-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
2021-04-07
2021-01-07
2021-02-07
2020-12-26
Po raz trzeci demony przeszłości wyciągają łapy po komisarza Igora Brudnego. Tym razem sadystyczny morderca za cel swoich ataków wybiera przedstawicieli prawa, w tym również członków ekipy emerytowanego już inspektora Czarneckiego. W swoją okrutną grę wciąga Igora Brudnego i od pierwszych stron wiemy, ze rozwiązania szukać należy w przeszłości, w placówce opiekuńczo-wychowawczej sióstr hieronimek w Zaborze. Mamy więc trzecią powieść napisaną wg tego samego schematu. Co z tego wyszło?
Powieść bardzo wciągająca – jak „Pietno” i „Sfora”. Dynamicznie poprowadzona akcja, nawiązania do śledztw, które Brudny prowadził w przeszłości i połączenie ich ze współczesnymi wydarzeniami, znane postacie, które zdążyłem już polubić, trochę teorii z zakresu dark netu, poruszenie problemu społecznego związanego z tymi bogatymi i tymi z Wiejskiej, którzy mogą wszystko, nie ponosząc za to żadnej kary, wiele połączonych wątków, spójnie poprowadzonych od pierwszej do ostatniej strony. Wszystko to sprawia, że książkę czyta się dobrze i trudno ją odłożyć. Aż nam szkoda bohaterów, jak drepczą w kółko i w żaden sposób nie są w stanie śledztwa pchnąć do przodu, a co najgorsze, to sami nie mamy pojęcia, co im podpowiedzieć, jak pomóc? Niestety momentami zaczyna przebijać nuda i przewidywalność.
Już w zasadzie na początku śledztwa autor wskazuje na to, kim jest morderca (przynajmniej bardzo łatwo się tego domyślić). Potem jeszcze raz potwierdza kim jest ta osoba, a więc wszystkie kolejne wątki mają nas tylko odciągnąć od prawdziwego sprawcy, którego, jak napisałem, bez trudu można wskazać. Trochę zaczęło przeszkadzać to ustawiczne wracanie do tragicznych przeżyć Brudnego w dzieciństwie oraz przypominanie muru, który zbudował wokół siebie, a który, cegła po cegle rozpada się na skutek działania pozytywnych uczuć, które zagościły w życiu Brudnego – autor zbyt często wracał do tego tematu, zaczęło mnie to nudzić. Po raz trzeci genezą wydarzeń w powieści jest to, co wydarzyło się w dzieciństwie Brudnego, gdy wychowywał się w ośrodku sióstr hieronimek w Zaborze. OK, temat ważny, ale ile razy można rozliczać się z własną przeszłością i to za każdym razem ostatecznie? Dla mnie i z tej strony powiało trochę nudą. Ostateczna rozgrywka między Brudnym a mordercą w moim przekonaniu niemiłosiernie rozwleczona, aż się chce w końcu rzucić tę książkę w kąt. No i to zakończenie! – czytelniku, napisz je sobie sam, bo ja chcę sobie pozostawić uchyloną furteczkę, bo kiedyś być może zechcę powrócić do tematu, wszak wielu wychowanków ośrodka żyje jeszcze i każdy z nich może mieć do Igora jakieś ukryte pretensje i może zechcieć go wciągnąć we własną morderczą grę. Przyzwyczajony jestem jednak do tego, że jeżeli wchodzę w świat autora, to jest to jego świat od początku do końca a nie „…każdy z Was odczyta ostatnie strony tak, jak będzie chciał.”
I cóż mogę napisać na koniec? W sumie to polecam, choć uważam, że każda kolejna powieść z tego cyklu była słabsza od swojej poprzedniczki. Podobny pomysł, konstrukcja powieści oraz ich zakończenie wg tego samego schematu.
Po raz trzeci demony przeszłości wyciągają łapy po komisarza Igora Brudnego. Tym razem sadystyczny morderca za cel swoich ataków wybiera przedstawicieli prawa, w tym również członków ekipy emerytowanego już inspektora Czarneckiego. W swoją okrutną grę wciąga Igora Brudnego i od pierwszych stron wiemy, ze rozwiązania szukać należy w przeszłości, w placówce...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-26
„Sfora” jest kontynuacją pierwszej części trylogii o komisarzu Brudnym, który wraca do Zielonej Góry, aby po raz kolejny rozliczyć się własną przeszłością. Inspektor Czarnecki proponuje mu dołączenie do zespołu, który tym razem próbuje rozwiązać sprawy morderstw na osobach duchownych. Odnajdywane szczątki ofiar noszą ślady niesłychanego wręcz okrucieństwa i kanibalizmu, a świadkowie mówią o wilkołaku.
