Marian Sworzeń, ur. 1954 r. w Katowicach, od 1980 r. mieszka w Mikołowie. Z wykształcenia i zawodu prawnik, z zamiłowania pisarz. Był m.in. sędzią Sądu Rejonowego, właścicielem antykwariatu książkowego, przewodniczącym lokalnego Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, radnym i wiceburmistrzem Mikołowa (w czasie swej kadencji doprowadził do utworzenia Instytutu Mikołowskiego w mieszkaniu Rafała Wojaczka). Członek redakcji pisma literackiego „Arkadia” oraz zarządu Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego. Członek Polskiego PEN Clubu. Autor słuchowisk radiowych, sztuk scenicznych i powieści, m.in. Czaadajew („Dialog” 2007),Niepoprawni (2006),Melancholia w Fausheim. Powieść o rewolucji w Monachium (2008).http://
W czasach zapominania totalitarnych zbrodni, Sworzeń odkrywa kulisy haniebnego rejsu komunistycznych pisarzy, którzy przepłynęli luksusowym statkiem Kanał Białomorski, by potem wychwalać go w swoich pismach, jako wspaniałą inwestycję stalinowskiej Rosji. Ześwinienie artystów, którzy - czasem ze strachu, czasem dla wygody, pieniędzy, sławy - idą na daleki kompromis ze zbrodniami, przymykają oczy na śmierć tysięcy ludzi przy budowie bezsensownego Kanału, opiewają zasadność przedsięwzięcia, które okazało się fiaskiem. Czasem miernoty, czasem geniusze, a czasem pisarze, którzy by pewnie i na Zachodzie wyprodukowali niezgorsze czytadła, w świecie komunistów okazali się mieć gumowe kręgosłupy.
Autor opisał nie tylko mechanizm zakłamania ale i oprócz tego dał opis kilkudziesięciu sylwetek pisarzy rosyjskich i sowieckich. Solidna porcja erudycji w jednym woluminie.
Książkę Sworznia przeczytałem w kilka dni, odstawiając na bok inne, poważniejsze projekty. Po prostu nie mogłem sie oderwać, może dlatego, że sam chciałbym odbyć podobną podróż.
Sworzeń to przypadek erudyty-numerologa-grafomana, któremu wszystko sie kojarzy - na przykład w numerze biletu kolejowego widzi on jednocześnie daty bitew, liczbę lat panowania hetmana Mazepy, numerologiczną wartość swojego włąsnego imienia itp. Facet nie może się napić wódki bez ciągu skojarzeń łączących Ukrainę, Górny Śląsk, Rosję, Nabokova, Gogola i Bułhakowa. Właściwie 60% książki to taka właśnie nić krótkich skojarzeń, głównie historyczno-kultorowych. 30% to nieco bardziej konkretne wzmianki o Gogolu, a pozostałe 10% to właściwy dziennk podróży po Ukrainie 2007 roku.
Styl Sworznia nieco kojarzy mi się z Herbertem i jego esejami o malarstwie i kulturze europejskiej, chociaż u Herberta jest znacznie mniej numerologii i trochę na siłę budowanych piętrowych skojarzeń.
Osobiście czytało mi się to bardzo dobrze, znalazłem u Sworznia kilka inspiracji, np. z pewnościa sięgnę teraz po Kucharzewskiego i Bunina. Obawiam sie jednak, że Sworzeń byłby mniej strawny dla czytelnika o chłodniejszym stosunku do Gogola, Ukrainy itp. No, ale chyba właśnie na tym polega literatura wysoka.