Najnowsze artykuły
- ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel15
- ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
- ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać1
- Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
August Staszkiewicz
1
6,3/10
Pisze książki: literatura dziecięca
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,3/10średnia ocena książek autora
3 przeczytało książki autora
0 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Wigilijna noc August Staszkiewicz
6,3
August Staszkiewicz napisał książkę dla dzieci „Wigilijna noc”. W 2013 roku wydało ją wydawnictwo Novae Res.
Jaś ma chore serce. Odwiedzając szpital, rozmawia z dwoma pluszakami – Bimbkiem, słonikiem, i Rexem, pingwinkiem. Anioł, widząc chorego chłopca, chce mu pomóc. Na jedną noc ożywia zabawki, a te stawiają sobie za punkt honoru pomóc chłopcu. Ponieważ wiedzą, że Bóg może wszystko, to do niego chcą się skierować z prośbą o zdrowie dla Jasia. Ponieważ syn Boga urodzi się następnej nocy, chcą mu złożyć wizytę i porozmawiać o chłopcu. Choinkowe ozdoby i prezenty podpowiadają im, że najlepiej wybrać się do pięknej stajenki na Pradze. Po drodze jednak mają wiele przygód – mało nie toną, ktoś ich porywa, a ich przyjaciel, pies, jest ścigany przez bandę dzikich psów. Pomagają im życzliwi ludzie i aniołki z choinki pod Pałacem Kultury. Tymczasem rodzice Jasia bardzo się martwią o jego stan zdrowia. Na szczęście jest Wigilia i wszystko się może zdarzyć.
Książka jest utrzymana w świątecznym klimacie. Warszawa przedstawiona jest całkiem dobrze, także jej atmosfera podczas Bożego Narodzenia. Zdziwił mnie jedynie śnieg – już dawno nie widziałam w święta śniegu w Polce!
Bohaterowie są ciekawi, szczególnie pluszaki. Są przyjaciółmi, bardzo o siebie dbają i wspierają się. Wiedzą jednak, że najważniejsze jest zdrowie Jasia. To dla niego ich ożywiono. Swoją misję traktują bardzo poważnie.
Rodzice Jasia są zrozpaczeni. Nawet ich rozmowy są przesycone bólem. Jaś jest dzielny – mimo choroby nie chce martwić rodziców i ukrywa złe samopoczucie. Jest przeszczęśliwy z prezentu, jaki sprawił mu los… ale o tym musicie się sami przekonać.
Język powieści jest prosty. Autor starał się, by wszystko było jak najbardziej zrozumiałe dla dzieci, które będą czytać książkę. Także historia jest dostosowana do wieku. Mimo chwilowych niepowodzeń, a nawet kryminalnych scen, wszystko kończy się dobrze.
Wielkim plusem są rysunki. Urozmaicają one opowieść. Są proste i kolorowe, utrzymane w atmosferze świątecznej. Ożywiały całość powieści i były do niej doskonale dopasowane.
Minusem dla mnie było to, że im bliżej zabawki były celu, tym bardziej ktoś im przeszkadzał. Zdziwiło mnie to, a nawet zaczęło denerwować. Całym sercem zaczęłam im kibicować, zżyłam się z tymi postaciami.
Książkę czyta się szybko. Uczy wielu rzeczy – współpracy, lojalności, pomocy bliźnim. Przy okazji to piękna historia, która pasuje do zbliżających się Świąt.
Komu polecam? Tym, którzy szukają prezentu na Boże Narodzenie dla swoich pociech lub młodszego rodzeństwa. To świetna pozycja, jeszcze nieznana, z nowym motywem i polskim tłem. Może daleko jej do „Opowieści wigilijnej” Dickensa, ale i tak warto po nią sięgnąć.
Wigilijna noc August Staszkiewicz
6,3
Przeważnie w okresie Bożego Narodzenia stajemy się bardziej podatni na wszelkiego rodzaju akcje charytatywne, łaskawiej spoglądamy na tych, którym się w życiu nie poszczęściło, częściej się wzruszamy, pozwalając na to, by podniosła atmosfera chociaż na krótki czas opanowała nasze zabiegane lub zazwyczaj niewzruszone serca. Niektórzy wciąż wierzą w magię wigilijnej nocy, stawiając na stole dodatkowe nakrycie dla zbłąkanego wędrowca. Podsłuchują drzemiące zwierzęta, licząc na to, iż przemówią one ludzkim głosem. Tymczasem ewentualne rozmowy zagłuszane są przez płynące z naszych ust, z radioodbiorników bądź z telewizorów słowa popularnych kolęd, opowiadających o cudach i zapierających dech w piersiach wydarzeniach.
I chociaż świąteczna gorączka nie zdążyła nas jeszcze zaatakować, jej przedsmak możemy znaleźć w utworze Augusta Staszkiewicza, który tchnął życie w maskotki, rozweselające parapet jednej z warszawskich przychodni. To właśnie one, niewielkich rozmiarów pluszaki w wigilijną noc postanowiły sprawić, iż jeden z małoletnich podopiecznych placówki miał w niezwykły sposób powrócić do zdrowia.