Dla Brudnego sprawa natomiast jest oczywista – rozwiązania zagadki szukać należy w przeszłości, w placówce opiekuńczo-wychowawczej sióstr hieronimek w Zaborze. Wraca więc do „przeszłości”, by tam szukać śladów współczesnych zbrodni. Na nowo odkrywa znane z dzieciństwa miejsca, spotyka osoby, z którymi wiele lat temu dzielił okrutny los w Zaborze, na światło dzienne wychodzi ogrom zła, jakie siostra Gwidona wyrządziła swoim wychowankom.
Tylko jak to wszystko połączyć w jedną całość? Jak zbudować sensowną hipotezę, która będzie się broniła? – sprawa wydaje się wręcz beznadziejna, jednak nie zapominajmy, że Czarnecki jest profesjonalistą, a członkowie jego zespołu to mistrzowie w swoim fachu.
Na „Sforę” rzuciłem się niemalże po skończeniu „Piętna”, w którym autor sugestywnie zapowiedział kolejną część przygód Brudnego. W „Sforze” Gwidona zza grobu pociąga za sznurki, Lis z aresztu zaczyna mieszać, Brudny na nowo zaczyna grzebać w swojej przeszłości odkrywając kolejny level okrucieństwa jakie spotkało wychowanków ośrodka, sfora wilków działa na zlecenie mordercy-wilkołaka. Wszystko to wydaje się dla mnie trochę abstrakcyjne i przekombinowane, mało realne, jakby ciągnięte na siłę. A dla mnie realizm świata z powieści w sumie dość ważny jest.
Mimo to fabuła powieści jest bardzo wciągająca. Zastanawiające od samego początku o co chodzi z tym wilkołakiem, w jaki sposób autor „wybrnie” z tego na końcu, jaki to ma związek z ośrodkiem i Gwidoną, kto jeszcze brał w tym udział, jak i czy go znajdą, kto tego dokona? Ciekawie pokazane, że do rozwiązania zagadki można dość dwoma różnymi drogami. I tu złego słowa powiedzieć nie mogę, wszystko „trzyma się kupy”, autor odpowiada na wszystkie pytania, które gdzieś po drodze w głowie mi zakiełkowały.
Ta i poprzednia część trylogii trochę też zmusza do zastanowienia nad wpływem dzieciństwa na dorosłe życie i co za tym idzie wpływie wychowania na postawy naszych dzieci w dorosłym życiu. Dzieci doświadczające przemocy ze strony dorosłych, wychowywane bez miłości, w dorosłym życiu w zasadzie poszerzają tylko grono patologii i przyczyniają się do wzrostu przestępczości. Smutne to bardzo, ale niestety prawdziwe.
W „Sforze” zaczyna się wkradać coraz więcej niespójności. Gwidona w „Piętnie” działa na zlecenie przełożonych i nie miała nic do gadania, w „Sforze” dowiadujemy się, że to ona organizowała cały proceder i na pewnym etapie po prostu opamiętała się i zerwała wszystkie kontakty ze „światkiem”. Patrol Brudnego raz ma diesla raz benzynę, Brudny do lasu wjeżdża bez świateł aby być niezauważonym, a oczy zwierząt odbijają się w reflektorach auta… Może się czepiam, ale ja zwracam uwagę na takie rzeczy.
Czy polecam? – tak, choć moim zdaniem trochę słabsza niż „Piętno”. Fabuła trochę moim zdaniem przekombinowana, ale autor trzyma narzucony sobie poprzednią powieścią poziom.
„Sfora” jest kontynuacją pierwszej części trylogii o komisarzu Brudnym, który wraca do Zielonej Góry, aby po raz kolejny rozliczyć się własną przeszłością. Inspektor Czarnecki proponuje mu dołączenie do zespołu, który tym razem próbuje rozwiązać sprawy morderstw na osobach duchownych. Odnajdywane szczątki ofiar noszą ślady niesłychanego wręcz okrucieństwa i kanibalizmu, a...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-12-08
Stara, schorowana kobieta, na łożu śmierci wyznaje pewnemu mężczyźnie tajemnice swego życia. Widzimy, że czegoś bardzo żałuje. Nie wiemy natomiast kim jest ona, kim jest powiernik tajemnicy, kogo, bądź czego dotyczą skrywane przez lata fakty. Jedyne, co przebija z tej sceny, to nienawiść mężczyzny do konającej kobiety.
