Zdobycz i wierność Jerzy Pietrkiewicz 6,1
![Zdobycz i wierność](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/4843000/4843659/664071-352x500.jpg)
ocenił(a) na 65 lata temu OCALONA PRZEKŁADEM
Nowość napisana ponad sześćdziesiąt lat temu, spolszczenie powieści autorstwa polskiego pisarza – do kumulacji takich oto niecodziennych faktów doszło w przypadku wydanej niedawno przez Wydawnictwo W.A.B „Zdobyczy i wierności” Jerzego Pietrkiewicza (1916-2007). Ale i sam życiorys autora należał do niecodziennych, choć w pewnym stopniu typowych dla pokolenia doświadczonego przez wojenną traumę. Pietrkiewicz dał się poznać przed wojną jako poeta, związany ze środowiskiem tzw. „autentystów” i ze skrajną prawicą, jako autor między innymi poematu gloryfikującego Romana Dmowskiego. W 1939 roku ucieka z kraju do Wielkiej Brytanii, gdzie rozpoczyna nowe życie, robiąc karierę naukową, od 1953 roku publikuje wyłącznie w języku angielskim, przez wielu fachowców nazywany drugim Josephem Conradem. Po wojnie raczej mało znany, głównie z uwagi na antykomunistyczne poglądy. Do czasów ukazania się przekładu „Zdobyczy i wierności”, powieść ta nie była nawet uwzględniana w bibliografii Pietrkiewicza na Wikipedii.
Powieść Pietrkiewicza opowiada o losach Tobiasa Hume’a – szkockiego najemnika na wschodnich peryferiach Rzeczypospolitej, którego poznajemy w momencie, gdy zapodział swój regiment w odmętach carskiego molocha – „w wojennym gruzowisku Rosji”. Jedynym jego podopiecznym staje się wiejski sokolik, o niezwykle podobnej aparycji do zamordowanego chwilę wcześniej Dymitra Samozwańca. Hume, wraz z nowo poznanymi towarzyszami, między innymi ze swoim rodakiem, spolonizowanym szlachcicem Seton-Setońskim postanawia przekonać miejscowy lud, że sokolik jest nikim innym, jak Dymitrem we własnej osobie. Wiejski chłopak staje się podopiecznym Szkota, a z czasem najbliższą mu osobą. Tam, gdzie na horyzoncie pojawia się władza, prędzej czy później zjawiają się też i pieniądze, co powoduje, że cała historia nie może się dobrze zakończyć.
Warto wspomnieć, że centralna postać powieści Pietrkiewicza – Tobias Hume – był postacią historyczną. Żył w latach 1569 (1579?) – 1645, był żołnierzem, muzykiem i kompozytorem utworów na violę da gamba, a w późniejszych latach zakonnikiem, który w 1629 roku wstąpił do londyńskiego klasztoru kartuzów, co oprócz daty śmierci jest jedynym potwierdzonym faktem z jego życia i pozwala domniemywać na temat daty jego urodzenia, gdyż warunkiem, pozwalającym na wstąpienie do tego zakonu, był wiek – według różnych źródeł – pięćdziesięciu lub sześćdziesięciu lat.
Coraz częściej zdarza mi się dać jakiejś książce szansę z uwagi na osobę jej tłumacza. Tak też było w przypadku „Zdobyczy i wierności”. Od pewnego czasu bowiem biorę w ciemno niemal wszystko, co wyszło spod pióra Jacka Dehnela, którego udział w tym przedsięwzięciu był dla mnie dużym zaskoczeniem. Zresztą sam Dehnel przyznał w posłowiu, że praca nad przekładem „Zdobyczy i wierności” przydarzyła mu się przypadkowo. Będąc na zagranicznym stypendium, dostał od nieznanej osoby propozycję tłumaczenia bliżej nieznanego pisarza, zaliczanego do grona pisarzy emigracyjnych. Poprosił zatem o kilka stron próbki, by móc z czystym sumieniem odmówić. Jednak lektura okazała się na tyle fascynująca, że niezwłocznie poprosił o dosłanie całości tekstu i przełożył tę powieść w kilka tygodni, jak pisze „wbrew sobie”, pomimo braku podpisanej umowy. Jacek Dehnel przywrócił więc tę prozę polszczyźnie. A zadanie miał autor „Rynku w Smyrnie” niełatwe, bo jest to powieść, której forma współgra z treścią. Obrazy siedemnastowiecznych rubieży Rzeczpospolitej wymagają specjalnego języka. Podobno problemów nastręczało już samo znalezienie adekwatnego tłumaczenia tytułu, będącego aliteracją – „Loot and loyalty”, który ostatecznie wziął się ze skonfrontowania ze sobą tytułów pierwszego i ostatniego rozdziału utworu.
