rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Wszystko ma swój początek i koniec.
Beata, Adam i Szymon to troje przyjaciół, z których każde chce poznać swoje korzenie, swoją tożsamość. Każde z nich ma inne oczekiwania, ale jednak cała trójka chce wiedzieć, skąd pochodzi i jakie były losy ich przodków. W tym celu przyjeżdżają do niewielkiej miejscowości pod Lwowem. Tam spotykają Helenę, która znała ich przodków, a w nich samych dostrzega podobieństwo do przyjaciół.

Helena zaczyna snuć swoją opowieść.
Tak zaczyna się podróż przez miejscowości, Lwów, Busk i obszar Puszczy Kampinoskiej, i lata 1939 i 2011.

"Wróć do mnie" to historia oparta na prawdziwych wydarzeniach, może dlatego też tak bardzo ją przeżywałam. Bo wierzcie mi, jej się nie da tak po prostu przeczytać i odłożyć na półkę. Ona osiądzie w sercu i duszy i będzie wracać. Przynajmniej w moim przypadku tak jest.

Nie umiem wyrazić słowami, jakie to było piękne, ale zarazem bolesne i wstrząsające. Autorka w tak obrazowy sposób przedstawiała rzeczywistość, że prawie czułam się jej uczestnikiem. Tyle zła, przemocy i okrucieństwa. Niepewności co do zamiarów drugiego człowieka, nawet jeśli dotyczyła kolegów ze szkoły, przyjaciół czy członków rodzin. Wojna pokazuje, jak szybko zmniejsza się krąg ludzi, którym można było zaufać, bo zdrady dla korzyści majątkowych czy prób ocalenia, albo tylko przedłużenia życia były nagminne. "Wróć do mnie" pokazuje, jak nieludzkie czasy zmieniają człowieka. Kiedy doprowadzony do ostateczności przestaje nim być.

Pomimo trudnego tematu autorka pokazuje jak ważna jest znajomość własnych korzeni, jak przeszłość i wcześniejsze traumy wpływają na teraźniejszość.
To też opowieść o prawdziwej przyjaźni, która jest w stanie przetrwać wojenną zawieruchę, o nadziei, bez której nie da się żyć, i o wielkiej miłości, której nie da się zabić.

Chciałabym móc zapomnieć o tej książce, tylko dlatego, żeby móc ją przeczytać ponownie. Przepiękna, mądra, niezwykle wzruszająca historia.

Polecam z całego serca!!!

Wszystko ma swój początek i koniec.
Beata, Adam i Szymon to troje przyjaciół, z których każde chce poznać swoje korzenie, swoją tożsamość. Każde z nich ma inne oczekiwania, ale jednak cała trójka chce wiedzieć, skąd pochodzi i jakie były losy ich przodków. W tym celu przyjeżdżają do niewielkiej miejscowości pod Lwowem. Tam spotykają Helenę, która znała ich przodków, a w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mariusz jest trzeźwo myślącym facetem, sceptykiem, dla którego nie istnieje coś takiego jak przeznaczenie. Dla niego to bzdura, wymysł i chwyt marketingowy, bo przecież ludzie sami kreują swój los, a nic z góry nie jest zaplanowane.
Kiedy więc jego dziewczyna zadaje mu pytanie na temat przeznaczenia, dochodzi do kłótni, po której chłopak wychodzi z baru. Wybierając trasę przez most nie spodziewa się, że będzie świadkiem próby samobójczej. Dzięki nieznajomej nie dochodzi do tragedii, a Mariusz jest świadkiem magii. Pewne słowa, kierowane przez kobietę do zdesperowanego mężczyzny stają się dla chłopaka drogowskazem, mottem, które zaczyna go prowadzić przez życie.

Młody mężczyzna sparaliżowany po wypadku motocyklowym, kobieta czekająca na operację męża, panna młoda w dniu ślubu, niezadowolony student… Czy łączy ich tajemniczy Anioł z mostu? Czy Mariuszowi uda się ją odnaleźć?

Autorka w piękny sposób pokazuje nam, że każdego z nas stać na altruizm, bo czymże jest chwila poświęcona potrzebującemu człowiekowi? Jedno dobre słowo jest jak powiew świeżości, jak ręka wyciągnięta w kierunku tonącego. Czy bylibyśmy zdolni do poświęceń i umielibyśmy kierować się w swym postępowaniu dobrem innych? Czy taki gest, chwila rozmowy, jakaś wskazówka, która naprowadziła by nas na dalsze działania, przygarnięcie do serca mogłoby wywołać efekt kuli śnieżnej? Możliwe. Tylko od nas zależy, co z tym zrobimy.

Już sama dedykacja wydaje się być magiczna. "𝘛𝘰𝘣𝘪𝘦, 𝘣𝘺ś 𝘳ó𝘸𝘯𝘪𝘦ż 𝘣𝘺ł 𝘢𝘯𝘪𝘰ł𝘦𝘮, 𝘬𝘵ó𝘳𝘺 𝘱𝘰𝘻𝘰𝘴𝘵𝘢𝘸𝘪 ś𝘭𝘢𝘥 𝘸 ż𝘺𝘤𝘪𝘶 𝘪𝘯𝘯𝘺𝘤𝘩". I o tym właśnie jest ta historia. Że nie potrzeba wielkiego heroizmu, bo to właśnie pozornie błahe momenty które są jak kropla, która drąży skałę.

O ile piękniejszy byłby świat, gdybyśmy umieli być tylko, albo aż człowiekiem dla innego człowieka. Zapewne moje myślenie jest naiwne, ale "Ślad anioła" uświadamia, że to możliwe, tylko wymaga odrobinę poświęcenia i czasu.

Kocham tę historię całym sercem, i chcę byście i Wy ją pokochali.

Mariusz jest trzeźwo myślącym facetem, sceptykiem, dla którego nie istnieje coś takiego jak przeznaczenie. Dla niego to bzdura, wymysł i chwyt marketingowy, bo przecież ludzie sami kreują swój los, a nic z góry nie jest zaplanowane.
Kiedy więc jego dziewczyna zadaje mu pytanie na temat przeznaczenia, dochodzi do kłótni, po której chłopak wychodzi z baru. Wybierając trasę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszy raz trafiłam na książkę, opisującą życie w okupowanym Londynie. Pomimo że historia jest fikcją literacką, to jednak niektóre fakty w niej przedstawione są autentyczne.

@siobhancurhamauthor prowadzi historię dwutorowo. W 1940 roku jesteśmy świadkami, kiedy niemieckie Luftwaffe przypuściło zmasowany nalot na serce Wielkiej Brytanii, Londyn. W tym czasie Ruby żyje się całkiem znośnie. Ma własną kamienicę, w której wynajmuje mieszkania lokatorom. Jednym z nich jest Joseph, który nie nosi munduru i brzydzi się wszelką przemocą. Mimo to chce być potrzebny, nie chce stać bezczynnie. Joseph i Ruby zostają przydzieleni do jednej karetki.
2019, rozwiedziona Edi przeprowadza się do Londynu i wprowadza się do kamienicy, w której większość mieszkańców przyjmuje ją życzliwie. Na strychu pod luźną deską dziewczyna znajduje coś, co ujawnia tajemnicę o ludziach mieszkających w tej kamienicy w latach 40.

Początkowo kompletnie nie polubiłam Ruby, nazbyt bezpośredniej i szczerej, z ostrym jak brzytwa językiem. Wydawała mi się głupiutkim dziewczęciem, trzpiotką, myślącą tylko o zabawie, podczas gdy dookoła świat płonął. Kiedy jednak dziewczyna podjęła decyzję, że chce pomagać, zmienia się jej zachowanie i poglądy.

"Pod wojennym niebem" to niesamowicie wciągająca historia o bezinteresownej pomocy, kojącej przyjaźni, poświęceniu, odwadze i woli życia. Autorka rewelacyjnie pokazała podział społeczeństwa na biednych i bogatych, a także wątpliwe przygotowanie miasta do walki i obrony cywili. Nawet w takiej chwili jak przydział schronów istniały podziały klasowe. Dla mnie wstrząsające było zachowanie władz miasta, które dopiero pod naporem wydarzeń z września 1940 roku zmieniły politykę miasta, co do dostępu do londyńskiego metra podczas nalotów.

Wojna pokazuje do czego zdolny jest człowiek. Do czynienia zła. Ale także czasami wydobywa z nas to co najlepsze. Ruby i Joseph są tego doskonałym przykłądem.

Jeśli tak wygląda debiut, to z niecierpliwością będę wypatrywać kolejnej powieści.

Polecam!!

Pierwszy raz trafiłam na książkę, opisującą życie w okupowanym Londynie. Pomimo że historia jest fikcją literacką, to jednak niektóre fakty w niej przedstawione są autentyczne.

@siobhancurhamauthor prowadzi historię dwutorowo. W 1940 roku jesteśmy świadkami, kiedy niemieckie Luftwaffe przypuściło zmasowany nalot na serce Wielkiej Brytanii, Londyn. W tym czasie Ruby żyje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rodzina Antoszewskich mieszka w Ocięsekach, małej wsi pod Kielcami. Kiedy wybucha wojna, ojciec, mąż i bracia Magdy Antoszewskiej zostają wysłani na front, a dziewczyna, wbrew obawom matki wstępuje do konspiracji.

Kiedy na rozkaz Himmlera Niemcy wykradają młodszą siostrę Magdy, Adelę i jej maleńkiego bratanka i bratanicę, Magda przysięga sobie i matce, że zrobi wszystko, żeby odnaleźć dzieci.