To pierwsza scena „Piętna” Przemysława Piotrowskiego. A co się dzieje potem? Potem można by powiedzieć, że z każdą przeczytaną stroną jest coraz lepiej.
Stopniowo poznajemy świetnie nakreślone postacie, które towarzyszyć nam będą przez kilka kolejnych dni: z pozoru gburowatego komisarza Brudnego, profesjonalnego w każdym calu inspektora Czarneckiego i jego zespół śledczy, Julię Zawadzką, doktora Tochmana, jego żonę i innych – tych stojących po stronie prawa i prawdy, tych skrzywdzonych i tych czyniących zło.
Odkrywamy kolejne fakty z życia komisarza Brudnego, z każdą stroną coraz więcej wiemy o sadystycznym mordercy terroryzującym Zielona Górę. I gdy już, niemalże palcem wskazujemy mordercę, okazuje się, że nadal „jesteśmy w lesie”, bo to, co jak nam się wydawało, prowadzi do rozwiązania śledztwa generuje kolejne pytania, na które nie znamy odpowiedzi. Okazuje się, że nadal nie znamy motywów, nie wiemy kim jest morderca, nie wiemy gdzie uderzy, nie wiemy w kogo uderzy, nie wiemy dlaczego wciąga w swoją sadystyczną grę Brudnego. Jedyne, co wiemy, to że będą następne, brutalne morderstwa.
Piotrowski bardzo dynamicznie i intrygująco poprowadził wszystkie wątki. Mamy zwroty akcji – ale nie takie, że nagle coś pojawia się z przysłowiowego kosmosu. Wszystko co się dzieje jest konsekwencją wcześniejszych zdarzeń i odkrywanych kolejno tajemnic. Fabuła dopracowana w szczegółach, nie ma przypadków, nie ma niedokończonych wątków, niewyjaśnionych spraw, niedopowiedzianych kwestii. Wszystko jest tak, jak być powinno. W tej książce niczego nie brakuje i niczego nie ma za dużo.
Mamy kilka brutalnych i okrutnych opisów, w jaki sposób potraktowane zostały ofiary, ale moim zdaniem nie została przekroczona pewna granica, jest to do przyjęcia. Czepić się można drobnych szczegółów, ale one akurat nie mają wpływu na fabułę powieści.
Sceptycy powiedzą, że autor poruszył modny i nośny temat, więc musiało „chwycić” – nic z tych rzeczy! Nigdzie nie odnalazłem informacji, że i o tym jest ta książka, więc nie może być mowy o pisaniu pod publikę i wątkach, które mają ciągnąć całość (tak jak w filmach Vegi). A temat bardzo ważny, najważniejszy i trzeba o nim mówić. I robić wszystko, aby ci, za których odpowiadamy, nie cierpieli przez nas. Bo cierpią – przez naszą chciwość, nieposkromione żądze, tępotę, egoizm, brak współczucia i empatii, przez to, że w drugim człowieku nie chcemy widzieć człowieka, a najczęściej liczy się tylko „ja”.
No i warto zwrócić też uwagę, na to, że mieszkańcy Zielonej Góry i okolic będą mieli swoje „smaczki” podróżując z bohaterami po znanych sobie drogach i ulicach, przebywając w tych samych, co oni miejscach.
Powiedzieć, że „Piętno” bardzo mi się podobało, to nic nie powiedzieć. Wciągnąłem się jak przy „Millenium” Larsona. Nie żałuję ani jednej chwili spędzonej nad tą pozycją. „Sfora” i „Cherub” już zamówione.
Polecam wszystkim miłośnikom kryminału i sensacji.
Stara, schorowana kobieta, na łożu śmierci wyznaje pewnemu mężczyźnie tajemnice swego życia. Widzimy, że czegoś bardzo żałuje. Nie wiemy natomiast kim jest ona, kim jest powiernik tajemnicy, kogo, bądź czego dotyczą skrywane przez lata fakty. Jedyne, co przebija z tej sceny, to nienawiść mężczyzny do konającej kobiety.
To pierwsza scena „Piętna” Przemysława Piotrowskiego....
