rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

W trakcie moich wielokrotnych spacerów po Empiku dwie książki zwracały moją uwagę systematycznie przez tytuły/grzbiety ich książek. Jedną była "Achaja" Ziemiańskiego, drugą "Szklany tron" Maas. Wiele razy chwyciłam książkę, ale kiedy spojrzałam na okładkę bądź przeczytałam opis powieści wywalałam oczami i stwierdzałam, że to zupełnie nie dla mnie. Fantasy czytadło dla nastolatków.
W końcu jednak "Szklany tron" zagościł na mojej półce. Opis na tyle książki odstraszał nadal, ale całkowicie szczerze - miałam ostatnio chęć na jakiś romans, lekką książkę.
Jeśli chodzi o świat wykreowany przez autorkę - jest okej, lecimy raczej standardowym schematem, mamy złego króla, podbijającego inne krainy i traktującego w okrutny sposób ich ludność, magię, która została zakazana i sama zniknęła. Mamy wspomnianą rasę Fae, która najpewniej mieszkała w tej krainie przed pojawieniem się ludzi i kojarzy mi się z elfami. Jest szklany zamek wybudowany przez władcę, jest i książę, który nie zgadza się z polityką ojca, ale jest zbyt ciepłą kluchą i obawia się oskarżeń o zdradę. Słowem - całkiem dobre podwaliny pod ciekawą opowieść.
Główna bohaterka - zesłana na rok niewolniczej pracy Caelena dorobiła się opinii najlepszej zabójczyni w wieku 17 lat, ciężko wyjaśnić dlaczego akurat ona, może podjęła się jakiegoś ryzykownego zlecenia i to stało się źródłem jej sławy...tłumaczyłabym to raczej w ten sposób. Wiemy w każdym razie, że była dobra, świetnie posługuje się wieloma rodzajami broni i przeszła ciężki trening. Oprócz tego ma inne zainteresowania - lubi czytać i świetnie gra na pianinie. O ich źródło podejrzewam lata, w których bohaterka nie przystąpiła jeszcze do szkolenia. O jej przeszłości dowiadujemy się jedynie z krótkich przebłysków, które mnie szczerze zaciekawiły. Pod względem charakteru...początkowo irytowało mnie stałe zaznaczanie kogo i jak szybko by nie zabiła, albo w jaki sposób mogłaby uciec. Rozumiem jaki był tego cel, ale szczerze przewracałam oczami co któryś opis. Z kolei ostrożne podejście w samym zamku - prowizoryczna broń, szukanie ewentualnej drogi ucieczki czy początkowy brak zaufania i ukrywanie pewnych faktów działały dla mnie na plus, podkreślały, że dziewczyna jest mimo wszystko ostrożna i nieufna. Dla niektórych dysonansem może być to z jaką lubością mierzyła piękne suknie, ale całkiem szczerze - która z nas babek nie zachwycałaby się cudnymi, balowymi sukniami, zwłaszcza po roku chodzenia w łachmanach. Trochę raziło mnie, że Caelena po roku w kopalni, otoczona zapewne smrodem brudnych ciał i odorem innego rodzaju ma szczególnie wyczulony węch. Zwraca uwagę na chociażby zapach końskiego potu (a jest on niezbyt przyjemny) nawet zaraz po wyjściu z kopalni. Jest arogancka i często zbyt pewna siebie, czasem wydaje się być wręcz lekko naiwna. Kreowana jest na zabójczynię, która mimo iż pragnie wolności i spokoju po zakończeniu służby, będzie miała misję ratowania świata, bo naznaczona przepowiednią poznała cierpienie uciśnionych przez króla ludzi. Mimo wszystko całkiem polubiłam jej dość zadziorny charakterek, ciekawa jestem jej przeszłości, a także tego jak będzie wyglądać jej służba.
Drugim bohaterem jakiego poznajemy jest Chaol, którego autorka także skrzywdziła daniem mu tytułu Dowódcy Gwardii Królewskiej. Dużo bardziej podobałby mi się w roli jakiegoś Strażnika, bądź kogoś blisko Dowódcy, bo mimo iż bardzo polubiłam jego kreację - ostrożne podejście, nutę złośliwości, honorowość i lojalność, przez jego zachowanie po ostatnim akcie wydał mi się zupełnie nieodpowiedni do tej roli, jakby był nieprzygotowany, zwłaszcza, że rola jaką mu nadano raczej kojarzy mi się z kimś dojrzałym i doświadczonym. Mimo wszystko bardzo tego bohatera polubiłam.
Książę Dorian za to mniej przypadł mi do gustu. Zupełnie nie przeszkadza mi kreacja księcia znudzonego dworskim życiem, zupełnego bawidamka, który nie może opędzić się od adoratorek i próbuje podrywać główną bohaterkę. Bolało mnie jego podejście do rzeczywistości. Ogromna naiwność w temacie zamążpójścia, brak prób powstrzymania złego króla w jakikolwiek sposób, prowadzenia własnej gry. Takie ciepłe kluchy, broniące się śliczną buzią i pięknymi oczami. Książe lubuje się w literaturze, ale zdecydowanie powinien wybierać sobie inne pozycje do czytania. Zamiast sprawnego polityka dostajemy dzbana i ignoranta, nie uczącego się języków, nie będącego figura w sieci dworskich intryg. Ot, taki książę, który zmarnował możliwości i spędzał czas na obmacywaniu panienek.
Ostatnią znaczącą bohaterką jest Nehemia, przyjaciółka głównej bohaterki. Dziewczyna sprytna i wierna swojemu ludowi, rozumiejąca pewną symbolikę z końca serii, chociaż w pewnym momencie podzielałam zdanie na jej temat z główną bohaterką cyklu. Tylko przez chwilkę, bo w kolejnej scenie autorka zaprezentowała nam zupełnie inne fakty na temat bohaterki.
Pojawia się też wątek miłosny, w pewnym momencie ocierający się o trójkąt i cieszy mnie zakończenie jednego romansu. Mam wrażenie, że drugiemu kandydatowi na Caelenie zależało znacznie bardziej, a podejście obu pokazała scena finału turnieju. Oboje się przyglądali walce, ale tylko jeden z nich klęczał zaraz obok zabójczyni, zagrzewając ją do walki (można uzasadniać to statusami społecznymi, ale pal licho - wcześniej bezczynny bohater nie miał problemu działać wbrew etykiecie). Ogólnie bardzo podobała mi się ta scena.
Fabularnie całkiem okej. Nie było szału, mamy wątek turnieju, którego wynik znamy już na samym początku, ale no umówmy się, że tu chyba nikt żadnego twistu się nie dopatrywał. Poznajemy trochę dworskiego życia Caeleny, która przyzwyczaja się troszkę do całej tej wygody. Turniej rozłożony jest przez całą długość powieści i często dowiadujemy się o wynikach w tle co nie przeszkadzało mi jakoś szczególnie. Podobał mi się motyw ukrytej komnaty i zapowiedź jaka pojawiła się na kolejne tomy, ale "interwencja" na turnieju to dla mnie przegięcie. Zwiastuje fajny motyw na kolejne tomy, ale w ujęciu samego "Szklanego tronu" wypada słabo. Zobaczymy jak się to rozwinie.
Ogólnie - mam wrażenie, że wpadłam na szklany tron w dobrym momencie kiedy miałam chęć na przeczytanie czegoś lekkiego. Było parę głupotek, ale każda książka ma, kwestia tego czy popsują zupełnie radość z czytania. Raczej przeznaczona dla starszych nastolatków, mimo wszystko bawiłam się całkiem dobrze. Nie jest to szczyt literatury, ale można wyłapać tam kilka fajnych wątków, aż szkoda, że tyle czasu się broniłam przed tą książką. Bez dwóch zdań sięgnę po kolejny tom, a z tego co słyszałam każdy kolejny prezentuje się lepiej.