Skromny objętościowo tekst (zaledwie 60 stron) został obficie wyposażony w liczne wydarzenia. Wielowątkowa opowieść o zabawkach rozpoczyna się od ryzykownego pomysłu, którego realizacji podjęły się dwa rezolutne aniołki. Wzruszone losem chorego na serce Jasia, niebiańskie istoty postanowiły ożywić materiałowego słonia oraz pingwina. Korzystając z ich pomocy, chciały sprawić, by chłopiec mógł w pełni cieszyć się beztroskim dzieciństwem. Maleńcy bohaterowie, przejęci powagą misji, nawiązali nowe znajomości, przywrócili napotkanym stworzeniom wiarę w dobro w pomyślne rozwiązanie problemów, pomagali odzyskać lub zdobyć dom tym, którzy go w niesprawiedliwy sposób utracili. Krótko pisząc, Rex i Bimbek na brak przygód nie mogli narzekać, a autor dostarczył czytelnikowi masę wrażeń.
Staszkiewiczowi udało się stworzyć świąteczną atmosferę, która udziela się nie tylko bohaterom, ale przede wszystkim odbiorcom książki. Nie można tak po prostu przyjąć do wiadomości, iż sympatyczne postaci zostały wrzucone na głęboką wodę i na skutek zbiegu różnych okoliczności, często wpadały w poważne tarapaty. Gdy tylko ulegałam wrażeniu, iż cel, jaki obrały sobie zwierzaki, był niemalże w zasięgu ich ręki, na horyzoncie pojawiał się czarny charakter, niweczący szansę na happy end. Innym razem kłody pod nogi słonia i pingwina rzucała sama natura. Niejednokrotnie ,,drowie” i ,,życie” maskotek wisiało na włosku, raz zagrażała im wataha bezpańskich psów, kiedy indziej wzburzona rzeka, którą, gdy była jeszcze pokryta grubym lodem, postanowiły pokonać. Mimo bajkowej otoczki sceny zostały tak realnie przedstawione, że można było sądzić, iż eskapada zmierza ku katastrofie.
Mamy więc do czynienia z nagłymi zwrotami akcji oraz nieco przytłaczającą liczbą bohaterów, bowiem prócz wymienionych wcześniej postaci na stronach książki pojawiają się również inne zabawki, przypadkowi przychodnie, rodzina chorego Jasia, zwierzęta zamieszkujące warszawskie Zoo i pewien porzucony pies, który w całej historii odegra kluczową rolę. Byłabym hipokrytką, gdybym stwierdziła, iż nie uległam magii tego rozbudowanego opowiadania, że nie wzruszyłam się postawą dziecka, które doświadczyło w swoim krótkim życiu wielu trosk i jednocześnie prawdziwego cudu. Przyznam się zatem do tego, iż płakałam w momencie, w którym Jasio podzielił się swoim szczęściem z ubogim rówieśnikiem i wcale nie jestem tym faktem zażenowania.
Czuję się jednak zobowiązana do tego, aby wytknąć autorowi kilka rażących błędów. Otóż w nadmiarze serwowanych czytelnikowi wrażeń August Staszkiewicz wyraźnie się zagalopował. Momentami miałam wrażenie, iż całkiem udany pomysł na fabułę został utrwalony w niedbały i nieprofesjonalny sposób. Objawia się to chociażby wołającą o pomoc korektora stylistyką. Uciekanie od synonimów zaowocowało licznymi i dość irytującymi powtórzeniami, przez co zdarzyło mi się skomentować dane sformułowanie ubogim zasobem słów autora. Staszkiewiczowi często myliły się właściwe formy czasownika, zwłaszcza wtedy, gdy zwierzaki, pluszaki, maskotki ,,byli”, ,,biegli” ,,chodzili”. Ponadto odnotowałam kilka logicznych błędów: unoszący się w powietrzu zabawkowy helikopter, osiągnął wysokość 100 metrów i zaczepiał o czubki rosnących w Warszawie drzew (pokażcie mi tak bujną roślinność w naszej stolicy, a zwrócę honor pisarzowi),albo moment w którym porywacz-Syfon nakazuje słoniowi i pingwinowi, by ,,siedziały na miejscu i zaprowadziły go" do pewnej choinki (jedno wyklucza drugie). Grania na emocjach czytelnika (gest Jasia, którego wzruszyła bieda innego chłopca, nawrócenie bezpańskiego kundla, który wąchając szalik należący do swej pani, postanowił zrezygnować z krwawej jatki) nie uważam za przewinienie. Akurat w tym przypadku wydało mi się to nawet pożądane.
Nieomalże zapomniałabym wspomnieć o naprawdę godnych uwagi ilustracjach, do stworzenia których przyczyniła się Kamila Stankiewicz. Z całą pewnością oddają one klimat Wigilijnej nocy, wzbudzają zainteresowanie młodego czytelnika i wywołują pozytywne wrażenie.
Mimo kilku wpadek uważam, iż debiutu Staszkiewicza nie można spisać na straty. To całkiem przyjemna, dająca nadzieję na doświadczenie czegoś dobrego i niezwykłego w życiu, historia. Myślę, że książka mogłaby stać się udanym gwiazdkowym prezentem dla naszych milusińskich.
Więcej na moim blogu:
http://lilia.celes.ayz.pl/blog/dla-dziecka/w-wigilijna-noc-cuda-sie-zdarzaja/