2020-12-03
Mała wyspa, na której wszyscy, o wszystkich wiedzą wszystko. Śmierć pewnej bogatej, jędzowatej wdowy. Podejrzenie pada na jej opiekunkę – Dolores Claiborne. Ta zgłasza się na policję i przyznaje się do zamordowania nie podopiecznej, ale swojego męża, o czym wiedzieli wszyscy.
Rozpoczyna się przesłuchanie, podczas którego Dolores snuje opowieść o swoim życiu, o tym, co pchnęło ją do morderstwa, o relacjach z podopieczną. Wszystkiego dowiadujemy się właśnie z przesłuchania, którego zapis składa się na całą książkę.
Koncepcja powieści dla mnie bardzo ciekawa i oryginalna, nie spotkałem się dotąd z taką. Może jedynie w serialu „Detektyw”, gdzie zeznania trwają chyba do 6 odcinka. Fabuła? – bardzo wciągająca, świetnie poprowadzona, doskonale rozumiemy Dolores, każdy z nas zrobiłby to samo będąc na jej miejscu. Może tylko powinna pomyśleć o tym, aby po wszystkim wykreować się na ofiarę i sprawa byłaby załatwiona raz na zawsze :-).
Powieść jest również wołaniem o równouprawnienie kobiet i wyeliminowanie przemocy z rodziny. Dolores – wiecznie zaharowana, łapiąca każdą możliwą fuchę, aby utrzymać dom i odłożyć na studia dzieci. Wiele potrafi znieść w imię dobra dzieci i rodziny. Z miłości do dzieci dokonuje trudnych wyborów, jak sama powiedziała, aby ich bronić stała się jędzą. Jej mąż i ojciec jej dzieci? – wiecznie zachlany i zapuszczony nierób. Ima się różnych zajęć i zarabia tylko na swoje piwo, whisky, wódę i pokera. Zachłanny, złośliwy, chamski, uważający siebie niemalże na Pana wszechświata i tytana intelektu. I ta przemoc! Już nie tylko w rodzinie Dolores. Powód? – bo miał kochankę, bo obiadu nie było na stole na czas, bo tamten facet na ciebie patrzył jak nie powinien, bo nigdy nie żartuj sobie ze mnie, bo mam zły dzień, bo tak. Mimo tego wszystkiego, to jednak facet w oczach urzędników powinien decydować o wszystkim i jemu wolno więcej, bo cóż wiedzieć może taka kobieta…
Dla mnie King w „Dolores…” zwraca jeszcze uwagę na jeden aspekt życia, a mianowicie jak bardzo czasami dajemy się zwieść pozorom. Dla mnie i o tym jest trochę ta książka. Nie wszystko jest takie, jak je widzimy. Facet z krwawiącym łbem – ofiara, czy agresor, przed którym trzeba się bronić. I o tym jak jeden dzbanek, który wylądował na tym cholernym łbie, życie całej rodziny przestawia na nowe tory. Coś jak w „Martwej strefie”, gdzie zepsuta parówka zmienia życie bohaterów, zmienia wszystko.
„Dolores Claiborne” to dla mnie bardzo wciągająca, weekendowa pozycja. To mój drugi King, który zachęca coraz bardziej do poszperania w Jego pozycjach innych niż horror, bo te jakoś mnie nie ciągną.
Polecam.
Mała wyspa, na której wszyscy, o wszystkich wiedzą wszystko. Śmierć pewnej bogatej, jędzowatej wdowy. Podejrzenie pada na jej opiekunkę – Dolores Claiborne. Ta zgłasza się na policję i przyznaje się do zamordowania nie podopiecznej, ale swojego męża, o czym wiedzieli wszyscy.
Rozpoczyna się przesłuchanie, podczas którego Dolores snuje opowieść o swoim życiu, o tym, co...
2018-05-31
Po pierwszych ośmiu tomach powieści o Patriku i Erice, które – można powiedzieć – przeczytałem „jednym tchem” byłem zmęczony i przytłoczony złem, które w powieściach spotykało zazwyczaj najmniejszych. Dlatego postanowiłem „zerwać” z Camillą Läckberg. Niestety zapomniałem o tym powiedzieć mojej gwiazdce, dlatego w ostatnie święta, pod choinką znalazłem „Czarownicę”. Przekładałem ją z półki na półkę, aż w końcu trafił się weekendowy wyjazd, więc ją zabrałem ze sobą. I co?
