W krainie czarów
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Proza PL
- Wydawnictwo:
- Znak Literanova
- Data wydania:
- 2014-05-19
- Data 1. wyd. pol.:
- 2014-05-19
- Liczba stron:
- 280
- Czas czytania
- 4 godz. 40 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788324025602
- Inne
Kątem oka widzę kadr, zielono i coś pomarańczowego obok.
Działka. Leżak. Widoczki.
On.
Brakujący widok w moim życiu
Jestem jak Alicja. Tylko z deficytem czarów.
Śmierć, strata, ból. Kiedy ostatecznie wychodzimy z bezpiecznego ogrodu dzieciństwa? Stajemy się dorośli, odpowiedzialni, dojrzali? Kiedy i od kogo uczymy się jak radzić sobie z trudnymi emocjami, jak radzić sobie ze sobą?
Bohaterowie najnowszej książki Sylwii Chutnik to zwyczajni ludzie, którzy muszą radzić sobie w niezwyczajnych sytuacjach. Ich życie pełne jest kontrastów i nieoczywistości, a wybory nigdy nie są łatwe.
We wspaniałym literackim stylu, pisarka odkrywa przed czytelnikiem pulsujący obraz codzienności, który ani przez chwilę nie jest zwyczajny i nie przestaje zaskakiwać.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Warszawy i baby
Zbiór opowiadań „W krainie czarów” nie odbiega znacząco od wcześniejszych pozycji beletrystycznych Sylwii Chutnik. Mniej tu ironii niż w „Kieszonkowym atlasie kobiet” czy „Cwaniarach”, trochę mniej groteski i czarnego humoru (z wyjątkiem może tekstu „Muranooo”, przeładowanego tymiż), za to większa różnorodność tematyczna. Gdyby jednak spróbować czytać te opowiadania bez wiedzy o tym, kto je napisał i bawić się w zgadywankę, właściwa odpowiedź powinna przyjść na myśl jako jedna z pierwszych. Choćby ze względu na wspólny mianownik zbioru, będący zarazem wspólnym mianownikiem całości pisarstwa Chutnik. Paralelizm ten trafnie przedstawia jedna z bohaterek książki: Jeśli opowieść ma kogoś zainteresować, to tylko tak ją wymyślaj, żeby bolało.
Kraina czarów Chutnik mieści więc w sobie więcej bólu niż czarów. Poza opowiadaniem tytułowym, w którym motywy zaczerpnięte od Lewisa Carrolla grają rolę rozbudowanego sztafażu, magii tutaj jak na lekarstwo, zwłaszcza tej białej, dobroczynnej. Więcej za to złowróżbnych przypadków, śmierci kotów zwiastujących pogrzeby mężów, mieszania się krwi zwierząt i ludzi, w końcu duchów historii pozamykanych w warszawskich piwnicach. Motywy te, wbrew tytułowi zbioru, funkcjonują na marginesie, jako dodatek do zupełnie realistycznych treści. To, co stanowi główny punkt strategii prozatorskiej Chutnik, pozostało niezmienione od czasu jej debiutu. Pochylić się, dotrzeć jak najbliżej do spraw niskich, prozaicznych, podstawowych – do ludzi właściwie. Najczęściej ludźmi tymi okazują się kobiety (na przekór aksjomatycznemu skojarzeniu, że człowiek to mężczyzna, biały i heteroseksualny) uwikłane w codzienność. Kobiety, które coś kiedyś straciły, a teraz tkwią w przeszłości niby w więzieniu. Reprezentują je między innymi Anna Kowalec, żona i matka, codziennie strzępiąca język z powodu męża, który nauczył się głuchnąć na jej tyrady, i Pola Negri, której „prawdziwa historia” została zbudowana, nieco sztampowo, na jednym nieodpowiednim wyborze.
Wielu już zaznaczało, że Chutnik potrafi odwzorowywać rzeczywistość starannie i z empatią wobec swoich bohaterów - i słusznie, ponieważ to jeden z największych atutów jej pisarstwa. W tekstach takich jak „Anna” czy „Pola” to właśnie współodczuwanie musi wyznaczać tor lektury. Z empatią wiąże się również inna ważna cecha tych opowiadań – zamiast stawiać oceny czy też skłaniać czytelników do oceniania, Chutnik próbuje wywołać w odbiorcach zrozumienie. Za egzemplifikację takiej taktyki posłużyć może opowiadanie „Bożena z Poznańskiej”, w którym narracja została oddana wieloletniej prostytutce tęskniącej za porzuconą niegdyś córką. „Bożena…” jest także przykładem na to, że Chutnik to warsztatowo biegła pisarka. Bo choć zaproponowany przeze mnie opis może sugerować mdławą, patetyczną historię nieszczęścia i tęsknoty, nic takiego nie ma tu miejsca. Pierwszoosobowa, szorstka opowieść ulicznej kurwy pokazuje to, co ma pokazać - bez uciekania w zbędne tony.
