Jesteśmy społecznością, która kocha książki

Dobra książka to, to nie jest. ani pod względem prozatorskim ani treściowym. Warsztatu literackiego to ten Pan nie opanował -zdania co prawda pisze krótkie i proste ale ma męczący zwyczaj w samym środku narracji wtrącania zupełnie niepotrzebnych szczegółów typu :dokładny opis dania które właśnie je, zapis nie związanej z niczym rozmowy telefonicznej lub ogóle dywagacje o niczym. Co do treści jest jeszcze gorzej karmi nas potwornymi truizmami, sporadycznie wplatając rzeczy naprawdę interesujące ale zastanówmy się -facet jest zawodowym negocjatorem gdyby wydał książkę i zawarł w niej całą swoją wiedzę na temat negocjacji z porywaczami to dzień po jej wydaniu musiałby natychmiast zmienić zawód . Można by się w związku z tym zastanowić po co w ogóle wydaje się takie książki skoro i tak nie można w nich zawrzeć naprawdę istotnych informacji a tylko prześlizgiwać sie pobieżnie i opowiadać o rzeczach które dla wszystkich są zupełnie oczywiste. Mam na ten temat małe podejrzenie - no dobrze wcale nie takie małe , zupełnie duże podejrzenie , że książka ta powstała po to żeby zobrazować wszem i wobec zajebistość jej autora. Pan Ben Lopez czy jak tam się on naprawdę nazywa uwielbia się chwalić i jakby tego było mało uwielbia też krytykować wszystkich inny dokoła tylko po to żeby na ich tle samemu wypaść jak najlepiej. Ten człowiek zupełnie nie wzbudził mojego zaufania i po lekturze jego książki nigdy ale to przenigdy nie skorzystałabym z jego pomocy nawet przy podlewaniu kwiatków bo najpierw wszedłby do domu w zabłoconych butach , potem skrytykował kolor doniczek a na koniec wygłosić przemówienie na temat rolnictwa w Kenii po czym wyszedł nie podlewając ani jednego. Ależ się wyzłośliwiłam. Istnieje też inne wytłumaczenie ten człowiek w rzeczywistości jest genialnym negocjatorem ale zwyczajnie nie potrafi pisać książek- przecież można być genialnym we wszystkim. Wybór pozostawiam Wam samym.