Można powiedzieć, że mamy klasyczną Camillę Läckberg. Wątek kryminalny, który swymi korzeniami sięga czasów wcześniejszych. W retrospekcji cofamy się do wieku XVIII oraz do lat 80 XX w. Mamy dzieci pokrzywdzone przez nas, dorosłych, co dla mnie zawsze było największym okrucieństwem, wszak powinniśmy strzec ich i bronić, choćby nie wiem co. Mamy Patrika i Erikę uwikłanych w tę samą sprawę. I jak zwykle, gdy śledztwo „dochodzi do ściany” i nie wiadomo co dalej, wtedy pojawia się Erika i dopiero jej spostrzeżenia pozwalają śledztwo pchnąć dalej. Połączenie policyjnej pracy operacyjnej oraz solidny dziennikarski research i intuicja dają rezultaty. Mamy świetnie poprowadzony wątek kryminalny, a klucza do jego rozwiązania należy szukać w przeszłości. Mamy zaskakujące zakończenie, którego się nie spodziewałem. Mamy więc wszystko to, co sprawiło, że pomimo chwilowego zmęczenia i przesytu chętnie wróciłem do sagi o Fjällbace. I jeżeli miałbym ocenić tylko wątek kryminalny powieści, to byłaby to ocena oscylująca w granicach najwyższej liczby gwiazdek.
„Czarownica” to również kilka wątków obyczajowych. Podoba mi się, że autorka zwraca uwagę na współczesne problemy młodzieży. Pozostawieni sami sobie, żyją swoimi problemami, w swoim – można powiedzieć równoległym do naszego – świecie. Dwa światy, które nie mają ze sobą punktów stycznych. Choć chyba nie do końca, bo świat młodzieży pozostaje naznaczony konsekwencjami postępowania dorosłych. Bez odrobiny zainteresowania ze strony dorosłych, bez odpowiednich wzorców i autorytetów dorośleją za wcześnie, tak jak chcą, jak im to pasuje, jak są w stanie dorosłość sobie wyobrazić. Do czego to prowadzi? – zakończenie powieści dobitnie to pokazuje.
Trudno mi natomiast zaakceptować sposób, w jaki w powieści zostali przedstawieni uchodźcy. Jest to obraz bardzo jednostronny i subiektywny. Wystawieni na cierpienie w ojczystej Syrii, ratując życie swoje i bliskich uciekają do odległej Szwecji, w której ze strony Szwedów spotyka ich jedynie brak akceptacji, nietolerancja, agresja, nienawiść. A oni przecież życie są w stanie poświęcić, by ratować tych niedobrych Szwedów. Znajdą się wśród emigrantów pewno i tacy. Jednak skąd wobec tego w Szwecji wydzielone strefy o podwyższonym ryzyku? Dlaczego Szwedzi boja się wychodzić z domów? Kto gwałt na kobiecie transmitował na żywo na Face? Dlaczego szwedzka policja omija niektóre dzielnice Malmoe? Dlaczego w Norwegii 80 proc. policjantów rozważa odejście ze służby z obawy przed agresywnymi uchodźcami? Dlaczego wśród przestępców seksualnych w Szwecji jest pięciokrotnie więcej uchodźców niż rodowitych Szwedów? Dlaczego……
Można by długo jeszcze tak pytać, dlatego dziwi tak jednostronna opinia, która moim zdaniem to nic innego jak zwyczajna nachalna propaganda. Zdecydowanie nie podoba mi się, że popularność i nośność powieści kryminalnych wykorzystuje się to zwyczajnej indoktrynacji. Zdecydowanie nie zgadzam się z tak jednostronnym przedstawianiem problemów społecznych w powieściach, które są zupełnie o czymś innym.
Albo się za coś bierzemy i robimy to dobrze, albo nie robimy tego wcale. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że Camilli Läckberg zabrakło warsztatu. Powieści kryminalne też muszą być tak obrzydliwie poprawne politycznie?
A więc „zrywam” ponownie i tym razem nie zapomnę poinformować o tym mojej „gwiazdki”.
