Kowal słów. Tom 1

Okładka książki Kowal słów. Tom 1
Łukasz Malinowski Wydawnictwo: Erica Cykl: Skald (tom 2.1) fantasy, science fiction
348 str. 5 godz. 48 min.
Kategoria:
fantasy, science fiction
Cykl:
Skald (tom 2.1)
Wydawnictwo:
Erica
Data wydania:
2014-08-04
Data 1. wyd. pol.:
2014-08-04
Liczba stron:
348
Czas czytania
5 godz. 48 min.
Język:
polski
ISBN:
9788364185564
Tagi:
skald Skandynawia Wikingowie
Średnia ocen

                7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
88 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
60
58

Na półkach:

Pełna recenzja ze zdjęciami dostępna na inkoholiczka.wordpress.com :)

Powiem szczerze, że barrrdzo lubię brać się za dzieła debiutantów. Podchodzi się wtedy do książki jako do nagiego dzieła, pozbywając się jakichkolwiek oczekiwań wobec pisarza. Po prostu – tylko Ty i tekst.
Jeśli masz w sobie duszę Shieldmaiden i jesteś spragnionym literackiego, nordyckiego pieprznięcia wielbicielem wikingów, Flokiego i Mathiasa Nygårda, to mam coś dla Ciebie. Przemierzasz sobie facebooki beztrosko kłusując na swoim wiernym rumaku aż tu NA-GLE…! Książka niejakiego Malinowskiego, o którym słyszysz pierwszy raz w życiu, i to zupełnie o wikingach, X wieku, paleniu, grabieżach, alkoholu, bardach i dobrej zabawie… No i za kilka dni już była moja.
Nie no. Dobra, nie ma co gadać, że nie miałam oczekiwań co do tej książki – niemal zawsze sobie na coś ostrzę pazurki, czasem blurp przykuje uwagę, a czasem przyprawia o pusty śmiech. Po „Kowalu słów” spodziewałam się i wiele i mało. A po lekturze się i zawiodłam i miło zaskoczyłam. Co Ty gadasz, kobieto, piszże jaśniej! Mówicie? Już więc tłumaczę, jakie zady i walety ma to dzieło.
Mam dwie wiadomości – dobrą i złą. Którą chcecie usłyszeć najpierw? Zakładam, że tą drugą. Zapraszam więc Was na epistołkę o plusach ujemnych, żeby potem tymi dodatnimi rozkoszować się jak wisienką na przysłowiowym torcie.
Yksi – przerost treści nad formą. Naprawdę! Takie cudo pierwszy raz w życiu widzę. Nieźle brzmi, prawda? Wbrew pozorom nie jest to tylko przekręcenie znanej frazy przez umysł alkoholem upojony, paleniem przepalony, względnie Yodowatością zarażony.
Szanowny Pan Malinowski wykształcenie a pasje ma, jak wyczytałam w biogramie, historyczne. I to widać, słychać i czuć. Na każdym kroku. Często ogromne ilości dodatkowych kulturowo-historyczno-społecznych informacji tak mocno spowalniają akcję, że człowieka trafia szlag (nawet mnie, która konstruowaniem i dekorowaniem świata przedstawionego się delektuję jak Stenka Fantazją). Chodzi po prostu o to, że kiedy koleś podnosi topór na drugiego i już- już go opuszcza, to niekoniecznie chciałabym teraz słuchać o zawiłościach wierzeń tajemnych plemion, tylko może jednak troszku o akcji. Cenię u autorów solidne przygotowanie do pisania, więc wiadomo – ten zabieg czyni powieść maksymalnie dopracowaną i daje jej solidne fundamenty historyczne… Ale czasami tak wielkie ilości dodatkowych informacji, definicji, szczegółów nie są po prostu potrzebne zwykłemu Czytelnikowi. Po prostu przeszkadzają.
