Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać100
- ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel5
- ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
- Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Giles Whittell
2
7,2/10
Pisze książki: powieść historyczna, reportaż
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
7,2/10średnia ocena książek autora
47 przeczytało książki autora
92 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Kobiety w kokpicie. Zapomniane bohaterki drugiej wojny światowej
Giles Whittell
7,4 z 40 ocen
134 czytelników 9 opinii
2014
Bridge Of Spies, A True Story of the Cold War
Giles Whittell
7,0 z 2 ocen
3 czytelników 1 opinia
2014
Najnowsze opinie o książkach autora
Kobiety w kokpicie. Zapomniane bohaterki drugiej wojny światowej Giles Whittell
7,4
Na początku napiszę coś, co innym może wydawać się oczywiste. Miałem wielką przyjemność przeczytać książkę, która odkrywa nieznanych bohaterów, a raczej bohaterki biorące czynny udział w działaniach wojennych przeciw Niemcom. Mowa tutaj o kobietach zajmujących się pilotażem samolotów i biorących udział w szczególnie niebezpiecznych misjach dostarczania samolotów do wytyczonych punktów. Każda z przedstawionych kobiet to inna historia, wiążąca się z krajem pochodzenia, dorastaniem, bagażem doświadczeń. Łączyło je jedno. Przynależność do ATA (Air Transport Auxiliary),będącą paramilitarną organizacją mającą za zadanie transport samolotów. Kobiety były lekceważone, wyśmiewane, musiały znosić wiele upokorzeń i udowadniać swoją gotowość do misji, z których mogły już nie wrócić.
Coraz częściej sięgam po książki z kategorii historia, szukając w nich tego, co pomoże mi stać się lepszym w teraźniejszości, przenosząc historie na własne życie. „Kobiety w kokpicie” jest starannie wydaną książką, zawierającą opowieści o bohaterkach narażających własne życie w imię powrotu do stabilizacji i pokoju na świecie. Żeński odłam powstał na potrzeby czasu. Brakowało lotników mężczyzn. Szybko okazało się, że kobiety nie są gorsze od płci brzydkiej, doskonale sobie radzą na ziemi i w powietrzu, często przewyższając biegłością i opanowaniem mężczyzn. Ich wielka odporność psychiczna i duża wytrzymałość na stres były dodatkowym atutem. Doskonale sprawdzały się w każdej roli i nierzadko były kierowane do szczególnie niebezpiecznych misji. Odwaga i charyzma zostają na nowo odkryte i w końcu można poznać je imiennie.
Giles Whittell zebrał obszerny materiał, posiłkując się dokumentacją, oraz starymi fotografami, co mocno wciąga czytelnika w trakcie lektury i pozwala się zatracić w lekturze. Kobiety decydujące się na tego rodzaju poświęcenie zdawały sobie sprawę, że mogą nie wrócić. A prawie zawsze ktoś na nich czekał. Zostawili swoich bliskich, wybierając miłość do ojczyzny i walkę o wolny świat. Wielki szacunek dla Whittella za mrówczą pracę, za dotarcie do żyjących jeszcze kobiet i przeprowadzenie wywiadów z nimi.
Książka jest świadectwem, dokumentem, uczy nas historii często przemilczanej, pomijanej lub celowo zapomnianej. A za wojną kryją się kobiety, których odwaga często przewyższała odwagę mężczyzn. Dla mnie „Kobiety w kokpicie. Zapomniane bohaterki drugiej wojny światowej” to książka, którą traktuję w kategorii tych, które mają nas wzruszyć i przypomnieć o tym, co w życiu jest ważne. Żyjąc w XXI wieku mamy skłonności do malkontenctwa, szukamy wygodnictwa, zapominając o sprawach ważnych. A od historii nie sposób uciec. Wszak to właśnie ona kształtuje naszą teraźniejszość i wpływa na przyszłość.
Bohaterki powtarzały chórem „żadnego blichtru”. Mamy tutaj również akcenty polskie, co mnie niezmiernie cieszy. Książka pokazuje ofiarność kobiet, ich zjednoczenie, ich zaangażowanie i wielką odwagę. Dla mnie to wielka lekcja, która na długo zapadnie mi w pamięci i za którą dziękuje Wydawnictwu „Wiatr od morza”.
