwieczne pytania : "kim tak naprawdę jesteśmy", "dokąd zmierzamy", czy "kto za tym wszystkim stoi ?"...
Spotkamy tu też sporo "znanych koncepcji", które od lat wątpią (na ogół słusznie) w "dobre intencje panującego systemu". Takich jak fakt, że rządy tak naprawdę nie chronią swoich obywateli, tylko dążą do całkowitego  podporządkowania ich sobie i pełnej inwigilacji. Albo firmy farmaceutyczne - w ich interesie nie leży dobra kondycja zdrowotna ludzkości, bo przecież nie z tego się utrzymują. Zaś o tym, że polityka to jedno wielkie bagno - nawet nie trzeba wspominać. Bo za najważniejsze sznurki i tak pociąga ktoś inny...
W książce poczytamy także o tzw. "duchowości". Koncepcja, że żyjemy w symulacji stworzonej przez potężną sztuczną super- inteligencję - nie jest przesadnie nowatorska, ale ciekawa. Jednak już ze stwierdzeniem, że przed ziemską inkarnacją sami wybraliśmy sobie aktualne życie oraz to, co w nim "znajdujemy" - byłbym ostrożny. Szczególnie wobec pacjentów oddziałów onkologicznych (o tych najmłodszych nie wspominając) albo postronnych osób z "bardzo bliskich okolic" wszelkich konfliktów zbrojnych, których przecież nie brakuje...
Do tzw. "Prawdy" można ponoć dotrzeć poprzez zażywanie pewnych psychodelików, które poszerzają zakres naszych (wszelkiego rodzaju) horyzontów. Kto wie, może tak jest w rzeczywistości ? Choć z drugiej strony to niezły galimatias - bo będąc "istotami duchowymi" pragniemy życia w materii, więc "zanurzamy się" w nią. A będąc już "tu" ciągnie nas do "duchowości" i poznania "prawd objawionych", choćby poprzez w/w psychodeliki... Nigdzie nie jesteśmy (w pełni) szczęśliwi...?
Ciekawym pomysłem Autora jest osada Wolnych Słowian. Bo w dzisiejszych czasach mogłaby to być ostatnia "oaza spokoju" dla tych, którym nie po drodze z polityką "odgórnego mieszania ras i narodowości wszelakich"...
Książkę czyta się dobrze, skłania do pewnych refleksji.
Nie pierwsza i pewnie nie ostatnia to próba znalezienia "złotej recepty" na udane, ziemskie życie. Czy bliższa prawdy niż inne - to już kwestia osobistej oceny potencjalnego Czytelnika...

Autor odważnie porusza najważniejsze chyba kwestie - jak żyć pełnią istnienia, zdrowo i szczęśliwie, zapewniając podobny komfort oraz bezpieczeństwo swoim najbliższym. Do tego w książce znajdziemy odpowiedzi (?) na odwieczne pytania : "kim tak naprawdę jesteśmy", "dokąd zmierzamy", czy "kto za tym wszystkim stoi ?"...
Spotkamy tu też sporo "znanych koncepcji", które od lat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nasz świat nie zawsze jest kolorowy i radosny. Bywa też okrutny. Nic więc dziwnego, że nieraz próbujemy "znaleźć" jakieś bezpieczne i przyjazne miejsce - choćby na chwilę. By przeczekać tzw. "najgorsze"...
Takie zachowanie to ponoć naturalny odruch umysłu. Jednak wiara, że "wszystko będzie dobrze" jest niczym świecidełko, zaś jego (złudny) blask przesłania prawdziwe oblicze świata, w którym przyszło nam żyć. Bo przecież każdy z nas umrze, niektórzy nawet wcale nie "szybko i bezboleśnie"...
Żeby oddalić, a nawet wymazać tę przykrą prawdę - zaczynamy wymyślać/kreować inną rzeczywistość. Już nie tak okrutną i bezlitosną, bo pełną nadziei, że jednak nie wszystko skończy się wraz z naszym ostatnim oddechem...
To w sumie nic złego. Ale jeśli tego typu "działania" stają się źródłem zarobkowania, to już warto zachować czujność ...
Bo dzielenie się z innymi swoją wiedzą/doświadczeniami/odkryciami jest chwalebne. Jednak gdy ktoś czyni to odpłatnie - cel wydaje się w miarę jasny...
Tym bardziej, że z opisywanych przez Autora sytuacji niewiele tak naprawdę da się zweryfikować.
Np. twierdzi on, że poprzez różnorakie ("kryształowe") rytuały możemy dotrzeć do tajemniczych, niczym z powieści s-f, światów. I poznać prawdziwą "naturę wszechrzeczy", a także naszą rolę w całym tym "bałaganie"...
Możliwe jest też ponoć odzyskiwanie zagubionych dusz z niefizycznych miejsc ich przebywania - choć nie jest to przesadnie łatwe. I raczej nie należy robić tego na własną rękę, nie mając tzw. doświadczenia "w temacie"...
Zaś najważniejsza w "istocie istnienia" jest Czysta, Bezwarunkowa Miłość. Z tym ostatnim można się zresztą zgodzić, gdyż kierując się tego typu wartościami - świat wokół z pewnością nie byłby gorszy, niż jest obecnie...
Jednak nawet nawiązując (?) kontakt z czymkokwiek spoza granicy "naszej rzeczywistości" - nigdy tak naprawdę nie wiemy, kto z tej drugiej strony odpowiada na nasze wezwanie. Poza tym, jak "mawiają" - niejeden pasterz, ostrzegający swe stado (niekoniecznie owiec) przed wilkiem, karmiący je, dający schronienie i ochronę - z przyjemnością później żywi siebie, rodzinę, znajomych - poszczególnymi osobnikami tegoż stada...
Prawdziwe intencje to jednak na ogół wielka niewiadoma...
Książka jako, powiedzmy, forma ciekawostki, bądź literatura przygodowa w klimacie s/f - jest w miarę niezła. Jednak z wiarą, że przedstawione w niej zagadnienia z pewnością są prawdą - osobiście byłbym dosyć ostrożny...

Nasz świat nie zawsze jest kolorowy i radosny. Bywa też okrutny. Nic więc dziwnego, że nieraz próbujemy "znaleźć" jakieś bezpieczne i przyjazne miejsce - choćby na chwilę. By przeczekać tzw. "najgorsze"...
Takie zachowanie to ponoć naturalny odruch umysłu. Jednak wiara, że "wszystko będzie dobrze" jest niczym świecidełko, zaś jego (złudny) blask przesłania prawdziwe oblicze...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Poskromić bestię. Nieznana historia Mikea Tysona Rory Holloway, Eric Wilson
Ocena 6,5
Poskromić best... Rory Holloway, Eric...