Kaksi – tak, wiem, że jestem chora z pożądania formy. Tak, wiem, że jestem wiecznie nienasycona, jeśli chodzi o kwiecisty styl pisarski. Tak, wiem, że słowniki staropolszczyzny i synonimów jadłabym na śniadanie ze smakiem. Ale to było coś, czego barrrdzo mi brakowało w „Skaldzie”. Jeśli autor nie chce prowadzić całej narracji w stylu na który się porywa, to niech chociaż dialogi w nim utrzyma. Tymczasem natknęłam się kilka razy na tak współczesne słowa z ust wikingów, Berserków i ich kobiet, że aż mi zupa ością stawała w gardle.
To są jednokowoż minidefekty, które nigdy nie przesłonią największego plusa tej książki, a mianowicie ZA… Znaczy się bardzo, bardzo dobrego pomysłu. Jak już pisałam wcześniej bardzo brakowało mi wikingowego akcentu w polskiej fantastyce, akcentu na poziomie. „Skald” bez wątpienia takim jest, a ze względu na solidne podłoże historycznospołecznokulturoworeligijnododajciecotamjeszcze, to i nawet ktoś w temacie siedzący doceni literackie dziecię Malinowskiego. I nieco Jaskrowo – łotrzykowa postać Skalda, i jego kompani, i tajemnicza Złotowłosa, i wszystkie, że się tak wyrażę, okoliczności przyrody sprawiają, że książkę czyta się naprawdę bardzo przyjemnie. Klimacik ma, oj, ma.
Dodatkowym przepięknym i smakowitym atutem są bonusy, które autor serwuje nam, czytelnikom. Bonusy w postaci map i nieodpartej urody wierszy i pieśni tytułowego Skalda. To jedna z rzeczy, które w książce inkoholiczkową aprobatę szturmem zdobyły i w śmiechy dzikie ją wprawiły, kiedy czytała jadąc autobusem. Dodatkowo od razu do głowy zaczęły mi przychodzić chwyty gitarowe, więc kto wie, może za rok nie będę już blogerem-pisarczykiem z Bożej łaski a żeńską wersją Ainara-węglożercy?
Ainar sam w sobie jest też postacią kompletnie obezwładniającą. Nieustannie kojarzył mi się mimowolnie z Jaskrem Sapkowskiego, aczkolwiek ten tutaj delikwent, poza talentem w strof składaniu, doprawiony został przez literackiego tatusia jeszcze o dodatkowe atuty. Cztery łyżki stołowe bezczelności, szczypta uroku, osiem łyżeczek bojowości , garść uwodzicielstwa… I cysterna pewności siebie.
Jaka więc jest ustawa końcowa? Patrząc holistycznie – seria jest bardzo na plus. Brakuje mi tej tematyki w polskiej fantastyce, dlatego z wielkim smakiem pożarłam pierwszy tom „Kowala słów”. Co zaś się tyczy wałkowanych przeze mnie kilka akapitów wyżej minusów – jest to niewielki ubytek spowodowanych niewątpliwie skrzywieniem zawodowym i jeszcze nie stwardniałymi beletrystycznie od klawiatury palcami. To, co tworzy Malinowski to naprawdę obiecujące początki i z uwagą będę śledziła jego karierę – bo rozwijać się będzie niewątpliwie. Takiego wikingowego zastrzyku energii mi było trzeba!

Pełna recenzja ze zdjęciami dostępna na inkoholiczka.wordpress.com :)

Powiem szczerze, że barrrdzo lubię brać się za dzieła debiutantów. Podchodzi się wtedy do książki jako do nagiego dzieła, pozbywając się jakichkolwiek oczekiwań wobec pisarza. Po prostu – tylko Ty i tekst.
Jeśli masz w sobie duszę Shieldmaiden i jesteś spragnionym literackiego, nordyckiego pieprznięcia...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    186
  • Przeczytane
    114
  • Posiadam
    53
  • Fantastyka
    12
  • Fantasy
    5
  • Ulubione
    4
  • Teraz czytam
    3
  • Mam
    3
  • Wikingowie
    2
  • Chcę w prezencie
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Kowal słów. Tom 1


Podobne książki

Przeczytaj także