To książka nie tylko dla pasjonatów samolotów. Jeżeli jesteś miłośnikiem powieści to mogę zapewnić, że tę książkę czyta się niczym powieść z elementami obyczajowymi, sensacyjnymi i kryminalnymi. To książka o sile, honorze i wierze w lepszy czas. A cena, którą niejednokrotnie przyszło zapłacić? Nikt się nad tym nie zastanawiał. Najważniejsze było dążenie do zakończenie bezsensownych działań wojennych. To mądry, przejmujący dokument. Polecam.
Na początku powiem coś, co innym może wydawać się oczywiste. Miałem wielką przyjemność przeczytać książkę, która odkrywa nieznanych bohaterów, a raczej bohaterki biorące czynny udział w działaniach wojennych przeciw Niemcom. Mowa tutaj o kobietach zajmujących się pilotażem samolotów i biorących udział w szczególnie niebezpiecznych misjach dostarczania samolotów do wytyczonych punktów. Każda z przedstawionych kobiet to inna historia, wiążąca się z krajem pochodzenia, dorastaniem, bagażem doświadczeń. Łączyło je jedno. Przynależność do ATA (Air Transport Auxiliary),będącą paramilitarną organizacją mającą za zadanie transport samolotów. Kobiety były lekceważone, wyśmiewane, musiały znosić wiele upokorzeń i udowadniać swoją gotowość do misji, z których mogły już nie wrócić.
Coraz częściej sięgam po książki z kategorii historia, szukając w nich tego, co pomoże mi stać się lepszym w teraźniejszości, przenosząc historie na własne życie. „Kobiety w kokpicie” jest starannie wydana książką, zawierającą opowieści o bohaterkach narażających własne życie w imię powrotu do stabilizacji i pokoju na świecie. Żeński odłam powstał na potrzeby czasu. Brakowało lotników mężczyzn. Szybko okazało się, że kobiety nie są gorsze od płci brzydkiej, doskonale sobie radzą na ziemi i w powietrzu. Ich wielka odporność psychiczna i duża wytrzymałość na stres były dodatkowym atutem. Doskonale sprawdzały się w każdej roli i nierzadko były kierowane do szczególnie niebezpiecznych misji. Odwaga i charyzma zostają na nowo odkryte i w końcu można poznać je imiennie.
Giles Whittell zebrał materiał, posiłkując się dokumentacją, oraz starymi fotografami, co bardziej wciąga czytelnika i pozwala się zatracić w lekturze. Kobiety decydujące się na tego rodzaju poświęcenie zdawały sobie sprawę, że mogą nie wrócić. A prawie zawsze ktoś na nich czekał. Zostawili swoich bliskich, wybierając miłość do ojczyzny i walkę o wolny świat. Wielki szacunek dla Whittella za mrówczą pracę, za dotarcie do żyjących jeszcze kobiet i przeprowadzenie wywiadów z nimi.
Książka jest świadectwem, dokumentem, uczy nas historii często przemilczanej, pomijanej lub celowo zapomnianej. A za wojną kryją się kobiety, których odwaga często przewyższała odwagę mężczyzn. Dla mnie „Kobiety w kokpicie. Zapomniane bohaterki drugiej wojny światowej” to książka, którą traktuję w kategorii tych, które mają nasz wzruszyć i przypomnieć o tym, co w życiu jest ważne. Żyjąc w XXI wieku mamy skłonności do malkontenctwa, szukamy wygodnictwa, zapominając o sprawach ważnych. A od historii nie sposób uciec. Wszak to właśnie ona kształtuje naszą teraźniejszość i wpływa na przyszłość.
Bohaterki powtarzały chórem „żadnego blichtru”. Mamy tutaj również akcenty polskie, co mnie niezmiernie cieszy. Książka pokazuje ofiarność kobiet, ich zjednoczenie, ich zaangażowanie i wielką odwagę. Dla mnie to wielka lekcja, która na długo zapadnie mi w pamięci i za którą dziękuje Wydawnictwu „Wiatr od morza”.
