-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
-
Artykuły„Dwie splecione korony”: mroczna baśń Rachel GilligSonia Miniewicz1
-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Nostalgiczne wspominki z beztroskiego czasu dzieciństwa przeplatają się z nawracającymi oskarżeniami kolonializmu, a europejskim mocarstwom dostaje się nie tylko za zbiorowe następstwa ich ambicji, nie tylko za bezpowrotne zepsucie nieco tu wyidealizowanego Czarnego Lądu, ale i za zepsucie ojca autora, który ze względu na zewnętrzne okoliczności nigdy nie stał się ojcem, jakim powinien był zostać. „Afrykanin” stanowi hołd dla tej niejednoznacznej postaci, spisany techniką fragmentaryczną, przez co najgłośniej wybrzmiewają te epizody, które Le Clézio postanowił przemilczeć.
Nostalgiczne wspominki z beztroskiego czasu dzieciństwa przeplatają się z nawracającymi oskarżeniami kolonializmu, a europejskim mocarstwom dostaje się nie tylko za zbiorowe następstwa ich ambicji, nie tylko za bezpowrotne zepsucie nieco tu wyidealizowanego Czarnego Lądu, ale i za zepsucie ojca autora, który ze względu na zewnętrzne okoliczności nigdy nie stał się ojcem,...
więcej mniej Pokaż mimo toUparcie tytułuje się tę rzecz powieścią łotrzykowską, gdy tymczasem wybrzmiewa ona zupełnie innym tonem. To tragedia prozą, uniwersalna opowieść o wyobcowaniu – narodowym, duchowym, moralnym. Pietrkiewicz nie kładzie nacisku na fabułę, zmontowaną z historycznych wydarzeń i artystycznych dopowiedzeń, koncentruje się natomiast na stanach ducha kapitana Hume’a, na kolejnych epizodach jego konfliktu ze światem o rozdwojonym języku, unieważniającym prostolinijną strategię istnienia protagonisty, zmuszonego patrzeć, z jaką łatwością fikcja nadpisuje prawdę, i popadać w coraz głębszą melancholię.
Uparcie tytułuje się tę rzecz powieścią łotrzykowską, gdy tymczasem wybrzmiewa ona zupełnie innym tonem. To tragedia prozą, uniwersalna opowieść o wyobcowaniu – narodowym, duchowym, moralnym. Pietrkiewicz nie kładzie nacisku na fabułę, zmontowaną z historycznych wydarzeń i artystycznych dopowiedzeń, koncentruje się natomiast na stanach ducha kapitana Hume’a, na kolejnych...
więcej mniej Pokaż mimo toTo, co zaczyna się jako dystopia o trudnym do ustalenia miejscu akcji, kończy się brawurowym wykładem teorii o światach matrioszkowych, solidnie podbitym teologicznym zacięciem. Ta tragiczna właściwie powieść, rozprawiająca się z demonami tak minionymi, jak i zdecydowanie aktualnymi, niesie jednocześnie sporą dawkę humoru opartą na szczególnej właściwości protagonisty, a może i samego czytelnika. Język bywa odrobinę toporny, ale kreacyjny talent Huberatha wynagradza wszelkie drobne mankamenty jego rzemiosła.
To, co zaczyna się jako dystopia o trudnym do ustalenia miejscu akcji, kończy się brawurowym wykładem teorii o światach matrioszkowych, solidnie podbitym teologicznym zacięciem. Ta tragiczna właściwie powieść, rozprawiająca się z demonami tak minionymi, jak i zdecydowanie aktualnymi, niesie jednocześnie sporą dawkę humoru opartą na szczególnej właściwości protagonisty, a...
więcej mniej Pokaż mimo to
Nie tego się spodziewałem. To znaczy nie mam pojęcia, czego się spodziewałem, ale na pewno czegoś innego. Często czułem się w tych opowiadaniach zagubiony, nie wiedziałem, czy czytam właśnie dokładny zapis snów Grušy, czy pokawałkowaną, brawurową antyutopię, czy głęboko zakamuflowaną satyrę na ustrój ludowy, czy wreszcie złożoną i wymykającą mi się alegorię.
