Głód . Historia nienaturalna

Okładka książki Głód . Historia nienaturalna
Sharman Apt Russell Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy PAX publicystyka literacka, eseje
240 str. 4 godz. 0 min.
Kategoria:
publicystyka literacka, eseje
Tytuł oryginału:
Hungry. Unnatural history
Wydawnictwo:
Instytut Wydawniczy PAX
Data wydania:
2011-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2011-01-01
Liczba stron:
240
Czas czytania
4 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
978-83-211-1883-3
Tłumacz:
Karolina Orszulewska
Tagi:
głód eseje
Średnia ocen

                7,2 7,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,2 / 10
32 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
2479
698

Na półkach: ,

Było by całkiem dobrze, gdyby co chwila nie było źle. Przez pierwsze pięć rozdziałów nie wiadomo, o czym autorka chce przede wszystkim pisać. O literaturze, fizjologii, biochemii czy o religii. Wszystko jest dość mocno pomieszane i mało – nomen omen - strawne. Potem idzie już całkiem gładko, kiedy opuszczamy okolice fizjologii i biochemii. Kiedy finiszujemy, narrator już ledwo zipie, wyraźnie widać, że autorka nie ma koncepcji, jak swe dzieło zakończyć, przez kilka stron opowiada nam… historię Irlandii zaczynając od św. Patryka i Celtów kończąc na klęsce głodu w XIX wieku, a wszystko to w kontekście sentymentalnej, rodzinnej wyprawy na Croagh Patrik. Nieco wcześniej wpada w tony wojującej aktywistki przedstawiając pomysły, jak skutecznie można walczyć z głodem na świecie. Mało jednak poświęca miejsca rozsądnej analizie, czemu dotychczasowe programy często przynosiły mizerny skutek pomimo wielkich nakładów. Podstawową wadą tej książki jest zbyt emocjonalne, osobiste podejście do tematu, liczne dygresje i wątki poboczne, które – choć czasem i bardzo ciekawe, niewiele lub nic nie wnoszą do tematu, a rozmydlają główny tok narracji. Tak na marginesie, to w ogóle trudno mi było wyłuskać jakiś główny tok narracji czy główną myśl, wokół której opleciona jest cała reszta. Bo jak nazwać, jeśli nie rozmydleniem, zabieg, gdzie w kolejnych rozdziałach ( „Osiemnaście godzin”, „Trzydzieści sześć godzin”, „Siedem dni” i „Trzydzieści dni”) zamiast jednolitego, systematycznego opisu biologii, biochemii i zjawisk medycznych w kolejnych fazach głodu, mamy informacje „gastrologiczne” przemieszane z obfitym opisem znaczenia postu w różnych religiach, historią życia Buddy czy historią politycznej działalności Mahatmy Gandhiego. Owszem, w przypadku tych ostatnich celowa głodówka była ważnym elementem ich życia, ale kilkustronicowa historia walki Indii o niepodległość to chyba temat na inną książkę. Rozdział „Siedem dni” zasadniczo poświęcony jest opisowi znaczenia postu w różnych religiach, ale fachowo o tym, co dzieje się z organizmem po siedmiodniowej głodówce dostaniemy praktycznie tylko jeden akapit!

Jeśli więc ktoś myśli (a ja tak myślałem), że jest to solidne, systematyczne studium popularnonaukowe fizjologii i medycyny głodu z refleksjami społeczno-ekonomicznymi, to się sromotnie zawiedzie. Zaskakujące jest, w jak bezkrytyczny sposób autorka podchodzi do tematu religijnego postu. Do jednego worka wrzuca post symboliczny, który trudno zaliczyć do głodowania (piątkowy post chrześcijański) z przypadkami faktycznego, wielodniowego postu polegającego na całkowitym odmawianiu sobie jedzenia. Post muzułmański w okresie ramadanu również trudno traktować jako głodowanie. Jak sama autorka pisze: „Po całym dniu wyrzeczenia wieczorny posiłek ma być źródłem radości.” Z całym szacunkiem dla idei owego postu, ale nie jest większym problemem „przegłodzić się” od świtu do zmierzchu, kiedy w perspektywie ma się obfite wieczorne i nocne biesiadowanie. W ogóle książka słabo rozdziela temat celowego, krótkotrwałego postu od długotrwałego niedojadania (który też ma różne odcienie) czy faktycznego, permanentnego głodu
Zaskakujące jest też, jak bezkrytycznie autorka przytacza „fakty” z życia świętych, które/którzy jakoby pościli (tzn. głodowali) miesiącami i jakoby nadal żyli, a kilkadziesiąt stron dalej sama przyznaje, że po kilkudziesięciodniowej, całkowitej głodówce ciało człowieka praktycznie zaczyna się rozpadać od środka i szansa odratowania człowieka w takim stanie maleje w piorunującym tempie niemal do zera. Bo przecież przypadki wielomiesięcznej głodówki ludzi silnie otyłych, którzy w kontrolowanych warunkach po prostu spalają tłuszczyk, to swoiste ekstremum i ma się to nijak do fizjologii głodu przeciętnego człowieka.

