rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Choć filmu Kingi Dębskiej jeszcze nie widziałam, to właśnie jego premiera zachęciła mnie do przeczytania książki. Trzeba przyznać, że jestem pod wrażeniem talentu Jakuba Małeckiego, Święto ognia nazwałabym wysokojakościową literaturą popularną. Pisarz ma pomysł na konstrukcję powieści, której konsekwentnie się trzyma, tekst napisany jest jasno, przejrzyście i wciągająco. Bohaterowie są wykreowani wiarygodnie, niezwykłe ciepło bije od każdej z postaci. Pisarz też doskonale rozumie jak działa mózg współczesnego czytelnika - dzięki krótkim rozdziałom i podrozdziałom, tekst po prostu się połyka, a każdy krótki skończony fragment tylko zachęca do dalszego czytania. Chciałam też pochwalić wydanie, które również jest tak przemyślane, aby wygoda i przyjemność czytania były jak największe. Jedna z bardziej przyjemnych, ciepłych i dobrze napisanych powieści jakie udało mi się przeczytać w ostatnim czasie.

Choć filmu Kingi Dębskiej jeszcze nie widziałam, to właśnie jego premiera zachęciła mnie do przeczytania książki. Trzeba przyznać, że jestem pod wrażeniem talentu Jakuba Małeckiego, Święto ognia nazwałabym wysokojakościową literaturą popularną. Pisarz ma pomysł na konstrukcję powieści, której konsekwentnie się trzyma, tekst napisany jest jasno, przejrzyście i wciągająco....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po pierwsze, ta książka jest wydana w wysokiej jakości i zmyślnie skonstruowana, dzięki czemu niełatwą treść czyta się jak wartką gatunkową fabułę. Króciutkie rozdziały, kilka punktów widzenia, a wszystko przeplatane czarno-białymi odbitkami słynnej serii obrazów Goi. Można uznać "Saturna" za historię alternatywną, trochę takie: a co by było gdyby..., choć Dehnel posiłkuje się tutaj prawdziwą, choć niepopularną opinią pewnego badacza. Dla mnie jest to jednak książka znacznie bardziej uniwersalna. Autor bardzo sugestywnie kreśli obraz rodziny przeklętej przez geniusz jednostki. Cień wybitnego patriarchy pozbawia szans młode pędy na rozkwitnięcie, kolejne pokolenia gniją bez słońca, choć nie mogą umrzeć, wspierane przez silne korzenie głowy rodu. To nie grzech być przeciętnym, a jednak jeśli posiada się ważne nazwisko, przeciętność jest jak choroba, jak obelga. Dla mnie właśnie tym jest ten tytułowy saturnizm - toksyną wlewaną do duszy potomków wielu silnych, wybitnych osobowości.

Po pierwsze, ta książka jest wydana w wysokiej jakości i zmyślnie skonstruowana, dzięki czemu niełatwą treść czyta się jak wartką gatunkową fabułę. Króciutkie rozdziały, kilka punktów widzenia, a wszystko przeplatane czarno-białymi odbitkami słynnej serii obrazów Goi. Można uznać "Saturna" za historię alternatywną, trochę takie: a co by było gdyby..., choć Dehnel posiłkuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niespecjalnie związałam się z główną bohaterką, ale zachwyciło mnie i wciągnęło jej otoczenie - różowy dom, Siostry z Kalendarza, córki Marii, wszystkie te pomysły były bardzo żywe i ciepłe, łatwo się rozmarzyć o zamieszkaniu w tak przytulnym miejscu. "Sekretne życie" to jeden z rzadkich przypadków, kiedy elementy wiary w tekście były dla mnie inspirujące i prawdziwe, zamiast obce i sztuczne. Ta książka pozwoliła mi też spojrzeć z innej perspektywy na katolicyzm - jaki ma wspaniały potencjał feministyczny dzięki postaci Maryi! Czekam aż w Polsce powstanie kult Naszej Pani w Łańcuchach;) Ważne było dla mnie, że pszczoły nie były tylko pustym metaforycznym wyłomem w powieści; czytelnik zafascynowany tymi niezwykłymi stworzeniami mógł się nimi nacieszyć w samej fabule. Sporo mamy opisów pracy pszczelarza, autorka przytacza też kilka wierzeń, starych obyczajów i mitów związanych nie tylko z tym zawodem, ale też samymi pszczołami. Przyjemna lektura, idealna na lato, lepkie od potu i miodu;)