Gruša ma inne podejście do stosunków międzyludzkich, szczególnie damsko-męskich. Ma inne podejście do narracji – zaczyna historię od środka, wrzuca do niej odbiorcę bez wstępu czy objaśnienia. Jego pisarstwo cechuje różnorodność tematów i technik, ale te opowiadania mają punkt styczny, a jest nim ludzka nieadekwatność, ciągłe a nieuniknione chybianie celu. A skoro o celu mowa, to literatura powinna między innymi dążyć właśnie do wybicia czytelnika z rytmu. Czeski pisarz opanował tę sztukę do perfekcji.
Nie tego się spodziewałem. To znaczy nie mam pojęcia, czego się spodziewałem, ale na pewno czegoś innego. Często czułem się w tych opowiadaniach zagubiony, nie wiedziałem, czy czytam właśnie dokładny zapis snów Grušy, czy pokawałkowaną, brawurową antyutopię, czy głęboko zakamuflowaną satyrę na ustrój ludowy, czy wreszcie złożoną i wymykającą mi się alegorię.
Gruša ma inne...
Pięć krótkich opowiadań skupia się na sposobach, do jakich może się uciec człowiek pragnący przełamać na chwilę hegemonię czasu, jego okrutne i autorytarne rządy. Pięciu znajdujących się w jesieni życia bohaterów – w mniej lub bardziej oczywisty sposób tożsamych z autorem – spogląda wstecz i odsiewa to, co ważne, od tego, co nieważne. Nie jest może wielkim zaskoczeniem, że ogromne znaczenie przypisują miłości, i to mimo dojmującej świadomości własnej, niezbywalnej samotności.
Jeśli jakiś pisarz zbliża się do uchwycenia nieuchwytnego, to jest nim Claudio Magris. Spisane oszczędną, lecz niestroniącą od bogatych metafor frazą historie zawierają dużą dawkę melancholii, ale ich wymowa jest daleka od ponurej. Jest w tej prozie oczarowanie wielowymiarowym fenomenem życia i wdzięczność za ten niepowtarzalny dar, nawet jeśli adresat tej wdzięczności pozostaje nieokreślony.
Pięć krótkich opowiadań skupia się na sposobach, do jakich może się uciec człowiek pragnący przełamać na chwilę hegemonię czasu, jego okrutne i autorytarne rządy. Pięciu znajdujących się w jesieni życia bohaterów – w mniej lub bardziej oczywisty sposób tożsamych z autorem – spogląda wstecz i odsiewa to, co ważne, od tego, co nieważne. Nie jest może wielkim zaskoczeniem, że...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czy Ikar musiał spaść na Ziemię? Czy próba przekroczenia ludzkiej kondycji zawsze będzie się kończyć porażką, a dążenie do ideału przyczyni człowiekowi jedynie bólu i zgryzoty, skazując go na niezrozumienie i wyobcowanie?
Posadowiona na gruncie zimnowojennych lęków powieść Tevisa okazuje się zaskakująco aktualna, jej jądrem nie jest bowiem zastygły w konkretnym czasie komentarz społeczny, tylko wszechogarniający, egzystencjalny smutek, który tak silnie promieniuje z tej cienkiej książeczki, że chyba wyniosę ją do piwnicy, by dla odmiany to szczury zmierzyły się z grozą istnienia.
Czy Ikar musiał spaść na Ziemię? Czy próba przekroczenia ludzkiej kondycji zawsze będzie się kończyć porażką, a dążenie do ideału przyczyni człowiekowi jedynie bólu i zgryzoty, skazując go na niezrozumienie i wyobcowanie?
Posadowiona na gruncie zimnowojennych lęków powieść Tevisa okazuje się zaskakująco aktualna, jej jądrem nie jest bowiem zastygły w konkretnym czasie...
Od kiedy pamiętam, literatura jest dla mnie przede wszystkim ucieczką od rzeczywistości w świat fantazji. Nie czytuję reportaży czy publicystyki, a po pozycje popularnonaukowe zdarza mi się sięgać tylko dlatego, że nauka zajmuje się przede wszystkim niestrudzonym zastępowaniem dawnych fikcji nowymi.