@nina_zawadzka opisuje realia obozu dla dzieci KL Litzmanstadt w sposób, który łamie serce. Dla nazistów życie dzieci nie przedstawiało żadnej wartości. Dzieci nie rozumiały języka, nie wiedziały czego się od nich wymaga, dlaczego zostały zabrane od rodziców i kiedy wrócą do domu. Były głodzone, bite, katowane na śmierć. Te, które spełniały nazistowskie kryteria rasowe przeznaczane były do zniemczenia i wywożone w głąb Niemiec. Tej części książki, która opisywała losy Adeli nie byłam w stanie czytać ze spokojem. Patrzyłam na swoje dzieci i pękało mi serce. Ten ogrom strachu, cierpienia, głodu, tęsknoty mnie przygniótł. Z drugiej strony te wszystkie matki, którym wydarto z ramion ich dzieci, ich przyszłość. Żyły w niewiedzy, a obezwładniająca tęsknota towarzyszyła im na każdym kroku.

Pomimo że "Zrabowane nadzieje" to fikcja literacka, to jednak inspirowana jest prawdziwymi losami wykradzionych dzieci, których liczbę teraz nawet trudno określić. W obozach niszczono oryginalne metryki urodzenia, zmieniano nazwiska dzieci na niemieckie i dokonywano wstępnej germanizacji. Ślad po nich ginął.
Mam nadzieję, że po przeczytaniu my będziemy pamiętać o tych dzieciach, które zapomniały, że kiedyś były Polakami.

Historia o utraconej tożsamości, zrabowanych nadziejach, zniszczonym dzieciństwie i tęsknocie, która odbiera oddech.
Polecam!!

Rodzina Antoszewskich mieszka w Ocięsekach, małej wsi pod Kielcami. Kiedy wybucha wojna, ojciec, mąż i bracia Magdy Antoszewskiej zostają wysłani na front, a dziewczyna, wbrew obawom matki wstępuje do konspiracji.

Kiedy na rozkaz Himmlera Niemcy wykradają młodszą siostrę Magdy, Adelę i jej maleńkiego bratanka i bratanicę, Magda przysięga sobie i matce, że zrobi wszystko,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Libby Trent całym sercem wierzy w sprawiedliwość. Jej zdaniem każda wina powinna pociągać za sobą karę, a każdy zły występek winien być rozliczony.
Zawsze była szczera i prawa, więc tym bardziej szokuje ją fakt, że policja szuka u niej nazistowskiego zbrodniarza Hansa Brennera, który po drugiej wojnie światowej uciekł do Stanów Zjednoczonych.

Tym mężczyzną, oskarżonym o popełnienie nazistowskich zbrodni wojennych, popełnionych w Polsce podczas drugiej wojny światowej, zdaje się być Daniel Weiss, ojciec Libby. Najmilszy, najłagodniejszy człowiek, jakiego zna. Kochany, troskliwy, opiekuńczy, który zabrał ją do Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, składał darowizny, ożenił się z Żydówką.
To nie może być prawda. To musi być pomyłka.

Jednak kiedy kobieta znajduje w sypialni ojca tajemnicze pudełko wie, że zawartość może zmienić wszystko.

Autorka prowadzi historię na dwóch płaszczyznach czasowych. Współcześnie, w Stananach Zjednoczonych i w 1942 roku w Sobiborze, niemieckim nazistowskim obozie zagłady. Obie dramatyczne i wstrząsające. Obie historie, Libby i Hansa/Daniela pochłonęły mnie bez reszty i od pierwszej strony zastanawiałam się, co ja bym zrobiła.

Czytając, zastanawiałam się, czy patrząc na zło, tkwiąc w piekle na ziemi sam przez to stajesz się zły? Czy nie robiąc nic godzisz się na wyrządzanie krzywdy innym? Ile jest w stanie znieść człowiek? Ile jesteśmy w stanie wybaczyć? Czy byłabym w stanie wydać ukochaną osobę, wiedząc, że dopuściła się złych rzeczy?

Te dylematy moralne były ze mną przez cały czas. Żeby zło zwyciężyło wystarczy, że dobry człowiek nie zrobi nic.

To moje pierwsze spotkanie z autorką i jestem zachwycona, zauroczona i poruszona.
Mimo że "Mój ojciec nazista" jest fikcją literacką, to jednak inspirowana jest prawdziwymi, tragicznymi wydarzeniami.
Koniecznie, ale to KONIECZNIE musicie poznać tę historię!!

Libby Trent całym sercem wierzy w sprawiedliwość. Jej zdaniem każda wina powinna pociągać za sobą karę, a każdy zły występek winien być rozliczony.
Zawsze była szczera i prawa, więc tym bardziej szokuje ją fakt, że policja szuka u niej nazistowskiego zbrodniarza Hansa Brennera, który po drugiej wojnie światowej uciekł do Stanów Zjednoczonych.

Tym mężczyzną, oskarżonym o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już na pierwszej stronie autor serwuje nam trzęsienie ziemi. Kolejne strony pokazują nam, jak do tego doszło.

Fern to dziewczyna z miasta. Kocha Manchester, gdzie się wychowała i spędziła większość dorosłego życia. Uwielbia gwar, tłok, nawet obijanie się w kolejkach.

Energię i dynamikę miasta zastępuje jednak spokój i sielskość małego miasteczka Arberness. To nie Fern chciała tej przeprowadzki. Wioska w samym środku niczego to była sugestia i pomysł męża Fern, doktora Drew Develina.

Dlaczego doktor Develin, który bardzo lubi podkreślać swój tytuł chciał tej zmiany? Czy faktycznie jedynym celem była chęć umocnienia związku?

Historię małżeństwa Develinów poznajemy z dwóch perspektyw, Fern i Drew. Zabieg ten pokazuje, że każde z nich ma tajemnice i każde z nich nie jest uczciwe w stosunku do drugiej połówki.

Początkowo oboje wydali mi się mdli i pozbawieni charakteru, jednak z czasem to się zmieniło. Polubiłam Fern, która okazała się być błyskotliwa, przebiegła i niezwykle wyrachowana. Zakończenie, które moim zdaniem mogłoby być otwarte pokazuje, jaką transformację przeszła z cichej i uległej żony.
Myślę, że "Żonę lekarza" Daniel Hurst mogłabym zakwalifikować do stylu domestic noir, w którym nie gra się uczciwie, wszystkie chwyty są dozwolone, a swoistym polem bitwy jest małżeństwo. Jeżeli jednak lubicie thillery i często po nie sięgacie, to możecie się poczuć odrobinę rozczarowani.

Czy lektura trzymała mnie w napięciu? Nie do końca. Czy byłam zaskoczona? W sumie też nie, chociaż takiego zakończenia nie przewidziałam. Czy się wynudziłam? Też nie do końca.
Żeby zweryfikować, czy historia trafi w wasz gust, to musicie sami sięgnąć po tę pozycję i sprawdzić, czy i wy dacie się wciągnąć w te małżeńskie rozgrywki.

Dla mnie niestety czegoś zabrakło.

Już na pierwszej stronie autor serwuje nam trzęsienie ziemi. Kolejne strony pokazują nam, jak do tego doszło.

Fern to dziewczyna z miasta. Kocha Manchester, gdzie się wychowała i spędziła większość dorosłego życia. Uwielbia gwar, tłok, nawet obijanie się w kolejkach.

Energię i dynamikę miasta zastępuje jednak spokój i sielskość małego miasteczka Arberness. To nie Fern...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lucy Hart dorastała bez rodziców. W dzieciństwie naznaczonym zaniedbaniem i samotnością ukojenie przynosiła jej seria Wyspa Zegarowa napisana przez Jacka Mastersona, a sam autor jawił się dziewczynce jako idealny kandydat na rodzica.

Teraz ma dwadzieścia sześć lat i jako pomocnica nauczyciela dzieli się swoją pasją czytania z dziećmi, a zwłaszcza z zalęknionym i osieroconym Christopherem. Lucy ma marzenie. Bardzo chciałaby adoptować chłopca, jednak bez pieniędzy, mieszkania i stabilizacji jest to niemożliwe. Ale od czego są marzenia.

Gdy Jack Masterson, autor ukochanej serii ogłasza, że napisał książkę i organizuje konkurs na swojej prywatnej wyspie, Lucy dostrzega w tym szansę dla siebie, ale przede wszystkim dla chłopca.

Niech Was nie zwiedzie bajkowa okładka. Ta historia naszpikowana jest bolesnymi tematami. Wychowywanie się bez rodziców, brak miłości i bezpieczeństwa, samotność, dziecięce traumy, niezwykle skomplikowane procesy adopcyjne, rywalizacja. A mimo to jest to piękna historia, bowiem znajdziemy w niej także miłość, nadzieję, marzenia, dążenie do celu, ale nie po trupach, bezinteresowność i wielkie gesty.

@Megshaffer thank you for reminding me why I like to read. You made me realize that my dreams are still able to come true.

Jeśli mogłabym mieć takie życzenie dla wszystkich, to bardzo chciałabym więcej takich historii. Pokazujących, że warto wierzyć w swoje siły, a także w siłę swoich marzeń. A kiedy wierzysz to nie ma rzeczy niemożliwych i niewykonalnych. Może tylko czasami potrzeba więcej czasu.

Nie sądziłam, że tak mnie ta historia wciągnie.
Absolutnie, niezaprzeczanie zachwycająca i fenomenalnie piękna. Dająca nadzieję i przypominająca, że trzeba wypowiadać na głos życzenia, bo zawsze ktoś słucha, a kiedy musisz krzyczeć, to musisz krzyczeć. I tyle. Taka prawda. Końcowe strony przepłakałam, ale czy ze smutku? ... Tego musicie sami się dowiedzieć.

Lucy Hart dorastała bez rodziców. W dzieciństwie naznaczonym zaniedbaniem i samotnością ukojenie przynosiła jej seria Wyspa Zegarowa napisana przez Jacka Mastersona, a sam autor jawił się dziewczynce jako idealny kandydat na rodzica.