Po pierwszych ośmiu tomach powieści o Patriku i Erice, które – można powiedzieć – przeczytałem „jednym tchem” byłem zmęczony i przytłoczony złem, które w powieściach spotykało zazwyczaj najmniejszych. Dlatego postanowiłem „zerwać” z Camillą Läckberg. Niestety zapomniałem o tym powiedzieć mojej gwiazdce, dlatego w ostatnie święta, pod choinką znalazłem „Czarownicę”....
więcej mniej Pokaż mimo to2017-11-16
Zniechęcony troszkę do mojej ulubionej literatury kryminalnej ostatnimi wyczynami Mroza, zacząłem szukać czegoś innego. I tu z pomocą przyszedł kolega, który uraczył mnie „Lśnieniem” i „Martwą strefą” (choć tak naprawdę to „Strefą śmierci” – wydanie z 1998 r. w przekładzie Krzysztofa Sokołowskiego). Podświadomie chyba wybrałem właśnie „Strefę” bo w zapowiedziach pojawia się i seryjny morderca, i zamach na kandydata na prezydenta…
I co? – i przeczytałem, w końcu. Bo jednak obowiązków więcej nic czasu na przyjemności.
Na pewno nie znalazłem tu chłodnej analizy zebranego materiału dowodowego, analizy protokołów z przesłuchań świadków, oględzin miejsca zbrodni, policyjnych prowokacji czy odwiecznej rywalizacji dzielnego stróża prawa ze złym światem przestępczym. I dobrze, że nie znalazłem, bo to nie o tym powieść.
Dla mnie to powieść, która stawia więcej pytań niż daje odpowiedzi, skłania do myślenia, zadumy. Czy zastanawiamy się, jakie jest nasze przeznaczenie? Czy nasze decyzje mogą zmienić losy świata? Które zło wybrać? – to mniejsze, czy to większe? Czy nam orzekać, które jest tym mniejszym i na podstawie czego wnioskować? Jak bardzo na nasze oceny wpływa nasz punkt widzenia? – mam dar, potrafię przewidzieć numery w totka; jestem przeklęty, potrafię przewidzieć śmierć bliskich lub własną. Czy domokrążca, którego właśnie odprawiłem z kwitkiem mógł zmienić moje życie?
„Och Johnny – powiedziała – wszystko miało być inaczej, prawda? Nie miało się tak skończyć.” – dla mnie właśnie o tym jest ta książka. O jednej rzeczy, która poszła nie tak i stawia to do góry nogami nasze życie. O jednej decyzji, która wpływa na losy świata, tylko, skąd wiedzieć jaką podjąć. A może o zepsutej parówce, która sprawia, że wszystko nie jest już takie jak dawniej. I jak tu nie wierzyć w Boga/przeznaczenie/los (jakkolwiek to nazywamy). I co najważniejsze dla mnie: jak my, malutcy mamy się w tym wszystkim odnaleźć?
Nie jestem w stanie zagwarantować, że to samo napiszę za jakiś czas, gdy po raz drugi sięgnę po tę książkę? A sięgnę na pewno, bo czyta się szybko i bardzo dobrze. To mój pierwszy „King” i na pewno jest inny niż wszystkie te powieści, które czytałem dotychczas. Po prostu pochłaniasz stronę po stronie, zastanawiasz się o co tu, tak naprawdę chodzi i dochodzisz do wniosków, jak wyżej. Ale myślę, że możesz też „cieszyć się” wątkiem seryjnego mordercy, zarysem politycznych wydarzeń w Ameryce lat ’70 czy obitym i sponiewieranym przez los Johnnym.
Polecam.
Zniechęcony troszkę do mojej ulubionej literatury kryminalnej ostatnimi wyczynami Mroza, zacząłem szukać czegoś innego. I tu z pomocą przyszedł kolega, który uraczył mnie „Lśnieniem” i „Martwą strefą” (choć tak naprawdę to „Strefą śmierci” – wydanie z 1998 r. w przekładzie Krzysztofa Sokołowskiego). Podświadomie chyba wybrałem właśnie „Strefę” bo w zapowiedziach pojawia się...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-06-06
Moja opinia o powieści jest inna nic większości czytelników. Nie tego się spodziewałem po „streszczeniu” z 4 strony okładki. Czekałem na subtelne i inteligentne starcie sił intelektów reprezentowanych przez jasną i ciemną „stronę mocy”, analizę zachowań, subtelnych gestów, nieuchwytnych odruchów. A co otrzymałem?