Borges podniósł fantazjowanie do rangi sztuki, żeniąc literaturę z filozofią, mieszając dorobek twórców rzeczywistych z dorobkiem twórców zmyślonych. Błądzenie po zaprojektowanym przez argentyńskiego pisarza labiryncie skojarzeń i nawiązań przynosi niewymowną satysfakcję, nawet jeśli ostatecznie okazuje się, że projektant nie raczył przewidzieć wyjścia. Powtarzający się mechanizm, w ramach którego Borges daje obietnice, których następnie nie spełnia, można uznać za metaforę ludzkiego losu.
Bo przecież te fantastyczne historie, emanujące z niezwykłej wyobraźni Borgesa i wsparte jego godną zazdrości erudycją, dzielą bardzo istotny pierwiastek z naszą twardą rzeczywistością – wszyscy ich bohaterowie okazują się w pewien sposób chybieni; gdybym i ja miał zaszczyt popaść w jakąś niecodzienną obsesję, mógłbym z łatwością trafić na karty tego zbioru, odrobinę tylko podmalowany dla celów estetycznych.
I to poniekąd zabawne, że Borges deklaruje przyjemność jako podstawową funkcję literatury, gdy tymczasem przez jego opowiadania przeziera nicość.
Od kiedy pamiętam, literatura jest dla mnie przede wszystkim ucieczką od rzeczywistości w świat fantazji. Nie czytuję reportaży czy publicystyki, a po pozycje popularnonaukowe zdarza mi się sięgać tylko dlatego, że nauka zajmuje się przede wszystkim niestrudzonym zastępowaniem dawnych fikcji nowymi.
Borges podniósł fantazjowanie do rangi sztuki, żeniąc literaturę z...
To przypowieść, lata płyną więc w niej szybko, a większa część życiorysu Tarabasa przemyka bokiem jako nieistotna dla zamysłu autora. Prosty język i mordercze tempo są jednak mylące, bo Roth wyzyskuje w tym cienkim tomie aż kilka z wielkich tematów, jakie usłużnie podsuwa mu początek XX wieku, a czyni to w sposób biegły i niewymuszony. Ostatecznie ta opowieść o indywidualnym odkupieniu nazbyt może ufnie daje nadzieję na odkupienie zbiorowe i całe szczęście dla autora, że nie zdążył się przekonać na własne oczy, jak brutalnie ta nadzieja została zdeptana.
To przypowieść, lata płyną więc w niej szybko, a większa część życiorysu Tarabasa przemyka bokiem jako nieistotna dla zamysłu autora. Prosty język i mordercze tempo są jednak mylące, bo Roth wyzyskuje w tym cienkim tomie aż kilka z wielkich tematów, jakie usłużnie podsuwa mu początek XX wieku, a czyni to w sposób biegły i niewymuszony. Ostatecznie ta opowieść o...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kundera, posiłkując się nieco własną biografią, rozprawia się z okresem stalinizmu w Czechosłowacji, rysując rozległą panoramę schizofrenicznego, zakłamanego świata, w którego centrum umieszcza człowieka beznamiętnie zmielonego przez młyny historii.
Dociekając korzeni zła, dochodzi do wniosku, że choć ludzie nie są nikczemni z natury, to zbyt łatwo wstępują na ścieżkę złych uczynków tak pod presją czynników zewnętrznych, jak i wewnętrznych.
„Żart” to polifoniczny hymn na cześć indywidualizmu, a paradoks tkwi w fakcie, iż główny bohater, brutalnie pozbawiony fundamentu istnienia – i wartości – jest w swych indywidualnych cechach antypatyczny, bo wiedziony poczuciem własnej krzywdy, bezrefleksyjnie rusza krzywdzić innych.
Zaś sam tytuł tej bardzo przystępnie napisanej powieści nabiera w świetle jej treści miłej wieloznaczności, która każe kopać w poszukiwaniu nieoczywistych interpretacji.
Kundera, posiłkując się nieco własną biografią, rozprawia się z okresem stalinizmu w Czechosłowacji, rysując rozległą panoramę schizofrenicznego, zakłamanego świata, w którego centrum umieszcza człowieka beznamiętnie zmielonego przez młyny historii.
Dociekając korzeni zła, dochodzi do wniosku, że choć ludzie nie są nikczemni z natury, to zbyt łatwo wstępują na ścieżkę złych...
