Julian Kulski: Prezydent okupowanej walczącej Warszawy Magdalena Stopa 2,0
ocenił(a) na 23 lata temu Bezsensowna książka. W zamierzeniu miała być biografią Juliana Kulskiego, okupacyjnego prezydenta Warszawy. Owszem, faktycznie, raczej dziś już zapomnianego. Co jednak zrobiła autorka, żeby go przypomnieć? No cóż, przede wszystkim streściła wydany w 1982 roku pamiętnik Kulskiego, nie stroniąc od sążnistych cytatów. Tam, gdzie kończy się pamiętnik - czyli po upadku Powstania Warszawskiego - tam kończy się i zborna część opracowania. Dalej jest chaotyczna mieszanka cytatów z nieukończonego pamiętnika obejmującego okres powojenny, prywatnych listów do rodziny, testamentu (w pełnym brzmieniu) i... biografii syna.
O Kulskim seniorze i jego powojennych losach jest tam tyle, co kot napłakał, mimo że aż się prosiło dać tu większe fragmenty nieukończonego pamiętnika. W końcu nie był wydany i zapewne zawiera sporo ciekawych, nieznanych szerzej informacji. Ale nie, cytaty mamy głównie z tego pierwszego pamiętnika, który ze względu na wysoki nakład jest łatwo dostępny w antykwariatach. O rodzinie, o której Kulski praktycznie nie wspomina w swojej książce, autorka również milczy. Jest może z jedno zdanie o bracie prezydenta, dyplomacie (plus z jeden czy dwa listy chwalące wydanie książki przez PWN),i może akapit o córce, która wyszła za kalwińskiego pastora, Bogdana Trandę. Inaczej sprawa wygląda z synem, Julianem Eugeniuszem. Są fragmenty jego wspominków, opisowa bibliografia, a nawet... kilkustronicowy wywiad. O jego wojennych przeżyciach. W biografii mającej przybliżyć postać jego ojca.
To jednak nie wszystko. Książka została wydana w niewygodnym, dużym formacie (16,5 x 23,5 cm),i to na papierze kredowym! Po co? Bo autorka dorzuciła do opowieści setki zdjęć. Fantastyczna sprawa, można by pomyśleć. Kulski, rodzina, i te rzeczy. Otóż wcale nie. Te zdjęcia są na ogół zupełnie losowe, oderwane od sedna narracji. Po prostu - mowa jest o wizycie Kulskiego w Nowym Jorku? To ciach, ląduje jakiś przypadkowy widoczek Nowego Jorku z epoki. Mówimy o Legionach Polskich? No to leci Piłsudski podczas kampanii na Wołyniu czy msza polowa w Kielcach. Mówimy o okupacji? No to można wrzucić jakiś tramwaj obłożony pasażerami. O Powstaniu? To lecimy z pomnikiem Powstania. Że nie ma to faktycznego związku z Kulskim? I co z tego, skoro zdjęcia są takie fajne, i tak łatwo rozdmuchują objętość. Ba! Niektóre można wrzucić w powiększeniu - na całe dwie strony. Co sobie żałować...
Ta książka jest swego rodzaju komiksem dla nowoczesnego czytelnika, męczącego się większą iloścą tekstu. Jest kolorowo, z mnóstwem obrazków, z osobistym zaangażowaniem autorki ("słuchałam rozmowy" z magnetofonu, "przede mną gruba teczka", a do tego opis wyglądu teczek, opis drzwi do archiwum, itd.),i z brakiem myśli przewodniej. No i ten pretensjonalny tytuł: "Prezydent okupowanej walczącej Warszawy". Tej niewalczącej - jeśli w ogóle taka istniała - nie był prezydentem, czy jak?
Podobno rodzina była niezadowolona z efektu końcowego. Jeśli to prawda, wcale jej się nie dziwię...