-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
Bardzo ciekawe wiersze Michała Sławskiego, poznańskiego poety, outsidera i filozofa. Polecam.
Bardzo ciekawe wiersze Michała Sławskiego, poznańskiego poety, outsidera i filozofa. Polecam.
Pokaż mimo to
Edyta Kulczak – Jesteśmy znawcami wszystkiego – zadowoleni i syci – o książce Igora Frendera Idziemy, jest stromo.
Czy stromo może być zarówno w górę, jak i w dół? Zanim zagłębiłam się w lekturę wierszy Igora Frendera, autora powieści kryminalnych, zatrzymała mnie na dłużej okładka, a dokładniej – zamieszczona na niej sugestywna graficzna scena. Przyznam, lubię pomysły plastyczne Marii Kuczary współpracującej często z wydawnictwem FONT. Przyjemnie zaczyna się książkę od okładki, która zatrzymuje i przekazuje treści (jak kurtyna w operze lwowskiej projektu znakomitego polskiego malarza Henryka Siemiradzkiego wspaniale ugości estetycznie widza zanim do akcji wkroczą inne operowe muzy). Podczas zajęć literackich przy interpretacji sensu okładki grupa wielbicieli poezji podzieliła się na dwa obozy – dla jednych oczywistym było, że marionetkowa postać na okładce zmierza dość raźno z ciemności w jasność po schodach w górę, dla innych – stuprocentowo kieruje się w dół. Porozumienia nie udało się osiągnąć. Pozostało zdać się na pomoc zawartości literackiej książki. Choć, jak czytelnik zauważy, i wtedy problem jest nierozwiązywalny.
Cóż dalej w teatrze? Po podniesieniu kurtyny – prawdziwa scena z tańcem, rewią, widowiskiem, z boku widoczna garderoba z lustrami, maskami, manekinami, marionetkami gotowymi do występu i aktorami w przebraniu pięknym, zwyczajnym lub udekorowanych pawimi piórami. Swoisty karnawał życia na scenie ulic, pagórków, gór, domu… Szczególną uwagę zwraca jeden aktor – człowiek jeszcze młody, a już odkurzający strzępy przyblakłej, choć niedawnej przeszłości, w której poszukuje klucza do drzwi własnej tożsamości. Wiele w tym szamotania i niepewności, nadzwyczajnej zwyczajności wreszcie.
Edyta Kulczak
Edyta Kulczak - poetka, krytyk literacki, redaktor naczelny Wielkopolskiego Widnokręgu.
Link do recenzji
https://www.google.com/amp/s/pisarze.pl/2023/04/04/edyta-kulczak-jestesmy-znawcami-wszystkiego-zadowoleni-i-syci-o-ksiazce-igora-frendera-idziemy-jest-stromo/amp/
Edyta Kulczak – Jesteśmy znawcami wszystkiego – zadowoleni i syci – o książce Igora Frendera Idziemy, jest stromo.
Czy stromo może być zarówno w górę, jak i w dół? Zanim zagłębiłam się w lekturę wierszy Igora Frendera, autora powieści kryminalnych, zatrzymała mnie na dłużej okładka, a dokładniej – zamieszczona na niej sugestywna graficzna scena. Przyznam, lubię...
Dziewiate ramię ośmiornicy. Morderstwo w sylwestra. Wykwintny kryminał w starym stylu z 1958 roku. Ciekawa i tajemnicza intryga. Niesamowity klimat Warszawy z tamtych lat. Krzysztof Toeplitz napisał bodajże tylko jedną powieść kryminalną, ale uczynił to z wielkim smakiem nawiązując do najlepszych detektywistycznych. powieści.
Polecam też słuchowisko pod tym samym tytułem
Dziewiate ramię ośmiornicy. Morderstwo w sylwestra. Wykwintny kryminał w starym stylu z 1958 roku. Ciekawa i tajemnicza intryga. Niesamowity klimat Warszawy z tamtych lat. Krzysztof Toeplitz napisał bodajże tylko jedną powieść kryminalną, ale uczynił to z wielkim smakiem nawiązując do najlepszych detektywistycznych. powieści.