Teraz ma dwadzieścia sześć lat i jako pomocnica nauczyciela dzieli się swoją pasją czytania z dziećmi, a zwłaszcza z zalęknionym i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Znacie powiedzenie, że kto się czubi, ten się lubi, a od przyjaźni do miłości jest tylko jeden krok? Jeśli nie, to koniecznie musicie sięgnąć po "Czy to jest przyjaźń...?"

Mia, Anka, Kostek i Kogut to czwórka przyjaciół, którzy postanawiają razem wynająć mieszkanie. Dziewczyny pracują w agencji reklamowej, a chłopcy grają w kapeli muzycznej. Jedni i drudzy kibicują sobie, wspierają się, cieszą się ze swoich sukcesów. Każdy z nich ciężko pracuje, by spełnić swoje marzenia. Autorka pięknie pokazuje przyjaźń tej czwórki, jako głęboką więź opartą na zaufaniu. Mia, Anka, Kostek i Kogut mogą na siebie liczyć, polegają na sobie, czują się ze sobą dobrze i bezpiecznie.

W pewnym momencie jednak każdy z nich zaczyna zdawać sobie sprawę, że on/ona nie pozostaje mu obojętna, ale jednak lęk przed odrzuceniem, może też także ośmieszeniem, skutecznie blokuje ten kolejny krok. Status przyjaciela okazuje się być niewystarczający, ale czy możliwe jest coś więcej?

Co się stanie, jeśli wyznam swoje uczucia, a ta druga strona nie czuje tego samego? Czy warto jest zaryzykować wieloletnią przyjaźń? Czy nie skończy się to rozczarowaniem i złamanym sercem?

Autentycznie nie pamiętam, kiedy ostatnio tak szczerze się śmiałam. Bywało, że i przewracałam oczami z powodu absurdalnych sytuacji, ale jednak to zdarzało się rzadziej. Autorka zgrabnie wplata w fabułę żarty słowne i sytuacyjne, a każdy jest skuteczny i celny.

Niech was nie zwiodą różowości. Pod płaszczykiem lekkiej komedii romantycznej mamy także pokazane to, z czym czasami borykają się młodzi ludzie, czyli relacje w toksycznej rodzinie, problemy z samoakceptacją czy chęć usamodzielnienia się.
Czytałam z nieukrywaną przyjemnością i z czystym sumieniem polecam!!

Mam także cichą nadzieję, i życzyłabym sobie tego, żeby nie był to koniec. Chciałabym spotkać tę czwórkę ponownie.

Znacie powiedzenie, że kto się czubi, ten się lubi, a od przyjaźni do miłości jest tylko jeden krok? Jeśli nie, to koniecznie musicie sięgnąć po "Czy to jest przyjaźń...?"

Mia, Anka, Kostek i Kogut to czwórka przyjaciół, którzy postanawiają razem wynająć mieszkanie. Dziewczyny pracują w agencji reklamowej, a chłopcy grają w kapeli muzycznej. Jedni i drudzy kibicują sobie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Apolonia Dobkowska to młoda szlachcianka, która właśnie wkracza w dorosłe życie. Jej przyszłość jawi się jej w jasnych barwach. Kiedyś odziedziczy majątek ziemski w Szczepankowie, wyjdzie za mąż i będzie wieść szczęśliwe życie. To kiedyś. A teraz... Apolonia jest zakochana z wzajemnością w ogrodniku Jerzym. Młodzi snują plany na przyszłość, które brutalnie przerywa wojna.

Luty 1940 roku. "Macie trzydzieści minut na przygotowanie się do podróży." Co zabrać? Co zostawić? Czy jeszcze tu wrócę?
Apolonia wraz z rodzicami i tym, co udało im się zabrać, zostaje wsadzona nocą do wagonu wraz z innymi przesiedlonymi i wywieziona ponad pięć tysięcy kilometrów dalej, w nieznane.
To nieznane to zasypana śniegiem i skuta lodem Syberia, gdzie ludzie umierali z głodu, zimna i wyczerpania.

W nieludzkich warunkach, w miejscu, z którego nie ma ucieczki przyjdzie im żyć. Od tej pory, delikatna dziewczyna musi pracować ponad własne siły. Przez głęboki śnieg codziennie idzie do kartorżniczej pracy, by przeżyć. Walczy nie tylko dla siebie. Próbuje przy życiu utrzymać swoją rodzinę. Dać im nadzieję na to, że kiedyś wrócą do Polski, do Szczepankowa.

Dla tej właśnie książki zarwałam noc. Musiałam koniecznie dowiedzieć się, jak się skończyła. I mimo że zakończenie wydało mi się trochę bajkowe, to trzymałam kciuki za takie. Właśnie takie chciałam mieć.
To, co przeżyła Apolonia, było udziałem kilkuset tysięcy zesłańców, z których niektórzy już na zawsze zostali w Ałtajskim Kraju. Czy takie przeżycia mogą skuć serce lodem?

"Do końca moich dni" to opowieść o bólu, cierpieniu i obezwładniającym strachu. Ale to także historia o przetrwaniu wbrew wszystkiemu, w którą autorka wplata losy swojej prababci Marii. Może dlatego powieść czyta się z zapartym tchem i przeżywa się dużo mocniej i intensywniej.

To także opowieść o bezinteresownej pomocy, szlachetnej przyjaźni, czystej jak śnieg miłości i o tym, jak nasze decyzje wpływają na nasze życie.

Apolonia Dobkowska to młoda szlachcianka, która właśnie wkracza w dorosłe życie. Jej przyszłość jawi się jej w jasnych barwach. Kiedyś odziedziczy majątek ziemski w Szczepankowie, wyjdzie za mąż i będzie wieść szczęśliwe życie. To kiedyś. A teraz... Apolonia jest zakochana z wzajemnością w ogrodniku Jerzym. Młodzi snują plany na przyszłość, które brutalnie przerywa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jagoda i Przemek od lat tworzą szczęśliwe małżeństwo. Wydawać by się mogło, że mają wszystko. Cudowną relację, udane dzieci, piękny dom.
Teraz, kiedy dzieci dorosły i wyfrunęły z rodzinnego gniazda, małżonkowie mogliby zacząć żyć dla siebie, ale niestety w relację małżonków wkrada się... no właśnie co? Rutyna, zniechęcenie, chłód, obojętność.
Przemek znajduje pasję i zaczyna uciekać od Jagody. Dwoje ludzi, którzy byli dla siebie ważni, którzy lubili swoje towarzystwo i spędzany wspólnie czas zaczyna się od siebie oddalać. Nie ma już wspólnych poranków i kaw, przesiadywania na kanapie, ani opowiadania sobie o tym, jak minął dzień. Miłość gdzieś uleciała, chociaż Jagoda w dalszym ciągu walczy o tę relację. Nie chce się poddać, ale jest to walka jednostronna. Jakkolwiek by Jagoda nie próbowała, nie przynosi to rezultatów.
Przypadkowo podsłuchana rozmowa męża sprawia, że Jagoda traci grunt pod nogami.
Czy małżonkom uda się jeszcze znaleźć drogę powrotną do siebie? Czy można odbudować utracone relacje, sprawić, że miłość na nowo rozpali serca?
Zastanawiałam się, czy miałabym tyle determinacji w walce o małżeństwo co Jagoda. Czy umiałabym znosić chłodną obojętność, a nawet wrogość, ze strony ukochanego mężczyzny wierząc, że możliwa jest odbudowa tego uczucia, które do tej pory mieli. I naprawdę nie wiem, nie umiem na te pytania odpowiedzieć. Chciałabym wierzyć, że tak.
"Ostatnia wiadomość" to przede wszystkim piękna historia o wybaczeniu. O znajdywaniu drogi powrotnej, do domu i do siebie. To historia o tym, że możliwy jest nowy początek, jeśli obie strony bardzo tego pragną. Magdalena Krauze uświadamia nam, że nic nie jest dane raz na zawsze. O wszystko trzeba dbać, a zwłaszcza o relacje międzyludzkie.
To opowieść o szukaniu pasji i rozwijaniu siebie.
To wreszcie historia o tym, jak ważna jest kobieca przyjaźń i solidarność.
Historia niby zwykła, jednak do bólu prawdziwa.

Jagoda i Przemek od lat tworzą szczęśliwe małżeństwo. Wydawać by się mogło, że mają wszystko. Cudowną relację, udane dzieci, piękny dom.
Teraz, kiedy dzieci dorosły i wyfrunęły z rodzinnego gniazda, małżonkowie mogliby zacząć żyć dla siebie, ale niestety w relację małżonków wkrada się... no właśnie co? Rutyna, zniechęcenie, chłód, obojętność.
Przemek znajduje pasję i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Marianna Jurasz to młodziutka, siedemnastoletnia dziewczyna, która uwielbia matematykę i szachy.
Latem 1939 roku, chociaż nad głowami wisi widmo wojny, dziewczyna, snując plany na przyszłość, cieszy się słońcem i pierwszą miłością.

1 września wybucha wojna. Młodzież, która była patriotycznie wychowywana, rusza do walki. Po kapitulacji Warszawy walka schodzi do podziemia. Rodzi się ruch oporu. Marianna także chce walczyć, chce być potrzebna.

Wstępując do AK porzuca cały swój dotychczasowy świat. Jej uroda, spryt, analityczny umysł, znajomość języków i niezwykły charakter sprawiają, że dowódcy Armii Krajowej wysyłają Jurasz na niebezpieczną misję. Odtąd, jako Leni, choć bez broni, walczy za Polskę i dla Polski.