Na półkach:

Ponoć każdy z nas ma w sobie "bestię". Na ogół uśpioną i niewidoczną, jednak przy (nie)sprzyjających okolicznościach - może się ona przebudzić. A wtedy nic już nie będzie takie, jak dawniej...
Były wieloletni przyjaciel i menadżer Mike'a Tysona opowiada w tej książce o swoich relacjach z bokserskim czempionem. A te przeszły długą, krętą drogę - od "kumple na zawsze" po "nie rozmawiamy ze sobą"...
Tyson był najmłodszym w historii mistrzem wagi ciężkiej. Nic więc dziwnego, że nagły (choć oczekiwany) wielki rozgłos i przypływ gotówki znacząco odmieniły jego życie. W młodym siłaczu zaczęły budzić się demony, skutecznie dotąd powstrzymywane przez Cusa D'Amato...
Ten starszy pan był prawnym opiekunem pięściarza, i w skuteczny sposób potrafił okiełznać "awanturniczą naturę" Tysona. Niestety, zmarł tuż przed wywalczeniem przez swego podopiecznego pasa czempiona, i nie bardzo miał go kto w roli "życiowego mentora" zastąpić...
Kto wie, czy najlepszym kandydatem nie byłby Teddy Atlas, mający za sobą "burzliwy okres" w życiu - bo wydaje się, że miał do tego odpowiednie predyspozycje. Ale wcześniej został przez D'Amato odsunięty od pracy z Tysonem, gdy ten ostatni podrywał nieletnią kuzynkę Atlasa, a impulsywny trener zagroził pięściarzowi bronią...
Chyba tylko tego typu stanowcze reakcje mogły utrzymywać "Żelaznego Mike'a" w odpowiednich ryzach.
Nieco mniej drastycznymi metodami próbował tego dokonać współautor niniejszej książki i jego "Tyson Team", jednak nie zawsze z dobrym skutkiem. Pobyt pięściarza w więzieniu oraz liczne "skandale obyczajowe" są tego najlepszym, smutnym przykładem.
Kolejne małżeństwa także nie uczyniły z wybitnego boksera przykładnego obywatela, a raczej pogłębiały jego depresję i niechęć do świata, o mocno nadszerpniętych finansach nie wspominając.
Zaś najlepszym "antidotum" na te rozterki bywały tabuny "płatnych" dziewczyn i kumpli, litry alkoholu, a z czasem też narkotyki...
Nic więc dziwnego, że mimo olbrzymich kwot zarabianych na sportowych arenach - u schyłku bokserskiej kariery Tyson był praktycznie bankrutem...
Nie z winy współautora tej książki, a prywatnie ex- kumpla i menadżera pięściarza - lecz ze względu na rozrzutny oraz "hulaszczy" tryb życia ...
Lekturę czyta się dobrze, choć trochę to przykre, gdy wieloletni bohater sportowych aren - prywatnie "nie zawsze bywa w porządku". Jednak z drugiej przecież strony - któż z nas jest idealny ?...

Ponoć każdy z nas ma w sobie "bestię". Na ogół uśpioną i niewidoczną, jednak przy (nie)sprzyjających okolicznościach - może się ona przebudzić. A wtedy nic już nie będzie takie, jak dawniej...
Były wieloletni przyjaciel i menadżer Mike'a Tysona opowiada w tej książce o swoich relacjach z bokserskim czempionem. A te przeszły długą, krętą drogę - od "kumple na zawsze" po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z ciekawszych książek o tematyce sportowej. Nie tylko dlatego, że przypomina dni chwały klubowej piłki nożnej w naszym kraju...
Autor z pewnością poświęcił sporo czasu, by odtworzyć klimat i dotrzeć do bohaterów tamtych dni. Ale warto było, bo efekt końcowy jest naprawdę imponujący...
Dla sympatyków sportu łódzki Widzew to symbol potęgi w naszym futbolu przełomu lat 70/80- tych zeszłego wieku. Zresztą i na arenie międzynarodowej nie był to wówczas klub anonimowy. Zostawiał bowiem w pokonanym polu takie piłkarskie potęgi, jak Juventus, Liverpool czy oba kluby z Manchesteru. O kulisach tych spotkań przeczytamy oczywiście na kartkach tej książki...
Jednak najważniejsi w niej są ludzie, dzięki którym Widzew z niewielkiego, osiedlowego klubiku stał się firmą znaną w całej Europie.
Od działaczy (z Ludwikiem Sobolewskim na czele) począwszy, poprzez nietuzinkowych trenerów (Machciński, Żmuda, Waligóra), aż po samych piłkarzy, którzy na sportowych arenach zdobywali swoistą piłkarską nieśmiertelność...
Oprócz zawodników, których nazwiska znane są "przeciętnemu" sympatykowi futbolu (Boniek, Smolarek, Młynarczyk czy Dziekanowski) - znajdziemy tu również historie tzw. "bohaterów drugiego planu". Niby mniej błyskotliwych czy zauważalnych podczas sportowego spektaklu, ale jakże istotnych w ostatecznym rozrachunku. Bo piłka nożna to gra zespołowa, i same indywidualności, nawet te wybitne- potrzebują wsparcia, by w niej zaistnieć...
Choćby takich piłkarzy jak Mirosław Tłokiński. Gracz niezwykle uniwersalny, mogący dla dobra zespołu grać na każdej niemal pozycji. Po odejściu Bońka nieraz z powodzeniem brał na siebie ciężar gry ofensywnej zespołu, czego najlepszym przykładem był pamiętny gol z karnego w Liverpoolu...
Albo Stanisław Burzyński, będący prawdziwą ostoją defensywy. Był niezłej klasy bramkarzem, w kadrze (Tomaszewski !) nie bardzo mógł jednak zaistnieć. Wydawało się, że zrobi klubową karierę za granicą, ale wypadek, który spowodował, na zawsze położył się cieniem na jego psychice...
Każdy z ówczesnych piłkarzy to inna życiowa historia. Przy której sport, nawet ten na najwyższym poziomie to właściwie tylko dodatek. Kto wie, może to właśnie czyni tę książkę tak interesującą ?...