Polecam też słuchowisko pod tym samym tytułem
Bardzo mnie ucieszyła ta pozycja. Wreszcie ktoś w sposób kompetentny i z wielkim zaangażowaniem zajął się tego rodzaju sztuką. Brawo. Urzeczony książką planuję wybrać się do Łodzi i właśnie z takiej pespektywy odkrywać to fascynujące miasto.
Bardzo mnie ucieszyła ta pozycja. Wreszcie ktoś w sposób kompetentny i z wielkim zaangażowaniem zajął się tego rodzaju sztuką. Brawo. Urzeczony książką planuję wybrać się do Łodzi i właśnie z takiej pespektywy odkrywać to fascynujące miasto.
Pokaż mimo to
Z fantastyką lat 80 jest taki problem, że
zdaje się troszeczkę przestarzała.
Bohaterowie podbijają kosmos, zdobywają nowe planety, a wciąż piszą na kartkach papieru, to prawda. Rozmawiają przez wideo telefony, krótkofalówki, a nie mają komórek, notebooków, to też prawda. I jeżeli tak podchodzimy do tych powieści to faktycznie są archaicznie, pokryte rdzą, czasami straszą. Dlatego należy na te powieści spojrzeć inaczej, dostrzegać w nich świat alternatywny i wtedy uwidoczni sie cały kunszt tych powieści, gdyż bez wątpienia niektore z nich są napisane z wielką swadą, bogactwem słów, znajomością psychologi.
Bohaterowie są z krwi i kości.
I za to te książki są tak cenne. Po prostu fantastyczna literatura..
W literaturze polskiej są nazwiska zapomniane, niektóre słusznie, niektóre nie, ale żeby Pan Szawaszkiewicz był tak mało znany, czytany, to już zakrawa na skandal. Nawet w artykułach o polskiej fantastyce pisanych przez mainstreamowych dzienikarzy wymienia się oczywiście zasłużenie Lema i Zajdla, ale gdzie podziali się Szawaszkiewicz, Żwikiewicz? Czy panu dzienikarzowi nie chciało się zajrzeć głębiej w polską fantastykę. No niestety takich pobieżnych artykułów w niecie jest mnóstwo.
Dlaczego w ogóle o tym napisalem?. A dlatego ponieważ ostatnio wpadła mi w ręce książka Szawszkiewicza pt. "Stan żagrożenia" i okazala sie po prostu świetna, pełna ciekawych dialogów, zaskakujących zdarzeń i nietuzinkowgo poczucia humoru. Brawo! To się naprawdę dobrze czyta. Szawaszkiewicz bez wątpienia był pisarzem, erudytą, który w dodatku potrafił interesujaco opowiadać. W książce przedstawia bardzo szczegółowy obraz zagłady po wybuchu bomby termojądrowej ze swoimi przebłyskami awangardowego poczucia humoru. Czytajac jego książkę płynie się z prądem. Polecam. Czyta się.
Z fantastyką lat 80 jest taki problem, że
zdaje się troszeczkę przestarzała.
Bohaterowie podbijają kosmos, zdobywają nowe planety, a wciąż piszą na kartkach papieru, to prawda. Rozmawiają przez wideo telefony, krótkofalówki, a nie mają komórek, notebooków, to też prawda. I jeżeli tak podchodzimy do tych powieści to faktycznie są archaicznie, pokryte rdzą, czasami...
Przeczytane i to z wielką przyjemnością. Pełna osobliwego humoru, przesycona wyśmienitą narracją oraz przewrotnością opowieść. Troche tu gorzkiej groteski ale też celnych spostrzerzeń dotyczących społeczności nabitej w butelkę. Zakończenie książki mistrzowskie. Czyta się z otwartą gęba bo każdy z nas ma przypisaną gębę, no dzisiaj może już bardziej maskę.
Tak. To jest po prostu dobra literatura i trochę mnie dziwi, że nie ma tu więcej wpisów. Czytamy, czytamy.
