Wielki renesans. Chińska transformacja i jej konsekwencje Bogdan Góralczyk 8,6
ocenił(a) na 618 tyg. temu "Wielki Renesans. Jak Chińczycy przechytrzyli Amerykanów" winien brzmieć tytuł tej książki. Bowiem Ameryka przez długie lata wspierała Chiny, w nadziei, że te w końcu się zdemokratyzują, tymczasem Chińczykom to ani w głowie. Owszem, podźwignęli się i rozwinęli tak, że teraz zagrażają mocarstwowej pozycji USA, ale nie mają zamiaru wprowadzać zachodnich wzorców w rządzeniu, woląc kierować się własnymi. I wcale im się nie dziwię - w końcu historia Chin liczy sobie lat kilka tysięcy, gdy tymczasem USA niewiele więcej, niż 200... Chińska filozofia powierzania władzy w ręce wykwalifikowanych ludzi wcale przemawia do rozsądku, biorąc pod uwagę, że demokracja już nie raz wyłoniła spośród siebie nieudaczników i szaleńców.
Książka ta zawiera wiele informacji na temat współczesnej historii Chin, ich polityki i sytuacji gospodarczej. Od autorytaryzmu i tragicznych pomysłów Mao przez poluzowanie Denga, po ponowny zwrot ku autorytaryzmowi Xi Jinpinga. Przy czym liczyłam na twarde fakty, gdy tymczasem te otrzymujemy głównie w postaci danych statystycznych, a spora część tej pozycji poświęcona jest przytaczaniu różnych punktów widzenia na chińską drogę, wizji jakie mają i politycy, i eksperci, i intelektualiści - zarówno z Chin, jak spoza nich. Mamy więc tu do czynienia z opiniami i różnymi dywagacjami. Problem, jaki z tym miałam był ten, że autor okropnie się powtarza - wielokrotnie powtarza te same informacje, wielokrotnie miałam poczucie, że dochodzimy już do konkluzji, a tu autor... zaczyna wszystko od nowa. Miałam więc wrażenie, że kręcę się w kółko i stąd lektura Wielkiego renesansu szła mi jak po grudzie - nawet nie dlatego, że książka jest nudna (bo nie jest). A wszystko sprowadza się do tego, że Chiny idą własną drogą, czerpiąc z tradycji konfucjanizmu, konsekwentnie, krok po kroku wdrażając kolejne reformy i dążąc do odzyskania swojej pozycji na arenie światowej. Nieraz człowiek myśli, że moglibyśmy się od nich uczyć, skoro w Chinach autostrady czy linie szybkich kolei powstają w mgnieniu oka, a u nas wszystko trwa w nieskończoność. Podziw też niewątpliwie wzbudza przysłowiowa chińska mentalność planowania na lata, a nie na kilkuletni okres rządów - aczkolwiek ponoć to nasze wyobrażenie o Chińczykach jest lekko przekłamane i nie zawsze to tak w Państwie Środka wygląda. Tak na dobrą sprawę Góralczyk omawia tylko politykę, nie wiadomo tak naprawdę jak Chińczycy dokonali takiego skoku gospodarczego w tak krótkim czasie - jak wyglądało to praktyce (nie tylko w partyjnych dekretach). Nie dowiemy się także wiele z tej książki o problemach społecznych, ani o tym, jak to wszystko wygląda z punktu widzenia zwykłego Chińczyka. Warto zauważyć, że Góralczyk ani słowem nie wspomina o chińskiej propagandzie sukcesu, o blokowaniu zachodniego internetu i wprowadzaniu elektronicznych narzędzi kontroli społecznej. W ogóle mało jest tu o nowoczesnych technologiach, co jest błędem, gdyż przecież na tym obecnie opiera się nasz świat i w tym kierunku też Chiny podążają.
Fakt jest faktem, że Góralczyk stara się być obiektywny, bynajmniej nie zachodniocentryczny - nie feruje wyroków, nie uważa, że nasza demokracja jest wspaniała, a to, co wypracowali sobie w Chinach jest be. Przytacza różne punkty widzenia i różne opcje. Wspomina chińskie problemy, ale jakie państwo nie ma problemów... Mnie tylko przyszło na myśl, jak pogodzić trzymanie ludzi za pysk, wbijając im do głowy posłuszeństwo - z kreatywnością i nieszablonowym myśleniem, które jest nieodzowne jeśli chce się stawiać na innowacyjność.