Przyznam, że widząc tytuł trochę się bałam ckliwej historii. Niepotrzebnie. Tej książki się nie czyta. Przez tą historię się płynie i nawet nie wiadomo kiedy następuje koniec. A po drodze jest ból, niezrozumienie, łzy, osamotnienie, odtrącenie i kara. Kara za to, że chciałaś walczyć dla kraju. Być mu potrzebna. Nie chciałaś stać z boku, tylko byłaś w samym centrum wydarzeń. Za to, w powojennej Polsce jesteś nazywana zdrajcą.

"Kochanka nazistów" @paszynska.maria to opowieść o odwadze i heroizmie. To opowieść o poświęceniu wszystkiego co masz i co znasz, dla większego dobra, mimo że później, zamiast nagród są szykany. To wreszcie patriotyzm w czystej postaci.

Najbardziej bolesne dla mnie było to, że w historię Marianny Jurasz wplecione są losy, wydarzenia i fragmenty z życia kobiet z wywiadu AK. Bardzo często młode dziewczyny dostawały zbyt trudne zadania, z których jednak potrafiły się wywiązać. Ich osiągnięcia miały realny wpływ na działania wojenne. Jednak dochodząc do nich można było się pogubić, nierzadko gubiąc gdzieś po drodze siebie.

Kobiety, na równi z mężczyznami ginęły w więzieniach, były bestialsko katowane w katowniach gestapo, trafiały do obozów, a rzeczywistość Polski Ludowej okazywała się dramatyczna.

Pamiętajmy o polskich wywiadowczyniach!

Marianna Jurasz to młodziutka, siedemnastoletnia dziewczyna, która uwielbia matematykę i szachy.
Latem 1939 roku, chociaż nad głowami wisi widmo wojny, dziewczyna, snując plany na przyszłość, cieszy się słońcem i pierwszą miłością.

1 września wybucha wojna. Młodzież, która była patriotycznie wychowywana, rusza do walki. Po kapitulacji Warszawy walka schodzi do podziemia....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mija rok od wydarzenia, które na zawsze zmieniło życie sióstr. Ten rok sprawił, że ledwie co odnowione więzi na nowo zaczynają się rwać.

Patrycja zarządza przyszpitalnym hotelem, gdzie zajmuje się rodzinami pacjentów. Martyna próbuje łączyć macierzyństwo z karierą architektki wnętrz. Klaudia w dalszym ciągu prowadzi pensjonat. Powinnam chyba powiedzieć, że bardziej stara się to robić, bowiem smutek jest zbyt przytłaczający na jakiekolwiek działania.

Patrycja i Martyna chcą w rodzinnym pensjonacie, miejscu, które miałby za zadanie zjednoczyć siostry, urządzić wigilię. Chciałyby w gronie najbliższych spędzić święta. Jednak Klaudia wcale nie ma na to ochoty.
Czy mimo to siostrom uda się je spędzić wspólnie?

Pomimo sielskiej atmosfery autorka pokazuje, co się dzieje, kiedy zabiegani, zaaferowani własnymi sprawami, nie zwracamy uwagi na drugiego człowieka. Przestajemy widzieć jego problemy i przeoczamy moment, w którym dojmujący smutek, przeżywana żałoba zmienia się w depresję zagrażającą życiu. Autorka stara się nam uświadomić fakt, że chorująca osoba musi także chcieć poprosić o pomoc. Wyciągnięte ręce starszych sióstr może gdzieś po drodze napotkają wyciągniętą, w geście prośby o pomoc rękę najmłodszej?

Depresja to nie jedyny motyw poruszony w powieści. Uwielbiam wątek Martyny. Bizneswoman, która rozwijała swoją karierę nagle zostaje zasypana pieluszkami i kaszkami. Macierzyństwo, które wszędzie pokazywane jest jako coś pięknego i kolorowego, nie zawsze takie jest. Czasami problemy się mnożą i ogarnia nas bezsilność. Ale wiatr rozwiewa czarne chmury i uśmiech malucha wszystko rekompensuje. Wiem co mówię, mam czterech synów 🤫

Z całą stanowczością mogę stwierdzić, że (i tu wiem, że nadużywam tego słowa) uwielbiam tę serię. I jeśli jej nie znacie, to musicie rzucić wszystko i jechać w Bieszczady. Każda pora jest na to odpowiednia. Po cichu mam nadzieję, że wrócę do Pensjonatu. Że dowiem się, jak potoczyły się dalsze losy sióstr.

Mija rok od wydarzenia, które na zawsze zmieniło życie sióstr. Ten rok sprawił, że ledwie co odnowione więzi na nowo zaczynają się rwać.

Patrycja zarządza przyszpitalnym hotelem, gdzie zajmuje się rodzinami pacjentów. Martyna próbuje łączyć macierzyństwo z karierą architektki wnętrz. Klaudia w dalszym ciągu prowadzi pensjonat. Powinnam chyba powiedzieć, że bardziej stara...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

♥ RECENZJA PATRONACKA ♥

Anna Dworzak jest córką polskich patriotów, która wraz z ojcem mieszka we Francji. Najbliżsi, a zwłaszcza siostra, starają się ją wydać za mąż. Anna podejmuje decyzję, wyjdzie za mąż z miłości, albo wstąpi do zakonu, bowiem wybranek okazuje się być nieczułym i wyrachowanym mężczyzną, nie zważającym na uczucia młodziutkiej dziewczyny.

Na wystawnym balu Anna poznaje przystojnego Francuza, Sebastiana, który zaręczony jest ze znaną w całym, mieście, a zapewne i we Francji, Emilią Girard.
Tak oto Anna, która zaczyna dostawać anonimowe listy miłosne, zostaje wciągnięta w niebezpieczne, dworskie intrygi.

Przyznam, że kiedy słyszę, że powieść jest historyczna, to mam jakieś takie zawahanie, czy na pewno chcę po to sięgnąć.
Dlatego od razu mówię, żebyście nie popełnili strasznego błędu. Ta powieść, ten cudowny debiut, to nie tylko romans historyczny, ale także dramat, sensacja czy nawet szczypta kryminału.

Autorka rewelacyjnie opisuje realia dziewiętnastowiecznej Francji. Jakże sensualne były wtedy zaloty. Ukradkowe spojrzenia, muśnięta dłoń, wykradane chwile, by choć na moment być z tą ukochaną osobą. Mówi się, że miłość jest ślepa, i poniekąd tak jest, ale... No właśnie, jak w grę wchodzą różnice klasowe, to już jest inaczej. Mezalians jest, albo był niedopuszczalny i jeśli nawet sami zakochani nie zakończą swojego związku, to zmusi ich do tego otoczenie, presja społeczeństwa. Pytanie, jak silne jest to uczucie i czy przetrwa takie wykluczenie. Tak było w przypadku Anny, która nie była zbyt majętna, a co za tym idzie, nie była też wymarzoną kandydatką do małżeństwa.

Z całego serca polecam!!

"– 𝘈𝘯𝘪𝘶, 𝘢𝘭𝘦 𝘱𝘳𝘻𝘦𝘤𝘪𝘦ż 𝘵𝘰… 𝘍𝘳𝘢𝘯𝘤𝘶𝘻… 𝘋𝘭𝘢𝘤𝘻𝘦𝘨𝘰 𝘯𝘪𝘦 𝘱𝘰𝘳𝘰𝘻𝘮𝘢𝘸𝘪𝘢ł𝘢ś 𝘻𝘦 𝘮𝘯ą 𝘰 𝘵𝘺𝘮 𝘸𝘤𝘻𝘦ś𝘯𝘪𝘦𝘫?
– 𝘛𝘢𝘵𝘬𝘰, 𝘮ó𝘸𝘪𝘴𝘻 𝘰 𝘯𝘪𝘮, 𝘫𝘢𝘬𝘣𝘺 𝘣𝘺ł 𝘫𝘢𝘬𝘪𝘮ś 𝘵𝘢𝘮 𝘱𝘰𝘵𝘰𝘮𝘬𝘪𝘦𝘮 𝘻𝘢𝘣𝘰𝘳𝘤ó𝘸. 𝘗𝘳𝘻𝘦𝘤𝘪𝘦ż 𝘍𝘳𝘢𝘯𝘤𝘶𝘻𝘪 𝘵𝘰 𝘱𝘳𝘻𝘺𝘫𝘢𝘤𝘪𝘦𝘭𝘦! 𝘕𝘰 𝘪 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘬𝘢𝘵𝘰𝘭𝘪𝘬𝘪𝘦𝘮.
– 𝘕𝘰 𝘵𝘢𝘬, 𝘢𝘭𝘦 𝘯𝘪𝘦 𝘫𝘦𝘴𝘵 𝘗𝘰𝘭𝘢𝘬𝘪𝘦𝘮… 𝘔𝘺 𝘵𝘶 𝘻𝘢𝘸𝘴𝘻𝘦 𝘣ę𝘥𝘻𝘪𝘦𝘮𝘺 𝘵𝘺𝘭𝘬𝘰 𝘨𝘰ść𝘮𝘪."

♥ RECENZJA PATRONACKA ♥

Anna Dworzak jest córką polskich patriotów, która wraz z ojcem mieszka we Francji. Najbliżsi, a zwłaszcza siostra, starają się ją wydać za mąż. Anna podejmuje decyzję, wyjdzie za mąż z miłości, albo wstąpi do zakonu, bowiem wybranek okazuje się być nieczułym i wyrachowanym mężczyzną, nie zważającym na uczucia młodziutkiej dziewczyny.