Jedna z ciekawszych książek o tematyce sportowej. Nie tylko dlatego, że przypomina dni chwały klubowej piłki nożnej w naszym kraju...
Autor z pewnością poświęcił sporo czasu, by odtworzyć klimat i dotrzeć do bohaterów tamtych dni. Ale warto było, bo efekt końcowy jest naprawdę imponujący...
Dla sympatyków sportu łódzki Widzew to symbol potęgi w naszym futbolu przełomu lat...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka w formie eleganckiego i miłego dla oka albumu. Kolejne rozdziały przedstawiają starożytne cywilizacje, które rozkwitały na przestrzeni dziejów w każdym niemal zakątku naszego globu. Do tego sporo zdjęć, rysunków oraz wszelkiego rodzaju szkiców, przybliżających życie i osiągnięcia naszych przodków na różnych kontynentach...
Autorka opisuje pokrótce początki, rozwój, a także przyczyny chylenia się ku upadkowi kolejnych cywilizacji. Jest to na ogół wiedza, powiedzmy - "akademicka", ale nie brakuje też i różnego rodzaju "ciekawostek". Które bez wątpienia dodają tej lekturze tzw. kolorytu...
Poczytamy również o dawnych religiach i bóstwach. Na ogół, początkowo, obiektem "modłów" były siły natury. Jednak z upływem czasu niebo, wiatr, woda i ziemia zostały spersonifikowane. Ale wcześniejsze elementy "przyrodnicze" pozostały przy "bóstwach", w postaci np. promieni słonecznych bądź piorunów...
Zapoznamy się także z życiorysami co ważniejszych osób w opisywanych czasach. W większości przypadków to persony dość "znane", choć nie brakuje i takich, o których Czytelnik mógł wcześniej nie słyszeć...
Dla mnie kimś takim jest Wardhamana.
Żył on w Indiach w V w.p.n.e., jego naśladowcy nazywali go Mahawira ( Wielki Bohater) i Dżina (Zwycięzca), zaś samych siebie - dżinistami...
Trudno dziś powiedzieć, co (ponoć) skłoniło "nas" kiedyś do opuszczenia bezpiecznego/ szczęśliwego miejsca we Wszechświecie, i zanurzenia się w "świat materialny". Czy była to po prostu (jakże zgubna) ciekawość "co jest tam dalej", czy jakaś kara - ostatecznie znaleźliśmy się tu, na Ziemi. Niestety, powrót do "raju" z materialnej egzystencji nie jest łatwy, bo w tej ostatniej dusza ulega swego rodzaju "zabrudzeniu". Stąd "potrzeba" reinkarnacji, by w kolejnym wcieleniu "oczyścić się" i wrócić tam, skąd (niby) przybyliśmy...
Dżiniści uważają, że można tego dokonać poprzez odpowiednie zachowanie. Jednak odrzucenie wszelkich pokus (złudnego) szczęścia materialnego/cielesnego może nie być wystarczające - gdyż w świecie, gdzie przyszło nam żyć "wszystko" ma swoją duszę. I jakże łatwo cokolwiek skrzywdzić (choćby owada), oddalając tym samym swoje "wybawienie"...
Trzeba więc stale być czujnym, uważnym i nieczułym na "oszukańcze wizje szczęścia" tego świata, bo mają one na celu umieszczenie nas znów w karmicznym kole reinkarnacji. Dobre serce, czyste intencje i przyjazne nastawienie do otoczenia - powinny zaś temu zaradzić.
Choć wydaje się, że całkowita neutralność byłaby jednak lepsza, gdyż każde działanie, nawet to pozytywne - zostawia jakiś "energetyczny ślad", który wiąże nas z tym (okrutnym) miejscem...
Książkę czyta/ przegląda się z przyjemnością i zaciekawieniem. A że wkrótce czas świątecznych prezentów - przewiązana kolorową wstążką może okazać się miłym upominkiem praktycznie dla każdego...

Książka w formie eleganckiego i miłego dla oka albumu. Kolejne rozdziały przedstawiają starożytne cywilizacje, które rozkwitały na przestrzeni dziejów w każdym niemal zakątku naszego globu. Do tego sporo zdjęć, rysunków oraz wszelkiego rodzaju szkiców, przybliżających życie i osiągnięcia naszych przodków na różnych kontynentach...
Autorka opisuje pokrótce początki, rozwój,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawa, choć miejscami z pewnością niełatwa książka. Ale zarówno sama tematyka, jak i styl pisania Autora sprawiają, że warto po nią sięgnąć ...
Ludzie od dawien dawna próbują znaleźć odpowiedź na kłopotliwe pytanie, kto stoi za "pomysłem zaistnienia wszechrzeczy". Na przestrzeni lat pojawiło się więc mnóstwo - mniej lub bardziej prawdopodobnych - teorii w tej kwestii. Od Wielkiego Wybuchu począwszy, poprzez (na ogół bardzo) tajemniczych bogów - stwórców, aż po... symulację, będącą wytworem jakiejś bardzo zaawansowanej sztucznej super - inteligencji. Trudno powiedzieć, czy i kto ma rację - bo jednoznacznych, tzw. twardych dowodów nikt jeszcze nie przedstawił. Pozostaje więc kwestią wiary, w którą "pójdziemy" stronę...
Nie zaszkodzi przy tym zapoznać się z opiniami innych w tej sprawie. Tym bardziej, jeśli są znanymi przedstawicielami świata, powiedzmy, oficjalnej nauki...
Autor nie ukrywa, że bliska mu jest darwinowska teoria ewolucji. Nie chodzi, co często podkreśla, o "ślepy los" czy przypadek, bo zaistnienie życia w bezmiarze Kosmosu było po prostu w pewnych miejscach wręcz nieuniknione. A później już wszystko "poszło z górki"...
Oczywiście nie z dnia na dzień, tylko w niewyobrażalnie wręcz długim, z naszego - ludzkiego, punktu widzenia, czasie.
Ale gdy już "machina życia" ruszyła - nie było po prostu odwrotu. Każdy kosmiczny mikroelement, każdy atom, był wnikliwie "sprawdzany" przez budzące się do życia "istnienie", czy i jak może być przydatny. Zaś "przyjazne powstawaniu czegoś nowego" miejsca stopniowo, lecz nieubłagalnie zaczynały zmieniać swój wygląd...
Kto wie, czy to właśnie nie wtedy, u swoistego "zarania dziejów" - nie powstał byt, który z czasem wyewoluował do miana dzisiejszego Boga/Stwórcy/Opiekuna - Wszechrzeczy ? Bo w taką "istotę" Dawkins byłby jeszcze skłonny uwierzyć, ale w idealną i wszechmocną od samego (pra) początku - już nie bardzo...
Autor twierdzi też, że większość naukowców to tak naprawdę ateiści, choć oficjalnie nie przyznają się do tego. Bo człowiek "wierzący" inaczej jest postrzegany przez (prawie każde) środowisko W tym także to, które może zadecydować o jego ewentualnej, dalszej karierze...
Lektura nieco nierówna, ale oprócz "słabszych" rozdziałów są i naprawdę ciekawe. Więc choćby dla nich warto sięgnąć po tę książkę...