Mówiąc o tym utworze Pietrkiewicza najczęściej podkreśla się, że jest to łotrzykowska opowieść w sienkiewiczowskim stylu. Na te analogie zwraca w posłowiu uwagę autor przekładu: „To, że mamy do czynienia z późnym przykładem powieści historycznej w typie sienkiewiczowskim, widać na pierwszy rzut oka. Jest wszystko, co trzeba: czasy panów szlachty, Kresy, ważne wydarzenia, makaronizmy, mieszanka etniczna i religijna; galeria oryginalnych postaci, raz wzniosłych, raz śmiesznych; kontusze, kirysy i kolasy. Słowem, jak mawiano złośliwie o Matejce: «polska szkoła historyczna pancerz i łupież»”. Nie jest tajemnicą, że sienkiewiczowski styl, mimo iż jest niekwestionowanym pomnikiem polskiej literatury, ma tyluż zwolenników, co przeciwników. Ja sam, co przyznaję z bólem, należę raczej do tych ostatnich. Jednak „Zdobycz i wierność” wyrasta zdecydowanie ponad wszystkie owe postsienkiewiczowskie bogoojczyźniane klony, często skażone doraźną polityką, których autorzy w osobliwy sposób realizowali ukutą przez autora „Trylogii” misję pisania „ku pokrzepieniu serc”. A to dlatego, że Pietrkiewicz wznosząc się ponad swoje poglądy, z dużą wiernością oddał siedemnastowieczne realia, swoimi opisami trafnie diagnozując ówczesne polskie przywary, które w konsekwencji doprowadziły do rozbiorów Polski, owo sobiepaństwo, warcholstwo i podejrzany sarmatyzm. Sprzyja temu specyficzny, barwny i wymagający niezwykłego skupienia język powieści, który już od pierwszej strony nie pozostawia złudzeń, że lektura „Zdobyczy i wierności” będzie ciekawą z punktu widzenia leksyki i frazeologii przygodą. Na przykład: gdy pierwszy raz widzimy Tobiasa Hume’a, kontempluje on dziurę w swoim bucie: „Poruszył stopami i pęknięcie jeszcze się powiększyło – lewy but rozdziawił się ku swemu panu, a pan, ziewając, ku instrumentowi”. Dodatkowym walorem „Zdobyczy i wierności” jest dla mnie osobiście znakomity opis siedemnastowiecznego Lublina. Jego plastyczność spowodowała, że ujrzałem w wyobraźni dobrze znane mi miasto takie, jakie było przed wiekami, z targiem futrzanym nieopodal Bramy Krakowskiej, z istniejącym wtedy jeszcze Kościołem Farnym, który spłonął ponad sto lat później.
Daje się również w „Zdobyczy i wierności” zauważyć jeszcze jeden, autobiograficzny wymiar refleksji. Dotyczy on samotności emigranta, takiej, której doświadczył Jerzy Pietrkiewicz, gdy po wybuchu wojny znalazł się w Wielkiej Brytanii, nie znając ani słowa w języku angielskim. Nad Tobiasem Humem cały czas ciąży piętno obcokrajowca, uchodźcy, wyrzutka, mimo iż w powieści posługuje się nienaganną polszczyzną. Polszczyzną o wiele lepszą, niż jego rodak, wspomniany już spolonizowany Szkot Seton-Setoński, który odmawia wioliniście-żołnierzowi pomocy w staraniach o polskie obywatelstwo. W opinii Jacka Dehnela, Pietrkiewicz mógł w ten sposób poczynić aluzję do wzajemnie zwalczających się ówcześnie starej i nowej polskiej emigracji w Wielkiej Brytanii. Oczywiście, można w mojej opinii utwór ten rozumieć bardziej metaforycznie, jako oskarżenie przeciwko każdej władzy, będącej wynikiem oszustwa, wyrządzającej krzywdę i zmierzającej do samounicestwienia.
Najgęstszym sitem, decydującym o jakości utworu literackiego jest właśnie czas. W przeciwieństwie do zaangażowanych ideologicznie wierszy Pietrkiewicza, „Zdobycz i wierność” czyta się nieźle, powieść przetrwała próbę czasu, choć jest to rzecz napisana sześćdziesiąt trzy lata temu. Dlatego dobrze się stało, że powieść ta ukazała się wreszcie w języku polskim. Nawet jeśli miałoby się okazać, że w „Zdobyczy i wierności” więcej jest tłumacza niż autora, czego według mnie nie można wykluczyć. Mimo to, wydobycie Pietrkiewicza z czarnej dziury niepamięci, raczej nie spowoduje zmiany mojego negatywnego nastawienia do powieści tego typu, wyrosłej z niechęci do autora „Trylogii”.