Na wystawnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"𝘞𝘪𝘥𝘻𝘪𝘴𝘻, 𝘴𝘱𝘳𝘢𝘸𝘪𝘦𝘥𝘭𝘪𝘸𝘰ść 𝘥𝘰𝘴𝘪ę𝘨𝘢 𝘬𝘢ż𝘥𝘦𝘨𝘰. 𝘛𝘰 𝘰𝘯𝘢 𝘬𝘴𝘻𝘵𝘢ł𝘵𝘶𝘫𝘦 𝘯𝘢𝘴𝘻𝘦 ż𝘺𝘤𝘪𝘦 𝘰𝘥 𝘯𝘢𝘳𝘰𝘥𝘻𝘪𝘯 𝘢ż 𝘱𝘰 𝘬𝘳𝘦𝘴. 𝘞 𝘬𝘰ń𝘤𝘶 𝘯𝘢𝘥𝘴𝘻𝘦𝘥ł 𝘥𝘻𝘪𝘦ń, 𝘬𝘪𝘦𝘥𝘺 𝘵𝘳𝘻𝘦𝘣𝘢 𝘴𝘪ę 𝘻𝘢𝘵𝘳𝘻𝘺𝘮𝘢ć 𝘪 𝘻𝘢𝘴𝘵𝘢𝘯𝘰𝘸𝘪ć 𝘴𝘪ę 𝘯𝘢𝘥 𝘸ł𝘢𝘴𝘯𝘺𝘮𝘪 𝘣łę𝘥𝘢𝘮𝘪. 𝘛𝘺 𝘥𝘰𝘴𝘬𝘰𝘯𝘢𝘭𝘦 𝘰 𝘵𝘺𝘮 𝘸𝘪𝘦𝘴𝘻, 𝘣𝘰 𝘮𝘢𝘴𝘻 𝘥𝘶ż𝘰 𝘯𝘢 𝘴𝘶𝘮𝘪𝘦𝘯𝘪𝘶, 𝘱𝘳𝘢𝘸𝘥𝘢?"

Kiedy trafiła do mnie "Nimfa" dostałam coś, czego się nie spodziewałam. Później był czas na "Kruchość serca" i wydawało mi się, że już wiem na co stać Autora. A tu niespodzianka. Po raz kolejny zostałam zaskoczona innym obliczem Andrzeja.

Dlatego kiedy dostałam propozycję patronatu najnowszej powieści, weszłam w to w ciemno, ponieważ wiedziałam, że pomimo moich oczekiwań znowu dam się zaskoczyć, a to co dostanę, będzie jedną z lepszych książek jakie ostatnio przeczytam.

Po latach spędzonych w Londynie, całkiem spontanicznie i w sumie nieplanowanie, Andrzej Kordel wraca do rodzinnych Gniechowic. Nie jest to łatwy powrót, bowiem właśnie w rodzinnym mieście został zamordowany brat bliźniak Andrzeja, a on będzie się musiał mierzyć z traumą tego wydarzenia. Teraźniejszość miesza się z przeszłością. W Gniechowicach dochodzi do kolejnego, bardzo brutalnego morderstwa. Czy Andrzejowi uda się dopaść mordercę?

"𝘗𝘳𝘻𝘺𝘭𝘦𝘤𝘪𝘢ł𝘦𝘮 𝘥𝘰 𝘗𝘰𝘭𝘴𝘬𝘪, 𝘢𝘣𝘺 𝘱𝘰𝘶𝘬ł𝘢𝘥𝘢ć 𝘴𝘸𝘰𝘫𝘦 ż𝘺𝘤𝘪𝘦 𝘪 𝘱𝘰𝘫𝘦𝘥𝘯𝘢ć 𝘴𝘪ę 𝘻 𝘳𝘰𝘥𝘻𝘪𝘯ą, 𝘢 𝘻𝘢𝘮𝘪𝘢𝘴𝘵 𝘵𝘦𝘨𝘰 𝘸𝘱𝘢𝘥ł𝘦𝘮 𝘸 𝘴𝘢𝘮 ś𝘳𝘰𝘥𝘦𝘬 𝘱𝘪𝘦𝘬ł𝘢."

"Nie patrz" zabiera nas w mroczne zakamarki ludzkiego umysłu. Pokazuje, dlaczego tak ważne jest to, aby spróbować je poznać? Czasami po ekstremalnym stresie umysł broni się na wszelkie możliwe sposoby. Obezwładniający ból lub szok sprawiają, że potrzebna jest jakaś deska ratunku, furtka, przez którą próbujemy łapać normalność.

O ludzie, ależ dałam się wkręcić w tę historię. Myślałam, że jestem uważnym czytelnikiem a chwilami nie wiedziałam, co jest prawdą, a co ułudą. Czytając, miałam w głowie dwa filmy "Incepcję" i "Interstellar". Dwa filmy, które wciągnęły mnie niesamowicie, ale jednoczenie w obu nie do końca wiedziałam, gdzie jest główny wątek, co jest snem a co jawą. Czy to, na co patrzę widzę tylko ja, czy to sobie wyobraziłam, a może to prawda, tylko nie dopuszczam do siebie takiej myśli? Czytając "Nie patrz" miałam dokładnie te same odczucia, poczucie zagubienia i niedowierzania.

Nie patrz!!
A ja właśnie chcę spojrzeć i pomóc Andrzejowi rozwiązać zagadkę.

Nie patrz!!
Może to moje halucynacje i wcale nie siedzę w wygodnym fotelu, tylko utknęłam razem z głównym bohaterem w rozpadającej się chatce pośrodku mrocznego lasu i mimo zakazu patrzę?!

Tu nic nie jest oczywiste i podane na tacy.
Całość, chociaż nieustannie podkręcana przez autora, jest spójna, i mimo że w pewnym momencie możemy się domyślać, co się wydarzy, i tak finalnie nas zaskakuje.

Jestem zdecydowanie na tak i już czekam na kolejną książkę.

"𝘗𝘳𝘢𝘸𝘥𝘢 𝘤𝘻𝘦𝘬𝘢 𝘯𝘢 𝘰𝘥𝘬𝘳𝘺𝘤𝘪𝘦. 𝘊𝘻𝘺 𝘫ą 𝘻𝘯𝘪𝘰𝘴ę?"

"𝘞𝘪𝘥𝘻𝘪𝘴𝘻, 𝘴𝘱𝘳𝘢𝘸𝘪𝘦𝘥𝘭𝘪𝘸𝘰ść 𝘥𝘰𝘴𝘪ę𝘨𝘢 𝘬𝘢ż𝘥𝘦𝘨𝘰. 𝘛𝘰 𝘰𝘯𝘢 𝘬𝘴𝘻𝘵𝘢ł𝘵𝘶𝘫𝘦 𝘯𝘢𝘴𝘻𝘦 ż𝘺𝘤𝘪𝘦 𝘰𝘥 𝘯𝘢𝘳𝘰𝘥𝘻𝘪𝘯 𝘢ż 𝘱𝘰 𝘬𝘳𝘦𝘴. 𝘞 𝘬𝘰ń𝘤𝘶 𝘯𝘢𝘥𝘴𝘻𝘦𝘥ł 𝘥𝘻𝘪𝘦ń, 𝘬𝘪𝘦𝘥𝘺 𝘵𝘳𝘻𝘦𝘣𝘢 𝘴𝘪ę 𝘻𝘢𝘵𝘳𝘻𝘺𝘮𝘢ć 𝘪 𝘻𝘢𝘴𝘵𝘢𝘯𝘰𝘸𝘪ć 𝘴𝘪ę 𝘯𝘢𝘥 𝘸ł𝘢𝘴𝘯𝘺𝘮𝘪 𝘣łę𝘥𝘢𝘮𝘪. 𝘛𝘺 𝘥𝘰𝘴𝘬𝘰𝘯𝘢𝘭𝘦 𝘰 𝘵𝘺𝘮 𝘸𝘪𝘦𝘴𝘻, 𝘣𝘰 𝘮𝘢𝘴𝘻 𝘥𝘶ż𝘰 𝘯𝘢 𝘴𝘶𝘮𝘪𝘦𝘯𝘪𝘶, 𝘱𝘳𝘢𝘸𝘥𝘢?"

Kiedy trafiła do mnie "Nimfa" dostałam coś, czego się nie spodziewałam. Później był czas na "Kruchość serca" i wydawało mi się,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"- Słowa tworzą naszą rzeczywistość, nie rozumiesz? Definiują ją, porządkują. Nie można burzyć pewnych ustalonych odgórnie schematów."

Wiecie, że miasteczko Tarpon Springs istnieje naprawdę i ma najwyższy procent greckich Amerykanów wśród wszystkich miast w całych Stanach? Ja nie wiedziałam. Myślałam, że autorka wymyśliła sobie to miasteczko. Ale skoro ono gdzieś na mapie jest, to może i Antoni vel Toni Kubiak żyje tam sobie, wiodąc swoje zwyczajne - niezwyczajnie życie?
Co prawda dzisiaj mój Wrocław dorównuje temperaturą miasteczku Tarpon Springs, ale zapewne widokami dalece od niego odbiega. Więc zabieram Was na Florydę.

Do słonecznego Tarpon Springs zjeżdżają dorosłe już dzieci Tony'ego Kubiaka, wychowanego w Detroit Amerykanina polskiego pochodzenia. Edyta, która ma niedługo poślubić bogatego Teksańczyka, Ignacy, który jakiś czas temu wybrał Alaskę, i Iga, samotna matka nastolatki, na stałe mieszkająca w Nowym Jorku. Powodem są chrzciny najmłodszej, przyrodniej siostrzyczki. Na uroczystości pojawia się także pierwsza żona Antoniego, Celina, z którą pomimo rozwodu nadal utrzymuje dobre relacje.
Nową partnerką Tony'ego jest czarnoskóra piękność Malika, która w większości mężczyzn wzbudza zainteresowanie i gorące pożądanie. Pod jej urokiem jest także jej pasierb Ignacy, który za wszelką cenę stara się rozkochać w sobie Malikę.