Niespecjalnie związałam się z główną bohaterką, ale zachwyciło mnie i wciągnęło jej otoczenie - różowy dom, Siostry z Kalendarza, córki Marii, wszystkie te pomysły były bardzo żywe i ciepłe, łatwo się rozmarzyć o zamieszkaniu w tak przytulnym miejscu. "Sekretne życie" to jeden z rzadkich przypadków, kiedy elementy wiary w tekście były dla mnie inspirujące i prawdziwe,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznam szczerze, że dla mnie ta książka jest bardzo osobista, ponieważ moja prababcia, po której zresztą kobiety w naszej rodzinie noszą tradycyjnie drugie imię, była służącą. Była jednym z tych dzieci, które zostały kompletnie porzucone, zapomniane przez państwo. Jako półsierota w wieku 8 lat trafiła na służbę, była analfabetką, nikt nie zadbał o chociaż podstawową edukację dla niej. Bardzo niechętnie opowiadała o tym przedwojennym okresie swojego życia, jedyne, co można było się od niej dowiedzieć, to tyle, że na służbie u Polaków była traktowana gorzej niż bydło - przymierała głodem, marzła zimą, była bita i poniewierana. Uciekła na służbę do Niemców i tam wreszcie zaznała trochę oddechu - własny pokój, syte posiłki, ciepłe ubranie, ale za to w czasach okupacji ksiądz odmówił pomocy jej i jej dzieciom, bo przecież niegdyś była wierną służącą u Szwabów. Ponoć to był ostatni raz kiedy postawiła nogę w kościele - nasza rodzina faktycznie od pokoleń nie jest religijna. To by było na tyle ze wspomnień mojej przodkini, dlatego tak cenna jest dla mnie praca Autorki tej książki. Wykonała ogromny wysiłek, aby przybliżyć współczesnemu czytelnikowi jak wyglądały realia pracy służącej na początku XX w. Czyta się opracowanie tych bogatych archiwaliów z trwogą i niedowierzaniem. Skąd w nas bierze się ta pogarda do słabszego? Dlaczego tak łatwo przychodzi nam wykorzystywać cudzą bezsilność? Jednocześnie jest to lektura bardzo wciągająca, sprawiająca dużą przyjemność czytania - Autorka doskonale rozumie, że przybliżanie odległej historii musi być jak dobra gawęda - pełna wyrazistych bohaterek, poruszających sytuacji i ciekawych anegdotek. Bardzo wartościowa pozycja, która nie tylko wypełnia lukę w przedwojennej historii Polski, ale również, tak po prostu, pozwala na chwilę relaksu ze świetnym kawałkiem prozy. Pozycja obowiązkowa dla każdej osoby, której rodzina w jakiś sposób przynależała do tamtego świata - czy to w roli państwa domu czy służby właśnie. Trzeba znać swoje korzenie.

Przyznam szczerze, że dla mnie ta książka jest bardzo osobista, ponieważ moja prababcia, po której zresztą kobiety w naszej rodzinie noszą tradycyjnie drugie imię, była służącą. Była jednym z tych dzieci, które zostały kompletnie porzucone, zapomniane przez państwo. Jako półsierota w wieku 8 lat trafiła na służbę, była analfabetką, nikt nie zadbał o chociaż podstawową...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przyznam szczerze, czytałam tę książkę z takim samym zaangażowaniem jak autor ją pisał - przelatywałam strony szukając czegoś ciekawego pośród bardzo nudnych, nic nie wnoszących dialogów między nijakimi bohaterami. Chyba to ma być zresztą książka o pustce życia polskich yuppies początku XXI w. Wierzę, że autor zna, a może nawet kocha film American Psycho, kto wie może nawet czytał pierwowzór, wskazywałaby na to próba dokładnego opisywania markowych rzeczy; kto się w czym nosi, czym jeździ, etc, ale wyszło to, jak wszystko w tej książce - miałko i żenująco. Nie jestem pewna też czy autorowi udało się uchwycić rok 2011, w którym toczy się akcja książki. Opisane realia bardziej pasowały mi na 2006-2007 rok. To wtedy faktycznie czytało się Cosmo i wszyscy żyli Naszą klasą. 5 lat później nikt już o tym nie pamiętał, a autor twierdzi, że wręcz przeciwnie, że to atrybuty 2011 r. Chyba autor miał nieaktualne dane. Jest kilka lepszych akapitów książki, które można uznać za dość błyskotliwe i z ich powodu podwyższam ocenę. Niemniej to przede wszystkim materiał na makulaturę.

