Książki zbójeckie Wojciech Karpiński 7,6
ocenił(a) na 72 tyg. temu Książkę czytałem kilka (bardziej 9 niż 3) lat temu i opinia to raczej luźna impresja dotycząca jej treści i kilka cytatów. Przede wszystkim robią wrażenia nazwiska owych zbójników. Właściwie cała śmietanka ( i to co najmniej 30%-owa) polskiej literackiej emigracji: Miłosz, Wat, Stempowski, Herling, Jeleński, Czapski, Gombrowicz.
Każde z tych nazwisk solowo właściwie jest na swój sposób legendą, a co dopiero jeżeli oni wszyscy tworzą team. Nic tylko paść na kolana...ale bez przesady, chociaż Karpiński sytuuje tę generację właściwie na równi z romantycznym kwartetem, czyli Mickiewiczem, Słowackim, Norwidem i Krasińskim i nazywa te środowiska (trochę za Miłoszem) "ustawiaczami głosu" literatury polskiej.
Kilka zdań.
W przypadku Jeleńskiego, jego zasługi to nie jakiś szczególny dorobek literacki, ale trochę niewdzięczna praca popularyzatora, czy wręcz ambasadora polskiej powojennej literatury w ówczesnej Europie i USA. Dzięki robocie Jeleńskiego murowanym noblistą stał się Gombrowicz, ale przedwczesna śmierć autora "Ferdydurke" trochę pokomplikowała sprawę. Z Miłoszem się udało, ale tutaj pomagał też sporo Giedroyc.
Trochę jako anegdota historia z Watem, w okresie kiedy przebywał jeszcze w Polsce, czyli 1949 rok:
Kino w Zakopanem dostało film "Hamlet" z Olivierem na trzy dni. Lud okoliczny, czyli górale i góralki walił drzwiami i oknami, nie wyłączając staruszków i dzieci.
Pyta się Wat górala: A co wam się tak podoba? Przepych królewskiego dworu?"
Góral odpowiada:"Jaki przepych? Bodajby się nawzajem pozarzynali!
Przy okazji eseju o Gombrowiczu, Karpiński przytacza bardzo ciekawy fragment, w którym Gombrowicz daje trochę "popalić" Nałkowskiej, ale tak naprawdę jest to ilustracja trochę szerszego zjawiska jakie dostrzegał chyba nie tylko Gombrowicz:
"Ale bo ja w gruncie rzeczy nie cierpiałem takich Europejczyków jak Nałkowska przyswajających sobie savoir-vivre Europy, a uchylających się od istotnej konfrontacji z Zachodem. Była to w moim pojęciu imitacja Europy, nie zaś rzetelna z nią styczność. Gdyby Nałkowska była silniej, boleśniej związana z rzeczywistością polską… Gdyby poszła śladami Szopena, który zdobył Europę swoją polskością, czyli swoją osobistą, autentyczną rzeczywistością… ale ona czuła się bliższa Szymanowskiemu, który – choć tak utalentowany – nigdy nie zdołał dotrzeć do swojej rzeczywistości osobistej, więc i narodowej…wyzyskiwał ją estetycznie, ale nie zdobywał duchowo. Była więc Nałkowska bardziej ambasadorem Europy w Polsce, niż przedstawicielem Polski w Europie, a to według mnie nie była najlepsza metoda żeby przeobrazić się w rzetelnego Europejczyka.”
Szymanowski w tym fragmencie to oczywiście Karol Szymanowski.
Książka ciekawa, chociaż nie czyta się jej łatwo, miło, i przyjemnie. Ale ze zbójcami tak już bywa, że znajomość z nimi nie należy do przyjemności.