Z okładki dowiemy się, że „głodu nie da się zignorować”. Faktycznie! Nie da się jednak też przejść do porządku dziennego nad poważnymi błędami merytorycznymi, zwłaszcza w początkowych rozdziałach. Nie trzeba poważniejszej wiedzy biochemicznej czy medycznej, by je wyłapać. Owszem, w przypadku tłumaczeń bywa i tak, że to tłumacz oraz zespół redakcyjny powala swoim poziomem ignorancji, ale w przypadku tej książki błędów, uproszczeń i przeinaczeń jest zbyt wiele, żeby wszystko zwalić na polski zespół. Co oczywiście tego ostatniego nie usprawiedliwia, bo po to jest zespół redakcyjny, żeby sprostował/skomentował niejasne czy błędne stwierdzenia autorki, o których nieco niżej.

Wydawnictwo nie rozpieszcza czytelnika i nie informuje praktycznie wcale, kim jest pani Russell. Stwierdzenie, że jest autorką wielu nagradzanych książek (wyjaśnienie jakich i przez kogo nagradzanych tu nie pada) oraz że uczy… sztuki pisania (sic!) na uniwersytetach w Nowym Meksyku i w Los Angeles niespecjalnie zachęca do lektury. Krótkie „śledztwo” w Internecie poinformuje nas, że mamy do czynienia z pisarką-aktywistką, nieco „nawiedzoną”, która podejmuje się pisania na baaaardzo rozległe tematy. Bo oto mamy książki o głodzie, botanice (o różach), entomologii (o motylach), archeologii i historii etc. Od Sasa do Lasa.
Z własnego „śledztwa” nie dowiedziałem się, żeby pani Russell miała jakiekolwiek przygotowanie fachowe pod względem medycznym czy biologicznym by pisać bez błędów o głodzie. Stąd też opinię opublikowana tutaj (na stronie LC), że jest to „rewelacyjne studium fizjologii, filozofii, historii, socjologii, geografii i medycyny głodu. [..] Najszersze chyba możliwe ujęcie tematu, podane w interesujacej formie, z bogatą bibliografią” pozwolę sobie uznać za cokolwiek kuriozalną. Chyba czytałem jakieś inne wydanie ;-). Dzieło pani Russell to zlepek opowieści utworzony z zebranych przez nią materiałów bez myśli przewodniej. Rozdziały można by spokojnie ułożyć w dowolnej kolejności – trudno było by się połapać, że coś jest nie tak. Gdyby faktycznie autorka chciała rzetelnie i wyczerpująco podejść do tak wielu aspektów głodu, książka musiała by być kilkukrotnie grubsza.


Spójrzmy na luźny wybór błędów, niedopowiedzeń czy uproszczeń:
Str. 6: Odczuwaliśmy głód nawet w ogrodzie Eden, który niektórzy antropolodzy nazywają paleoterrific (paleo-wspaniały) […]” Hm… Nie wiedziałem, że terrific (okropny, potworny, straszny) to to samo, co wspaniały. Ciekawa interpretacja tłumaczki.
Nieco dalej (akapit za długi by cytować) autorka próbuje przekonywać nas, że pierwotni łowcy i zbieracze żyli dostatnio, głód nie był większym problemem, mamutów było w bród. Potem nastały wieki ciemne, bo wybiliśmy mamuty, zabrakło zwierzyny łownej, ktoś wymyślił rolnictwo (rewolucja paleolityczna) co w dalszym czasie spowodowało powstanie miast, a tym samym brudu i głodu. Akapit kończy twierdzenie: „Jednak ludzie stawali się coraz bardziej głodni.” Wniosek zaskakujący. Owszem, wielką paleofaunę prawdopodobnie wytępił Homo sapiens, ale o ile pisane źródła nie kłamią, jeszcze w średniowieczu zwierzyny łownej w Europie i Azji było w bród (choć już nie były to mamuty), a poza tym parę tysięcy lat temu nie tylko wynaleziono rolnictwo, ale jeszcze hodowlę, więc chyba brak mamutów nie doskwierał nam zbytnio. To dzięki rewolucji paleolitycznej, czyli rolnictwu i hodowli mógł nastąpić wielki wzrost liczebności naszego gatunku, bo nie trzeba być naukowcem, żeby wiedzieć, że każde zwierzę jest bardziej płodne, jeśli okresy głodu są krótsze i mniej dokuczliwe. Nie inaczej było z naszym gatunkiem. Plagi głodu dotykające duże skupiska ludzkie starożytności nie były wywołane brakiem jedzenia samego z siebie a czynnikami naturalnymi, podobnymi do klęski głodu w Irlandii XIX wieku - zniszczeniem upraw i/lub zapasów.