W trakcie moich wielokrotnych spacerów po Empiku dwie książki zwracały moją uwagę systematycznie przez tytuły/grzbiety ich książek. Jedną była "Achaja" Ziemiańskiego, drugą "Szklany tron" Maas. Wiele razy chwyciłam książkę, ale kiedy spojrzałam na okładkę bądź przeczytałam opis powieści wywalałam oczami i stwierdzałam, że to zupełnie nie dla mnie. Fantasy czytadło dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Oto kolejny tom opowiadań Sapkowskiego za mną. Szczerze przyznam, że znacznie ciężej było mi przez niego przebrnąć (może to jednak wynikać bezpośrednio z mojej własnej psychiki, zauważyłam te charakterystyczne "zastoje" kiedy czytam dwie książki tego samego autora pod rząd).
Jednakże - część odpowiedzialności zrzucić muszę na pierwsze opowiadanie - "Granicę możliwości". Jest to znienawidzone przeze mnie opowiadanie, strasznie ciężko było mi przez nie przebrnąć, walczyłam do końca, licząc na to, że "rozwinie się" i wciągnie mnie na nowo. Niestety tu się zawiodłam i chociaż wyśmianie motywu błędnego rycerza podobało mi się niezmiernie, to opowiadanie zdecydowanie nie wpasowało się w mój gust. Wydało mi się rozwleczone, a ilość powtórzeń słów "granica możliwości" z kolei mnie doprowadzało do granicy możliwości, że tak sobie zażartuję. Do końca czekałam, mając nadzieję, że jednak mnie porwie - niestety bezskutecznie. O ile do wiedźmina będę wracać wielokrotnie, o tyle to opowiadanie najpewniej będę omijać.
Drugie opowiadanie w ty zbiorze, "Okruch lodu", rzuca światło na relację Geralta z Yennefer. O ile jako dzieciak raczej niechętnie podchodziłam do kruczowłosej czarodziejki, o tyle teraz w pewnym sensie jestem w stanie ją zrozumieć, ba, nawet tą bohaterkę i jej dylematy polubiłam. Dialogi pomiędzy Geraltem a Istreddem też bardzo mi się podobały, tak samo jak zakończenie opowiadania.
Kolejne, "Wieczny ogień", początkowo mnie nie kupiło. Szczerze mówiąc, zapomniałam o nim po pierwszym przeczytaniu. Z czasem jednak akcja rozkręca się i otwiera świat, pokazując nam w jaki sposób niektóre stworzenia ze świata Sapkowskiego zaadaptowały się do nowych warunków otoczenia (w przeciwieństwie np. do stojącej w opozycji postawy króla elfów z poprzedniego tomiku opowiadań). Bardzo fajnie otwiera świat, pokazując jakie relacje mogą się pomiędzy ludźmi a nieludźmi wytworzyć.
"Trochę poświęcenia" to kolejne opowiadanie, które głównie kreuje nam świat, mimo tego, że na pierwszym planie mamy "zsapkowszczoną" wersję malej syrenki oraz wątek z nową postacią - śliczną bardką imieniem Essi. Opowiadanie wciągające, rzucające światło na beznadziejne zakochanie Geralta oraz chociażby jego relację z Jaskrem. Zakończenie opowiadania, chociaż smutne, bardzo mi się podobało.
Kolejne dwa opowiadania to zdecydowanie moi faworyci. Podróż przez Brokilion, spotkanie Ciri przez Geralta, dywagacje na temat przeznaczenia i to jak w pierwszym z nich Geralt swoje przeznaczenie odrzuca po to aby w ostatnim opowiadaniu przekonać się, że nie może przed przeznaczeniem uciekać wiecznie. Bardzo podobały mi się tez opisy samego Brokilionu czy funkcjonowania społeczeństwa driad, które, podobnie jak elfy, nie chcą adaptować się do zmieniających się warunków i ludzkiej ekspansji.
Ogółem bardzo podoba mi się sposób kreowania bohaterów przez Sapkowskiego, relacje między nimi, ich motywacje czy podejście do życia, chociaż czasem trafiają się głupotki jak wielka miłość Oczka. Fabularnie opowiadania są ciekawe, otwierają świat i w przypadku dwóch ostatnich, przygotowują dobrą bazę pod sagę wiedźmińska.
Bardzo przyjemnie wracało mi się do tego świata, pojawiały się tu i ówdzie zgrzyty, które lekko wybijały mnie z czytania (jakieś zupełne głupotki czy namiętne powtarzanie tytułu opowiadania przez postacie), ale ogółem pozycja jak najbardziej w porządku. Póki co Sapkowski to mój ulubiony polski autor fantasy, minimalnie wyprzedzający Grzędowicza :)

Oto kolejny tom opowiadań Sapkowskiego za mną. Szczerze przyznam, że znacznie ciężej było mi przez niego przebrnąć (może to jednak wynikać bezpośrednio z mojej własnej psychiki, zauważyłam te charakterystyczne "zastoje" kiedy czytam dwie książki tego samego autora pod rząd).
Jednakże - część odpowiedzialności zrzucić muszę na pierwsze opowiadanie - "Granicę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie jest to moja pierwsza przygoda z prozą Sapkowskiego, bo pierwszy raz sage i opowiadania czytałam już lata temu. Teraz kiedy sięgam do nich ponownie, nie zawodzę się wcale :)

Nie jest to moja pierwsza przygoda z prozą Sapkowskiego, bo pierwszy raz sage i opowiadania czytałam już lata temu. Teraz kiedy sięgam do nich ponownie, nie zawodzę się wcale :)

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdybym miała wymienić trzech autorów, których czyta mi się najlepiej, zdecydowanie znalazłaby się wśród nich Margaret Astrid Lindholm Ogden. Sposób pisania, prowadzenia opowieści, motywy jakie zawiera w swoich książkach idealnie wpasowują się w moje gusta.
Ostatni tom trylogii skrytobójcy ze smutkiem odkładam na półkę. Książka jest długa i nie ma się co oszukiwać, ma wady. Momentami akcja się dłuży, rozwiązanie zagadki Kuźnicy trochę mnie rozczarowało, a sam Bastard Rycerski, w przeciwieństwie do poprzednich tomów, zaczynał mnie irytować swoim brakiem domyślności w niektórych kwestiach (przede wszystkim - w jednej rozmowie z Błaznem, jego zupełny brak wyczucia zagrożenia sprawił, że moja frustracja sięgnęła zenitu i musiałam odłożyć książkę), brak działania, albo działanie w zupełnie chaotyczny sposób momentami odbierały mi radość z czytania. Momentami miałam ochotę dosłownie kopnąć go w tyłek i pchnąć do wypełniania zadania albo rozpoczęcia rozmów z niektórymi postaciami, aby w końcu doprowadził do rozwiązania interesujących mnie wątków.
Mimo wszystko sympatia do bohatera i jego wilczego przyjaciela (a także ciekawość historii snutej przez autorkę) trzymała mnie skutecznie przy książce.
Autorka nie oszczędziła Bastarda, wielokrotnie ociera się on o śmierć, ale bohaterowie poboczni również muszą nieść swoje brzemię. Stanowi o tym przede wszystkim zakończenie, które z perspektywy głównego bohatera jest naprawdę przykre i całkowicie szczerze - zabolał mnie jego los.
Bastard mimo bycia dość irytującym kreowany jest całkiem w porządku, jest postacią, w którą jestem w stanie uwierzyć. Nawet ten brak działania czy wiary jestem mu w stanie przebaczyć przez wzgląd na całe cierpienie jakiego doznał i zażywanie dużej ilości jednego szczególnego zioła.
Bohaterowie drugoplanowi również nie zostali przez autorkę oszczędzeni, każde z nich musi nieść swoje brzemię i momentami naprawdę przykro było czytać o ich losach.
Podobał mi się motyw przepowiedni i ich interpretacji, autorka potrafiła zaskoczyć mnie rozwiązaniem wątku Najstarszych, podobało mi się zamknięcie wątku antagonisty, ogólnie całość oceniam na plus.
Zakończenie słodko-gorzkie i szczerze cieszę się, że "Robi Hobb" nie porzuciła tego świata i postaci. Zapewne przed kontynuacją zrobię sobie chwilkę przerwy.
Książka zdecydowanie nie dla każdego. Akcja toczy się powoli, skupia głównie na odczuciach bohatera. Dla mnie - sprawdziła się wyśmienicie i Trylogia Skrytobójcy zaskarbiła sobie szczególne miejsce w moim kokoro.

Gdybym miała wymienić trzech autorów, których czyta mi się najlepiej, zdecydowanie znalazłaby się wśród nich Margaret Astrid Lindholm Ogden. Sposób pisania, prowadzenia opowieści, motywy jakie zawiera w swoich książkach idealnie wpasowują się w moje gusta.
Ostatni tom trylogii skrytobójcy ze smutkiem odkładam na półkę. Książka jest długa i nie ma się co oszukiwać, ma...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Re: Zero - Życie w innym świecie od zera. Tom II Tappei Nagatsuki, Shinichirou Ootsuka
Ocena 7,3
Re: Zero - Życ... Tappei Nagatsuki, S...