Każda, z zebranych na chrzcinach osób ma swoją tajemnicę. Każdy ma jakiś sekret, którego mniej lub bardziej strzeże. Każdy ma lęki i obawy. Niektórzy próbują zapomnieć o swoich korzeniach, inni natomiast budują na nich swoją tożsamość. Atmosfera się zagęszcza, a komuś będzie groziło niebezpieczeństwo.

Pomimo, że początkowo nie polubiłam Maliki, w sumie w dalszym ciągu zastanawiam się dlaczego, to jej wątek najbardziej mnie pochłonął. Niebywałe, że można kogoś piętnować kogoś za kolor skóry.

Myślałam, że będę odporna na american dream ale i ja dałam się porwać. Zastanawiałam się, czy może to przez te palmy, może przez piasek, a może przez rewelacyjnie poprowadzoną intrygę. Tak naprawdę to wciągnęłam się w tę historię, ponieważ napisała ją Kasia Misiołek, która jak mało kto potrafi w swoich obyczajówkach wpleść ważne wątki społeczne. Rasizm, choroba, zdrada, samotność, narkotyki, rozwód, duża różnica wieku w związku, problemy z nastoletnim dzieckiem. Nie wystraszcie się ilością wątków czy postaci, bo przez tę historię płynie się nie dotykając fal. Niech Was nie zwiedzie początkowo powolne tempo, bo dzięki temu poznacie wszystkich dokładnie, ale w odpowiednim czasie zapnijcie pasy, bo akcja niesamowicie przyspieszy. Swoją drogą, to za pozostawianie czytelnika w takim momencie powinno być zakazane ;)

Zdecydowanie czekam na drugą część, bo w głowie mam już milion różnych scenariuszy, a każdy gorszy od poprzedniego.

A tak na marginesie to ja już zazdroszczę kolejnemu autorowi, który zostanie wzięty pod skrzydła Wydawnictwa Flow. Każda książka to wydawnicza perełka i jeżeli kiedyś powiedzieliście, że wolicie ebooki, to weźcie do ręki książki z tego wydawnictwa. Powiedzieć, że cieszą oko, to jak nic nie powiedzieć. Dopracowane w każdym calu? Też za mało. Książkowe dzieła sztuki.
Brawo turkusowa ekipo!!

"Tak, trzeba się nauczyć cieszyć tym, co jest teraz - powiedział sobie. Teraz jest dobrze, całkiem dobrze. Teraz..."

"- Słowa tworzą naszą rzeczywistość, nie rozumiesz? Definiują ją, porządkują. Nie można burzyć pewnych ustalonych odgórnie schematów."

Wiecie, że miasteczko Tarpon Springs istnieje naprawdę i ma najwyższy procent greckich Amerykanów wśród wszystkich miast w całych Stanach? Ja nie wiedziałam. Myślałam, że autorka wymyśliła sobie to miasteczko. Ale skoro ono gdzieś na mapie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Najlepszy wspomnieniem, jakie mam o Titanicu, było to, że był taki duży. Tak niewiarygodnie ogromny.
Nigdy nie czułam jakiegokolwiek kołysania, uderzeń fal czy turbulencji, które by zakłócały moje posiłki, mój nadwrażliwy apetyt czy płytki sen. Nigdy nie czułam się bezbronna na pokładzie tego liniowca, aż do samego końca."

Każdy ma jakiegoś bzika. Jeden z wielu moich objawia się bezgranicznym uwielbieniem dla filmu Jamesa Camerona "Titanic". Oglądałam go chyba z milion razy. W dalszym ciągu szlocham na tych samych fragmentach, tak samo przeżywam i trzymam kciuki żeby parze głównych bohaterów, Jackowi i Rose udało się ocaleć.

Tym bardziej ucieszyłam się, kiedy w moje ręce trafiła książka Shany Abe "Dziewczyna z Titanica". Romantyczna historia z wielką katastrofą najsłynniejszego liniowca w tle rozpaliła moją wyobraźnię. Po obejrzeniu filmu przeczytałam kilkanaście książek dotyczących powstania Titanica, jego dziewiczego rejsu a nawet pokusiłam się o przeczytanie i obejrzenie wywiadów z ocalałymi. Mając to wszystko w głowie zasiadłam do czytania.
Teraz mała przestroga - nie róbcie tego co ja. Nie podchodźcie do niej mając w głowie słynny film, bo (przepraszam za spoiler) srogo się rozczarujecie.

"Kiedy ona jeszcze nosiła dziecięce fartuszki, pułkownik Astor sfinansował cały pułk w wojnie hiszpańsko-amerykańskiej, a potem pojechał walczyć o niepodległość Kuby. Był potomkiem rodziny o najbardziej błękitnej krwi w Ameryce, spadkobiercą ogromnej fortuny i dalekim kuzynem samego prezydenta Roosevelta."

Siedemnastoletnia Madelinie Talamage Force zwraca na siebie uwagę pułkownika Jacka Jacoba Astora IV. Dziewczyna pochodzi z wyższej klasy jednak Astorowie są o wiele wyżej w hierarchii. Zupełnie inna liga i nie te progi. Astor, niewiarygodnie bogaty i wpływowy człowiek zaczyna zalecać się do o trzydzieści lat młodszej nastolatki. Mimo przeciwności losu i na przekór wszystkiemu i wszystkim zakochują się w sobie bez pamięci.
Kiedy miesiąc po publicznych zaręczynach para bierze ślub, panuje spory sprzeciw społeczeństwa związany nie tylko z dużą różnicą wieku ale także, a może przede wszystkim z niedawnym rozwodem Jacka Astora z pierwszą żoną Avą. Mimo to zakochanym udaje się znaleźć pastora, który pobłogosławi ich związek.
Nowożeńcy wypływają w podróż poślubną. Drogę powrotną mieli odbyć na siostrzanym statku, Titanicu.

"Titanic był statkiem pełnym owiec, zaganianych jak stado. Nie trzeba było prawie w ogóle myśleć. Wystarczyło cieszyć się swoją niewolą i wierzyć, że wszystko będzie dobrze."

Przyznam, że początkowo strasznie mnie czytanie męczyło. Rozwlekłe opisy otoczenia, sal, kwiatowe zalecanie się Astora do Madeline. Czekałam na Titanica. Przecież w polskim tytule miałam to obiecane.

Tytuł oryginału brzmi "The second Mrs. Astor" i według mnie jest dużo bardziej trafiony. Titanic, to tylko jedno wydarzenie w życiu Madeline i wcale jej jakoś nie definiuje. Na jej życie dużo większy wpływ niż niezatapialny statek miało małżeństwo ze starszym od siebie, majętnym i wpływowym Astorem. Kiedy uświadomiłam sobie ten fakt i zmieniłam podejście do książki od razu poczułam przyjemność z czytania.

Madeline i Jack stanowili pożywkę dla plotkarzy i paarazzich. Czy w dzisiejszych czasach, ponad sto lat później inaczej byśmy spojrzeli na taki związek? Czy w dalszym ciągu byłby to dla nas mezalians?

Początkowo czułam znużenie ale kiedy dotarłam do ostatniej strony poczułam... niedosyt. Miałam wrażenie, że historia Madeline nie została opowiedziana do końca. Powodowana ciekawością wyszukałam sobie, co się działo z panią Astor i już wiem, jak potoczyły się dalsze jej losy. Myślę, że patrząc na to, jak ułożyła, albo próbowała ułożyć sobie tę nową rzeczywistość, była to czysta i prawdziwa miłość, którą brutalnie przerwała najsłynniejsza morska katastrofa.

Polecam, ale nie oczekujcie w niej Leo DiCaprio i Kate Winslet. Naprawdę wzrusza i wciąga.

Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Filia

"Najlepszy wspomnieniem, jakie mam o Titanicu, było to, że był taki duży. Tak niewiarygodnie ogromny.
Nigdy nie czułam jakiegokolwiek kołysania, uderzeń fal czy turbulencji, które by zakłócały moje posiłki, mój nadwrażliwy apetyt czy płytki sen. Nigdy nie czułam się bezbronna na pokładzie tego liniowca, aż do samego końca."

Każdy ma jakiegoś bzika. Jeden z wielu moich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do świąt zostało 48 dni.
Może już powoli tworzycie menu i listy zakupowe. Może spisujecie pomysły na prezenty albo już jakieś macie kupione i pochowane przed domownikami, a może zastanawiacie się gdzie i z kim spędzicie ten świąteczny czas. Może usiądziecie przy stole z ludźmi, których lubicie, czy może tylko ledwo tolerujecie.

Koniecznie sięgnijcie po "Groch z kapustą" jeżeli chcecie dowiedzieć się jak NIE spędzać świąt.

Wiesława i Leopold Rozwadowscy jak co roku na święta będą gościć u siebie całą swoją rodzinę. Pomimo że Wiesława zdaje sobie sprawę z tego, że każde spotkanie rodzinne przynosi kłótnię a przynajmniej konsternację ponownie podejmuje się zorganizowania świąt. Według perfekcyjnej pani domu i zagorzałej tradycjonalistki jaką jest Wiesia, przepraszam, Wiesława, wszystko ma być tak, jak ona to sobie wyobraziła. Tradycja to rzecz święta, tradycję się szanuje i nie ma mowy na żadne od niej ustępstwa. Tyle że wszystko chyba sprzysięgło się przeciwko pani Rozwadowskiej. Mając duży i piękny dom, a do pomocy kucharkę Krystynę i pokojówkę Ludmiłę cóż może pójść nie tak? A więc moi kochani, wszystko może pójść nie tak. Panie do pomocy robią wszystko, tylko nie to, o co poprosiła je pracodawczyni, czym doprowadzają ją do białej gorączki. Jak się może Jezusek narodzić jak okna nie umyte? Jak można wprowadzić elementy nowoczesności jak w powietrzu unosi się zapach kapusty z grochem?
Kiedy pierwszy gość przekracza próg domu Rozwadowskich, zresztą dużo za wcześnie, Wiesława już wie, że nic nie będzie tak, jak sobie to ułożyła w głowie. Czy w świętowaniu przeszkodzą złośliwości, niedopowiedzenia, wzajemne oskarżenia i tajemnice? Czy może jednak zadziała magia świąt?

