Łabędzi śpiew. Księga I
- Kategoria:
- fantasy, science fiction
- Tytuł oryginału:
- Swan Song
- Wydawnictwo:
- Papierowy Księżyc
- Data wydania:
- 2013-10-23
- Data 1. wyd. pol.:
- 2013-10-23
- Liczba stron:
- 500
- Czas czytania
- 8 godz. 20 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788361386346
- Tłumacz:
- Maria Grabska-Ryńska
- Tagi:
- postapokalipsa zagłada ludzkości
Siostra, która w gruzach Manhattanu znajduje dziwny szklany artefakt, będący katalizatorem przemian… Joshua Hutchins, były zapaśnik, który chroni się przed opadem promieniotwórczym na stacji benzynowej w Nebrasce… I ona, dziewczynka obdarzona szczególnym darem, która wędruje wraz z Joshem do miasta w Missouri, gdzie zacznie uzdrawiać.
Lecz przedwieczna moc, która zniszczyła Ziemię, wciąż zaciąga rekrutów do swej nieznużonej armii. Nie zawaha się sięgnąć po uzdrowicielkę…
„Łabędzi śpiew” to arcydzieło literatury postapokaliptycznej i niezwykła epopeja grozy, swoim rozmachem przypominająca słynny „Bastion” Stephena Kinga.
„Łabędzi śpiew” uznawany jest za jedną z najlepszych powieści o zagładzie ludzkości w historii literatury. Powieść poraża rozmachem i barwną paletą niezwykle wnikliwie nakreślonych postaci, co sprawia, że jest lekturą obowiązkową dla każdego miłośnika literatury postapokaliptycznej na najwyższym poziomie.
Powieść została uhonorowana prestiżową nagrodą World Fantasy Award dla najlepszej powieści roku i jest uznawana za najlepszą powieść w dorobku Roberta McCammona, amerykańskiego mistrza grozy, znanego polskim czytelnikom z niezwykłej powieści „Magiczne lata”.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Panoramicznie, postapokaliptycznie
Swego czasu Robert McCammon otrzymał ode mnie potężny kredyt zaufania. Jego „Magiczne lata” były powieścią, która czaruje, wzrusza, straszy, a także w nienachalny sposób zmusza do refleksji. Niemająca w sumie słabych punktów książka obiecywała prawdziwe czytelnicze eldorado każdemu, kto zetknie się z innymi tekstami amerykańskiego autora. Jednak napisany wcześniej „Łabędzi śpiew”, monumentalny, rozlewny postapokaliptyczny rys, nieco ochłodził mój bezkrytyczny dotąd zachwyt prozą McCammona i zmusił do napisania poniższej recenzji.
Powieść wydana w 1987 roku zapewne narodziła się jako posępny owoc zimnowojennego napięcia, które w latach 80. osiągnęło swoje apogeum. Być może wizja wiszącego nad światem atomowego miecza Damoklesa natchnęła autora, by ukazać zmiażdżone atomowymi pięściami USA. Na tym odmalowanym z naturalistycznym zacięciem tle pisarz rozmieszcza swoich bohaterów, którzy na przestrzeni około 900 stron poruszają się ku mniej lub bardziej mglistym celom. Śledzimy ich wędrówkę – wpierw ucieczkę z atomowych pogorzelisk, a potem próby odszukania innych ocaleńców, którym wojna nie odebrała resztek zdrowia psychicznego i człowieczeństwa.
Bohaterowie, piszę o tym z żalem, są najsłabszym ogniwem tej dwutomowej opowieści – stanowią zbiór typów boleśnie przewidywalnych, ogranych na wszystkie możliwe sposoby w czeluściach kultury popularnej. Olbrzym o gołębim sercu, mundurowy o faszystowskich ciągotach, chłopak, który odkrywa w sobie sadystyczne skłonności, niezwykła eteryczna dziewczyna objawiająca nadnaturalne moce… Tak szablonowe postacie przenoszą nam siłą rzeczy „Łabędzi śpiew” w przestrzenie moralitetu, którego finał chcąc nie chcąc musi być optymistyczny, wymowa jednoznaczna, zło potępione a dobro premiowane.
