W dziale z książkami dla dzieci można czasem trafić na taką pozycję, z którą do końca nie wiadomo co ostatecznie począć... Niby ma ilustracje, niby jest krótka i niby operuje prostymi zdaniami, co powinno nas przekonać, że można ją przeczytać maluchom. Nawet, jeśli dotyczy emocji niepożądanych, bo przecież i z nimi trzeba się jakoś oswoić. Kiedy jednak przystępujemy do czytania, okazuje się, że pojawiają się wątpliwości...
U mnie pojawiły się one w przypadku "Książki o smutku" Michaela Rosena, do której ilustracje wykonał Quentin Blake. Właściwie tłumaczenie oryginalnego tytułu jest nie tyle mylące, co zwyczajnie niepełne. Tytuł powinien raczej brzmieć: "Smutna książka Michaela Rosena", co bardziej odpowiadałoby treści. Bo w istocie to książka autobiograficzna. I tak - smutna. Jest to bowiem opowieść o stracie syna i nieustannym smutku, który towarzyszy załamanemu ojcu, wspominającemu chwile, które już się nie powtórzą. To opowieść bez pięknego, optymistycznego zakończenia, choć bardzo poruszająca. W jakiś sposób terapeutyczna, ale przede wszystkim dla autora. I być może (choć nie jestem tego pewna) dla innych rodziców, którzy zmagają się z cierpieniem po śmierci dziecka.
Ostatnio na zajęciach z biblioterapii usłyszałam, że są takie książki, które w terapii trudno jest wykorzystać. To najczęściej książki, które przyniosły pewną ulgę piszącemu, ale dla czytelników i terapeutów stanowiące duże wyzwanie. Sądzę, że ta zalicza się do tej właśnie kategorii.
https://www.instagram.com/justynaczytuje/?hl=pl
https://www.facebook.com/JustynaCzytuje
Na pewno podobała mi się mniej niż inne teksty literatury dziecięcej ponieważ wole magiczny świat niż pokazywanie poprzez wyjaskrawienie. Świat Harry’ego, muminkow, szatana czy Pippi jest mniej wyjaskrawikny, czarno-biały a trochę więcej w nim swobody i filozofii, ew. Przygod. Niemniej ciekawy wątek pedagogiczny i tego jakie prawa ma dziecko, jaka decyzyjność i podmiotowość.