"Spotkania przy okazji świąt, kiedy atmosfera sprzyja radosnemu nastrojowi, mogą zacieśnić więzy. Jednak wiemy, że to pobożne życzenia. Stare niesnaski, żale i urazy nie znikają w magiczny sposób, kiedy tylko pierwsza gwiazdka zaświeci na niebie, a w drzwiach pojawi się strudzony wędrowiec."

Zadaniem historii świątecznych jest wprowadzenie nas w nastrój. Przy dźwiękach "Last Christmas" oczyma wyobraźni widzimy już piękny, biały śnieg, cudowne i migoczące choinkowe światełka. Czujemy zapach makowca i igliwia. Sami przyznacie, magia. Jednak wiemy, że bywa różnie, kiedy przy jednym stole spotkają się ludzie o różnych charakterach. Każdy temat może być wtedy powodem do kłótni. Czasami nasze wyobrażenia nijak się mają do rzeczywistości ale czy właśnie święta nie powinny być czasem wzajemnego zrozumienia i pojednania?

Opowiadanie kończy niezwykle prosta, a zarazem prawdziwa myśl. Święta odbędą się niezależnie od wszystkiego. Czy umyjemy okna i odkurzymy każdy kąt. Czy kilka dni spędzimy w kuchni z pasją w oczach gotując dwanaście potraw, czy zamówimy catering. Czy zaprosimy całą rodzinę, bo tak wypada czy spędzimy je w gronie tych osób, z którymi chcemy je spędzić.

Święta Bożego Narodzenia to najpiękniejsze święta w roku. Pełne ciepła, magii i niepowtarzalnej atmosfery. Większość czeka na nie z utęsknieniem. Zamiast popadać w zakupowy szał zatrzymajmy się i zastanówmy w jaki sposób chcemy je spędzić. Może warto wtedy zwolnić, nie skupiać się na błahostkach a raczej odnaleźć szczęście i życzliwość.

Muszę się do czegoś przyznać. Nie przepadam za opowiadaniami. Ledwo człowiek zżyje się z bohaterami a już musi ich pożegnać. I tak też miałam w przypadku "Grochu z kapustą". Toż to aż prosi się o rozwinięcie. Taki mój apel do Autorki, ja chcę więcej Rozwadowskich.

Do świąt zostało 48 dni.
Może już powoli tworzycie menu i listy zakupowe. Może spisujecie pomysły na prezenty albo już jakieś macie kupione i pochowane przed domownikami, a może zastanawiacie się gdzie i z kim spędzicie ten świąteczny czas. Może usiądziecie przy stole z ludźmi, których lubicie, czy może tylko ledwo tolerujecie.

Koniecznie sięgnijcie po "Groch z kapustą"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Macie zapewne swoich ulubionych autorów, których czytacie w ciemno. Pod tym względem ja nie jestem wyjątkiem. Bliską memu sercu na pewno jest Kamila Mitek. Przeczytałam wszystkie jej książki więc najnowszej pominąć nie mogłam.
Jak wypadło nasze kolejne "spotkanie"?

Iza ma bardzo poukładane życie zawodowe. Ma własne, eleganckie mieszkanie, z którego jest niezwykle dumna, jest cenioną graficzką, prowadzi jednoosobowe biuro. W życiu uczuciowym jest już gorzej. Niedawno zakończyła związek z żonatym mężczyzną. Iza mieszka z młodszym bratem, który jest takim trochę Piotrusiem Panem nieustannie goniącym za marzeniami. Wojtek jest muzykiem, który tłumacząc się problemami finansowymi wprowadził się na chwilę, która już przeciągnęła się do trzech miesięcy. Kiedy wydawałoby się, że już nic się nie stanie, w drzwiach pojawia się matka, która oświadcza, że sprzedała swoje mieszkanie i zamierza odmienić swoje życie.

Iza od jakiegoś czasu zaczyna się źle czuć. Pojawiające się objawy takie jak rozkojarzenie, zmęczenie, drżenia czy inne niedogodności kobieta wiąże z zaistniałą sytuacją, natłokiem pracy. nie doszukując się w nich niczego groźnego. Jednak diagnoza, która się pojawi na chwilę zatrzęsie ich światem. Jak się jednak okaże bliskich obok siebie mamy wtedy, kiedy ich najbardziej potrzebujemy.

Iza, Adrianna i Wojtek na swój sposób szukają szczęścia i spełnienia. Czy będą dla siebie przeszkodą czy może właśnie w rodzinie siła?

"Czasem najtrudniej zobaczyć to, co oczywiste."

Są choroby, których sama nazwa wywołuje u nas panikę i zazwyczaj tylko złe skojarzenia. Taką chorobą jest między innymi SM, stwardnienie rozsiane. Sama nazwa sprawia, że głowie pojawiają się nam obrazy wózka inwalidzkiego czy kompletnej zależności od osób trzecich. Ale okazuje się, że nawet z taką diagnozą można wieść szczęśliwe i pełne pasji życie.
Zastanawiałam się, czy książka nie będzie zbyt medyczna. W sensie, czy autorka nie zasypie mnie fachowymi nazwami i medycznymi terminami ale nic takiego nie miało miejsca. Autorka poszła w stronę emocji i relacji rodzinnych i przyjacielskich.

Według mnie, w książkach Kamili są dwa punkty wspólne. Jednym jest umiejętność przekazania rzeczy ważnych i istotnych w sposób niezwykle wyważony i łagodny. Z pozoru lekka historia kryje w sobie zawsze drugie, bardziej bolesne dno, które dzięki wyczuciu i delikatności autorki udaje mi się zawsze udźwignąć.
A drugim punktem stycznym są silne kobiety. W "Na śniadanie... tort szpinakowy" była to Joanna. W "Pomóż mi kochać" Dorota. W "Moje greckie lato" znajdziemy Agatę. Tutaj autorka postawiła sobie poprzeczkę wyżej bowiem znajdziemy nie jedną a dwie silne, wiedzące czego chcą kobiety, Izę i Adriannę. I bez wątpienia moją ulubienicą jest Adrianna.

Autorka pokazuje nam, że na spełnianie marzeń nigdy nie jest za późno. Adrianna ma bowiem poczucie, że zmarnowała swoje życie. Okazuje się jednak, że będąc żoną czy mamą nie możemy zapominać o sobie. O własnych marzeniach, planach, celach. Sześćdzziesiątka to nie koniec życia ale jego dalsza część, którą warto wykorzystać na własnych zasadach, mając w nosie to co ludzie powiedzą. Ludzie gadają, gadali i zawsze będą to robić więc nie patrzmy na innych i żyjmy tak, jak chcemy. Jak kolorowe ptaki a nie szare myszki.

I jeszcze Wojtek. Nie powiem wam, czy Wojtkowi udało się wybić i osiągnąć muzyczny sukces, spełnić swoje marzenia o wielkiej karierze muzycznej. Powiem tylko tyle, że jego piosenka, pisana w Izy mieszkaniu wywołała u mnie łzy. Była przepiękna, wzruszająca i pełna miłości.

Czy polecam? Kamilę będę polecać zawsze.

Macie zapewne swoich ulubionych autorów, których czytacie w ciemno. Pod tym względem ja nie jestem wyjątkiem. Bliską memu sercu na pewno jest Kamila Mitek. Przeczytałam wszystkie jej książki więc najnowszej pominąć nie mogłam.
Jak wypadło nasze kolejne "spotkanie"?

Iza ma bardzo poukładane życie zawodowe. Ma własne, eleganckie mieszkanie, z którego jest niezwykle dumna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"W domu usiłowałam wyrzucić go z głowy. Tłumaczyłam sobie, że to tylko bajka, taka przygoda, która nie przydarza się wielu... Mnie jednak się przytrafiła, na moje nieszczęście. Nie potrafiłam o nim zapomnieć. Leżałam w łóżku, mając nadzieję, choć na krótki sen, aby rano móc jakoś f
funkcjonować. Słabo to wyglądało."

Czasami lubię wyjść ze swojej strefy komfortu i sięgnąć po coś, dla siebie, nowego. Zresztą nauczyłam się już, że nie mówię, że czegoś nie przeczytam, bo to nie mój gatunek. Bywa tak, że te nowe gatunki albo debiuty zaskoczą mnie, zachwycą albo przejdę obok nich obojętnie. Jak więc wypadło moje literackie spotkanie z debiutem Charlotte Mils?

Emily Carson to dziewczyna, która właśnie ukończyła studia i świętuje swoją pierwszą, dopiero co zdobytą pracę. Wracając ze spotkania z psiapsiółkami, dla których już zahacza o staropanieństwo (?!?) przypadkowo znajduje banknot studolarowy. Po chwili pojawia się domniemany właściciel, którym okazuje się być Marcus Frost. Na mężczyźnie, niczym bluszcz owinięta jest blond piękność w przykrótkiej kiecce z wielkim dekoltem. Między Emily a Marcusem dochodzi do niezbyt przyjemnej wymiany zdań. Splot wydarzeń a raczej celowe działanie sprawia, że nasi bohaterowie spotykają się ponownie. Ktoś uszkadza samochód Emily a tylko, jak się może pewnie domyślacie, Marcus wie kto to jest. Zwabienie dziewczyny do domu Marcusa jest celowe, a idzie za tym dosyć ciekawa propozycja. Emily zgadza się na nią, ponieważ przy okazji pomoże tym swojemu bratu Leo, który coś niecoś nawywijał.