W tej krainie czarów ból wywołuje najczęściej strata, niemoc i stagnacja. Tkwienie w sytuacjach życiowych mniej skrajnych niż miało to miejsce w „Kieszonkowym atlasie kobiet”, choć, tak jak tam, za tło mających Warszawę. Mniej skrajne niż w poprzednich książkach zdaje się również podporządkowanie Chutnik ideom, co wychodzi opowiadaniom na dobre. Słowem, jest co czytać.
Sylwia Kluczewska
Oceny
Książka na półkach
- 712
- 434
- 185
- 20
- 17
- 15
- 11
- 10
- 8
- 8
Opinia
"Kieszonkowy atlas kobiet" pochłonąłem łapczywie w dwa wieczory, a pozaliteracka działalność Sylwii Chutnik sprawiała, że odczuwałem do niej jeszcze większą sympatię. Przy "Cwaniarach" poczułem się jednak mocno zawiedziony, ale zwiastunem tragedii było zachowanie samej autorki.
Niby banał, ale imię i nazwisko na pół okładki i malusieńki tytuł pod spodem nasunęły mi z automatu pytanie o rozmiar ego Sylwii Chutnik. Wygląda to jeszcze marniej niż nazwisko Schwarzeneggera przed Cloneyem w czołówce "Batman i Robin"... To jednak nie koniec minusów okładki. U szczytu - nie na rewersie - znajduje się kilka banalnych słów od Joanny Bator. Czyżby autorka "W krainie czarów" miała świadomość, jak marną książkę wyprodukowała, że aż musiała skorzystać ze wsparcia znanej koleżanki po fachu?
Mam wrażenie, że zbiór opowiadań Chutnik jest czymś w rodzaju albumu z odrzutami sesyjnymi. Nikt by tego nie wydał, gdyby miał to być debiut, ale, że autorka potrafi się sprzedać, opowiedzieć o kulisach sławy (jak niewiele trzeba, żeby być sławnym...) w telewizji, to i przepuszczenie gniota spod jej palców nie może być aż tak ryzykowne. Odnoszę wrażenie, że wielu recenzentów przytłoczyła ta kampania promocyjna i nie widzą, że królowa jest naga...
"W krainie czarów" to kompilacja tekstów o niczym. Polacy specjalizują się w tego typu twórczości i czasem znakomicie potrafią zapełnić dwieście-trzysta stron mimo szczątkowej fabuły, Sylwii nie udało się. Pierwsze, tytułowe opowiadanie to kolejna (ostatnio modna) reminiscencja lat 80. płynnie przechodząca w sentymentalny bełkot, pozorne zobojętnienie na bycie "chłopczycą" i jakaś niezdrowa radość z odkrywania swojej "dziewczęcości". Sporadycznie pojawiające się przeklęcia (np. "pierdolone szklanki do kawy") są jak "dupa" w ustach dziecka, które zaraz po wyrwaniu się tego ohydnego wulgaryzmu niepewnie oczekuje na reakcję rodziców. Całą ta licha historyjka ewidentnie ma wydusić łzy i jestem pewien, że znajdą się osoby, które to łykną. Kiedy jednak czytam: "Chwilę później biegłam ulicą i łapałam taksówkę drżącym głosem", to zastanawiam się jedynie, czy nie łatwiej byłoby zadzwonić taryfę... A może akcja rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości, gdzie nie wymyślono komórek. Ponadto nie wiem, dlaczego "to by" autorka zamieniła na "toby", ale jeśli miał być to sposób na oddanie charakteru języka mówionego w pisanym to nie wyszło.
