Książka wydaje się ciekawa... dopóki nie zacznie się jej czytać. Wiele jest tu zdań, które z założenia chyba miały tworzyć napięcie, a zamiast tego bardziej budzą zdziwienie nad ich składnią lub użytymi słowami. Na przykład: do dzisiaj nie wiem cóż miało znaczyć to słowo "afirmowany" podczas nadzwyczaj dziwacznej ceremonii w domu mordercy. Afirmowany czyli potwierdzony, uznany? Uznany jako członek ceremonii??? Trochę to tandetne i raczej bez sensu. Snując refleksje nad książką po jej przeczytaniu, to co mnie najbardziej razi to luźne potraktowanie miejsca i czasu akcji. Nie wiemy gdzie, w jakim kraju i kiedy dzieją się opisane wydarzenia. Z treści można wywnioskować, że dzieje się to może w renesansie... a może u schyłku baroku... gdzieś w zachodnich Niemczech... a może w północnych Włoszech... a może w Langwedocji... nic w tej książce nie wiadomo. Autor nie pokusił się nawet by nadać miastom jakieś nazwy - użył pojedynczych liter. Tak samo nawet nazwał księcia - Ksawery de B. Widać, że autor nie jest ani wyśmienity, ani nawet dobry. Taki przeciętny. Osadza akcję powieści w historii, ale w bardzo prymitywny sposób ucieka przed dostosowaniem się do dawnych realiów, nie wplata żadnych autentycznych wydarzeń historycznych. Zupełnie jakby akcja książki toczyła się w alternatywnym, wyimaginowanym świecie, a przecież tak nie jest bo w książce wspomniane są Niemcy, Włochy... Generalnie: lipa. Jednak jak ktoś chce to nawet może się skupić na fabule... Gdy czytałem tą książkę jakoś co kilka stron nachodziła mnie myśl by znaleźć sobie lepsze zajęcie, ale jak już zacząłem to doczołgałem się do końca.

Książka wydaje się ciekawa... dopóki nie zacznie się jej czytać. Wiele jest tu zdań, które z założenia chyba miały tworzyć napięcie, a zamiast tego bardziej budzą zdziwienie nad ich składnią lub użytymi słowami. Na przykład: do dzisiaj nie wiem cóż miało znaczyć to słowo "afirmowany" podczas nadzwyczaj dziwacznej ceremonii w domu mordercy. Afirmowany czyli potwierdzony,...