Dodatkowo drażnić może fakt, że autor nie do końca mógł zdecydować się, na którym weselu chce tańczyć. Z jednej strony czytamy mrożący krew w żyłach dokument o dniach, miesiącach i latach atomowej zimy. Z realistyczną precyzją, wyczuciem słowa i szczegółu McCammon odmalowuje mroczny a przede wszystkim niepokojąco wiarygodny zmiażdżony świat. Powieść ta miała więc szansę stać się klasykiem literatury science fiction. Jednak nie dzieje się tak, gdyż regularnie amerykański autor wprowadza elementy horroru i magii. Pojawia się demon, który prześladuje jedną z głównych bohaterek. Pobłyskuje magiczny pierścień niosący nadzieję ocalonym. Mnożą się wizje, przeczucia, sny…
Cała ta menażeria rodem z najogólniej rozumianej literatury fantastycznej zdaje się sugerować, że autor nie wierzył, by obraz kraju w stanie przedagonalnym był wystarczająco silny. Te nadnaturalne nuty brzmią fałszywie; to obce elementy na siłę wszczepione w całość, która doskonale broni się bez nich.
Jednak nie jest to powieść zła. McCammon doskonale włada piórem i poszczególne epizody pulsują od napięcia. Następujące po sobie sceny błyskawicznie przykuwają uwagę czytelnika. Każą mu wypatrywać ciągu dalszego, jednocześnie trzymając w drażniącej niepewności. Epicki rozmach książki pozwala zatopić się na dobre w nieprzyjaznym świecie przedstawionym. Rozwiązania fabularne raz zaskakują, innym razem są przyjemnie przewidywalne. Autor stworzył więc doskonałą powieść głównego nurtu, która straszy, paraliżuje postapokaliptyczną wizją, ale również daje się w niej znaleźć ducha wielkiej przygody, obraz bohaterskich starań, by na przekór wszystkiemu na nowo zbudować zniszczoną rzeczywistość. Szybko przyzwyczajamy się do bohaterów, z czasem przestaje nam przeszkadzać ich jednowymiarowość, a zaczynamy widzieć w nich uniwersalne wzory postaw ludzi wobec zła – heroizm i podłość, nadzieja i rozpacz, miłosierdzie i okrucieństwo… Nosicielami tych wartości są bohaterowie „Łabędziego śpiewu.”
Podsumowując, fani prozy spod znaku „postapo” wgryzą się do samej kości w tę mięsistą prozę. Nie zawiodą się, szukając grozy i zniszczenia. Amatorzy bardziej wysublimowanych przyjemności muszą przymknąć oczy na pewne stereotypowe rozstrzygnięcia i fabularne elementy, a książka i im dostarczy sporo czytelniczej satysfakcji.
Tomasz Fijałkowski
Oceny
Książka na półkach
- 1 728
- 766
- 252
- 47
- 33
- 19
- 17
- 17
- 13
- 12
Opinia
„Dawno, dawno temu uwikłaliśmy się w romans z ogniem…” – od tych słów rozpoczyna się „Łabędzi śpiew” Roberta McCammona. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to jedno zdanie stanowiło pewną obietnicę, którą autor złożył czytelnikom już na wstępie. Czy jej dotrzymał?
Na Amerykę (i nie tylko) spadają bomby atomowe. Nie jest całkowicie jasne kto rozpoczął ten koszmar, ale jedno jest pewne – już nic, nigdy nie będzie takie samo jak wcześniej.
To nie jest typowa postapokaliptyczna wizja zrujnowanego świata. Autor postanowił wpleść w fabułę odrobinę fantastyki, tak więc… Z ust martwego starca czarnoskóry zapaśnik słyszy dwa słowa: „chroń dziecko” i nie ma wątpliwości, o jakim dziecku mowa. Bezdomna kobieta nazywana Siostrą Nawiedzoną po znalezieniu pierścienia skrywającego w sobie tajemniczą moc, zostaje celem numer 1 dla obłąkanego stwora o tysiącu twarzy, chichoczącego złowieszczo na widok porozrywanych ciał. Młody chłopak ocalały z ruin potężnego bunkra, w towarzystwie pewnego pułkownika daje upust okrucieństwu, które jeszcze przed bombami dawało o sobie znać.