Na półkach: , ,

Drugi tom przygód Subaru czyta się znacznie lepiej niż pierwszy. Nie męczy aż tak bardzo, udaje się sprawnie przez niego przebrnąć, a stałe sprawdzanie kolejnych scenariuszy raczej zachęca do czytania niż napawa irytacja i zniechęca jak to zdarzyło mi się w tomie pierwszym.
Poznajemy kilka nowych postaci, które są całkiem przyjemne, chociaż wszystkie trzy nowe bohaterki traktują Subaru w dość podobny, złośliwy sposób. Denerwują stwierdzenia o atrakcyjności i bardzo młodym wieku bohaterek i o jeżu z lasu, sposób w jaki pisane są wszystkie dialogi szlachcica. Miałam ochotę rzucić ta książeczka w momencie kiedy pojawiały się dłuższe rozmowy z nim.
Główny bohater nadal jest irytujący, momentami nie byłam w stanie stwierdzić czy kwestie pisane od myślników to coś co wypowiada na głos czy jedynie jego myśli (wygląda jakby to mówił ale żadna z postaci stojących obok nie odnosi się w ogóle do tego co powiedział).
Podobał mi się moment załamania głównego bohatera, nie odczulam tego tak jak w ekranizacji a ciekawie dopełniło to jego kreacje i miało jakiś logiczny sens.
Wybitna książka to to nie jest ale w trakcie lektury bawiłam się całkiem dobrze. Szału nie ma ale nie jest też aż tak źle jak w pierwszym tomie. Po kolejny sięgne napewno.

Drugi tom przygód Subaru czyta się znacznie lepiej niż pierwszy. Nie męczy aż tak bardzo, udaje się sprawnie przez niego przebrnąć, a stałe sprawdzanie kolejnych scenariuszy raczej zachęca do czytania niż napawa irytacja i zniechęca jak to zdarzyło mi się w tomie pierwszym.
Poznajemy kilka nowych postaci, które są całkiem przyjemne, chociaż wszystkie trzy nowe bohaterki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Całkiem szczerze - Piekary to się trochę bałam. Pomysł na świat w którym Jezus zszedł z krzyża i postanowił walczyć z wiedźmami i demonami wydawał mi się byc trochę dziki a sam opis na tyle książki powiewał takim "mrocznym fantasy dla nastolatków". Do tego kojarzył mi się z moim nowym czytelnicy nemezis, który również pisze fantastykę i jest naszym rodakiem Pewnie gdyby nie Mistrzowie Polskiej Fantastyki nie sięgnęłabym po tą książkę i nie wiedziałabym co tracę.
Pierwsze dwadzieścia stron było dla mnie ciężkie. Brutalne, główny bohater wydawał się nie przyjemny, jego opiekun kreowany w taki sposób że nie dało się go polubić. Ale po tych dwudziestu stronach "Dziewczyn rzeźnika" akcja zaczęła się rozkręcać a ja wręcz oczu od książki oderwać nie mogłam. Opowiadanie pełne akcji z świetnym obrotem spraw na zakończeniu i nie chodzi mi tu o rozwiązanie zagadki kryminalnej a bardziej o zaskoczenie jakie przezyc musiał główny bohater :). "Wieże do nieba" troszkę spokojniejsze pod względem rozwoju fabuły, mimo wszystko w trakcie lektury bawiłam się świetnie.
Piekara wykreował całkiem ciekawy świat, będący alternatywa średniowiecza. Podoba mi się sposób działania Inkwizycji, ich myśl o większej sprawieotaz fakt że nie są czarno-biali.
Głównego bohatera też da się polubić, z przyjemnością śledziłam jego poczynania i kolejne lekcje pokory jakie odbierał. Ciekawość mnie zżera jak będą się jego przygody prezentowały kiedy będzie już dojrzałym Inkwizytorem.
Mimo początkowej niechęci przy lekturze bawiłam się świetnie. Jedna z lepszych książek jakie ostatnio przeczytałam

Całkiem szczerze - Piekary to się trochę bałam. Pomysł na świat w którym Jezus zszedł z krzyża i postanowił walczyć z wiedźmami i demonami wydawał mi się byc trochę dziki a sam opis na tyle książki powiewał takim "mrocznym fantasy dla nastolatków". Do tego kojarzył mi się z moim nowym czytelnicy nemezis, który również pisze fantastykę i jest naszym rodakiem Pewnie gdyby nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Nibynoc" to pozycja, z którą od początku miałam niemały problem. Przyuważona w księgarni zwróciła moją uwagę świetną pracą na okładce, białą estetyką i czerwonymi stronicami. Efekt świetny ale zapalił mi z tyłu czaszki lampkę "fajans dla napalonych na zabójców nastolatek". Przeczytanie opisu również szczególnie mnie nie zachęciło. Tak więc odłożyłam książkę na półkę, a jej cień (hehe cień, bo wiecie, hehe, główna bohaterka ma moc kontrowania cieni, hehe) padał na mnie przy każdej wizycie w empiku. I pewnego pięknego dnia na jednej z facebookówych grup czytelniczych ktoś tą książkę wystawił używaną, w świetnym stanie (serio, miała tylko małą plamkę na grzbiecie!) za 10 polskich złotych. 10 zł to nie 45 ziko ceny okładkowej więc szybciutko myk myk dokonałam zakupu. Jak to u mnie bywa książka musiała spędzić rok czasu na półce, zaprzyjaźni się z innymi pozycjami, poczuć się moją książką i "nabrać mocy urzędowej" zanim się za nią zabrałam.
Z oceną mam troszkę problem, bo są pewne aspekty w tej powieści, które mnie zirytowały zupełnie ze sceną ostatecznej próby głównej bohaterki (zwłaszcza w świetle tego jaka zimnokrwista była w finale, zgrzyt wręcz ogłuszający i wydało mi się to tak mocno bez sensu, i tak bardzo stworzone tylko po to żeby finał wybrzmiał w pełnej krasie, że aż mi się przykro zrobiło).
No i są jeszcze one. GIGANTYCZNE przypisy, które nic, zupełnie nic nie wnoszą. Przez pierwsze 50 stron je czytałam, naprawdę, ale po chwili stwierdziłam, że czytanie ich nijak wpływa na moje rozumienie fabuły, olanie ich nie utrudnia mi ogarniania świata czy akcji, a umila czytanie. Wprowadzenie ich to prawdziwie poroniony pomysł. Miały być sarkastyczne, lekko zadziorne, miałam wrażenie, że autor chciał osiągnąć taki efekt al'a jakby siedział nade mną i momentami wtrącał jakiś złośliwy komentarz odnośnie swojego świata, ot tak, żeby nawiązać więź czy dodać jakieś smaczki, ale na miłość boską doprowadzało mnie to do białej gorączki i wybijało całkowicie z zaangażowania w fabułę! Po 50 stronach olałam te przypisy. Przeczytałam potem jeszcze jeden po kilkudziesięciu stronach i niczego ciekawego się z niego nie dowiedziałam. Dowiedziałam się jednak, że olanie przypisów w ogóle nie wpływa na odbiór świata. Książka jest jasna, nic więcej dopowiadać nie trzeba, a kiedy w trakcie jakiejś żywej sceny i wartkiej akcji (których nie brakuje!) sięgałam do przypisów czułam się jakbym pauzowała oglądany film w jakimś ciekawym momencie żeby posłuchać komentarza twórcy.
Nie podobała mi się również scena z przeszłości głównej bohaterki, opisywana kiedy dziewczyna "sięgnęła w ciemność w sobie". Jakieś takie przesadzone i wyolbrzymione to było.
Tylko że...pomijając te kilka momentów kiedy wywróciłam oczami - książka mi się podobała. Początek był dla mnie ciężki do przebrnięcia, ale kiedy akcja przeniosła się na pustynie dałam się zupełnie w ten świat wciągnąć. Podobał mi się język powieści, barwne porównania i opisy wydarzeń, zwłaszcza finał książki opisany w taki sposób, że czytając obrazy wręcz przesuwały się w mojej głowie. Istna uczta dla wyobraźni (albo przynajmniej po Achai mam spaczone postrzeganie i zaniżone wymagania xD. NO CÓŻ, OPINIA ŚWIEŻO PO PRZECZYTANIU, CZYSTO WRAŻENIOWA). Przed finałem miałam jeden moment zawahania, ale teraz jestem niemal pewna, że sięgnę po kolejną część.
Postacie w powieści były naprawdę przyjemne, dały się polubić. Zionęło od nich schematem (mamy śmieszka Ashlinn, taką typową gotkę z kreskówki - Charlottę, Jesaminne - typową rywalkę, taki Draco Malfoy tej powieści xD, czy Trica - chłopaka z przeszłością), może ich opisy nie były jakieś bajecznie szczegółowe ale wystarczyły mi do zbudowania sobie ich wyglądów w głowie. Zdążyłam te postacie polubić i się do nich przywiązać. Mia, zwłaszcza pod koniec, budziła we mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony zimnokrwista zabójczyni,z drugiej dziewczyna borykająca się z dylematem pozostawienia siebie w tyle aby tym zabójcą być. Nie mogę jednak napisać, że nie dało się jej polubić, bo ją lubiłam mimo iż kilka razy mnie zirytowała. Podobały mi się relacje między postaciami, podobał mi się poprowadzony wątek romantyczny. Mimo wszystko mam troooszke żal do autora. Przed zabraniem się za powieść czytałam opinię, że do postaci nie powinno się tu przywiązywać, bo giną dość masowo. Tylko że giną głównie Ci, o których wypomniane mamy kilka słów. Zabolała mnie śmierć tylko jednej z nich i tu mam żal, bo mogło mnie boleć bardziej i dłużej :(
Fabularnie powieść mi się podobała. Dałam się wciągnąć w wir wydarzeń, sama szkoła dla zabójców skojarzyła mi się z Hogwartem, chociaż podobieństw za bardzo tu nie ma, mimo wszystko dałam autorowi zagrać na moim sentymencie. Akcja jest wartka, dzieje się dużo i autor nie daje nam się nudzić w żadnym wypadku. Podobał mi się wątek główny, podobały mi się wątki poboczne (historia Naev, Trica, motyw Adonaia i jego siostry na czele). Scen brutalnych jak na mój gust trochę za dużo ale całe szczęście, nie wali to fajansem na kilometr, nie ma poczucia że jest to wszystko brutalne na siłę (poza scena w retrospekcji, tu mi się zupełnie nie podobało). Generalnie dostałam mniej-więcej to co chciałam. Nie było rozczarowania.
Świat przedstawiony również mi się podobał. Autor wykreował dwie przeciwstawne religie, ciekawe realia (noc zapadają a raz na ileś tam lat), zaserwowal nam kilka rodzajów mrocznej magii. Miasto Bożogrobie kojarzyło mi się z Włochami (Wenecja, może nawet Florencja) i podobało mi się to niezmiernie. Rzekłabym, że dostałam to czego zabrakło mi w książkowym. Assasins Creedzie.
Podsumowując - z lektury miałam niemałą przyjemność. Mimo momentu zwątpienia z nadzieją sięgnie po drugi tom powieści, licząc na to że autor utrzyma poziom.