Powieść obrzydliwą i obleśną w demonstrowaniu brutalnej, fizycznej, sadystycznej przemocy oraz wiadra tryskającej, niewinnej krwi. Pierwsze co przyszło mi do głowy po przeczytaniu i wyrzuceniu książki przez okno pędzącego samochodu to myśl, że przecież przemoc, która jest fikcją literacką powinna mieć gdzieś swoją nieprzekraczalną granicę. Dla mnie Mróz te granicę przekroczył. Wcale nie pomaga okraszenie tego wszystkiego kilkoma teoriami psychologicznymi przedstawionymi na poziomie Wiki……dii, czy też pseudoanalizą kilku zachowań i odruchów.
W powieści przeszkadza również to, że autor w usta bohaterów wsadził teksty komisarza Forsta (o gaszeniu pożarów), czy też cytaty ze strony tytułowej. Przeszkadza niedopracowanie wątków: odnalezienie przodków Kompozytora właściwie dzięki „pstryknięciu” palcami. Bez sensu pojawia się sprawa zmiany nazwiska Kompozytora bo nic z tego nie wynika, wątek nie jest podejmowany. Umotywowanie decyzji podejmowanych przez Gerarda na zerowym poziomie, praktycznie żadne. Nakręcanie od pierwszych stron sprawy przeszłości Behawiorysty i próba połączenia tego ze współczesnymi wydarzeniami jest słabe i niczego nie wnosi – w końcu poznajemy sprawę dziewczyny, jednak nadal nie wiemy dlaczego Gerard wyleciał z policji. Zakończenie miało być oryginalne, inne niż się czytelnik domyśla i oczekuje, a jest banalne, słabe i jak cała książka prostackie w swej sile i przemocy.
Mimo tych wad książkę czyta się dobrze i szybko (na szczęście), nawet wciąga, bo z odruchem wyrzucenia jej przez okno walczyłem gdzieś od połowy powieści. Na plus również to, że nie ma tego, co zauważyłem w trylogii o Forście, a mianowicie, w pewnym momencie orientujesz się, że jesteś już na 100 stronie, a tu nadal, oprócz znalezionego trupa nic się nie wydarzyło. To taka specyfika powieści Mroza, we mnie budzą ambiwalentne uczucia: z jednej strony chce się odłożyć bo nudzą zanim się rozkręcą albo obrzydzają, a z drugiej strony mają w sobie coś, co wciąga i każe dotrwać do końca. Bardzo spodobał mi się oryginalny pomysł powieści wykorzystania kinezyki w śledztwie, szkoda tylko że tak niewiele z tego wyszło, bo rozwiązanie całej zagadki jednak dzięki logice, spostrzegawczości, domysłowi i umiejętnym stawianiu hipotez.
Po przeczytaniu jestem rozczarowany tak bardzo jak dziecko, któremu pokażemy pysznego loda a potem zjemy go na jego oczach. Cóż! Wiem już, że powinienem jednak wrócić lub szukać nowych autorów, którzy jakość przedkładają nad ilość. Produkcyjne tempo, z jakim Mróz wydaje swoje pozycje musiało tak się skończyć.
Zdecydowanie nie polecam.
Moja opinia o powieści jest inna nic większości czytelników. Nie tego się spodziewałem po „streszczeniu” z 4 strony okładki. Czekałem na subtelne i inteligentne starcie sił intelektów reprezentowanych przez jasną i ciemną „stronę mocy”, analizę zachowań, subtelnych gestów, nieuchwytnych odruchów. A co otrzymałem?
Powieść obrzydliwą i obleśną w demonstrowaniu brutalnej,...
Bardzo przyjemne „czytadło” pomyślałem zamykając książkę i odkładając ją na półkę „przeczytane”.
Pozycję można polecić z dwóch powodów: po pierwsze świetny wątek kryminalny (z tego powodu trafiła w moje ręce), a po drugie ze względu na obyczajowy aspekt powieści Katarzyny Puzyńskiej.
Mała, współczesna, mazurska wieś, w której nic się nie dzieje, gdzie wszyscy się znają i wiedzą o sobie wszystko. Nic więc dziwnego, że wypadek samochodowy, w którym ginie nieznana nikomu zakonnica porusza wszystkich, a temat staje się „numerem jeden” we wsi. Sprawę śmierci siostry zakonnej próbują rozwikłać policjanci z miejscowego komisariatu pod dowództwem aspiranta Daniela Podgórskiego. Z czasem pojawiają się następne trupy, a do zespołu dołącza komisarz Klementyna Kopp z pobliskiej Brodnicy. Wątek kryminalny poprowadzony jest bardzo spójnie, trudno doszukać się w nim jakiś nieścisłości czy słabych punktów. Śledztwo prowadzone jest w kilku kierunkach, sprawdzanych jest wiele wątków, ostatecznie sprawa zostaje rozwiązana. Porządna śledcza robota! Świetnie skonstruowane postacie: niektórych lubimy od pierwszych stron powieści, inni nas wkurzają, a kolejnym dajemy szansę na to, aby dali się polubić. Warto wspomnieć również o retrospekcji, w której cofamy się do lat 50 XX wieku, gdzie poznajemy Mariannę. Kim jest i w jaki sposób postacie z retrospekcji pojawią się w Lipowie w czasach współczesnych? – zachęcam do lektury.
