Pomysł świetny, rysunek nienaganny. Trochę szkoda, że autor zdaje się widzieć ZSRR z punktu widzenia amerykańskiego twórcy komiksowego (chociaż kto wie - może o to chodziło?). Stalin to dobrotliwy staruszek, co prawda okrutny, ale bez przesady. Nie wiem skąd w latach 40-tych w ZSRR znalazło się takie miasto jak Saint Petersburg (wyjaśnienie dla młodzieży: tłumacz powinien to przetłumaczyć jako Sankt Petersburg, a w ogóle to powinien być Leningrad). Niby drobny błąd, ale razi. W sumie za mało zbrodniczej ideologii, chociaż muszę przyznać, że drobne smaczki (stara Marylin Monroe itp.) sprawiają, że czyta się z przyjemnością. Wydaje mi się, że druga połowa się rozkręca.

Jako batmanofil nie mogłem przeżyć i nie mogę do tej pory darować autorowi tego, co zrobił z Batmanem (futrzana czapa, gumofilce, generalnie lump). Z opisów do szkiców wnioskuję, że podobne odczucia mieli jego znajomi oglądający wstępne projekty. Jednak "narodziny" Batmana i jego idea jako anarchistyczne uosobienie buntowników w ZSRR świetne.

Sumarycznie ważna pozycja w serii często sztampowych amerykańskich komiksów o superbohaterach. Superman sam w sobie jest nie do zniesienia (te okropne supermoce), okazuje się, że być może bardziej nadawałby się do czerwonej ideologii.

Pomysł świetny, rysunek nienaganny. Trochę szkoda, że autor zdaje się widzieć ZSRR z punktu widzenia amerykańskiego twórcy komiksowego (chociaż kto wie - może o to chodziło?). Stalin to dobrotliwy staruszek, co prawda okrutny, ale bez przesady. Nie wiem skąd w latach 40-tych w ZSRR znalazło się takie miasto jak Saint Petersburg (wyjaśnienie dla młodzieży: tłumacz powinien...