Ciekawa, choć miejscami z pewnością niełatwa książka. Ale zarówno sama tematyka, jak i styl pisania Autora sprawiają, że warto po nią sięgnąć ...
Ludzie od dawien dawna próbują znaleźć odpowiedź na kłopotliwe pytanie, kto stoi za "pomysłem zaistnienia wszechrzeczy". Na przestrzeni lat pojawiło się więc mnóstwo - mniej lub bardziej prawdopodobnych - teorii w tej kwestii. Od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeden z najlepszych pięściarzy w całej historii boksu opowiada o swoim życiu. Nie zawsze tak kolorowym i radosnym, jak można by przypuszczać - znając gaże tegoż wojownika za toczone przez niego niezapomniane, ringowe boje...
Niemały wpływ na bohatera miała jego matka. Gdy poobijany 11-letni Evander pewnego razu zakomunikował, że kończy z boksem, ta niewzruszona stwierdziła : "Wrócisz tam, pokonasz tego chłopaka, i dopiero zrezygnujesz. Nie będziesz kończył jako przegrany, bo wejdzie ci to w krew". A warto dodać, że od początku była przeciwna "ringowej przygodzie" syna. Jednak nie chciała "wypuścić na świat" mięczaka...
I tak życiowa/sportowa twardość z czasem stała się wizytówką Holyfielda. Nigdy nie odpuszczał, czy to na sali treningowej, czy później w ringu. Do tego pierwszy trener wpoił mu zasadę : "Jak chcesz wygrać to znokautuj rywala. Sędziowie punktowi nie zawsze są uczciwi". Nic więc dziwnego, że oglądając potyczki Evandera między linami - widzowie nie mogli narzekać na nudę...
Zarówno na arenach amatorskich, jak i następnie zawodowych. Bo wśród profesjonalistów dość szybko zyskał należne uznanie. I było jasne, że prędzej czy później dojdzie do konfrontacji z Tysonem, z którym Holyfield toczył swego rodzaju "korespondencyjną" rywalizację jeszcze w czasach amatorskich...
W książce najważniejszym - zdaniem samego zainteresowanego - potyczkom, poświęcono więcej miejsca niż pozostałym. Dlatego ringowe boje z Qawim, Tysonem czy Bowem są opisane dość szczegółowo. Co oczywiście nie oznacza, że pojedynki z Moorerem, Lewisem, Foremanem lub Ruizem były mniej ciekawe. Po prostu, jak to w życiu - są pewne "kamienie milowe", które sprawiają, że coś jest nieco bardziej istotne od czegoś innego...
Mistrza, niestety, nie omijały też kontuzje (głównie barków), nic więc dziwnego, że i ta tematyka pojawia się co jakiś czas. Bo niby "sport to zdrowie", ale już ten wyczynowy, na najwyższym poziomie - niesie spore ryzyko "zamęczenia" organizmu...
No i na koniec, choć przecież nie najmniej ważne - życie prywatne...Niewielu (?) mistrzów miało tylu potomków z różnymi kobietami, co bohater tej książki. Ale trzeba oddać Holyfieldowi, że stara się brać czynny udział w życiu (chyba) każdego z nich. Stąd, według niektórych, przeciągana do granic możliwości kariera, bo każdy grosz (a właściwie dolar) się liczył...
Jednak sam zainteresowany twierdzi, że jest inaczej. Po prostu boks to "jego świat", i uwielbia wszystko, co z nim związane. Od katorżniczych treningów począwszy, poprzez ciężkie ringowe boje, aż po...sowite wynagrodzenie za włożony trud i wysiłek. O "byciu najlepszym" - nawet nie wspominając, bo to oczywiste ...
PS : okładka to "mały dramat". Praktycznie zdjęcie z każdej potyczki Holyfielda lepiej oddałoby ducha bohatera oraz tej lektury. Cóż -nie można mieć wszystkiego...(?)

Jeden z najlepszych pięściarzy w całej historii boksu opowiada o swoim życiu. Nie zawsze tak kolorowym i radosnym, jak można by przypuszczać - znając gaże tegoż wojownika za toczone przez niego niezapomniane, ringowe boje...
Niemały wpływ na bohatera miała jego matka. Gdy poobijany 11-letni Evander pewnego razu zakomunikował, że kończy z boksem, ta niewzruszona stwierdziła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niemcy to od lat prawdziwa piłkarska potęga. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale bywały w (odległej) przeszłości turnieje, gdy jednak nie wymieniano ich w roli faworytów. I właśnie od tych zamierzchłych czasów począwszy - Autor  wprowadza nas w świat futbolu naszych  zachodnich sąsiadów.
A jest o czym czytać...
"Wszystko" zaczęło się od mistrzostw świata w roku 1958. To wtedy Niemcy (jeszcze, oczywiście, jako RFN) zaskoczyli piłkarski świat po raz pierwszy, niespodziewanie bijąc w finale imprezy sławetną węgierską "złotą jedenastkę". Z którą w meczu grupowym polegli z kretesem, grając niemal rezerwowym składem. Nie był to jednak szczwany wybieg ich trenera - najlepszych graczy oszczędzał on bowiem na kolejny, decydujący o dalszym awansie mecz...
W książce poczytamy też o najlepszej w historii Niemiec ekipie, za jaką uważa się drużynę mistrzów Europy z 1972 roku. Była to praktycznie "konstelacja fwiazd", bo takie nazwiska, jak Maier, Beckenbauer, Muller czy Netzer - były znane każdemu kibicowi piłki nożnej. 2 lata później niewiele zmieniona niemiecka ekipa zdobyła mistrzostwo świata, jednak jej styl gry nie był już tak porywający. Do tego polegli w starciu z "rodakami" z NRD, co zgodnie uznano nad Renem za hańbę...
Różnie się później układały losy niemieckiej piłki, bo oprócz nieoczekiwanych triumfów (złoto na czempionacie Europy 1980) zdarzały się również spektakularne klęski (mistrzostwa 1984). Ale generalnie z Niemcami już "zawsze należało się liczyć", choć złoto zgarniali inni. Aż kadrę objął Franz Beckenbauer...
A jest to postać wręcz legendarna za naszą zachodnią granicą. I nawet nie chodzi o "boiskową elegancję", której dziś już prawie nikt nie pamięta. "Cesarz" po prostu, jako jeden z (bardzo) niewielu potrafił zdobyć Puchar Świata zarówno jako piłkarz, jak i później trener. A warto dodać, że prowadząc Niemców do triumfu w 1990 roku nie posiadał wymaganych "papierów". Jednak magia nazwiska pozwoliła na "obejście" tej drobnej (?) niedogodności...
W książce poczytamy nie tylko o kadrze, ale również krajowej lidze naszych sąsiadów. A ta w niezwykle spektakularny sposób potrafiła w latach 70-tych stać się prawdziwą potęgą na Starym Kontynencie. I, z niewielkimi wachaniami, stan ten trwa praktycznie do dziś...
W lekturze nie brakuje też polskich wątków. Bo zarówno w Bundeslidze (Furtok, Błaszczykowski, Piszczek, Lewandowski), jak i reprezentacji Niemiec (Klose, Podolski) Polacy byli nietuzinkowymi postaciami...
Książka napisana jest barwnym językiem, ze sporą dozą humoru, i nierzadko swoistymi "odnośnikami" do przeróżnych spraw - z pozoru nieszczególnie związanych z futbolem (polityka, gospodarka). A to czyni ją jeszcze ciekawszą. Bo piłka nożna, choć niewątpliwie niezwykle istotna - nie jest jednak najważniejszą rzeczą na świecie. Choć pewnie nie wszyscy podzielą ten pogląd...