"Nibynoc" to pozycja, z którą od początku miałam niemały problem. Przyuważona w księgarni zwróciła moją uwagę świetną pracą na okładce, białą estetyką i czerwonymi stronicami. Efekt świetny ale zapalił mi z tyłu czaszki lampkę "fajans dla napalonych na zabójców nastolatek". Przeczytanie opisu również szczególnie mnie nie zachęciło. Tak więc odłożyłam książkę na półkę, a jej...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Re: Zero - Życie w innym świecie od zera. Tom I Tappei Nagatsuki, Shinichirou Ootsuka
Ocena 6,8
Re: Zero - Życ... Tappei Nagatsuki, S...

Na półkach: , ,

Kupienie tej niewielkiej książeczki było dla mnie swego rodzaju eksperymentem. Bardzo podobała mi się animowana adaptacja dlatego złakniona fabuły wykraczającej poza ekranizację postanowiłam sięgnąć do źródła, zwłaszcza, że dzięki uprzejmości Waneko, mogłam przeczytać ją po polsku.
Z wystawieniem oceny miałam spory problem, w końcu zdecydowałam się na "może być", bo pomimo tego, że jestem fanką fabuły nie wszystko zagrało. Nie wiem czy to kwestia tłumaczenia, które mam wrażenie, że nastawione było na znacznie młodszego odbiorcę, czy sam oryginał jest napisany w ten sposób. W końcu z tworem jakim jest light novel spotykam się pierwszy raz.
Na znaczny plus wybijały mi się drobne szczegóły nie zawarte w adaptacji. Dużo łatwiej zrozumieć dlaczego główny bohater niechętnie korzysta z umiejętności uzyskanej po przeniesieniu do nowego miejsca, novelka wchodzi też w troszkę bardziej brutalne szczegóły, których nie pokazywano w adaptacji. Najbardziej podobała mi się historia przedstawiona w pierwszej linii czasowej. Fabularnie pod koniec byłam już lekko znużona, bo całość troooszkę się przeciągała, ale dokładnie takie samo wrażenie odnosiłam w trakcie kontaktu z adaptacją, więc na rozkręcenie się fabuły na pewno poczekam :)
Sprawa wygląda troszkę gorzej jeśli chodzi o wady. Najstraszniejszą dla mnie rzeczą był fakt, że główny bohater myśli na głos, a przecież można połowę tych kwestii spokojnie umieścić jako jakieś jego wewnętrzne przemyślenia czy rozterki. Nie mam pojęcia czy to kwestia medium (szykowanie historii na adaptację gdzie postacie w dużej mierze mówią co myślą??) czy samej kreacji bohatera ale doprowadzało mnie to do szału. Kolejny problem widzę w fakcie, że główny bohater kreowany jest na głąba. Z całym szacunkiem, ciężko sympatyzować z postacią, która gada do siebie, co chwile przyjmuje zwycięskie pozy, mimo sytuacji w jakiej się znalazł zachowuje się jak dzieciak (chociażby jego podejście do trójki zbirów). W połączeniu z kiepskimi opisami postaci (w dużej mierze składającymi się z koloru włosów czy oczu) czy takimi typowymi mangowymi naleciałościami (postać której z ust "zadziornie wystaje kieł" xDD??) powoduje, że szczyt literacki to to nie jest, a książeczka sprawia, że czytelnik czuje się bardziej jakby czytał mangę niż książkę.
Po kolejne tomy sięgnę na pewno, bo ciekawi mnie fabuła dziejąca się po adaptacji, ale sama light novel szału nie robi, pozostaje mieć nadzieję, że rozkręci się w kolejnych tomach :)

Kupienie tej niewielkiej książeczki było dla mnie swego rodzaju eksperymentem. Bardzo podobała mi się animowana adaptacja dlatego złakniona fabuły wykraczającej poza ekranizację postanowiłam sięgnąć do źródła, zwłaszcza, że dzięki uprzejmości Waneko, mogłam przeczytać ją po polsku.
Z wystawieniem oceny miałam spory problem, w końcu zdecydowałam się na "może być", bo pomimo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Szczerze powiem, że mam mocno mieszane uczucia. Czytam wszystkie pozytywne opinie na temat opowiadań i wzruszam ramionami.
Zapach szkła to chyba drugie opowiadanie, które mi się w tym zbiorze spodobało. Bohater do polubienia, fabularnie całkiem ładnie ograne, ogólnie - do przyjęcia. Zdecydowanie moim ulubionym ze zbioru była "Lodowa opowieść", podobał mi się calutki motyw, kreacja świata, aż szkoda, że opowiadanie było takie krótkie.
O zachwycającym wszystkich "Autobahn nach Poznań" się nie wypowiem z prostej przyczyny - nie byłam w stanie go przeczytać. Irytował mnie używany tam slang, gepardy mówiące po angielsku i inne tego typu rewelacje.
Ogólnie mówiąc miałam wrażenie, że autor chce żeby jego opowiadania były wyjątkowe i oryginalne ale kurdeczka beczka...Cała ich oryginalność wynika z tego, że nikt wcześniej na takie głupie pomysły nie wpadł.

