-
ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant60
-
ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
-
ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński29
-
ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Cytaty z tagiem "język" [389]
[ + Dodaj cytat]Kiedy dwa podmioty kłócą się wedle uregulowanej wymiany replik, tak aby mieć „ostatnie słowo”, oba już są małżonkami: scena jest dla nich spełnianiem prawa, praktykowaniem języka, którego są współwłaścicielami; każdy po kolei, mówi scena, co oznacza: ty nigdy beze mnie, i na odwrót. Taki jest sens tego, co eufemistycznie nazywamy dialogiem: nie słuchać siebie nawzajem, lecz wspólnie podporządkowywać się egalitarnej zasadzie podziału dóbr języka. Partnerzy wiedzą, że konfrontacja której się oddają i która ich nie rozdzieli, jest w równym stopniu pozbawiona skutków co perwersyjna rozkosz (scena jest swoistym sposobem sprawiania sobie przyjemności bez ryzyka, że spłodzi się dziecko). Wraz z pierwszą sceną język zaczyna swą długą karierę niespokojnej i bezużytecznej rzeczy. To dialog (popis dwóch aktorów) skaził Tragedię, zanim pojawił się Sokrates. Monolog został w ten sposób zepchnięty na obrzeża ludzkości: w tragedię archaiczną, w niektóre formy schizofrenii, w miłosne solilokwium (przynajmniej póki „utrzymuję się” we własnym obłędzie i nie ulegam chęci wciągnięcia innego w regulowaną kontestację języka). Tak jakby protoaktor, szaleniec i zakochany odmawiali pasowania siebie na bohatera słowa i podporządkowania się językowi dorosłemu, językowi społecznemu podpowiadanemu przez złą Eris: językowi powszechnej neurozy.
Zatem dostępuję (przelotnie) języka bez przymiotników. Kocham innego nie wedle jego zalet (wyliczonych), lecz wedle jego istnienia; kocham go poruszeniem, które moglibyście z powodzeniem nazwać mistycznym, kocham nie to, czym jest, lecz: że jest. Język, którym podmiot zakochany wówczas protestuje (przeciw wszystkim rozgadanym językom świata), jest językiem przytępionym: wszelki osąd ulega zawieszeniu, a terror sensu – zniesieniu. W swoim poruszeniu unicestwiam samą kategorię zasługi: podobnie jak mistyk obojętniejący na świętość (która byłaby jeszcze atrybutem), ja, docierając do bycia takim innego, nie przeciwstawiam już ofiary pragnieniu: wydaje mi się, że mogę otrzymać od siebie to, że będę mniej pragnął innego i bardziej się nim rozkoszował. Zażartym wrogiem bycia takim jest Plotka, ta ohydna fabryka przymiotników. A tym, co najbardziej się upodabnia do osoby kochanej takiej, jaka jest, mógłby być Tekst, do którego nie mogę przystawić żadnego przymiotnika: którym rozkoszuję się bez konieczności jego odszyfrowania.
Zwierzęta nie znają naszego języka, ale bez wątpienia rozumieją język emocji.
...miasto, w którym język polski budził życzliwe zainteresowanie, to Dniepropietrowsk — nie Charków, nie Donieck, a właśnie Dniepropietrowsk. Tam zresztą usłyszałem słowa, które bardzo mi się spodobały. Otóż dziadek rzekł do wnuczka: „Widzisz, panowie mówią po polsku, bo są z Polski. Ty powinieneś mówić po ukraińsku, bo jesteś z Ukrainy. Wtedy nasz kraj będzie tak bogaty jak Polska”.
Humor to tajny język (...) Słowa w słowach.
To urocze, że podczas gdy po włosku martwa natura nazywa się zgodnie z prawdą natura morta, po niemiecku ma już eufemistyczną nazwę Stilleben. To trochę jak Endlösung czy Sonderbehandlung.
Czasami odnoszę wrażenie, że mamy do czynienia z wybuchem epidemii, która godzi we właściwość najbardziej wyróżniającą rodzaj ludzki, to znaczy w użycie słowa: język zaatakowała dżuma, która objawia się utratą mocy poznawczych i bezpośredniości oddziaływania, poraża automatyzmem, który niweczy ekspresję na rzecz wyrażeń ogólnikowych, anonimowych, abstrakcyjnych, który rozmywa znaczenia, tłumi górne tony rejestru, gasi iskry buchające ze zderzenia słów w nowych kontekstach.
Zalewa nas nieprzerwany strumień obrazów. Najpotężniejsze media przetwarzają świat na obrazy i zwielokrotniają jego wizerunek poprzez fantasmagoryczną grę zwierciadeł: niemal wszystkie obrazy są pozbawione owej wewnętrznej konieczności, jaka powinna cechować każdy z nich, przenikać jego formę i znaczenie, wyzwalać siłę wyrazu narzucającą się naszej uwadze, roztaczać bogactwo możliwych znaczeń. Wielka część tej chmary obrazów natychmiast się rozprasza, niczym sny, które pierzchają bez śladu: pozostaje jednak uczucie obcości i zakłopotania. A być może ta ulotność nie dotyczy jedynie obrazów czy języka - dotyczy także świata. Dżuma atakuje życie jednostek i narodów, sprawia, że ich historia staje się bezkształtna, przypadkowa, chaotyczna, pozbawiona początku i końca. Niepokoję się właśnie utratą owej formy i staram się jej przeciwstawiać, występując w obronie pewnej koncepcji literatury, bo tylko takiej obrony potrafię się podjąć.
Sądzę, że podstawowe mechanizmy ludzkiego umysłu nie zmieniły się od epoki paleolitu, od czasów naszych praojców, myśliwych i zbieraczy, i powtarzają się poprzez wszystkie kultury w historii ludzkości. Słowo wiąże widzialny ślad z niewidzialną rzeczą, z rzeczą nieobecną, upragnioną bądź zatrważającą, jest niczym kruchy mostek fortuny przerzucony nad pustką. Dlatego, też właściwe użycie języka pozwala, jak sądzę, zbliżyć się do rzeczy (obecnych i nieobecnych) z rozwagą, ostrożnością i skupieniem, z szacunkiem wobec tego, co rzeczy (obecne i nieobecne) komunikują bez słów.