Niemcy to od lat prawdziwa piłkarska potęga. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale bywały w (odległej) przeszłości turnieje, gdy jednak nie wymieniano ich w roli faworytów. I właśnie od tych zamierzchłych czasów począwszy - Autor  wprowadza nas w świat futbolu naszych  zachodnich sąsiadów.
A jest o czym czytać...
"Wszystko" zaczęło się od mistrzostw świata w roku 1958. To...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Prawdziwa "kopalnia wiedzy" o zawodowym boksie. Chociaż, ze względu na objętość - przedstawiona w tak zwanym telegraficznym skrócie...
Jednak każdy miłośnik szlachetnej sztuki samoobrony (bo tak nazywano niegdyś  boks) znajdzie tu coś dla siebie.
Są tu bowiem zarówno krótkie opisy największych walk w historii, jak i (niedługie) recenzje co bardziej znanych filmów z pięściarstwem w "roli głównej". Oraz sylwetki najwybitniejszych mistrzów. A także przegląd najsłynniejszych aren, które na przestrzeni dziejów gościły ringowych gladiatorów...
Jest też trochę i o naszych, biało- czerwonych zawodowcach. Takich nazwisk, jak Michalczewski, Gołota czy Adamek nie mogło więc zabraknąć. Ale zaraz "obok" nich pojawiają się Włodarczyk, Saleta oraz Bartnik, którzy również, z różnym powodzeniem, próbowali swych sił na profesjonalnych ringach...
Jest też i kilka pań, które uprawiały tę dyscyplinę. I są to nie tylko zagraniczne wojowniczki, jak Laila Ali czy Regina Halmich - bo na kartkach książki spotkamy również "nasze" Agnieszkę Rylik i Iwonę Guzowską...
Poczytamy także o wielu, powiedzmy- ciekawostkach, takich bardziej z okolic ringu, niż samej areny zmagań pięściarzy.
Dowiemy się więc "co nieco" o pozasportowych ekscesach braci Rocchigiani, którzy swego czasu byli w Niemczech prawdziwym utrapieniem dla tamtejszych stróżów prawa.
Poznamy tragiczne losy Edwina Valero z Wenezueli oraz Alexisa Arguello z Nikaragui, którzy zadziwiali najpierw na sportowych arenach, a później szokowali w życiu prywatnym. Ostatecznie zaś każdy z nich odebrał sobie życie...
Cóż, nie wszyscy ringowi twardziele radzą sobie równie dobrze poza linami czy salą treningową...
Dowiemy się również, którzy z mistrzów pięści byli najbardziej związani z tak zwanym "półświatkiem", a nawet mafią, i jakie to przynosiło rezultaty. Bo swego rodzaju "ochrona" nie zawsze była "bezterminowa"...
No i odbędziemy swoistą "podróż w czasie" - od okresu, gdy panowie zaczynali walczyć o najwyższe trofea w rękawicach, poprzez niełatwe lata Wielkiego Kryzysu czy wojennej zawieruchy, aż do czasów współczesnych, gdzie - dzięki mediom społecznościowym -  niejeden czempion to niemal "kumpel z sąsiedztwa", o którym wiemy (prawie) wszystko...
Pozycja z pewnością zadowoli fanów boksu, a tzw."niezdecydowani" po jej przeczytaniu - prawdopodobnie "zasilą" szeregi tych pierwszych...

Prawdziwa "kopalnia wiedzy" o zawodowym boksie. Chociaż, ze względu na objętość - przedstawiona w tak zwanym telegraficznym skrócie...
Jednak każdy miłośnik szlachetnej sztuki samoobrony (bo tak nazywano niegdyś  boks) znajdzie tu coś dla siebie.
Są tu bowiem zarówno krótkie opisy największych walk w historii, jak i (niedługie) recenzje co bardziej znanych filmów z...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki On, Strejlau Jerzy Chromik, Andrzej Strejlau
Ocena 6,8
On, Strejlau Jerzy Chromik, Andr...

Na półkach:

Książka w formie wywiadu z legendarnym pasjonatem futbolu. Porusza praktycznie wszystkie ważniejsze momenty z życia bohatera, choć niektóre kwitowane są zbyt lakonicznie. A i pytania niekiedy bywają dłuższe, niż same odpowiedzi...
Szkoda, bo pewne kwestie mogłyby być nieco bardziej rozwinięte. Choć pewnie wtedy autor lub pytany byliby narażeni na ewentualne wizyty w sądzie, by rozstrzygnąć, "jak było naprawdę "...
Andrzej Strejlau to postać wyjątkowa w naszym sporcie. Trudno nie czuć doń sympatii, gdy z pasją opowiada - czy to o futbolu, czy , powiedzmy - ogólnie "życiu". Zaś powiedzonka, w stylu "nieważne, kto z kim śpi - ważne, żeby się wyspał" - dodają książce kolorytu.
Jednak i bez nich biografia bohatera jest niezwykle ciekawa. Czynnie uczestniczył w największych sukcesach naszego futbolu w pięknych latach 70- tych zeszłego stulecia, z osiągnięciami pracował też za granicą. Może nie były to jakieś oszałamiające triumfy, ale, szczególnie w miejscach, gdzie trenował - do dziś wspominany jest z szacunkiem.
Kto wie, czy z jego pasją do piłki, mając szansę sprawdzenia się w naprawdę dobrych warunkach, nie byłby dziś jednym z najbardziej utytułowanych polskich trenerów w historii ?
Ale, jak mówi sam bohater - "gdyby moja ciocia wciąż żyła, to byłaby najstarszą osobą na Żoliborzu (?)"...
Jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że pewne sytuacje miały miejsce "w złym czasie". Przykładowo Pan Andrzej trenował Legię w okresie, gdy ta nie potrafiła, mimo bezsprzecznego potencjału, potwierdzić swej dominacji w kraju. A i prowadzenie reprezentacji powierzono mu o ładnych parę lat "za późno"...
Takie były czasy, gdy różnorakie układziki miały większe znaczenie, niż fachowa wiedza i umiejętności..Do tego dochodziła wszechpotężna korupcja, której "bohaterowie" dopiero po latach zaczęli być "dostrzegani i napiętnowani"...
Co ważne, Pan Andrzej w tych mrocznych czasach polskiej piłki zawsze był postrzegany jako "ten uczciwy", za którym nigdy nie ciągnęły się żadne skandale czy oszustwa...
Taki też pozostaje do dziś. Sympatyczny, starszy Pan, który pokochał futbol miłością największą chyba z możliwych. I zdaje się, że mimo przeróżnych, powiedzmy, "perturbacji" - z wzajemnością...

Książka w formie wywiadu z legendarnym pasjonatem futbolu. Porusza praktycznie wszystkie ważniejsze momenty z życia bohatera, choć niektóre kwitowane są zbyt lakonicznie. A i pytania niekiedy bywają dłuższe, niż same odpowiedzi...
Szkoda, bo pewne kwestie mogłyby być nieco bardziej rozwinięte. Choć pewnie wtedy autor lub pytany byliby narażeni na ewentualne wizyty w sądzie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejna ciekawa książka Grahama Hancocka. W sumie nic dziwnego, bo od dawna przyzwyczaił on nas, że pozycje jego autorstwa są interesujące i skłaniają do przemyśleń.
Głównie nad naszą historią, która niekoniecznie jest taka, jak się nam przedstawia od strony tzw. "oficjalnej" nauki.
Tym razem Hancock "wziął na warsztat" cywilizację przedpotopową.
W mitach i legendach z różnych stron świata przedstawia się ją jako dosyć zaawansowaną i sprawiającą, że żyjącym pod jej skrzydłami ludziom niczego (chyba) nie brakowało.
Jednak zła strona natury ludzkiej dała w końcu o sobie znać. Człowiek z biegiem czasu stał się butny i zarozumiały, chciał sobie podporządkować wszystko wokół. Zaś współpracę zastąpiła rywalizacja... "Niebiosa" postanowiły go więc ukarać. W późniejszych opowieściach było to przedstawiane jako "ognisty wąż", który zeskoczył z nieba na Ziemię, wbijając się w jej skorupę. Lub jako kometa z "płomiennym ogonem", niszcząca każdy skrawek materii, jaki napotkała na swej drodze...
Kataklizm całkowicie zmienił naszą planetę, pozostali przy życiu ludzie zaczynali praktycznie wszystko od nowa. Na szczęście kilku "co lepszych" z zaginionych cywilizacji również przeżyło, i podążyli w różne rejony "nowego świata", by wspomagać innych ocalałych...
Nauczali wszystkiego, co sami wynieśli ze "starych, dobrych czasów". Od uprawy ziemi począwszy, poprzez budownictwo, na powiedzmy, zasadach prawnych skończywszy. W różnych miejscach świata nosili różne imiona - wśród Indian był to Kukulcan, w Egipcie Ozyrys, jeszcze gdzie indziej Oannes...
Dzięki ich wiedzy, przekazywanej ocalałym, cywilizacja z czasem odrodziła się.
Ale "gniew niebios", według legend, jeszcze kiedyś powróci. Stąd liczne podziemne schrony (zwane War- ami) i tunele w wielu miejscach na Ziemi. By tam, kiedy nadejdzie "ten moment" - (niektórzy) ludzie mogli się ukryć...
Zaś budowle z "poprzedniej epoki" (piramidy, Sfinks, Stonehenge) i ich usytuowanie - wskazuje na najbardziej prawdopodobny okres kolejnych, kosmicznych zagrożeń. W książce pada data, że owo swoiste "okno czasowe" zakończy się dopiero w okolicach 2040 roku ...
Według niektórych ekpertów, zajmujących się uczciwie tematem, potencjalne zagrożenie ze "strony Kosmosu" jest niemałe. I wiedzą o tym elity rządzące...
Jednak niewiele można tak naprawdę zrobić, by uniknąć ewentualnej "kosmicznej kolizji", a "wszystkich" przecież i tak nie da się uratować. Więc oficjalnie jest ok, i nic złego, przynajmniej "z nieba", nam nie zagraża.
Możemy więc spać spokojnie... ?