To książka nie tylko dla pasjonatów samolotów. Jeżeli jesteś miłośnikiem powieści to mogę zapewnić, że tę książkę czyta się niczym powieść z elementami obyczajowymi, sensacyjnymi i kryminalnymi. To książka o sile, honorze i wierze w lepszy czas. A cena? Nikt się nad tym nie zastanawiał. Najważniejsze było dążenie do zakończenie bezsensownych działań wojennych. To mądry, przejmujący dokument. Polecam.
Autor: Piotr Z o 13:28
Kobiety w kokpicie. Zapomniane bohaterki drugiej wojny światowej Giles Whittell
7,4
Z CZYM TAM DZIŚ IGRASZ?
"I ani lilii wodnej, aby się uchwycić,
w wielkim jeziorze nieba,
w którym serce tonie...
Któż mi przyszłość wywróży
z lotu samolotów,
grających na nieboskłonie?
..."
A samoloty grały melodie o wszystkim: o rodzinnym domu zostawionym w oddali, o kochanku, który został na ziemi, o strachu przed nieznanym i o wielkiej miłości do przebywania ponad chmurami. Można z nich było wywróżyć radość, tę niegasnącą nigdy przyjemność, jaką dawało latanie - poruszanie się po błękitnym torze. Wyczytywano z nich wolność, nieokiełznaną i nigdy nie wychodzącą z mody, nie nudzącą się nawet po wielu godzinach lotu. Wróżono miłość, jaka rodziła się między pilotami, wróżono też przyjaźnie, które zawiązywały się na ziemi, ale ich źródłem były przestworza. Z niepokojącego lotu samolotów wróżono jednak również tęsknotę i śmierć.
W 1939 roku ATA (Air Transport Auxiliary),czyli paramilitarna organizacja, która podczas II wojny światowej zajmowała się transportem samolotów, zrozumiała, że wojna nie wybiera. Nie patrzy na wiek, pochodzenie czy płeć. Dlaczego więc mieliby to robić ludzie? Ku przerażeniu jednych i oburzeniu drugich, postanowiono więc utworzyć kobiecą sekcję ATA. Lotników brakowało, a samoloty wciąż trzeba było dostarczać - rozwiązanie wydawało się więc, jeśli nie idealne, to przynajmniej sensowne. Jak się jednak okazuje, dla wielu takie nie było. Kobiety raz za razem musiały udowadniać, że nie tylko dorównują mężczyznom za sterami, ale niejednokrotnie są od nich lepsze. Narażały się więc nie tylko na śmiertelne niebezpieczeństwo sterując, często zaniedbanymi lub niedopilnowanymi w kwestii technicznej, samolotami (niejednokrotnie podczas pogody, przy której mężczyzna zwyczajnie odmawiał lotu!),ale jakby tego było mało, także na szydercze spojrzenia kolegów po fachu. Oczywiście nie wszyscy z nich okazali się wtedy dziecinni i zacofani, nadal należeli jednak niestety do większości.
Lotniczki, które podczas II wojny światowej okazywały niezwykłą odwagę, brawurę ( często balansującą na granicy ewidentnego ryzyka) i pasję, są mało znane przeciętnemu człowiekowi. Niektórzy w ogóle nie zdają sobie sprawy z ich udziału w konflikcie zbrojnym tamtych czasów. Dlatego tym bardziej cieszę się i gratuluję autorowi „Kobiet w kokpicie”, że zdecydował się na napisanie książki poświęconej właśnie tym zapomnianym bohaterkom. A bohaterkami są bez dwóch zdań i jeśli ani razu Wasza wizja kobiet z tamtych lat nie wyszła poza czekające na mężów i ojców, stroskane postaci zalane łzami, to proszę - sięgnijcie po tę książkę. To, w jaki sposób Giles Whittell napisał „Kobiety w kokpicie” zasługuje na owacje na stojąco. Rzetelność co do faktów, mnóstwo autentycznych, przytoczonych wypowiedzi bohaterek, konsekwencja co do treści i kolejności rozdziałów, odwiedziny u wciąż żyjących lotniczek ( w tym wizyta w Warszawie u Jadwigi Piłsudskiej) i wreszcie styl - lekki, mieniący się całym wachlarzem emocji, zabawny tam gdzie mógł sobie na to pozwolić i poważny (ale nie patetyczny!) tam, gdzie nie było miejsca na żarty - słowem pełen tego, z czego zazwyczaj odarta jest literatura faktu.