Przyznam szczerze, czytałam tę książkę z takim samym zaangażowaniem jak autor ją pisał - przelatywałam strony szukając czegoś ciekawego pośród bardzo nudnych, nic nie wnoszących dialogów między nijakimi bohaterami. Chyba to ma być zresztą książka o pustce życia polskich yuppies początku XXI w. Wierzę, że autor zna, a może nawet kocha film American Psycho, kto wie może nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo chciałam, żeby ta lektura była udana, dlatego nie zważałam na dość niepochlebne recenzje. Niestety, muszę przyznać rację wszystkim narzekającym - Dom ptaków, to duży zawód. Gdybym była redaktorem tej powieści, to najzwyczajniej kazałabym autorce popracować jeszcze nad tekstem. Moim zdaniem to nie jest styl oszczędny, tylko ubogi. Autorka opowiada o czasach nam odległych, a nie wysila się na opisy obszerniejsze niż trzy króciusieńkie zdania. Trudno poukładać sobie bohaterów w czasie i przestrzeni. Trudno nawet zobaczyć oczami wyobraźni samych bohaterów. Najsilniejszą stroną powieści są rozdziały pisane, kiedy Len Howard już założyła dom ptaków. Nagle na stronach tej książki pojawia się życie, żywe obrazy, sympatyczni ptasi bohaterowie. Bardzo chciałabym przeczytać jakąś interesującą powieść inspirowaną życiem tej arcyciekawej badaczki, niestety Dom ptaków nie był tym na co liczyłam.

Bardzo chciałam, żeby ta lektura była udana, dlatego nie zważałam na dość niepochlebne recenzje. Niestety, muszę przyznać rację wszystkim narzekającym - Dom ptaków, to duży zawód. Gdybym była redaktorem tej powieści, to najzwyczajniej kazałabym autorce popracować jeszcze nad tekstem. Moim zdaniem to nie jest styl oszczędny, tylko ubogi. Autorka opowiada o czasach nam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Domyślam się, że to nie jest książka dla każdego i na każdą porę, ALE jeśli ktoś z was jest w takim stanie emocjonalnym, że marzy o wyłączeniu się z życia na rok, a najlepiej po prostu przespaniu go, to ta książka może być niemal terapeutyczna. Bohaterka książki w naszym imieniu poddaje się tej miękkiej autodestrukcji, spokojnie, ona może sobie na to pozwolić - ma zdrowie, urodę, pieniądze i żadnych zobowiązań. Książkę czyta się szybko, pomimo powtarzalności zdarzeń jest wciągająca. Czytając ją miałam poczucie, że sama wpadłam w trans, częściowo sama śnię na jawie. Bardzo ciekawa i prawdziwa była ta podróż w głąb bohaterki. Cieszę się, że autorka postanowiła zakończyć całość pozytywną nutą, dodając czytelnikom otuchy.

