Najnowsze artykuły
- ArtykułyKsiążki o przyrodzie: daj się ponieść pięknu i sile natury podczas lektury!Anna Sierant4
- ArtykułyTu streszczenia nie wystarczą. Sprawdź swoją znajomość lektur [QUIZ]Konrad Wrzesiński34
- ArtykułyCzytamy w weekend. 10 maja 2024LubimyCzytać409
- Artykuły„Lepiej skupić się na tym, żeby swoją historię dobrze opowiedzieć”: wywiad z Anną KańtochSonia Miniewicz2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Carol Kline
4
6,6/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,6/10średnia ocena książek autora
341 przeczytało książki autora
492 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Sekret szczęścia. 7 fundamentów życiowej radości
Carol Kline, Marci Shimoff
6,8 z 70 ocen
273 czytelników 10 opinii
2010
Najnowsze opinie o książkach autora
Balsam dla duszy miłośnika kotów Jack Canfield
7,6
Często bywa tak, że umiłowanie książek idzie w parze z umiłowaniem kotów.
Chyba większość czytelników jest jednocześnie kociarzami. Lubimy, gdy podczas pochłaniania kolejnych stron powieści, kot miarowo pomrukuje i grzeje nasz bok, kolana, brzuch lub dowolną część ciała, na której akurat miał ochotę się położyć. Niniejsza książka szczęśliwie łączy te dwie przyjemności.
„Balsam dla duszy miłośnika kotów” to zbiór krótkich opowiadań. Mówią one, jak sam tytuł wskazuje, o kotach – zwierzętach niezwykłych, hipnotyzujących i pełnych swoich tajemnic. Na kartach książki okażą swoją miłość, przywiązanie, jak również niezależność i dziki instynkt, którego nie da się stłumić. Potrafią wzruszyć, rozbawić, a nawet przestraszyć.
Z całego zbioru wynotowałam kilka historii, które uznałam za najbardziej interesujące. Są to: „Taka ryba!” (o kocie, który wtykał swój nos nie tam gdzie trzeba),„Ciepłe skały i trudne lekcje” (o podobieństwach w ludzkim i kocim macierzyństwie),„Czarne Żelki” (o zaklinaniu rzeczywistości za pomocą jednego słowa),„Dwa kociaki” (o kocie, który potrafił się rozdwoić bez uszczerbku na zdrowiu),„Itede, itede, itede” (o kocie, który stoczył pojedynek) oraz „Dzyń! Dzyń!” (o tym jak dobre chęci mogą doprowadzić nas do scen jak z filmu grozy). Te opowiastki były naprawdę ciekawe, z pomysłem. Po przeczytaniu każdej z nich myślałam sobie: „O! To jest historia, którą chciałam usłyszeć”.
Były również inne dobre opowiadania – po prostu nie zapadły mi aż tak w pamięć, nie miały tego „czegoś”. Bywały też słabsze historie; tak przerysowane i przesłodzone, że aż trudno było uwierzyć w ich autentyczność. Kot obejmuje łapkami twoją twarz i patrzy ci głęboko w oczy, ponieważ płaczesz? Mój kot dla zabawy walnąłby mnie łapkami po twarzy, potem skoczyłby mi na głowę i uciekł gdzieś, gdzie bezkarnie można ciągnąć za zasłony i skakać po meblach. Chociaż może też tak być, że to ja mam w domu kocich degeneratów, a wszystkie te lukrowane historie są prawdziwe.
Co może być jeszcze męczące w niektórych opowiadaniach to przewidywalność. Typowy schemat wygląda tak, że główny, ludzki bohater udaje się do schroniska, tam zakochuje się w najstarszym / najbrzydszym / najtrudniejszym kocie, zabiera go do domu i tam po jakimś czasie stają się najlepszymi przyjaciółmi. Zazwyczaj pojawia się łzawe zakończenie, w którym kot musi być uśpiony z powodu nieuleczalnej choroby, ale po śmierci patrzy na swojego pana / panią z różowego obłoczka w niebie. Gdy czyta się jedną taka historię to owszem, można się wzruszyć, rozczulić, pochwalić promocję adopcji zwierząt ze schroniska i tak dalej. Jednak gdy czyta się dziesiątą, piętnastą historię w tym stylu, a cukier, brokat i łezki zaczynają pokrywać niekończącą się liczbę stron, to może coś człowieka trafić. Więc „Balsam...” mógłby być spokojnie skrócony o połowę opowiadań i nadal byłaby tam wystarczająca liczba wartościowych i ciekawych historii.