Opowiadania O’Connor są co do jednego kameralne, ale w ich tle nieodmiennie toczą się sprawy ważkie. Wyspecjalizowała się więc pisarka w opisywaniu tych małych uczuć, które zwykły prowadzić do wielkich tragedii. Amerykańskie Południe połowy XX wieku służy tu za dobitny przykład zaściankowości, wstecznictwa, izolacji, oporu wobec zmian oraz strachu przed obcym i nieznanym.
Przekaz niektórych opowiadań jest, jak na mój gust, nadmiernie bezpośredni, choć im bliżej końca, tym jest lepiej. O’Connor ma sprawny warsztat i bez trudu porusza się w różnych rejestrach językowych, ale jej teksty niczego we mnie nie poruszają – ani tu, ani tam. W świetle faktu, iż autorka jest powszechnie ceniona przez krytykę, zmuszony jestem zmierzyć się z ewentualnością, że może szwankuje mi któryś z kluczowych organów.
Opowiadania O’Connor są co do jednego kameralne, ale w ich tle nieodmiennie toczą się sprawy ważkie. Wyspecjalizowała się więc pisarka w opisywaniu tych małych uczuć, które zwykły prowadzić do wielkich tragedii. Amerykańskie Południe połowy XX wieku służy tu za dobitny przykład zaściankowości, wstecznictwa, izolacji, oporu wobec zmian oraz strachu przed obcym i...
więcej mniej Pokaż mimo toEliza Kącka zagubiona jest w dwóch labiryntach, labiryncie polskiej literatury i labiryncie własnej jaźni, i te dwa labirynty stapiają się w przestrzeni snu w jeden, efektowny, choć nie efekciarski, pozwalając autorce przepracować to, na przepracowanie czego w dzień brakuje czasu (bo przecież literatura), czyli lęki, frustracje, wątpliwości oraz tę resztę literatury, na którą nie starczyło dnia. Efektem jest pełna absurdu, mnożąca sensy i myląca tropy książeczka, przynosząca odbiorcy mnóstwo satysfakcji, ale i lekcję pokory, dzięki czemu można i trzeba wracać do niej jak do babci na obiad.
Eliza Kącka zagubiona jest w dwóch labiryntach, labiryncie polskiej literatury i labiryncie własnej jaźni, i te dwa labirynty stapiają się w przestrzeni snu w jeden, efektowny, choć nie efekciarski, pozwalając autorce przepracować to, na przepracowanie czego w dzień brakuje czasu (bo przecież literatura), czyli lęki, frustracje, wątpliwości oraz tę resztę literatury, na...
więcej mniej Pokaż mimo toSillitoe wgryza się głęboko w zagadnienie relacji między rzeczywistością a fikcją, opowiadając się za życiosprawczą władzą literatury, ale jego talent - nomen omen - gawędziarski bez trudu można podać w wątpliwość, bo narracja jest chaotyczna, pouczenia zawierają zbyt dużą dozę dosłowności, a potencjał nośnej przecież historii pozostaje w większości niewyzyskany. Tymczasem minimum, jakiego trzeba wymagać od rzemieślnika, jest znajomość własnego rzemiosła.
Sillitoe wgryza się głęboko w zagadnienie relacji między rzeczywistością a fikcją, opowiadając się za życiosprawczą władzą literatury, ale jego talent - nomen omen - gawędziarski bez trudu można podać w wątpliwość, bo narracja jest chaotyczna, pouczenia zawierają zbyt dużą dozę dosłowności, a potencjał nośnej przecież historii pozostaje w większości niewyzyskany. Tymczasem...
więcej mniej Pokaż mimo toPowiew świeżości prosto z 1959 roku. Powieść Pankowskiego to znakomita lekcja szargania świętości, a jednocześnie podróż przez dwudziestowieczne okropności. Talent językowy, okrutne poczucie humoru i zdrowa dawka groteski okraszają tę opowieść o Władziu Matudze, który nie wierzy w wielkie słowa, który nigdzie nie jest u siebie i który wbrew sobie tęskni za kartoflami.