Opowiadanie "Anna" ponownie uderza w łzawą nutę i podsyca lament nad starością. "Do tego nie słyszała, kiedy więc córka stanęła obok niej, to aż cała podskoczyła" - Chutnik usilnie próbuje pisać słowem mówionym, ale nikt w ten sposób nie mówi. Pisze więc jakimś własnym, niezrozumiałym językiem. Opis typowego polskiego podwórka jest tak płytki i banalny, że aż żal regresji zmysłu postrzegania autorki. Najbardziej boli jednak natłok stereotypów (także w późniejszych opowiadaniach), których nie spodziewałbym się po działaczce obwieszczającej wszem i wobec, że walczy ze stereotypizacją. Anna jest zawiedzioną życiem kurą domową, wrzeszczy na syna o głupim imieniu, przynależy do kuchni i miotły, oczywiście tylko ona z poczucia obowiązku wychowuje dziecko, a jej mąż nadużywa alkoholu i nie interesuje go nic poza kolejną butelką. Jeżeli to jest "czułość i empatia" w stosunku do swoich bohaterów, którą na okładce wychwala Joanna Bator, to mam nadzieję, że nikt mi nigdy tych uczuć nie okaże. Największym absurdem jest natomiast sytuacja, w której odnaleziona zostaje jakaś starsza kobieta, a koleżanka tytułowej bohaterki od razu domyśla się, że jest to matka Anny. Chyba Sylwia Chutnik naoglądała się zbyt wielu hollywoodzkich produkcji przed spisaniem swoich marnych opowiadań.
"Pola" to znowu starość, znowu stereotypowy wizerunek kobiety, znowu bez empatii i czułości. Język Sylwii okropnie zawodzi, np. "nie skończ się nagle, jak film przerywany reklamami" - przerywany czy nie kończy się tak samo... Albo "Mocna jak pięść kawa" - co to ma być? Cios może być mocny, ale pięść sama w sobie?
"Bożena z poznańskiej" to znowu historia starości, ale jednocześnie jest to jedyny solidny fragment "W krainie czarów". W końcu i historia stylizowana na dokument, i język poświadczają, że pod Sylwię Chutnik nie podszywa się jej zła siostra bliźniaczka, która chce za wszelką cenę zniszczyć karierę niegdyś dobrej pisarki. Niestety to tylko krótki przebłysk, "Wszystko zależy od pani" i "Dancing" to siedliska stereotypów i idiotyczne historyjki nastawione na wzruszanie czytelników. "Niewinne czarodziejki" są kolejnym dramatem, którego ciężar jest nienaturalnie duży, a opis stosunku seksualnego jest tak fatalny, że zacząłem poważnie rozważać celibat: "Sutek kurczy się zmieszany i wygląda jak rodzynek znaleziony w kącie, bo komuś upadł przy pieczeniu ciasta". Naprawdę, Sylwio?! Naprawdę?! Dalej też pojawiają się kwiatki: "A może ona mi się oświadczy, jak na pornograficznym filmie - po ostrej orgii ślub" - specem nie jestem, ale takiego filmu porno jeszcze nie widziałem.
"Pan Tadeusz" to chwilowy powrót solidnego języka, ale temat znowu banalny - zastój w życiu przez niezałatwione sprawy z przeszłości, banał. Do tego kolejny stereotyp - ojciec despota. W "Przeszkadzały" głównym bohaterem jest natomiast tylko pozornie mężczyzna. W rzeczywistości to opowieść o kobietach, w której mężczyzna jest tylko nośnikiem agresji. Sama intryga jest szyta tak grubymi nićmi, że po drugiej stronie wiadomo, jak się zakończy. W tym momencie poczułem się tak bardzo zażenowany, że odłożyłem "W krainie czarów" na regał, tego się nie da czytać.
Apeluję do czytelników, aby nie dali się złapać w pułapkę pozytywnych recenzji i dokładnie przyjrzeli się tekstowi, po który sięgnęli. Wielu debiutantów w ostatnich latach napisało bez porównania lepsze książki, ale nie mogą liczyć na tak rozległą promocję. Długo czekałem na powrót Chutnik do formy i chyba już się nie doczekam. Nie sądzę, żebym odnalazł siły na jej ewentualne przyszłe książki, bo styl autorki staje się niebezpiecznie bliski banalnym romansom powielającym schematy znane od dekad. "W krainie czarów" to jedna z gorszych książek, jakie miałem w rękach i nawet na zmarnowanie czasu znam szereg ciekawszych sposobów.
"Kieszonkowy atlas kobiet" pochłonąłem łapczywie w dwa wieczory, a pozaliteracka działalność Sylwii Chutnik sprawiała, że odczuwałem do niej jeszcze większą sympatię. Przy "Cwaniarach" poczułem się jednak mocno zawiedziony, ale zwiastunem tragedii było zachowanie samej autorki.
więcej Pokaż mimo toNiby banał, ale imię i nazwisko na pół okładki i malusieńki tytuł pod spodem nasunęły mi z...