Nie znoszę komiksów ze scenariuszem Hickmana, to przeważnie kosmiczny bełkot. Jednak liczyłem na to, że nikt w Marvelu nie da mu zepsuć przygód Fantastycznej Czwórki. I czytając ten dość obszerny zbiorczy album miałem wrażenie, że nawet Hickmana lepsze momenty, ale bardzo szybko je psuje swoim bełkotem. Pierwsza zbiorówka Fantastycznej Czwórki z jego scenariuszem jest niczym jazda rollecoasterem, który niestety przez większość podjeżdża pod górę ciągnięty łańcuchem....ale później! Nadal jest ciągnięty pod gorę i niestety nie doczekałem się ekscytującego zjazdu z pełną prędkością. Ten album na pewno nie poprawi mojego zdania o twórczości Hickmana. Graficznie komiks jest nierówny, bo za rysunki odpowiadają różni artyści, więc raz jest lepiej, a raz gorzej. Dramatu nie ma, ale poza jedną opowieścią (Dark Reign) nie ma tutaj fajerwerków również w tej tematyce.
Niezły, choć jest obniżka formy względem poprzednich tomów. W przeciwieństwie do tego co było wcześniej, tu nie ma jednej, ciągłej fabuły, tylko kilka mniejszych epizodów. Brakowało mi trochę napięcia i intrygi w scenariuszu. Bez Czerwonej Czaszki i Kronasa to już nie to samo.... No i tytułowy proces nie jest jakiś szczególnie ekscytujący. Do tego ciągłe zmiany rysowników, czyli coś czego bardzo nie lubię w amerykańskim komiksie. Przeczytałem bez większych zgrzytów, ale na pewno nie bawiłem się tak jak przy tomach 1-6.