Powiew świeżości prosto z 1959 roku. Powieść Pankowskiego to znakomita lekcja szargania świętości, a jednocześnie podróż przez dwudziestowieczne okropności. Talent językowy, okrutne poczucie humoru i zdrowa dawka groteski okraszają tę opowieść o Władziu Matudze, który nie wierzy w wielkie słowa, który nigdzie nie jest u siebie i który wbrew sobie tęskni za kartoflami.
Pokaż mimo to
Dziwne to uczucie wziąć do ręki książkę, w przedmowie do której tytułuje się Čapka młodym pisarzem. Nie minęło nawet sto lat, a przez Europę zdążyło się przetoczyć tyle katastrof, że na samą myśl rozbolała mnie głowa (a niektórym przyszło przecież zapłacić nieco wyższą cenę). Największą z tych katastrof trochę autor „Krakatitem” antycypuje, mimo że romantyczna, niewyrastająca z treści książki wolta, jakiej dokonuje pod jej koniec, psuje nieco wrażenie artystycznej i problemowej spójności.
Nie jest to zresztą powieść realistyczna, a raczej przypowieść, trochę może "Romeo i Julia", tylko odegrani w odmiennych realiach, po części żmudne oranie tradycyjnej faustowskiej gleby, z okazjonalnymi skokami w bok pod postacią niezbyt pochlebnej trawestacji nietzscheańskich koncepcji. Całość polana jest sosem klasycznej, wellsowskiej SF, niepokój swej wywodzącej nie z przesłanek socjologicznych, tylko z konsekwencji rozwoju nauk ścisłych.
Čapek to nie tylko wizjoner, to również świetny pisarz. Akcja "Krakatitu" pędzi na łeb na szyję, wyradzając się chwilami w groteskę, dialogi są w błyskotliwy sposób absolutnie niemożliwe, a gorączkowa narracja udziela się czytelnikowi, do wspomnianego wcześniej bólu głowy dokładając wysoką temperaturę. I gdyby nie moralizatorskie zapędy oraz naiwne rozwiązanie intrygi, byłoby znakomicie, a tak przyszło mi sięgać po paracetamol w pewnym pomieszaniu.
Dziwne to uczucie wziąć do ręki książkę, w przedmowie do której tytułuje się Čapka młodym pisarzem. Nie minęło nawet sto lat, a przez Europę zdążyło się przetoczyć tyle katastrof, że na samą myśl rozbolała mnie głowa (a niektórym przyszło przecież zapłacić nieco wyższą cenę). Największą z tych katastrof trochę autor „Krakatitem” antycypuje, mimo że romantyczna,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Thriller metafizyczny w fomie strumienia świadomości. Dawka miękkiego narkotyku wydobywa (poważnie wyolbrzymiając) z narratora lęki, które tkwią w każdym człowieku, tyle że nie są to lęki indywidualne, np. przed pająkami, a wspólne i mocno filozoficzne. W konsekwencji pojawia się pokusa jedynego skutecznego rozwiązania na te wszystkie nieusuwalne dylematy, niewprowadzonego w życie jedynie z powodu kolejnej tak właściwej nam siły, czyli bezwładu.
W całym tym procesie narrator podaje kolejno w wątpliwość podstawowe opoki ludzkiej egzystencji, czyli osąd rozumu, świadectwo zmysłów, wreszcie poczucie tożsamości. Wszystko to powinno być dla mnie intrygujące poznawczo. A jednak te krótkie zdania, przechodzące okresowo w poemat, zupełnie do mnie nie przemawiają, i to bynajmniej nie za względu na brak wspólnoty doświadczeń, tylko z powodu eksperymentalnej i chyba jednak chybionej formy.
Thriller metafizyczny w fomie strumienia świadomości. Dawka miękkiego narkotyku wydobywa (poważnie wyolbrzymiając) z narratora lęki, które tkwią w każdym człowieku, tyle że nie są to lęki indywidualne, np. przed pająkami, a wspólne i mocno filozoficzne. W konsekwencji pojawia się pokusa jedynego skutecznego rozwiązania na te wszystkie nieusuwalne dylematy, niewprowadzonego...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Nowolipie” to naprawdę jest wyjątkowa powieść. Od pewnego momentu o pierwszej połowie XX wieku pisało się w zasadzie tylko w jednym, tragicznym kontekście, a jeśli książka miała jeszcze Auschwitz w tytule, to sukces był gwarantowany (ta gwarancja utrzymała swą moc do dzisiaj). II wojna światowa stała się taką cezurą, a wręcz kurtyną. Świat sprzed niej przestał istnieć nie tylko w rzeczywistości, ale również w literaturze. A Hen postanowił się o niego upomnieć.