O „Łabędzim śpiewie” słyszałam wiele. Trochę trwało zanim książka do mnie trafiła, jednak z pewnością warto było na nią poczekać. Mimo obecnej w powieści fantastyki, która w wielu momentach wręcz wchodzi na pierwszy plan, odnosiłam często wrażenie, że to najbardziej realistyczna postapokaliptyczna historia, jaką miałam okazję czytać. Nie ma tu miejsca na sentymenty, ale też nie wszyscy od razu myślą tylko o sobie i swoim przetrwaniu. Są ludzie i ludzie, a każdy z nich stanowi odrębną jednostkę, która radzi sobie z rzeczywistością na swój własny sposób.
Mimo, że powieść w oryginale ukazała się w roku moich urodzin, czyli 1987, w ogóle nie czuć tego w tekście czy samej historii. Przyznam się, że dopiero po skończeniu książki zabrałam się za oglądanie pierwszych stron, tych typowo informacyjnych i to, co odkryłam mnie nieco zszokowało. Przeczytałam wiele recenzji „Łabędziego śpiewu”, ale jakoś ten jeden, jak dla mnie bardzo istotny szczegół mi umknął. Wciąż nie mogę uwierzyć, że ten tekst ma tyle lat co ja, a jednak nadal jest na czasie. To chyba samo w sobie świadczy o talencie autora.
Niestety, pomimo ogólnego zachwytu lekturą, nie dostałam absolutnie wszystkiego, na co liczyłam. Pomijając już nieco rozwlekły początek, ja po prostu nie potrafię w pełni wczuć się w książki, których „cel” nie jest jasno określony, bądź klaruje się bardzo powoli, by na koniec okazało się, że w pełni wyjaśni się dopiero w drugim tomie (albo i nie). Nie po raz pierwszy spotykam się z podobnym stylem prowadzenia fabuły, w końcu chociażby wielbiona przeze mnie "Piąta fala" Ricka Yanceya została napisana podobnie, a jednak "Łabędziemu śpiewowi" czegoś zabrakło. Nie umiem tego określić, ale to, co posklejało historię Yanceya, nie znalazło się w powieści MacCammona. Jakkolwiek więc podobał mi się klimat książki, czy jej bohaterowie, to jednak akcja zmierzająca do nieokreślonego „gdzieś tam”, odebrała całości przynajmniej jedną gwiazdkę. Dlaczego tak drastycznie?
Przez tą niemalże formę luźnych opowiadań, nie umiałam w pełni wczuć się w bohaterów i ich sytuacje. Jasne, każdy z nich do czegoś dąży itd., ale jako całość? Do czego to wszystko prowadzi? Mogłam bohaterów docenić, wzbudzali we mnie wiele emocji, wszystko jednak działo się nie na tym poziomie, co powinno. I nawet to tajemnicze poczucie zagrożenia, tak cudownie wplecione w całą historię, nie miało szansy odsłonić swojego prawdziwego potencjału. Być może w drugim tomie będzie z tym lepiej? Oby. Inaczej to będzie, niestety, tylko bardzo dobra seria.
Podsumowując; mimo, że Robert McCammon nie do końca spełnił wszystkie obietnice, to jednak zaprezentował się z naprawdę dobrej strony. Autora porównuje się do Stephena Kinga, żadnego z nich nie znam na tyle dobrze, by móc się do tego odnieść, niemniej jednak to McCammon wywołał u mnie niepokój i ciarki na plecach, a nie King. Być może „Łabędzi śpiew” po prostu mocniej wpasował się w moje gusta czytelnicze? Sami musicie to ocenić, do czego gorąco Was zachęcam!
----
http://vegaczyta.blogspot.com/
„Dawno, dawno temu uwikłaliśmy się w romans z ogniem…” – od tych słów rozpoczyna się „Łabędzi śpiew” Roberta McCammona. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to jedno zdanie stanowiło pewną obietnicę, którą autor złożył czytelnikom już na wstępie. Czy jej dotrzymał?
więcej Pokaż mimo toNa Amerykę (i nie tylko) spadają bomby atomowe. Nie jest całkowicie jasne kto rozpoczął ten koszmar, ale jedno...