Domyślam się, że to nie jest książka dla każdego i na każdą porę, ALE jeśli ktoś z was jest w takim stanie emocjonalnym, że marzy o wyłączeniu się z życia na rok, a najlepiej po prostu przespaniu go, to ta książka może być niemal terapeutyczna. Bohaterka książki w naszym imieniu poddaje się tej miękkiej autodestrukcji, spokojnie, ona może sobie na to pozwolić - ma zdrowie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgnęłam po "Pałac" zachęcona pozytywnymi opiniami, liczyłam na wciągającą, angażującą lekturę. Akcja rozwija się powoli, ale ja lubię wejść w klimat powieści i niewątpliwie autorka potrafi wykreować atmosferę sennego, upalnego lata nad wodą. Niestety im bardziej zagłębiamy się w historię, tym wyraźniej rzuca się w oczy słabość tej książki. Autorka myli patologię z głębią postaci. Mamy w tej opowieści absurdalną ilość przemocy seksualnej w rodzinie. W pewnym momencie robi się to aż śmieszne. Nie jest to mocne i poruszające, a tanie i kliszowe, najwyraźniej autorka nie zna subtelniejszych środków wyrazu, żeby opisać trudy życia kobiety. Tekst w ogóle jest dość powtarzalny, np. aż dwa razy bohaterka nie zdąża na godziny odwiedzin swoich bliskich tuż przed ich rychłą śmiercią. Poza tym pragnę zauważyć, że jak wiele innych męskich postaci w tej powieści, również Jonas, wielka miłość Elle, zachowuje się dość psychopatycznie. Jedyna różnica jest taka, że akurat jego bohaterka kocha, więc jego niepokojące zachowanie (obsesja na punkcie jednej kobiety przez 40 lat) jest potraktowane jako romantyczne. Duży zawód, liczyłam na literaturę inteligentniejszą i bardziej samoświadomą.

Sięgnęłam po "Pałac" zachęcona pozytywnymi opiniami, liczyłam na wciągającą, angażującą lekturę. Akcja rozwija się powoli, ale ja lubię wejść w klimat powieści i niewątpliwie autorka potrafi wykreować atmosferę sennego, upalnego lata nad wodą. Niestety im bardziej zagłębiamy się w historię, tym wyraźniej rzuca się w oczy słabość tej książki. Autorka myli patologię z głębią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po skończonej, całkiem udanej i wciągającej pierwszej części trylogii, od razu zabrałam się za słuchanie kontynuacji. Niestety tym razem nawet genialny głos Krzysztofa Gosztyły, który czyta tę powieść, nie podratował materiału. Akcja wlecze się jak flaki z olejem, postaci są tak potwornie nieciekawe i byle jakie(pomimo, że wraca kilka bohaterów z wcześniejszej części, których tam jak najbardziej lubiłam), że nie miałam żadnej motywacji, aby odpalać kolejne rozdziały. Z wcześniejszego mrocznego, buzującego podskórnie tajemnicą metra, nagle stało się ono miejscem pełnym udziwnionych potworów, które trzeba w kolejnych rozdziałach wystrzeliwać. Dosłownie jakby Głuchowski bardziej pisał powieść dla fanów gry, niż dla fanów pierwszej części powieści. Jakość tej książki zresztą to potwierdza - bardziej przypomina lekturę bazującą na fabule gry komputerowej, niż kontynuację kultowej powieści. Co więcej, mój główny zarzut, co do pierwszego tomu, tutaj pozostał bez zmian - Głuchowski nie potrafi pisać postaci kobiecych. Ale tym razem, to go nie powstrzymało, aby uczynić kobietą główną postać... o zgrozo, pisarz ma nam do przekazania kilka swoich przemyśleń a propo "natury kobiecej"... Brrr. Już naprawdę było lepiej, jak po prostu olewał kobiety w swoim uniwersum. Teraz to wiem.
Po tej części mówię pas, za bardzo mnie wymęczyła i zdenerwowała, aby wracać do Metra i prozy pana Głuchowskiego.
Wszystkim gorąco polecam Metro 2033, reszta, to najwyraźniej popłuczyny po wielkim sukcesie debiutu. Szkoda.