Przeczytane i to z wielką przyjemnością. Pełna osobliwego humoru, przesycona wyśmienitą narracją oraz przewrotnością opowieść. Troche tu gorzkiej groteski ale też celnych spostrzerzeń dotyczących społeczności nabitej w butelkę. Zakończenie książki mistrzowskie. Czyta się z otwartą gęba bo każdy z nas ma przypisaną gębę, no dzisiaj może już bardziej maskę.
Tak. To jest...
Hania Mirska (narzeczona Romana) i Roman Ilecki (w pierwszej książce student a w drigiej już młody lekarz) to świetna para detektywów amatorów dwóch powieści kryminalnych Stefana Lamera: Człowiek w Samochodzie, oraz Zbrodnia przychodzi przed północą. Książki zostałty wydane rok po roku w 1959 i 1960r. W pierwszej obie postacie przy pomocy przemiłego sierżanta milicji Henryka Rożniaka. poszukują mordercy, który upozorował wypadkek samochodowy. W drugiej natomiast para detektywów rozwiązuje sprawę morderstwa.
Świetne pełne dowcipu, znakomitych dialogów i całkiem niezłych ntryg kryminalnych powieści. Obie bez wątpienia napisane bardzo dobrym językiem wszak autor był filologiem polskim. Na tle kryminałów wydawanych w labiryncie, gdzie rządziła Kłodzińska, Litwin, Korkozowicz są pewnym ewenementem ze względu na literacki język, zgrabne, barwne opisy scen z życia bohaterów a także zwyczajow ludzi z miast pod koniec lat 50. Obie powieści naprawdę żyją swoim światem. Można to poczuć. Po prostu to się przeżywa. Ten kawałek historii powraca. Bije z tych książek podobne ciepło jakie odczuwałem czytając Pana Samochodzika.
Trudno zrozumieć dlaczego obie poztcje zdają się zapomniane, nieobecne, co zresztą widać po tutejszych wpisach. Wypadałoby to zmienić, więc proszę czytać i jeszcze raz czytać. Polecam. To na pewno 1 liga kryminałów prosto z PRLu o niebo lepszych niż te pisane współcześnie.
Stefan Lemar (Marian Bielecki) jest też autorem Bakteri 0,78, która jest pierwszą powojenną powieścią fantastyczno - sensacyjną,. Ale to już inna historia.
Hania Mirska (narzeczona Romana) i Roman Ilecki (w pierwszej książce student a w drigiej już młody lekarz) to świetna para detektywów amatorów dwóch powieści kryminalnych Stefana Lamera: Człowiek w Samochodzie, oraz Zbrodnia przychodzi przed północą. Książki zostałty wydane rok po roku w 1959 i 1960r. W pierwszej obie postacie przy pomocy przemiłego sierżanta milicji...
więcej mniej Pokaż mimo to
Hania Mirska (narzeczona Romana) i Roman Ilecki (w pierwszej książce student a w drigiej już młody lekarz) to świetna para detektywów amatorów dwóch powieści kryminalnych Stefana Lamera: Człowiek w Samochodzie, oraz Zbrodnia przychodzi przed północą. Książki zostałty wydane rok po roku w 1959 i 1960r. W pierwszej obie postacie przy pomocy przemiłego sierżanta milicji Henryka Rożniaka. poszukują mordercy, który upozorował wypadkek samochodowy. W drugiej natomiast para detektywów rozwiązuje sprawę morderstwa.
Świetne pełne dowcipu, znakomitych dialogów i całkiem niezłych ntryg kryminalnych powieści. Obie bez wątpienia napisane bardzo dobrym językiem wszak autor był filologiem polskim. Na tle kryminałów wydawanych w labiryncie, gdzie rządziła Kłodzińska, Litwin, Korkozowicz są pewnym ewenementem ze względu na literacki język, zgrabne, barwne opisy scen z życia bohaterów a także zwyczajow ludzi z miast pod koniec lat 50. Obie powieści naprawdę żyją swoim światem. Można to poczuć. Po prostu to się przeżywa. Ten kawałek historii powraca. Bije z tych książek podobne ciepło jakie odczuwałem czytając Pana Samochodzika.