...Aż nabrałam szacunku do Achai :)

Szczerze powiem, że mam mocno mieszane uczucia. Czytam wszystkie pozytywne opinie na temat opowiadań i wzruszam ramionami.
Zapach szkła to chyba drugie opowiadanie, które mi się w tym zbiorze spodobało. Bohater do polubienia, fabularnie całkiem ładnie ograne, ogólnie - do przyjęcia. Zdecydowanie moim ulubionym ze zbioru była "Lodowa opowieść", podobał mi się calutki motyw,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ostatni tom przygód Achai podsumować możemy dokładnie opisem oceny jaką jej wystawiam. "Może być". Ani to wybitnie słabe, ani dobre, po prostu "może być". W przeciwieństwie do większości osób, które raczej patrzą na cykl mniej przychylnym okiem, uważam, że tom 3 wcale nie jest w serii najgorszy, bo prym nadal wiedzie u mnie 2.
Jak zwykle pan Ziemiański zaskakuje nas ilością głupotek jakie pojawiają się w powieści - kobieta z oderwaną połowa twarzy, pozszywana nitką przez żołnierza, bez problemu wstaje i ciągnie wóz. Nie dowiadujemy się nigdy dlaczego jedna z postaci dopuszcza się zdrady (a szkoda, bo byłam ciekawa). Jak zwykle wiele wydarzeń przedstawionych w powieści nie bardzo miało sens fabularny (rozkaz Biafry o rozstrzelaniu żołnierzy, którzy ściągnęli mundur i późniejsze "ale wam napędziłem stracha iksde"). W pewnym momencie nudzić zaczyna także powtarzane jak mantra "To koniec naszej epoki, koniec epoki antyku", bo rozważania na ten temat ma chyba każda postać. Osobiście uważam, że większy wydźwięk miałoby to gdyby zostało użyte tylko w końcowej scenie. Postacie pozostają jednowymiarowe - albo ktoś jest całkowitą świnią, albo postacią pozytywną. Oczywiście, była też perełka, diament koronny słabych pomysłów autora - bohaterka prowadząca atak z podręcznikiem taktyki w dłoni i o dziwo, z pozytywnym skutkiem. O ile przy tym tomie bawiłam się całkiem nieźle (możliwe że nie był tak zły jak poprzedni, a możliwe, że mój mózg wypierał większość głupot na bieżąco) to to bardzo mi się rzuciło w oczy.
Jako osoba bardzo sentymentalna patrzę na ostatni tom zwieńczający sagę przychylniejszym okiem i muszę przyznać, że całkiem podobało mi się zakończenie. No może nie w całości, bo jak w całej Achai - połowę ze scen by wyciął i byłoby w porządku. Finałowa walka Achai była całkiem w porządku, pomijając fakt, że dla innych postaci jej zachowanie powinno być co najmniej niepokojące i powinna zostać uznana za szaleńca kiedy po walce krzyczała do gwiazd, bo to zachodziło już o groteskę. Podobnie z wątkiem Syriusza - jego wędrówka i "sprawdzenie co jest za rogiem" jak najbardziej w porządku, ale sam finisz dość słaby. To znaczy spodziewałam się, że bohater skończy w taki sposób, ale nie, że pociągnie kogoś ze sobą. Nie rozumiem też czemu Wirus chciał doprowadzić do spotkania dwóch magów. Bez sensu.
W zasadzie w trakcie czytania ostatniego tomu odniosłam wrażenie, że autor już nawet nie próbuje, że się nie stara, bo w tym momencie skupia się na...pisaniu kolejnej serii o Achai. Przez ilość takich...zapowiedzeń tego co wydarzy się w przyszłości to seria, którą początkowo odbierałam za samodzielną trylogię, zaczyna jawić mi się jako prequel do "Pomnika Cesarzowej Achai".

Ogólnie Achaja jako trylogia jest dość słaba. Seria ma swoje wzloty i upadki, są momenty, w których można cieszyć się z czytania tej trylogii, ale w większości przypadków łapiemy się za głowę i zastanawiamy co się wydarzyło i jaki miało to cel. Historia umęczonej księżniczki, która stopniowo wstaje z kolan i zaczyna iść wyprostowana, z dumnie uniesioną głową miała potencjał. Ba, bardzo duży! Mogłaby być całkiem dobrą serią takiego..lekkiego, odciążającego fantasy. Gdyby tylko autor przed wydaniem przeczytał całość jeszcze raz, oprzytomniał, powycinał wszystkie dupy, dupki, braki majtek, mini spódniczki do munduru, głupie przemowy, wydarzenia fabularne, które zupełnie nic do historii nie wniosły i nie mam pojęcia po co się pojawiły (tu wątek ludzi kotów, bo naprawdę, powieść poradziłaby sobie bez niego bez problemu, a odeszłoby lekkie poczucie cringu, bo o ile stanowił sporą część tomu drugiego, tak w trzecim nowe supermoce Achai nie były potrzebne, nic w fabułę nie wniosły). Przydałaby się jakaś mapa i konsekwencja, może lepszy zarys świata przedstawionego, więcej opisów, które pozwoliłyby czytelnikowi wyobrazić sobie gdzie ma miejsce akcja. Autor na pewno wyszedł by an tym lepiej niż na wiecznych opisach skąpych spódniczek czy libacji alkoholowych kończących się wymiotami. To co podarował nam autor nadawałoby się na dłuższe opowiadanie, ale na pewno nie na trzytomową powieść. Bardzo przykro mi, że historia z potencjałem skończyła w taki sposób. Mogło się z tego urodzić coś naprawdę fajnego.
Historia księżniczki to powieść, którą można przeczytać, ale do której się nie wraca. Nie poleciłabym jej też do przeczytania żadnemu z moich znajomych.