Po skończonej, całkiem udanej i wciągającej pierwszej części trylogii, od razu zabrałam się za słuchanie kontynuacji. Niestety tym razem nawet genialny głos Krzysztofa Gosztyły, który czyta tę powieść, nie podratował materiału. Akcja wlecze się jak flaki z olejem, postaci są tak potwornie nieciekawe i byle jakie(pomimo, że wraca kilka bohaterów z wcześniejszej części,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ponoć Głuchowski napisał tę powieść w wieku 18 lat. Robi to wrażenie, ponieważ ta książka ma wiele dojrzałych i ciekawych przemyśleń na temat ludzkości. Z drugiej strony - czuć tu rękę nieopierzonego, choć bardzo zdolnego pisarza. Np. nastoletni Głuchowski ni w ząb nie potrafi pisać postaci kobiecych. Bazuje na jakiś odległych stereotypach, którym bliżej do pań z reklamy proszku do pieczenia czy leku na kaszel, niż do pełnokrwistych postaci. Jest to świat w 99% zdominowany przez mężczyzn, ale trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę, że w tym postnowoczesnym, postapokaliptycznym świecie nie tyle liczy się siła i agresja, co charyzma, spryt i odporność psychiczna.
Książka w którymś momencie zaczyna grzęznąć w schemacie, który nudzi i męczy. Ponadto realia świata w krytycznych dla bohatera momentach zostają drastycznie zachwiane, aby ten mógł wykaraskać się bez szwanku. Całe szczęście jest do tego dorobiona chociaż filozofia, ale nadal - tych szczęśliwych zbiegów okoliczności jest tak dużo, że brew zaczyna się coraz bardziej podnosić. Widać w tym wszystkim rękę pisarza naiwnego, niewprawnego. Ale mimo wszystko, jest to lektura godna polecenia. Fantastycznie wykreowany klimat, z przemyślnym przesłaniem i fascynującym, drobiazgowo wykreowanym światem. Jednym słowem - przeżyłam z tą powieścią kawał solidnej przygody. Pomógł w tym wybitny głos Krzysztofa Gosztyły, który jak zawsze czyta powieść bezbłędnie. Wszystkim polecam właśnie taką, audiobookową formę zapoznania się z tą lekturą. Warto pobłądzić po moskiewskim metrze z panem Gosztyłą.

Ponoć Głuchowski napisał tę powieść w wieku 18 lat. Robi to wrażenie, ponieważ ta książka ma wiele dojrzałych i ciekawych przemyśleń na temat ludzkości. Z drugiej strony - czuć tu rękę nieopierzonego, choć bardzo zdolnego pisarza. Np. nastoletni Głuchowski ni w ząb nie potrafi pisać postaci kobiecych. Bazuje na jakiś odległych stereotypach, którym bliżej do pań z reklamy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Strasznie słabe wydanie. Brak kropek, podwójne spacje, jedna kartka jest napisana ni stąd ni zowąd inną i większą czcionką (nie jest to niczym umotywowane, ma to miejsce w samym środku dłuższego wywodu - ot, kolejne niedopatrzenie). Zdarzyła się nawet cyfra zero zamiast drukowanego "o" w słowie PLUTON. Błędów jest zapewne nieskończenie więcej, ale te rzuciły mi się w oczy już na etapie przeglądania książki. Wydaje mi się, że lepszej jakości czytadło dostałabym w gratisie do "Pani domu".
Jest to książka tylko i wyłącznie dla osób, które zaczynają swoją przygodę z astrologią i chcą zapoznać się z podstawową terminologią. Błagam, nie zgłębiajcie się w te kuriozalne próby odczytania poszczególnych aspektów, planety w domach, itd. Te odczytania mają tyle wspólnego z astrologią, co horoskop w gazecie przestrzegający osoby ze słońcem w Rybach przed wzdęciami w poniedziałek.
Gdzieś tam jest przedstawiony zarys idei i potencjału poszczególnych układów planet, ale autorka sprowadza wszystko do tak bolesnego konkretu, że nie da się jej słów brać na poważnie. Kolejny autor, który z tak szlachetnej dziedziny, jaką jest astrologia, robi jakieś bełkotliwe pustosłowie. Książka ma wartość makulatury. Nie polecam.

