Mam na imię Marytė
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- Mano vardas – Marytė
- Wydawnictwo:
- KEW
- Data wydania:
- 2015-10-25
- Data 1. wyd. pol.:
- 2015-10-25
- Liczba stron:
- 189
- Czas czytania
- 3 godz. 9 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788378931577
- Tłumacz:
- Paulina Ciucka
- Tagi:
- Litwa druga wojna światowa dziecko głód II wojna światowa literatura litewska literatura współczesna Litwa Niemcy Prusy Wschodnie samotność sierota sierota strach walka o przetrwanie walka o życie
- Inne
Oparta na faktach powieść opowiada o jednej z białych plam powojennej historii – „wilczych dzieciach”. Po II wojnie światowej niemieckie sieroty tułały się po Litwie w poszukiwaniu dachu nad głową i chleba. Uciekająca z Prus Wschodnich mała Renata ukrywa się wśród lasów, ale także wśród ludzi – ukrywając swoje niemieckie pochodzenie. Otrzymuje przybranych rodziców i nowe, litewskie imię – Marytė, a historia jej rodziny ukazuje tragiczne losy wielu uchodźców z Prusów Wschodnich na Litwie. Powieść została oparta na prawdziwych historiach wilczych dzieci i ich krewnych.
Pierwsza powieść Alvydasa Šlepikasa Mam na imię Marysia została uznana za najlepszą litewską książkę w 2012 roku. Autor, znany głównie jako poeta, wykorzystuje w swej pierwszej powieści swój liryczny styl, posługując się niezwykle plastycznymi obrazami i emocjonalną, rwaną narracją.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Głos wilczych dzieci
Wojna to temat tyleż pojemny, co wyeksploatowany – szczególnie ta najtragiczniejsza. Były i literatura obozowa, i satyra wojenna, i powieści przygodowe, i manifesty pacyfistyczne, i świetne reportaże (na ich czele oczywiście piękne „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” nagrodzonej Noblem Swietłany Aleksijewicz); może się wydawać, że niczego nowego nie da się o najczarniejszych latach dwudziestego wieku powiedzieć. Litewski poeta Alvydas Šlepikas w swojej pierwszej powieści próbuje opowiedzieć o II wojnie światowej w sposób całkowicie nowy.
„Mam na imię Marytė” to historia niemieckiej rodziny, która staje w obliczu tragedii: ich państwo przegrywa wojnę. I choć może się wydawać, że czytelnik ich bólu współodczuwać nie będzie – wszak okrucieństwo wojsk oraz aparatu politycznego III Rzeszy to sprawa oczywista – to autor błyskawicznie udowadnia, iż chłodny ogląd sytuacji kończy się tam, gdzie zaczyna się ludzki dramat. Zaginiony na froncie mężczyzna nie jest już nazistowskim żołnierzem, a ojcem, który osierocił córki i synów. Jego żona przestaje być zimną frau z przychylnością patrzącą z aprobatą na zbrodnicze działania Hitlera, a staje się udręczoną kobietą nieustannie zagrożoną gwałtem i pobiciem. No i w końcu dzieci – niczemu niewinne, a cierpiące najbardziej: głodne, przerażone, zupełnie nieświadome tego, że istnieje jakiekolwiek życie poza ich osobistą tragedią. Czy przedstawienie niemieckich uchodźców z takiej perspektywy jest podłym relatywizmem? Zdecydowanie nie: Šlepikas dowodzi niezwykłej empatii, udowadniając strona po stronie, że w wojnie nikt nie zwycięża – okopy ukrywają stosy bezimiennych zwłok, a wilgotna ziemia nie zwraca nawet najmniejszej uwagi na kolor czy krój munduru.
Dużą zaletą powieści jest ciekawie poprowadzona narracja, w której wyraźnie uwidaczniają się poetyckie korzenie litewskiego autora: bardzo umiejętnie krąży wokół pojedynczych słów i co chwila wykazuje się odpowiednim wyczuciem dramaturgii, dzięki czemu poruszają nie tylko sceny dynamiczne (związane z agresją czy ucieczką), ale także te wolne, skupione na oddaniu uczucia głodu lub osamotnienia. „Mam na imię Marytė” zyskuje moc za sprawą krótkich, rwanych rozdziałów – pisarz często decyduje się na niedopowiedzenia, pozwala wątkom wymykać się z palców, jakby o nich zapominał, bohaterowie powoli znikają ze sceny. Powieść kończy się zupełnie niespodziewanie, kiedy rodzina protagonistów po prostu rozpływa się w powojennej rzeczywistości. Wilcze dzieci rozchodzą się po świece, a Šlepikas nie wnika w to, czy udało im się zrzucić z barków miażdżący ciężar przeszłości. Pokazał to, co chciał – pokazał, że tragedia niemieckiej dziewczynki zmuszonej do powtarzania, że ma na imię Marytė jest równie straszna, co dramat żydowskiego chłopca rozpaczliwie próbującego udowodnić, iż nazywa się Hans.