Kolejna ciekawa książka Grahama Hancocka. W sumie nic dziwnego, bo od dawna przyzwyczaił on nas, że pozycje jego autorstwa są interesujące i skłaniają do przemyśleń.
Głównie nad naszą historią, która niekoniecznie jest taka, jak się nam przedstawia od strony tzw. "oficjalnej" nauki.
Tym razem Hancock "wziął na warsztat" cywilizację przedpotopową.
W mitach i legendach z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Prawdziwe vademecum wiedzy o mieszanych sztukach walki. Znajdziemy tu nie tylko krótki rys historyczny, w tym nawiązania do starożytnego pankrationu. Ale także współczesny "krajobraz" MMA - a więc dzisiejsze zasady tego sportu. Jego największe organizacje, najważniejsze zawody oraz, oczywiście - sylwetki najlepszych zawodników.
Nie tylko tych z aren światowych. Sporo miejsca poświęcono bowiem rozwojowi tej dyscypliny nad Wisłą.
Nie mogło w takim razie zabraknąć miejsca dla Mameda Khalidova. Bo to tego wojownika trzeba chyba uznać za ikonę MMA w naszym kraju...
Są też rozdziały poświęcone najsłynniejszym arenom współczesnych sztuk walki. Oraz sportowcom, którzy swą sławę z ringów/klatek próbowali później wykorzystać na filmowym ekranie. By znanym nazwiskiem przyciągnąć potencjalnych widzów do kin...
Jednym z takich przykładów jest Randy Couture. Osiągnięciami z aren sportowych zdobył status prawdziwej legendy MMA. I nic dziwnego, że później filmy z jego udziałem cieszyły się sporą popularnością. Oczywiście nie były to jakieś "oscarowe" produkcje, jednak takie tytuły, jak "Król Skorpion 2 - narodziny wojownika", "Redbelt", czy seria "Niezniszczalni" - miały swego czasu wcale niemałą rzeszę fanów...
Umiejętności nabyte przez lata uprawiania sportów walki prezentowała też na ekranie Gina Carano. Obrazy z jej udziałem to były typowe filmy akcji, dostała też ciekawą rolę w serialu " Mandalorian" (część sagi "Gwiezdnych wojen"). Tu jednak, ze względu na jej "zamiłowanie do mówienia prawdy"- furory ostatecznie nie zrobiła...
Na filmowym ekranie gościli też m.in. Ronda Rousey czy Mirko "Crocop" Filipović, ale jako "aktorzy" niespecjalnie zbliżyli się do wysokiego poziomu, jaki prezentowali na światowych arenach MMA...
A te ostatnie przez lata były "świadkami" wielu niesamowitych karier. Narodzin, wzlotów i upadków wojowników, którzy wydawali się naprawdę "nie do pobicia". Dziś zaś jedynym z Wielkich, który rzeczywiście nie spotkał pogromcy na swej sportowej drodze w MMA, jest "niesforny" (poza sportem) Jon Jones. Bo pozostali "Giganci", jak Fedor Emalianenko, Randy Couture, czy Anderson Silva - w końcu przegrywali. Niekiedy po prostu z upływajacym czasem, nie zaś tak naprawdę z konkretnym rywalem, ale jednak. Niełatwo bowiem odejść z tego sportu w odpowiednim momencie - w dobrym zdrowiu i niepokonanym...
Ciekawa lektura, a jej treść - przynajmniej niektóre "rozdziały"-  powinna zainteresować nie tylko zagorzałych fanów sportów walki...

Prawdziwe vademecum wiedzy o mieszanych sztukach walki. Znajdziemy tu nie tylko krótki rys historyczny, w tym nawiązania do starożytnego pankrationu. Ale także współczesny "krajobraz" MMA - a więc dzisiejsze zasady tego sportu. Jego największe organizacje, najważniejsze zawody oraz, oczywiście - sylwetki najlepszych zawodników.
Nie tylko tych z aren światowych. Sporo...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tajemnica Marsa : opowieść o końcu dwóch światów Robert Bauval, John Grigsby, Graham Hancock
Ocena 6,6
Tajemnica Mars... Robert Bauval, John...

Na półkach:

Treść książki, przynajmniej momentami, robi niemałe wrażenie. I skłania do przemyśleń. Czy za uroczym błękitem nieba, jaki nieraz podziwiamy w piękny, słoneczny dzień - może "czaić się" coś niepokojącego, a nawet - złowieszczego ?

Pierwsza część tej lektury poświęcona jest jej tytułowemu bohaterowi - planecie Mars.

Na podstawie próbek z sond kosmicznych, zdjęć satelitarnych czy meteorytów pochodzących z tego ciała niebieskiego potwierdzono, że w (odległej) przeszłości tętniło tam...życie.
Były oceany, rzeki, także spore jeziora. Wszystko jednak uległo unicestwieniu. Kiedy i z jakiej przyczyny - o tym traktują dalsze rozdziały książki...
Jest w niej też niemało informacji o sławetnej "Twarzy" oraz rzekomych piramidach widocznych na fotografiach z Marsa. Jednak, jak zauważają sami autorzy - do czasu załogowej misji na Czerwoną Planetę - tematyka ta nie będzie w pełni zweryfikowana...
Im dalej zagłębiamy się w lekturę, tym ciekawiej. Poprzez stwierdzenia/dowody, że prastare ziemskie budowle, jak Stonehenge czy piramidy w Gizie - to obserwatoria kosmiczne - mające ostrzegać przed nadciągającym co jakiś czas zagrożeniem z przestrzeni.
Aż po stwierdzenia ekspertów (informacje i opinie kilku uznanych w świecie astronomów, od wielu lat zajmujących się tematyką kosmicznych zagrożeń), że obecny klimat i "spokój" na Ziemi są raczej (niestety) tylko przejściowe...
Na podstawie badań twierdzą oni, że to, co spotkało Marsa - w mniej lub bardziej odległej przyszłości może się także przytrafić naszej Ziemi. Właściwie to dużo bardziej zasadne od zapytania "czy" - byłoby raczej "kiedy" ( rok 2030 ?)...
Na przełomie czerwca i lipca oraz w początkowych dniach listopada Ziemia przechodzi przez tzw.rój Taurydów. Możemy beztrosko podziwiać wtedy "spadające gwiazdy".
Jednak prócz owych cieszących oczy "kosmicznych drobinek" - są tam i sporo większe obiekty.
W tym nawet wielokilometrowe komety, pozostałości po "super- matce", która lata temu (liczone w tysiącach) znalazła się w Układzie Słonecznym. W pewnym "kosmicznym momencie" eksplodowała "nieopodal" Marsa, a jej olbrzymie odłamki zbombardowały tę planetę, niszcząc kwitnące tam życie...
Co gorsza - niemałe pozostałości tego "potwora z przestworzy" wciąż kręcą się w naszym "niedalekim" sąsiedztwie. Niełatwe, mimo rozmiarów do wykrycia (osłania je gęsty pył kosmiczny), a kurs kolizyjny z nimi w zasadzie jest nieunikniony...
Więc któreś z kolejnych ziemskich pokoleń stanie zapewne w obliczu owych "kosmicznych perturbacji".
Być może jest to jakiś "wyższy plan" Wszechświata.
Lecz niewielka to pociecha dla istot, które znajdą się wtedy w samym sercu tego "zamieszania"...

Treść książki, przynajmniej momentami, robi niemałe wrażenie. I skłania do przemyśleń. Czy za uroczym błękitem nieba, jaki nieraz podziwiamy w piękny, słoneczny dzień - może "czaić się" coś niepokojącego, a nawet - złowieszczego ?

Pierwsza część tej lektury poświęcona jest jej tytułowemu bohaterowi - planecie Mars.