Przyznam szczerze, że w pamięci długo szukałam równie irytującej bohaterki, jaką jest Emily. Powiedzieć, że jest infantylna, denerwująca i ma sieczkę w głowie to jak nic nie powiedzieć. Raz robi maślane oczy do Marcusa, by za chwilę obruszać się na jakiś jego tekst. Raz myśli, że miałaby ochotę przytulić się do jego szerokiej klaty a raz stwierdza, że i tak nic to dla niej nie znaczy. Gdybyście zapomnieli, to przypominam tylko, że Emily to dziewczyna po studiach, a po tekście Marcusa, że cieszy się, że się poznali wyskakuje ze stwierdzeniem, czy nie boi się być posądzony o pedofilię. WTF?! Naprawdę? No chyba, że dziewczyna robiła studia razem z Dougiem Howserem, nastoletnim lekarzem medycyny z popularnego serialu, to wtedy ok. Co do Marcusa to też zastanawiałam się ileż on ma lat. Raz stateczny i poważny a innym razem jednak trochę nieokrzesany.
Generalnie nie znalazłam tam żadnej postaci, którą dałabym radę polubić albo której mogłabym kibicować.

"Nie potrafiłam określić tego, co przeżywałam, ale bardzo nie chciałam czuć czegokolwiek do Marca. Chyba jednak nie miałam na to wpływu. Traciłam kontrolę nad własnym rozumem."

Zawsze staram się doczytać książkę do końca, bo jak napisać recenzję bez jej znajomości? Tutaj mamy trochę ponad trzysta stron, a przeczołgała mnie ta książka okrutnie. Myślałam, że praca w sklepie z owadem w logo była ciężka, ale dzięki tej książce wiem, że może być coś cięższego. Nietrafienie w swój gust czytelniczy. Od przewracania oczami aż kręciło mi się w głowie. Myślałam, że początek historii, bądź co bądź kiepski, jakoś się rozwinie ale nie sądziłam, że podąży to w tak strasznym kierunku.

Autentycznie nie jestem w stanie z czystym sumieniem powiedzieć, że polecam. Nie wiem czy bardziej mnie ta książka zniesmaczyła, chociażby taką wymianą zdań, kiedy Emily, kobieta, mówi, że najważniejsze u innych kobiet są duże piersi a Marcus w odpowiedzi mówi, że tyłek liczy się bardziej. Czy jednak zaskoczyła, że inna kobieta może tak napisać.

Jak dla mnie to historia bez ładu i składu. Wiem, że jest druga część ale dla mnie piekło wygląda tak, że siedzę w kotle z gotującą się smołą i czytam drugą część. Oj nie, zdecydowanie nie.

Przyznam, że jestem mega ciekawa, czy sięgniecie po tę książkę. A jeśli już to jakie będą wasze odczucia.

Jedna gwiazdka to sroga ocena. Więc dorzucę drugą, może na zachętę? Może autorka jeszcze nie rozpisała swojego długopisu, a każda kolejna książka będzie lepsza. Ja tego sprawdzać nie zamierzam.

"Czy on musi to robić? Musi patrzeć na mnie w ten sposób? Nie mógłby przestać istnieć? Nie mógłby nigdy nie stanąć na mojej drodze? Wtedy by mnie tu nie było, a Leo prawdopodobnie nie wpakowałby się w kłopoty."

"W domu usiłowałam wyrzucić go z głowy. Tłumaczyłam sobie, że to tylko bajka, taka przygoda, która nie przydarza się wielu... Mnie jednak się przytrafiła, na moje nieszczęście. Nie potrafiłam o nim zapomnieć. Leżałam w łóżku, mając nadzieję, choć na krótki sen, aby rano móc jakoś f
funkcjonować. Słabo to wyglądało."

Czasami lubię wyjść ze swojej strefy komfortu i sięgnąć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Zastanawiał się czasem nad tym, że być może - ale tylko być może - niezrozumienie wynikało z nieznajomości. Żydowskie środowiska były zamknięte, ręcz hermetyczne, nieznane były Polakom ich obyczaje, tradycje i obrzędy. A tajemnice... Zwykle przecież boimy się tego, co nieznane.
Może to był błąd? Może należało to zmienić? Zorganizować coś w rodzaju integracji? A jeśli już na to za późno?"

Czy jest miejsce na przyjaźń, miłość, moralność, etykę, tolerancję podczas wojny? Może właśnie wtedy powinniśmy być człowiekiem dla drugiego człowieka.

Radom 1939 roku.
Coraz częściej przebąkuje się o zbliżającej się wojnie. Gospodyni księdza Kazimierza, stara Florentyna powiedziałaby "a dyć to niepodobne" jednak niepokój wchodzi do miasta i osiada jak mgła. Kazimierz, który zdawał sobie z tego sprawę chciałby z kimś o tym porozmawiać, podzielić się z kimś swoimi obawami czy przemyśleniami jednak to on miał być podporą dla ludzi. To w nim ludzie, parafianie, szukali pomocy i oparcia. Jakże by mógł ich obarczać swoimi obawami i lękami. Pewnego dnia, zupełnie nieświadomie ks. Kazimierz trafia do dzielnicy żydowskiej. Może trochę spłoszony, może będąc tam trochę nie na miejscu, a może właśnie celowo i z premedytacją Kazimierz trafia wreszcie do domu rabina. Od tego momentu rodzi się niezwykła przyjaźń i nić porozumienia między rabinem Chilem Kestenbergiem a księdzem Kazimierzem.

Pierwsze bomby spadają na Radom już 1 września. Wybuch wojny sprawia, że między tymi duchowymi przywódcami więź się zacieśnia. Pomimo że odwiedziny są zawsze jednostronne to zawsze są wyczekane. Przy gorącej herbacie, rogalikach i maślanych ciasteczkach rabin Chil i ksiądz Kazimierz dyskutują na przeróżne tematy, dzielą się swoimi obawami i przemyśleniami ale także odkrywają przed sobą elementy swojej kultury i tajniki wiary. Jeden uczy drugiego, chociaż miałam wrażenie, że to ksiądz Kazimierz więcej czerpie z tych tajnych spotkań. Zastanawiam się, czy w czasie pokoju taka przyjaźń mogłaby zaistnieć. Czy może właśnie takie niespokojne czasy sprzyjają przekraczaniu barier, może po trosze naginaniu zasad. Bo przecież zwierzchnikom księdza Kazimierza taka znajomość nie do końca by się podobała.

Pewnego dnia ksiądz Kazimierz widzi córkę rabina, Rachelę spacerującą po mieście z niemieckim żołnierzem. Jakie będą tego konsekwencje i do czego one doprowadzą? Pomimo że powieść nosi tytuł "Córka rabina" to Rachela nie nie jest tutaj postacią kluczową. Pokazuje ona, że czasami to co widzimy nijak ma się do rzeczywistości a odwaga i chęć działania nie jest uzależniona od wyznania. Czy wobec tego odkrycia przyjaźń z rabinem przetrwa?

"Córka rabina" to pierwsza taka powieść w dorobku Agnieszki Lis. I ze swojej strony mam nadzieje, że nie ostatnia. Sama autorka zaznacza, że to nie jest książka historyczna tylko powieść i fikcja literacka jednak oparta o kilka autentycznych postaci i miejsc. Rabi Chil to postać prawdziwa. Ksiądz Kazimierz to natomiast zlepek dwóch księży - księdza Kazimierza Sykulskiego, który zginał w Auschwitz i księdza Kazimierza Grelewskiego, który zginął w Dachau.

Pomimo, że nie chyba nie tak wyobrażałam sobie tę powieść i do końca się tego spodziewałam dostałam coś znacznie piękniejszego. Dostałam historię o człowieczeństwie, przyjaźni, zaufaniu, tolerancji, dylematach moralnych i wierze. Wyczekiwałam tych spotkań, chciałam, by tych dwóch przywódców religijnych mogło się spotykać jak najdłużej, by nie tylko oni mogli się od siebie uczyć ale bym i ja mogła z tych ich rozmów wziąć coś dla siebie.

Rozmowy księdza Kazimierza z rabinem Chilem Kestenbergiem przybliżyły mi także żydowską kulturę i zwyczaje. Z niezwykłą ciekawością chłonęłam opisy różnych ceremonii czy zachowań.

Jak często jest tak, że zamykamy się na drugiego człowieka w ogóle nie starając się go poznać, zrozumieć? Jak często robimy tak wobec religii? Czy zdarzało się nam wierzyć w zabobony, głupie przesądy nawet nie zadając sobie trudu aby zweryfikować ich prawdziwość? Tak łatwo jest zamknąć się na inność, bać się odmienności. A od strachu do nienawiści jest już tylko mały krok. A później co nam zostaje? Sięganie po broń.

Pomimo różnic, pozornych czy faktycznych łączy nas dobroć. Bo trzeba być dobrym człowiekiem.

"Nikt nie chciał wierzyć w wojnę. Nikt, kto tu został. Ci wierzący wyjechali. Zostali... słabi? Nie. Może właśnie silni swoją wiarą, przekonaniem, że Bóg ma żydowski naród w opiece. Że najgorsze nie może się wydarzyć, bo Bóg już doświadczył swój naród wybrany. Ta siła była ich zgubą, pozbawiła rozsądku i racjonalnej oceny..."

"Zastanawiał się czasem nad tym, że być może - ale tylko być może - niezrozumienie wynikało z nieznajomości. Żydowskie środowiska były zamknięte, ręcz hermetyczne, nieznane były Polakom ich obyczaje, tradycje i obrzędy. A tajemnice... Zwykle przecież boimy się tego, co nieznane.
Może to był błąd? Może należało to zmienić? Zorganizować coś w rodzaju integracji? A jeśli już...

więcej Pokaż mimo to