Trudno zrozumieć dlaczego obie pozycje zdają się zapomniane, nieobecne, co zresztą widać po tutejszych wpisach. Wypadałoby to zmienić, więc proszę czytać i jeszcze raz czytać. Polecam. To na pewno 1 liga kryminałów prosto z PRLu o niebo lepszych niż te pisane współcześnie.
Stefan Lemar (Marian Bielecki) jest też autorem Bakteri 0,78, która jest pierwszą powojenną powieścią fantastyczno - sensacyjną,. Ale to już inna historia.
Hania Mirska (narzeczona Romana) i Roman Ilecki (w pierwszej książce student a w drigiej już młody lekarz) to świetna para detektywów amatorów dwóch powieści kryminalnych Stefana Lamera: Człowiek w Samochodzie, oraz Zbrodnia przychodzi przed północą. Książki zostałty wydane rok po roku w 1959 i 1960r. W pierwszej obie postacie przy pomocy przemiłego sierżanta milicji...
więcej mniej Pokaż mimo toTo że Jerzy Janicki był mistrzem tworzenia dialogów chyba każdy wie, chciażby z serialu Dom. W tej mini powieści oczywiście mial mniejsze możliwości ale i tak napisał bardzo sympatyczną historię kryminalną z ciekawym tłem obyczajowym i co zaskakujące biorąc pod uwagę objętość książeczki z wyrazistymi postaciami. Intryga kryminalna też niczego sobie, zaskakująca. Polecam bez wahania. Te opowiadania z serii Ewa wzywa 07 naprawdę posiadają swój niepowtarzalny urok.
To że Jerzy Janicki był mistrzem tworzenia dialogów chyba każdy wie, chciażby z serialu Dom. W tej mini powieści oczywiście mial mniejsze możliwości ale i tak napisał bardzo sympatyczną historię kryminalną z ciekawym tłem obyczajowym i co zaskakujące biorąc pod uwagę objętość książeczki z wyrazistymi postaciami. Intryga kryminalna też niczego sobie, zaskakująca....
więcej mniej Pokaż mimo toDobra tabletka nasenna. Bardzo przeciętny milicyjniak.
Dobra tabletka nasenna. Bardzo przeciętny milicyjniak.
Pokaż mimo to
Śmierć Czarnoksiężnika to kolejne opowiadanie z serii Ewa wzywa 07, które mnie urzekło. Chciałoby się rzec, że jest krótke i treściwie ale w tym przypadku zbyt krótkie. Wielka szkoda, że autorzy nie pokusili się by napisać książkę. To jest naprawdę dobre opowiadanie, którego akcja dzieje się w cyrku, gdzie podczas przedstawienia ginie znany predistigitator. Mamy tu wyraziste postacie poprawny język, trochę wiedzy o cyrku i rzecz jasna dobrego milicjanta oraz ciekawą intrygę, która spina klamrą całość. Świetne.
Warto też odnotować pewną ciekawostkę, że dwóch opowiadaniach autorki występują milicjanci o bardzo podobnych nazwiskach czyli w Tajemiczej katarynce kapitan Korta, a w Śmierci Czarnoksiężnika kapitan Korda. Postać Kordy pojawią się także w Zatrutym bluszczu.
Śmierć Czarnoksiężnika to kolejne opowiadanie z serii Ewa wzywa 07, które mnie urzekło. Chciałoby się rzec, że jest krótke i treściwie ale w tym przypadku zbyt krótkie. Wielka szkoda, że autorzy nie pokusili się by napisać książkę. To jest naprawdę dobre opowiadanie, którego akcja dzieje się w cyrku, gdzie podczas przedstawienia ginie znany predistigitator. Mamy tu...
więcej mniej Pokaż mimo to
Opowiadanie Kazimierza Sławińskiego pt Zbrodnia rodzi zbrodnie ma w sobie wszystko co obejmuje kryminał milicyjny. Trochę propagandy, smaczki życia w PRLu, dobrą intrygę kryminalną że śladem wiodącym w przeszłość, super milicjantów i kulturę języka polskiego. Ktoś napisał, że kryminały z serii Ewa wzywa 07 nie notują najwyższego poziomu, tylko ciekawe do czego się odwoływał, bo nie które współczesne kryminały posiadaja niemal rynsztokowy język a intrygę na poziomie, że szkoda gadać...
