W przeciwieństwie do Billa Brysona ("Śniadanie z kangurami. Australijskie przygody"), który w swojej książce w ironiczny sposób opisał przede wszystkim obyczajowość i mentalność Australijczyków, Marek Tomalik skupił się głównie na przedstawieniu dzikiej Australii i jej mistycznego charakteru. Wykazał się dużą dozą wrażliwości, a także empatii wobec rdzennych mieszkańców "krainy Oz", próbując zrozumieć to, co widział, unikając porównań do naszego kręgu kulturowego (lecz bez popadania w kurtuazję). Uważam to za wielką zaletę omawianej pozycji. Autor pozwala wręcz przeniknąć nam do umysłów Aborygenów.
"Australia. Tam gdzie kwiaty rodzą się z ognia" to jednak nie książka poświęcona wyłącznie tubylcom, ale przede wszystkim faunie i florze Australii oraz ciekawych podróżach po nieprzystępnych dla 'białego człowieka' suchych ziemiach kraju. Dużą zaletą wydania jest wielość kolorowych fotografii, dzięki którym Czytelnik może lepiej zwizualizować omawiane treści.
Tomalik niewiele wspomina o kulturze Australijczyków. Omówieniu tego zagadnienia poświęcił tylko jeden rozdział i wielka szkoda, że tak mało. Choć rynek wydawniczy oferuje wiele pozycji o obyczajowości Aussich, to niestety tych zagranicznych, a punkt widzenia Amerykanina z pewnością będzie się różnił od polskiego.

Myślę, że lektura tej książki może przynieść sporo nowych informacji również osobom od dłuższego czasu interesującym się państwem na antypodach, ale przede wszystkim poleciłabym ją laikom.

W przeciwieństwie do Billa Brysona ("Śniadanie z kangurami. Australijskie przygody"), który w swojej książce w ironiczny sposób opisał przede wszystkim obyczajowość i mentalność Australijczyków, Marek Tomalik skupił się głównie na przedstawieniu dzikiej Australii i jej mistycznego charakteru. Wykazał się dużą dozą wrażliwości, a także empatii wobec rdzennych mieszkańców...