Zagłębiając się w lekturę najnowszej książki Wydawnictwa Wiatr Od Morza stajemy się jedną z opisywanych w niej kobiet. Widząc ich pasję, zaangażowanie i czystą, głęboką radość, którą odczuwały - pomimo (a może właśnie na przekór?) strachu, tęsknoty, a nawet żałoby - wsiadając do kokpitu i unosząc się ponad chmury, ponad lęk, ponad wojnę, nawet ponad śmierć, trudno jest nie zarazić się tym wszystkim. Trudno nie wyobrazić sobie siebie, jako pilota szybującego wysoko i za nic mającego wszystkie swoje wady, ułomności i kompleksy. Giles Whittell w niewyobrażalny wręcz sposób przybliżył czytelnikowi swoje bohaterki (rozumiane tutaj dwojako),cytując ich dzienniki, wtajemniczając nas w ich problemy osobiste i sadzając nas jako pasażera, w ich najtrudniejszych chwilach nad ziemią. Poznajemy takie kobiety, jak: Amy Johnson, o której powstał (nie w pełni zgodny z prawdą, bo mający cele propagandowe) film „They Flew Alone”, Jackie Cochran, która jako pierwsza kobieta przekroczyła barierę dźwięku, Pauline Gower - to ona otrzymała zadanie zorganizowania kobiecej sekcji ATA, Audrey Sale-Baker, która znana była również z zamiłowania do sportów zimowych i swojego domniemanego zaginięcia w buszu, Lettice Curtis i wiele innych kobiet, które naprawdę warto poznać. I choć parokrotnie zdarzało mi się podczas lektury pomyśleć ( z sympatią i uśmiechem!): „wariatki!”, to są to bohaterki, które na długo pozostaną w mojej głowie.
Giles Whittell zadbał o to, aby czytelnik poznał przedstawione mu lotniczki także jako „zwykłe” kobiety, zanim po raz pierwszy usiadły za sterami samolotów. Ich historie są tak różne, jak różnie są ludzie i ich losy - jedne zapisywały się na kurs latanie z nudów, inne od dzieciństwa nie marzyły o niczym innym, jedne miały bogatych rodziców i wymarzone dzieciństwo, inne zmagały się z biedą i niedostatkiem. Autor także pod koniec nie zaniedbuje swojego czytelnika i nie kończy swojej książki na ostatnim dniu ich pracy. Stara się również przybliżyć losy przynajmniej niektórych z nich już po wojnie, pokazać jak ułożyło się ich życie i czy nadal nie wyobrażają go sobie bez latania.
„Kobiety w kokpicie” to naprawdę pasjonująca i niesamowita historia o odwadze i miłości do latania, to opowieść o ogromnej pasji, patriotyzmie i poświęceniu. Wiele w niej anegdot i szczęśliwych wspomnień. Wiele również walki o równe i nie krzywdzące nikogo prawa. Książka o tych zdumiewających kobietach to slalom w przestworzach pomiędzy smutkiem a radością, tragedią a śmiechem, życiem a śmiercią. Choć „Kobiety w kokpicie” w głównej mierze są historią pozytywną, a nawet powiedziałabym pouczającą, to nie zapominajmy (tak, jak nie zapomniał Giles Whittell, tak jak nie zapomniały te, które przeżyły) że kobietom tym dzień w dzień towarzyszyło niewyobrażalne niebezpieczeństwo, mogły zostać zestrzelone przez wroga, mogły zamarznąć na śmierć, mogły po prostu się rozbić. I tak niestety niejednokrotnie się zdarzało. ”Z czym tam dziś igrasz?” - tym pytaniem niejednokrotnie witały się lotniczki idąc, każda na swoją służbę. Odbieram tę książkę przede wszystkim jako hołd, zarówno dla tych, które zginęły na służbie, jak i tych, którym dane było przeżyć wojnę. Będę polecać „Kobiety w kokpicie” każdemu, ponieważ wciąż za mało się mówi o tych bohaterkach, ponieważ śmierć i życie niektórych z nich nie zostały należycie uczczone, ponieważ wciąż...
"...zmierzch idzie, za górami
milkną głosy maszyn,
noc nakłada żałobę,
nie wiadomo po kim..."*
*M. Pawlikowska-Jasnorzewska: "I ani lilii wodnej".