Dziennik klikomanki Floria Netnicka 3,7
ocenił(a) na 96 lata temu ,,Dziennik klikomanki” otrzymałam jako nagrodę(bodajże za ilość wypożyczonych ze szkolnej biblioteki książek) w piątej klasie podstawówki. Początkowo spodziewałam się, że będzie to typowa książka o perypetiach dorastającej dziewczyny. Jakże się myliłam. Ta książka to świetne, przekazujące rzetelną wiedzę w lekkiej formie źródło wiedzy o operze i innych formach teatralnych. Myślę, że była jednym z czynników, które sprawiły, że zainteresowałam się teatrem.
Forma książki jest stylizowana na internetowy dziennik nastolatki(biorąc pod uwagę niektóre jej opinie, można powiedzieć, że młodszej nastolatki). Do tego stopnia, że autor Piotr Bogusław Jędrzejczak ukrył się pod pseudonimem Florii Netnickiej(narratorka powieści),a ilustrator Ryszard Kaja pod nazwiskiem Leon Sztankiet(książkowy wuj Florii). Floria otrzymała to oryginalne imię po głównej bohaterce opery ,,Tosca”, a było to życzenie jej ciotki Praksedy, znanej śpiewaczki operowej. Gdy Floria zaczyna dorastać, ciotka postanawia zarazić ją miłością do opery i zaprasza do siebie na podwieczorki na których oprócz ciastek i napoi serwuje się też gościom niezwykłe teatralne opowieści.
Nie rozumiem niskich ocen tej książki. Owszem, nie jest to typowy dziennik nastolatki, może jestem dziwna, ale dla mnie to była wspaniała przygoda z mnóstwem cennych informacji. Oczywiście, dla tych, którzy znają się na teatrze i operze ,,Dziennik klikomanki” nie jest może niczym odkrywczym, ale dla dwunastolatków(tyle miałam mniej więcej lat, gdy po raz pierwszy przeczytałam tą książkę) to świetne źródło wiedzy i bodziec, by zainteresować się sztuką. Książkę czyta się bardzo lekko i przyjemnie, a anegdotki i teatralne przygody ciotki Praksedy, jej męża Leona, dyrygenta Funia oraz tanecznego duetu Pas de Deux dodają książce uroku i humoru. ,,Dziennik klikomanki” jest świetny na poprawę humoru, a zarazem(właśnie przez swoją lekką i prostą formę) pozwala przyswoić sobie wiele informacji. Postacie są zabawne, barwne i cudownie ekscentryczne. Jak ktoś już wspomniał - ,,żurki” u ciotki Praksedy mają w sobie coś z podwieczorków u Szalonego Kapelusznika.
Polecam gorąco. Tylko trzeba przymknąć oko na prostotę i niekiedy łopatologiczne wyjaśnienie pewnych kwestii – to w końcu książka skierowana głównie do młodszych czytelników.
,,W każdym z nas, do końca życia, tkwi dziecko. I to właśnie wielka sztuka potrafi je, przynajmniej na chwilę, obudzić.”