Jak wspomniałem, „Motylek”, to po części również powieść obyczajowa. Mamy więc w Lipowie cały przekrój społeczeństwa z całą paletą różnych zachowań. Obrzydliwie bogaty ród Kojarskich, w którym trudno, o jednego „normalnego” przedstawiciela. Nowa mieszkanka wsi wzbudzająca ciekawość wszystkich, małolaty szukające mocnych wrażeń, wioskowy gangster, z którym lepiej się nie zadawać, wspaniały ojciec i mąż na zewnątrz, a w rzeczywistości kat rodziny, poczciwy ojciec samotnie wychowujący dwójkę nastolatków, który chciałby dobrze, a wszystko mu się rozłazi, wiejski sklep, zakład fryzjerski i remiza jako centra życia społecznego. W zasadzie to w tej powieści chyba każdy, bez wyjątku „ma coś za uszami”, co trzyma w wielkiej tajemnicy. Tajemnicy, o której wiedzą wszyscy… Moim zdaniem w bardzo realny sposób pokazana została Polska prowincjonalna. Dla mnie to trochę takie cofnięcie się w czasie, gdy w młodości cześć wakacji spędzałem u babci na wsi. Babcia doskonale wiedziała z kim możemy się bawić i przestrzegała z kim mamy się nie zadawać, z którego sadu czereśnie lub jabłka można sobie skubnąć, a czyj ogród omijać z daleka. Wspaniałe czasy.
Jakieś słabe strony? – dla mnie kilka, ale są to moje subiektywne odczucia, z którymi nie każdy musi się zgodzić. Widzę pewne podobieństwa do sagi Camilli Läckberg o Fjällbace. Przypadek? Celowa inspiracja? – nie wiem. Niby nic złego, ale jeżeli chodzi o oryginalność pomysłu to malutki minus. Trochę męczy takie oficjalne przywoływanie bohaterów z imienia, nazwiska i stanowiska/stopnia. Nie wiem czemu ma służyć ta maniera, dla mnie trochę sztuczna. Mam za sobą trylogię Piotrowskiego o komisarzu Brudnym i „Wachmistrza” Bochusa. A jeszcze wcześniej książkę Kopińskiej o ośrodku prowadzonym przez siostry w Zabrzu. Piotrowski ośrodek z Zabrza żywcem przeniósł do swojego książkowego Zaboru, u Bochusa ośrodkiem dla dzieci kieruje siostra Bernadetta :-( Puzyńska również zahacza o temat (na szczęście tylko zahacza). Zaznaczę: temat cierpienia dzieci, za które odpowiedzialni są dorośli, jest najważniejszy i należy o nim mówić, ale boje się trochę, że trudno będzie za chwile znaleźć dobry kryminał, który nie porusza tematu zinstytucjonalizowanego wykorzystywania dzieci przez przedstawicieli Kościoła Katolickiego. Poszczególni przedstawiciele KK usilnie pracowali na opinię, jaką obecnie ma społeczeństwo na jego temat, jako instytucji, ale ja osobiście nie chciałbym w każdej powieści kryminalnej o tym czytać. Mam nadzieję, że następne powieści w cyklu Lipowo wolne są od tego tematu, bo mam zamiar po nie sięgnąć.
Bardzo przyjemne „czytadło” pomyślałem zamykając książkę i odkładając ją na półkę „przeczytane”.
więcej Pokaż mimo toPozycję można polecić z dwóch powodów: po pierwsze świetny wątek kryminalny (z tego powodu trafiła w moje ręce), a po drugie ze względu na obyczajowy aspekt powieści Katarzyny Puzyńskiej.
Mała, współczesna, mazurska wieś, w której nic się nie dzieje, gdzie wszyscy się znają i...