Na podstawie próbek z sond kosmicznych, zdjęć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Autor to legendarny karateka, uczeń samego G.Funakoshiego, uważanego za ojca/twórcę współczesnej odmiany tej sztuki walki.
W książce przedstawia ogólne cele oraz zasady sportu, którego praktykowaniu poświęcił niemal całe swoje życie.
A więc - karate to nie jest rodzaj widowiska, gdzie dwóch ludzi bije się, by udowodnić który jest lepszy czy silniejszy.
Karate to sztuka samoobrony bez broni, gdzie ręce i nogi poddawane są systematycznym ćwiczeniom. Za potencjalną broń zaś może posłużyć praktycznie każda część ciała...
Ma to związek z przeszłością, gdy kolejna dynastia rządząca na wyspie Okinawie (nieformalna ojczyzna karate) zakazała noszenia jakiejkolwiek broni. Władcy nie chcieli mieć wojowniczych, dobrze wyszkolonych podwładnych, tylko uległych i bezbronnych. Ewentualną bronią poddanych mogły być więc tylko nieuzbrojone ręce oraz nogi. Zaczęto je więc systematycznie ćwiczyć i wzmacniać.
Ale potajemnie, bo za tego typu praktyki groziły surowe, cielesne kary...
Nie była czymś niezwykłym sytuacja, gdy nikt z rodziny/ najbliższych nie wiedział, że ktoś sumiennie ćwiczy karate. Pełna konspiracja...
Esencją technik karate jest tzw.kime - czyli atak eksplodujący dokładnie w celu uderzenia (motto mistrzów - "zabić wroga jednym ciosem").
Systematyczny trening potrafi przekształcić  rozmaite części ciała w skuteczną broń, z którą "zderzenie" może mieć dla potencjalnego przeciwnika opłakane skutki.
Niezwykle istotna w praktykowanou karate jest samokontrola, bo to naprawdę niebezpieczna sztuka walki.
Trenujemy, by móc przezwyciężyć każdą przeszkodę, zarówno fizyczną, jak i niematerialną.
Karate to jednak nie tylko sztuka samoobrony. Także, a może przede wszystkim - skuteczny środek do osiągnięcia i utrzymania zdrowego ciała.
A będzie nam ono (ciało) przecież  towarzyszyć do samego końca naszej ziemskiej wędrówki...
Równie ważny, co aspekt fizyczny jest w praktykowaniu karate aspekt duchowy.
Stąd pewna niechęć autora do zawodów sportowych, gdzie główny nacisk kładzie się po prostu na wygrywanie.
Dążenie do doskonałości schodzi na dalszy plan, liczy się zwycięstwo  tu i teraz, z konkretnym przeciwnikiem.
Do tego w książce znajdziemy mnóstwo zdjęć, rysunków i opisów ćwiczeń. Od tych (niby) najprostszych, do coraz bardziej skomplikowanych.
Nic, tylko czytać, praktykować, i cieszyć sìę bezpieczeństwem. Oraz ciągłym zdrowiem...

Autor to legendarny karateka, uczeń samego G.Funakoshiego, uważanego za ojca/twórcę współczesnej odmiany tej sztuki walki.
W książce przedstawia ogólne cele oraz zasady sportu, którego praktykowaniu poświęcił niemal całe swoje życie.
A więc - karate to nie jest rodzaj widowiska, gdzie dwóch ludzi bije się, by udowodnić który jest lepszy czy silniejszy.
Karate to sztuka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Swoista spowiedź Generała.
Kontrowersyjna, lecz decyzyjna wówczas osoba próbuje wyjaśnić przyczyny, które spowodowały wprowadzenie w naszym kraju stanu wojennego. Przekonanych o prawidłowości tej decyzji utwierdzać w jej słuszności z pewnością już nie musi. A powiedzmy - sceptyków - i tak nie przeciągnie na swoją stronę...
Tak jak zwolennik PiS-u zwykłą rozmową raczej nie sprawi, by fan PO- nagle zmienił polityczne barwy.  Co innego oczywiście sami politycy, bo ci zwykle idą za potencjalnie większą kasą. Co nieraz widać później w posiadanym stanie majątkowym...
Ale wracając do stanu wojennego - były reprezentacyjny bramkarz Jan Tomaszewski grał wówczas w Hiszpanii. Nie w Realu czy Barcelonie, tylko w Herculesie Alicante, ale jednak. Opowiadał, że w hiszpańskiej telewizji pokazywano migawki, jak nieopodal granicy Polski z ZSRR gromadzą się wojska radzieckie. Ponoć nawet pokazywano zbliżenia żołnierzy, których wygląd był bardziej azjatycki niż europejski...
Trudno dziś powiedzieć, jak było naprawdę. Osobiście byłem zbyt młodym dzieciakiem, by odczuć jakieś niedogodności w zaistniałej sytuacji. Choć zdaję sobie sprawę, że dla niektórych osób/rodzin mogło to wyglądać zupełnie inaczej. Bo przecież nie wszyscy internowani jadali suto zakrapiane alkoholem kolacje w swoich miejscach odosobnienia. A takie właśnie fotografie pojawiały się w różnych publikacjach po latach...
Generał nieraz zarzekał się, że decyzja o stanie wojennym była jego " suwerenną". Fajnie, że brał "wszystko" na siebie, ale obawiam się, że to tylko taka ładna zagrywka. Podejrzewam, że żaden polityk od pewnego stopnia "ważności" nie jest niezależny. Nie tylko od partii, którą reprezentuje, ale pewnie i od innych, nierzadko "będących w cieniu", powiedzmy - podmiotów.
A i tego typu ważkie decyzje, jaką podjął w grudniu 1981 Generał - też mogą zapadać w zupełnie innych miejscach niż te, gdzie później je ogłaszają...
Wiatr przemian i tak w końcu dotarł do "socjalistycznej" Europy. Może "nasz stan wojenny" nieco go spowolnił, a kto wie, czy nie zapobiegł nawet czemuś w rodzaju "Arabskiej wiosny", która lata później narobiła trochę "bałaganu" w Afryce Północnej....?
Zaś czy "musiał" być wprowadzony ? Na to pytanie każdy Czytelnik tej książki - odpowie już sobie sam...

Swoista spowiedź Generała.
Kontrowersyjna, lecz decyzyjna wówczas osoba próbuje wyjaśnić przyczyny, które spowodowały wprowadzenie w naszym kraju stanu wojennego. Przekonanych o prawidłowości tej decyzji utwierdzać w jej słuszności z pewnością już nie musi. A powiedzmy - sceptyków - i tak nie przeciągnie na swoją stronę...
Tak jak zwolennik PiS-u zwykłą rozmową raczej nie...

więcej Pokaż mimo to