Przez ten wymalowany intensywnymi kolorami obraz przedwojennej stolicy przebija poczucie krzywdy, ale po prostu kronikarsko odnotowane, bez użalania się nad swoim losem. Bo też i wstyd się nad nim użalać, skoro niemal każdą opowieść o ludziach, członkach żydowskiej społeczności Warszawy, wieńczy tu nader smutny, wybrzmiewający jak tragiczny refren epilog.
Biegłe pióro Hena dowodzi, jak mocno człowiek wrażliwy przeżywa i pamięta to, czego większość nawet nie dostrzega. I trudno powstrzymać się od refleksji, że tamten świat był może biedny, ale miał swój porządek i swoje zasady, do których się powszechnie stosowano.
„Najpiękniejsze lata” przybierają znacznie lżejszy ton i sam Hen, niestroniący od odautorskich komentarzy, przyznaje, że nie ma pojęcia, skąd on mu się wziął, skoro dzieciństwo jawiło mu się jako straszne, a na ten obraz pada już dodatkowo cień tego, co, jak wiemy, musi nadejść.
A jednak czyta się to jak porywającą powieść przygodową, której bohater mimochodem niejako pokonuje kolejne przeciwności, z których każda z osobna przyprawiłaby jego współczesnego rówieśnika o trwałą depresję. Tymczasem odpowiedzią Hena na zakręty losu jest pogoda ducha oraz pochwała prostego człowieka, który uchyla się przed wielkimi historycznymi narracjami i dostrzega w drugim człowieku brata, a nie budzącego grozę Innego.
„Nowolipie” to naprawdę jest wyjątkowa powieść. Od pewnego momentu o pierwszej połowie XX wieku pisało się w zasadzie tylko w jednym, tragicznym kontekście, a jeśli książka miała jeszcze Auschwitz w tytule, to sukces był gwarantowany (ta gwarancja utrzymała swą moc do dzisiaj). II wojna światowa stała się taką cezurą, a wręcz kurtyną. Świat sprzed niej przestał istnieć nie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dwie pierwsze powieści z cyklu „Teatr Heroda” (trzecia, „Nikt nie woła”, przeleżała w zamrażarce 33 lata) dokumentują krytyczne dla Polski lata 1938 oraz 1939. Bohater, Bożek, to alter ego autora. Wydarzenia pierwszych dni wojny zostały przepisane niemal słowo w słowo z „Nowolipia”, a raczej na odwrót, po przecież „Opór” powstał znacznie wcześniej, ale to nic nie szkodzi, bo to kawał soczystej prozy, prawdziwej pod każdym względem.
Hen celowo operuje przezroczystym językiem, a jego narracja pozostawia czytelnikowi pole do namysłu i interpretacji. To pisarstwo przeniknięte duchem rygoryzmu moralnego, a jednocześnie świadome występującego szczególnie w skrajnych sytuacjach rozdźwięku między teorią a praktyką, występowania sytuacji bez wyjścia.
Autor maluje obraz świata, którego już nie ma. Bardzo mocno eksponuje zmysłową stronę życia, jej wpływ na jego pozostałe sfery. Fascynacja autora kobietami jest doskonale znana choćby czytelnikom jego dzienników. I tylko Bożek jest czasem jak na szesnastolatka nader pojętny, wygłasza uwagi wymagające większego doświadczenia. Ale też te uwagi są wielkim atutem tej prozy.
Dwie pierwsze powieści z cyklu „Teatr Heroda” (trzecia, „Nikt nie woła”, przeleżała w zamrażarce 33 lata) dokumentują krytyczne dla Polski lata 1938 oraz 1939. Bohater, Bożek, to alter ego autora. Wydarzenia pierwszych dni wojny zostały przepisane niemal słowo w słowo z „Nowolipia”, a raczej na odwrót, po przecież „Opór” powstał znacznie wcześniej, ale to nic nie szkodzi,...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Jednouchy” to powiastka oparta na prawdziwych wydarzeniach, ale przetworzonych przez Dériego na modłę cokolwiek szyderczą, historia złożona ze schematów, powykręcanych jednak w sposób, który wynaleźć mogli tylko na Węgrzech. Prawdopodobnie do takiego właśnie humoru uciekałby się Pynchon, gdyby urodził się nad pięknym, modrym Dunajem.