Opowiadańie Sławińskiego polecam i żałuję, że nie powstała z tego powieść.
Czyta się.
Opowiadanie Kazimierza Sławińskiego pt Zbrodnia rodzi zbrodnie ma w sobie wszystko co obejmuje kryminał milicyjny. Trochę propagandy, smaczki życia w PRLu, dobrą intrygę kryminalną że śladem wiodącym w przeszłość, super milicjantów i kulturę języka polskiego. Ktoś napisał, że kryminały z serii Ewa wzywa 07 nie notują najwyższego poziomu, tylko ciekawe do czego się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Link do recenzji Irminy Kosmali
https://kuznia.art.pl/recenzje/2821-jak-obalic-czlowieka-dramat-w-trzech-aktach-igor-frender.html
Jak obalić człowieka. Dramat w trzech aktach - Igor Frender
'
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
Powiastka o człowieku i egzystencjalnych na niego zasiekach
Niemiecki filozof o polskich korzeniach postawił kiedyś przed nami pytanie: „Jak człowiek może znać siebie?”. Nie czekając na, być może, satysfakcjonującą go odpowiedź, którą otrzymałby od nas dziś, czyli po stu dwudziestu trzech latach (!), wyjaśniając, dodał: „Jest to rzecz ciemna i tajemnicą osłonięta”. Nieco później swoje rozważania dotyczące istoty ludzkiej uzupełnił o wniosek: człowiek jest „zwierzęciem jeszcze nie ustalonym. To znaczy nie jest określonym, jednoznacznym i definitywnym gatunkiem jak inne, nie jest postacią gotową, lecz czymś, co się dopiero staje”.
Dla Fryderyka Nietzschego, podobnie jak Igora Frendera, człowiek, jak powie Martin Buber jest „problemem brzegowym, problemem istoty, która z głębi przyrody dotarła na jej skraj, na niebezpieczny kraniec przyrodniczego bycia, gdzie bynajmniej nie zaczyna się, jak twierdził Kant, eter ducha, lecz otchłań nicości, od której kręci się w głowie”.
Oto mianowicie w najnowszym dziele poznańskiego pisarza i poety, rozpisanego w trzyaktowy dramat, w którym to zawiera się również jego potrójna odmiana - bowiem sytuuje się między dramatem groteskowym, poetyckim a epickim - mamy do czynienia z dość upiorną sytuacją (o czym expressis verbis informuje nas okładka stworzona na okoliczność wydania niniejszego tomu). Akcja dramatu zaczyna się jak w starym dobrym dowcipie. Przychodzi Kowalski do doktora, a doktor… każe liczyć mu palce, które przed adwersarzem wskazuje. Niestety, gdy po raz kolejny, jak w obłędnej mantrze, pada pytanie o to, ile palców widzi Kowalski, jako czytelnicy zaczynamy odczuwać lekki psychiczny dyskomfort. Jeszcze jedno wskazanie palców i kolejne, i już staje się dla nas oczywiste, że Igor Frender czyni ze zdezorientowanego i poirytowanego Kowalskiego słynnego Józefa K., a z przeprowadzanego z nim wywiadu tworzy śmiertelnie niebezpieczny Kafkowski eksperyment. Wszyscy dobrze wiemy, jak cienka jest nić, na której przędziemy własną opowieść o życiu. Zawieszoną między prawdą a zmyśleniem, wiarą o wygnaniem, wolą mocy a popadnięciem w obłęd ową nić zerwać może najmniejszy podmuch słów wymierzony w nieświadomego zagrożenia gościa, zwabionego do gabinetu przez lekarza, który za chwilę uczyni ze swego rozmówcy pacjenta.