Mimo to, jak najbardziej polecam „Balsam dla duszy miłośnika kotów”. Można w nim znaleźć świetne historyjki, pełne humoru, ciepła i mądrości. No i są tam koty… Kochane sierściuchy, bez których nasze życie byłby o wiele chłodniejsze i bledsze. Pisząc te słowa mam na kolanach śpiącą kotkę. Ona mruczy, ja stukam w klawisze na klawiaturze – każdy kociarz wie, że takie chwile są prawdziwym balsamem dla duszy.
[Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki, dziękuję wydawnictwu Rebis.]
Balsam dla duszy miłośnika kotów Jack Canfield
7,6
Przed kilkoma tygodniami otrzymałam dwie perfekcyjne książki, których tytuły od razu skojarzyły mi się z czasami nastoletnimi. Seria „Balsam dla duszy” cieszy się popularnością już od dawna. Pamiętam, że w szkolnej bibliotece można było znaleźć rozmaite wersje tych publikacji — dla nauczycieli, matek, ojców, podróżników, i tak dalej, i tak dalej. Podsumowując, cała masa. Wtedy podchodziłam do tego z przymrużeniem oka, trochę omijając półki wypełnione egzemplarzami. No, ale perspektywy mają to do siebie, iż z wiekiem ulegają zmianom. Tym sposobem trafiłam na nowe wydania „Balsamu dla duszy miłośnika psów i kotów”. Uważam, że obie książki są ze sobą integralne, dlatego postanowiłam napisać jedną recenzję, aby nie powielać swoich opinii. W końcu całość przeczytałam praktycznie równocześnie, niczym powiązane tomy. To była aż za duża dawka przeróżnych emocji, naprawdę!
Od dawna ludzie lubią zasypywać się argumentami w kwestii psiaków i kociaków. Sprawa, oczywiście, dotyczy tego, które zwierzaki są wierniejsze, mądrzejsze, grzeczniejsze… A ja nie będę wybierała żadnej opcji, bo jestem dumną opiekunką (nie przepadam za słowem „właściciel”) dwóch szczekaczek oraz jednej mruczki. Owe trzy dziewczęta towarzyszyły mi w trakcie lektury, troszkę zdziwione nagłym przypływem czułości z mojej strony. Ale pewne uczucia są silniejsze. Obie publikacje aż po brzegi wypełnione są okrutnie wzruszającymi historiami. Momentami zabawnymi, choć ciągle podszytymi ogromną dozą melancholii. Nieustannie odkrywałam dobrze znany fakt, że chyba nie zasłużyliśmy na przyjaźń zwierząt.
Ja wiem, niektórzy uznają te opowieści za mdłe, przelukrowane, za słodkie. Jednak miłośnicy czworonogów wiedzą, że w ich przypadku trudno opierać się przed „wymiotowaniem tęczą”, kolokwialnie rzecz ujmując. Wspomnienia opiekunów zostały okraszone prostym językiem, rozdziały są krótkie, acz treściwe. Mimo nawału imion, sytuacji pewni bohaterowie wyjątkowo tkwią w głowie, u każdego inny, bowiem zdecydowanie uniknięto monotonii. Wszystkie historyjki są oryginalne, specyficzne, po prostu urocze, wbrew kilku smutnym zakończeniom, poprzedzonym wieloma szczęśliwymi latami. Wieloma, ale ciągle niedostatecznymi…
Doskonale rozumiem, że istnieją ludzie, którzy za zwierzętami nie przepadają, choć czasami nawet sami nie wiedzą, gdzie leży problem. I sugeruję podsunąć im jedną z tych pozycji. Może postanowią zmienić utarte zdanie? Zbliżyć się do jakiegoś psa lub kota potrzebującego pomocy? Bo sądzę, iż „Balsam (…)” istotnie nim jest. W oryginale tytuł to „Chicken Soup for the (…) Soul”. A rosoły są rozgrzewające oraz uleczające. Tak, po polsku niektóre rzeczy brzmią gorzej, acz teraz, na jesienną pogodę, pozostanę przy języku angielskim, rekomendując zbiorowe dziełka grupy Becker/Canfield/Hansen/Kline/Shojai. Z okładek spoglądają eleganckie rasowce. A ja gwarantuję, poczytacie też o idealnych mieszańcach!
Możliwe, że jestem totalnym mięczakiem, skoro te niepozorne książeczki aż tak mnie wzruszyły. Ale absolutnie nie wstydzę się swoich łez. Ze strony zwierząt doznałam mnóstwo dobroci, więc z przyjemnością przeczytałam równie piękne historie, zebrane w dwóch uroczych tomach. Jeśli Wy też bezgranicznie kochacie psy i koty, to z pewnością warto sięgnąć po „Balsam dla duszy (…)” — albo podarować komuś, kto potrzebuje podobnych emocji. Osobom zmagającym się ze stratą najlepszego przyjaciela…? Szukającym ukojenia oraz ciepła.