Strasznie słabe wydanie. Brak kropek, podwójne spacje, jedna kartka jest napisana ni stąd ni zowąd inną i większą czcionką (nie jest to niczym umotywowane, ma to miejsce w samym środku dłuższego wywodu - ot, kolejne niedopatrzenie). Zdarzyła się nawet cyfra zero zamiast drukowanego "o" w słowie PLUTON. Błędów jest zapewne nieskończenie więcej, ale te rzuciły mi się w oczy...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dokładam cegiełkę do zachwytu nad tą książką. Przede wszystkim - z literackiego punktu widzenia. Lektura jest tak sugestywna, a język tak precyzyjny i oszałamiająco piękny, że pomimo bardzo ciężkiej tematyki, ma się ochotę wracać do tej książki nieskończoną ilość razy ze względu na jej piękno. Przez ten fakt, przychodzi mi na myśl porównanie do "Lolity" Nabokova. Ten sam zabieg - arcydzieło literackie, które poraża swoim pięknem językowym, a jednocześnie porusza przytłaczająco ciężką tematykę, ponurą i odpychającą.
Atwood demonstruje swoją dojrzałość twórczą dzięki zakończeniu. Dodając ostatni zaskakujący rozdział, który narzuca nam typową męską makronarrację historyczną. Mikrohistoria, którą doświadczamy na przestrzeni całej powieści znów zostaje zepchnięta na margines, znów najważniejszy okazuje się system, polityka, ważne jednostki rządzące, tzw. bigger picture. Historia trzecioplanowej jednostki zostaje usunięta w cień, jest puzzlem, trochę miałkim, podającym zbyt mało faktów, dat, nazwisk, ku niezadowoleniu historyków, ale nadal - może coś da się z niego wycisnąć. I nagle okazuje się, że historycy i wszelakie reżimy mają ze sobą niepokojąco dużo wspólnego: i jedni i drudzy są skupieni tylko na tym objęciu całości faktograficznej, uchwyceniu większego obrazka. Historycy, tak jak Komendant, nie biorą pod uwagę do swojego równania takich czynników jak uczucia, codzienność, miłość. Dlatego zapewne w nieskończoność będą powstawać kolejne reżimy i przez te wyżej wymienione marginalizowane czynniki, będą w nieskończoność upadać.

Dokładam cegiełkę do zachwytu nad tą książką. Przede wszystkim - z literackiego punktu widzenia. Lektura jest tak sugestywna, a język tak precyzyjny i oszałamiająco piękny, że pomimo bardzo ciężkiej tematyki, ma się ochotę wracać do tej książki nieskończoną ilość razy ze względu na jej piękno. Przez ten fakt, przychodzi mi na myśl porównanie do "Lolity" Nabokova. Ten...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Taka niezobowiązująca lektura na popołudnie. O ile autor całkiem zgrabnie opisuje zachowania zwierząt, tak w opisywaniu ludzkich zachowań jest po prostu boleśnie słaby. Np. o obiekcie westchnień bohatera - Kerri, dowiadujemy się w sumie tyle, że często nosi obcisłe dżinsy, ma ładny uśmiech i falę brązowych loków. A główny bohater, Josh w komunikacji międzyludzkiej (zwłaszcza jeśli chodzi o płeć przeciwną) jest na etapie dzieciaka z podstawówki. Potencjalny romans obojga bohaterów jest tak nieporadnie rozrysowany, że ostatecznie wygląda na relacje socjopaty z psychopatą.
Opowieść posiada również błędy logiczne. Dziury fabularne, które autor z premedytacją przemilcza, licząc, że czytelnik ich nie zauważy/ zapomni w całym wzruszającym ferworze pożegnań i powrotów.
Jednak nie da się ukryć, że książka ma ważny walor edukacyjny - co nieco można dowiedzieć się o prawidłowym socjalizowaniu szczeniaków. Jako posiadaczka bojaźliwego psiaka ze schroniska, mogę ze smutkiem stwierdzić, że mojemu podopiecznemu pierwotny właściciel odmówił jakiejkolwiek szansy na zapoznanie się z otoczeniem w pierwszych miesiącach życia. Jeżeli ktoś planuje poszerzyć rodzinę o szczenię lub już się zmaga z tym nowym wyzwaniem, a nie ma za wielkiego pojęcia o psach, to ta książka może być całkiem przyjemną i przydatną lekturą.
Acha, w Psiego Najlepszego jest też dość chamski product placement, choć z drugiej strony - uczula na to, jak ważna jest karma dla psa z dobrym składem. Ale nadal - reklama dość nachalna.

Taka niezobowiązująca lektura na popołudnie. O ile autor całkiem zgrabnie opisuje zachowania zwierząt, tak w opisywaniu ludzkich zachowań jest po prostu boleśnie słaby. Np. o obiekcie westchnień bohatera - Kerri, dowiadujemy się w sumie tyle, że często nosi obcisłe dżinsy, ma ładny uśmiech i falę brązowych loków. A główny bohater, Josh w komunikacji międzyludzkiej...

więcej Pokaż mimo to