Déry posługuje się szerokim arsenałem środków, by co rusz przypominać czytelnikowi o umowności swej opowieści. Nie najpośledniejszym spośród tych środków są zaskakujące i błyskotliwe dialogi, doprowadzone do doskonałości niewystępującej w naturze.
Ostatecznie można albo pytać, po co Déry w ogóle tę książkę napisał, albo też usiłować wniknąć głębiej w jej potencjalnie bogatą symbolikę, zaczynając od tytułowego Jednouchego. Kusząca interpretacja w duchu społecznej odpowiedzialności wydaje się jednak zbyt oczywista, toteż wypadnie tym razem poprzestać na konstatacji, że życiu wcale nie idzie lepiej naśladowanie filmu niż filmowi naśladowanie życia.
„Jednouchy” to powiastka oparta na prawdziwych wydarzeniach, ale przetworzonych przez Dériego na modłę cokolwiek szyderczą, historia złożona ze schematów, powykręcanych jednak w sposób, który wynaleźć mogli tylko na Węgrzech. Prawdopodobnie do takiego właśnie humoru uciekałby się Pynchon, gdyby urodził się nad pięknym, modrym Dunajem.
Déry posługuje się szerokim arsenałem...
Tak, to jest znakomita przygoda. Simmons z łatwością porusza się po rozmaitych obszarach wiedzy, a sugestywna narracja sprawia, że czytelnik znajduje się w środku wydarzeń. Szczególną przyjemność sprawiło mi oglądanie krajobrazów Tien Szanu. Niesamowita dbałość autora o szczegóły sprawia, że wręcz trudno uwierzyć, iż dylogia Endymiona powstawała tak krótko.
Narracja jest może trochę zbyt amerykańska, czyli bezpośrednia, obcy jej wykwint czy subtelność. Ponadto śledzenie perypetii archetypicznego bohatera, wpisującego się w długą tradycję podobnych postaci, istotnie wymaga niekiedy zawieszenia władzy rozumu. Ale przecież po to właśnie czyta się o przygodzie.
Jest tu materiał na kilka sezonów wyśmienitego serialu, ale mnogość plenerów każe jeszcze trochę poczekać, aż efektami specjalnymi zarządzać będzie sztuczna inteligencja w rodzaju powieściowego TechnoCentrum.
Tak, to jest znakomita przygoda. Simmons z łatwością porusza się po rozmaitych obszarach wiedzy, a sugestywna narracja sprawia, że czytelnik znajduje się w środku wydarzeń. Szczególną przyjemność sprawiło mi oglądanie krajobrazów Tien Szanu. Niesamowita dbałość autora o szczegóły sprawia, że wręcz trudno uwierzyć, iż dylogia Endymiona powstawała tak krótko.
Narracja jest...
Przyjemna i sentymentalna opowieść, próba oddania hołdu gatunkowi, na którego wierności bezapelacyjnie można polegać. Auster podjął próbę nieziszczalnego może ujęcia psiej psychiki w słowa, wykładając się na pewnej zdublowanej niekonsekwencji. Otóż psi protagonista tej powieści pozostaje na bardzo zróżnicowanych poziomach świadomości w zależności od fabularnych potrzeb autora, a tę huśtawkę odtwarza narrator, rozpięty na długim łuku między wszechwiedzą (trochę obciachową w wypadku dobrej literatury) a wielką naiwnością.
Przyjemna i sentymentalna opowieść, próba oddania hołdu gatunkowi, na którego wierności bezapelacyjnie można polegać. Auster podjął próbę nieziszczalnego może ujęcia psiej psychiki w słowa, wykładając się na pewnej zdublowanej niekonsekwencji. Otóż psi protagonista tej powieści pozostaje na bardzo zróżnicowanych poziomach świadomości w zależności od fabularnych potrzeb...
więcej Pokaż mimo to