„Mam na imię Marytė” to bardzo dobrze napisana, poruszająca powieść. Z pewnością ma wielką wartość dydaktyczną: uczy obrzydzenia do nienawiści i na bazie pozornie łatwego przykładu udowadnia, że każda ocena moralna obarczona jest bardzo dużym ryzykiem. Wilcze dzieci otrzymały w powieści Alvydasa Šlepikasa głos, który wszyscy powinniśmy usłyszeć – wykrzykuje on oczywiste ostrzeżenie.
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 307
- 118
- 24
- 7
- 6
- 6
- 5
- 5
- 3
- 3
Cytaty
Mężczyźni od zawsze chodzili na wojnę, lecz przecież wracali. Nieważne, że pokonani...
Wszystko wyłania się z przeszłości niczym z mroku – ludzie i zdarzenia oblepieni śniegiem niesionym przez wiatr i mgłą, która unosi się w ci...
Rozwiń
Opinia
Zapraszamy na blog: http://ksiazkozercy9.blogspot.com
Wojna ma wiele twarzy i wiele odcieni – jest historią i wygranych, i zwyciężonych. Inną historią. O drugiej wojnie i doświadczeniach ludności zapisano już miliony kartek. I jak się okazuje – temat nie został wyczerpany. Nie wszystkie tragedie zostały jeszcze opowiedziane. Zwykle jednak w kontekście doświadczeń drugiej wojny światowej mówi się i pisze o tragedii Holocaustu, o powstaniu warszawskim, o waleczności żołnierzy i zwykłej ludności stawiającej czoła okupantowi. A pierwsze chwile powojennej rzeczywistości już chyba niekoniecznie znajdują takie odzwierciedlenie w rzeczywistości literackiej jak te sześć wcześniejszych lat.
Książka Alvydasa Šlepikasa dotyka tematu nierozpoznanego. Autor pochyla się nad tragedią tak zwanych wilczych dzieci, Wolfskinder, czyli niemieckich sierot wojennych z Prus Wschodnich (dzisiejsze tereny Warmii, Mazur, Litwy i Rosji), które do klęski III Rzeszy stanowiły ziemie niemieckie. Po zakończeniu II wojny światowej ludność niemiecka była z tych terenów wysiedlana. Jak niezbadanym tematem jest problem wilczych dzieci, najlepiej świadczy informacja z Wikipedii, która ich ilość szacuje od 10 tysięcy do 25 tysięcy. Ślepikas oddaje głos tym sierotom, opierając swoją historię na faktach.
Jest rok 1946. Ostra zima. Znajdujemy się w skutych lodem Prusach Wschodnich. Niemiecka ludność jest wysiedlana, na jej miejsce przybywają nowi osadnicy. Niemieckie dzieci – często bez rodziców muszą samodzielnie walczyć o przetrwanie: bez opieki, bez domu, bez jedzenia, za to w ciągłym zagrożeniu ze strony radzieckiego żołnierza. Wygłodniałe błądzą po lasach, chodzą od domu do domu, żebrząc o kawałek chleba i słoniny. Niektóre mają wielkie szczęście – przygarnie je jakaś litościwa litewska rodzina, niektórym tego szczęścia brakuje – umierają z głodu, zamarzają z zimna, giną od kuli radzieckiego żołnierza, wyzywane od nazistowskich świń – jakby czteroletnie dziecko miało świadomość znaczenia słowa nazizm w ogóle. To straszne historie, porażające.
O tym pisze Šlepikas. Ta książka wstrząsnęła mną bardzo. Z jednej strony dlatego, że pokazała coś, o czym nie miałam bladego pojęcia. Bo zwykle w kontekście drugiej wojny Niemcy są tymi złymi, a inni ofiarami ich wojennych działań. A tu ofiarami wojny są również niemieckie dzieci i nie sposób nie czuć litości dla ich losu. Z drugiej strony dlatego, że historie tych dzieci były straszne, wyjęte z najgorszego koszmaru. I najbardziej dlatego, że pisarz pokazał historię z punktu widzenia dzieci – nawet jeśli to były niemieckie dzieci, to jaka była ich odpowiedzialność za wydarzenia wojenne? Jaką winę ponosić może dziecko za politykę swojego państwa? Przecież to tylko dziecko.
To niepozorna książeczka. Nie ma nawet dwustu stron. Jednak przynosi duży ładunek emocjonalny. Składa się z krótkich, nawet bardzo krótkich rozdziałów – obrazów pokazujących losy kilkorga niemieckich dzieci i ich rodzin. Ale każdy ten pojedynczy obraz jest mocny. Autor jest oszczędny i w opisach, i w słowach – w tym leży siła oddziaływania jego książki. Warto ją przeczytać, by poznać jeszcze inne oblicze wojennej i powojennej rzeczywistości. Warto ją przeczytać po prostu dlatego, że to naprawdę bardzo dobra literatura.
Zapraszamy na blog: http://ksiazkozercy9.blogspot.com
więcej Pokaż mimo toWojna ma wiele twarzy i wiele odcieni – jest historią i wygranych, i zwyciężonych. Inną historią. O drugiej wojnie i doświadczeniach ludności zapisano już miliony kartek. I jak się okazuje – temat nie został wyczerpany. Nie wszystkie tragedie zostały jeszcze opowiedziane. Zwykle jednak w kontekście doświadczeń drugiej...