Str. 24: „W wyniku spalania w komórkach cząsteczki glukozy zostają rozbite na dwutlenek węgla i wodę […]” Owszem, efektem spalania jest dwutlenek węgla i woda, ale zdanie głupio sugeruje, że glukoza jest zbudowana z wody i dwutlenku. Pomyłka językowa czy ignorancja?

I dalej: „Białka są to aminokwasy o różnych wzorach chemicznych. Stanowią one ¾ naszego ciała […].”
Za pierwsze stwierdzenie każdy licealista dostanie pałę z chemii a za drugie z biologii.
Aminokwasy to aminokwasy a białka to łańcuchy zbudowane z aminokwasów. Białko to około 20% ciała. 50-60% ludzkiego ciała to woda.

Str. 25: „W jelicie cienkim długie łańcuchy aminokwasów zostają rozbite na mniej złożone formy […]”. Chętnie poznam te długołańcuchowe aminokwasy i na cóż to one są rozbijane w jelicie. Niechybnie chodziło o białka.

„Tłuszcze składają się z kwasów tłuszczowych i glicerolu (substancji przypominającej cukry proste).” Pierwsze to prawda, ale drugie to biochemiczna bzdura. Wystarczy zajrzeć do jakiegokolwiek podręcznika biochemii.

Str. 33: „Kiedy przestajemy jeść, organizm zaczyna spalać zmagazynowane kalorie, czyli rezerwy. Zazwyczaj 85% z nich pochodzi z tłuszczu. Kolejne 14% to białko. Pozostały 1% stanowią węglowodany […]”
Stwierdzenie dziwaczne, bo sugerujące, że wystarczy kilkugodzinne niejedzenie a już nie mamy glukozy we krwi i zapasu glikogenu. Być może bilans energetyczny zapasów tak się rozkłada, ale nie można sugerować, że główna energia w normalnym stanie fizjologicznym pochodzi z tłuszczu bo w takim przypadku sportowcy podczas treningów wysiłkowych zamiast popijać mieszanki minerałów z glukozą przeżuwali by kostki smalcu.

Str. 43: „Nerki także zamieniają aminokwasy w glukozę, czego produktem ubocznym jest amoniak.” A to ciekawe, do tej pory byłem przekonany, że dezaminacją aminokwasów zajmowała się jedynie wątroba a nerki tylko filtrują krew i wydalają mocznik. Autorka nie raczyła podać źródła tej informacji. Gdybym żył w błędzie uprzejmie proszę o info.

Str. 57: „W popularnej diecie Atkinsa polegającej na zjadaniu dużej ilości białka i tłuszczu i tylko niewielkich ilości węglowodanów, kwasy tłuszczowe także zastępują glukozę.” Kwasy tłuszczowe nijak nie mogą zastąpić glukozy ani nawet być przekształcone w nią. Zapewne chodziło o fakt, że w przypadku dużego niedoboru węglowodanów i samej glukozy tłuszcze zaczynają grać rolę głównego materiału energetycznego.

Str. 195: „[…] studnia w wiosce przeszła test na obecność bakterii koliformów […]” Hmm… wypadało by przeciętnemu czytelnikowi wytłumaczyć, o co chodzi, pojęcie ma czytelniejszą, polska wersję.

I tak dalej i dalej…

Na koniec jeszcze spory głaz do ogródka polskiego zespołu redakcyjnego. Nie wiem, jak można wpaść na kretyński pomysł usunięcia wszelkich znaczników przypisów. Być może bibliografia jest obfita, ale nie da się z niej rozsądnie korzystać. Przypisy są umieszczone po każdym rozdziale jako dodatkowy tekst drukowany mniejszą czcionką. Jedyne wyróżnienie każdego kolejnego przypisu od poprzedniego to oddzielenie wcięciem pierwszego wiersza nastepnego akapitu. Odstepow miedzy akapitami brak! Że akapity były numerowane i pierwotnie numerki były w tekście świadczy przegapienie takiego znacznika przy jednym z przypisów na stronie 41. Przypis nr 6 jak byk, ale i tak nie wiadomo, do którego fragmentu tekstu się on odnosi. Przykład redaktorskiego i wydawniczego niechlujstwa.

Było by całkiem dobrze, gdyby co chwila nie było źle. Przez pierwsze pięć rozdziałów nie wiadomo, o czym autorka chce przede wszystkim pisać. O literaturze, fizjologii, biochemii czy o religii. Wszystko jest dość mocno pomieszane i mało – nomen omen - strawne. Potem idzie już całkiem gładko, kiedy opuszczamy okolice fizjologii i biochemii. Kiedy finiszujemy, narrator już...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    61
  • Przeczytane
    35
  • Posiadam
    10
  • Ulubione
    2
  • Teraz czytam
    2
  • Naukowe i popularnonaukowe różne
    1
  • Historia
    1
  • 2018
    1
  • POPULARNO-NAUKOWE
    1
  • Psychologia, Popularn., Filozofia
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Głód . Historia nienaturalna


Podobne książki

Przeczytaj także