Ostatni tom przygód Achai podsumować możemy dokładnie opisem oceny jaką jej wystawiam. "Może być". Ani to wybitnie słabe, ani dobre, po prostu "może być". W przeciwieństwie do większości osób, które raczej patrzą na cykl mniej przychylnym okiem, uważam, że tom 3 wcale nie jest w serii najgorszy, bo prym nadal wiedzie u mnie 2.
Jak zwykle pan Ziemiański zaskakuje nas ilością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Achaja to pozycja zaiste ciekawa, tego jej odmówić nie można. Przeczytanie drugiego tomu zajęło mi wyjątkowo długi czas, a to dlatego, że...niektóre wątki fabularne zniechęcają do czytania tej powieści.
Dużym plusem w moim odczuciu było porzucenie przez autora schematu, którym posługiwał się w przypadku prowadzenia historii Achai w poprzednim tomie (albo przynajmniej ukrył go pod absurdami na tyle dobrze, że przestał mi przeszkadzać). Już troszkę przyzwyczajona do chwytów autora wyczekiwałam tragedii po jakiekolwiek pozytywnej wiadomości. Postacie wypadają dość neutralnie, żadna jakoś specjalnie mnie nie zirytowała, żadnej jakoś specjalnie nie polubiłam. Są mi bardzo obojętne, a ich losy poznaję, bo zapłaciłam za prenumeratę, w której znalazło się to "dzieło". A no i okładka mojego wydania jest śliczna.
Z bardziej negatywnych aspektów...no cóż, polećmy po tych, które najbardziej rzuciły mi się w oczy
Nie wiem czy tylko mnie to irytowało, ale ilość rozważań postaci na temat zmieniających się czasów, nadchodzącej nowej ery i tak dalej jest po prostu męcząca. Zwłaszcza, że monologi te są dość długie.
Motyw z mieszkańcami Wielkiego Lasu - ok, taka wizję miał autor, w porządku, przeżyję. Ale..motyw z tym, że bycie potworem jest przez mężczyzn uważane za atrakcyjne bo "będzie się miedz żonę jakiej nie ma nikt inny" to dla nie przegięcie i zupełna głupota.
Sposób zachowania wojska. Naprawdę, może to moje osobiste preferencje ale wojsko wyobrażam sobie inaczej niż jako bandę dziewcząt krzyczących do siebie "dupko", "dupeczko", "dupo". Do tego permanentnie pijanych, bo piją na umór. No i oczywiście biegających bez bielizny, w za krótkich spódniczkach. Przeżyłam istny szok kiedy okazało się, że w zimowym umundurowaniu mają spodnie! W ogóle damskie bohaterki zachowują się dokładnie tak jak gimnazjaliści wyobrażają sobie wszelakie "cool" i "fajne" zachowania. Swoją drogą słowo "fajne" również zostaje użyte w chyba najgłupszy sposób w jaki się dało. Bo za małe państewko Arkach nie walczy się dlatego, że jest piękne, nie walczy się dlatego, że jest sprawiedliwe czy wolne. Tylko dlatego, że "Fajny jest ten kraj".
Pojedynek Achai z Virionem i sam motyw przez który do niego doszło. Powód pojedynku to jakieś chore fanaberie autora. Wyrznąć całą armię z takiego powodu to szczyt głupoty. Sam pojedynek mi się podobał...dopóki nie chciałam streścić go przyjacielowi. Wtedy w trakcie snucia opowieści dotarło do mnie, że 90% tego starcia to idiotyczne rozmyślania na temat śmierci męskiej, która jest ostra i zabiera od razu i figlarnej śmierci kobiecej, która przychodzi jak kobieta z pocałunkiem, a sam pojedynek nie należy do najlepszych. Tak, wygłupiłam się przed przyjacielem. Tak. Wybaczył.
Jeśli pan Ziemiański chce żebyś nie lubił postaci to nie daj jej ani jednej pozytywnej cechy, dopóki nie zachce abyś ją lubił - wtedy będzie taka sama jak reszta wykreowanych przez niego, głupiutkich dziewcząt.
Okulary przeciwsłoneczne w fantasy. Chyba nie muszę tego tłumaczyć. To samo tyczy się pałacu zimowego w kraju, w którym nie ma zimy. I DLATEGO NIKT NIE KORZYSTA Z PAŁACU ZIMOWEGO, a także inne głupoty, wymyślone przez autora.
Autorowi nie chciało się wymyślać imion połowie postaci, dlatego wszyscy władcy oraz nadworny matematyk pozostaną bezimienni na kartach historii. Uczcijmy to minutą ciszy.
Polityka państwa, z naciskiem na "zdolność honorową" to jakiś zupełny idiotyzm.
Książka zdominowana jest przez wątek Achai na czym cierpią inne postaci takie jak Meredith czy Zaan (bo Syriusz nawet nie wkurza i mądrzeje, szaleństwo). Chociaż ich wątki średnio mi się w tym tomie podobały. Co do Achai...kojarzycie ten sposób pisania autora, w którym to nie postać kształtuje fabułę, zmienia ją swoimi działaniami i sama doprowadza do pewnych zdarzeń, tylko fabuła nagina się na korzyść bądź niekorzyść jakiejś postaci? No to dokładnie to serwuje nam Ziemiański. Mam wrażenie, że masakra wojska Arkach wydarzyła się tylko dlatego, żeby Achaja mogła pokazać swoje umiejętności jako szermierz natchniony. Mam wrażenie, że cała masakra i motyw z potworami w lesie, powstały tylko po to, żeby Achaja mogła stać się czym się stała. To nie Achaja bierze swoje losy w swoje ręce i walczy o to aby podnieść się z dna. To fabuła łapie ją za rączkę i wyciąga, głaskając przy tym po głowie i mówiąc jaka z niej "fajna dupka".
Ogólnie rzecz ujmując książka jest słaba. Słabsza niż poprzedniczka, która mimo wszystkich swoich wad, czytała się lekko i zgrabnie, potrafiła nawet zaciekawić fabułą. Tutaj akcja zwalnia. A kiedy akcja zwalnia człowiek zaczyna zastanawiać się co czyta i wtedy własnie zauważa, jakiego potwora trzyma w rękach.
Po ostatni tom sięgnę z trzech powodów. Zakupienia go w prenumeracie (sprzedać szkoda, bo na grzbietach taka ładna grafika...a głupio żeby stało nieprzeczytane). Fakt, że jest stosunkowo króciutki. Oraz czysto masochistyczną chęć dowiedzenia się jakie absurdy zaserwował w ostatnim tomie autor. Może się pozytywnie zaskoczę :)

Achaja to pozycja zaiste ciekawa, tego jej odmówić nie można. Przeczytanie drugiego tomu zajęło mi wyjątkowo długi czas, a to dlatego, że...niektóre wątki fabularne zniechęcają do czytania tej powieści.
Dużym plusem w moim odczuciu było porzucenie przez autora schematu, którym posługiwał się w przypadku prowadzenia historii Achai w poprzednim tomie (albo przynajmniej ukrył...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ocena pierwszego tomu Achai Ziemiańskiego jest dla mnie bardzo trudna, a do samej książki mam bardzo mieszane uczucia. Przy pierwszej styczności z książką (a dostałam ją w prenumeracie, bo...jakoś nigdy mnie ta książka do kupna nie zachęciła, sama "wpadła" w moje ręce) plułam na nią jak tylko mogłam. Miałam wrażenie, że czytam jakieś opowiadanie zza czasów świetności blogów na onecie. Byłam na tyle niezadowolona, że szukałam negatywnych opinii o tej książce w internecie tylko po to żeby zrobić "HA! Nie jestem jedyna! To też się ludziom nie podoba! Oj niedobra książka, niedobra!". Styl pana Ziemiańskiego wydawał mi się...no tak zły, że nie chciało mi się wierzyć, że ktoś tą książkę wydał. Ilość znaków interpunkcyjnych (i hehe śmiesznych dopisków w nawiasach iksde iksde) była dla mnie nie do pomyślenia. Bohaterowie opisywani byli w jeden sposób, a zachowali się w całkiem inny. Achaja opisana jako wyjątkowo inteligentna i dorosła jak na swój wiek, zachowywała się zupełnie nie adekwatnie do tego co wmawiał nam o niej autor, bo jej zachowanie raczej przypominało właśnie rozpieszczoną księżniczkę. Wielki Archentar robi wszystko żeby jak najbardziej upokorzyć swój ród. A wątek Zaana i Syriusza wydawał mi się po prostu głupi. No ale prenumerata opłacona, książka kupiona, ciężko sprzedać, bo tyły okładek tworzyć mają wspólną grafikę, a ja dbam o estetykę mojej biblioteczki, więc dupa zbita, trzeba przeczytać całą serię!
Moje wydanie Achai podzielone jest na dwa tomy i muszę przyznać że pierwsza część I tomu mimo tego okropnego sposobu w jaki jest napisana mnie zaciekawiła! Jest pomysł na fabułę, który mnie ciekawi, co prawda bohaterowie nieeee są jacyś wybitni, ale od II części I tomu (czyli mniej więcej połowy w "standardowym" wydaniu) zaczęłam mieć nawet przyjemność z poznawania ich losów, a Achaja stała się takim...guilty pleasure, przez co dostaje 2 gwiazdeczki więcej, po prostu za fun z czytania, bo nawet na bohaterów jestem w stanie przymknąć oko. Sporą wadą w fabule jest tendencja autora do znęcania się nad główna bohaterką w każdy możliwy sposób. Mam wrażenie, że chciano uzyskać efekt polubienia postaci przez współczucie jej tych wszystkich okropności jakich doznała. Problem polega na tym, że ... autor nas po prostu do tego przyzwyczaja. Owszem, trochę żal księżniczki wysłanej do wojska, owszem trochę żal kiedy spotyka ją kolejna przykrość, ale ... ale pod koniec książki Achai w zasadzie nie jest nam już szkoda. Spotyka ja tyle złych rzeczy, że żadna z nich nie jest jakaś wyjątkowo znacząca, nie wywiera na nas takiego wpływu jaki wywarłoby jedno, ale naprawdę traumatyczne wydarzenie.
Podsumowując, Achaja jest książką słabą, przynajmniej dla kogoś z "większym" stażem jeśli chodzi o czytanie, bo na pewno spodobałaby się osobom na etapie gimnazjum, chociaż przez wzgląd na ilość fetyszy wspominanych w tej książce, raczej osobom o mentalności przeciętnego polskiego gimnazjalisty. W powieści najbardziej przeszkadza styl, w jakim autor pisze, a także parę nieścisłości fabularnych (jak Achaja może być atrakcyjnym dziewczęciem skoro po tym co ją spotkało jest silniejsza od kowala? To znaczy...nie powinna być jakoś..naprawdę wyjątkowo umięśniona?). Jeżeli jednak przymkniemy troszkę oko na te sprawy i spróbujemy się cieszyć z czytania tej książki to może nam ona dostarczyć całkiem przyjemnie spędzonych chwil :) Książka zła ale fajnie się czyta