Dlaczego doktor znęca się nad Kowalskim? Dlaczego postępuje nieprofesjonalnie, poi alkoholem, a potem znów rozkłada przed nim ręce niczym broń i każe strzelać? „To ile widzimy palców?". Pytania narastać będą z każdą kolejną zwabioną do gabinetu osobą dramatu.
Następną „ofiarą” nieco psychopatycznego doktora, Waldemara Cisa, jest ksiądz Albert. Wywiązuje się między dwiema postaciami wciągający dialog na temat deprawacji człowieka poprzez lekturę. Książki odsuwają nas od siebie, grzmieć będzie ksiądz. Nadmiar wiedzy jest szkodliwy dla zdrowia naszej duszy. „Niewiedza za to zniewala” – odpowie mu błyskotliwie doktor. „Ludzie nie pragną wolności, lecz zbawienia” – skonstatuje duchowny. I tak dalej – oponenci zbijać swe argumenty będą po kolei niczym pionki w najlepszej rozgrywce szachowej. Z tej arcyciekawej rozmowy dowiemy się, że spotkanie odbywa się w instytucie, którego zadaniem jest unowocześnić, ulepszyć człowieka. „Naszą istotą jest stworzenie istoty wyższej niż my sami jesteśmy. – Powie Nietzsche. – Tworzyć przekraczając siebie samych! To instynkt płodzenia, to instynkt czynu i dzieła. Tak jak wszelkie dążenie zakłada jakiś cel, to człowiek zakłada istotę, której nie ma, która jednak udziela celowości jego istnieniu”.
Kolejnymi gośćmi, których postanowi „ulepszyć” doktor Cis będą Nowicki i Edy. Ten pierwszy opowie lekarzowi o swym bliskim spotkaniu trzeciego stopnia z UFO, natomiast Eddy o rozmowie z przedmiotami. Wysoki stopień abstrakcji i odrealnienia przedstawionych sugestywnie postaci sprawi, że będziemy śmiać się z dialogów, w które zostaniemy wciągnięci.
Ciekawą postacią dramatu jest Rozalia – piękna i wiecznie zamyślona poetka. Początkowo wiemy o niej niewiele. Przeżyła groźny wypadek, po którym powoli składa się w całość. Domyślamy się, że przed tą katastrofą z pewnością łączyło ją z doktorem żywe uczucie (tak, „żywe” to dobre słowo). Świadczy o tym pierścionek na jej palcu, który dostrzega Cis. Kobieta pojawia się w gabinecie doktora po jego rozmowie z Kowalskim, Nowickim i Edddym i za każdym razem pada z jej ust pytanie, czy pacjent zorientował się, w czym uczestniczy. Zanim jeszcze usłyszymy przeczącą odpowiedź, wiemy, że żaden z gości nie miał szans zorientować się w swojej nie do pozazdroszczenia sytuacji. Zwabieni jak mucha w lepką sieć mężczyźni, zostaną wkrótce poddani najcięższej egzystencjalnej próbie – wyssania z ich krwi i limfy jakichkolwiek znamion egocentryzmu i wszelakich plugactw, których dopuścili się na dziewczynie.
Czy zatem obalić człowieka to odnowić go, przezwyciężyć - jak chciał Nietzsche - czy raczej zdeprecjonować i zniszczyć? Co nas upoważnia do zamachu na czyjąś moralność, mentalność i ducha? W którym miejscu kończy się ludzki byt, a zaczyna bestia? I ostatecznie - z jakich chtonicznych duchowych uroczysk nawiedza nas nocami stwora? Bo przecież nawiedza nas, prawda?
Link do recenzji Irminy Kosmali
więcej Pokaż mimo tohttps://kuznia.art.pl/recenzje/2821-jak-obalic-czlowieka-dramat-w-trzech-aktach-igor-frender.html
Jak obalić człowieka. Dramat w trzech aktach - Igor Frender
'
Autorka recenzji: Irmina Kosmala
Powiastka o człowieku i egzystencjalnych na niego zasiekach
Niemiecki filozof o polskich korzeniach postawił kiedyś przed nami pytanie: „Jak...