Ocena pierwszego tomu Achai Ziemiańskiego jest dla mnie bardzo trudna, a do samej książki mam bardzo mieszane uczucia. Przy pierwszej styczności z książką (a dostałam ją w prenumeracie, bo...jakoś nigdy mnie ta książka do kupna nie zachęciła, sama "wpadła" w moje ręce) plułam na nią jak tylko mogłam. Miałam wrażenie, że czytam jakieś opowiadanie zza czasów świetności blogów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Nawałnica mieczy: Krew i złoto" to jak do tej pory mój ulubiony tom całej serii. Nie wiem jak to się dzieje, ale o ile przy "Grze o tron" czy "Starciu królów" czułam, ze czytam bardzo dobre książki, ale...nie do końca mnie porwały, bywały momenty, w których na dość długo odkładałam je na półkę czy robiłam sobie przerwy przez czytanie książki nie związanej z cyklem. Muszę jednak przyznać, że im bardziej zaczytuję się w twórczość Martina tym bardziej mnie ona pochłania i dosłownie z tomu na tom seria podoba mi się co raz bardziej! Tom dosłownie pełen wrażeń, trzymający w napięciu, dzieje się mnóstwo ważnych dla fabuły wydarzeń, co raz bardziej lubię postacie, do ktorych początkowo zapałałam niechęcią, niektóre rozczarowują, ale mimo to nadal chce się śledzić ich losy (do tego mimowolnie zaczyna się łączyć niektórych w pary, mam na myśli konkretnie Pięknego i Bestię xD). Zaczynam się panicznie bać, że zbyt szybko uporam się z wydanymi tomami i spędzę długie smętne miesiące w oczekiwaniu na "Wichry zimy" i nie znane nikomu, oprócz autora, losy ulubionych bohaterów <3

"Nawałnica mieczy: Krew i złoto" to jak do tej pory mój ulubiony tom całej serii. Nie wiem jak to się dzieje, ale o ile przy "Grze o tron" czy "Starciu królów" czułam, ze czytam bardzo dobre książki, ale...nie do końca mnie porwały, bywały momenty, w których na dość długo odkładałam je na półkę czy robiłam sobie przerwy przez czytanie książki nie związanej z cyklem. Muszę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Chyba moja, do tej pory, ulubiona część cyklu. Ogromny plus to brak rozdziałów z perspektywy Theona (serio, przeszkadzały mi chyba najbardziej w poprzednich tomach), a w zamian dostajemy kilka rozdziałów z perspektywy Jaime'go, które są świetne i co tu dużo czarować, sprawiły, że polubiłam tego bohatera. Akcja dzieje się wartko, książka nie zanudza, nie miałam chyba ani razu momentu kiedy odłożyłam ją poirytowana czy po prostu znudzona, jak to niestety miało miejsce przy tomie 2. Wręcz przeciwnie, wciąga strasznie i zostawia nas z pytaniami (na które nawet taka parówa jak ja, która obejrzała obejrzała najpierw serial, czego żałuje) nie zna odpowiedzi i męczą te pytania, oj męczą. Jest to też tom, w którym albo zaczynam widzieć powoli pojawiające się różnice z serialem, albo po prostu wydarzeń z serialu nie pamiętam już tak dobrze jak mi się wydawało, więc nawet ktoś kto zaliczył już seans może się bawić przy tej książce wybornie :)
Jedynym minusem jaki mi się rzucił w oczy czy raczej po prostu mi przeszkadzał było to, że niektóre rozdziały ucinały się w momencie jakiejś akcji czy ciekawym momentem fabularnym, a kolejny rozdział zaczynał się od opisu krajobrazu, celi czy czegokolwiek innego i akcja budowana była powolutku. Musiałam troszkę ze sobą walczyć, żeby nie przerzucić kilku rozdziałów i znowu czytać z perspektywy bohatera, u którego przed chwilką "coś się działo" :)

Chyba moja, do tej pory, ulubiona część cyklu. Ogromny plus to brak rozdziałów z perspektywy Theona (serio, przeszkadzały mi chyba najbardziej w poprzednich tomach), a w zamian dostajemy kilka rozdziałów z perspektywy Jaime'go, które są świetne i co tu dużo czarować, sprawiły, że polubiłam tego bohatera. Akcja dzieje się wartko, książka nie zanudza, nie miałam chyba ani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Moja przygoda z "Grą o tron" zaczęła się od serialu i muszę przyznać, że dość długo zabierałam się za książkę, bo przeszkadzała mi znajomość fabuły i poszczególnych wątków. Teraz, kiedy wydarzenia ze starszych sezonów spowite mgiełką zapomnienia z przyjemnością pochłonęłam kolejne strony powieści.
Na samym początku przeszkadzał mi troszkę sposób pisania autora, ale to tylko moje osobiste odczucie, podejrzewam, że spowodowane przez fakt, że książka, którą przeczytałam przed Grą o tron napisana była bardzo delikatnym językiem, na tyle delikatnym, że płynęłam ze strony na stronę, co w zderzeniu ze sposobem pisania pana Martina ściągnęło mnie na ziemię (szczególnie rzucały mi się w oczy dość ostre teksty ze strony niektórych bohaterów, czego nie mam za złe, ba, wręcz przeciwnie - pomogły one autorowi wykreować brutalny i ciekawy świat).
Świat Martina to świat szarości, ciężko jest którąkolwiek z postaci nazwać jednoznacznie złą bądź jednoznacznie dobrą. Niestety znajomość serialu zabrała mi w pewnym stopniu radość i zaskoczenie jakie wywołują niektóre momenty, muszę jednak przyznać, że mimo iż serial nie robił dużych zmian i wiernie oddawał oryginał, książka dostarczyła mi więcej emocji i podobała mi się bardziej niż serial.
Dużym plusem była dla mnie również symbolika pojawiająca się przez całą serię, być może zwróciłam na nią uwagę tak bardzo, bo wiedziałam czego spodziewać się na kolejnych stronach powieści i wilkor z gardłem przebity jelenim rogiem był dla mnie swoistym puszczeniem oczka przez autora.
Pomijając małe wybijanie mnie z lektury niektórymi tekstami, głównie związanymi z seksualnością, lektura była bardzo przyjemna. Zdecydowanie jedna z moich ulubionych powieści

Moja przygoda z "Grą o tron" zaczęła się od serialu i muszę przyznać, że dość długo zabierałam się za książkę, bo przeszkadzała mi znajomość fabuły i poszczególnych wątków. Teraz, kiedy wydarzenia ze starszych sezonów spowite mgiełką zapomnienia z przyjemnością pochłonęłam kolejne strony powieści.
Na samym początku przeszkadzał mi troszkę sposób pisania autora, ale to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dopiero w tym roku udało mi się położyć łapki na pierwszej części gry z serii Assaisns Creed i mimo większego sukcesu części opowiadającej o Ezio, dużo bardziej polubiłam Altaira i całą otoczkę zakonu zabójców.
Nic dziwnego zatem, że widząc książkę o jego losach nie potrafiłam się powstrzymać. Niestety, zawiodłam się. Pomijając fakt, że jak historia Altaira zarówno przed jak i po fabule gry były dla mnie ciekawym smaczkiem to bardziej dopełniły mi doznania zaczerpnięte właśnie z gry.
Pomijając fakt, że książka napisana jest po prostu słabo, bardzo skrótowo i fabuła pokrywająca się z grą nie jest nawet opisaniem tego co sie działo, a bardziej uproszczeniem i streszczeniem gry. Całość idzie bardzo schematycznie, a sposób w jaki wszystko jest napisane nie wzbudza praktycznie żadnych emocji. Może wymagałam zbyt dużo, bo to moje pierwsze...doznanie z powieścią na podstawie gry, ale spodziewałam się więcej wewnętrznych rozterek bohatera, a okazuje się, że ja sama kierując losami bohatera w grze miałam więcej przemyśleń na temat fabuły niż Altair przedstawiony przez autora tej książki.
Dużo bardziej podobały mi się również rozmowy z ofiarami zabójcy w grze. Przez specyficzną otoczkę wyglądały bardziej jak sen czy jakieś nadnaturalne sytuacje. Wersja przedstawiona w książce wygląda dość blado - ofiara z poderżniętym gardłem radośnie prowadząca dialog, podczas gdy, jak nauczyła nas gra, dookoła jest ogromne zamieszanie! Wszystkie zadania Altaira naprawdę bardzo słabo, jedynym plusem jest, jak już wspomniałam wcześniej, poznanie rozszerzonej historii naszego pierwszego zabójcy, która mimo iż stylistycznie napisana jak słaby fanfiction, fabularnie była dla mnie satysfakcjonująca

Dopiero w tym roku udało mi się położyć łapki na pierwszej części gry z serii Assaisns Creed i mimo większego sukcesu części opowiadającej o Ezio, dużo bardziej polubiłam Altaira i całą otoczkę zakonu zabójców.
Nic dziwnego zatem, że widząc książkę o jego losach nie potrafiłam się powstrzymać. Niestety, zawiodłam się. Pomijając fakt, że jak historia Altaira zarówno przed...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O "Panie lodowego ogrodu" usłyszałam po raz pierwszy kilka lat temu i przestrzegano mnie przed "przebrnięciem przez pierwsze 100 stron" bo są ciężkie. Oczami wyobraźni widziałam opasłe bydle, które uraczyłoby mnie 100 stronami w klimacie science fiction.
Kiedy kilka miesięcy temu znajomi polecali mi tą książkę zdecydowałam, ze faktycznie musi być warta uwagi. Nabiegałam się po pobliskich księgarniach w poszukiwaniu pierwszego tomu (o dziwo wszystkie inne radośnie stały sobie obok siebie na półkach każdej z księgarni w jakich byłam), w końcu zdecydowałam się zamówić ją przez internet i samą paczkę rozpakowywałam praktycznie w momencie jej odebrania z paczkomatu. Nie mogłam się doczekać aż w koncu wezmę ją w swoje łapki. Pierwsze co zwróciło moją uwagę to to, że moje opasłe tomiszcze wcale nie jest takie opasłe, drugim spostrzeżeniem było to, że pierwsze 100 stron wcale nie jest mordęgą - wręcz przeciwnie, czyta się je bardzo przyjemnie.
Książka wciąga, czyta się ją dość szybko (pomijając może dwa momenty, w których mnie lekko znudziła - nie mogłam się od niej oderwać). Sam główny bohater wydawał mi się bardzo ciekawy....do momentu poznania historii o książętach i ich zwierzątkach! Nie mogłam (i z resztą dalej nie mogę, bo mam przed sobą jeszcze 3 tomy) się doczekać aby lepiej poznać historię jednego z nich! Minusem było to, że sam Vuko stracił lekko w moich oczach i troszkę mniej poruszyły mnie jego wątki (do czasu oczywiście, bo zakończenie pierwszego tomu sprawiło, że dosłownie...zdrewniałam (badumtss), choć muszę przyznać, że geneza zwierzątek ludzi węży czy sam motyw z mgłą pewnych potworów były świetne!
Jedyne co mi przeszkadzało to dwa dość mocno hollywoodzkie motywy jakie się w książce pojawiły. Wiecie, takie jakie widujemy w niektórych nie koniecznie najlepszych filmach ;) Chodzi mi oczywiście o motyw bohatera wykonującego atak i potwora rozpadającego się na dwie połówki dopiero po kilku sekundach czy słaby moment z kroplą potu spływającą z czoła w nie odpowiednim momencie. I może nie zwróciłabym na nie uwagi gdyby nie to, że reszta książki pozbawiona jest takich głupotek i prezentuje wysoki poziom :)
Aktualnie przytuliłam już drugi tom i nie mogę się doczekać co jeszcze zaserwuje mi bujna wyobraźnia pana Grzędowicza!

O "Panie lodowego ogrodu" usłyszałam po raz pierwszy kilka lat temu i przestrzegano mnie przed "przebrnięciem przez pierwsze 100 stron" bo są ciężkie. Oczami wyobraźni widziałam opasłe bydle, które uraczyłoby mnie 100 stronami w klimacie science fiction.
Kiedy kilka miesięcy temu znajomi polecali mi tą książkę zdecydowałam, ze faktycznie musi być warta uwagi. Nabiegałam...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Harry Potter i Kamień Filozoficzny (Wydanie ilustrowane) Jim Kay, J.K. Rowling
Ocena 8,6
Harry Potter i... Jim Kay, J.K. Rowli...

Na półkach: , ,

Nie ma co czarować, seria na której wielu z nas się praktycznie wychowało. Chociaż sama do książki zasiadłam dopiero po obejrzeniu filmu to muszę przyznać, że obudziła we mnie miłość do książek, jak i samej fantastyki, a po 3 latach czytelniczego zastoju potrafiła od nowa zakochać mnie w książkach.
Jedna z ulubionych i chyba najbardziej sentymentalna pozycja zarówno 10 jak i 22 letniej mnie.

Nie ma co czarować, seria na której wielu z nas się praktycznie wychowało. Chociaż sama do książki zasiadłam dopiero po obejrzeniu filmu to muszę przyznać, że obudziła we mnie miłość do książek, jak i samej fantastyki, a po 3 latach czytelniczego zastoju potrafiła od nowa zakochać mnie w książkach.
Jedna z ulubionych i chyba najbardziej sentymentalna pozycja zarówno 10 jak...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Harry Potter i Przeklęte Dziecko J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Ocena 6,2
Harry Potter i... J.K. Rowling, Jack ...

Na półkach: , ,

Nie znam fana Harrego Pottera, który na wieść o możliwości powrotu w ten magiczny świat nie skakała z radości...do czasu otwarcia książki.
Nie zrozumcie mnie źle, książka nie jest znowu jakaś tragiczna, ale jest po prostu pomieszaniem z poplątanym i nie tym czego się spodziewałam, a nie chodzi wcale o to, że jest scenariuszem. Po prostu..główne trio straciło cały urok, nie pasują mi nawet zawody w jakich zostali umieszczeni jako dorośli ludzie. Postać Harrego bardzo mnie zawiodła, natomiast sam Draco wypada w bardzo pozytywnym świetle.
Czytając ten scenariusz miałam wrażenie, że pisany był przez osoby, które były słabo zaznajomione z materiałem, z którego czerpały :<
Książka ma jednak dwa ogromne plusy - postać Scorpiusa, którego polubiłam praktycznie od pierwszych stron oraz...fakt, że opisany w niej Turniej Trójmagiczny (z "Panie smoku nie zjadaj naszego Cedrika, prosimy!" na czele) oraz same charaktery postaci (pomijając główną trójkę np. McGonagall mówiąca uczniowi żeby wyluzował, kiedy przypomina o zasadach panujących w szkole, wtf) sprawiły że zwątpiłam w canoniczną serię i...postanowiłam przeczytać ją od nowa! :)

Nie znam fana Harrego Pottera, który na wieść o możliwości powrotu w ten magiczny świat nie skakała z radości...do czasu otwarcia książki.
Nie zrozumcie mnie źle, książka nie jest znowu jakaś tragiczna, ale jest po prostu pomieszaniem z poplątanym i nie tym czego się spodziewałam, a nie chodzi wcale o to, że jest scenariuszem. Po prostu..główne trio straciło cały urok, nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Szczerze mówiąc mam co do tej książki mieszane uczucia. Nie będę czarować, że ucieszyłam się, widząc ją na półce w Empiku - moje zainteresowanie mitologią nordycką znacznie wzrosło dzięki, zapewne znanemu większości czytających tą opinię, serialowi "Wikingowie", w którym bohaterowie czasem wtrącali wzmianki na ten temat. Z racji, że z reguły mam na półce sporo nie przeczytanych książek to nie próbowałam jakoś specjalnie dotrzeć do opowieści o Thorze, Odynie, Loki i reszcie ferajny, ale skoro los podstawił mi ją pod nos nie mogłam się powstrzymać.
Z racji, że jak wspomniałam, było to praktycznie pierwsze moje zderzenie z mitologią nordycką byłam oczarowana przedstawionymi przez autora historiami, książeczkę czyta się bardzo szybko, a sami bogowie wydają się bardzo ludzcy i przypadli mi do gusty dużo bardziej niż bogowie greccy, których miałam okazję poznać na etapie nauki w gimnazjum.
Niestety, pojawił się pewien zgrzyt. Może to kwestia tego, że książka szuka odbiorców bardziej wśród młodzieży niż wśród wczesnych 20-latków (chociaż całe życie zarzekam się umysłem na poziomie 16-latki), czasami autor wkładał takie..głupkowate teksty w ust bogów, nie jestem w stanie sobie przypomnieć jednego konkretnego przy którym wywróciłam oczami.
Oprócz tego książka mi się podobała, wybrane przez autora mity były ciekawe i uważam je za świetne wprowadzenie w temat dla osoby, która nie jest jakoś szczególnie zaznajomiona z tematem.

Szczerze mówiąc mam co do tej książki mieszane uczucia. Nie będę czarować, że ucieszyłam się, widząc ją na półce w Empiku - moje zainteresowanie mitologią nordycką znacznie wzrosło dzięki, zapewne znanemu większości czytających tą opinię, serialowi "Wikingowie", w którym bohaterowie czasem wtrącali wzmianki na ten temat. Z racji, że z reguły mam na półce sporo nie...

więcej Pokaż mimo to